21.05.2017

Nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa



Trzeba dziś zapytać, co to znaczy, że nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Teologia od razu odpowie, że nie można inaczej zrozumieć powołania człowieka. Nie można wtedy zrozumieć powołania człowieka do łączności z Bogiem, powołania do osobowego życia z Bogiem, powołania do Królestwa Bożego, czyli do życia wiecznego.
Filozofia powiedziałaby raczej, że nie można zrozumieć roli człowieka w świecie. Nie można by zrozumieć osobowego życia człowieka. Bez łączności z Bogiem, bez łączności z Chrystusem człowiek jawi się tylko jako powiązany z naturą, jako powiązany ze światem przyrody. Tego próbują nam dziś dowieść nauki przyrodnicze, które traktują człowieka na poziomie zjawiskowym jako element świata przyrody, czyli świata materialnego. Człowiek zostaje wtedy pojęty jako zwykły punkt lub etap w rozwoju świata przyrody (świata materialnego). Człowiek staje się wówczas przypadkowym zjawiskiem w rozwoju przyrody. Natomiast to wszystko, czym góruje nad światem przyrody i materii, staje się tajemnicze i niezrozumiałe, a wreszcie bezsensowne i absurdalne. Nie należy o to w ogóle pytać i nie na sensu się nad tym zastanawiać, jak chciał neopozytywizm.
Człowiek staje się wówczas tylko takim kulturalnym zwierzęciem i nic więcej. Dziś wszystko zmierza w takim właśnie kierunku. Czy jednak człowiek chce być tylko kulturalnym zwierzęciem? Jak wyrwać go z tego amoku? Czy można pokazać absurdalność życia bez Boga? Czy można pokazać absurdalność kultury bez Boga? Czy trzeba znów podjąć walkę z wiatrakami, jak Don Kichote?
Już na samym początku pontyfikatu papież Jan Paweł II wypowiedział ważną i prostą myśl – Nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Ta myśl ma głęboki sens teologiczny. Ale dzisiaj okazuje się, że bez Chrystusa i bez teologii Boga-człowieka naprawdę nie sposób zrozumieć w pełni człowieka. Bez Objawienia Bożego nie da się w pełni zrozumieć człowieka. Bez Słowa Objawionego i bez Słowa Wcielonego człowiek nigdy nie poznałby samego siebie, nie poznałby swojej historii, nie poznałby swojego początku i końca. Bez tego wszystkiego człowiek żyłby w świecie i nie wiedziałby, co ze sobą zrobić. Albo uznałby wszystko za absurd, albo chciałby sięgnąć po władzę absolutną. Historia człowieka zna obie te skrajne propozycje. Człowiek już wielokrotnie stawał na skraju przepaści, jaką jest nicość, i głosił swoją niemoc. Z drugiej strony wielokrotnie starał się zawojować cały świat przy użyciu przemocy, wierząc w jakąś nieograniczoną potęgę swej woli.
Przed tymi skrajnościami miała człowieka ratować filozofia. Filozofia poszukiwała naturalnych i racjonalnych zasad, którymi mógłby się kierować człowiek podążając drogą „środka”, aby iść wciąż przed siebie. Czy jednak zdoła samodzielnie gdzieś dotrzeć? To już nie jest takie pewne. Filozofia ukazuje nam różne rodzaje szczęścia i różne celu ludzkiej wędrówki. Ale wszystkie te propozycje nie są oczywiste.


To, co najmocniej zafascynowało człowieka, a co jednocześnie stało się wyznacznikiem rozwoju naszej cywilizacji i kultury, to propozycja Sokratesa. To on nauczył ludzi wierzyć w człowieka i jego rozumną naturę. To on pierwszy przekonał nas, że rozum jest jedyny i najważniejszy, i że stanowi zasadę ludzkiego życia. To właśnie Sokrates pozostawił nam jasną i prostą propozycję szczęścia człowieka. Uznał bowiem, że naszą doskonałością i szczęściem jest wiedza i tylko wiedza. Takie pragnienie stało się dla filozofii celem i marzeniem. Tak naprawdę nie zmieniło się to po dzień dzisiejszy, chociaż już od jakiegoś czasu filozofię zastąpiła w tych sprawach nauka (wiedza naukowa). Ale we wszystkich poczynaniach człowieka ten ideał Sokratejski pozostał niezmieniony (zarówno gdy w średniowieczu uprawiano teologię i filozofię, jak również wtedy, gdy w czasach nowożytnych zaczęto uprawiać nauki przyrodnicze).


Jednak pojawia się pytanie, dlaczego mamy wciąż tę nieprzepartą świadomość, że ten ideał nie spełnił swego zadania, czyli że te wszystkie poszukiwania wiedzy nie dały człowiekowi szczęścia. Te poszukiwania nie spełniły pokładanych w nich nadziei, czyli nie przyniosły człowiekowi odpowiedniej doskonałości. Naukowcy wciąż się zastanawiają, czy czegoś nie przeoczyli, czy o czymś nie zapomnieli. Ale może po prostu wiedza nie jest w stanie zbawić człowieka.


Człowiek zawsze bronił się przed wiedzą objawioną. Traktował ją jak wiarę. Historia człowieka to również historia ludzkiego rozumu, który broni się przed wiarą. Dlaczego tak jest? Sokrates postawił wyłącznie na rozum. I cała filozofia poszła za nim. Dlatego w filozofii dominuje rozum i człowiek zostaje sprowadzony do samego rozumu. Nawet dalsze poszerzenie ludzkiej natury nie przyniosło żadnych rozstrzygnięć. Ideałem nadal pozostała wiedza. Tak samo jest w nowożytnej filozofii. Tak samo jest we współczesnej nauce. Można powiedzieć, że dziś ten Sokratejski ideał przejęła nauka. Może więc filozofia będzie mogła pójść zupełnie nową drogą. Może zdoła połączyć rozum i wiarę. Już wielokrotnie podejmowano to zadanie.


Sokrates dał nam do ręki potężne narzędzie – rozum. Przez to sam człowiek stał się rozumem. Ale przyszedł Chrystus, który ukazał nam wiarę i miłość, i pokazał doskonałość łaski Bożej. Filozofowie i teologowie chrześcijańscy podejmują próbę pogodzenia obu tych zasad. Już Augustyn chciał łączyć rozum z wiarą. A jednak w momencie, gdy rozum i wiara wydawały się być już najbliżej siebie w XIII wieku, znów stało się coś, co nie pozwoliło osiągnąć całej pełni. Znowu pycha rozumu i niepewność wiary sprawiły, że nie doszło do jedności. Przestraszono się pychy rozumu i nie znaleziono pewności w wierze. A później Reformacja na nowo zniszczyła przymierze rozumu i wiary.


Z kolei filozofia nowożytna podjęła próbę ratowania rozumu. W racjonalizmie znów zapanował rozum, który potem u Kanta sam zaczął wyznaczać sobie ścieżki wiedzy i moralności (czyli prawa). A kiedy w empiryzmie (Locke) rozum sprowadzono do wyników czysto naturalnych, to stwierdzono, że w rozumie wszystko powstaje w sposób empiryczny, czyli właściwie na podstawie warunków materialnych. Wówczas całkowicie zabrakło miejsca dla wiary. Wiara stała się uczuciem. Człowiekowi przypisano zmysł wiary. A to już wymusiło oderwanie wiary od rozumu i nauki, a następnie przeciwstawienie ich sobie.


Dlaczego wiara staje w opozycji do rozumu, a rozum w opozycji do wiary? Dlaczego wiarę przeciwstawia się rozumowi? Dlaczego wiarę przeciwstawia się człowiekowi albo społeczeństwu? Na pewno jest to spowodowane uzurpacją rozumu. Rozum, jako zawarty w naturze człowieka, ma mieć wszelkie prawa. Rozum dąży do całkowitego samostanowienia o człowieku. Ale do czego to prowadzi? Jeśli pozbawimy rozum jego osobowych korzeni, to będzie on zdolny tylko do grzechu i zboczenia. Ale poznając rzeczywistość będzie również zdolny do poszukiwania prawdy. Jednak cóż zdoła odkryć, nawet jeśli odkryje sam siebie? Będzie to wiedza i tylko wiedza. Dlatego najczęściej się zdarza, że rozum nie jest w stanie wyjść poza siebie i poza swoją wiedzę. Dowodem na to jest cała historia filozofii. Jeśli rozum przekraczał siebie, jeśli przekraczał swoje granice, to tylko pod wpływem impulsu z zewnątrz, czyli od Boga.


Jeśli więc teraz zapytamy, gdzie leży prawda? Po której stronie stoi prawda, czy po stronie rozumu, czy po stronie wiary? To trzeba odpowiedzieć, że prawda mieszka i tu i tu. Gdyż z jednej strony rozumowi jest dostępna jakaś prawda o świecie i rzeczywistości. Rozum może badać całą otaczającą nas rzeczywistość, rzeczywistość cielesną i materialną. Najlepszym przykładem jest filozofia i nauki szczegółowe. Ale poważny kłopot pojawia się wtedy, gdy rozum stara się wyjść poza rzeczywistość ziemską, czyli wtedy, kiedy podejmuje próbę dotarcia do Boga i tego, co w samym człowieku jest boskie. Wówczas rozum staje się bezsilny i musi jedynie zdać się na wiarę. W ten sposób traci swoją autonomię i samodzielność, musi poddać się wierze. To dla badawczego i naukowego rozumu staje się obrazą, dlatego woli pozostać w samotności swego panowania niż poddać się wierze. Ale tym samym odcina się na zawsze od tego, co boskie. A przecież prawda o tym, co boskie, jest zawarta wyłącznie w wierze i bez wiary nie zdołamy niczego tu osiągnąć.


Jeżeli więc chcemy osiągnąć pełnię prawdy o człowieku, to musimy posłużyć się zarówno rozumem, jak i wiarą. Bez wiary nigdy nie poznamy prawdy o człowieku. To właśnie głosi słynna teza Papieża, że nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Ponieważ poznać Chrystusa możemy tylko dzięki wierze i poprzez wiarę. I właśnie w naszej wierze w Chrystusa zawarta jest pełna prawda o człowieku, pełna prawda o stworzeniu i pochodzeniu człowieka, pełna prawda o jego doskonałości osoby i niedoskonałości natury. Dopiero wówczas zdołamy zrozumieć pojawienie się człowieka w tym ziemskim świecie. Dopiero wówczas możemy zrozumieć powołanie i zadanie człowieka. Dopiero wówczas zdołamy zrozumieć cały bytowy status człowieka (jego osobę i naturę). Bez Chrystusa nie można by było pojąć człowieka jako osoby. Nie można by było postawić tego problemu, gdyż to dyskusja nad osobą i naturą Chrystusa wprowadziła do wiedzy o człowieku nowe i ważne pojęcie osoby. Bez wiary w osobowego Boga ani w filozofii, ani w teologii nie pojawiłaby się problematyka osoby ludzkiej i boskiej.


Bóg umiłował człowieka bezinteresownie. Umiłował go jak własne dziecko (dla niego samego). Z tej miłości Bóg dał człowiekowi osobowe życie. To tylko dzięki Bogu człowiek stał się osobą i jako osoba został stworzony. Bóg zrodził z miłości osobę człowieka (Adama). Adam był osobą ludzką, został stworzony jako osobowy człowiek.


I gdyby człowiek (Adam) działał w łączności z Bogiem, to dalej rodziłyby się ludzkie osoby, czyli ludzie nieskażeni grzechem i nieśmiertelni. Ale Adam i Ewa nie zachowali łączności z Bogiem. Sami wzięli się za rodzenie. Lecz niestety, zrodzili już tylko grzesznych i śmiertelnych ludzi, gdyż przez cielesne zrodzenie mogli przekazać jedynie skażoną naturę człowieka. Zabrakło natomiast osoby i życia osobowego, które pochodziły wprost od Boga.


Szatan, który chciał rozdzielić człowieka od Boga, odebrał człowiekowi status osoby. Szatan przez swoją namowę pozbawił człowieka osobowej egzystencji, czyli osobowej łączności i więzi z Bogiem. Odebrał człowiekowi osobę i relacje osobowe. Dopiero Chrystus – jako sam Bóg – miał moc przywrócenia osobowej więzi z człowiekiem. Chrystus obdarzył nas łaską, czyli od nowa przywrócił nam pełnię osoby i osobowego życia. Wszystko to dzieje się poprzez sakramenty święte.


Antychryst – diabeł, czyli ten, który rozłącza – jest antyosobą. Diabeł jest zupełnym samotnikiem, którego nie stać na żadne więzi lub relacje. On stara się wszystko rozłączyć, chce zerwać wszystkie ludzkie związki. Diabeł chce rozłączyć to, co Bóg połączył. To on rozdziela małżonków. Diabeł nienawidzi łączności między ludźmi i łączności ludzi z Bogiem. Nienawidzi wspólnoty między osobami. To on zamierza rozerwać wszystkie realne więzi między ludźmi i między nimi a Bogiem. W ten sposób diabeł pragnie wszystko zabrać człowiekowi i zamknąć go w klatce samotności. Musimy się przed tym bronić. Apage satanas.


Bóg nam wszystko daje, a diabeł wszystko zabiera. Bóg daje nam wiarę, a diabeł ją odbiera. Bóg daje nam miłość, a diabeł ją zabiera. Bóg daje nam osobę i osobowe życie, a diabeł nam to zabiera. Bóg daje nam wieczność i nieśmiertelność, a diabeł to odbiera. Bóg daje nam wszystko, co dobre, cenne, ważne i realne, a diabeł nam to wszystko odbiera, pozostawiając tylko złudzenia i pozory.


Decyzja o naszym ludzkim życiu należy do nas samych. To człowiek wybiera, czy chce żyć w łączności z Bogiem i ludźmi, czy chce żyć samotnie bez więzi osobowych, jak diabeł. To człowiek sam decyduje, czy chce być dzieckiem Bożym, czy sierotą (bękartem) szatana. Dlatego wszelkimi siłami powinniśmy się trzymać Boga, powinniśmy żyć w nieustannej łączności z Bogiem, aby nie zginąć, ale mieć życie wieczne. Zerwanie z Bogiem i upadek są wiecznym zatraceniem. To przedstawiają wszystkie wizerunki piekła. Ale tak naprawdę piekło to samotność, to zerwanie wszelkich więzi i kontaktów z innymi osobami. Piekło to „czarna dziura”, która wszystko pochłania, wszystko zabiera, ale nic nie daje w zamian. Jeśli już nie jesteśmy w stanie nic nikomu dać, to już jest koniec i kompletna nicość, totalna klęska. Nicość to zupełna i doskonała samotność. To całkowita samodestrukcja i samozagłada. To jakby Sartrowski byt dla siebie (l’etre pour soi). Wydaje się, że w ten sposób najlepiej zdefiniowano szatana. Ale dopóki człowiek żyje na tym świecie, zawsze ma możliwość nawrócenia i odmiany swojego życia. Jednak do tego potrzebna jest moc łaski Bożej. Bez łaski nie ma zbawienia.


To diabeł czy szatan jest absurdem, a nie wiara w Boga. Absurdem jest diabeł i grzech, zaś Bóg jest siłą i potęgą, Bóg jest mocą i pomocą. Bóg jest dla człowieka zrozumieniem, czyli pełnią poznania i działania. Bóg jest prawdą i życiem. Jeżeli twierdzimy, że ludzkie życie jest niezrozumiałe i absurdalne, to już odchodzimy od Boga, porzucając Chrystusa i Ewangelię. Jeżeli tak twierdzimy, to już stajemy po stronie diabła, to już wybieramy grzech i absurd.

[Tutaj o Kierkegaardzie]


Bez Chrystusa nie sposób byłoby pojąć człowieka jako osobę. Człowiek jawiłby się wówczas jako szczególny wyjątek w świecie przyrody. Byłby pojęty jako byt rozumny i duchowy, jako ktoś, kto kieruje się rozumem i rozumnym poznaniem, jako ktoś, kto decyduje o swoim życiu i działaniu. Ale wówczas całe duchowe życie człowieka sprowadzałoby się tylko do wiedzy i jej rozumowego charakteru. W tym ujęciu człowiek działałby na podstawie swojej wiedzy, wybierając swoje drogi i bezdroża. Taką propozycję przedstawia nam filozofia na różnych etapach swojego rozwoju. Według filozofii człowiek kieruje się wiedzą, która pochodzi albo z samego rozumu i jego zdolności, albo ze zmysłów i doświadczenia, albo z obu tych źródeł naraz. Czy jednak taka wiedza daje człowiekowi pełne możliwości rozwoju? Czy taka wiedza może być podstawą całego ludzkiego życia i źródłem szczęścia człowieka? Czy dla człowieka taka wiedza może być źródłem wszystkiego, co go dotyczy? Czy taka wiedza może być jedyną zasadą życia?


Dlaczego człowiek tak wytrwale i rozpaczliwie poszukuje wiedzy? Czy jest to może próba sprowadzenia wszystkiego do samego siebie, czyli do swojej wiedzy. Levinas uważa, że jest to próba sprowadzenia wszystkiego do własnej świadomości (czyli właśnie do rozumu i jego wiedzy). Wtedy rozum staje się czymś wszechogarniającym, zdolnym zawładnąć całą rzeczywistością. Jeśli człowiek zdobywa wiedzę, to znaczy, że zdobywa coś dla siebie, zdobywa dla siebie to wszystko, co wie i ogarnia, zaś cała reszta przestaje się liczyć, gdyż nie obejmuje jej nasza wiedza. Ale to pokazuje, że w takiej filozofii wiedza wyprzedza rzeczywistość, że chodzi przede wszystkim o zawłaszczenie świata dla siebie, a już dalej o manipulowanie rzeczywistością. Wtedy wszelkie działania człowieka stają się wyłącznie manipulacją. Ale tak naprawdę człowiek ostatecznie manipuluje jedynie samym sobą.


W Raju człowiek zerwał osobowy kontakt z Bogiem. Tym samym utracił w ogóle możliwość osobowego spotkania. Zrywając kontakt z Bogiem człowiek stracił również kontakt z realnym dobrem. Stracił całkowicie możliwość dotarcia do dobra. W ten sposób człowiekowi dobro gdzieś uciekło. Człowiek pozbawił się dotyku dobra. Zerwanie osobowego kontaktu z Bogiem i człowiekiem powoduje pozbawienie się dobra, utratę realnego i osobowego dobra. Odtąd człowiek nie ma możliwości dotarcia do dobra i godności drugiego człowieka.


Wówczas człowiek zaczyna dążyć do dobra własnego (czyli do dobra dla siebie, do tego dobra, które pojmuje jako dobro własne – dobro dla siebie). W tej sytuacji człowiek sam podejmuje próbę określenia, co jest dla niego dobre. Sam musi się kierować tylko swoimi naturalnymi zdolnościami poznawczymi. Dlatego człowiek dąży do poznawczego kontaktu z odpowiednim dobrem. Człowiek pragnie rozpoznać dobro. Człowiek dąży do poznania dobra i dopiero wtedy może je wybierać.


Podejmując próbę rozpoznania dobra człowiek zaczął uprawiać filozofię. Filozofia podjęła zadanie określenie, co jest dla człowieka dobre. Człowiek rozpoczął myślenie o tym, co jest dobre, a co złe. Zaczął poszukiwać wiedzy o dobru – o dobru człowieka i państwa. Tak powstała etyka i polityka. Etyka powstała jako teoria dobra własnego, czyli jednostkowego dobra dla mnie. Polityka powstała jako teoria dobra wspólnego, czyli dobra społecznego lub politycznego (dziś mówi się o sprawiedliwości społecznej). Właśnie na zasadzie pojęcia sprawiedliwości etyka miała się łączyć z polityką (tak było już u Platona).


Filozofia stała się racjonalizacją ludzkiego życia. Skoro ludzka natura wyraża się w rozumności człowieka, to powinien on żyć według wskazań rozumu i jego zdolności. Dlatego człowiek zaczyna kierować się wiedzą, czyli teorią. Filozofia jako etyka i polityka staje się teorią ludzkiego życia i działania. Od tej pory człowiek zaczyna się kierować teorią, a nie zwyczajami. Zwyczaj lub obyczaj to był utrwalony sposób postępowania, to była trwała praktyka, ale jeszcze nie teoria. Filozofia postanowiła to radykalnie zmienić. Filozofia zamierza narzucić tu swoją teorię (jako wiedzę pewną).


Tę drogę filozofowania rozpoczął Sokrates. Pierwszy określił jasno, co jest dla człowieka dobrem. Dla niego dobrem bezwzględnym stała się wiedza. W ten sposób poznawcze poszukiwanie dobra dotarło jedynie do siebie samego. Poznanie dotarło bowiem do wiedzy. Sokrates był święcie przekonany, że to jest pełne i prawdziwe dobro człowieka. Ale takie dobro było tylko wiedzą i myśleniem. Tak zakończyła się próba zdefiniowania człowieka wyłącznie poprzez pojęcie rozumu.


Jeśli uznamy, że człowiek kieruje się tylko rozumem, to rozum stanie się ostateczną zasadą ludzkiego życia. Rozum stanie się panem i władcą człowieka. Rozum, który ma panować, będzie chciał zdobyć autonomiczność. Autonomiczny rozum z kolei chce wszystko zagarnąć i zawłaszczyć dla siebie, czyli pragnie wszystko utożsamić ze sobą, jak powiada Levinas o świadomości. Rozum-świadomość zawłaszcza cały świat i sprowadza go do siebie oraz do swojego myślenia. Rozum stara się ogarnąć różne rzeczy, pragnie ogarnąć je swoją myślą i zamknąć w pojęciu (potem w wiedzy). Tylko to, co mogę pomyśleć, tylko to, co myślę w sposób jasny i wyraźny, tylko to wiem i ogarniam (Kartezjusz). Wtedy wszystko, co myślę, staje się moje, staje się moją własnością, staje się moją prawdą i moim dobrem, staje się moim szczęściem (jak u Sokratesa). Człowiek ciągle popełnia grzech gnozy uważając swoją wiedzę za swoje szczęście i zbawienie. A ta wiedza staje się tylko zasłoną rzeczywistości.


Wszystko zaczęło się na początku w Raju. Człowiek po prostu odbierał dobro i czynił je. Człowiek żył dobrem. Doświadczał go bezpośrednio. Można powiedzieć, że człowiek nie znał wtedy jeszcze pojęcia dobra, ani pojęcia zła. Nie miał o nich jeszcze żadnej wiedzy i wcale tego nie potrzebował. Doświadczał samego dobra. Odbierał i doświadczał go sercem, czyli na poziomie nieuświadomionym (intelekt bierny plus wola). Ale jeszcze nie pojmował dobra i zła. Dopiero kiedy człowiek zerwał kontakt z Bogiem, wtedy stracił głębokie doświadczenie i doznanie rzeczywistości. Jednocześnie stracił całe doświadczenie dobra.


Od tej pory poznanie i wiedza zastąpiły doświadczenie. Człowiek utracił doświadczenie rzeczywistości, stracił kontakt z sensem bytu, stracił kontakt z sensem świata i przyrody, stracił kontakt z sensem człowieka, czyli z sensem samego siebie. Dlatego człowiek rozpoczął poznawać świat i tworzyć wiedzę, zaczął tworzyć i wymyślać swoje sensy, czyli już znaczenia pojęć. W ten sposób powstała filozofia jako pojęciowe myślenie o świecie i o człowieku, potem o człowieku i o Bogu. Zatem intelektualne doświadczenie (kontemplacja), zostało zastąpione przez pojęciowe myślenie. Słowo serca zostało zastąpione przez pojęcie. Na początku do serca docierało prawdziwe słowo stanowiące sens bytu. To słowo serca było bezpośrednim powodem czynu i działania. To słowo prowadziło do czynu. To słowo nadawało działaniu właściwy sens i wartość. Takie działanie było zawsze właściwe i dobre. Jednak wraz z utratą doświadczenia człowiek stracił możliwość kierowania się bezpośrednim sensem bytu. Wtedy powodem i racją działania stało się myślenie (czyli myśl i pojęcie), ale to prowadziło wprost do ujęć idealistycznych. Nasze myślenie nie pasuje bowiem do rzeczywistości (nie przylega do niej w pełni), gdyż pochodzi już od rozumu dodając jego aktywność poznawczą. Człowiek stracił bierność doświadczenia, przez co nie ma możliwości dotarcia do samej istoty i sensu bytu. Dlatego ujmując świat zjawiskowo musi teraz sam tworzyć swoje znaczenia dopasowując je do poznawanego bytu.


Dopiero dzisiaj filozofia pozwala nam odróżnić słowo (i mowę) od myślenia (jak u Levinasa). A to już pozwala nam poszukiwać nowych rozumień, i przez to zrozumieć, co stało się z człowiekiem od samego jego początku.


Początkiem myślenia jest negacja (odrzucenie) realności. Ludzkie myślenie przesiąknięte negacją pochodzi od szatana. Ludzkie myślenie bierze swój początek z kłamstwa szatana. Kiedy człowiek był sam, szatan podsunął mu sprytnie negację dobra. Właśnie na tym polegało pierwsze kłamstwo: Bóg zabronił wam jeść, czyli odebrał wam dobro. Człowiek dał się złapać na ten haczyk.


Człowiek przestał działać, przestał czynić dobro, a zaczął negować, czyli myśleć i poznawać. Dlatego od tego momentu działanie człowieka przestało kierować się słowem (wtedy przestało się kierować Słowem Bożym), a zaczęło kierować się myśleniem. Człowiek zamienił słowo na myśl (na pojęcie), zamienił słowo, które było skutkiem rzeczywistości (istnienia), na myśl, która stała się już skutkiem rozumu (jakby skutkiem samego człowieka).


Odtąd człowiek będzie musiał kierować się myśleniem, gdyż utracił stan pierwotnej czystości i niewinności (stan doskonałości). Człowiek utracił zdolność kontemplacji jako zdolność bezpośredniego doświadczenia intelektualnego. Dlatego człowiekowi pozostało tylko myślenie, własne idee i cały idealizm. To jest trwałe złudzenie człowieka. Przez całą swoją historię człowiek obwarowuje się złudzeniami myślenia. Odgradza się od rzeczywistości murem lub ścianą (the wall) idei i pojęć (ścianą idealizmu). Ale tym samym odgradza się od Boga. I tylko z Bożą pomocą człowiek może przełamać ten mur idealizmu. Bo tylko wiara w Boga może uleczyć rozum z czystego myślenia. Wiara w istnienie Boga, w istnienie świata, w istnienie człowieka.


Wydaje się zatem, że wiara nie sprzeciwia się rozumowi, ale przeciwstawia się myśleniu pojęciowemu. Wiara daje bowiem uznanie (akceptację), a nie negację. Natomiast myślenie dysponuje tylko negacją (tak jak w dialektyce). Myślenie nie zna bowiem końca, wciąż coś rozważa i bada; raz coś uznaje, a potem to, co przyjęte i uznane, poddaje w wątpliwość, aby wreszcie zanegować. Rozum sam z siebie jest w stanie wszystko zanegować, wszystko odrzucić albo wszystkim zawładnąć i wszystko opanować.



Wiara rodzi się ze słowa. To słowo, które dociera do naszego serca i umysłu wywołuje wiarę, czyli pełne uznanie słowa.

Po pierwsze wiara rodzi się ze Słowa Bożego (Verbum Dei), czyli ze Słowa objawionego oraz ze Słowa Wcielonego.

Po drugie wiara rodzi się ze słowa głoszonego przez ludzi, czyli ze słowa mówionego (praedictio). Wiara może się narodzić także z wzajemnej rozmowy dwóch ludzi.

Po trzecie wiara rodzi się z naturalnego słowa bytu, czyli z tego, jak przemawiają do nas różne byty, stworzone przez Boga. Świat przemawia do nas swoim sensem. Bonawentura twierdził, że świat jest cieniem i śladem Boga. Z kolei Pseudo-Dionizy mówił, że świat jest manifestacją Boga.


Człowiek rozmawia z człowiekiem. To osoba mówi i przemawia do drugiej osoby. Osoba śle słowo do drugiej osoby, osoba przekazuje słowo drugiej osobie. Osoba daje słowo drugiej osobie, to osoba obdarza nas swoim słowem. Z kolei człowiek-osoba może przyjąć czyjeś słowo. Przyjąć to znaczy uznać i zaakceptować. Wiara jest przyjęciem i uznaniem słowa drugiej osoby. Człowiek z natury przyjmuje czyjeś słowo. Człowiek jest otwarty na słowo płynące do niego. Jak pisał Buber, człowiek jest istotą dialogiczną.


Jeżeli ktoś kłamie, to znaczy, że daje złe i puste słowo. Wyrządza tym osobie krzywdę, gdyż zamiast coś dawać, daje tylko „nic”, daje zło, czyli sprawia brak i pozbawienie. Nie można przyjąć i uznać niczego (nicości). Kłamstwo jako złe słowo odbiera nam wiarę, gdyż nie ma wówczas czego uznać. Bowiem uznanie kłamstwa jest akceptacja nicości.


Odebranie wiary to zerwanie podstawowej łączności między osobami. Przyjęcie słowa jest bowiem pierwszym nawiązaniem kontaktu osobowego. Słowo i wiara jest pierwszym spotkaniem osób. Wiara jest pierwszym spełnieniem takiego spotkania. Jeśli uwierzyłem w czyjeś słowo, to wierzę zarazem w niego samego (w jego osobę). Ta wiara może stać się podstawą dalszych relacji osobowych – miłości i nadziei. Dlatego możemy powiedzieć, że prawdziwe spotkanie dwóch osób rodzi się w wierze i dzięki wierze.


Prawdziwa rozmowa i dialog dokonuje się wtedy, gdy daję komuś słowo. Ja muszę dać komuś słowo. W słowie musi być zawarta wola osoby (informacja o tym byciu dla kogoś). Jeśli mówię dziecku, że je kocham, to właśnie daję mu swoje słowo (czyli coś obiecuję i przyrzekam). Ważne jest tu zarówno to, że daję, jak i to, że jest to moje słowo. Na tym polega obietnica i przymierze.


Pamiętajmy, że jeśli się na kogoś gniewamy, to zabieramy swoje słowo lub chcemy je komuś odebrać, bo mówimy – już Cię nie kocham! Jeśli dziecku coś dajemy, a potem to odbieramy, to powstaje zwątpienie i niewiara. Dziecko traci wiarę w słowo i w człowieka. W ten sposób powstaje destrukcja osobowości, gdyż rozum i wola tracą swoje oparcie i fundamenty.

15.05.2017

Zestaw wiara i myślenie z 2004 roku

CREDO  et  COGITO

Egzystencja i słowo

Święty Tomasz z Akwinu uznał, że byt składa się z istnienia i istoty. Istnienie sprawia, że cała struktura bytowa jest realna, w przeciwieństwie do treści pojęciowej. To istnienie decyduje, że mamy do czynienia z realnym bytem jednostkowym. Istnienie bytu pochodzi od Boga, który jest czystym aktem istnienia posiadającym moc stwórczą.
Współczesna filozofia wprowadziła nową terminologię. Jest tam mowa o egzystencji i esencji. Okazuje się, że można ten tradycyjny podział Tomasza wyrazić w nowych terminach. Dlatego powiemy, że byt stanowi związek i połączenie egzystencji z esencją (czyli istnienia z istotą). O istnieniu powiemy, że jest egzystencją (ex-sistentia, w rozumieniu Heideggera). To znaczy, że istnienie jest aktem i mocą, które znajdują wyraz (ujście) na zewnątrz. Sprawcza moc istnienia znajduje ujście w treści istotowej. Istota stanowi więc wyraz aktywności istnienia.
Z kolei istotę, czyli esencję bytu, możemy nazwać subsystencją (sub-sistentia). Subsystencja jest to coś, co podlega istnieniu albo to, co jest jemu poddane. Istota (esencja) jest subsystencją, gdyż jako możność podlega aktowi istnienia, jest mu we wszystkim poddana. Istota jest całkowicie zależna od istnienia. To istnienie (i jego własności) kształtują istotę z jej właściwościami.
Wydaje się zatem, że terminy egzystencja i subsystencja najlepiej opisują charakter aktu i możności. Egzystencja opisuje istnienie jako akt, zaś subsystencja opisuje istotę jako możność. Natomiast termin substancja w pełni odpowiada pojęciu subsystencji i właśnie taka rolę pełnił w całej historii filozofii esencjalistycznej (poczynając od Arystotelesa).
Egzystencja wyraża się w esencji (czyli w subsystencji). To egzystencja rodzi esencję (subsystencję). Egzystencja przemawia przez esencję. Esencja jest wyrazem egzystencji. Esencja wyraża egzystencję. Esencja jest mową egzystencji. To znaczy, że esencja udostępnia poznawczo egzystencję. Esencja (subsystencja) udostępnia egzystencję w sposób rozumowy (racjonalny), dostępny dla ludzkiego rozumu. Dlatego powiemy, że esencja (subsystencja) udostępnia byt dla naszego poznania. Esencja czyni byt racjonalnym, czyli poznawalnym. Egzystencja uobecnia (czyli czyni obecnym) jeden byt dla drugiego. Natomiast esencja udostępnia (czyli czyni dostępnym) poznawczo jeden byt dla drugiego.
Istnienia każdego bytu jest wyposażone we własności transcendentalne. Wydaje się, że to własności transcendentalne przejawiające istnienia przyczynują istotę. Istota staje się dzięki własnościom transcendentalnym. Egzystencja jest samym istnieniem obdarzonym własnościami transcendentalnymi. Istnienie, jako egzystencja, manifestuje się w esencji. Gdy egzystencja ujawnia się na zewnątrz, staje się czymś sensownym i zrozumiałym. Wtedy egzystencja staje się już „czymś” realnym, staje się bytem, który jest połączeniem istnienia i istoty (jest połączeniem aktu istnienia i możności istotowej).
Własności transcendentalne zawarte w istnieniu przyczynują oraz kształtują istotę bytu. Realność powoduje, że istota staje się realną treścią (czyli subsystencją). Jedność i odrębność sprawiają, że mamy do czynienia z jednostkowym bytem odrębnym od innych bytów. Mówimy wtedy o bycie w sobie (ens in se) i bycie samym przez się (ens a se lub ens per se). Z kolei prawda i dobro zdają się kształtować sferę duchową (intelekt i wolę). Dopiero dalej dusza ujawnia się poprzez cielesność. Duch wyraża się i ujawnia w życiu.
Istnienie wyraża się w słowie. Słowo manifestuje istnienie na zewnątrz. Słowo jest objawieniem istnienia. W realnym bycie słowo utożsamia się z istotą (czyli z subsystencją). Istota stanowi pierwsze słowo bytu. To w istocie i poprzez istotę ujawnia się cały sens bytu (jako sens istnienia). Dlatego mówimy, że istnienie przemawia przez istotę.
Na poziomie istnienia słowo obejmuje własności transcendentalne. Dzięki własnościom transcendentalnym moc istnienia ujawnia się jako istota. Na poziomie istoty mamy już do czynienia ze słowem, które staje się treściowością bytu. Takie słowo stanowiące istotę (subsystencję) mażemy nazwać słowem bytu (verbum entis). Własności transcendentalne zawarte w istnieniu byłyby jakimś ukrytym słowem, chociaż już obecnym w istnieniu. Można też mówić o ukrytym sensie bytu. Sama egzystencja zawiera więc jeszcze ukryty sens bytu. Dopiero esencja (subsystencja) ujawnia w pełni ten sens na zewnątrz. Istota manifestuje i ujawnia sens istnienia (sens bytu) na zewnątrz. (Dlatego prawda jako sens jest jawnością bytu lub bycia według Heideggera.) Słowo wyraża sens egzystencji (istnienia). To dzięki słowu egzystencja staje się zrozumiała i sensowna. Słowo jako esencja staje się wyrazem aktywności egzystencji (istnienia).
Istnienie ujawnia swój sens poprzez istotę i słowo (logos). Istota jako subsystencja staje się racjonalną treścią. Sama istota staje się sensem istnienia i sensem bytu.
Dopiero takie ujawnione istotowo słowo pasuje do intelektu. Intelekt jest zdolny odebrać słowo i niesiony przez nie sens. W ten sposób intelekt doświadcza treści istotowych. Sens bytu dociera do intelektu w postaci słowa. Słowo jest tu nośnikiem sensu. Dzięki słowu sens bytu (istnienia) przepływa dalej aż do intelektu. Sens bytu oddziałuje na intelekt w postaci słowa. To oddziaływanie rodzi w intelekcie słowo serca, czyli już treść ujętą poznawczo.

Słowo i wiara

Jak się dokonuje prawdziwe spotkanie między ludźmi? Na czym polega ów tajemniczy kontakt? Co tutaj odgrywa zasadniczą i najważniejsza rolę? Jeśli się na tym zastanawiam, to od razu przychodzi mi na myśl taka sytuacja, kiedy mówię do dziecka – „Kocham Cię”.
Ludzie rozmawiają ze sobą. Człowiek mówi do człowieka. Jak odkrył Buber, człowiek jest istotą dialogiczną. Jeśli do kogoś mówię, to obdarzam go słowem. Ale nie chodzi w tym wypadku o zwykłe posłużenie się językiem i jego znaczeniami. Chodzi tutaj o fundamentalne słowo Bubera, które stanowi kategorię osobową. Kiedy mówię do dziecka – „Kocham Cię” („Pamiętaj, że Cię kocham.”), to daję mu swoje słowo. Jeżeli chcę powiedzieć (wy-mówić) coś ważnego, wtedy daję komuś swoje słowo. Posyłam to słowo do drugiego człowieka. Prawdziwy dialog ma miejsce wtedy, gdy daję swoje słowo. Ważne znaczenie ma tu zarówno to, że daję, jak i to, że jest to moje słowo. Jeśli mówię dziecku, że je kocham, to właśnie daję mu swoje słowo.
Jeśli daję dziecku swoje słowo, to coś obiecuję. Obiecuję mu swoje poświęcenie i pomoc (nawet ofiarę), obiecuję mu siebie. Gdy daję dziecku słowo, to jednocześnie ofiaruję mu siebie. Dając słowo coś przyrzekam i obiecuję. Dane słowo jest przyrzeczeniem. Przyrzekam dziecku swoje oddanie. Przyrzekam, że będę z nim zawsze razem. Przyrzekam, że będę mu zawsze służył pomocą. Przyrzekam, że będę zawsze dla niego dostępny i obecny. Kiedy mówię – „Kocham Cię”, kiedy daję moje słowo, wówczas nawiązuję prawdziwą relację osobową.
Słowo objawia bowiem samą osobę. Słowo stanowi objawienie osoby, to znaczy, że zarazem ukazuje i uobecnia samą osobę. Dlatego jeśli daję komuś moje słowo, to dokonuje się od razu coś więcej niż rozmowa, gdyż w tym słowie oddaję mu jednocześnie siebie samego, daję swoją osobę. W słowie objawia się przemawiająca osoba. To osoba wyraża się w słowie. Tak naprawdę tylko osoba mówi do drugiej osoby. To właśnie osoba przekazuje słowo lub daje słowo drugiej osobie. Słowo jest więc pierwszym wyrazem kontaktu osobowego. Słowo jest rozpoczęciem spotkania osób, jest jakby pierwszym etapem osobowego spotkania. Słowo zapoczątkowuje relację osobową.
Człowiek daje słowo. Człowiek może też przyjąć słowo. Słowo jest przepływa pomiędzy ludźmi. Słowo jest jakimś przepływem, jest relacją. Jeżeli daję komuś moje słowo, to może ono zostać przyjęte. Przyjąć słowo znaczy uznać je i zaakceptować. (Ale to słowo może być również odrzucone.) Człowiek jest bytem otwartym. Przyjmuje więc słowo innego człowieka (lub Boga). Jeżeli słowo pochodzi od osoby, to nie sposób go nie przyjąć.
Przyjęcie i uznanie słowa rodzi wiarę. Wiara jest przyjęciem i uznaniem słowo. Wiara rodzi się ze słowa. Rodzi się z przyjętego słowa. Gdy słowo dociera do naszego umysłu i zostaje przyjęte, wtedy rodzi wiarę. Wiara stanowi obecność słowa w naszym umyśle. Spotkanie dwóch osób dokonuje się w wierze i poprzez wiarę. W wierze spełnia się już relacja osobowa. Gogacz twierdzi, że sama wiara jest relacją osobową.
Przyjęte słowo wywołuje wiarę. Wiara jest przyjęciem słowa osobowego, czyli tego słowa, które pochodzi od osoby. Przyjmując i znając słowo, jednocześnie w nie wierzę. Ale już mówiliśmy, że słowo objawia osobę. Przyjmując czyjeś słowo wierzę zarazem w tego, kto daje mi to słowo. Jeśli ktoś mówi, że mnie kocha, to przyjmując jego słowo, wierzę samemu człowiekowi, który obiecuje mi tę miłość. Wierzę więc w czyjeś słowo, ale wierzę też w tę miłość, a na koniec wierzę w samego człowieka.
Taka jest wiara dziecka, któremu ofiarowuję swoje słowo, dalej ofiarowuję swoją miłość, a wreszcie ofiarowuję samego siebie. Dziecko jest otwarte na osobowy kontakt. Dziecko jest otwarte na osobę ojca i matki. Dziecko jest wierne. Dziecko jest otwarte i ufne, i od razu podejmuje wiarę. Dziecko wierzy w słowo ojca i matki. Dziecko zawsze wierzy rodzicom. Dziecko potrzebuje miłości i osobowego kontaktu.
Jeżeli jednak chcemy odebrać komuś swoje słowo, jeśli nie dotrzymujemy danego słowa, to wówczas zrywamy całą relację. Zabieramy dziecku dane słowo, co powoduje utratę wiary. Odbieramy wtedy dziecku wiarę w słowo, odbieramy mu wiarę w miłość, odbieramy mu wiarę w człowieka. Jedno słowo – „Już Cię nie kocham” („Nie potrzebuję Cię.”), i mamy ludzki dramat. Rozpoczyna się osobista (osobowa) tragedia małego człowieka, gdyż pozbawienie dziecka więzi osobowych powoduje totalną destrukcję osobowości.
Jeśli dziecku coś dajemy i wciąż to zabieramy, to rodzi się zwątpienie jako utrata wiary. Dziecko traci oparcie w drugiej osobie, traci oparcie w rodzicach. Zamyka się w świecie własnych marzeń i fantazji, albo zaczyna kierować się złem (złośliwością). Podobnie dzieje się, gdy kłamiemy. Jeśli ktoś kłamie, jeśli wypowiada puste i złe słowo, to wyrządza tym straszną krzywdę, gdyż zamiast coś dawać, daje tylko „nic”, czyli pełne zło (brak i pozbawienie sensu). Przecież nie można przyjąć i uznać nicości (czegoś, czego nie ma). Dlatego z kłamstwa nie może zrodzić się nic dobrego. Na kłamstwie nie można niczego zbudować. Nie można zbudować żadnej trwałej relacji między ludźmi. Na kłamstwie oparte są jedynie pozory i złudzenia.
Często też oszukujemy lub staramy się przed kimś ukryć. Ale taka sytuacja niewiele różni się od kłamstwa. Jeżeli bowiem nie chcę dać komuś swojego słowa, ale zaczynam zmyślać i opowiadać bajki, to tworzę zasłonę. Zamiast ujawnić siebie, swoją osobę, zasłaniam się potokiem słów, ale tych językowych. Wówczas odgradzam się murem systemu językowego, murem wymyślonych znaczeń. Chociaż więc rozmawiam z ludźmi, to jednak nie daję im swojego słowa, nie otwieram się. Zamierzam się tylko ukryć, schować za znaczeniami, które są już martwe. Tylko słowo pochodzące od osoby jest naprawdę żywe.
Na tym polega też literatura i cała twórczość literacka. Literatura stara się zbudować ze znaczeń języka swój własny świat. Stara się narzucić swoje widzenie lub przeżywanie świata i człowieczeństwa. Ale nie jest to nigdy osobowa rozmowa. Nigdy nie jest to obdarzanie kogoś swoim osobistym słowem. Najczęściej w literaturze łączą nas przeżycia i emocje. Razem cieszymy się lub boimy. Razem smucimy się lub gniewamy. Łączą nas wtedy emocje, ale nie relacje osobowe. Literaturze wydaje się, że pełne i doskonałe spotkanie odbywa się poprzez emocje. Ale to tylko kolejne złudzenie.
Jeśli się razem cieszymy, jeśli współodczuwamy razem, to wydaje się nam, że już coś nas łączy. Jednak przychodzi moment gniewu i wszystko się rozpada. Pamiętajmy, że gdy się na kogoś gniewamy, to najczęściej odbieramy swoje słowo lub chcemy je zabrać, bo mówimy wtedy – „Już Cię nie kocham”. To również wywołuje zwątpienie i zerwanie relacji osobowej. Okazuje się zatem, że łączność osobowa jest niezwykle krucha, choć bardzo głęboka.
Podsumowując nasze rozważania możemy powiedzieć, że w spotkaniu pomiędzy ludźmi tak naprawdę chodzi o ofiarowanie komuś słowa. Spotkanie musi się rozpocząć od dania komuś swojego słowa i dalej przyjęcia tego słowa w wierze. Słowo pochodzi bowiem od samej osoby. Słowo wyraża istnienie osoby (samo bycie osobą). Jest to zawsze słowo osoby. Dlatego powiemy, że to osoba mówi do osoby, czyli jedna osoba daje swoje słowo drugiej osobie. Prawdziwe słowo ma zawsze osobowy charakter. W słowie uobecnia się i ukazuje moja osoba, moje Ja. Słowo pełni więc rolę samej relacji (nawiązania relacji). Wydaje się jednak, że Buberowskie słowo-klucz „Ja-Ty” ma tylko symboliczny charakter. Moje słowo zawsze zwraca się do kogoś, do drugiego Ty. Ale nie chodzi w nim o samo nazwanie lub wypowiedzenie „Ty”.
Słowo jest tylko przepływem (nośnikiem sensu). Słowo pełni rolę łącznika pomiędzy Ja i Ty. Jest jakby relacją (w jedną stronę), ale ta relacja nie ustanawia swoich kresów, jak u Bubera. Tylko osoba może wypowiedzieć słowo, chcąc w ten sposób nawiązać relację. Słowo ukazuje tylko osobę jako podmiot relacji, jako „bycie dla ...”. „Kocham Cię” znaczy „Jestem dla Ciebie”, „Jestem twój”, „Jestem twoją osobą”. Słowo wyraża więc odniesienie Ja do Ty. Ale nie ustanawia tych podmiotów. Słowo wzywa więc tylko do relacji. Słowo jest wezwaniem. To znaczy, że Ja jako osoba wzywam drugą osobę do podjęcia i nawiązania relacji.
Dlatego wychowanie (pedagogika), zwłaszcza w rodzinie, musi być oparte na słowie i czynie. Ale musi być oparte na słowie osobowym i czynie osoby. Pamiętajmy, że tylko osobowe słowo odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu osoby i osobowości dziecka. Dlatego we wzajemnych kontaktach słowo posiada przemożną siłę. Pełni zawsze pierwszoplanową rolę. Błąd na tym poziomie powoduje często dramat na całe życie.

Wiara i Słowo Boże


Pokazaliśmy już poprzednio, jak osoba może obdarzyć swoim słowem kogoś drugiego. Okazuje się zatem, że ludzka osoba ma możliwość zrodzenia słowa, które oddziałuje na drugą osobę. Powstaje jednak pytanie, skąd człowiek posiada zdolność i moc daru słowa? Czy człowiek posiada taką moc sam z siebie, czy czerpie ją skądinąd? Wydaje się, że aby osoba człowieka mogła zrodzić słowo i ofiarować je komuś, sama musi być napełniona szczególną mocą i zdolnością rodzenia.
Osoba działa na poziomie istnienia. To znaczy, że ludzkie istnienie (egzystencja) musi być napełnione duchową mocą, która umożliwia osobowy kontakt. Aby słowo miało charakter osobowy, a nie było jedynie cząstką systemu językowego, musi wypływać z samego istnienia. Tylko istnienie, działając poprzez rozumność człowieka, ma możliwość zrodzenia osobowego słowa. Wówczas ludzka egzystencja uzyskuje moc ekspresji, wyrażania i wypowiadania siebie na zewnątrz w słowie.
Istnienie (egzystencja) działa tylko pod wpływem stwórczej mocy Boga. Ponieważ to tylko Bóg ma taką moc, żeby działać na gruncie istnienia. Dlatego ludzkie istnienie (egzystencja) musi być napełnione nadprzyrodzoną mocą Bożą, czyli łaską. Dopiero człowiek obdarzony nadprzyrodzoną łaską Boga, jest w stanie zrodzić osobowe słowo. Powiemy więc, że nasze osobowe słowo powstaje pod wpływem Bożego działania łaski. Egzystencja musi być przepełniona mocą łaski Bożej, aby mogła dalej rozlewać tę moc w postaci słowa. Aby osoba ludzka mogła przemówić do drugiej osoby, musi mieć najpierw kontakt ze Słowem Bożym, musi sama przyjąć Słowo Boże i w Nie uwierzyć.
Wszystko zaczyna się więc od Słowa Bożego. Człowiek sam musi najpierw przyjąć Słowo Boże. Sam musi uwierzyć w to Słowo. Sam musi uwierzyć w Boga i nawiązać z Nim relację wiary. Osoba ludzka musi najpierw przyjąć i uznać Słowo Boże, aby zdobyć moc zrodzenia swojego własnego słowa. Dopiero wtedy osoba może zrodzić swoje słowo i obdarzyć nim drugiego człowieka
Cały ten krąg słowa i mowy zaczyna się od Boga i Słowa Bożego. Słowo Boże jest więc źródłem i początkiem wszelkiego osobowego życia. Słowo Boże jest fundamentem wszelkich relacji osobowych, również wśród ludzi. To stąd osoba ludzka czerpie całą swoją moc duchową, która jest źródłem życia osobowego i wspólnotowego.
Na początku Bóg przemówił do człowieka. To Bóg dał człowiekowi swoje Słowo. W ten sposób Bóg zawarł z człowiekiem przymierze. Bóg objawił człowiekowi w słowie swoją wolę, że zawsze chce być z człowiekiem. Biblijne objawienie jest darem słowa. Jest właśnie przymierzem między Bogiem a człowiekiem. Bóg zawarł przymierze z ludem Izraela.
Bóg powołał Abrahama. Bóg wezwał Abrahama. Tym samym Bóg dał Abrahamowi swoje Słowo. Słowo Boże jest zawsze powołaniem i wezwaniem do świętości. Kiedy Bóg dał Abrahamowi swoje Słowo, wtedy u Abrahama narodziła się wiara (wiara osobista, czyli osobowa). Abraham od razu uznał i przyjął Słowo Boże. Potwierdził to czynem. Wstał i poszedł do Ziemi Obiecanej.
Taka wiara nie miała nic wspólnego z myśleniem, ani nawet z rozumieniem. Abraham po prostu uwierzył, nie potrzebował rozumieć ani myśleć. Uwierzył, to znaczy przyjął to, co objawił mu Bóg.
Bóg daje człowiekowi swoje słowo. Bóg przyrzeka człowiekowi swoją obecność i łączność. Bóg przyrzeka człowiekowi zbawienie. Bóg objawił człowiekowi swoje Słowo. Objawił mu też swoje Imię. Bóg powiedział – „Jestem, który jestem”, czyli „Jestem zawsze obecny”, „Jestem na zawsze dla Ciebie”.
Ale człowiek nie uwierzył w Słowo Boże. Nie przyjął Słowa Bożego. Człowiek nie uwierzył w Boskie Przymierze. Tylko nieliczni ludzie uwierzyli w to przymierze. Taką wiarę miał Abraham, Mojżesz, i inni Prorocy. Jednak większość ludzi zamiast wierzyć w Boga, pokładała wiarę tylko w siebie i swoje możliwości. Człowiek chciał zdobyć władzę nad światem.
Kiedy człowiek odrzucił Słowo Boże, kiedy utracił wiarę, zaczął wątpić. Z tego zwątpienia zrodziła się negacja Boga i jego Słowa. Człowiek zerwał kontakt i przymierze z Bogiem, zrywając jednocześnie kontakt z tym, co realne. Człowiek pozostał sam ze swoją negacją i wątpieniem. Od tej pory człowiek zaczął kierować się własnym myśleniem. Odtąd człowiek sam będzie musiał rozwiązywać swoje problemy. Odtąd człowiek zaczął tworzyć wiedzę i naukę (teorię). Zaczął uprawiać filozofię i teologię. Ale wiedza nie jest w stanie doprowadzić człowieka do spotkania z Bogiem. Wiedza pozwala człowiekowi zrozumieć i ogarnąć wiele rzeczy i spraw. Wiedza pomaga człowiekowi zrozumieć świat i poznać ludzi. Ale wiedza nie pozwala nam spotkać się z Bogiem. Wiedza nigdy nie daje osobowego spotkania człowieka z człowiekiem. Wiedza nie może sprawić, żeby Bóg albo człowiek stał się dla nas obecny. Wiedza nie uobecnia nam drugiego człowieka. To wszystko może sprawić tylko sam Bóg i jego łaska. Tylko Bóg może dotrzeć bezpośrednio do osoby człowieka. Tylko Bóg kontaktuje się z ludzką osobą. Bóg działa bowiem na gruncie osoby, czyli na poziomie istnienia. Bóg od razu działa od środka człowieka. Bóg zna samą osobę człowieka, zna ludzkie wnętrze i może działać od razu na tym poziomie. To Bóg sprawia wszystko w samej egzystencji człowieka.

Wiara i myślenie (credo et cogito)

Słowo przyjęte w rozumie (lub sercu) rodzi wiarę. Wiara jest przyjęciem i uznaniem słowa. Wiara jest afirmacją. Wiara jest afirmacją słowa, ale jest też afirmacją egzystencji (istnienia). Słowo niesie bowiem ze sobą sens egzystencji. Wiara jest afirmacją tego sensu egzystencji. W ten sposób wiara staje się afirmacją realności (rzeczywistości – tego, co realne, istniejące).
Wiara stanowi w rozumie uznanie tego, co realne. Wiara stanowi siłę i zdolność rozumu (u św. Tomasza wiara jest sprawnością rozumu – habitus mentis). Wiara wywołuje w rozumie zdolność afirmacji, czyli przyjęcia i uznania tego, co realne (bytu). Dzięki wierze nasz rozum zdobywa jakieś pragnienie afirmacji, zdobywa zdolność kierowania się afirmacją jako zasadą poznania. Dzięki wierze rozum zdobywa zdolność kontemplacji. Dlatego wierzący rozum jest zdolny do przyjęcia tego, co realne. Jest zdolny do uznania bytu i jego sensu. Wierzący rozum jest poddany bytowi.

Wierzący rozum może uznać to, co realne. Wierzący rozum kieruje się afirmacją sensu (assensus = ad-sensus). Wierzący rozum jest nastawiony na sens realności, na sens bytu. Taki rozum otwiera się na rzeczywistość, otwiera się dla realności (dla egzystencji i jej sensu). Tylko wtedy rozum jest zdolny przyjąć sens i słowo bytu. Jeśli rozum przyjmuje słowo bytu, jeśli je uzna, to zarazem uznaje sam byt, czyli istnienie (egzystencję). Jeżeli rozum uznaje słowo bytu, to wówczas czerpie sens z samego bytu. Nie próbuje sam wymyślać sensów i znaczeń.

Gdy zaś rozum zostanie pozbawiony wiary, wtedy może stracić akceptację realności. Jeżeli rozum jest pozbawiony wiary, to wtedy może zanegować realność. Jeśli rozum utraci już wiarę, to popada w zwątpienie i negację. Właśnie z tego zwątpienia rodzi się myślenie (cogito), jak odkrył Kartezjusz. Aby rozum zaczął myśleć, musi najpierw odrzucić słowo, porzucić rzeczywistość. Rozum musi odwrócić się od tego, co realne, i zamknąć się w sobie. Wtedy zaczyna myśleć. Myślący rozum nie potrzebuje już rzeczywistości, nie potrzebuje bytu i egzystencji. Myślący rozum wystarcza sam sobie (staje się już świadomością).

Jeśli więc człowiekowi zabraknie wiary (credo), to pojawia się myślenie (cogito). Cogito jest to czysta racjonalność, nie skażona żadną rzeczywistością. Jeśli rozumowi brakuje wiary (wiary w słowo i byt), to pozostaje mu tylko myślenie. Wówczas rozum jest zdany tylko na myślenie. Staje się rozumem myślącym (czyli świadomością). Myślenie będzie wtedy jedyną zasadą rozumu, jedyną jego zdolnością. Jedynym celem dla myślącego rozumu staje się wiedza. Wiedza i myślenie zdają się panować nad światem i rzeczywistością. Myślący rozum (świadomość) stara się wszystko podporządkować myśleniu (cogito).

Myślenie jest zmienne i niepewne. W myśleniu nie ma żadnej stałości, gdyż wtedy znikłoby samo myślenie. Myślenie jest jak ten wąż, który połyka swój własny ogon. Myślenie (cogito) jest oparte na negacji. Myślenie jest w stanie wszystko zanegować. Samo myślenie ma postać negacji, jak pokazują dzieje dialektyki. Doskonałym przykładem jest tu dialektyka Heglowska. Potwierdzeniem jest również dialektyka Abelarda (sic et non). Pokazują oni, że ludzki rozum może wszystko potwierdzić i zanegować.

Wydaje się także, że Arystotelesowskie zdziwienie jest tylko negacją wątpienia, wywołanego brakiem wiary. Filozofia Arystotelesa (rozumne myślenie) pragnąc wyjść poza wątpienie neguje je i wtedy pojawia się zdziwienie. Zdziwienie, że istnieje coś obok nas samych, że jest coś realnego. Jest to zdziwienie myśli, że nie jest ona sama, że jest coś poza nią, czego ona nie ogarnia. To jest początek realistycznego myślenia, realistycznej filozofii. Ale jeśli w takim myśleniu pojawia się afirmacja, to nie będzie ona miała rangi zasady poznania, lecz będzie tylko jedną z możliwości poznania.

Samo myślenie (cogito) jest idealistyczne. Myślenie posługuje się pojęciami (ideami), czyli abstrakcyjnymi znaczeniami. Myślenie abstrahuje, wszystko uogólnia. Myślenie tworzy ogólną wiedzę. Myślenie wszystko absolutyzuje, jak by powiedział Levinas – wyabsolutnia. Myślenie dąży do absolutu, ale jeśli nie znajduje go w rzeczywistości, wówczas zaczyna tworzyć własne absoluty. Właśnie wtedy pojawia się w myśleniu totalizm, przed którym przestrzegał Levinas. Jeśli świadomość tworzy swój absolutny świat, to powstają totalizmy i wszystkie zbrodnie przeciwko ludzkości (imperializm, faszyzm, komunizm).

Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas wynika, że mamy wyraźne przeciwieństwo w postaci wiary i myślenia. Nie należy więc przeciwstawiać wiary i rozumu, chyba że mówimy wyłącznie o rozumie myślącym. Przeciwieństwem wiary (credo) jest myślenie (cogito). Wiara i myślenie należą bowiem do rozumu. Zarówno wiara jak i myślenie są działaniami rozumu. Zobaczmy teraz, jakie będą wnioski, jeśli zestawimy ze sobą i porównamy wiarę i myślenie.

Wiara jest afirmacją. Wiara daje poznaniu akt afirmacji. Natomiast myślenie jest negacją. Myślenie działa na zasadzie negacji, bo aby zacząć myśleć, trzeba zanegować rzeczywistość. Jeśli więc mamy wiarę, to posługujemy się afirmacją rzeczywistości. Ale jeśli tej wiary brakuje i przechodzimy do myślenia, to pozostaje nam zwątpienie i negacja. Właśnie ze zwątpienia rodzi się cogito, jak pokazał Kartezjusz. Tak więc wiara łączy człowieka i jego rozum z rzeczywistością, natomiast myślenie odrywa nas od rzeczywistości. Wiara stanowi o otwartości człowieka i rozumu, zaś myślenie zamyka człowieka w sobie, zamyka rozum w kręgu świadomości. Wiara otwiera bowiem człowieka na rzeczywistość, a myślenie zamyka człowieka w świadomości. Do myślenia nie potrzeba przecież rzeczywistości. Do myślenia wystarczy samo myślenie. (zobacz u Kartezjusza)

Wiara uznaje słowo bytu, uznaje rzeczywistość (to, co realne). Wiara stanowi potwierdzenie rzeczywistości. Natomiast myślenie jest tylko pozorem rzeczywistości. Myślenie tworzy jedynie pozory. Rzeczywistość można bowiem tylko przyjąć, nie da się jej wymyślić, gdyż rzeczywistość już istnieje. Można wymyślać tylko fikcje i fantazje (można wymyślać literaturę). Myślenie jest twórcze, ale tworzy tylko fikcje i pozory. To myślenie (cogito) jest twórcą kultury (sztuki, literatury, itd.). Myślenie jest kulturotwórcze. Myślenie jest doskonale literackie i kulturowe. Myślenie tworzy świat wartości, tworzy swój własny świat wartości, jak u Schelera. Natomiast wiara prowadzi wprost do świata łaski. Jeśli wiara dotyczy Boga, to otwiera przed nami świat łaski i zbawienia.

Wiara rodzi się ze słowa. Ale sama wiara także przemawia, czyli posługuje się słowem. Wiara głosi dalej przyjęte słowo. Zaś myślenie posługuje się pojęciami (ideami). Myślenie tworzy pojęcia ogólne, tworzy abstrakcje, czyli odrzuca to, co jednostkowe i niepowtarzalne. Natomiast wiara przyjmuje i uznaje słowo. Wiara afirmuje także przemawiającą osobę. Wiara uznaje więc konkretną osobę, która mówi do nas. Wierzę zawsze w jakąś konkretną osobę. Wiara więc konkretyzuje, dotyka tego, co konkretne i jednostkowe. Wiara nie ma w sobie nic ogólnego. Wiara daje nam relację z konkretną i jednostkową osobą. Myślenie natomiast uogólnia i absolutyzuje. Dlatego myślenie tworzy tylko ogólną wiedzę. Stwierdzenie – „Wierzę w Absolut”, jest tylko myśleniem, a nie wiarą. Wiara powie bowiem – „Wierzę w Ciebie”, „Wierzę w Jezusa Chrystusa”.

Podsumujmy nasze rozważania. Wiara stanowi pierwszą zasadę rozumu. Wiara pozwala nam bowiem na kontakt z rzeczywistością. To właśnie wiara pozwala nam otworzyć się na realny świat. Wiara stanowi afirmację rzeczywistości. Wiara łączy nas z rzeczywistością. Z tym, co realne i istniejące kontaktuje nas wiara. To wiara kontaktuje nas z realnym bytem – z jego istotą i istnieniem.

Wiara stanowi przyjęcie i uznanie słowa. Stanowi uznanie słowa bytu i słowa osoby. W odniesieniu do bytów nieosobowych wiara ma postać kontemplacji. Kontemplacja jest wiarą w słowo bytu. Natomiast wobec bytów osobowych mamy właśnie wiarę (fides). Ta wiara dotyczy osoby udostępniającej się w słowie osobowym.

Poznanie osoby jest więc związane z wiarą. Poznanie osoby rozpoczyna się od wiary. Wiara stanowi pierwsze spotkanie z osobą. Wiara daje nam pierwsze doświadczenie osoby. Nie ma bowiem innej drogi poznania osoby niż wiara. Ponieważ tylko wiara umożliwia nam dotarcie do poziomu istnienia w bycie. Bez wiary nigdy byśmy nie poznali istnienia.

Dlatego trzeba się zgodzić z Jaspersem i Marcelem, że wiara jest źródłem metafizyki, a metafizyka jest funkcją wiary. Filozofii potrzebna jest dziś właśnie taka wiara – wiara w rzeczywistość, wiara w słowo niosące i wyrażające sens bytu, wiara w sam sens istnienia. Taką wiarę odkryła dla nas filozofia egzystencjalne i musimy to dziś wykorzystać.

Jeśli spojrzymy teraz na myślenie, to zobaczymy, że myślenie przeciwstawia się wierze. Myślenie może tworzyć wiedzę, ale samo nie jest w stanie sięgnąć do samego bytu. Myślenie może tworzyć różnorodną wiedzę. Może tworzyć wiedzę filozoficzną, ale będzie to idealizm. Mogę bowiem pomyśleć swoje myślenie, ale nie mogę wymyślić rzeczywistości. Mogę wymyślać różne koncepcje i teorie. Mogę tworzyć wiedzę empiryczną, ale mogę także tworzyć wiedzę abstrakcyjną i aprioryczną.

Myślenie może ujmować tylko siebie samo. Myślenie tworzy swój własny świat – świat wyimaginowany, jak byśmy dziś powiedzieli – świat wirtualny. Dopóki bowiem jesteśmy w „sieci” myślenia, dopóty nie możemy wyjść poza myślenie i nie mamy kontaktu z rzeczywistością. Dopiero wiara daje nam możliwość rozbicia i przełamania świata myślenie. Jedynie wiara może przerwać skorupę świadomości. Tylko wiara pozwala nam wyjść poza myślenie i świadomość.

Rozum posiada różnorodne możliwości poznawcze. Albo może czerpać poznanie z rzeczywistości, albo może ograniczać się do własnej aktywności, czyli myślenia, albo rozum może posługiwać się obu tymi zdolnościami. Jednak aby rozum mógł nawiązać kontakt z rzeczywistością potrzebna jest mu wiara, czyli przyjęcie i uznanie słowa (słowa bytu lub słowa osoby). Jeśli z jakichś powodów rozum nie dokona tego przyjęcia, to pozostaje mu aktywność czysto pojęciowa, abstrakcyjna – czyli myślenie. Natomiast jeśli rozum rozpocznie swoje działanie od wiary, to będzie mógł poznawać i ujmować rzeczywistość. Ale jeśli rozpocznie od myślenia, to kontakt z rzeczywistością będzie utrudniony albo nawet niemożliwy.

Człowiekowi do życia są potrzebne obie te zdolności – zarówno wiara jak i myślenie. Człowiekowi potrzebny jest bowiem bezpośredni kontakt z rzeczywistością oraz z drugim człowiekiem, jaki daje wiara. Człowiekowi potrzebne jest również myślenie, aby mógł tworzyć wiedzę o świecie, o sobie samym lub o Bogu. Człowiekowi potrzebna jest także twórczość kulturowa, aby mógł urozmaicać swoje życie i swoje otoczenie. Ale trzeba pamiętać, że ta działalność na polu sztuki i kultury nie może się odbywać kosztem spotkania i kontaktu z drugim człowiekiem i Bogiem. Trzeba pamiętać, że bez wiary nie będzie osobowego życia, nie będzie prawdziwej osobowej miłości, nie będzie żadnej prawdziwej łączności między osobami, nie będzie wreszcie wspólnoty.

Słowo i czyn

Dla człowieka przyjęcie słowa i wiary to dopiero początek drogi. Ludzkie życie realizuje się bowiem w pełni dopiero w czynie i działaniu (w miłości). Trzeba więc zapytać, jak dokonuje się owo dalsze przejście od słowa do czynu? Jaki zatem jest związek słowa z czynem, a czynu z osobą? I do jakiego działania człowieka potrzebne jest słowo i wiara? W ten sposób stajemy przed kolejnym etapem rozważań dotyczących metafizyki osoby.
Jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, słowo zostało przyjęte i wywołało uznanie (assensus), czyli wywołało wiarę. Uznając oddziałujące na nas słowo, akceptujemy cały sens, jaki niesie ono ze sobą. Inny bowiem jest sens rzeczy, a inny jest sens osoby. Jeśli przyjmujemy zwykłe słowo bytu przedmiotowego, to ujawnia się nam sens tego bytu jako rzeczy (przedmiotu). Jeśli jednak przyjmujemy słowo osoby, to napotykamy już zupełnie inny sens – sens osobowy (sens osobowej egzystencji). W osobowym słowie doświadczamy więc spotkania z osobą, a nie rzeczą.
Tak więc słowo, które do nas dociera i które przyjmujemy w rozumie (intelekcie), niesie ze sobą podstawową informację o charakterze i randze (o wartości lub godności) napotkanego bytu. Słowo jest bowiem nosicielem sensu. Od tego więc, jaki sens nam przyniesie, zależy dalsze nasze działanie i postępowanie. Nasz czyn zależy więc od przyjętego słowa. To sens zawarty w słowie wyznacza i określa nasze działanie. Tylko wówczas to działanie będzie miało swój własny sens. Bez sensu płynącego ze słowa nasze działania mogą być pozorne i bezsensowne, gdyż będą pozbawione realnego sensu, czyli realnego kontaktu z rzeczywistością. Działanie powinno otrzymać sens od realnego bytu, inaczej stanie się bezsensowne.
Jeżeli przyjmiemy i zaakceptujemy sens płynący od realnego bytu, to od razu rozpoznajemy rangę i ważność poznawanych bytów, rozpoznajemy sam sposób bytowania (istnienia). Rozum czerpie bowiem sens pochodzący od realnego bytu. Dlatego sens przyjęty od przedmiotowego bytu (czyli od rzeczy) różni się zasadniczo od sensu osoby, czyli bytu podmiotowego. Sens jako realna treść bytu określa nasze działanie wobec tego bytu. Inaczej odnosimy się do rzeczy, a inaczej do osoby. Dlatego spotkanymi rzeczami możemy się posługiwać, możemy ich używać, możemy z nich korzystać lub nawet wykorzystywać do innych celów. Natomiast zupełnie inaczej wygląda sprawa ze spotkaną osobą. Ponieważ oddziałujący na nas sens osoby wyznacza szczególne działanie. Osoby możemy tylko pragnąć, osoby możemy tylko chcieć jako celu (jako bezwzględnego dobra). Osoby dotyczy więc tylko chcenie, rzeczy zaś dotyczy użycie. Osoby nie możemy używać, nie możemy jej wykorzystywać, ani nie możemy się nią posługiwać, gdyż wtedy zagubimy cały sens osoby.
Jeżeli więc sens osoby dotrze do naszego rozumu, to wtedy mamy możliwość właściwego odniesienia do osoby. Tylko przyjęty sens ukazuje nam bowiem osobę jako pełną prawdę i bezwzględne dobro, jako doskonałą realność. Sens osoby ukazuje więc samą osobę jako cel naszego działania i życia, jako spełnienie naszego człowieczeństwa. Przyjęty w rozumie sens osoby staje się podstawą aktu woli. Właśnie dobra jako celu dotyczy chcenie. Dlatego do osoby zwracamy się z chceniem. Jednocześnie to chcenie określa nasze czyny, całe nasze działanie. Wówczas chcenie staje się zasadą działania samej woli, która odtąd będzie zdolna do chcenia, a nie tylko do używania i posługiwania się rzeczami.
Żeby wola została poruszona przez rozum (intelekt), musi otrzymać faktyczny impuls, czyli coś, co posiada pobudzającą siłę. Taką siłę posiada z pewnością sens zaczerpnięty od realnego bytu. Żeby wola mogła działać, musi być pobudzona przez sens ukazany jej przez rozum. Ten sens stanowi wezwanie do działania, do czynu. Byt wzywa nas do działania przemawiając w swoim słowie. Słowo dostarcza bowiem do rozumu (intelektu) sens bytu, będący dla woli wezwaniem i pobudką do działania. Sens bytu staje się wówczas zachętą do czynu. Zachęca do działania naszą wolę. Ukazany sens stanowi dla woli zachętę i pobudkę.
Św. Anzelm z Canterbury mówił o dwóch pobudkach woli – o użyciu i o chceniu. Wydaje się, że użycie rodzi się jako kontakt z rzeczami (z bytami naturalnymi lub z wytworami kultury). Natomiast chcenie rodzi się w woli pod wpływem kontaktu z osobami. [np. dziecko napotyka najpierw rodziców i dlatego w jego woli najpierw pojawia się chcenie.] Użycie dotyczy więc rzeczy (bytów przedmiotowych), zaś chcenie dotyczy osób (bytów podmiotowych).
Tak więc kontakt z rzeczywistością określa i wyznacza same zasady działania woli, czyli jej pobudki. W ten sposób wola otrzymuje możliwości i zdolności do działania (wg Anzelma – apptitudines). Te możliwości pojawiają się pod wpływem czegoś zewnętrznego, powstają w woli pod wpływem sensu ukazanego jej przez rozum (intelekt). Zatem wola podejmuje działanie z powodu kontaktu z rzeczywistością, a dalej dzięki przyjęciu słowa bytu i ukazaniu sensu przez rozum.
Wynika z tego, że jak w rozumie (w intelekcie) jego działania rodzą się pod wpływem oddziałującego sensu bytu, tak samo w woli jej działania rodzą się jako dalszy już efekt przyjęcia sensu bytu i przekazania go woli. Zatem sens bytu kształtuje zarówno działania rozumu jak i działania woli. Dopiero jeśli odrzucimy sens rzeczywistości, jeśli zanegujemy byt, to powstają działania negatywne (w rozumie pojawia się myślenie (cogito) jako negacja realności, a w woli pojawia się wybór (electio) pomiędzy przeciwieństwami (sic et non).
Jeśli zamiast przyjęcia sensu pochodzącego od bytu, rozpoczynamy od myślenia, to wówczas jesteśmy skazani na traktowanie wszystkiego przedmiotowo jako różnych rzeczy. Jeżeli więc rozpoczynamy od myślenia, to w działaniu będziemy posługiwali się jedynie użyciem. Użycie jest już związane z myśleniem albo jest oparte na sensie pochodzącym od rzeczy. Posługując się użyciem człowiek działa użytecznie, wykorzystując i posługując się wszystkim dookoła. Ale wtedy człowiek nie jest w stanie inaczej potraktować także osoby. Posługując się myśleniem człowiek odnosi się do osoby użytecznie jak do rzeczy. A wtedy już zaczynamy używać i wykorzystywać także osoby (ludzi).
Nasze myślenie o osobie może doprowadzić tylko do jej wykorzystania. Aby to zmienić, trzeba powrócić do samego sensu osoby zawartego w słowie i wierze. Aby więc zrozumieć sens i godność osoby, aby zrozumieć sens istnienia i egzystencji, musimy przyjąć osobowe słowo i uwierzyć w nie. Przede wszystkim musimy uwierzyć w Słowo Boże, które najpełniej objawia nam godność osoby. Dlatego jeśli nie przyjmiemy Słowa Bożego, to nie będziemy w stanie poznać sensu i godności osoby. Nie będziemy mieli możliwości odkrycia dobra i wartości osoby. Nie będziemy mogli naprawdę pokochać człowieka (osoby ludzkiej).
Jeżeli spróbujemy teraz ocenić dotychczasowe rozważania, to musimy przyznać, że wyjaśniają one kilka kwestii. Zostaje wreszcie wyjaśnione zagadnienie aktów rozumu i woli. Staje się bowiem jasne, dlaczego rozum posługuje się wiarą i myśleniem, oraz że to wiara jako uznanie realności jest pierwszym i zasadniczym aktem rozumu, a myślenie jest wtórne i stanowi tylko negację realności. Podobnie zostało wyjaśnione pochodzenie aktów woli, gdzie chcenie i użycie pochodzą z poznawczego kontaktu z bytem, zaś wybór jest drugorzędnym działaniem zależnym od dialektycznego myślenia.

Osobowe fieri

Osoba wyraża się w słowie. To osoba wypowiada swoje słowo. Osoba mówi do osoby. W ten sposób osoba daje swoje słowo innym osobom. Dając słowo osoba przyrzeka swoją łączność i swoje działanie. Poprzez słowo osoba obiecuje swój czyn. Osoba obiecuje i przyrzeka innym swoją miłość.
Prawdziwym czynem osoby jest miłość. Miłość jest pragnieniem i chceniem innej osoby. Miłość jest afirmacją osoby dla niej samej. Gdy spotykamy osobę, to w człowieku rodzi się miłość (jako pragnienie drugiej osoby). Doświadczywszy osobowego spotkania człowiek otwiera się na taką osobę. Doświadczywszy osoby człowiek podejmuje chcenie i pragnienie osoby jako celu. Osoba staje się dla nas celem działania. Ale aby osoba stała się celem działania, musi zostać ukazana jako dobro bezwzględne i niezależne. Rozpoznanie osoby jako dobra dokonuje się w intelekcie (rozumie), gdzie zostaje przyjęty sens osoby. Doświadczywszy sensu osoby intelekt (rozum) rozpoznaje prawdę i dobro osoby.
W słowie docierającym do rozumu objawia się bowiem sens osoby. Objawia się również sama osoba wraz z zawartymi w niej własnościami transcendentalnymi. Wydaje się, że sens osoby niesie jednocześnie ze sobą informację o samej osobie i własnościach transcendentalnych. Własności prawdy i dobra są więc zawarte w słowie osoby i stanowią przekazywany przez nie osobowy sens. Sens osoby stanowi zatem bezpośrednią informację o własnościach transcendentalnych osoby (czyli egzystencji). Stanowi bezpośrednią informację o godności osoby, czyli o randze osobowego istnienie. Jeżeli przyjmujemy sens osoby, to doświadczamy zarazem godności i to bezpośrednio.
Sens danego bytu przekazuje nam informację o własnościach transcendentalnych zawartych w istnieniu. Przekazuje nam więc informację o randze i wartości danego bytu. Przekazuje jednocześnie informację o sposobie bytowania lub istnienia. Właśnie ten modus essendi pokazuje nam, z jakim bytem mamy do czynienia – czy jest to byt rzeczowy, czy też osobowy. Wiemy więc od razu, jaki byt spotkaliśmy – czy jest to byt ożywiony, czy nie; czy jest to byt rozumny, czy też nie. Sens bytu ujawnia nam rangę danego bytu oraz ujawnia nam miejsce, jakie ten byt zajmuje w hierarchii bytów. Sens bytu pokazuje nam również, co możemy z tym bytem zrobić, jak możemy wobec niego zadziałać. [Jest to zarazem ukazanie przydatności danego bytu dla nas (możliwość zaspokojenia naszych potrzeb). Jedne byty są bowiem dla nas przydatne, stanowią dla nas pewne dobro. Inne byty są nieprzydatne, wprost szkodliwe. Mamy wreszcie byty osobowe, które wykraczają poza zasadę użyteczności. Możemy ich tylko chcieć i możemy je pokochać dla nich samych.]
I co ciekawe, jeśli rozważymy ludzkie życie, to okazuje się, że tak naprawdę pierwszy kontakt mamy zawsze z bytami osobowymi. Jeśli rodzi się dziecko, to zawsze pierwsza przytula je matka. Od razu więc doświadczamy i poznajemy kochającą osobę – matkę i ojca. Trzeba więc przyjąć, że to właśnie na zasadzie pierwszego kontaktu z rodzicami kształtuje się cała osoba i osobowość dziecka. Poprzez kontakt z rodzicami kształtują się pierwsze działania naszego serca i umysłu, kształtują się pierwsze akty rozumu i woli. W tym pierwszym spotkaniu z rodzicami kształtuje się nasze życie duchowe i osobowe. Pamiętajmy, że to rodzice obdarzają dziecko wiarą i miłością, ufnością i nadzieją. Jeżeli tego zabraknie, to mamy destrukcję osobowości, wypaczony charakter, gdyż dziecko doświadcza wtedy zwątpienia i negacji, złości i nienawiści, czy wreszcie dialektycznego myślenia i trudności wyboru. Z tego wynika, że faktyczne kształtowanie się człowieka i jego osoby zależy przede wszystkim od kochającej rodziny będącej osobową wspólnotą.
To kochające osoby kształtują i ustanawiają duchowe życie nowonarodzonego człowieka. Rodzice stają przed poważnym zadaniem. Dostają czyste i niewinne dziecko, jeszcze nie ukształtowanego człowieka. I w tym momencie wszystko od nich zależy – od ich wiary, miłości i nadziei, od ich prawdziwości i dobroci, czyli od ich osobowego zaangażowania. Wszystko inne ma już tutaj drugorzędne znaczenie – cała wiedza, nasze myślenie, nawet to, co nazywamy doświadczeniem życiowym, nasz dorobek i stanowisko społeczne.
Dlatego na początku człowiek jest faktycznie białą kartą. Tyle tylko, że nie zapisują się tam fakty i wydarzenia, ale zapisują się tam relacje osobowe – wiara, miłość i nadzieja. Tylko bowiem relacje osobowe dają nam możliwości spełnienia swojego osobowego „ja” i wypełnienia naszych duchowych zdolności (czyli władz rozumu i woli). Zapis w naszym umyśle wszystkich empirycznych faktów, wydarzeń i przeżyć – jak chciał empiryzm Locke’a, byłby zupełnie nieprzydatny. Byłby to tylko niepotrzebny balast, którego trzeba by się co jakiś czas pozbywać. Natomiast doświadczenie osobowych relacji, doświadczenie łączności z kochającymi osobami pozwala nam właściwie ukształtować swoją osobę i osobowość, gdyż daje nam trwałe zasady poznania i działania (a więc wiarę oraz chcenie i miłość). Bez tych zasad nie może powstać i ukształtować się prawdziwa osoba. Bez tych zasad powstanie tylko rozumne zwierzę (homo sapiens – człowiek myślący) jako biologiczny gatunek.
Pierwsza osoba ludzka – Adam – została ukształtowana przez Boga. Bóg stworzył Adama. Bóg do niego przemówił, nawiązując z nim relację. Bóg dał Adamowi swoje Słowo i Adam przyjmując Słowo Boże zdobył wiarę. Wraz ze Słowem otrzymał od Boga wiarę. Bóg dał Słowo Adamowi, to znaczy obiecał mu swoją obecność i łączność, czyli to, że zawsze będzie razem z nim. W ten sposób Bóg chciał obdarzyć Adama swoją bezgraniczną Miłością. Dzięki Słowu Boga, dzięki jego Osobie i Miłości Adam mógł stać się pełną osobą. Jako osoba Adam sam mógł nawiązywać relacje osobowe.
Podobnie było z Ewą. Bóg stworzył Ewę i powierzył ją Adamowi. Również obdarzył ją pełnią łaski osobowej. Ponadto Bóg połączył Adama i Ewę więzami osobowymi. Mogli więc obdarzać się wzajemnie wiarą i miłością. Mogli się kochać i mogli stworzyć prawdziwą wspólnotę osobową, czyli rodzinę.
Ale w tę wspólnotę wmieszał się szatan. Szatan swoim podstępnym myśleniem zasiał w nich zwątpienie, zachwiał ich wiarą w Słowo Boże. Szatan ich oszukał i okłamał, dał im swoje złe i podstępne słowo. Szatan odebrał im wiarę w Słowo Boże i tym samym odebrał im wiarę w samego Boga. Szatan złapał ich w pułapkę świadomości, pokazując im nowe doświadczenie myślenia. Zasiał w nich pychę własnego „ja”. Szatan zapytał: Czy Bóg pozwolił wam poznawać dobro i zło? Czy pozwolił wam myśleć (czyli właściwie myśleć o złu)? Czy Bóg dał wam wolność wyboru (właściwie wyboru zła)?
A przecież Bóg dał im coś więcej niż myślenie o złu i możliwość wyboru zła. Bóg dał im wiarę jako uznanie i afirmację rzeczywistości, czyli prawdy. Bóg dał im wiarę jako afirmację drugiej osoby. Bóg dał im chcenie i miłość jako afirmację rzeczywistości, czyli dobra. Bóg dał im miłość jako afirmację drugiej osoby. Bóg dał im poznanie najwyższej prawdy i chcenie najwyższego dobra. Dlatego nie potrzebowali nic więcej. Przecież wiara i miłość nie potrzebują ani dialektycznego myślenia, ani konieczności wyboru. Wybór bowiem sprowadza się do negacji wiary i miłości. Wyborem dla wiary jest zwątpienie, a wyborem dla miłości jest nienawiść.
Można więc zapytać, czy człowiekowi do spełnienia były i są potrzebne zwątpienie i nienawiść? Czy do bycia doskonałą osobą człowiekowi jest to potrzebne lub niezbędne? Z pewnością nie. Kuszeni przez szatan Adam i Ewa stanęli nad przepaścią swego człowieczeństwa. Za namową szatana dokonali wyboru. Zrobili krok naprzód i spadli w otchłań świadomości, myślenia, w otchłań własnej pychy.
Odtąd człowiek zaczął myśleć, zaczął myśleć dialektycznie, czyli na tak i nie (sic et non). Odtąd człowiek zaczął negować i potwierdzać, zaczął wątpić i błądzić (errare humanum est). Odtąd człowiek zaczął wybierać pomiędzy tak i nie, zaczął wybierać pomiędzy dobrem i złem. Odtąd człowiek zaczął kochać i nienawidzić, zaczął rodzić i zabijać. Odtąd człowiek stał się człowiekiem i tylko człowiekiem. Stracił całe osobowe życie. Stracił doskonałość osoby, stracił swoją osobę. Utracił łączność z Bogiem. Co mu pozostało? Pozostała jedynie tragedia ludzkiego życia. Odtąd dzieje człowieka stają się nieustanną ludzką tragedią. (Tą tragiczną stronę ludzkiego życia pokazuje i opisuje literatura.)

Myślenie i kultura



Kultura powstaje z myślenia. Myślenie (cogito) jest twórcze. Myślenie jest twórcą kultury. Myślenie jest kulturotwórcze. Aby stać się twórcą kultury myślenie musi zanegować rzeczywistość.
Myślenie powstaje z negacji rzeczywistości. Samo myślenie jest negacją. Myślenie neguje rzeczywistość. Właśnie negacja staje się zasadą i podstawą myślenia. Dlatego myślenie rozwija się na zasadzie negacji i tworzenia przeciwieństw. Myślenie rozwija się dialektycznie.
Aby myślenie mogło stać się twórcze, aby mogło coś tworzyć, musi zejść do poziomu nicości. Bo tylko z niczego można coś stworzyć. Jeśli więc myślenie neguje rzeczywistość, to przechodzi na pozycje nicości i wtedy może stać się twórcze. Myślenie zaczyna coś tworzyć, kiedy dalej neguje nicość.
W ten sposób negując naturę myślenie zaczyna tworzyć kulturę. Myślenie zaczyna zmieniać naturę, przekształcać ją. Myślenie przetwarza naturę. Myślenie dodaje do natury swój rozumny wątek.
Negując naturę myślenie może tworzyć coś nowego, coś innego. Tworząc coś nowego myślenie dodaje tylko pewną wartość użyteczności. Kultura tworzy wartość dodaną, jak by powiedział marksizm. Kultura dodaje do natury element myślenia, który dotyczy użyteczności, czyli użycia danej rzeczy dla potrzeb człowieka. Myślenie dodaje do bytów naturalnych nowe funkcje i zastosowania, dodaje relacje myślne (np. ręka w połączeniu z myśleniem staje się najdoskonalszym narzędziem). Myślenie poszerza więc użyteczność różnych rzeczy i przedmiotów. Cogito wymyśla wciąż nowe zastosowania, nowe funkcje i działania dla naturalnych materiałów.
Kultura i myślenie nie tworzą więc nowej rzeczywistości, ale jedynie poszerzają wciąż użycie i zastosowanie różnych bytów naturalnych. W ten sposób rozwija się technika i technologia.
Kultura rozwija się dialektycznie, jak pokazał Hegel. Kultura jest dziełem rozumu, ale kultura jest dziełem dialektycznego rozumu (rozumu negującego naturę i rzeczywistość). Myślący rozum może wymyślać nowe poglądy i nową wiedzą, może wymyślać nowe rzeczy i nowe wartości. Wymyślać coś nowego, to znaczy negować to, co stare, co już było i co jest. Aby wymyślić coś nowego, trzeba zanegować i odrzucić to, co już jest i to, co istnieje.
Kultura podobnie jak myślenie jest zmienna. Stale coś odrzuca i neguje. Kultura porzuca istniejące dzieła i wartości, aby odkryć coś nowego. Kultura rozwija się poprzez negację tradycji. Taka negacja bywa na ogół radykalna – dokonuje się na zasadzie odrzucenia i przeciwieństwa. W tym względzie miał rację Hegel ze swoją dialektyką.
Kultura obejmuje świat wartości. Tworząc coś nowego kultura tworzy nowe wartości. To nasze myślenie tworzy świat wartości.
Tworząc kulturę człowiek staje przed koniecznością wyboru na tak lub nie. Człowiek staje przed wyborem, czy ma kierować się negacją, czy afirmacją rzeczywistości. Ludzkie myślenie jest dialektyczne, dlatego ukazuje nam obie opcje (sic et non), ukazuje nam różne przeciwieństwa. Człowiek stale staje przed koniecznością wyboru. Wybór jest bowiem wpisany w nasze ludzkie życie i postępowanie. Nasza ludzka wiedza ma nam ułatwiać te wybory. Ale nawet cała nagromadzona wiedza nie jest w stanie zdeterminować i określić tych naszych wyborów. Człowiek zawsze staje przed koniecznością wyboru. Musi wybierać pomiędzy różnymi przeciwieństwami. Człowiek może wybrać życie lub śmierć, dobro lub zło, szlachetność lub podłość, prawdę lub fałsz. Człowiek ze swoim myśleniem zawsze staje przed jakimś wyborem. Wiedza filozoficzna powinna być tu pomocna. Ale nawet ona nie jest tutaj rozstrzygająca, gdyż myślenie może zanegować i odrzucić każdą wiedzę i każdą teorię. Dlatego trzeba przyjąć, że wiedza i myślenie wcale nie ułatwiają nam podjęcia wyboru.
Jeśli człowiek nie zdoła wyjść poza myślenie, jeśli nie zacznie akceptować rzeczywistości, jeśli nie zacznie afirmować prawdy i dobra, to na zawsze pozostanie zawieszony między dwoma możliwościami wyboru. Raz zdoła wybrać prawdę i dobro, zaś innym razem może wybrać fałsz i zło. Ale w takiej sytuacji człowiek będzie zawsze zdany jedynie na wybór fikcji i pozorów.
W kulturze wybieramy bowiem tylko to, o czym jesteśmy w stanie pomyśleć. Jeżeli nawet wybieramy dobro, to tylko to, o którym możemy pomyśleć. Ale to nie znaczy, że możemy wtedy dotrzeć do realnego dobra. W myśleniu nie ma przecież realnego dobra. W myśleniu nie pojawia się nic realnego. Dlatego wybór oparty na myśleniu może dotyczyć wyłącznie fikcyjnego dobra.
Dlatego nawet wybierając człowieka jako dobro, nie docieramy do realnej własności dobra, ale kierujemy się tylko własną oceną. Myślimy i mówimy o wartości człowieka dla nas, myślimy o jego wartości względem innych wartości. Ale przez to nie spotykamy jeszcze realnego dobra człowieka. Ponieważ do realnej własności dobra docieramy jedynie w relacji osobowej. Do prawdy i dobra człowieka docieramy wyłącznie w bezpośrednim kontakcie relacyjnym (w wierze i miłości). Prawda i dobro udostępniają się tylko w relacjach osobowych.
Natomiast myślenie kontaktuje nas tylko z wartościami. Wartości tworzymy bowiem my sami. Tworzymy je dzięki myśleniu. To dzięki myśleniu możemy zestawiać ze sobą różne rzeczy i porównywać je. W ten sposób możemy przedkładać jedne nad drugie, czyli możemy je oceniać. To my sami ustalamy i oceniamy wartość poszczególnych rzeczy. Tak tworzymy wartości. Na ogół oceniamy rzeczy według zasady użyteczności. Jeśli jakaś rzecz jest nam do czegoś potrzebna lub nawet niezbędna, to oceniamy, że stanowi dla nas jakąś wartość. Świat wartości jest płynny i zmienny, gdyż ciągle porównujemy i zestawiamy rzeczy ze sobą. Raz potrzebujemy tego, a innym razem czegoś innego. W danej chwili wartościowe jest to, a za chwilę już coś innego. Wszystko zależy od użyteczności różnych rzeczy. Od tego, czy są nam potrzebne (czy zaspakajają nasze potrzeby, jak powie psychologia).
Kierując się myśleniem nigdy nie zdołamy dotrzeć do rzeczywistości, nigdy nie zdołamy wybrać realnej rzeczywistości. W myśleniu nie ma miejsca na rzeczywistość. W myśleniu jest tylko i wyłącznie myślenie. Tam jest tylko myślenie o czymś. W myśleniu może być nawet myślenie o bycie i rzeczywistości. Ale nie będzie tam nigdy samej rzeczywistości. Myślenie nigdy nie dotyka rzeczywistości. Myślenie co najwyżej dotyczy rzeczywistości. Dlatego człowiek próbuje weryfikować myślenie poprzez cielesny kontakt, poprzez dotknięcie tego, co realne, ale nawet wtedy dotykamy tylko ciała, a nie realnych własności istnienia.
Realna rzeczywistość ukazuje się w zupełnie inny sposób. Realność bytu i osoby objawia się w słowie i wierze, która jest przyjęciem słowa. Realność osoby występuje dalej w akcie miłości, czyli w akcie chcenia. Do istnienia osoby docieramy więc w akcie pełnej afirmacji, czyli a akcie afirmacji rozumu i afirmacji woli.
Relacje osobowe nie podlegają kierownictwu rozumu. Relacje osobowe nie podlegają myśleniu i wyborowi. Relacje osobowe zdają się być spontaniczne (jakby samorzutne). Nie podlegają działaniom rozumu i woli, ponieważ są niezależne od naszego myślenia i od naszych decyzji (wyborów). Relacje osobowe powstają w trakcie osobowego spotkania. Wiara rodzi się ze słowa, jakie kieruje do nas osoba. Rodzi się ze słowa, które stanowi wezwanie osoby. Natomiast miłość rodzi się w woli z aktu chcenia. Rodzi się z pragnienia osoby, czyli z pierwszego czynu woli. Wiara stanowi pierwszy akt rozumu, zaś miłość (chcenie) jest pierwszym aktem woli.
Kiedy trwają relacje osobowe, wówczas mamy bezpośrednią łączność z drugą osobą. Trwa wtedy wzajemna współobecność. Taka obecność stanowi najgłębszą łączność i więź. Obecność to bezpośredni kontakt osobowy. Obecność dzieje się na poziomie istnienia (egzystencji) osoby. Wzajemna współobecność dokonuje się poza sferą istotową. Dlatego nie ma tam żadnych skutków kulturowych.
Aby powstała kultura trzeba było zerwać więzi osobowe. Kultura powstaje dopiero wtedy, gdy załamują się relacje osobowe, gdy zaczyna brakować wiary i miłości. Dopiero wtedy rodzi się dialektyczne myślenie na tak i na nie, i dopiero wtedy stajemy przed wyborem tego tak lub nie. Mówiliśmy już, że myślenie neguje rzeczywistość. Ostatecznie myślenie neguje także człowieka. Myślenie odrzuca realność człowieka. Ta negacja wywołuje w dalszej konsekwencji tylko nienawiść. Odrzucenie i negacja człowieka w rozumie wywołuje jako dalszy skutek nienawiść w woli.
Ponadto dominacja myślenia wywołuje chęć panowania i władzy. Jeśli liczy się tylko moje myślenie, to ja jestem najważniejszy. Najważniejsze jest moje „Ja” i moja świadomość. Tylko to się liczy. Świadomość ustanawia siebie sama. Świadomość staje się panem i władcą. Świadomość uważa, że panuje nad sobą, nad swoimi działaniami. A wreszcie stwierdza, że panuje nad wszystkim. Moje „Ja” staje się panem i władcą. Dlatego chcę władać światem, chcę także władać ludźmi. A taka chęć panowania („wola mocy” Nietzschego) prowadzi już tylko do przemocy i zabójstwa.
Jeśli więc człowiek zaczyna kierować się myśleniem, to bardzo łatwo dochodzi do nienawiści i chęci panowania. To właśnie z myślenia o sobie i o człowieku rodzi się przemoc i nienawiść. Dlatego nasza kultura i cywilizacja jest przesiąknięta takimi postawami. Kultura rodzi się bowiem z tego samego myślenia, co przemoc i nienawiść.
Jednocześnie kultura próbuje łagodzić i racjonalizować nasze powiązania i relacje. Powstają w ten sposób nowe powiązania, czyli związki kulturowe. Powstają nowe układy i instytucje oparte na pozytywnym myśleniu (na tak), które starają się porządkować ludzkie współdziałania. Ludzie tworzą wówczas różne układy prawne, różne instytucje, które ustanawiają zasady współdziałania. Wszystko to ma łagodzić przejawy nienawiści i przemocy.
Dlatego wydaje się, że sama kultura i cywilizacja ma dwa oblicza, tak jak dialektyczne myślenie – raz na tak wobec człowieka, a raz jest wobec niego na nie. Ale nawet pozytywne nastawienie kultury wobec człowieka nie zastąpi realnych relacji osobowych. Kultura i nasze myślenie mogą jedynie pozorować trwanie relacji osobowych. Kultura sprowadza bowiem wszystkie relacje do poziomu poznawczego i myślowego.
Kultura jest maskowaniem rzeczywistości. Kultura stara się jedynie zakryć i zasłonić rzeczywistość (zakryć jej sens). Człowiek, który jest twórcą kultury, pragnie zasłonić i ukryć samego siebie. Ponieważ człowiek pozbawiony relacji osobowych staje się nagi i bezbronny. [Tak właśnie było w Raju z Adamem i Ewą. Kiedy zerwali osobowe więzi z Bogiem, poczuli się nadzy i bezbronni.] Zostaje wystawiony na nienawiść i przemoc. Człowiek boi się odsłonić, gdyż może się okazać, że jest nagi, czyli pozbawiony całej siły i mocy osoby. Dlatego człowiek pragnie ukryć się za zasłoną, za maską (za gębą Gombrowicza). Człowiek boi się własnej twarzy, boi się spotkania twarzą w twarz. Człowiek woli pokazywać różne maski i gęby.
Kultura – a zwłaszcza literatura – stanowi taką maskę człowieka. Kultura (literatura) ma więc za zadanie zamaskować człowieka, a właściwie zamaskować ów brak osoby i relacji osobowych. Ma zamaskować ową nagość człowieka. Ciekawe, że na początku samo pojęcie osoby (greckie prosopon) pochodziło właśnie od określenia maski. Pojęcie osoby miało chyba oznaczać to, co kryje się pod teatralną maską. W greckim teatrze człowiek rozmawiał przy pomocy maski (prosopon). Można więc postawić pytanie, co chce nam ukazać literatura (kultura) – maskę czy człowieka (jako osobę pod maską)? Czyżby literatura zakrywała i maskowała człowieka, żeby go pokazać? Okazuje się, że bardzo trudno jest zdjąć tę maskę i sięgnąć do samej osoby lub twarzy człowieka. Potrafi to zrobić tylko wielka literatura. W filozofii próbował to zrobić Levinas.