Trzeba dziś zapytać, co to znaczy, że nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Teologia od razu odpowie, że nie można inaczej zrozumieć powołania człowieka. Nie można wtedy zrozumieć powołania człowieka do łączności z Bogiem, powołania do osobowego życia z Bogiem, powołania do Królestwa Bożego, czyli do życia wiecznego.
Filozofia powiedziałaby raczej, że nie można zrozumieć roli człowieka w świecie. Nie można by zrozumieć osobowego życia człowieka. Bez łączności z Bogiem, bez łączności z Chrystusem człowiek jawi się tylko jako powiązany z naturą, jako powiązany ze światem przyrody. Tego próbują nam dziś dowieść nauki przyrodnicze, które traktują człowieka na poziomie zjawiskowym jako element świata przyrody, czyli świata materialnego. Człowiek zostaje wtedy pojęty jako zwykły punkt lub etap w rozwoju świata przyrody (świata materialnego). Człowiek staje się wówczas przypadkowym zjawiskiem w rozwoju przyrody. Natomiast to wszystko, czym góruje nad światem przyrody i materii, staje się tajemnicze i niezrozumiałe, a wreszcie bezsensowne i absurdalne. Nie należy o to w ogóle pytać i nie na sensu się nad tym zastanawiać, jak chciał neopozytywizm.
Człowiek staje się wówczas tylko takim kulturalnym zwierzęciem i nic więcej. Dziś wszystko zmierza w takim właśnie kierunku. Czy jednak człowiek chce być tylko kulturalnym zwierzęciem? Jak wyrwać go z tego amoku? Czy można pokazać absurdalność życia bez Boga? Czy można pokazać absurdalność kultury bez Boga? Czy trzeba znów podjąć walkę z wiatrakami, jak Don Kichote?
Filozofia powiedziałaby raczej, że nie można zrozumieć roli człowieka w świecie. Nie można by zrozumieć osobowego życia człowieka. Bez łączności z Bogiem, bez łączności z Chrystusem człowiek jawi się tylko jako powiązany z naturą, jako powiązany ze światem przyrody. Tego próbują nam dziś dowieść nauki przyrodnicze, które traktują człowieka na poziomie zjawiskowym jako element świata przyrody, czyli świata materialnego. Człowiek zostaje wtedy pojęty jako zwykły punkt lub etap w rozwoju świata przyrody (świata materialnego). Człowiek staje się wówczas przypadkowym zjawiskiem w rozwoju przyrody. Natomiast to wszystko, czym góruje nad światem przyrody i materii, staje się tajemnicze i niezrozumiałe, a wreszcie bezsensowne i absurdalne. Nie należy o to w ogóle pytać i nie na sensu się nad tym zastanawiać, jak chciał neopozytywizm.
Człowiek staje się wówczas tylko takim kulturalnym zwierzęciem i nic więcej. Dziś wszystko zmierza w takim właśnie kierunku. Czy jednak człowiek chce być tylko kulturalnym zwierzęciem? Jak wyrwać go z tego amoku? Czy można pokazać absurdalność życia bez Boga? Czy można pokazać absurdalność kultury bez Boga? Czy trzeba znów podjąć walkę z wiatrakami, jak Don Kichote?
Już na samym
początku pontyfikatu papież Jan Paweł II wypowiedział ważną i prostą myśl – Nie
można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Ta myśl ma głęboki sens teologiczny.
Ale dzisiaj okazuje się, że bez Chrystusa i bez teologii Boga-człowieka
naprawdę nie sposób zrozumieć w pełni człowieka. Bez Objawienia Bożego nie da
się w pełni zrozumieć człowieka. Bez Słowa Objawionego i bez Słowa Wcielonego
człowiek nigdy nie poznałby samego siebie, nie poznałby swojej historii, nie
poznałby swojego początku i końca. Bez tego wszystkiego człowiek żyłby w
świecie i nie wiedziałby, co ze sobą zrobić. Albo uznałby wszystko za absurd,
albo chciałby sięgnąć po władzę absolutną. Historia człowieka zna obie te
skrajne propozycje. Człowiek już wielokrotnie stawał na skraju przepaści, jaką
jest nicość, i głosił swoją niemoc. Z drugiej strony wielokrotnie starał się
zawojować cały świat przy użyciu przemocy, wierząc w jakąś nieograniczoną
potęgę swej woli.
Przed tymi
skrajnościami miała człowieka ratować filozofia. Filozofia poszukiwała
naturalnych i racjonalnych zasad, którymi mógłby się kierować człowiek
podążając drogą „środka”, aby iść wciąż przed siebie. Czy jednak zdoła
samodzielnie gdzieś dotrzeć? To już nie jest takie pewne. Filozofia ukazuje nam
różne rodzaje szczęścia i różne celu ludzkiej wędrówki. Ale wszystkie te
propozycje nie są oczywiste.
To, co najmocniej
zafascynowało człowieka, a co jednocześnie stało się wyznacznikiem rozwoju
naszej cywilizacji i kultury, to propozycja Sokratesa. To on nauczył ludzi
wierzyć w człowieka i jego rozumną naturę. To on pierwszy przekonał nas, że
rozum jest jedyny i najważniejszy, i że stanowi zasadę ludzkiego życia. To
właśnie Sokrates pozostawił nam jasną i prostą propozycję szczęścia człowieka.
Uznał bowiem, że naszą doskonałością i szczęściem jest wiedza i tylko wiedza.
Takie pragnienie stało się dla filozofii celem i marzeniem. Tak naprawdę nie
zmieniło się to po dzień dzisiejszy, chociaż już od jakiegoś czasu filozofię
zastąpiła w tych sprawach nauka (wiedza naukowa). Ale we wszystkich
poczynaniach człowieka ten ideał Sokratejski pozostał niezmieniony (zarówno gdy
w średniowieczu uprawiano teologię i filozofię, jak również wtedy, gdy w
czasach nowożytnych zaczęto uprawiać nauki przyrodnicze).
Jednak pojawia się
pytanie, dlaczego mamy wciąż tę nieprzepartą świadomość, że ten ideał nie
spełnił swego zadania, czyli że te wszystkie poszukiwania wiedzy nie dały
człowiekowi szczęścia. Te poszukiwania nie spełniły pokładanych w nich nadziei,
czyli nie przyniosły człowiekowi odpowiedniej doskonałości. Naukowcy wciąż się
zastanawiają, czy czegoś nie przeoczyli, czy o czymś nie zapomnieli. Ale może
po prostu wiedza nie jest w stanie zbawić człowieka.
Człowiek zawsze
bronił się przed wiedzą objawioną. Traktował ją jak wiarę. Historia człowieka
to również historia ludzkiego rozumu, który broni się przed wiarą. Dlaczego tak
jest? Sokrates postawił wyłącznie na rozum. I cała filozofia poszła za nim.
Dlatego w filozofii dominuje rozum i człowiek zostaje sprowadzony do samego
rozumu. Nawet dalsze poszerzenie ludzkiej natury nie przyniosło żadnych
rozstrzygnięć. Ideałem nadal pozostała wiedza. Tak samo jest w nowożytnej
filozofii. Tak samo jest we współczesnej nauce. Można powiedzieć, że dziś ten
Sokratejski ideał przejęła nauka. Może więc filozofia będzie mogła pójść
zupełnie nową drogą. Może zdoła połączyć rozum i wiarę. Już wielokrotnie podejmowano
to zadanie.
Sokrates dał nam do
ręki potężne narzędzie – rozum. Przez to sam człowiek stał się rozumem. Ale
przyszedł Chrystus, który ukazał nam wiarę i miłość, i pokazał doskonałość
łaski Bożej. Filozofowie i teologowie chrześcijańscy podejmują próbę pogodzenia
obu tych zasad. Już Augustyn chciał łączyć rozum z wiarą. A jednak w momencie,
gdy rozum i wiara wydawały się być już najbliżej siebie w XIII wieku, znów
stało się coś, co nie pozwoliło osiągnąć całej pełni. Znowu pycha rozumu i
niepewność wiary sprawiły, że nie doszło do jedności. Przestraszono się pychy
rozumu i nie znaleziono pewności w wierze. A później Reformacja na nowo
zniszczyła przymierze rozumu i wiary.
Z kolei filozofia
nowożytna podjęła próbę ratowania rozumu. W racjonalizmie znów zapanował rozum,
który potem u Kanta sam zaczął wyznaczać sobie ścieżki wiedzy i moralności
(czyli prawa). A kiedy w empiryzmie (Locke) rozum sprowadzono do wyników czysto
naturalnych, to stwierdzono, że w rozumie wszystko powstaje w sposób empiryczny,
czyli właściwie na podstawie warunków materialnych. Wówczas całkowicie zabrakło
miejsca dla wiary. Wiara stała się uczuciem. Człowiekowi przypisano zmysł
wiary. A to już wymusiło oderwanie wiary od rozumu i nauki, a następnie
przeciwstawienie ich sobie.
Dlaczego wiara
staje w opozycji do rozumu, a rozum w opozycji do wiary? Dlaczego wiarę
przeciwstawia się rozumowi? Dlaczego wiarę przeciwstawia się człowiekowi albo
społeczeństwu? Na pewno jest to spowodowane uzurpacją rozumu. Rozum, jako
zawarty w naturze człowieka, ma mieć wszelkie prawa. Rozum dąży do całkowitego
samostanowienia o człowieku. Ale do czego to prowadzi? Jeśli pozbawimy rozum
jego osobowych korzeni, to będzie on zdolny tylko do grzechu i zboczenia. Ale
poznając rzeczywistość będzie również zdolny do poszukiwania prawdy. Jednak cóż
zdoła odkryć, nawet jeśli odkryje sam siebie? Będzie to wiedza i tylko wiedza.
Dlatego najczęściej się zdarza, że rozum nie jest w stanie wyjść poza siebie i
poza swoją wiedzę. Dowodem na to jest cała historia filozofii. Jeśli rozum
przekraczał siebie, jeśli przekraczał swoje granice, to tylko pod wpływem
impulsu z zewnątrz, czyli od Boga.
Jeśli więc teraz
zapytamy, gdzie leży prawda? Po której stronie stoi prawda, czy po stronie
rozumu, czy po stronie wiary? To trzeba odpowiedzieć, że prawda mieszka i tu i
tu. Gdyż z jednej strony rozumowi jest dostępna jakaś prawda o świecie i
rzeczywistości. Rozum może badać całą otaczającą nas rzeczywistość,
rzeczywistość cielesną i materialną. Najlepszym przykładem jest filozofia i
nauki szczegółowe. Ale poważny kłopot pojawia się wtedy, gdy rozum stara się
wyjść poza rzeczywistość ziemską, czyli wtedy, kiedy podejmuje próbę dotarcia
do Boga i tego, co w samym człowieku jest boskie. Wówczas rozum staje się
bezsilny i musi jedynie zdać się na wiarę. W ten sposób traci swoją autonomię i
samodzielność, musi poddać się wierze. To dla badawczego i naukowego rozumu
staje się obrazą, dlatego woli pozostać w samotności swego panowania niż poddać
się wierze. Ale tym samym odcina się na zawsze od tego, co boskie. A przecież
prawda o tym, co boskie, jest zawarta wyłącznie w wierze i bez wiary nie
zdołamy niczego tu osiągnąć.
Jeżeli więc chcemy
osiągnąć pełnię prawdy o człowieku, to musimy posłużyć się zarówno rozumem, jak
i wiarą. Bez wiary nigdy nie poznamy prawdy o człowieku. To właśnie głosi
słynna teza Papieża, że nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa. Ponieważ
poznać Chrystusa możemy tylko dzięki wierze i poprzez wiarę. I właśnie w naszej
wierze w Chrystusa zawarta jest pełna prawda o człowieku, pełna prawda o
stworzeniu i pochodzeniu człowieka, pełna prawda o jego doskonałości osoby i
niedoskonałości natury. Dopiero wówczas zdołamy zrozumieć pojawienie się
człowieka w tym ziemskim świecie. Dopiero wówczas możemy zrozumieć powołanie i
zadanie człowieka. Dopiero wówczas zdołamy zrozumieć cały bytowy status
człowieka (jego osobę i naturę). Bez Chrystusa nie można by było pojąć
człowieka jako osoby. Nie można by było postawić tego problemu, gdyż to
dyskusja nad osobą i naturą Chrystusa wprowadziła do wiedzy o człowieku nowe i
ważne pojęcie osoby. Bez wiary w osobowego Boga ani w filozofii, ani w teologii
nie pojawiłaby się problematyka osoby ludzkiej i boskiej.
Bóg umiłował
człowieka bezinteresownie. Umiłował go jak własne dziecko (dla niego samego). Z
tej miłości Bóg dał człowiekowi osobowe życie. To tylko dzięki Bogu człowiek
stał się osobą i jako osoba został stworzony. Bóg zrodził z miłości osobę
człowieka (Adama). Adam był osobą ludzką, został stworzony jako osobowy
człowiek.
I gdyby człowiek
(Adam) działał w łączności z Bogiem, to dalej rodziłyby się ludzkie osoby,
czyli ludzie nieskażeni grzechem i nieśmiertelni. Ale Adam i Ewa nie zachowali
łączności z Bogiem. Sami wzięli się za rodzenie. Lecz niestety, zrodzili już
tylko grzesznych i śmiertelnych ludzi, gdyż przez cielesne zrodzenie mogli
przekazać jedynie skażoną naturę człowieka. Zabrakło natomiast osoby i życia
osobowego, które pochodziły wprost od Boga.
Szatan, który
chciał rozdzielić człowieka od Boga, odebrał człowiekowi status osoby. Szatan
przez swoją namowę pozbawił człowieka osobowej egzystencji, czyli osobowej
łączności i więzi z Bogiem. Odebrał człowiekowi osobę i relacje osobowe.
Dopiero Chrystus – jako sam Bóg – miał moc przywrócenia osobowej więzi z
człowiekiem. Chrystus obdarzył nas łaską, czyli od nowa przywrócił nam pełnię
osoby i osobowego życia. Wszystko to dzieje się poprzez sakramenty święte.
Antychryst –
diabeł, czyli ten, który rozłącza – jest antyosobą. Diabeł jest zupełnym
samotnikiem, którego nie stać na żadne więzi lub relacje. On stara się wszystko
rozłączyć, chce zerwać wszystkie ludzkie związki. Diabeł chce rozłączyć to, co
Bóg połączył. To on rozdziela małżonków. Diabeł nienawidzi łączności między
ludźmi i łączności ludzi z Bogiem. Nienawidzi wspólnoty między osobami. To on
zamierza rozerwać wszystkie realne więzi między ludźmi i między nimi a Bogiem.
W ten sposób diabeł pragnie wszystko zabrać człowiekowi i zamknąć go w klatce
samotności. Musimy się przed tym bronić. Apage satanas.
Bóg nam wszystko
daje, a diabeł wszystko zabiera. Bóg daje nam wiarę, a diabeł ją odbiera. Bóg
daje nam miłość, a diabeł ją zabiera. Bóg daje nam osobę i osobowe życie, a
diabeł nam to zabiera. Bóg daje nam wieczność i nieśmiertelność, a diabeł to
odbiera. Bóg daje nam wszystko, co dobre, cenne, ważne i realne, a diabeł nam
to wszystko odbiera, pozostawiając tylko złudzenia i pozory.
Decyzja o naszym
ludzkim życiu należy do nas samych. To człowiek wybiera, czy chce żyć w
łączności z Bogiem i ludźmi, czy chce żyć samotnie bez więzi osobowych, jak
diabeł. To człowiek sam decyduje, czy chce być dzieckiem Bożym, czy sierotą
(bękartem) szatana. Dlatego wszelkimi siłami powinniśmy się trzymać Boga,
powinniśmy żyć w nieustannej łączności z Bogiem, aby nie zginąć, ale mieć życie
wieczne. Zerwanie z Bogiem i upadek są wiecznym zatraceniem. To przedstawiają
wszystkie wizerunki piekła. Ale tak naprawdę piekło to samotność, to zerwanie
wszelkich więzi i kontaktów z innymi osobami. Piekło to „czarna dziura”, która
wszystko pochłania, wszystko zabiera, ale nic nie daje w zamian. Jeśli już nie
jesteśmy w stanie nic nikomu dać, to już jest koniec i kompletna nicość,
totalna klęska. Nicość to zupełna i doskonała samotność. To całkowita
samodestrukcja i samozagłada. To jakby Sartrowski byt dla siebie (l’etre pour
soi). Wydaje się, że w ten sposób najlepiej zdefiniowano szatana. Ale dopóki
człowiek żyje na tym świecie, zawsze ma możliwość nawrócenia i odmiany swojego
życia. Jednak do tego potrzebna jest moc łaski Bożej. Bez łaski nie ma zbawienia.
To diabeł czy
szatan jest absurdem, a nie wiara w Boga. Absurdem jest diabeł i grzech, zaś
Bóg jest siłą i potęgą, Bóg jest mocą i pomocą. Bóg jest dla człowieka
zrozumieniem, czyli pełnią poznania i działania. Bóg jest prawdą i życiem.
Jeżeli twierdzimy, że ludzkie życie jest niezrozumiałe i absurdalne, to już
odchodzimy od Boga, porzucając Chrystusa i Ewangelię. Jeżeli tak twierdzimy, to
już stajemy po stronie diabła, to już wybieramy grzech i absurd.
[Tutaj o
Kierkegaardzie]
Bez Chrystusa nie sposób
byłoby pojąć człowieka jako osobę. Człowiek jawiłby się wówczas jako szczególny
wyjątek w świecie przyrody. Byłby pojęty jako byt rozumny i duchowy, jako ktoś,
kto kieruje się rozumem i rozumnym poznaniem, jako ktoś, kto decyduje o swoim
życiu i działaniu. Ale wówczas całe duchowe życie człowieka sprowadzałoby się
tylko do wiedzy i jej rozumowego charakteru. W tym ujęciu człowiek działałby na
podstawie swojej wiedzy, wybierając swoje drogi i bezdroża. Taką propozycję
przedstawia nam filozofia na różnych etapach swojego rozwoju. Według filozofii
człowiek kieruje się wiedzą, która pochodzi albo z samego rozumu i jego
zdolności, albo ze zmysłów i doświadczenia, albo z obu tych źródeł naraz. Czy
jednak taka wiedza daje człowiekowi pełne możliwości rozwoju? Czy taka wiedza
może być podstawą całego ludzkiego życia i źródłem szczęścia człowieka? Czy dla
człowieka taka wiedza może być źródłem wszystkiego, co go dotyczy? Czy taka
wiedza może być jedyną zasadą życia?
Dlaczego człowiek
tak wytrwale i rozpaczliwie poszukuje wiedzy? Czy jest to może próba
sprowadzenia wszystkiego do samego siebie, czyli do swojej wiedzy. Levinas
uważa, że jest to próba sprowadzenia wszystkiego do własnej świadomości (czyli
właśnie do rozumu i jego wiedzy). Wtedy rozum staje się czymś
wszechogarniającym, zdolnym zawładnąć całą rzeczywistością. Jeśli człowiek
zdobywa wiedzę, to znaczy, że zdobywa coś dla siebie, zdobywa dla siebie to
wszystko, co wie i ogarnia, zaś cała reszta przestaje się liczyć, gdyż nie
obejmuje jej nasza wiedza. Ale to pokazuje, że w takiej filozofii wiedza
wyprzedza rzeczywistość, że chodzi przede wszystkim o zawłaszczenie świata dla
siebie, a już dalej o manipulowanie rzeczywistością. Wtedy wszelkie działania
człowieka stają się wyłącznie manipulacją. Ale tak naprawdę człowiek
ostatecznie manipuluje jedynie samym sobą.
W Raju człowiek
zerwał osobowy kontakt z Bogiem. Tym samym utracił w ogóle możliwość osobowego
spotkania. Zrywając kontakt z Bogiem człowiek stracił również kontakt z realnym
dobrem. Stracił całkowicie możliwość dotarcia do dobra. W ten sposób
człowiekowi dobro gdzieś uciekło. Człowiek pozbawił się dotyku dobra. Zerwanie
osobowego kontaktu z Bogiem i człowiekiem powoduje pozbawienie się dobra,
utratę realnego i osobowego dobra. Odtąd człowiek nie ma możliwości dotarcia do
dobra i godności drugiego człowieka.
Wówczas człowiek
zaczyna dążyć do dobra własnego (czyli do dobra dla siebie, do tego dobra,
które pojmuje jako dobro własne – dobro dla siebie). W tej sytuacji człowiek
sam podejmuje próbę określenia, co jest dla niego dobre. Sam musi się kierować
tylko swoimi naturalnymi zdolnościami poznawczymi. Dlatego człowiek dąży do
poznawczego kontaktu z odpowiednim dobrem. Człowiek pragnie rozpoznać dobro.
Człowiek dąży do poznania dobra i dopiero wtedy może je wybierać.
Podejmując próbę
rozpoznania dobra człowiek zaczął uprawiać filozofię. Filozofia podjęła zadanie
określenie, co jest dla człowieka dobre. Człowiek rozpoczął myślenie o tym, co
jest dobre, a co złe. Zaczął poszukiwać wiedzy o dobru – o dobru człowieka i
państwa. Tak powstała etyka i polityka. Etyka powstała jako teoria dobra
własnego, czyli jednostkowego dobra dla mnie. Polityka powstała jako teoria
dobra wspólnego, czyli dobra społecznego lub politycznego (dziś mówi się o
sprawiedliwości społecznej). Właśnie na zasadzie pojęcia sprawiedliwości etyka
miała się łączyć z polityką (tak było już u Platona).
Filozofia stała się
racjonalizacją ludzkiego życia. Skoro ludzka natura wyraża się w rozumności
człowieka, to powinien on żyć według wskazań rozumu i jego zdolności. Dlatego
człowiek zaczyna kierować się wiedzą, czyli teorią. Filozofia jako etyka i
polityka staje się teorią ludzkiego życia i działania. Od tej pory człowiek
zaczyna się kierować teorią, a nie zwyczajami. Zwyczaj lub obyczaj to był
utrwalony sposób postępowania, to była trwała praktyka, ale jeszcze nie teoria.
Filozofia postanowiła to radykalnie zmienić. Filozofia zamierza narzucić tu
swoją teorię (jako wiedzę pewną).
Tę drogę
filozofowania rozpoczął Sokrates. Pierwszy określił jasno, co jest dla
człowieka dobrem. Dla niego dobrem bezwzględnym stała się wiedza. W ten sposób
poznawcze poszukiwanie dobra dotarło jedynie do siebie samego. Poznanie dotarło
bowiem do wiedzy. Sokrates był święcie przekonany, że to jest pełne i prawdziwe
dobro człowieka. Ale takie dobro było tylko wiedzą i myśleniem. Tak zakończyła
się próba zdefiniowania człowieka wyłącznie poprzez pojęcie rozumu.
Jeśli uznamy, że
człowiek kieruje się tylko rozumem, to rozum stanie się ostateczną zasadą
ludzkiego życia. Rozum stanie się panem i władcą człowieka. Rozum, który ma
panować, będzie chciał zdobyć autonomiczność. Autonomiczny rozum z kolei chce
wszystko zagarnąć i zawłaszczyć dla siebie, czyli pragnie wszystko utożsamić ze
sobą, jak powiada Levinas o świadomości. Rozum-świadomość zawłaszcza cały świat
i sprowadza go do siebie oraz do swojego myślenia. Rozum stara się ogarnąć
różne rzeczy, pragnie ogarnąć je swoją myślą i zamknąć w pojęciu (potem w
wiedzy). Tylko to, co mogę pomyśleć, tylko to, co myślę w sposób jasny i
wyraźny, tylko to wiem i ogarniam (Kartezjusz). Wtedy wszystko, co myślę, staje
się moje, staje się moją własnością, staje się moją prawdą i moim dobrem, staje
się moim szczęściem (jak u Sokratesa). Człowiek ciągle popełnia grzech gnozy
uważając swoją wiedzę za swoje szczęście i zbawienie. A ta wiedza staje się
tylko zasłoną rzeczywistości.
Wszystko zaczęło
się na początku w Raju. Człowiek po prostu odbierał dobro i czynił je. Człowiek
żył dobrem. Doświadczał go bezpośrednio. Można powiedzieć, że człowiek nie znał
wtedy jeszcze pojęcia dobra, ani pojęcia zła. Nie miał o nich jeszcze żadnej
wiedzy i wcale tego nie potrzebował. Doświadczał samego dobra. Odbierał i
doświadczał go sercem, czyli na poziomie nieuświadomionym (intelekt bierny plus
wola). Ale jeszcze nie pojmował dobra i zła. Dopiero kiedy człowiek zerwał
kontakt z Bogiem, wtedy stracił głębokie doświadczenie i doznanie
rzeczywistości. Jednocześnie stracił całe doświadczenie dobra.
Od tej pory
poznanie i wiedza zastąpiły doświadczenie. Człowiek utracił doświadczenie
rzeczywistości, stracił kontakt z sensem bytu, stracił kontakt z sensem świata
i przyrody, stracił kontakt z sensem człowieka, czyli z sensem samego siebie.
Dlatego człowiek rozpoczął poznawać świat i tworzyć wiedzę, zaczął tworzyć i
wymyślać swoje sensy, czyli już znaczenia pojęć. W ten sposób powstała
filozofia jako pojęciowe myślenie o świecie i o człowieku, potem o człowieku i
o Bogu. Zatem intelektualne doświadczenie (kontemplacja), zostało zastąpione
przez pojęciowe myślenie. Słowo serca zostało zastąpione przez pojęcie. Na
początku do serca docierało prawdziwe słowo stanowiące sens bytu. To słowo
serca było bezpośrednim powodem czynu i działania. To słowo prowadziło do
czynu. To słowo nadawało działaniu właściwy sens i wartość. Takie działanie
było zawsze właściwe i dobre. Jednak wraz z utratą doświadczenia człowiek
stracił możliwość kierowania się bezpośrednim sensem bytu. Wtedy powodem i
racją działania stało się myślenie (czyli myśl i pojęcie), ale to prowadziło
wprost do ujęć idealistycznych. Nasze myślenie nie pasuje bowiem do
rzeczywistości (nie przylega do niej w pełni), gdyż pochodzi już od rozumu
dodając jego aktywność poznawczą. Człowiek stracił bierność doświadczenia,
przez co nie ma możliwości dotarcia do samej istoty i sensu bytu. Dlatego
ujmując świat zjawiskowo musi teraz sam tworzyć swoje znaczenia dopasowując je
do poznawanego bytu.
Dopiero dzisiaj
filozofia pozwala nam odróżnić słowo (i mowę) od myślenia (jak u Levinasa). A
to już pozwala nam poszukiwać nowych rozumień, i przez to zrozumieć, co stało
się z człowiekiem od samego jego początku.
Początkiem myślenia
jest negacja (odrzucenie) realności. Ludzkie myślenie przesiąknięte negacją
pochodzi od szatana. Ludzkie myślenie bierze swój początek z kłamstwa szatana.
Kiedy człowiek był sam, szatan podsunął mu sprytnie negację dobra. Właśnie na
tym polegało pierwsze kłamstwo: Bóg zabronił wam jeść, czyli odebrał wam dobro.
Człowiek dał się złapać na ten haczyk.
Człowiek przestał
działać, przestał czynić dobro, a zaczął negować, czyli myśleć i poznawać.
Dlatego od tego momentu działanie człowieka przestało kierować się słowem
(wtedy przestało się kierować Słowem Bożym), a zaczęło kierować się myśleniem.
Człowiek zamienił słowo na myśl (na pojęcie), zamienił słowo, które było
skutkiem rzeczywistości (istnienia), na myśl, która stała się już skutkiem
rozumu (jakby skutkiem samego człowieka).
Odtąd człowiek
będzie musiał kierować się myśleniem, gdyż utracił stan pierwotnej czystości i
niewinności (stan doskonałości). Człowiek utracił zdolność kontemplacji jako
zdolność bezpośredniego doświadczenia intelektualnego. Dlatego człowiekowi
pozostało tylko myślenie, własne idee i cały idealizm. To jest trwałe złudzenie
człowieka. Przez całą swoją historię człowiek obwarowuje się złudzeniami
myślenia. Odgradza się od rzeczywistości murem lub ścianą (the wall) idei i
pojęć (ścianą idealizmu). Ale tym samym odgradza się od Boga. I tylko z Bożą
pomocą człowiek może przełamać ten mur idealizmu. Bo tylko wiara w Boga może
uleczyć rozum z czystego myślenia. Wiara w istnienie Boga, w istnienie świata,
w istnienie człowieka.
Wydaje się zatem,
że wiara nie sprzeciwia się rozumowi, ale przeciwstawia się myśleniu
pojęciowemu. Wiara daje bowiem uznanie (akceptację), a nie negację. Natomiast
myślenie dysponuje tylko negacją (tak jak w dialektyce). Myślenie nie zna
bowiem końca, wciąż coś rozważa i bada; raz coś uznaje, a potem to, co przyjęte
i uznane, poddaje w wątpliwość, aby wreszcie zanegować. Rozum sam z siebie jest
w stanie wszystko zanegować, wszystko odrzucić albo wszystkim zawładnąć i
wszystko opanować.
Wiara rodzi się ze
słowa. To słowo, które dociera do naszego serca i umysłu wywołuje wiarę, czyli
pełne uznanie słowa.
Po pierwsze wiara
rodzi się ze Słowa Bożego (Verbum Dei), czyli ze Słowa objawionego oraz ze
Słowa Wcielonego.
Po drugie wiara
rodzi się ze słowa głoszonego przez ludzi, czyli ze słowa mówionego
(praedictio). Wiara może się narodzić także z wzajemnej rozmowy dwóch ludzi.
Po trzecie wiara
rodzi się z naturalnego słowa bytu, czyli z tego, jak przemawiają do nas różne
byty, stworzone przez Boga. Świat przemawia do nas swoim sensem. Bonawentura
twierdził, że świat jest cieniem i śladem Boga. Z kolei Pseudo-Dionizy mówił,
że świat jest manifestacją Boga.
Człowiek rozmawia z
człowiekiem. To osoba mówi i przemawia do drugiej osoby. Osoba śle słowo do
drugiej osoby, osoba przekazuje słowo drugiej osobie. Osoba daje słowo drugiej
osobie, to osoba obdarza nas swoim słowem. Z kolei człowiek-osoba może przyjąć
czyjeś słowo. Przyjąć to znaczy uznać i zaakceptować. Wiara jest przyjęciem i
uznaniem słowa drugiej osoby. Człowiek z natury przyjmuje czyjeś słowo.
Człowiek jest otwarty na słowo płynące do niego. Jak pisał Buber, człowiek jest
istotą dialogiczną.
Jeżeli ktoś kłamie,
to znaczy, że daje złe i puste słowo. Wyrządza tym osobie krzywdę, gdyż zamiast
coś dawać, daje tylko „nic”, daje zło, czyli sprawia brak i pozbawienie. Nie
można przyjąć i uznać niczego (nicości). Kłamstwo jako złe słowo odbiera nam
wiarę, gdyż nie ma wówczas czego uznać. Bowiem uznanie kłamstwa jest akceptacja
nicości.
Odebranie wiary to
zerwanie podstawowej łączności między osobami. Przyjęcie słowa jest bowiem
pierwszym nawiązaniem kontaktu osobowego. Słowo i wiara jest pierwszym
spotkaniem osób. Wiara jest pierwszym spełnieniem takiego spotkania. Jeśli
uwierzyłem w czyjeś słowo, to wierzę zarazem w niego samego (w jego osobę). Ta
wiara może stać się podstawą dalszych relacji osobowych – miłości i nadziei.
Dlatego możemy powiedzieć, że prawdziwe spotkanie dwóch osób rodzi się w wierze
i dzięki wierze.
Prawdziwa rozmowa i
dialog dokonuje się wtedy, gdy daję komuś słowo. Ja muszę dać komuś słowo. W
słowie musi być zawarta wola osoby (informacja o tym byciu dla kogoś).
Jeśli mówię dziecku, że je kocham, to właśnie daję mu swoje słowo (czyli coś
obiecuję i przyrzekam). Ważne jest tu zarówno to, że daję, jak i to, że jest to
moje słowo. Na tym polega obietnica i przymierze.
Pamiętajmy, że
jeśli się na kogoś gniewamy, to zabieramy swoje słowo lub chcemy je komuś
odebrać, bo mówimy – już Cię nie kocham! Jeśli dziecku coś dajemy, a potem to
odbieramy, to powstaje zwątpienie i niewiara. Dziecko traci wiarę w słowo i w
człowieka. W ten sposób powstaje destrukcja osobowości, gdyż rozum i wola tracą
swoje oparcie i fundamenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz