25.05.2021

Karoń pokazał swoje rozumienie człowieka (wykład dla Polonia Christiana)

Pan Karoń reprezentuje skrajnie naturalistyczną koncepcję człowieka. Jest to wprost koncepcja animalistyczna. Według niego człowiek rodzi się jako zwierzę. Jest to założenie, które nie uwzględnia zupełnie szerokiej tradycji filozoficznej. Jest to zgoda na ideologiczne myślenie o człowieku proponowane przez dzisiejsze elity postmodernistyczne.

Jeżeli przyjmiemy, że człowiek jest zwierzęciem, to wówczas mamy problem z postępowaniem moralnym człowieka. Żadne zwierzę nie wytwarza moralności (zasad moralnych). Karoń nie wierzy w żadną dobrowolną socjalizację człowieka, która miałaby prowadzić do ukształtowania się postaw moralnych. Uważa za fałszywą tezę, że człowiek staje się moralny dzięki relacjom społecznym. Takie postawienie sprawy jest wynikiem założenia, że człowiek jest zwierzęciem.

Dlatego jego zdaniem, ludziom pozostaje nieustanna przepychanka i walka. Tak jak to się działo w czasach prehistorycznych oraz we wczesnej starożytności (do V wieku przed Ch.). Ale mimo wszystko musimy się zgodzić, że nawet wówczas powstawały całe społeczności ludzkie (powstawały miasta i państwa). Instynkt zwierzęcy tworzy co najwyżej stado zwierząt.

Otóż drugim założeniem koncepcji Karonia jest teza, że zwierzęta kierują się instynktem. Dlatego człowiek pojmowany jako zwierzę byłby również skazany na działanie instynktowne. Autor odwołuje się tutaj do psychologizmu opartego na Freudowskiej zasadzie przyjemności. Mówi wprost o instynkcie przyjemności u człowieka. Należy jednak zaznaczyć, że Freud nie przypisuje człowiekowi instynktu przyjemności ze względu na jego zwierzęce pochodzenie, lecz ze względu na jego przeżywanie własnej cielesności i seksualności. Trzeba więc uznać, że zwierzęta przeżywają swoje życie inaczej, czyli po zwierzęcemu, natomiast człowiek przeżywa swoje życie po ludzku.

W związku z tym Karoń stwierdza, że człowiek ma możliwość przezwyciężania swojego zwierzęcego instynktu przyjemności. Można stwierdzić, że ostatecznie okazuje się, że trzeba przymusić człowieka (właściwie dziecko) do podniesienia przyjemności na poziom psychiczny (ale nie duchowy). Jest to według niego związane z przymusem wychowawczym. Widzimy, że Karoń pomija zupełnie duchowość człowieka, zapomina o myśleniu i wolnej woli (co prowadzi przecież człowieka do wyboru działań ułatwiających i uprzyjemniających życie).

Według niego liczy się tylko przymus jako pewien wpływ zewnętrzny. Na człowieka należy oddziaływać zewnętrznie. Od razu widać uleganie wpływom ideologii postmodernistycznej. Takie przymusowe oddziaływanie zewnętrzne kojarzy się bowiem z  narzucaniem treści propagandowych czy ideologicznych. Jeżeli człowiek podlega wyłącznie prawom biologicznym, to faktycznie trudno przyjmować, że może realizować samodoskonalenie.

Ale człowiek nie jest tylko zwierzęciem. Człowiek rodzi się jako osoba. Oczywiście trzeba przyjąć, że rodzi się jako osoba wcielona, to jednak nie oznacza, że jest zwierzęciem. Odrzucając taki początek naszego człowieczeństwa, Karoń jest zmuszony pomijać oddziaływania społeczne, czyli właściwie relacje wspólnotowe. Człowiek rodzi się bowiem w rodzinie, która stanowi wspólnotę osobową, w jakiej żyje, rozwija się i wychowuje. Dlatego dla niego relacje osobowe nie mają żadnego znaczenia.

Na czym więc, jego zdaniem, opiera się życie społeczne? Uważa on, że człowiek ma możliwość przezwyciężenia zwierzęcego instynktu przyjemności. Powiada, że istnieją w człowieku potencje uzdalniające go do działań anty-instynktownych. Ale człowiek nie jest w stanie rozwinąć tych zdolności sam z siebie. Człowiek nie może sam siebie niczego się nauczyć lub wychować siebie. Według wykładu Karonia, te potencje i zdolności człowiek może rozwinąć tylko pod przymusem, czyli pobudzany z zewnątrz. Oczywiście u niego przymus nie oznacza przemocy, chociaż taka skrajność jest też możliwa.

Wychowanie człowieka miałoby polegać na przełożeniu instynktu przyjemności na psychiczną satysfakcję polegającą na uznaniu dokonań człowieka przez innych ludzi. Trzeba pokazać człowiekowi potrzebę uznania, czyli akceptacji jego dokonań. Człowiek musi dokonać jakiegoś dzieła (technicznego lub artystycznego), aby zyskać uznanie innych ludzi. Ale okazuje się, że człowiek (dziecko) musi zostać zmuszony w procesie wychowawczym do realizacji tego dzieła. Poczucie satysfakcji jest związane z osiągnięciem siły twórczej (zdolności tworzenia jakiegoś dzieła). Cała ta satysfakcja psychiczna pachnie mi dziwnie chęcią zapanowania nad ludźmi. Pada przykład, że artysta ma zrobić jakieś dzieło, żeby zachwycić i porwać za sobą innych ludzi. Ponadto Karoń stwierdza, że jeżeli człowieka na to nie stać, to może nadrobić to stosowaniem przemocy. To już jasno pokazuje, że chodzi w tym wypadku o panowanie nad ludźmi.

Na koniec wynikałoby stąd, że cała ludzka kultura powstała pod przymusem albo z chęci panowania nad innymi ludźmi, skoro satysfakcja twórcza jest osiągnięciem zainteresowania i uznania innych ludzi. Kultura byłaby tylko takim łagodnym sposobem zapanowania nad ludźmi, natomiast ostrzejszym sposobem byłaby przemoc fizyczna stosowana przez władzę polityczną.

Gdzie więc podziała się moralność? I tutaj mamy zaskoczenie. Tak naprawdę okazuje się, że człowiekowi moralność nie jest potrzebna, gdyż liczy się tylko pragmatyzm społeczny. To znaczy, że człowiek ma osiągnąć działalność twórczo-zawodową, czyli produkcyjną. Musi wyprodukować jakieś dobra (realne dobra). To według Karonia jest głównym powołaniem człowieka.

Dzięki pracy człowiek musi podjąć wysiłek wyprodukowania (może raczej wytworzenia) własnej wolności (jako swobody życia). Aby człowiek mógł żyć na własny rachunek, musi faktycznie coś produkować. Powstaje pytanie, czy do tego w ogóle potrzebna jest moralność, czy może tylko skuteczność działania? Problem pojawia się dopiero wówczas, gdy człowiek nie jest w stanie niczego wyprodukować. Taki człowiek, zdaniem Autora, który nie może wyprodukować własnej wolności, musi kraść. Ale w tym wypadku na moralność jest już za późno.

Na koniec niejako z pewnym zażenowaniem Karoń wypowiada się o religii. Chodzi oczywiście o religię katolicką. Ale co mówi o religii? Religia jest koniczna, żeby nałożyć kaganiec na biologiczne skłonności człowieka. Tak więc moralność albo religijność jest dopuszczalna jako ograniczająca instynkty, a nie jako odpowiedzialna za doskonalenie człowieka. Autor uważa, że psychiczna satysfakcja (taka psychiczna przyjemność) daje nam wystarczającą motywację do doskonalenia się jako pracowitości (czyli do produkowania realnych dóbr i dzieł).

Podsumujmy. Zastanawiający wydaje się fakt, że Karoń, chyba pod wpływem różnych dyskusji albo własnych przemyśleń (?), uległ zupełnie koncepcji animalistycznej człowieka (czyżby jednak brak wykształcenia filozoficznego). Na początku robił wrażenie myśliciela niezależnego, który walczy wytrwale z anty-kulturą w imię zachowania wartości obecnych w naszej kulturze. Ale dzisiaj pokazał kompletne niezrozumienie realności człowieka. Okazało się, że jego wartości sprowadzają się do stworzenia człowieka jako pracowitego zwierzęcia, które powinno się cieszyć z twórczej pracy. W tym Autor widzi wolność człowieka, którą musi on sobie sam wyprodukować. A więc wartością dla człowieka będzie swobodne tworzenie dzieł technicznych i artystycznych. A gdzie w tym znajdzie się moralność i religijność? Gdzie osobowa duchowość człowieka, gdzie jego wiara, nadzieja i miłość? Gdzie godność i szacunek, gdzie poświęcenie i honor? W takim układzie znika zupełnie życie duchowe i osobowe. Czyli znika sam człowiek.

W odpowiedzi Karoniowi

Przede wszystkim błędne jest pierwotne założenie, ze człowiek rodzi się zwierzęciem. Otóż człowiek rodzi się jako wcielona osoba, lecz to nie oznacza, że człowiek jest zwierzęciem. Moje badania filozoficzne (zob. na blogu Filozofia dla Młodych) wskazują, że zarówno duchowość jak i cielesność człowieka są przyczynowane i kształtowane przez podmiotowości istnienia (realności egzystencjalne). Tak więc naszą widoczną podmiotowość esencjalną (czyli możność istotową) przyczynują i kształtują podmioty egzystencjalne (osoba i życie). Podmiot osobowy przyczynuje sferę duchową, czyli władze duchowe, natomiast podmiot ożywczy życia egzystencjalnego przyczynuje nasze życie biologiczne wraz z funkcjonalną organizacją żywego organizmu. Oczywiści podmiotowość osobowa musi współgrać z podmiotowością życia. Wydaje się, że odbywa się to na poziomie własności istnieniowej piękna, która kształtuje duchową władzę uczuciowości. Uczuciowość jest związana z upodobaniem piękna, na co reaguje przeżyciem piękna ludzkiego życia. Ludzkie życie – od poziomu egzystencjalnego po poziom esencjalny – jest powiązane z własnością transcendentalną piękna. Potocznie mówimy przecież, że życie jest piękne.

To, że organizmy żywe rozwijały się w sposób ewolucyjny, wcale nie wyjaśnia samego pochodzenia życia, a już z pewnością nie wyjaśnia pochodzenia człowieka. Nie da się wytłumaczyć pełnej realności człowieka rozwojem ewolucyjnym. Nawet jeżeli skupimy się tylko na poziomie istoty człowieka (ludzkiej natury), to mamy tutaj do czynienia ze sferą duchowości oraz sferą cielesności. Ze światem zwierząt możemy porównywać co najwyżej naszą cielesność. Jednak nasza duchowość radykalnie przekracza pochodzenie naturalistyczne (ewolucyjne). Żaden rozwój cielesności nie jest w stanie wytłumaczyć działań duchowych. Widzimy, że kompletną bzdurą jest twierdzenie, że myślenie jest funkcją mózgu. Ani poznanie umysłowe czy myślenie, ani chcenie czy decyzje woli nie są działaniami materialnymi lub cielesnymi. Niestety dla naturalistów te działania duchowe muszą mieć swoją przyczynę niematerialną, a nawet poza duchową. Dlatego należy przyjąć, że ta cała duchowa działalność człowieka wraz z działającymi podmiotami w postaci władz duszy (potentiae animae) jest przyczynowana z wyższego albo głębszego poziomu egzystencjalnego, z poziomu realności istnienia (w sensie tomistycznym).

Toteż musimy stwierdzić, że człowiek rodzi się jako osoba uduchowiona i wcielona. I cała nasza duchowość jest zależna od realności osoby jako podmiotowości istnienia. Podkreślamy to dlatego, że dalej pokażemy, iż ma to wpływ na działania moralne człowieka. Jeżeli zaś potraktujemy człowieka od razu jako zwierzę, to będziemy skazani na wyjaśnianie wszystkich jego działań w perspektywie zwierzęcej, jak to czyni Karoń. Dlatego od odwołuje się jedynie do działań instynktownych. Ale nawet u zwierząt instynkty są nastawione na ochronę i rozwój życia (czyli na rozmnażanie się). Natomiast ich reagowanie na przyjemność lub przykrość wcale nie musi być działaniem instynktownym. Stąd odwoływanie się przez Autora wykładu do instynktu przyjemności względem człowieka jest zwykłym nadużyciem. Nawet jeśli powołujemy się na „ustalenia” Freuda i jego zasadę przyjemności, to musimy wiedzieć, że nie dotyczy ona zwierzęcości człowieka, lecz jego przeżywania (albo tylko jego myślenia o przeżywaniu) własnej cielesności oraz seksualności.

Otóż kierowanie się przez człowieka przyjemnością wcale nie jest zasadniczym działaniem jego natury (ludzkiej natury). Kierowanie się odczuwaniem przyjemności (co odbywa się na poziomie cielesnym) i dalej działanie według tego odczuwania jest wypaczonym działaniem uczuciowości, a nie działanie zasadniczym. Zobaczmy zatem, jak naprawdę działa nasza uczuciowość. Uczuciowość jest władzą duchową, która jest sprawiana i pobudzana przez osobowe akty upodobania pochodzące z własności piękna. Uczuciowość odbiera więc akty upodobania, które zaszczepiają w niej przeżywanie piękna. Oznacza to, że uczuciowość jest zasadniczo powołana do przeżywania piękna ludzkiego życia oraz dbałości i troski o życie. Dopiero gdy uczuciowość straci związek z aktami osobowymi, wtedy pojawia się niejako konieczność przeżywania tego, co jest dostępne, czyli przeżywania przyjemności, gdyż nie ma odczuwania życia, a doznania cielesnej przyjemności docierają do uczuciowości i wywołują przeżywanie emocjonalne. Jednak emocjonalne przeżywanie doznań przyjemności nie jest w stanie doskonalić naszych uczuć w kierunku radości i nadziei. Dlatego konieczne staje się ciągłe wzmaganie doznań cielesnych, aby zadowolić nasze przezywanie. Na tym właśnie polega problem uzależnienia się człowieka od doznań przyjemności. Trzeba nieustannie podsycać siłę czy raczej presję tych doznań. Do tego dołącza się jeszcze nasze świadome myślenie o potrzebie przyjemności. I mamy na koniec samonakręcające się uzależnienie od doznań, aż po nałóg.

Wydaje się, że freudowska zasada przyjemności opisuje właśnie taką sytuację uczuciowości pozbawionej kontaktu z osobowym pięknem i aktem upodobania piękna, a przez to skazanej niejako na uleganie doznaniom przyjemności cielesnych. Przeżywanie piękna dotyczącego życia służy doświadczeniu radości i nadziei, co stanowi realne zadowolenie duchowe człowieka. Natomiast samo przeżywanie przyjemności cielesnych nie służy prawdziwemu zadowoleniu, lecz popycha nas w stronę eskalacji doznań i poszukiwania rosnącego wciąż natężenia. A to się źle na ogół kończy.

Stąd odwoływanie się Karonia do jakiejś psychicznej satysfakcji (czyli spełnionego zadowolenia) nie wydaje się być czymś odpowiednim. On łączy taką satysfakcję z twórczością artystyczną albo techniczną. To może być trochę bardziej uzasadnione. Z pewnością dokonania twórcze wywołują zadowolenie człowieka, ale muszą być pozytywnie ocenione przez innych. Jeszcze lepiej, jeśli takie zadowolenie jest związane z przeżyciem piękna, ale to powinno być piękno osobowe. I takiego piękna powinna dotyczyć twórczość artystyczna, ale gdzie szukać piękna w twórczości technicznej, tam się liczy tylko użyteczność.

Można przyjąć, że dawniej twórczość była zasadniczo podporządkowana wartościom moralnym – poza pięknem odwoływała się do prawdy i dobra. Niestety dzisiaj twórczość oderwała się zupełnie od przeżywania wartości moralnych. A to już oznacza, że wartości moralnych trzeba szukać gdzie indziej. I tutaj dotykamy kwestii życia społecznego, albo raczej życia wspólnotowego. Życie ogólnospołeczne musi być oparte na wspólnocie rodzinnej. Rodzina stanowi wspólnotę osobową, jest więc kręgiem społecznym powiązanym relacjami osobowymi, a nie zależnościami instytucjonalnymi (przełożony – podwładny). Skoro człowiek jest przede wszystkim osobą, to znaczy, że jest powołany do życia osobowego i wspólnotowego. Co więcej jest oczywiste, że człowiek jako osoba przychodzi na świat w rodzinie. Tam wzrasta i rozwija się, tam się wychowuje i tam osiąga dojrzałość (dojrzałą osobowość). A wszystko to po to, żeby założyć własną rodzinę.

Otóż musimy zdać sobie sprawę, że wychowanie jako rozwój moralny i religijny odbywa się właśnie w rodzinie. Opowieści o wychowaniu w placówkach publicznych (czyli tworzonych do tego instytucjach) jest jakimś nieporozumieniem. Dotyczy to również szkoły, chociaż tutaj zdarzają się wyjątki, jeśli nauczyciel zdoła nawiązać z uczniami (to dotyczy jednostkowych przypadków) relacje osobowe. Można przyjąć, że jest to możliwe. Jednak żadna instytucja publiczna nie zdoła wychować młodego człowieka. Doświadczyliśmy tego najlepiej na przykładzie Domów Dziecka. Dlatego można by się zgodzić z Autorem wykładu, że społeczeństwo w formie instytucjonalnej nie jest w stanie udoskonalić człowieka, czyli uczynić go moralnym i religijnym. Ale zapomniał on o wspólnocie rodzinnej, w której wychowuje się i doskonali moralnie młody człowiek (dziecko). Przecież to dlatego postmodernistyczne nurty ideologiczne wzięły sobie za cel walkę z rodziną i Kościołem (Kościół jest drugą po rodzinie wspólnotą osobową i to wspólnotą połączoną z Osobowym Bogiem).

Poza tym Karoń ma jakieś wypaczone rozumienie kultury, czy ogólnie twórczości. Z jego wykładu wynika, że wszelka twórcza praca (według niego produkcja dzieła) musi być wymuszona na młodym człowieku. Byłaby to jakaś presja społeczno-wychowawcza polegająca na sublimacji instynktu przyjemności, czyli tak jak to wygląda u Freuda. Tyle, że nasz Autor stawia tutaj na przymus wychowawczy. A to by oznaczało, że człowieka należy przymuszać do działania i pracy. Stąd mamy już wniosek, że człowiek nie jest samodzielnym podmiotem działania, lecz trzeba go przymuszać do działania, czyli po prostu interweniować z zewnątrz. Trochę wygląda mi to tak, jak w przypadku wołów, które zaprzęgano do pługa i przymuszano do pracy na rzecz człowieka. Ale wół jest zwierzęciem i tylko zwierzęciem. Później wymyślono maszyny, żeby pracowały za człowieka.

Człowiek jest bytem aktywnym i działającym samodzielnie. Jest to związane z jego naturą duchowo-cielesną. Mówiliśmy już poprzednio, że człowiek jest przede wszystkim osobą. Otóż nasza egzystencja, czyli poziom istnienia, składa się z dwóch sprawczych podmiotów – z podmiotu osobowego oraz z podmiotu ożywczego. Oba te aktywne podmioty przyczynuja i kształtują dwie sfery naszej natury – duszę i ciało. Te egzystencjalne podmiotowości pobudzają do działania zarówno duszę jak i ciało, czyli całą naszą naturę. Podmiot osobowy wyposażony we własności prawdy, dobra i piękna, aktywizuje i napędza do działania władze duchowe (umysł, wolę i uczuciowość). Natomiast podmiot ożywczy aktywizuje i pobudza funkcje naszej cielesności i jej działania (np. poruszanie się). I właśnie dlatego człowiek jako całość staje się działającym podmiotem. Podejmuje więc samodzielnie różne swoje działania i zmienia je. Oczywiście taka pełna samodzielność działania jest przede wszystkim efektem jego duchowości. U zwierząt obserwujemy pewną samodzielność tylko w zakresie cielesności (poruszanie się, odżywianie się oraz rozmnażanie się). Wydaje się, że cała cielesna samodzielność jest wspierana u zwierząt przez koordynację instynktu życiowego (jako jakaś forma pożądania zmysłowego. Człowiek zaś z racji swej duchowości jest w stanie sam decydować o swoim działaniu albo tworzyć i podejmować nowe możliwości działania, czyli realizować twórczość artystyczną i techniczną.

Ale żeby twórczość kulturowa miała w ogóle sens, nie może być podejmowana pod przymusem. Wiemy przecież, jak kończy się przymusowa praca w komunizmie. Otóż człowiek posiada sam w sobie źródło aktywności, czyli posiada poznanie umysłowe oraz chęć działania. To daje nam duchowość, czyli władze duszy napędzane przez aktywność osoby jako podmiotu egzystencjalnego. Kwestią wiodącą w tej sprawie pozostaje to, czy człowiek będzie korzystał z aktywnej mocy sprawczej swojej podmiotowości osobowej. Jeśli korzystamy z aktów kontemplacji, sumienia i upodobania, to wtedy stać nas na samodzielną aktywność moralną i religijną. Ale gdy zawalimy tą sprawę, wtedy nasza duchowość przekształca się w świadomość opartą na myśleniu i wolności wyboru.

Niestety świadomość ze swoimi intencjami (czyli tylko zamierzeniami poznania i działania) staje się jakąś możliwością oderwaną od realności egzystencjalnej. Świadomość ze swoimi intencjami odcina się od rzeczywistości i zamyka nas w samej sobie, skazując na życie w samotności. Człowiek kierujący się świadomością wytwarza sobie sferę intencjonalnych możliwości, które uważa za coś realnego. Musimy wiedzieć i pamiętać, że świadomościowe myślenie wyrasta z negacji realności (tego, co realnie istniejące). Dowodzą tego filozoficzne koncepcje świadomości (poczynając od Kartezjusza, poprze Kanta i Hegla, aż ostatecznie do Husserla).

Otóż myślenie sprawdza się jedynie w ramach twórczości kulturowej – twórczości artystycznej i technicznej. Właśnie na tym polu człowiek sam wymyśla i tworzy dowolne wartości. Taka twórczość wartości cechuje człowieka myślącego. Jednak człowieka myślącego, który kieruje się świadomością, bardzo łatwo przekonać do różnych pomysłów propagandowych, reklamowych, naukowych, czyli ogólnie pomysłów ideologicznych. Propaganda i ideologia są oparte bowiem na myśleniu, a nie na poznaniu i rozumieniu rzeczywistości.

Człowieka nie da się zmusić do twórczego myślenia. Człowiek jest w stanie sam z siebie wymyślić dowolne rzeczy (u nas mówi się – niestworzone rzeczy). Jednak człowiek, który kieruje się wolnością twórcza (wolnością myślenia i wyboru pomyślanych możliwości), potrafi niestety wymyślić także super-głupotę, i co gorsze wierząc, że myślenie jest najdoskonalszym poznaniem, będzie chciał zrealizować to swoje głupstwo i będzie pragnął narzucić je innym ludziom. Tak właśnie działa wszelka ideologia. Dlatego należ się wystrzegać wiary w doskonałość myślenia. Ja wprost twierdzę, ż nic tak nie ogłupia człowieka jak swobodne myślenie. Stąd mamy dziś twórców anty-kultury, którzy tworzą całkowicie swobodne wartości kulturowe, czyli antywartości.

Trzeba w związku z tym wiedzieć, że wartości kulturowe są tylko naszym myśleniem o czymkolwiek jako czymś wartościowym, oczywiście dla tego, kto tak myśli. Toteż za wartość możemy uznać dowolną rzecz czy przyjemność, która nas dotyczy. Musimy więc odróżnić od pomyślanych wartości realne dobra osiągane w rzeczywistości. Przede wszystkim chodzi tutaj o dobro moralne, czyli osobowe dobro człowieka, jakim jest godność. Godność dotyczy osobowego dobra człowieka, tak więc jest przypisana do osoby i przynależna osobie. Jeżeli jednak przestajemy działać osobowo, czyli moralnie i religijnie, to jest to wyraźny znak, że zatraciliśmy swoją godność. Właśnie ze względu na osobową godność każdemu człowiekowi należy się szacunek. Jednak pozbywając się godności człowiek skazuje się na potępienie a nie szacunek. Na szacunek zasługują bowiem działania moralne lub religijne, a nie dowolne dokonania człowieka. Trzeba też wiedzieć, że tylko sam pojedynczy człowiek może pozbawić się godności, gdy zatraci realną podmiotowość osoby stając się czystą świadomością. Nikt inny nie może odebrać człowiekowi godności. Możemy człowieka nie szanować, możemy go poniżać czy zniewolić, ale to nie odbiera mu osobowej godności, jeśli on sam wytrwał jako niezależna osoba (jako niezależna realność egzystencjalna).

Nasze istnienie (jako sfera egzystencjalna) pochodzi bezpośrednio od Boga. Bóg stwarza istnienie człowieka wraz z podmiotowością osoby (mocy uduchowiającej) i z podmiotowością życia (mocy ożywiającej). Tak więc Bóg stwarza naszą osobę wraz z jej pełnym wyposażeniem i powołaniem. Bóg stwarza człowieka jako osobę mężczyzny albo kobiety. Już na poziomie egzystencjalnym mamy określoną naszą realność – jako mężczyzny albo kobiety. Ta osobowa realność (podmiotowość istnienia) istnieje i realizuje się jako męskość lub kobiecość. Ten poziom egzystencjalny stanowi dużo głębszą realność niż nasza ludzka natura, która realizuje się dopiero na poziomie możności istotowej.

Dlatego natura człowieka (zarówno dusza jak i ciało) podlega metafizycznemu stawaniu się. Ale to musi być urzeczywistnione stawanie się, a nie tworzenie jakichś dowolnych możliwości. A zatem człowiek jest powołany do urzeczywistniania swojej natury poprzez oddziaływanie sfery egzystencjalnej. Duchowe urzeczywistnianie się w stawaniu polega na działaniach prowadzących do powstania zwartej i trwałej, pełnej i całościowej osobowości. Akty osobowe oddziałując na władze duszy sprawiają i wywołują w nich odpowiednie działania, które prowadzą do stawania się, czyli powstawania, naszej osobowości. Powstająca osobowość jest realnością stawania się i dlatego nie należy jej mylić ze świadomością. Taka osobowość posiada wyraźny charakter moralny. Dawniej mówiono, że człowiek powinien zdobyć silny charakter moralny. To tradycyjne określenie najlepiej oddaje stan naszej osobowości, którą ma cechować silna wola i miłość (chcenie dobra), silna wiara i poznanie (uznanie realności) oraz silna afirmacja życia (nadzieja na nowe życie). Zdobycie i osiągnięcie charakteru moralnego jest potrzebne do realizacji osobowego powołania człowieka. Powołaniem osoby mężczyzny jest ojcostwo. Stąd od mężczyzny wymaga się silnego charakteru moralnego, który wyznacza działania skierowane na stworzenie trwałej rodziny jako wspólnoty osobowej. Natomiast powołaniem osoby kobiety jest macierzyństwo. Dlatego od kobiety wymaga się osobowości nastawionej na radość i nadzieję odnoszącą się do daru życia oraz na ochronę poczętego życia.

Musimy sobie zdawać sprawę, że zasadnicze powołanie człowieka dotyczy jego życia osobowego (moralność i religijność) i wspólnotowego (rodzina). Natomiast praca i działalność zawodowa jest tylko uzupełnieniem. Oczywiście praca i działalność zawodowa jest koniecznym uzupełnieniem życia wspólnotowego, gdyż tego wymaga zapewnienie sobie odpowiednich środków i dóbr materialnych dla naszego ziemskiego życia. A skoro człowiek ma w sobie sprawczą aktywność osobową, to jest również powołany do pracowitości zapewniającej mu środki do życia i przeżycia. Nie trzeba zatem przymuszać specjalnie człowieka do pracy, jak tego chce Karoń. Bezczynność i nuda rodzą się raczej na płaszczyźnie świadomościowej, gdy zaczynamy tworzyć bzdurne pomysły odrzucając i pomijając własną realność i aktywność. Oczywiście można wychować człowieka do bezradności i lęku przed działaniem, ale to będzie wbrew prawdziwej osobowości człowieka.

8.05.2021

Witkac w łapskach Misiołaka

 


Historiozofia okraszona filozofią /1

1 Człowiek jest powołany do moralności i religijności. Jest powołany i przeznaczony do działań moralnych i religijnych, ponieważ jest osobą. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Powinien więc działać jako osoba, czyli działać moralnie i religijnie. Ale człowiek jest osobą wcieloną i uduchowioną. I stąd powstaje cały problem, jak uzyskać i zachować działania osobowe. Przecież wobec innych ludzi działa cały człowiek, a nie tylko jego osoba. Jak należy przełożyć aktywność osoby na działania duchowe i cielesne? Dlatego musimy się zastanowić, jak się to odbywa, abyśmy mogli poznać możliwości działania moralnego i religijnego.

2 Bycie osobą jest tym, co określa i wyznacza nasze człowieczeństwo. Nie ma bezosobowego człowieczeństwa, chyba że zatracimy się zupełnie w swoim działaniu. Zbadajmy więc najpierw, co to znaczy, że człowiek jest osobą. Jako osoba człowiek został stworzony przez Boga. Został stworzony przez Osobowego Boga, jak poucza nas Pismo Święte. Nie ma innej możliwości. Żadne procesy ewolucyjne nie mogą doprowadzić do powstania ludzkiej osoby, gdyż istnienie osoby jest z gruntu czymś nadprzyrodzonym.

Otóż realistyczna filozofia naucza, że Bóg (jako Stwórca) stworzył człowieka jako byt osobowy (Biblia wyjaśnia: „Mężczyzną i kobietą stworzył ich” Rdz 1,27). Jak to należy interpretować? Bóg jak Czyste Istnienie (Tomaszowy Czysty Akt Istnienia) – ipsum esse, stwarza istnienie jako zasadniczą realność bytu ludzkiego. To nasze istnienie jest wyposażone w podmiotowość osoby, którą tworzą trzy własności transcendentalne – prawda, dobro i piękno. Poza tym nasze istnienie jest wyposażone również w podmiotowość życia (życie egzystencjalne), którą z kolei tworzą trzy własności transcendentalne – jedność, różność/odrębność i zdolność rozwoju (ruch życiowy, jakim jest wzrastanie i rozmnażanie).

3 Dopiero te egzystencjalne podmiotowości istnienia przyczynują i określają naszą istotę. Jak wykazał Tomasz z Akwinu stworzony byt składa się z aktu istnienia oraz z możności istotowej, którą znamy pod pojęciem natury człowieka. Stworzony akt istnienia jest przyczyną i zasadą realności całego bytu człowieka, lecz jako stworzony jest od razu ograniczony przez możność istotową. Stworzone istnienia jest zasadą realności, gdyż ma postać aktu, a więc może aktualizować i urealniać możność istotową. Musimy przyjąć, że w związku z tym nasza istota ma znacznie niższą rangę realności niż akt istnienia. Możność istotowa wraz ze swoim wyposażeniem (potocznie mówimy o duszy i ciele) posiada jedynie rangę realnego stawania się. Takie stawanie się zostaje urzczywistnione i wyznaczone przez działania duchowe oraz przez działania życiowe naszej cielesności. Natomiast istnienie wraz ze swoimi podmiotami ma charakter trwałej i niezmiennej realności. A zatem zasadniczą realnością naszego człowieczeństwa jest podmiotowość osoby oraz podmiotowość życia.

Te ustalenia prowadzą nas do wniosku, że działanie i stawanie się duchowe człowieka jest przyczynowane i wyznaczane przez egzystencjalny podmiot osobowy. Natomiast działanie i stawanie się naszej cielesności (w postaci żywego organizmu) jest sprawiane przez ożywczą moc podmiotowości życia. Ludzki organizm jest więc kreowany przez życie egzystencjalne, które uruchamia z kolei nasze życie biologiczne i bieżące funkcjonowanie organizmu ludzkiego (wszystkie funkcje życiowe).

4 Zobaczmy teraz, jak cała ta operacja wygląda w przypadku osoby i naszej duchowości istotowej (natury duchowej człowieka. Sfera możności istotowej nie działa sama z siebie. Jako możność musi otrzymywać aktualizację (czyli urealnienie) oraz aktywację (czyli uczynnienie) od porządku egzystencjalnego, czyli z poziomu istnienia. Dlatego też podmiotowość osobowa (osoba) przyczynuje i uruchamia naszą duchowość, czyli władze duchowe. Bez aktualizacji ze strony osoby władze duchowe ani by nie istniały, ani by nie działały.

Podobnie wygląda sprawa naszej cielesności. Żywy organizm cielesny wymaga zarówno oddziaływania ożywczej mocy sprawczej, jak też stałego pobudzania życia biologicznego, czyli aktywowania wszystkich funkcji życiowych, niezależnych od naszych decyzji. Natomiast cała reszta działań związanych z cielesnością (czyli odżywianie się, sen i odpoczynek, praca i ćwiczenia, rozmnażanie się) zależy już bezpośrednio od naszej wiedzy na ten temat i od naszych decyzji podejmowanych racjonalnie lun nie.

5 Realność osoby stanowią i tworzą trzy własności transcendentalne. Są to własności prawdy, dobra i piękna. Są to własności istnienia (aktu istnienia), stąd można je nazwać własnościami egzystencjalnymi. Posiadają one odpowiednią moc sprawczą, która przyczynuje powstanie w możności istotowej władz duchowych (władz duszy). Własność prawdy odpowiada za powstanie umysłu jako władzy poznawczej. Własność dobra powoduje powstanie władzy woli odpowiedzialnej za działanie człowieka. I wreszcie własność piękna sprawia powstanie władzy uczuciowej (uczuć duchowych) odpowiedzialnej za przeżywanie naszego ludzkiego życia (albo biologicznego, albo nawet egzystencjalnego?).

Oczywiście wszystkie te trzy własności osobowe aktywizują i uruchomiają dalej odpowiednie władze do ich właściwego działania, czyli działania realnego (duchowego stawania się). I tak własność prawdy wysyła do umysłu akty kontemplacji, które zaszczepiają w umyśle odpowiednią zasadę działania w postaci słowa prawdy. Takie słowo prawdy pozwala umysłowi zmierzać do poznania prawdy realnych bytów, zwłaszcza prawdy osobowej człowieka (prawdy o człowieku), oraz pilnuje, żebyśmy mogli wypowiedzieć poznaną prawdę wobec innych ludzi.

Z kolei własność dobra wysyła do woli akty sumienia, które powodują, że w woli rodzi się zasada w postaci czynu dobra, która sprawia, że wola może chcieć dobra i skłaniać nas do urzeczywistnienia osobowego dobra w nas i w innych ludziach. I wreszcie własność piękna aktywizuje naszą uczuciowość przesyłając do niej akty upodobania, które sprawiają, że nasza ludzka uczuciowość zaczyna przeżywać piękno życia, co skutkuje dbałością i troską o życie własne i innych ludzi.

Historiozofia okraszona filozofią /2

6 To wszystko razem pokazuje nam, jak ważny jest związek aktywności naszej osoby (osobowego podmiotu istnienia) z prawidłowym działaniem naszej duszy (władz duchowych). Bez trwałości takiego związku nasza duchowość przestaje spełniać właściwą rolę i staje się jedynie pewną możliwością działania, czyli staje się wtedy tym, co nazywamy intencjonalną świadomością. Świadomość jest duchowość oderwana od swojej przyczyny i pozbawiona osobowego wpływu (wpływu aktów osobowych kontemplacji, sumienia i upodobania).

Na początku wspomnieliśmy o powołaniu człowieka do działań moralnych i religijnych. Otóż takie działania są podejmowane przez naszą duchowość. Aby władze duchowe mogły podejmować działania moralne i religijne, muszą być aktywizowane i pobudzane do tego przez akty osobowe. Dlatego konieczny jest stały związek pomiędzy osobą (własnościami osobowymi istnienia) a duszą (władzami duchowymi). Bez takiego związku i oddziaływania władze duchowe zaczynają działać „na własną rękę”, czyli tworzą jakieś możliwości działania, lecz to nie są realne działania (dotyczące realności).

7 Zobaczmy, jak to wygląda na przykładzie woli. Mówiliśmy już, że wola otrzymuje pobudzenie i napęd od aktów sumienia pochodzących z osobowej własności dobra. Te akty sprawiają zrodzenie i powstanie w woli zasady działania w postaci czynu dobra. Ta zasada uruchomia w woli chcenie dobra, czyli sprawia, że wola ma dzięki temu moc podejmowania działania moralnego (skierowanego ku osobowemu dobru). Chcąc dobra, a chodzi przede wszystkim o dobro osobowe, człowiek podejmuje wtedy takie działania, które zmierzają do realizacji i spełnienia osobowego dobra samego siebie oraz innych ludzi. Mamy więc przykazanie miłuj bliźniego jak siebie samego, które dotyczy miłości osobowej. Chodzi tutaj o realizację osobowego dobra człowieka a nie czegoś innego. A więc podejmowanie takiego chcenia i spełnianie dobra prowadzi wolę do uzyskania trwałej dyspozycji do działania w trosce o człowieka, co nazywamy cnotą miłości. Należy zatem uznać, że tylko dzięki współdziałaniu osoby wraz z naszą duchowością zdobywamy zdolność oraz łatwość działania moralnego (stricte moralnego). Nie ma innej drogi (np. poprzez wiedzę etyczną) do osiągnięcia stanu moralności człowieka.

8 Skoro tak świetnie wszystko działało od początku, to trzeba zapytać, jak to się stało, że moralne i religijne powołanie człowieka zostało zaprzepaszczone? Przecież po stworzeniu człowiek posiadał wewnętrzną siłę osobową, która zapewniała mu działanie moralne i religijne. Jak doszło do zerwania związku osoby i osobowej aktywności z istotową możnością człowieka, zwłaszcza z władzami duchowymi? Otóż wydaje się, że władze duszy (albo któraś z nich) musiały zadziałać poza aktywnością osoby lub wbrew niej. Lecz co mogło i zdołało wymusić takie działanie? Czy była to jakaś potężna siła sprawcza, czy może tylko bezsilność oszustwa? Cóż więc zdołało przekonać władze duszy, żeby zadziałały samorzutnie („na własną rękę”)?

Z pewnością to coś działało z zewnątrz. A zatem namówiło człowieka do radykalnej zmiany postępowania. Czy zaproponowało mu coś dobrego lub wartościowego? Jednak taka propozycja nie wpłynęłaby na zmianę realnego działania. Cóż więc zaproponowano człowiekowi? Podpowiedzi możemy szukać w Biblijnej opowieści o grzechu pierworodnym. Czytamy tam, że człowiekowi (Adamowi i Ewie) było proponowane poznanie zła, czyli mówiąc wprost jakaś realizacja zła. Człowiek, który działał tylko moralnie i religijnie, nie zdawał sobie sprawy, że takie poznanie zła jest związane z negacją realności i dobra tej realności. Aby poznać i osiągnąć zło, musimy zanegować swoją realność z jej osobowym dobrem. Osobowe dobro jest czymś naprawdę realnym, jest egzystencjalną własnością naszego istnienia. Natomiast zło nie istnieje realnie, nie ma zła w realnych bytach stworzonych przez Boga.

9 Dlatego żeby poznać zło, trzeba było je pomyśleć (stąd myślący rozum), a to, co pomyślane podjąć w działaniu (wybór czegoś złego przez wolę). W ten sposób nasza duchowość oderwała się od rzeczywistości. Ja twierdzę, że myślenie wzięło się właśnie z negacji realności, z odrzucenia tego, co realne na rzecz nierealnego (czyli czegoś złego). Zła i nierealności nie dotyczy więc poznanie, bo nie ma czego poznawać, stąd zła dotyczy tylko myślenie. Zło można tylko pomyśleć. Wszystkie zbrodnie są właśnie pomysłem naszego myślenia, które przekładamy na działanie.

Człowiek został więc oszukany i okłamany, że pozna dobro i zło, i stanie się niczym Bóg, co było zwykłym kłamstwem, gdyż Bóg nie zna zła, bo nie jest zdolny do pomyślenia czegoś złego (nierealnego). Bóg pragnie, a właściwi po prostu czyni samo dobro. Dlatego w przypadku człowieka stwarza jego istnienie wyposażone w osobę i życie, które są realnymi podmiotami sprawczymi całej reszty, czyli ludzkiej natury (duszy i ciała).

10 Człowiek został namówiony do zerwania kontaktu z rzeczywistością przez kogoś dysponującego myślącym umysłem, a więc przez kogoś, kto mógł wymyślić odpowiednie kłamstwo i dokonać w ten sposób ohydnego oszustwa. U człowieka nastąpiło zerwanie związku z realnością, a dzięki temu również zerwanie kontaktu z samą przyczyną sprawczą wszelkiej realności, czyli z Bogiem. Dlatego powinniśmy mieć świadomość, czym grozi taka namowa do złego, bo to powoduje utratę naszej własnej realności. Tracimy w ten sposób nasze realne powołanie do moralności i religijności.