17.01.2022

Trochę na zimowo

 


Zdrowia i wolności /1

Znany Dziennikarz (komentator internetowy) pozdrawia oglądających życzeniami – „Zdrowia i wolności”. Życzenia zdrowia mają ugruntowaną tradycję w kulturze polskiej. U nas zawsze życzyło się zdrowia i nawet piło się „na zdrowie”, a nie po cokolwiek innego. Otóż zdrowie oznacza doskonałe działanie naszego organizmu cielesnego. Zdrowie jest więc przejawem właściwej realności człowieka w zakresie jego cielesności. Stąd w życzeniu zdrowia zawarta jest jakaś doskonałość tego, co realne. Życzymy komuś doskonałej realności cielesnej, która w jakimś sensie określa i wyznacza nasze codzienne działanie.

A co z tą oferowaną wolnością? Chyba mało kto zdaje sobie sprawę, że życząc konkretnemu człowiekowi wolności (wolności dla niego samego) po prostu jakby okradamy go z realności. Przede wszystkim okradamy go z realnego działania. Któż jest dziś świadom, że wolność stanowi jedynie możliwość. Gdy mówimy o wolności w odniesieniu do działania jakiegoś człowieka, oznacza to, że proponujemy mu tylko możliwość działania. Twierdzenie, że człowiek działa na zasadzie wolności, jest tylko wielkim oszustwem. Człowiekowi do działania potrzebna jest i konieczna moc sprawcza, a nie jakaś nieokreślona możliwość. Z samej możliwości (czyli wolności) działania jeszcze nic nie wynika. Żeby działać (działać realnie, a nie tylko myśleć czy mówić o możliwości działania), trzeba mieć wewnętrzną siłę czy moc sprawczą. Tego w żadnym wypadku nie zapewnia nam wolność. Taka moc działania płynie z wewnętrznego centrum realności, jakim jest nasza egzystencja (realne istnienie).

Kiedy i gdzie zaczęła się ta paranoja z wolnością? Filozofia grecka poszukiwała zasad i przyczyn realności. Dlatego nie posługiwano się pojęciem wolności czy nawet go nie znano. Platon uważał, że realna przyczyna działania w naszym świecie (czyli w świecie stawania się) stoi po stronie świata idealnego (idealnej realności). Natomiast solidny opis realności i jej aktywności już na poziomie konkretnego bytu stworzył Arystoteles. Według niego każdy byt dysponuje jakimś działaniem (ergon). Dla takiego działania mamy wewnętrzną zasadę i przyczynę (energeia). Przedrostek en oznacza, że zasada działania (ergeia) jest zawarta w danym bycie (a nie fruwa gdzieś w świecie idealnym). Łacinnicy przełożyli grecki termin na actus. Akt jest zatem wewnętrzną zasadą działania bytu, ponieważ to akt posiada moc sprawczą. U Arystotelesa energeia (actus) utrwalał i poruszał dynamis – czyli materię. To greckie określenie – dynamis znakomicie charakteryzuje sferę materialną jako obszar stawania się w bycie. Już później (dużo później w materializmie) zaczęto traktować materię jako cos dynamicznego, co staje się i rozwija samo z siebie. Jednak tak naprawdę dynamika materii rozwijająca się w świecie jest zależna od sprawczej aktywności elementu egzystencjalnego (aktu istnienia). Tak więc w Grecji uznano, że działanie wynika z realnej zasady wewnętrznej, oczywiście już Arystoteles powiązał działanie człowieka ze sferą duchową, czyli z elementami rozumu i woli (dusza pełniła rolę aktu wobec ciała).

Problematykę woli rozwinęło chrześcijaństwo (teologia chrześcijańska). Najpierw kwestię woli zdominowała sprawa grzesznego działania człowieka. Dlaczego człowiek postępuje źle, czyli w sposób niewłaściwy. Zastanawiano się, czy jest to wina wiedzy lub niewiedzy, czy po prostu błędnej decyzji (swobodnego wyboru woli). W związku z tym pojawiła się koncepcja liberum arbitrium, czyli jakiejś możliwości swobodnego wyboru działania. Taką koncepcją posługiwał się św. Augustyn. Możemy od razu podpowiedzieć, że doprowadziło to do sformułowania teorii wolnej woli człowieka. Ale należy zaznaczyć, że podobnie jak dostrzegał on słabość umysłu wynikającą z grzechu pierworodnego, tak samo przyjmował słabość związaną z działaniem woli, czyli chceniem dobra. Trwałe chcenie dobra zostało zastąpione przez swobodę wyboru dobra albo zła. Otóż taki wybór działania nie jest niczym określony, gdyż nie kieruje się żadną realną zasadą. Jest to właśnie wolny wybór, czyli sama możliwość wyboru. Jak już mówiliśmy, to kwestia wolnego wyboru została potem rozciągnięta na całą wolę, co zaowocowało tezą, że wola działa na zasadzie wolności. Oczywiście próbowano odkręcić tego typu trendy. W dobie średniowiecza sformułowano teorię filozoficzną, że wola pragnie dobra z konieczności natury (natury samej woli). Stąd wszelkie złe postanowienia tłumaczono niewiedzą. Wola miała pragnąć bonum apprehensum conveniens (u Tomasza), czyli dobro właściwie rozpoznane.

Cała ta problematyka działania woli jest, moim zdaniem, mocno podejrzana. Bo tak naprawdę nie wiadomo, skąd się bierze chcenie dobra. Ponieważ bez sensu jest przyjmowanie tezy, ze to dobro (realne dobro zawarte w bytach) pociąga za sobą chcenie woli. Oczywiście realne dobro może być siłą sprawczą uruchomiającą chcenie jako działanie woli, ale to będzie się odbywało zupełnie w inny sposób. Według moich analiz własność dobra zawarta w podmiocie osobowym (podmiot osoby należy do aktu istnienia) wytwarza akty sumienia, które docierając do woli, pobudzają i sprawiają w niej chcenie realnego dobra istniejącego na zewnątrz woli w realnym świecie. Dotyczy to przede wszystkim osobowego dobra innych ludzi. Dopiero kiedy wola traci kontakt z aktami sumienia, wtedy pozostaje jej jedynie możliwość dowolnego wyboru niczym nieokreślonego. Gdy woli zabraknie chcenia dobra, wtedy popada ona w możliwość wyboru, stąd niejako bez powodu raz wybiera dobro, a innym razem zło. Tak właśnie działa człowiek pozbawiony osobowej aktywności (czyli aktów kontemplacji, sumienia i upodobania) wywoływanej łaską Bożą.

Zbierając te rozważania należy stwierdzić, że z jednej strony sprawę wolności działania wywołała błędna interpretacja działania woli jako władzy duchowej (władza = potentia) oznacza po prostu możność albo możliwość działania). Z drugiej strony kwestia wolności pojawiła się w związku z interpretacją myślenia jako najważniejszego (czy nawet jedynego) działania naszego umysłu (rozumu).

Zdrowia i wolności /2

Otóż dominację myślenia i uznanie go za najważniejsze działanie umysłu, gdyż „niepodważalne”, zaproponował Kartezjusz. Z jego analiz wynikało, że tylko myślenie (cogito) jest zawsze prawdziwą i niepodważalną czynnością rozumu. Co więcej, doszło do absurdalnego twierdzenia – myślę więc jestem (cogito ergo sum). Ostrożnie można by to sformułować w ten sposób – myślę więc jestem myślicielem (kimś, kto myśli). Lecz u Kartezjusza pojawia się określenie res cogitans, które miało cechować człowieka, a które stało się jedyną wykładnią człowieczeństwa (natury człowieka). Za sprawą Kartezjańskiego cogito filozofia odeszła od realistycznej metafizyki na rzecz ontologii zajmującej się bytami możliwymi (oczywiście możliwymi do pomyślenia). Taką koncepcję przedstawił Leibniz, co utrwaliło pomysł ontologii w dalszej perspektywie. W ten sposób myślenie zastąpiło zupełnie poznanie realności. Myślenie nie jest jednak poznaniem, za które zostało uznane (np. w języku francuskim poznanie umysłowe jest określane słowem pense).

Myślenie może dowolnie tworzyć przeróżne pojęcia posługując się treściami zmysłowymi lub umysłowymi, zdobytymi dzięki poznaniu poprzednich pokoleń. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że działalność myślenia cechuje całkowita dowolność, czyli także tutaj mamy do czynienia z jakąś formą wolności jako możliwości. O ile nasze poznanie – czy to zmysłowe, czy umysłowe – jest oparte i związane z realnością, o tyle myślenie może dowolnie łączyć treści pojęciowe, co najlepiej widać na przykładzie poezji i literatury (również ideologii). Jeśli naszym życiem zaczyna kierować myślenie, to możemy być pewni, że rozminiemy się z rzeczywistością (chociażby z samą realnością życia). Dlatego to właśnie myślenie, którym epatowali wolnomyśliciele, mogło zgłosić hasło wolności i narzucić je społeczeństwu. Takie propozycje zaczęły się pojawiać w dobie Oświecenia, zaś realny kształt przybrały w czasie Rewolucji Francuskiej. Od tej pory światem będzie rządzić wolność. Dzisiaj mamy już tego ostateczne skutki.

Myślenie, które zrodziło się z negacji realności, nie lubi tego, co jest realne. Dlatego tak chętnie głosi wolność działania, sprowadzając realne działanie do samej możliwości działania. Kiedy więc Oświecenie zamieniło poznanie realności na samo rozumowe myślenie, wtedy ogłoszono panowanie wolności. Oczywiście takie szastanie wolnością doprowadziło do powstania i rozwoju przeróżnych ujęć ideologicznych, które z realnością człowieka nie mają wiele wspólnego. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela głosiła, że każdy człowiek jest wolny, co niestety można interpretować na różne sposoby. Dziś na przykład ideologia twierdzi, że człowiek żyje wolnością i na zasadzie wolności. A przecież tak nie jest. Gdyż do działania (do realnego działania) konieczna jest moc sprawcza, która napędzałaby to działanie. Nie ma aktywności bez sprawczości. Realistyczna metafizyka pokazuje nam, że taka sprawcza siła jest zawarta w samym realnym bycie i ma związek z jego aktem istnienia. Dlatego w przypadku człowieka należy przyjąć, że źródłem całej aktywności ludzkiego bytu jest osobowa oraz ożywcza podmiotowość istnienia.

Wolność jest potrzebna człowiekowi co najwyżej do twórczego działania (tworzenia sztuki albo techniki). Ale w życiu codziennym i społecznym należy wystrzegać się wolności działania, ponieważ może to zaprowadzić nas na manowce (zbaczamy od realności ku możliwości). Już na początku stwierdziliśmy, że wolność odbiera człowiekowi jego prawdziwą realność. Człowiek żyje i działa dzięki zasadom realności (otrzymanej od Boga), dlatego nie powinien pozbywać się jej pod żadnym pozorem. Człowiek ma chronić i rozwijać swoją realność, a nie poszukiwać jakichś nieokreślonych możliwości.

Zastanówmy się jeszcze, co znaczy, że człowiek jest wolny. Jeśli oznacza to, że jest wolny i niezależny od zewnętrznych wpływów, to płynie stąd wniosek, że człowiek jest niejako skazany na samorealizację. Ale powstaje wtedy problem, skąd taka samorealizacja ma czerpać siły i środki do działania i rozwoju. Przecież każdy człowiek podlega wychowaniu w środowisku rodzinnym albo wykształceniu w szkole. A to jest już przyjęcie oddziaływania zewnętrznego. Zatem w tym znaczeniu człowiek nie jest wolny, bo musi czerpać różne rzeczy z otoczenia (np. musi się odżywiać). W innym sensie człowiek może być wolny w swoim działaniu. Co oznacza taka wolność? Oznaczałaby ona, że mamy całkowitą wolność w podejmowaniu decyzji i swobodę wyboru dowolnego działania. Ale taka wolność (dowolność) prowadzi wprost do chaosu w naszym działaniu, bo wtedy kierowalibyśmy się nieokreśloną możliwością. A przez to nasze działanie utraciłoby rzeczywisty sens stając się czymś nieokreślonym. W takiej sytuacji zamiast faktycznego działania człowiek zaczyna tylko myśleć i mówić o działaniu, a przestaje rzeczywiście działać. Pamiętajmy więc, aby swoje działania opierać na posiadanej realności i sprawczej mocy przysługującej tej realności. Nie ma innego sposobu dobrego i właściwego działania.

Podsumujmy krótko. Otóż propozycja, czy tylko życzenie wolności dla konkretnego człowieka jest jakimś strasznym nieporozumieniem. Konkretnemu człowiekowi (realnemu człowiekowi) do działania czy rozwoju nie jest potrzebna wolność (możliwość) lecz moc sprawcza. Człowiek powinien żyć w sposób realny podlegając zasadom i prawom moralnym i religijnym, co wypływa z samego centrum jego realności (podmiotowości istnienia). Człowiek ma żyć realnie, a nie dzięki wolności tworzenia wciąż nowych możliwości negujących jego prawdziwą realność (realność osoby i życia).