18.12.2023

Co robi swiadomość?

Świadomość jest wypełniona myśleniem, bo myślenie może dotyczyć czegokolwiek. Jest wypełniona myśleniem, co oznacza, że jest wypełniona wartościami, jak chciał Scheler, bo myślenie jest wartościujące. Myślenie tworzy bowiem wartości i jest w stanie potraktować cokolwiek (czyli właściwie wszystko) jako wartość -- zasadniczą lub użytkową. Można powiedzieć, że faktycznie myślimy wartościami (każde pojęcie podlega bowiem wartościowaniu poprzez odniesienie do innych pojęć). Myślenie ma zdolność zestawiania i porównywania pojęć, co powoduje, że przedkłada jedne rzeczy (pojęciowe) nad inne wartościując je w dowolny sposób. Dzieje się tak, ponieważ myślenie zanegowało poznanie i porzuciło kontakt z realnością. Realności (rzeczy realnych) dotyczy wyłącznie poznanie, natomiast myślenie zrodziło się z negacji poznania czegoś realnego (zob. Kartezjusz i Kant). 

Dlatego świadomość staje się takim workiem wypełnionym myśleniem i dowolnymi wartościami. W takim układzie tworzenie hierarchii wartości jest czymś zupełnie dowolnym, nawet jeśli odwołujemy się do wiedzy pojęciowej płynącej z klasycznego poznania rzeczywistości. W świadomościowym systemie wartości nie ma żadnych zasad czy praw, które rozstrzygałyby o ważności wartości i wyższości jednych nad drugimi. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w tzw. kulturalizmie, gdzie dowolnie żongluje się ważnością i hierarchią wartości. Dziś na przykład mamy cancel culture jako absurdalne odrzucenie jednych wartości z racji myślenia ideologicznego o innych wartościach. Wystarczy zobaczyć, co mówi się u nas o średniowieczu (sic!).

Co robi świadomościowy człowiek?

Można już wyraźnie zauważyć, że człowiek żyjący świadomościowym myśleniem nie radzi sobie z rzeczywistością. Dzieje się tak dlatego, że myślenie wartościuje tylko pojęcia, a nie rzeczywiste wydarzenia czy stany duchowe człowieka. Człowiek jest istotą rozumną, ponieważ posiada rozumną duszę (duchowe wyposażenie w rozumne władze). To sprawia, że człowiek w swoim działaniu kieruje się celem i poszukuje takiego celu w realnym świecie. Nasza rozumność (trzy władze duchowe) informuje nas bowiem  o realności i jej aspektach, czyli własnościach.

Kiedy jednak zaczynamy kierować się samym myśleniem, to jesteśmy zdani na poszukiwanie wyłącznie w swojej świadomości. A przecież świadomość tworzy świat pomyślany, czyli wirtualny, jak dziś mówimy, gdzie wszystkie elementy (pojęcia) mają taką samą pomyślaną wartość. Dlatego posługując się myśleniem i poszukując celu w obrębie myślenia, jesteśmy skazani na bieganie po omacku w chaosie wartości chwytając się chwilowo czegokolwiek (dowolnych wartości pojęciowych). Jeżeli cokolwiek wybieramy, to dzieje się na zasadzie wolności, czyli swobody myślenia. Nasze myślenie nie jest niczym ograniczone, a już na pewno nie podlega ograniczeniu przez realność. Stąd w języku polskim powiedzenie, że możemy wymyślać sobie niestworzone rzeczy. Ale jak żyć w takim świadomościowym chaosie, nawet jeśli byłby to chaos wartości. Człowiek musi żyć w realnym świecie.

27.10.2023

Postawa racjonalna albo emocjonalna (zakończenie)

 Już w starożytnej Grecji ukształtowały się dwie postawy życiowe -- jedna racjonalna a druga hedonistyczna. Stoicka postawa racjonalna postulowała zachowanie spokoju duchowego i harmonii wewnętrznej. Stawiała więc na opanowanie i wstrzemięźliwość sfery uczuciowej. Człowiek powinien rozważnie przyjmować wydarzenia życiowe, oczywiście dbać przy tym o to wszystko, co od niego zależy, jednak nie ekscytować się trudnościami lub przeciwnościami. Postawę stoicką charakteryzuje spokój i rozwaga.

Przeciwieństwem był epikurejski hedonizm i życie okraszone przyjemnościami. Epikurejczycy uważali, że szczęście daje człowiekowi osiąganie przyjemności. Człowiek miał być otwarty na zewnątrz i czerpać stamtąd możliwe przyjemności. Doznawane przyjemności miało budować wewnętrzne zadowolenie. Natomiast stoicyzm stawiał na rozwój wewnętrznego ładu (zgodności z naturą), który pozwalałby nam znosić trudności i przykrości. Obie te postawy życiowe funkcjonowały przez całą historię, ale trzeba pamiętać, że odnosiły się wyłącznie do zachowań indywidualnych ludzi.

Kłopoty społeczne pojawiły się wtedy, gdy z jednej strony zanegowano racjonalne odniesienie się człowieka do rzeczywistości (do natury i zgodności z naturą), a z drugiej strony zrobiono z hedonizmu (hedonistycznego konsumpcjonizmu) zasadę życia społecznego. Taka zbitka ideologiczna stała się powodem dzisiejszego kryzysu cywilizacyjnego.

Na koniec możemy stwierdzić, że wszystko zależy od naszego pojmowania i rozumienia natury człowieka. Grecy postrzegali człowieka jako złożonego z duszy i ciała. Jeśli więc uznawano człowieka za duchowego, to stawiono na jego rozumność, ale jeśli człowiek jawił się jako cielesny, to górę brała jego zmysłowa cielesność przejawiająca się głównie w przeżywaniu przyjemności. Niemniej oba podejścia -- racjonalne lub afektywne -- traktowano jako równorzędne, czyli zgodne z naturą człowieka. Wydaje się, że na tym poziomie wiedzy o człowieku sprawa nie mogła uzyskać rozstrzygnięcia w jedną lub drugą stronę. 

Dopiero gdy spojrzymy na ten problem z nowej perspektywy, czyli niejako z góry -- z poziomu egzystencjalnego, to wtedy kwestia może się wyjaśnić. Na poziomie egzystencji mamy bowiem podwójną podmiotowość osoby i życia. A zatem celowość  i kres naszego ludzkiego działania powinien być rozstrzygnięty właśnie na poziomie egzystencji. Możemy w uproszczeniu przyjąć, że osoba zarządza naszą duchowością, a życie (o charakterze nadprzyrodzonym) zarządza naszą cielesnością. W tym ujęciu rozwiązaniem jest wniosek, że spełnienie osobowe oraz spełnienie życiowe powinny się spotkać w pewnym punkcie lub momencie. Otóż takim spotkaniem zdaje się być jednoczesne zbawienie i zmartwychwstanie. Tak więc dopiero w niebie nasza duchowość i cielesność uzyskają doskonałe wypełnienie. Tutaj na ziemi ludzie zawsze będą rozdarci pomiędzy rozwojem duchowości bądź cielesności. Oczywiście rozwiązanie, o którym mowa, podpowiada nam religia katolicka.

23.10.2023

Słońce już zaszło...

 


Jak należy rozumieć racjonalność ludzkiego działania? /1

Każdy powie, że racjonalność działania wynika z posiadania przez człowieka rozumu. W potocznym ujęciu to rozum działa racjonalnie, zaś człowiek posługuje się swoim rozumem od zawsze i na co dzień. Dlaczego więc raz mówimy, że człowiek działa racjonalnie, a innym razem, że działa irracjonalnie? Od czego to zależy? 

Człowiek posiada duchową władzę poznawczą określaną mianem umysłu. Umysł służy człowiekowi do poznawania otaczającego go świata (różnych rzeczy tworzących ten świat. Efektem tego poznania staje się rozumienie poszczególnych rzeczy. Poznajemy konkretne rzeczy i zdobywamy ich rozumienie. Dlatego o umyśle mówimy jako o rozumie. Zdobyte rozumienie informuje nas, czym są dane rzeczy, a konsekwencją tego rozumienia jest wiedza o tym, do czego mogą posłużyć poznane rzeczy.

Wiemy już od dziecka, że woda służy do picia, kamienie lub drewno mogą służyć do budowy domu, książka służy do czytania, a rower do jeżdżenia. Nasze poznanie i działanie w świecie uczy nas, czym są różne rzeczy i do czego mogą nam służyć. Już na podstawie przytoczonych przykładów widzimy, że poznajemy różne rzeczy naturalne, ale również poznajemy rzeczy wytworzone przez człowieka (dzieła techniki i sztuki). Na co dzień okazuje się, że łatwiej jest nam zrozumieć i poznać wytwory techniczne niż byty naturalne. Ale przecież doskonale odróżniamy zwierzęta i rośliny i nie mamy z tym problemu.

Dzięki poznaniu umysłowemu ujmujemy bowiem jakieś wewnętrzne zasady określające charakter i działanie, czyli naturę danej rzeczy. Rozumiemy więc, że rośliny mają jakąś wewnętrzną zasadę i moc, która powoduje, a może nawet nakazuje im działać w jeden określony sposób, czyli wzrastać i rozwijać się, czy wreszcie owocować. Natomiast zupełnie inaczej wygląda sprawa zwierząt. Widzimy, że się poruszają samodzielnie, że same poszukują pożywienia lub wody, a w przypadku zwierząt domowych widzimy, jak się rozmnażają – jedne z jajek a inne z samicy zapłodnionej przez samca. Wszystko to razem sprawia, że poznajemy i rozumiemy, jak działa i rozwija się życie jako zasada rodzenia (czyli wytwarzania wciąż nowych jednostek i pokoleń roślin lub zwierząt). Również poznanie surowców naturalnych pozwala nam zrozumieć ich naturę oraz możliwości wykorzystania do budowy domów lub możliwości przetwarzania i wykorzystania do napędu różnych pojazdów.

Zastanówmy się teraz, co jest takie ważne w tym poznaniu i rozumieniu naturalnych rzeczy? Otóż poznajemy ich wewnętrzną naturę i zdolność do działania, ale przy okazji tworzymy sobie jednoznaczną i określoną wiedzę. Nie będziemy się przecież spierać, czy zwierzęta są roślinami albo czy rośliny są kamieniami. Przez kolejne wieki wypracowaliśmy odpowiednią wiedzę ujętą dziś w konkretne nauki – geologię, botanikę, zoologię, albo też wiedzę techniczną (np. różne dziedziny mechaniki lub aerodynamiki).

Na podstawie tych przykładów widzimy, do czego służy nam rozumienia rzeczywistości. Nasz umysł posiada szerokie zdolności poznawcze do pojmowania i rozumienia poszczególnych rzeczy (ogólnie bytów naturalnych). Dlatego nasz ludzki umysł określamy najczęściej mianem rozumu, skoro wykorzystuje on rozumienie rzeczy tworzących otaczający nas świat. W związku z tym mówimy ogólnie o rozumności człowieka i z tej racji był on od początku filozofii określany jako istota rozumna (dawniej animal rationale czyli rozumne zwierzę). W podobny sposób ujmowano też wiedzę, jaką o realnym świecie tworzył sobie człowiek. Taką wiedzę nazywano racjonalną, a później racjonalistyczną. I taka wiedza teoretyczna przez długi czas dominowała w kulturze filozoficznej. Dopiero potem zastąpiono ją wiedzą empiryczną, jako lepiej ogarniającą funkcjonowanie świata przyrodniczego. Tak naprawdę wiedza racjonalna do tej pory współistnieje (może nawet konkuruje) z wiedzą empiryczną. Jedni naukowcy będą uważali, że oba typy wiedzy się uzupełniają, a inni że się wykluczają. Wydaje się, że podejście do tego problemy zależy od tego, czego dotyczą oba typy wiedzy (od ich przedmiotów).

Jak należy rozumieć racjonalność ludzkiego działania? /2

Stwierdziliśmy już, że wiedza dotycząca świata przyrody oraz świata fizycznego jest wyraźnie określona i jednoznaczna. Lecz co dzieje się z wiedzą dotyczącą człowieka? W tym przypadku wiedza zdaje się być bardzo skomplikowana, ponieważ mamy albo naukową wiedzę cząstkową, która opisuje i wyjaśnia jakiś wycinek realności człowieka (wiedza medyczna czy psychologiczna), albo próby ogarnięcia całej realności przy pomocy wiedzy filozoficznej, co z kolei kończy się pomysłami idealistycznymi lub wprost ideologicznymi. Jak widzimy na podstawie historii filozofii, wcale nie jest łatwo przedstawić jasną teorię ludzkiej realności, aby na tym gruncie wyjaśnić zasady lub motywy ludzkiego działania. I dlatego stale zderzamy się z problemem, czy człowiek działa racjonalnie, czy irracjonalnie? 

Zobaczmy więc, jak w tym zakresie interpretacji ludzkiego działania rozwijała się filozofia. Otóż Sokrates twierdził, że człowiek działa (i powinien działać) na podstawie posiadanej wiedzy. Tak więc zakres wiedzy miał według niego określać, czy człowiek działa prawidłowo i etycznie, czyli pożytecznie społecznie (politycznie), czy jednak będzie błądził z braku odpowiedniej wiedzy. Oczywiście chodziło o wiedzę umysłową, co od razu wskazywało, że człowiek powinien działać racjonalnie, czyli zgodnie z rozumem. Niestety takie racjonalistyczne podejście Sokratesa doprowadziło go do konfliktu z elitą polityczną, co w efekcie przypłacił życiem. Dlatego jego uczeń Platon doszedł do wniosku, że ludzie w sprawach społeczno-politycznych kierują się nie tylko rozumem lecz także emocjami i namiętnościami. Uznał, iż rozum musi przeciwstawiać się i walczyć z przemożnym wpływem namiętności i uczuć. Od razu więc pojawił się konflikt i sprzeczność pomiędzy rozumem a uczuciowością. Obie zdolności i władze duchowe są skłonne walczyć ze sobą (jak się okazuje na śmierć i życie).

Pełny obraz władz i zdolności duchowych człowieka przedstawił Arystoteles. Uznał, że dusza jest wyposażona w dwie władze rozumne – czyli umysł i wolę (chcenie i pragnienie działania) oraz uczuciowość niejako poza rozumną, kierującą się emocjami i namiętnościami. Było to potwierdzenie, że do działania nie wystarczy człowiekowi sam rozum z jego wiedzą, ale konieczna jest ostateczna decyzja o podjęciu jakiegoś działania, czyli chcenie (boulesis). Grecy mieli świadomość, że rozum zawsze zmierza do osiągnięcia jakiejś wiedzy (teoretycznej lub praktycznej), ale zdawano sobie sprawę, że sama wiedza nie jest w tanie napędzać działania, ona określa raczej sam kierunek działania. Potrzebna jest decyzja o działaniu (o podjęciu konkretnego działania) i taka decyzja leży w gestii woli (jako władzy chcenia). Jeżeli więc wola akceptowała i podejmowała propozycję rozumu, to sprawa wydawała się jasna. Można było przyjąć, że działanie jest racjonalne.

Zwracano jednak uwagę na to, że na działanie wpływ mają pojawiające się namiętności i uczucia. Uważano, że agresywne uczucia mogą zakłócać racjonalną decyzję woli i wybór jakiegoś działania. Co należało z tym zrobić? Przyjmowano, że namiętności i uczucia trzeba poskromić i ograniczyć wpływem rozumu. W przypadku pojawienia się gwałtownych uczuć należało zastosować racjonalną ocenę w postaci umiarkowania (należało wypracować ocenę rozumu). Oczywiście to wszystko sprawdzało się przy założeniu naczelnej roli rozumu kierującego postępowaniem człowieka.

Jednak po wielu różnych potyczkach i niepowodzeniach racjonalnej wiedzy uznano, że rozważania rozumowe nie odpowiadają zwykłej codziennej praktyce życiowej. Ostatecznie Kartezjusz zanegował przy użyciu totalnego wątpienia sens i potrzebę poznania umysłowego, na skutek czego pozostała w rozumie jedynie zdolność myślenia. Można przyjąć, że zdawał sobie sprawę, że myślenie nie jest poznawaniem, skoro był skłonny twierdzić, że trzeba przyjąć istnienie pojęć wrodzonych, na podstawie których myślenie miało wypracować całą naszą wiedzę. Jednak wątpliwości mnożyły sią nadal i Locke zanegował istnienie pojęć wrodzonych (wg niego umysł jest czystą kartą lub tablicą) twierdząc, że jedyną zasadą poznania są nasze zmysły. Oznaczało to, że myślenie rozumowe cały swój materiał poznawczy czerpie ze zmysłów nadając mu charakter pojęciowy (idee umysłu). Tak powstała empiryczna teoria wiedzy.

W ten sposób rozum lub umysł stracił swoją wiodącą rolę w postepowaniu albo raczej zachowaniu się człowieka. A stąd był już jeden krok do stwierdzenia, że nasze działania społeczne i etyczne zależą jedynie od uczuć i namiętności kierowanych zmysłowymi doznaniami przyjemności i przykrości. Widzimy więc, że w filozoficznym empiryzmie rozum podporządkowano zmysłom, a zasady działania cielesnym doznaniom przyjemności. Rozum został w ten sposób zepchnięty do roli potwierdzenia i akceptacji doznań przyjemności. Niestety, dawna racjonalność oceny etycznej płynąca z poznania zasad realnego działania została zastąpiona przez akceptację irracjonalnych doznań zmysłowych. Rozum stawał się zwykłą akceptacją zmysłowości, natomiast uczucia i  namiętności powstające pod wpływem przyjemności główną zasada i napędem działania człowieka. To, co racjonalne stało się irracjonalne, a irracjonalność przybrała postać czegoś rozumnego.

W związku z takim rozwojem filozofii mamy dzisiaj poważny problem, jak sensownie określić działanie człowieka, zwłaszcza w wymiarze społecznym. Skoro racjonalność została pomieszana z czymś irracjonalnym, to znikła zupełnie cała rozumność człowieka. Człowiek stał się jedynie zwykłym zwierzęciem, już nawet nie zwierzęciem rozumnym, jak sądził Arystoteles. Dlatego dzisiaj mamy propozycje podporządkowania człowieka przyrodzie i zasadom rządzącym światem przyrodniczym. Człowiek zostaje sprowadzony do roli cząstki świata przyrody, gdyż został  całkowicie pozbawiony swojej realnej rozumności i duchowości. Chyba będzie musiał wrócić do lasu albo nawet na drzewo (sic!).

Drugą skrajnością jest podporządkowanie działań człowieka swobodnej twórczości kulturowej. W tym wypadku cała rozumność i racjonalność człowieka została sprowadzona do swobodnych możliwości myślenia. Ta swoboda myślenia nie powinna być niczym ograniczona, a już na pewno nie może być ograniczona zasadami realności. Dlatego realność człowieka, zwłaszcza jego realność osobowa kobiety i mężczyzny, przegrywa z abstrakcyjnymi pomysłami stworzenia człowieka na nowo. Otóż pomyśleć możemy dowolne absurdy, ale nie da się żyć w takim absurdalnym świecie, nie da się żyć w świecie możliwości. Realność człowieka wymaga do życia realnego świata, który możemy poznawać i rozumieć, a żyć musimy zgodnie z prawdziwym rozumieniem rzeczywistości.

Jak należy rozumieć racjonalność ludzkiego działania? /3

Musimy zadać sobie pytanie, czy uczuciowość ludzka jest całkowicie irracjonalna? Otóż z moich badań wynika, że uczuciowość -- tak jak była umiejscowiona u Arystotelesa -- stanowi trzecią dopełniającą władzę duszy. Nie ma więc charakteru czysto zmysłowego. Ale powiecie, że przecież kieruje się cielesnymi doznaniami przyjemności. Trzeba zaznaczyć, że możemy również mieć przyjemności związane z działaniami duchowymi, kiedy cieszy nas zdobywanie wiedzy albo sprawna realizacja decyzji wolitywnych.

Ja ponadto twierdzę, że kierowanie się przez uczuciowość przeżyciami przyjemności nie jest wcale jej głównym i podstawowym działaniem, lecz jest spowodowane brakiem głównej zasady przeżywania, jaką jest piękno. Uważam, że uczuciowość jako władza duchowa podlega aktywności egzystencjalnej podmiotu osobowego. To oznacza, że osobowe piękno zawarte w podmiotowości istnienia wysyła do uczuciowości swoje akty upodobania, które zaszczepiają w niej zasadę przeżywania piękna. Dlatego uczuciowość w swoim pierwszym i zasadniczym działaniu kieruje się przeżyciem piękna, co wywołuje uczucie radości i nadziei. Takie przeżywanie piękna zostaje bowiem skierowane do cieszenia się życiem. Uczuciowość powinna więc kierować się przeżywaniem i upodobaniem życia, a nie samym dążeniem do przyjemności. Przyjemności mogą być jedynie dodatkiem do cieszenia się życiem.

Nasza ludzka uczuciowość powstała jako władza duchowa pod wpływem oddziaływania osobowej własności piękna i dlatego jej zasadnicze działanie stanowi upodobanie piękna. Taka radość i upodobanie piękna dotyczy przede wszystkim życia, ponieważ życie jest obrazem piękna. Dlatego nasza trwała radość dotyczy pięknego życia. To jest właśnie trwałe uczucie (trwały stan emocjonalny) naszej uczuciowości. Natomiast przyjemności sprawiają nam tylko chwilowe zadowolenie, ale nie wywołują niczego trwałego ani niczego realnego. Toteż o przyjemności musimy zabiegać nieustannie, co prowadzi wprost do uzależnienia. Takie uzależnienie domaga się coraz silniejszych doznań przyjemności. W ten sposób nakręca się spirala doznań i przeżyć. Przeżywanie zaś piękna i pięknego życia daje nam trwałe poczucie nadziei -- nadziei na coraz lepsze życie, ale również nadziei, która pomaga nam przetrwać trudności i przeciwności życiowe.

31.07.2023

Letni zachód

 


Człowiek jest człowiekiem /1

Człowiek jest człowiekiem. Człowiek jest tylko człowiekiem i aż człowiekiem. Jest tylko człowiekiem, gdyż nie może być ani niczym więcej, ani niczym mniej. Jest też aż człowiekiem, ponieważ stanowi doskonałą realność życia nadprzyrodzonego i osoby nadprzyrodzonej. Nie wolno więc sprowadzać człowieka do świata przyrody i ewolucyjnego rozwoju organizmów żywych, bo duchowość człowieka jest radykalnym zaprzeczeniem procesu ewolucji i rozwoju cielesnych form materialnych. Rozwój cielesnych organizmów jest efektem przystosowania się i dostosowania do warunków geograficzno-klimatycznych. Natomiast człowiek posiada zdolność dostosowania warunków zewnętrznych do swoich potrzeb życiowych. W przypadku człowieka mamy więc do czynienia z zupełnie odwrotną zależnością i przyczynowością niż w procesie ewolucyjnego rozwoju organizmów żywych. Jest to ewidentne zaprzeczenie pochodzenie człowieka w wyniku procesu ewolucyjnego.

Człowiek z całą swoją nadprzyrodzoną realnością pojawia się zatem nagle z niczego (ex nihilo). Co to oznacza? To może znaczyć tylko jedno, że został stworzony z niczego. Takie stworzenie z niczego może dokonać jedynie doskonała Moc Stwórcza, czyli Bóg. W filozofii Bóg jest pojmowany jako doskonała i pełna realność, czyli Samo Istnienie (łac. ipsum esse). Tylko tak doskonała realność posiada pełnię Mocy Stwórczej, czyli Wszechmoc. Właśnie taka Wszechmoc jest w stanie powołać do istnienia, czyli stworzyć, człowieka jako realną podmiotowość osoby i życia nadprzyrodzonego. Oczywiście ta ludzka realność (egzystencjalna podmiotowość istnienia) została uduchowiona i wcielona w postać natury człowieka, czyli przybrała widzialną postać duszy i ciała. Możemy przyjąć, że w ten sposób rozwój ewolucyjny świata przyrodniczego został spożytkowany i wykorzystany do stworzenia całkiem niezależnej podmiotowości nadprzyrodzonej. Ludzką egzystencje tworzy bowiem nadprzyrodzona podmiotowość osoby i życia zawarta w istnieniu.

Duchowość człowieka nie może pochodzić z rozwoju ewolucyjnego formacji organicznych. Żaden ożywiony organizm w całym procesie ewolucyjnym nie był w stanie wytworzyć własnej duchowości, bo z niczym takim się nie spotkaliśmy

Człowiek jest człowiekiem /2

Przede wszystkim należy ustalić, o jaką duchowość (postać duszy) w przypadku człowieka chodzi? W tradycji filozoficznej pojmowanie duszy przybierało bardzo różne postaci. Już Arystoteles mówił o duszy roślinnej (duszy wegetatywnej) oraz o duszy zwierzęcej (zmysłowej), ale człowiekowi przypisywał duszę rozumną, która w jego rozumieniu wykraczała poza zakres dwóch pierwszych. Stąd też w filozofii klasycznej duchowość człowieka występowała najczęściej pod postacią rozumności (chociażby w określeniu animal rationale = zwierzęcia rozumnego). Co ta rozumność oznaczała? Przede wszystkim oznaczała ona zdolności i władze, czyli niejako narzędzia dostosowane do działania duchowego. Już Grecy uznali, że człowiek posiada umysł (nous) jako władzę i zdolność poza cielesną -- umysł (rozum), który pozwala nam poznawać i zrozumieć otaczający nas świat (to, co jest realne i sztuczne). Zdawali sobie doskonale sprawę, że dzięki rozumowi człowiek różni się od świata przyrodniczego (fyzis), czyli ogólnie pojętej przyrody-natury. Bo właśnie dzięki rozumowi (czy szerzej całej duchowości) człowiek stworzył sobie swój własny świat polityczny, świat kultury i techniki.

Człowiek żyje więc bardziej w świecie duchowym niż cielesno-materialnym. Posiada duszę i ciało, lecz zdawano sobie sprawę, że duszę należy traktować jako coś ważniejszego niż ciało. Było to zasługą Sokratesa. Twierdził on, że zdolność i sprawność duchowa (jaką dla niego była wiedza) jest czymś najważniejszym dla człowieka, zwłaszcza w życiu politycznym czy społecznym (życiu w ówczesnym polis = państwie-mieście). 

Od czasów Sokratesa filozofia zaczęła badać, wyjaśniać i opisywać duchowość człowieka. Arystoteles wypełnił mapę zdolności duchowych człowieka. Przyjął, że poza umysłem (rozumem) człowiek posiada jeszcze wolę oraz uczuciowość (gniew i pożądanie), co przejął po Platonie. W ten sposób ustalono zasadnicze zdolności duchowego działania człowieka, które obejmowały poznanie umysłowe, chcenie i decydowanie o działaniu, oraz uczuciowe przeżywanie najważniejszych sytuacji psychicznych. Późniejsza tradycja tylko uzupełniała ustalenia Greków.

Człowiek jest człowiekiem /3

To, co było ważne w filozofowaniu Greków, to poszukiwanie zasad wszelkiej znanej realności. Sokrates rozważając sens i znaczenie działania duchowego człowieka, wskazywał na wiedzę jako zasadę i sprawność doskonałego działania ludzkiego. Według niego człowiek powinien działać na podstawie wiedzy, jaką jest w stanie zdobyć dzięki posiadanemu umysłowi (rozumowi). Ale jego następcy wskazywali również na inne zasady działania. Platon odwoływał się do zdolności uczuciowych, ponieważ dostrzegał, że stanowią one zagrożenie dla głównej roli, jaką ma odgrywać wiedza. Uważał, że należy bronić poznanie i wiedzę przed zgubnym wpływem uczuć gniewu i pożądania. Takie podejście znacznie poszerzało znajomość działania naszej duchowości. 

Wydaje się, że ostatecznego uporządkowania problematyki duszy dokonał Arystoteles. Możemy przyjąć, że Arystoteles przekazał nam pełną wiedzę na temat duchowego działania człowieka. Wyraźnie określił charakter działań oraz zdolności, czyli władz duszy, odpowiedzialnych za te działania. Przyjął, że władze duszy mają dynamiczną postać i charakter, czyli stanowią tylko możności do działania (potentiae), jak mówiono później. Działanie duchowe dokonuje się w pewnej sferze możnościowej (dynamis), ale w związku z tym muszą posiadać odpowiednie zasady zewnętrzne. Arystoteles wychodził tutaj od pojęcia działania (ergon) twierdząc, że wszelkie działanie musi mieć swoją zasadę i przyczynę (ergeia). A skoro człowiek działa samodzielnie, to musi posiadać zasadę działania sam w sobie (energeia), co umożliwia mu bycie podmiotem a nie przedmiotem działania. Człowiek zatem działa na podstawie wewnętrznej zasadzie (czyli energii, jak byśmy dziś powiedzieli), która napędza jego działanie dokonujące się w sferze potencjalnej (dynamis). Władze duszy mają charakter potencjalny, stąd rodzi się pytanie, skąd płynie owa energia do działania? Arystoteles wskazywał w tym wypadku na istotę duszy, czyli formę jako główną zasadę realności całego ludzkiego bytu.

Dla niego forma jako istota duszy staje się energią do działania (energeia). Jednocześnie ta forma będzie również zasadą celową działania (jako entelechia), czyli będzie wyznaczała doskonałość działania duchowego. Forma stanowi zatem wewnętrzną zasadę doskonałego działania duchowego, a w konsekwencji -- jak można domniemywać -- całej aktywności człowieka. Trzeba zaznaczyć, że Arystoteles dzięki tym rozważaniom i rozstrzygnięciom wyznaczył właściwy kierunek dla interpretacji wewnętrznej realności i podmiotowości człowieka. Forma jako energeia zdaje się określać i kształtować podstawową realność całego bytu człowieka. Dlatego jej sprawczość i charakterystykę można odnosić do istoty całego bytu, czyli do ousia (substancji). U Arystotelesa ousia stanowi substancję, czyli zasadniczą realność i podmiotowość ontyczną. Substancja (istota) jest więc podmiotem sprawczym, który przyjmuje całą sferę dynamiczną urealniając ją w postaci różnych przypadłości (symbebekos), które z kolei podlegają nieustannej zmienności i stawaniu się.

Człowiek jest człowiekiem /4

Arystoteles dokonał wyraźnego i jasnego oddzielenia zasadniczej podmiotowości bytu od sfery i zakresu jego stawania się. Wyróżnił zasadę realności i działania oraz dynamikę działania zewnętrznego. Ta podmiotowość jako forma bytu charakteryzuje się realnością i sprawczością, ponieważ stanowi zasadę doskonałego działania -- najpierw na poziomie duchowym, a następnie na poziomie cielesnym. W ten sposób filozof przedstawił od razu główne zręby wewnętrznej struktury bytu (przede wszystkim bytu człowieka).

Mamy zatem władze duchowe, którym przypisuje się bezpośrednio działanie. Ale okazuje się, że sama sprawcza przyczynowość znajduje się poza tymi władzami, jakby o piętro wyżej w samej istocie duszy, czyli w formie. Problemem wydaje się dokładne określenie kwestii realności tych różnych poziomów. Najlepiej oddaje to rozróżnienie na akt i możność (energeia kai dynamis). Właśnie tym tropem podążał później Tomasz z Akwinu. Jednak zinterpretował on pojęcia aktu i możności w zupełnie nowy -- wprost rewolucyjny -- sposób. 

Arystoteles interpretował pochodzenie naszego ziemskiego świata w ten sposób, że jest on zależny od jakiegoś Demiurga lub Demona, który jest czystym Umysłem i funkcjonuje jako samo-myślący się Umysł. Ten Umysł był dla niego czystą Formą. Umysł-Forma miał wymyślać i tworzyć różne postaci form, które spadając w dół łączyły się z materią w pojedyncze byty cielesne -- rośliny i zwierzęta. Późniejsi interpretatorzy arabscy umieszczali ten Demiurgowy Umysł na Księżycu, czyli w sferze pozaziemskiej, ale w bliskości oddziaływania na nasz ziemski świat.

Natomiast Tomasz opierał się już na dogmatach wiary i ustaleniach teologicznych, dlatego przyjmował tezę, że nasz świat został stworzony przez Boga posiadającego doskonałą moc stwórczą, czyli Wszechmoc. W tym sensie Bóg stworzył różne byty z niczego (ex nihilo), co dla filozofów greckich było nie do pomyślenia. Ale przyjęcie stwórczego działania Boga wymagało przemyślenia na nowo filozoficznego rozumienia Boga jako przyczyny sprawczej.

Człowiek jest człowiekiem /5

Kim zatem jest Bóg, który stwarza całą znaną nam rzeczywistość (czy to w całości, czy też stwarzając poszczególne byty, jak w przypadku człowieka)? Rozważając problem stwarzania tego, co realne, Tomasz wprowadził nowe pojęcie potrzebne do wyjaśnienia i opisu realności bytu. Uznał, że realne byty składają się z istnienia i istoty. Istnienie bytu interpretował jako akt, czyli wewnętrzną zasadę realności i wszelkiej aktywności (co odpowiadało greckiej energeia). Natomiast istotę bytu (treści istotowe stanowiące naturę bytu) pojmował jako możność, czyli sferę stawania się i zmienności. 

Otóż Bóg jako Stwórca realnych bytów był pojmowany jako czyste Istnienie (łac. ipsum esse). Ja twierdzę, że tę interpretację Boga jako ipsum esse Tomasz zaczerpnął od Wiktoryna, lecz zupełnie odmienił rozumienie tego Boskiego Istnienia. Wiktoryn pojmował to Boskie ipsum esse jako potencję, czyli możność (zdolność stwórczą, moc i możliwość stwarzania), zaś Tomasz przyjął, że Boskie Istnienie jest aktem -- jest samym czystym Aktem Istnienia. Takie podejście pozwoliło mu właściwie rozumieć stwarzanie ex nihilo.

W interpretacji filozoficznej Bóg jako Akt Istnienia posiada nieograniczoną Wszechmoc stwórczą. Może więc stwarzać poszczególne realne byty nadając im lub udzielając istnienia ograniczonego i ukształtowanego przez możność istotową. Takie rozwiązanie znakomicie oddaje kwestię stwarzania i powstawania człowieka, co zakłada wiara i wiedza teologiczna. Bóg stwarza zatem istnienie człowieka (konkretne określone istnienie), które przybiera następnie postać istotową (czyli wyposażenie duchowe i cielesne). Tomasz twierdził, że ludzka dusza jest podłączona bezpośrednio do aktu istnienia. Oznaczało to, że stwarzając istnienie człowieka Bóg stwarza jednocześnie jego duszę. Jednak nie jest to przekonujące rozwiązanie, gdyż pojawia się tutaj problem, skoro to, co stwarza Bóg powinno być doskonałe, zaś ludzka dusza (sama w sobie) nie wydaje się być doskonała. Teologia wyjaśniała ten problem przy pomocy efektu grzechu pierworodnego. Lecz doskonała dusza nie powinna ulegać zewnętrznym wypaczeniom. Dlatego wydaje się, że należy na nowo przemyśleć i rozważyć sprawę stwarzania ludzkiego istnienia oraz dalszej zależności sfery istotowej od stworzonego istnienia.

Najważniejsze staje się tu właściwe określenie podmiotowości istnienia. Możemy w tym względzie odwołać się do stwierdzenia Wojtyły, który odwołując się do myśli Tomasza przyjął, że podmiotem istnienia i działania jest ludzka osoba. To pokazuje nam, że trzeba mówić o jakiejś określonej podmiotowości istnienia (o podmiocie zawartym w istnieniu). Tak więc należy uznać, że istnienie człowieka posiada swoje egzystencjalne wyposażenie wyznaczane -- jak się wydaje -- przez własności transcendentalne. Idąc tym tropem rozważań Gogacz przypisywał osobowej podmiotowości istnienia własności prawdy, dobra i piękna (ja zamieniłem jego własność realności na piękno). A zatem Bóg stwarzałby ludzkie istnienie wyposażone w podmiot osoby obejmujący własności prawdy, dobra i piękna. Ten osobowy podmiot dysponowałby odpowiednią mocą sprawczą, która pozwalałaby na powstanie sfery duchowej, czyli konkretnie trzech władz duchowych -- umysłu, woli i uczuciowości. Dzięki temu duchowość albo dusza człowieka (władze duszy) byłaby podłączona bezpośrednio do podmiotu osobowego i w swoim działaniu uzależniona od aktywności osoby.

Na tej podstawie zdolności i działania duchowe można przedstawić jako przejaw i odbicie aktywności osoby ludzkiej. Wszystko to razem oznacza, że aktywność osoby wywołuje najpierw powstanie władz duszy, a następnie dba ona skutecznie o właściwe działanie tych władz już na zewnątrz. Jak zobaczymy dalej, bez tej zależności władze duchowe będą skłonne działać "na własną rękę" -- jak ja to nazywam -- czyli w sposób zupełnie dowolny. Takie samodzielne  i dowolne działanie władz duszy źle się kończy.

Człowiek jest człowiekiem /6

Podmiotowość osoby wyznacza więc powstanie, ukształtowanie oraz działanie władz duchowych. W związku z tym rodzi się pytanie, co się dzieje z powołaniem, ukształtowaniem i działaniem organizmu cielesnego? Wydaje się, że tutaj także konieczne jest działanie sprawcze podmiotowości istnienia. Dlatego należy przyjąć drugą podmiotowość w istnieniu człowieka, która posiadałaby moc sprawczą potrzebną do powstania ożywionego organizmu cielesnego. Przyjmujemy zatem, że w istnieniu człowieka mamy do czynienia z podmiotem ożywczym, podmiotem życia egzystencjalnego, czyli nadprzyrodzonego. Ten podmiot jest określany i wyznaczony przez własności transcendentalne jedności, różności/odrębności oraz ruchu, czyli rodzenia. Tę ostatnią własność wymieniali filozofowie z Akademii Platońskiej. Tak więc podmiotowość życia (ożywiania i rodzenia) wyznacza powstanie i działanie narządów organizmu cielesnego człowieka. Cielesność człowieka jest bowiem szczególna, gdyż jest przystosowana do współdziałania i współpracy ze sferą duchową, czyli rozumnością człowieka. Dlatego cielesność ludzka wyrasta w zakresie genetycznym i fizjologicznym z rozwoju ewolucyjnego, lecz ostatecznie jest ukształtowana i dostosowana do ludzkiej duchowości w akcie stworzenia podmiotowości życia nadprzyrodzonego. 

Oznacza to, że człowiek w akcie stworzenia otrzymuje egzystencjalną podmiotowość osoby i życia. Człowiek staje się człowiekiem w całej swej realności (realności egzystencjalnej i esencjalnej) dzięki aktowi stwórczemu dokonanemu przez Boga (Boga Osobowego, czyli Boskiej Trójcy). Nie ma innego sposobu wytłumaczenia osobowego charakteru ludzkiego bytu. Jeżeli będziemy się upierać przy materialnym pochodzeniu człowieka wraz z jego życiem, to musimy zdawać sobie sprawę, że odbieramy mu jego osobową i nadprzyrodzoną realność, a w związku z tym wszystkie własności i uprawnienia osobowe. Materialny człowiek będzie sprowadzony do roli elementarnej cząstki materii ziemskiej lub kosmicznej. W ten sposób człowiek przestaje się liczyć zarówno na Ziemi jak też w Kosmosie, skoro wyłania się z jakiegoś kosmicznego chaosu. Człowiek nie miałby większej wartości niż zwykły kamień lub grudka złota. Zastanówmy się, czy warto rezygnować ze swego osobowego życia (zwłaszcza osobowej miłości)?

Można mieć wątpliwości, czy takie pomysły dotyczące realności człowieka pochodzą od niego samego? Ludzkie myślenie jest jednak w stanie stwierdzić dowolne pomysły, ponieważ wyrasta z negacji realności. Myślenie nie jest właściwym i odpowiednim działaniem ludzkiego umysłu. Nasz umysł został powołany do poznawania oraz rozumienia tego, co jest realne. Nie jest więc stworzony do negacji czegoś realnego. Jeśli jednak zostanie namówiony do zanegowania własnego poznania, to traci również zdolność rozumienia realnego świata, traci również zdolność rozumienia realności człowieka. Umysł pozbawiony rozpoznania realności będzie sobie tworzył dowolne możliwości parapoznawcze, czyli możliwości myślenia. Stąd właśnie się biorą bezsensowne stwierdzenia na temat człowieka i jego roli w świecie. A to już prowadzi do chęci pozbycia się realnego człowieczeństwa, czyli podmiotowości istnienia.

Człowiek jest człowiekiem /7

Człowiek jest człowiekiem. Jak należy to rozumieć? Człowiek jest osobą. Przede wszystkim człowiek jest osobą. Ale jest osobą uduchowioną i ucieleśnioną. Jako osoba człowiek jest realnością egzystencjalną. Ta egzystencjalna realność i podmiotowość istnienia sprawia i przyczynuje, a dalej również kształtuje i wyznacza realność esencjalną, czyli istotę vel naturę. Realność egzystencjalna jest jest trwała i niezmienna, natomiast realność esencjalna (czyli natura) jest zmienna, gdyż jest stawaniem się. Człowieka określa więc przede wszystkim trwałość egzystencji, a dopiero dalej stawanie się sfery istotowej (esencjalnej).

Aby poznać i zrozumieć człowieka trzeba jasno i wyraźnie określić powiązanie i zależność obu tych sfer realności (realnej treściowości). Dla filozofa kierunek zależności jest oczywisty. To sfera esencjalna jest zależna i wyznaczana przez podmiotowość egzystencjalną (osoby i życia). Niemożliwa jest natomiast zależność odwrotna, ponieważ stająca się treściowość istotowa nie posiada odstatecznej mocy sprawczej, żeby kierować całą i pełną realnością ludzkiego bytu. Zatem sfera istotowa -- czyli duchowość i cielesność -- nie określa, ani nie wyznacza (czyli nie przyczynuje) całościowej realności człowieka. Zarówno dusza, jak i ciało stanowią jedynie elementy drugoplanowe i całkowicie zależne od podmiotowości egzystencjalnej. A podmiotowość i realność egzystencjalna jako wyposażenie istnienia jest z kolei zależna od Boga i Jego zdolności i mocy stwarzania. To oznacza, że człowiek został stworzony przez Boga a nie w żaden inny sposób.

Człowiek jest człowiekiem dzięki Bogu.  Jest człowiekiem z woli i łaski Boga. Osobowego Boga.

10.07.2023

Jeszcze dla Młodych

Nie dajcie się nabierać na obietnice wolności. Wolność nie tworzy niczego realnego. W życiu człowieka liczy się przede wszystkim moc sprawcza, którą każdy z nas posiada sam w sobie. Przecież to Bóg obdarzył człowieka mocą działania, natomiast wolność, czyli nierealne możliwości działania, obiecują nam polityczni macherzy.

Każdy z nas doświadcza chęci działania. Ta chęć działania rodzi się i bierze z mocy sprawczej, jaką posiada nasza osoba. Osoba jest egzystencjalnym podmiotem całej duchowej aktywności człowieka. Człowiek jest bowiem bytem osobowym. Ta osobowa podmiotowość wyróżnia nas, czy też nawet przeciwstawia całej realności świata przyrodniczego. Podmiot osoby wykracza radykalnie poza świata przyrody, wykracza również poza naturalną ewolucję.

To dlatego człowiek swoim życiem odróżnia się od świata przyrody i przeciwstawia się mu. Przede wszystkim człowiek przeciwstawia naturze swoją kulturę i technikę. To pozwalało mu opanować przyrodę i podporządkować ją sobie. Człowiek chciał być panem i władcą świata. Niestety w tym zakresie człowiek zawierzył swojemu myśleniu. Stwierdził nawet, że myślenie stanowi jego najwyższą doskonałość. Ale to był błąd, ponieważ myślenie popycha człowieka w sferę możliwości. Myślenie nie jest bowiem poznaniem realności, lecz raczej odrywa nas od rzeczywistości, niż do niej kieruje lub zwraca. Dopóki kultura i technika były związane z poznaniem realności, dopóty człowiek żył w zgodzie z naturą. Ale kiedy zawierzył jedynie swojemu myśleniu, jego działalność zaczęła negować rzeczywistość przyrodniczą. Tak zaczęło się niszczenie przyrody, aby na koniec zanegować również samą naturę właściwą człowiekowi, czy też jego osobową realność egzystencjalną.

Dlatego powinniśmy odrzucić wyższość myślenia i powrócić do realistycznego poznania siebie i otaczającego świata. Przede wszystkim musimy dobrze rozpoznać i zrozumieć swoją osobową realność (egzystencję otrzymaną w darze od Boga). To pozwoli nam odkryć prawdziwy sens własnego życia, które ma wymiar nadprzyrodzony. To, co osobowe wyrasta bowiem w człowieku ponad przyrodę i naturę. Przyroda nie jest w stanie osiągnąć osobowej realności. Personifikowanie przyrody przez utożsamianie jej z Matką Gają lub Pachamamą jest działaniem działaniem mitotwórczym, czyli twórczością literacką i symboliczną metaforą. Przyroda nie może osiągnąć życia osobowego, a zwierzęta nie dorównują człowiekowi. Ale takie ujęcie tej sprawy wymaga właściwego i realistycznego zrozumienia tego, czym jest osoba ludzka. Niestety potocznie bierze się za osobę jedynie jakieś przejawy naszej ludzkiej duchowości, a z kolei duchowość sprowadza się do odczuwania zmysłowego przyjemności bądź przykrości.

Takie podejście jest pomijaniem całej sfery egzystencjalnej realności człowieka. Musimy wiedzieć i pamiętać, że nasza natura (czyli cielesność i duchowość) nie stanowi samodzielnego i niezależnego elementu naszej realności bytowej. Cała ta naturalna sfera (istota lub esencja) jest zależna bezpośrednio od aktywności egzystencjalnej podmiotowości istnienia, która urealnia i ożywia całość ludzkiego bytu. Mamy więc osobową i ożywczą podmiotowość istnienia. Podmiot osobowy powołuje i urealnia naszą duchowość (władze duszy), natomiast podmiot życia nadprzyrodzonego powołuje i ożywia nasz cielesny organizm. 

Dlatego realnością człowieka jest najpierw osoba oraz życie nadprzyrodzone. Dopiero w dalszej konsekwencji ta egzystencjalna podmiotowość i realność istnienia przyczynuje i sprawia sferę istotową, czyli naszą naturalną esencję (istotę duchową i cielesną). Osoba i życie organizują i ożywiają naszą ludzką naturę (sferę esencjalną).

Jeżeli odrzucimy porządek egzystencjalny, to stajemy przed problemem pochodzenia naszej natury (duchowo-cielesnej). W tej sytuacji to pochodzenie uzależniamy albo od ewolucyjnego rozwoju przyrody, albo wpisujemy je w kosmiczny rozwój materialny (czy raczej fizykalny) przyjmując, że wszystko ma jedynie wymiar materialny. W tej sytuacji człowiek staje się jedynie odpowiednio ukształtowaną materią lub energią. Ale to wcale nie tłumaczy jego wymiaru duchowego, a tym bardziej osobowego. Dzisiaj obserwuje się i bada rozwój materialny kosmosu uparcie wierząc, że to da nam odpowiedź na powstanie człowieka. Niestety to są bzdury. Dostrzegamy jedynie rozwój, czyli powstawanie i ginięcie różnych materialnych form kosmicznych (gwiazd i galaktyk), ale z tego nic nie wynika na temat powstawania człowieka. To chyba już lepiej uwierzyć w stwórcze działanie Boga, które wyjaśnia dużo więcej, jeśli nie wszystko o człowieku i jego pochodzeniu. Czy to tak trudno przyjąć, że osobowa realność człowieka pochodzi od sprawczej mocy Osobowego Boga. Może więc to Bóg przekazał nam prawdziwą wiedzę o pochodzeniu człowieka? 

26.06.2023

Ciągle o filozofii

Filozofia poszukuje zasad. Widzimy, że od początku filozofia poszukuje zasad (arche). Pierwsi myśliciele odwołują się do zasadniczych początków sfery przyrodniczej. Dlatego wskazują na różne żywioły, które według nich stanowią zarazem początek i zasadę przyrodniczej realności.

Tak więc filozofia zrodziła się jako poszukiwanie pierwszych zasad rzeczywistości. Ale teraz musimy ten problem zasad odnieść do tworzenia wiedzy filozoficznej. Gdy filozofowie zaczynają o tym mówić, to posługują się czy wprost są zmuszeni posługiwać się pojęciem ogólnym. Dlaczego tak się dzieje? Otóż to, co nazywamy zasadą, ma bowiem charakter ogólny, czyli jest czymś wspólnym i powszechnie działającym. Natomiast kiedy chcemy poznać i określić jakąś konkretną rzecz, wtedy wystarczy, że posłużymy się powszechnie stosowaną nazwą. Aby zatem wyrazić w mowie i języku szczególny charakter zasady, musimy posłużyć się pojęciem ogólnym (powszechnikiem). Wydaje się, że pierwotnie język potoczny miał konkretne zastosowanie i stosowane nazwy były jednoznaczne. Tworzenie wiedzy filozoficznej spowodowało jakby przeskok na wyższy poziom semantyczny, czyli wytworzenie pojęć ogólnych.

Widzimy to na przykładzie odkrywania zasad przez presokratyków, kiedy mówią o danym żywiole jako zasadzie rzeczywistości przyrodniczej (fyzis). Nasze rozumienie żywiołu wykracza bowiem od razu poza coś konkretnego. Żywioł oznacza coś wspólnego i ogólnego, jakby pewną płynną sferę, która przenika konkretne realne byty (a więc jest wspólna im wszystkim). W ten sposób pojęcie jakiegoś żywiołu (ogień, woda) staje się pojęciem ogólnym.

Podobnie wygląda sprawa tworzenia wiedzy etycznej u Sokratesa. Sokrates rozważał ludzkie działanie i nad tym się zastanawiał. Ludzkie działanie jest przejawem ludzkiej natury, czyli duszy i ciała. Wiemy, że dla niego najważniejsza była siła i sprawność duchowa, gdyż jego zdaniem, to ona odpowiada za dobre funkcjonowanie państwa (polis). Działania człowieka decydują o tym, czy staje się on dobry i doskonały, czy też nie. Działania są jednak konkretne, szczegółowe i różnorodne. Ale podejście naukowe wymaga, że trzeba poszukiwać czegoś ogólnego, czyli jakiejś zasady rządzącej działaniem człowieka. Dlatego Sokrates odwoływał się do ogólnych kategorii odpowiedzialnych za działanie. To doprowadziło go do poznania, określenia i zdefiniowania takich kategorii jak mądrość, sprawiedliwość, miłość, męstwo czy powściągliwość (umiarkowanie). W ten sposób stworzył ogólną wiedzę, która wskazywała na zasady, których poszukiwał. Ta ogólna wiedza miała przestrzegać zarazem koniecznych reguł logicznych (dotyczących wnioskowania). Oczywiście następcy Platon i Arystoteles identyfikowali już etyczne kategorie Sokratesa z kolejnymi postaciami arete jako siły duchowej i przypisali je jako sprawności władzom duszy. Tak właśnie stopniowo rozwijała się wiedza filozoficzna (etyka jako filozofia człowieka).

Najważniejsze jest wystąpienie Sokratesa, który uznał i stwierdził, że ta codzienna wiedza potoczna nie służy w pełni człowiekowi, skoro nie doskonali duchowości człowieka, a już zwłaszcza nie doskonali go do życia politycznego (dziś powiemy społecznego). To sprawiło, że Sokrates zaczął tworzyć wiedzę o człowieku. Rozważał więc, co powoduje, że człowiek staje się doskonałym obywatelem państwa (czyli polis). W związku z tym narodziła się nowa wiedza o człowieku nazywana etyką. U Sokratesa ta wiedza zdobyła charakter naukowy i teoretyczny, ponieważ była już usystematyzowana jako wiedza ogólna. 

Rozważania po konferencyjne /1

W filozofii klasycznej poznanie dotyczyło rzeczywistości. I dlatego prawda odnosiła się wprost do rzeczy. Poznając to, co realne osiągaliśmy prawdę. 

Kiedy Kartezjusz zanegował poznanie (chyba wszelkie poznanie), gdyż jego wątpienie ma totalny charakter, wówczas pojawia się myślenie (cogito). Można powiedzieć, że Kartezjusz odkrył i wyeksponował myślenie, poszukując dalej jego natury. Uznając myślenie za doskonałą postać poznania, postanowił określić prawdziwość myślenia (prawdę myślenia). Tak więc dla niego prawda jest zgodnością myślenia z nim samym. Prawdą jest bowiem to, co mogę pomyśleć jasno i wyraźnie. Czy jest to czysty racjonalizm? ja bym to nazwał cogitywizmem czy bardziej współcześnie kognitywizmem.

Sprzeciwił się temu angielski empiryzm, który stawiał na poznanie zmysłowe, właściwie na zmysłowe doznanie. Czego dotyczy takie poznanie? Otóż trzeba było odrzucić koncepcję bytu substancjalnego (czyli substancję) i stworzyć nowe pojęcie abstrakcyjne pt. fakt. Empiryzm przyjmuje, że poznajemy fakty, czyli różne wydarzenia i zjawiska, z którymi mamy do czynienia. Fakty są ujmowane przez zmysły (oglądane) i możemy powiedzieć, że poznajemy realność pod postacią faktów.

Kant wyciągnął stąd dalsze wnioski. Stwierdził, że rzeczy same w sobie (czyli byty substancjalne) są niepoznawalne, a więc nasze poznanie zmysłowe do spółki z myśleniem (czy raczej odwrotnie -- myślenie razem ze zmysłami) tworzy własne przedmioty, czyli zjawiska. Na tej podstawie powstaje jakaś wiedza fenomenalna, która już później u Husserla staje się fenomenologią, jako teorią myślenia (sam świat zostaje odrzucony, czyli wzięty w nawias).

Rozważania po konferencyjne /2

Późniejsi myśliciele zdawali sobie sprawę, że koncepcja Kartezjusza i dalszy rozwój w kierunku fenomenologii (teorii świadomości -- gdzie świadomość jest określana jako podmiotowość myślenia) może zaprowadzić nas na manowce dowolności poznawczej. Dlatego zwrócili się w stronę języka jako pewnego pierwotnego opisu rzeczywistości. Wydawało się im, że w ten sposób możemy uratować poznanie rzeczywistości. Ale badając język jako pewną strukturę informacyjną i opisową pozostajemy wyłącznie na terenie i na bazie języka, skoro badamy język a nie jego odniesienia. Oczywiście ustalono, że język jest pewną ograniczoną strukturą kierującą się swoimi zasadami gramatycznymi, semantycznymi i logicznymi. Kiedy jednak spróbowano określić prawdę językową (obowiązująca w języku), wtedy okazało się, że trzeba przyjąć, iż prawdziwe jest to, co wyraża język. Taka prawda zostaje automatycznie utożsamiona z poprawnością językową, a wiemy doskonale, że w języku swobodnie wyrażamy wszelkie kłamstwa i głupoty, które przybierają poprawną postać językową (wystarczy, że są sformułowane poprawnie gramatycznie). Jeżeli zatem prawdą będzie to, co możemy wypowiedzieć w języku, to okaże się, że kłamstwa i głupoty są prawdziwe, skoro są poprawne językowo (gramatycznie).

Niestety na tym właśnie bazuje dziś walka informacyjna w polityce i szerzej w mediach. Wszelkie wypowiedzi są traktowane jako prawdziwe, jeśli są poprawnie sformułowane w języku. Zapominamy bowiem o tej dawnej funkcji informacyjnej i opisowej języka (zgodność z rzeczywistością), który miał mówić o realności (o tym, co realne lub co dzieje się rzeczywiście). Potraktowanie języka jako samoistnej, samorządnej i niezależnej struktury informacyjnej doprowadziło do uznania za prawdę kłamstwa i głupoty, a już na pewno wtedy, gdy są ładnie wypowiedziane w poezji czy literaturze.

31.05.2023

Wykład na konferencji naukowej PAN /1

Kiedy poznajemy rzeczywistość, to znaczy kiedy poznajemy różne konkretne rzeczy, wtedy w naszym umyśle rodzi się rozumienie. Właśnie dlatego mówimy o rozumie czy ogólnie rozumności człowieka (vide określenie animal rationale). A zatem gdy mówimy o rozumie człowieka, to oznacza zarazem, że człowiek poznaje różne rzeczy i zdobywa ich rozumienie, czyli osiąga poznanie rozumiejące.

Poznanie prowadzi człowieka do określenia poznanych rzeczy, czyli do ich nazywania. Nasz umysł dysponuje bowiem zasadą w postaci słowa (słowa prawdy). Jest to zarazem zasada poznania umysłowego, jak i zasada mowy, czyli zasada zdolności komunikacyjnych (mowa jako komunikacja słowna). Poznając rzeczywistość jako otaczający nas świat możemy nazywać poszczególne rzeczy i o nich rozmawiać. Jest to potrzebne człowiekowi, gdyż realizuje się i sprawdza w życiu codziennym, kiedy chcemy współpracować z innymi. Oczywiście w jakimś sensie wykorzystujemy także rozumienie danej rzeczy, ale tutaj chodzi raczej o cele praktyczne (posługiwanie się jakąś rzeczą do zaspokojenia potrzeb człowieka: np. szukamy jedzenia albo materiału do budowy domu). Ogólnie można to określić jako potoczną znajomość rzeczy. Jest to jakaś wiedza praktyczna, lecz jeszcze nie wiedza sensu stricte.

Ale w pewnym momencie różni ludzie (filozoficzni naukowcy) zaczynają poszukiwać czy wprost tworzyć wiedzę teoretyczną, czyli jakąś formę nauki. Pojawiają się pierwsze koncepcje czy teorie naukowe, które określano manem filozoficznych. Najważniejsze jest tutaj wystąpienie Sokratesa, który uznał i stwierdził, że ta codzienna wiedza potoczna nie służy w pełni człowiekowi, skoro nie doskonali duchowości człowieka, a już zwłaszcza nie doskonali go do życia politycznego (dziś powiemy społecznego). To sprawiło, że Sokrates zaczął tworzyć wiedzę o człowieku. Rozważał więc, co powoduje, że człowiek staje się doskonałym obywatelem państwa (czyli polis). W związku z tym narodziła się nowa wiedza o człowieku nazywana etyką. U Sokratesa ta wiedza zdobyła charakter naukowy i teoretyczny, ponieważ była już usystematyzowana jako wiedza ogólna. Co więcej, rozumienie człowieka osiągnięte w poznaniu umysłowym został połączone z postulatami etycznymi. To pozwoliło na teoretyczne opracowanie duchowości człowieka, co później rozwinęli Platon i Arystoteles.

Powróćmy jeszcze do przedstawienia powstawania i tworzenia wiedzy. Otóż potoczna wiedza o świecie niosła ze sobą jakieś rozumienie tego, co poznajemy. Jednak w wiedzy potocznej to rozumienie ma jeszcze postać niejasną czy raczej niewyraźną. Natomiast wiedza naukowa (filozofia jako wiedza naukowa) wymaga już jasnego i wyraźnego rozumienia. Dlatego pierwsi filozofowie (naukowcy) zaczynają tworzyć pojęcia naukowe, które otrzymywały wyraźne znaczenie. Otóż wiedza potoczna oparta właściwie na nazywaniu i mówieniu o tym, co nas otacza i co z tym robimy, czyli jak działamy, funkcjonuje w postaci języka opisującego rzeczywistość i działanie w niej człowieka. Natomiast wiedza naukowa wspina się na poziom pojęciowy i logiczny, stając się wiedzą posługującą się jasno określonymi znaczeniami pojęć. Dla przykładu weźmy takie określenie jak dusza. Nazwa duszy funkcjonowała wcześniej w mowie potocznej, czyli w języku greckim, ale pełniejsze znaczenie uzyskała najpierw w mitologii (metaforyce poetyckiej), natomiast potem została wykorzystana przez filozofów do naukowego rozumienia człowieka. Widzimy, że filozofowie na nowo definiują duszę, żeby nadać jej pojęciu wyraźne znaczenie (rozumienie naukowe) odwołujące się do realności człowieka. Potem metody naukowej będzie strzegła logiczna definicja prawdy jako zgodności wiedzy z realnością. Jeśli spojrzymy na to zagadnienie, to u Platona i Arystotelesa odnajdujemy stricte naukowe próby określenia i zdefiniowania duszy. Zwłaszcza Arystoteles stosuje już jasno i wyraźnie sformułowany naukowy aparat pojęciowy (ale o tym jeszcze powiemy dalej).

Wykład na konferencji naukowej PAN /2

Wróćmy znowu. Wcześniej mamy pojawienie się najważniejszego pojęcia filozoficznego ujmującego konkretną realność rzeczy. Jest to pojęcie bytu (gr. to on, łac. ens). Wiemy, że to pojęcie wprowadził Parmenides. Wykazał się tutaj znakomitą, wprost genialną intuicją filozoficzną. Albowiem to pojęcie, a właściwie sam termin grecki w swojej językowej formule (jako partycipium) odwołuje się od razu do realności. Nasz polski byt czy łaciński ens jako coś będącego, czy po prostu jako coś realnego wskazuje na główną zasadę rzeczywistości. Byt (będące) musi być czymś realnie istniejącym i działającym. Oczywiście możemy się spierać, czy ta realność miała mieć i nadal ma charakter esencjalny, czy jak się później interpretowało ma charakter egzystencjalny.

Zobaczmy, jak to się działo od początku. Parmenides sformułował pewien termin jako coś realnie będącego. Jednocześnie potraktował to jako pojęcie filozoficzne wskakując na tory logiczne, gdyż uważał, że tworząc wiedzę naukową należy myśleć logicznie. Możemy zapytać, czym to poskutkowało i czym się skończyło? Otóż pojawiają się twierdzenia logiczne: 

Byt jest bytem. Byt nie jest niebytem. Byt jest, natomiast niebyt nie jest (po polsku mówimy niebytu nie ma). To rodzi kolejne wnioski: Byt jest jeden i jest niezmienny. 

A więc na koniec okazało się, że zastosowane tutaj bezwzględne myślenie logiczne doprowadziło filozofa do przyjęcia monizmu. Teoria monistyczna twierdzi, że istnieje jeden, jakiś absolutny i wszechogarniający Byt, który stanowi całą rzeczywistość. Można zrozumieć takie podejście jako odrzucenie i przeciwstawienie się wizji relatywistycznej głoszącej, że wszystko jest stawaniem się, czyli wszystko podlega zmienności (panta rei). I dopiero Arystoteles przedstawił sensowne rozwiązanie tego problemu wprowadzając do opisu bytu pojęcia: energeia kai dynamis. To znaczyło, że w bycie mamy dwa poziomy czy dwie sfery (jako dwie zasady), które wyrażają (1) z jednej strony trwałą realność bytu (za którą odpowiada zasada określana mianem energeia), (2) a z drugiej strony zostaje opisana sfera dynamicznego stawania się pod mianem dynamis. Łacina posługuje się w tym względzie terminami actus et potentia (aktu i możności). 

Już wcześniej wspominaliśmy o naukowym aparacie pojęciowym Arystotelesa. Możemy uznać, że okazał się on prawdziwym naukowcem. Kolejną rolę spełniają u niego tzw. kategorie -- 10 kategorii, które pozwalają na opis i wyjaśnienie otaczających nas rzeczy. Wszyscy znamy pojecie substancji jako realnego podmiotu danej rzeczy, oraz przypadłości, które określają właściwości i działania danej rzeczy, czyli substancji. Zobaczmy, co w związku z tym należy dopowiedzieć. Otóż te pojęciowe kategorie mają charakter uniwersaliów (ogólników), czyli pojęć ogólnych, które możemy stosować do opisu konkretnych rzeczy. Jest to związane z teorią wiedzy, jaką wprowadził Sokrates.  Według niego, jak pisał Platon, wiedza ma być ogólna i konieczna. Ogólna w swoim znaczeniu oraz zastosowaniu do wielu rzeczy, oraz konieczna logicznie w postaci swojej struktury (założenia i wnioskowanie). Skąd się wzięła taka koncepcja wiedzy?

Sokrates rozważał ludzkie działanie i nad tym się zastanawiał. Ludzkie działanie jest przejawem ludzkiej natury, czyli duszy i ciała. Wiemy, że dla niego najważniejsza była siła i sprawność duchowa, gdyż jego zdaniem, to ona odpowiada za dobre funkcjonowanie państwa (polis). Działania człowieka decydują o tym, czy staje się on dobry i doskonały, czy też nie. Działania są jednak konkretne, szczegółowe i różnorodne. Ale podejście naukowe wymaga, że trzeba poszukiwać czegoś ogólnego, czyli jakiejś zasady rządzącej działaniem człowieka. Dlatego Sokrates odwoływał się do ogólnych kategorii odpowiedzialnych za działanie. To doprowadziło go do poznania, określenia i zdefiniowania takich kategorii jak mądrość, sprawiedliwość, miłość, męstwo czy powściągliwość (umiarkowanie). W ten sposób tworzył ogólną wiedzę, która przestrzegałaby zarazem koniecznych reguł logicznych (dotyczących wnioskowania), którymi posługiwał się już Parmenides. Oczywiście następcy Platon i Arystoteles identyfikowali już etyczne kategorie Sokratesa z kolejnymi postaciami arete jako siły duchowej i przypisali je jako sprawności władzom duszy. Tak właśnie stopniowo rozwijała się wiedza filozoficzna (etyka jako filozofia człowieka).

30.05.2023

Wykład na konferencji naukowej PAN /3

Powróćmy jeszcze do Parmenidesa. Zastosował on nową nazwę i nowe określenie do opisu realności. Wydaje się, że nie był to przypadek, lecz przemyślana sprawa. Już poprzednio wskazywaliśmy, że filozof od razu posłużył się jasnymi zasadami logicznymi. Można zapytać, jak to było możliwe? 

Otóż przyjęte określenie "byt" mogło być od razu zanegowane przez określenie "niebyt". Parmenides twierdzi: Byt nie jest niebytem. Jest to twierdzenie jak najbardziej dla nas zrozumiałe, ponieważ jasno ujmujemy znaczenie terminu "byt", a zarazem równie jasno ujmujemy znaczenie nazwy "niebyt". Taki układ czy współzależność pozwoliła Parmenidesowi sformułować główne zasady logiczne (tożsamości i sprzeczności).

Przecież gdybyśmy zaczęli od terminu "człowiek", to wtedy twierdzenie, że człowiek nie jest nie-człowiekiem, traci swoje logiczne znaczenie, bo nie wiemy, kim jest nie-człowiek. Dlatego możemy domniemywać, że logiczne zasady mają zastosowanie przede wszystkim do pojęć opisujących realność, czyli stosują się do twierdzeń (sądów) dotyczących tego, co jest realne. Arystoteles mógł powiedzieć, że substancja nie jest przypadłością (jako nie-substancją), albo że dusza nie jest ciałem.

W związku z tym wydaje się, że pierwszym sposobem określenia terminu i pojęcia dotyczącego realności jest odwołanie się do jego negacji. (Wspomina o tym Plotyn) Dlatego twierdzimy, że byt nie jest niebytem. Tak właśnie postąpił Parmenides. Ale u niego w ten sposób znikł pluralizm bytów. Natomiast Arystoteles uniknął tego problemu, gdyż od razu założył, że mamy do czynienia z pluralizmem, czyli wielością bytów. Tak więc kategorie opisu naukowego odnosił do wielu różnych bytów.

Jeżeli zrobimy teraz przegląd historyczny, to pojęcie bytu pojawiało się i znikało co jakiś czas. W średniowieczu odnalazło się dopiero razem z tłumaczeniem Metafizyki Arytotelesa w XIII wieku. Posłużył się nim Tomasz z Akwinu nadając mu wyraźne znaczenie egzystencjalne. Dla niego byt jest czymś realnie istniejącym, bo to istnienie określa realność czegokolwiek. Można uznać, że dla Tomasza byt składa się z istnienia i istoty (esse et essentia). Jednak to rozumienie nie utrwaliło się zbyt mocno. 

Później wybucha nowa era historyczna, która wprost zanegowała tradycyjną filozofię (zwłaszcza metafizykę). Empiryzm odrzucił pojęcie substancji, której nie możemy obejrzeć i wprowadził w to miejsce pojęcie faktu (jako wydarzenia, z którym mamy kontakt zmysłowy). Kolejnym błędnym krokiem jest pojawienie się pojęcia bytu możliwego. Skoro czymś oczywistym i najważniejszym (poznawczo) jest myślenie, to bytem może być wszystko, co możemy jasno i wyraźnie pomyśleć. Ale to oznacza już kompletny absurd i zagubienie pierwotnego sensu terminu byt. Przecież możemy sobie pomyśleć niestworzone rzeczy, lecz nie da się pomyśleć realności. Realność, czyli to, co realne, należy poznawać i rozmieć, a nie wymyślać.

Wykład na konferencji naukowej PAN /4

Kiedy więc całkowicie zanegowano tradycyjną filozofię (przede wszystkim realistyczną metafizykę) jako coś niepotrzebnego, wówczas górę biorą koncepcje oparte na myśleniu. Kant uznał, że rzeczy (same w sobie) są niepoznawalne, stworzył więc koncepcję fenomenalizmu, czyli znamy jedynie pewne obrazy rzeczy jako dostępne nam zjawiska. Ta wizja rozwinęła sie najpierw w fenomenologie ducha u Hegla, aby na koniec stać się fenomenologią (świadomości) u Husserla. Do uśmiercenia metafizyki przyczynił się również pozytywizm Comte'a. Pozytywizm stawiał bowiem na wiedzę pożyteczną. To przyczyniło się do gwałtownego rozwoju nauk szczegółowych (czyli przyrodniczych), co zaowocowało rewolucją przemysłową. W związku z tym rozważania stricte filozoficzne stały się niepotrzebne, a przez to bezsensowne (bo nie mogły przecież napędzać maszyn przemysłowych). 

Jednak pod koniec XIX wieku papież Leon XIII zarządził powrót do nauki św. Tomasza. Zakładano katolickie uniwersytety, gdzie wykładano filozofię w wersji tomistycznej. Oczywiście na początku pojawiło się mieszanie tradycyjnej metafizyki z nowożytną ontologią. Wynikiem tych zabiegów był powrót do dawnego pojęcia bytu. Trzeba było w związku z tym bronić uprawiania metafizyki przed zakusami neopozytywizmu, który negował sensowność pojęcia i całej teorii bytu od strony logicznej. To wywołało różne analizy i oceny dotyczące pojęcia bytu. U nas możemy to zaobserwować wśród tomistów z KUL-u. Weźmiemy tutaj pod uwagę ustalenia zawarte w Metafizyce ks. Dogiela. Co on stwierdza?

(1) Byt nie jest pojęciem jednoznacznym (s. 34). Otóż termin, jaki wprowadził Parmenides, miał według mnie charakter jednoznaczny. Byt jako to on, czyli byt jako coś będącego realnie, posiada jednoznaczne znaczenie. Natomiast dalsze posługiwanie się tym terminem, a co za tym idzie pojęciem bytu, skutkowało wprowadzeniem wieloznaczności. Na przykład jeśli Arystoteles używał tego terminu do przedstawienia i określenia substancji oraz przypadłości, to oznaczało rozmywanie jednoznacznego rozumienia pojęcia bytu. Tym bardziej gdy zastosowano to pojęcie do dowolnego myślenia, tworząc absurdalne określenie bytu możliwego, czyli czegoś, co nie jest realne.

(2) Tak jak został pierwotnie użyty termin byt, jego pojęcie powinno oznaczać i określać coś realnego (realnie będącego). Jeżeli zaczynamy wprowadzać stopniowanie realności, co wydaje się zupełnie niepotrzebne, to od razu pojawia się wyraźna niejasność czy wieloznaczność. Otóż maskowanie tego teorią analogii bytu jest dla mnie jedynie maskowaniem całej sprawy. Jest to zasłanianie problemu ideologicznym transparentem. Stopniowanie poziomów realności jest pomysłem neoplatońskim, co znajduje swój najlepszy wyraz w tekstach Plotyna. Takie stopniowanie miało być wyjaśnieniem przejścia od jedności do wielości. Przyjęcie tego stopniowania w realistycznej metafizyce jest poważnym błędem. Porównywanie i stopniowanie jest efektem naszego myślenia. Ale ja twierdzę, że myślenie nie jest poznaniem i nie może być traktowane jako poznanie.

Autor omawianej Metafizyki stwierdza: - Analogia wskazuje na podobieństwo, stosunek, proporcję, zależność, jaka istnieje między pojęciami i między przedmiotami otaczającej rzeczywistości (s. 35). Otóż realność każdego bytu jest właściwa tylko jemu. Nie ma więc żadnego stosunku, proporcji czy zależności pomiędzy realnością jednego bytu i drugiego bytu. Natomiast nasze myślenie jest zdolne zestawiać i porównywać ze sobą różne rzeczy, a właściwie raczej pojęcia, tworząc dowolne układy lub hierarchie. Przecież to myślenie myślicieli stawia na szczycie bytowej hierarchii raz Boga, a innym razem materię. Ale czy takie działanie oznacza prawdziwą wiedzę naukową? 

Jak moim zdaniem, należy rozumieć analogiczność bytu, czyli właściwie analogiczność realności określanej przez pojęcie bytu? Otóż analogiczny jest w każdym bycie realnym stosunek istnienia do istoty. Taki stosunek i zależność występuje w każdym realnym bycie naturalnym. Oznacza to zależność przyczynową, czyli fakt, że istnienie danego bytu określa i urealnia jego istotę i to właśnie tę konkretną istotę. Takie odniesienie jako wewnętrzna zależność sprawcza i przyczynowa występuje w każdym naturalnym bycie i to właśnie to odniesienie należy potraktować analogicznie. Tak więc nie można porównywać samych pojęć bytu (a już na pewno nie wolno zestawiać bytów realnych z bytami możliwymi, czyli pomyślanymi), ale właśnie stosunek aktu do możności, czyli zależność miedzy istnieniem i istotą. Analogiczna jest więc realność bytów a nie pojęcia bytów. Analogicznie może zostać potraktowana wewnętrzna struktura bytu, czyli związek istnienia i istoty. Natomiast samo pojęcie bytu jako znaczenie zawarte w nazwie "byt" odnosi się jedynie do określenia czegoś realnego i wskazuje tylko na realność. Dopiero głębsza analiza wewnętrznej struktury bytu rzeczywistego, a nie pojęcia informuje nas o istnieniu i istocie. Inaczej już Parmenides (albo Arystoteles) posługiwałby się określeniem istnienia i istoty.

(3) Kolejne twierdzenie: Byt jest pierwszym pojęciem umysłu -- taką tezę głosił Krąpiec. Tutaj mamy stwierdzenie, że byt jest pojęciem najwcześniejszym i najjaśniejszym (s. 29). Zawsze mnie zastanawiało, o co chodzi w tym wypadku? Dlaczego byt ma być najwcześniejszym albo wprost pierwszym pojęciem umysłu (a może myślenia?). Czy zatem chodzi o pojęcie filozoficzne lub naukowe, czy ogólnie o najwcześniejsze pojęcie umysłu? Dobrze wiemy, że pierwszym pojęciem w filozofii greckiej było określenie fizys, które z jednej strony odnosiło się do całości rzeczy naturalnych, a z drugiej strony wskazywało na wyposażenie każdej naturalnej rzeczy. Chodziło więc o podkreślenie realności rzeczy naturalnych (przeciwko temu, co zostało sztucznie wytworzone -- techne).

Pojęcie bytu zajmowało oczywiście pierwsze miejsce w umyśle Parmenidesa, ale nawet z tej racji trudno traktować je jako bezwzględny początek metafizyki. Jak pokazywaliśmy już na początku wykładu, pojęcie bytu nie jest nawet początkiem ludzkiego poznania (poznania umysłowego). Takim początkiem jest bowiem nazywanie różnych rzeczy. Natomiast nazwa bytu pojawia się już w trakcie zaawansowanego używania języka greckiego. Trudno również traktować pojęcie bytu jako początek wiedzy naukowej.

Wykład na konferencji naukowej PAN /5

Tak naprawdę nie sposób rozstrzygnąć, które pojęcie jest pierwszym pojęciem umysłu. Chyba należy podkreślić samo poznanie i rozumienie cechujące umysł jako władzę poznawczą. Takie poznanie dotyczy realności, czyli tego, co realne -- realnych rzeczy) i skutkuje rozumieniem jako akceptacją i uznaniem tego, co realne. Dlatego nasz umysł nazywa różne rzeczy, aby móc o nich rozmawiać i potwierdzać ich realność wobec innych osób we wspólnej rozmowie (czyli słownej komunikacji). Zasadą tego poznania i rozmowy z innymi ludźmi jest słowo prawdy zaszczepione w umyśle przez osobowe akty kontemplacji. To wszystko dzieje się jeszcze przed możliwością myślenia pojęciowego, gdyż to właśnie myślenie umożliwia tworzenie znaczeń pojęciowych wokół słów-nazw, którymi posługujemy się w mowie codziennej, czyli porozumiewaniu się z innymi ludźmi. Poznanie i rozumienie prowadzi nas do porozumiewania się. 

Dla naszego umysłu najważniejszą sprawą jest pewna trwała dyspozycja, to znaczy stan uznania realności. Dzięki poznaniu i rozumieniu umysł zdobywa uznanie i akceptację tego, co jest realne. Takie uznanie czegoś realnego określamy słowem credo, czyli wiary. Ale trzeba mieć świadomość, że tutaj chodzi o wiarę filozoficzną (o której mówił już Jaspers). To nie jest wiara religijna, bo wiarę religijną określamy mianem fides. Fides, caritas i spes dotyczą naszego religijnego odniesienia do Boga Osobowego oraz odniesienia do wszystkich innych osób, czy to ludzi, czy aniołów. 

Natomiast wiara umysłowa (credo, credere) dotyczy wszystkiego, co jest realne. Bez tej trwałej dyspozycji lub stałego stanu umysłu nie byłoby uprawiania filozofii i nauki. Taka dyspozycja umysłowa skłania nas do sformułowania pojęć i twierdzeń filozoficznych. To dotyczy również pojęcia bytu.

15.05.2023

Antropologia mężczyzny i kobiety w nauczaniu Jana Pawła II /wstęp

Czytając dokumenty Papieskie łatwo możemy zauważyć, że nauczanie o kobiecie jest jednym z bardziej ciekawych tematów. Ale nie można oddzielać rozważań o kobiecie od rozważań o mężczyźnie. Papieska antropologia dotyczy zarówno mężczyzny jak kobiety. Jak zobaczymy dalej na przykładzie szczegółowych analiz, Papież przedstawia antropologię mężczyzny i kobiety, a nie jakiegoś ogólnie pojętego człowieka. Być może skłoniła Go do tego lektura Księgi Rodzaju, od której zawsze rozpoczyna swoje rozważania. Oczywiście w Papieskim nauczaniu dotyczącym tego tematu znajdziemy zarówno wypowiedzi o charakterze teologicznym odwołujące się bezpośrednio do tekstu biblijnego, ale są tam zarazem wypowiedzi o treści antropologicznej. Autor wyciąga bowiem wnioski antropologiczne z analizy tekstu biblijnego oraz swoje tezy teologiczne podbudowuje ujęciami filozoficznymi. Wydaje się także, że Papież stara się pokazać pełną antropologię właśnie na przykładzie mężczyzny i kobiety. Dlatego podjęcie takiego tematu wydaje się jak najbardziej uzasadnione i właściwe.

W niniejszej pracy podejmiemy analizę najważniejszych dokumentów dotyczących problematyki antropologicznej. Przedstawimy wypowiedzi zawarte w cyklu katechez Mężczyzną i niewiastą stworzył ich (rozdz. 1), dalej w Liście do kobiet Mulieris dignitatem (rozdz. 2) oraz na koniec to, co jest zawarte w dokumentach dotyczących rodziny – w encyklice Familiaris consortio oraz w Liście do rodzin (rozdz. 3).

Tytuł mojego opracowania wskazuje, że chodzi o spojrzenie z perspektywy antropologicznej. Chciałabym się tego trzymać, ale zdaję sobie sprawę, że przy pełniejszym omówieniu zagadnienia mogą się pojawić również sformułowania o charakterze teologicznym. Postaram się unikać twierdzeń teologicznych i maksymalnie skupić na problematyce antropologicznej.

Celem pracy jest w pierwszym rzędzie jak najlepsze zapoznanie się z nauczaniem Papieskim jako obszernym materiałem badawczym. Dlatego postaramy się zebrać jak najwięcej wypowiedzi na omawiany temat. Dalszym etapem pracy będzie w miarę pełne zreferowanie podjętej problematyki oraz wydobycie ogólnych sformułowań, które mogłyby być podstawą do dalszych rozważań albo mogłyby być przydatne w innych dziedzinach humanistycznych, np. w pedagogice i wychowaniu młodzieży.

Antropologia mężczyzny i kobiety w nauczaniu Jana Pawła II /rozdz. 1

1. Zbiór katechez Mężczyzną i niewiastą stworzył ich

Prezentację antropologicznych rozważań Jana Pawła II rozpoczniemy od środowych katechez zawartych w tomie „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. Jest to Papieskie nauczanie dotyczące pochodzenia i tożsamości człowieka, które powstało na przełomie roku 1979/1980 (w zakresie interesującej nas problematyki). Znajdziemy tam nawiązanie do wcześniejszych tekstów Karola Wojtyły. Ale pojawiają się już tezy całkiem nowe, które mają fundamentalne znaczenie dla Papieskiej antropologii.

Rozważania środowe mają ogólnie charakter teologiczny. Dotyczą przede wszystkim interpretacji tekstów biblijnych. Ale sam Autor wskazuje jasno na powiązania i koneksje filozoficzne. Papież rozpoczyna od przedstawienia opisów stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju (Rdz 1 i 2). Stwierdza, że pierwszy – teologiczny – opis stworzenia człowieka kryje w sobie potężną zawartość metafizyczną. (s. 13) Dodaje, że ten opis jest określony w sposób poniekąd bardziej metafizyczny niż fizyczny. (tamże) Papież ponadto pisze: Jest to opis przede wszystkim w wymiarach bytu i istnienia (esse). (s. 13) Ta uwaga jest już bardzo wyraźnym nawiązaniem do metafizycznej koncepcji bytu.

Widzimy, że Papież interpretuje tekst biblijny, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że w tym objawionym przekazie można doszukać się także wiedzy metafizycznej, a więc wiedzy poza-teologicznej. Na zakończenie tego fragmentu Papież pisze: Można śmiało powiedzieć, iż tekst Rdz 1 ukształtował jakby nienaruszalny system odniesienia i trwałą podstawę dla takiej metafizyki – a także dla takiej antropologii i etyki – według której „ens et bonum convertuntur”. (s. 14) Na podstawie przytoczonych cytatów widać wyraźnie, że Autor posługuje się równocześnie i równorzędnie wiedzą teologiczną i metafizyczną. Nie dostrzega przy tym żadnej sprzeczności, ale ukazuje trwały związek teologii z metafizyką. Można by się odnieść w tym miejscu do późniejszej wypowiedzi z encykliki Fides et ratio. Papież pisał tam, że istnieje wręcz głęboka więź łącząca pracę teologa z filozoficznym poszukiwaniem prawdy. (n. 63)

Podobnie wygląda sprawa drugiego opisu stworzenia człowieka (Rdz 2). Papież pisze: Można powiedzieć, że jest to głębia natury przede wszystkim podmiotowej, poniekąd więc psychologicznej. Rdz 2 stanowi jakby najdawniejszy opis i zapis ludzkiej świadomości. (s. 14) Dlatego następnie dodaje: Przy gruntownym wmyśleniu się w ten tekst /.../ znajdziemy w nim „in nucleo” prawie wszystkie elementy analizy człowieka, na które stała się wrażliwa nowożytna, a zwłaszcza współczesna antropologia filozoficzna. Można powiedzieć, że Rdz 2 ukazuje stworzenie człowieka nade wszystko w aspekcie jego podmiotowości. (s.14-16) Na koniec Autor stwierdza: Równocześnie porównując oba opisy dochodzimy do przekonania, że jest to podmiotowość odpowiadająca przedmiotowej rzeczywistości człowieka stworzonego „na obraz Boży”. (s. 16)

Wydaje się, że największym osiągnięciem Papieża jest właśnie owa umiejętność odczytania tekstu objawionego w kontekście zagadnień filozoficznych, jakie niesie ze sobą historia filozofii. Ta umiejętność filozofowania, jaką posiadał Karol Wojtyła, pozwala Papieżowi odkryć w tekście biblijnym głęboki sens filozofii człowieka. Wydaje się, że bez tej umiejętności również Papieska teologia byłaby uboższa.

W swoich rozważaniach Papież odwołuje się również do doświadczenia ludzkiego, czyli właściwie do świadomości człowieka (do doświadczenia samoświadomości). Pisze: /.../ nasze ludzkie doświadczenie jest w tym wypadku jakoś uprawnionym środkiem interpretacji teologicznej, jest poniekąd nieodzownym układem odniesienia, do którego musimy się odwołać w interpretacji „początku”. (s. 22) A w innym miejscu dodaje: /.../ człowiek po to przede wszystkim jest sam wobec Boga, aby dokonując pierwszego samookreślenia, wyrazić przez to swą samoświadomość jako pierwotny i podstawowy przejaw człowieczeństwa. Samoświadomość idzie w parze ze świadomością świata, /.../ wszystkich istot żyjących, którym pierwszy człowiek „dał nazwy”, aby stwierdzić swoją w stosunku do nich odrębność. Tak więc świadomość ujawnia człowieka jako tego, który posiada władzę panowania w stosunku do świata widzialnego. (s. 26-27)

Następnie Papież dochodzi do wniosku, że człowiek wobec Boga „wyosobnia” się od całego świata istot żyjących (animalia) pierwszym aktem świadomości, a tym samym ujawnia się sobie – i zarazem potwierdza w widzialnym świecie jako „o-soba”. (s. 27) I jednocześnie dodaje: Człowiek jest sam – to znaczy: poprzez swoje człowieczeństwo, przez to, kim jest, jest zarazem ukonstytuowany w jedynej, wyłącznej i niepowtarzalnej relacji do samego Boga. (s. 28) Podsumowaniem tych ustaleń dotyczących rozumienia człowieka jako osoby jest następujący fragment: Ów lapidarnie zarysowany w Rdz 2, 19-20 proces poszukiwania własnej definicji /.../ – proces ten prowadzi równocześnie do pierwszego zarysowania istoty człowieka jako osoby z właściwą jej podmiotowością. (s. 27)

W przytoczonych wypowiedziach Papież odwołuje się do specyficznie ludzkiego doświadczenia samoświadomości. Człowiek doświadcza siebie w odniesieniu do zewnętrznego świata i dzięki temu odkrywa swoją odrębność oraz zdolność panowania nad tym światem. Według Autora: Przesłanką do tego wyodrębnienia, wyodrębnienia się człowieka, jest właśnie to, że tylko on jeden jest zdolny „uprawiać ziemię” i „czynić ją sobie poddaną”. Można powiedzieć, że świadomość „nadrzędności” wpisana w definicję człowieczeństwa rodzi się od początku na gruncie specyficznej ludzkiej „praxis”. (s. 30)

Tak więc człowiek różni się od widzialnego świata, a jednocześnie dzięki relacji do Boga doświadcza własnej podmiotowości. Wydaje się, że dla Papieża właśnie kwestia podmiotowości człowieka odgrywa pierwszoplanową rolę. Autor pisze: /.../ wszystko to odsłania się nie na zasadzie jakiejś pierwotnej analizy metafizycznej, ale od strony dość wyraźnie ukonstytuowanej konkretnej podmiotowości człowieka. Człowiek jest podmiotem nie tylko przez samoświadomość i samostanowienie, ale równocześnie przez swoje ciało. (s. 30-31) I zaraz dodaje: Pierwotne znaczenie samotności opiera się na doświadczeniu istnienia, które człowiek otrzymał od Stwórcy. Kształtem tego istnienia jest podmiotowość, która decyduje o sensie własnego ciała. (s. 31, podkreślenie moje) Papież wyjaśnia także: Konstytucja tego ciała jest taka, że pozwala mu być sprawcą specyficznie ludzkiego działania. W działaniu tym ciało wyraża osobę. Jest przeto /.../ jak gdyby przenikliwe czy przeźroczyste dla tego, kim człowiek jest (i kim ma być) dzięki strukturze świadomości i samostanowienia. (s. 31)

W Papieskim nauczaniu osoba jest nierozłącznie związana z podmiotowością. Osoba oznacza pierwszą i najgłębszą podmiotowość człowieka. Wydaje się, że jest to podmiotowość, która określa zarówno sferę duchową jak i cielesną. Otóż w ludzkim doświadczeniu ta podmiotowość przejawia się na gruncie świadomości jako samoświadomość i samostanowienie, co jest wyraźnym nawiązaniem do wcześniejszych ustaleń Karola Wojtyły sprzed pontyfikatu. W omawianym tekście katechez Autor pokazuje, że człowiek odczytuje swoją podmiotowość poprzez struktury świadomościowe. Ale podobnie jak w Osobie i czynie pojawia się głębsze rozumienie podmiotowości osobowej związane bezpośrednio z ludzkim istnieniem. Papież powiada, że kształtem istnienia, które człowiek otrzymał od Stwórcy, jest podmiotowość (zob. s. 31).

Idąc dalej tym tropem możemy przyjąć, że osoba stanowi jakąś podmiotowość istnienia jako pierwszego i podstawowego wyposażenia ludzkiego bytu. Bóg stwarza ludzkie istnienie. Bóg stwarza także ludzką osobę. Dlatego można uznać, że Bóg stwarzając ludzkie istnienie stwarza zarazem ludzką osobę jako podmiotowość istnienia. Taka interpretacja pozwoli nam w pełni zrozumieć późniejsze ustalenia Papieskiej antropologii.

Analizując opisy z Księgi Rodzaju Papież wiąże pierwszy z nich, w którym człowiek od razu jest mężczyzną i niewiastą, z jednością dwojga, natomiast drugi wiąże z samotnością człowieka. Autor pisze: znaczenie pierwotnej samotności, które można odnieść po prostu do „człowieka”, jest merytorycznie wcześniejsze od znaczenia pierwotnej jedności, ta bowiem opiera się na męskości i kobiecości – jakby dwu odrębnych „wcieleniach”: sposobach „bycia ciałem” tej samej ludzkiej istoty. (s. 33) Otóż oba te znaczenia wydobyte przez komentującego są ze sobą powiązane. Stwierdza on, że mocą stwórczej inicjatywy Boga „człowiek” samotny mógł się wyłonić „człowiekiem” w jedności dwojga: mężczyzna i niewiastą. (s. 35)

Dalej Autor pokazuje współzależność sytuacji samotności człowieka i sytuacji jedności dwojga. Papież pisze: /.../ w tejże samotności [człowiek] otwiera się w stronę istoty sobie-podobnej /.../ Owo otwarcie stanowi o człowieku-osobie nie mniej, a chyba bardziej jeszcze, niż samo „wyosobnienie”. (s.38-39) Samotność człowieka /.../ jawi się nam nie tylko jako pierwsze odkrycie właściwej osobie transcendencji, ale także jako odkrycie właściwej dla niej relacji „do” osoby – jako otwarcie i oczekiwanie na „komunię osób”. (s. 39) Podsumowując te stwierdzenia dodaje: /.../ komunia osób mogła ukształtować się tylko na gruncie niejako „dwoistej samotności” mężczyzny i kobiety, czyli jako spotkanie w ich „wyodrębnieniu” od świata istot żyjących (animalia), które pozwoliło obojgu zaistnieć i bytować w szczególnej wzajemności. (s. 39)

Wnioskiem z tych rozważań wydaje się być stwierdzenie, że /.../ „definitywne” stworzenie człowieka jest to stworzenie owej jedności dwojga, przy czym jedność oznacza przede wszystkim tożsamość natury = człowieczeństwa, dwoistość natomiast oznacza wszystko to, czym na gruncie tożsamości człowieczeństwa okazuje się męskość i kobiecość stworzonego człowieka. (s. 37) [Drugi opis] odsłania /.../, że pełne – czyli niejako doprowadzone do końca – stworzenie „człowieka” wyraża się w powołaniu do istnienia owej „communio personarum”, jaką stanowią mężczyzna i niewiasta. (s. 39) Na zakończenie Papież powiada: /.../ moglibyśmy wnioskować, że obrazem i podobieństwem Boga stał się człowiek nie tylko przez samo człowieczeństwo, ale także poprzez komunię osób, którą stanowią od początku mężczyzna i niewiasta. (s. 39)

Możemy uznać, że Papież w swoich rozważaniach odkrywa bardzo ważną sprawę. Z jednej strony pokazuje nam, że człowiek został stworzony jako byt samodzielny, odrębny od świata istot żyjących (zwierząt) i dlatego pozostający w samotności. Jednocześnie dzięki tej odrębności i samotności albo „wyosobnieniu”, jak powiada Autor, człowiek może dostrzec i przeżyć swoją osobową podmiotowość. Dzięki temu człowiek staje się osobą, która od razu pozostaje w relacji do drugiej osoby. Według Papieża osoba jest otwarta na kogoś drugiego. Powie on, że fakt zaistnienia osoby „obok” osoby staje się eo ipso faktem zaistnienia osoby „dla” osoby. (por. s. 39)

Dlatego należy przyjąć, że w papieskiej antropologii mężczyzny i kobiety pojawia się od razu wymiar komunijny, czyli wspólnotowy. Za Vaticanum II Papież określa ten wymiar jako „communio personarum” (por. s. 38). Sam zaś mówi o nim „jedność dwojga” (por. s. 33-39). Dlatego osoba nie bytuje jedynie sama w sobie albo sama dla siebie, jak chciał Sartre. Ale według Papieża osoba istnieje dla drugiej osoby i możemy przyjąć, że współistnieje razem z drugą osobą. Jest to początek antropologii mężczyzny i kobiety, którą Jan Paweł II rozwinie w kolejnych swoich dokumentach Papieskich. 

Podsumujmy teraz przedstawione rozważania zawarte w katechezach Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Papież pojmuje człowieka jako osobę, która „wyosobnia” się ze świata przyrody. Osoba stanowi przede wszystkim podmiotowość. Problemem staje się rozumienie tej podmiotowości. Odkrywanie tej podmiotowości Papież, podobnie jak wcześniej Wojtyła, dokonuje poprzez doświadczenie świadomości człowieka. Ale ostatecznie interpretuje osobę ludzką w wymiarach bytu i istnienia. Dlatego wydaje się, że osoba stanowi podmiotowość istnienia, a nie świadomości (jak to jest u Schelera).

Należy więc uznać, że dla Papieża człowiek jest osobą stworzoną przez Boga. Osobę Autor określa poprzez osobność lub wyosobnienie ze świata przyrodniczego. Dlatego człowiek od razu zostaje odróżniony się od świata zwierząt. Tę odrębność człowieka Papież wiąże również z możliwością panowania w stosunku do świata widzialnego („czynienia sobie ziemi poddaną” i „uprawiania ziemi”).

Osobę Papież definiuje zasadniczo jako podmiotowość. Ale nie jest to podmiotowość zamknięta i ograniczona do siebie samej. Osobę określa On poprzez otwartość. Ta otwartość jest związana z wzajemnością i relacyjnością. Osoba człowieka jest określona przez relację do Boga. Ale zarazem jest otwarta dla drugiej osoby. Osoba istnieje dla osoby. Według Papieża człowiek ukazuje się w pełni w jedności dwojga. Nie ma tu jeszcze mowy o jedności dwojga osób, ale właśnie w tym kierunku podążą dalsze rozważania Autora. Papież wyraźnie stwierdza, że człowiek jako osoba jest powołany do komunii osób (communio personarum). Człowiek stał się obrazem Boga poprzez komunię osób, a nie tylko dzięki swej ludzkiej naturze. 

Papież pokazuje nam, że osoba przejawia się poprzez cielesność. Powie wprost, że ciało wyraża osobę. W odniesieniu do mężczyzny i kobiety Autor mówi nawet o odrębnych „wcieleniach”. Można więc mężczyznę i kobietę pojmować jako wcielone osoby.

Zobaczymy, jak te sformułowania będą rozwijane w kolejnych dokumentach Papieskich.