10.06.2016

Kim jesteśmy? bycie-w-świecie czy bycie-w-sobie?




I cóż powiemy na pytanie o nasze bycie-w-świecie? Otóż można powiedzieć, że żyjemy i działamy w świecie. Nasze działania przebiegają w obrębie tego, co nazywamy światem, i dotykają tego, co nas otacza. Działamy przeważnie na zewnątrz w sferze cielesnej. Dlatego możemy uznać, że nasze bycie-w-świecie dotyczy jedynie działania. Nie można natomiast twierdzić, że istniejemy w świecie, ponieważ my istniejemy sami w sobie (każdy człowiek istnieje sam w sobie). Człowiek jest samodzielnym bytem, jak mówiono w średniowieczu, bytującym in se et per se. Nie wolno więc mówić, że człowiek istnieje w świecie, gdyż to wprowadza i narzuca ujęcie relacyjne. To tak jak byśmy powiedzieli, że człowiek istnieje w relacji do świata (a przez to w zależności od świata). Tak naprawdę istnieje tylko człowiek (poszczególny człowiek), natomiast świata nie ma, bo to jest twór pojęciowy.
Dlatego trzeba przyjąć, że nasze bycie-w-świecie nie jest czymś ważnym. Najważniejsze jest istnienie w sobie jako samodzielne bytowanie. Idąc dalej tym tropem powiemy, że człowiek nie istnieje dla świata, ale raczej istnieje z jakiegoś innego powodu. To nie świat jako otaczająca nas przyroda jest przyczyną człowiek, lecz trzeba poszukiwać tutaj przyczyny transcendentnej wobec człowieka i świata. Taki postulat stawiali już greccy filozofowie.
Jeżeli człowiek istnieje w sobie, to znaczy, że jest czymś realnym. Jest więc realnym bytem. Nie jest jednak bytem koniecznym a tylko przygodnym, dlatego musi posiadać swoją przyczynę. Człowiek jest bytem przygodnym, ponieważ pojawia się i znika. Dlatego musi mieć przyczynę swojego istnienia. Powszechnie mówi się, że człowiek został stworzony przez Boga. To jest wskazanie na przyczynę człowieka.
Cóż oznacza jednak stworzenie człowieka przez Boga? Przecież człowiek jest cielesny. Jest cielesnym i żywym organizmem. Toteż należy zapytać, czy bycie cielesnym organizmem stanowi lub wyznacza nasze istnienie. Gdybyśmy przyjęli takie założenie, wtedy nasze istnienie na powrót związalibyśmy z materialnym światem przyrody, gdyż bycie ciałem stałoby się istnieniem. To od razu pokazuje, że Bóg nie stworzył nas jako ciało. No to może stworzył nas jako duszę (stworzył naszą duszę), jak twierdziła teologia chrześcijańska. Ale tutaj również pojawia się problem, czy nasze istnienie i realność sprowadza się do duszy lub duchowości (albo ducha, jak głosi spirytualizm). Gdyby Bóg stwarzał duszę albo ciało, to te elementy musiałyby być doskonałe, ponieważ Bóg nie odwala fuszerki. Jednak ani dusza, ani ciało człowieka nie są doskonałe. Teologia odpowiada na to, że jest to skutek grzechu pierworodnego. Otóż grzech, jak chce ta sama teologia, nie dotyczył samego istnienia człowieka, lecz tylko jego działania, właśnie tego zewnętrznego działania, które dokonuje się poprzez naturę człowieka, czyli poprzez dusze i ciało. Grzech dokonał się więc w naturze człowieka i dotknął tę naturę. Czy zatem w człowieku było coś jeszcze, co stanowi samo centrum realności, czyli zasadę istnienia – tego samodzielnego istnienia? Teologia (JP II) podpowiada nam dzisiaj, że chodzi o osobę. Człowiek jest więc osobą stworzoną przez Boga, natomiast nasza natura (czyli dusza i ciało) jest przyczynowana przez drugorzędne przyczyny, które wpływają na kształt naszej natury duchowo-cielesnej.
Musimy teraz zapytać, czy człowiek poznaje swoją osobę, czy może poznaje tylko swoją naturę? Wiemy, że filozofia zaczęła od poznania natury człowieka. Grecy pojmowali człowieka w sposób naturalistyczny jako złożonego z duszy i ciała. Zgoda, że duszy przypisywali pewne nadprzyrodzone właściwości, jak np. nieśmiertelność. Ale to wszystko dotyczyło wyłącznie poznania i rozumienia ludzkiej natury (istoty człowieka). Dlatego możemy powiedzieć, że samorodna filozofia nie zdołała sięgnąć do tajemnicy osoby człowieka (nie mówiąc już o Osobie Boga). Taką tajemnicę ukazała nam dopiero religia chrześcijańska i tworzona w jej ramach teologia (wiedza o Bogu oparta na Objawieniu, przekazanym przez Jezusa Chrystusa). Dlatego wydaje się, że nie posiadamy naturalnej zdolności poznania tego, co najważniejsze dla człowieka, czyli jego osoby.
Św. Augustyn nauczał, że ludzki rozum ma ograniczone możliwości i sam z siebie nie jest w stanie poznać Boga, a chodziło już o Boga Osobowego. Okazało się, że te niedomagania dotyczą również poznania naszej ludzkiej osoby. Czy zatem możemy w ogóle mówić o osobie człowieka albo o osobie w człowieku, skoro nie potrafimy jej bezpośrednio poznać? Jednak na gruncie filozofii bardzo powoli i raczej skokowo dowiadujemy się o osobie człowieka coraz więcej.
Pierwszy krok uczynił św. Tomasz, który wyjaśnił do końca metafizyczną strukturę bytu. Stwierdził, że Bóg jest ipsum esse, czyli Czystym Aktem Istnienia, natomiast byty stworzone składają się z istnienia i istoty, gdzie możność istotowa ogranicza stworzony akt istnienia. Niestety z powodu niewiary w metafizyczne wyjaśnienie realności dalsza filozofia porzuciła Tomaszowe rozumienie bytu (realnego bytu). A jednak przebłyski znaczenia aktu istnienia dla wyjaśnienia realności osoby przetrwały i pozostały. Toteż Suarez i inni definiowali już osobę ludzką jako modus essendi. Nawiązał do tego w dzisiejszych czasach Karol Wojtyła w swoim dziele Osoba i czyn. Definiuje tam osobę jako właściwy tylko człowieczeństwu sposób jednostkowego bytowania (nowe wyd. s.131). Co więcej, Wojtyła uznał, że działalność człowieka, przede wszystkim jego czyny moralne, należy odnosić do realnej podmiotowości (do podmiotu sprawczego). Dlatego poszukiwał w człowieku realnego suppositum. I właśnie za takie suppositum uważał podmiotowość istnienia i działania. (tamże, s.122-124) Posługiwał się także średniowieczną formułą operari sequitur esse. To wszystko razem pozwala zidentyfikować osobę jako podmiotowość istnienia i działania.
Zastanówmy się teraz, czy te filozoficzne ustalenia można zestawić lub skonfrontować z naszym potocznym doświadczeniem? Czy są takie momenty, kiedy doświadczamy swojej osobowej podmiotowości? Przede wszystkim możemy się tutaj odwołać do przeżywania swojej własnej tożsamości. Każdy z nas ma nieprzeparte poczucie tożsamości. To jestem ja i zawsze jestem ja sam. Przez całe swoje życie trwamy w poczuciu własnej tożsamości pomimo tego, że nauka informuje nas, że w trakcie życia w organizmie człowieka ulegają zmianie wszystkie atomy. Filozofia nowożytna, wyrosła na Kartezjańskim cogito, nazwała to jaźnią lub Ja (ego), ale błędnie zinterpretowała naszą tożsamość jako podmiotowość myślenia (właśnie myślenia, które zawładnęło całkowicie rozumieniem człowieka). Dlatego na końcu ludzka podmiotowość została uznana za świadomość (patrz myśląca świadomość u Husserla). Należy pamiętać, że poczucie lub doświadczenie własnej tożsamości nie ogranicza się do myślenia, czy nawet poznawania. Własną tożsamość przeżywamy jako głęboką podmiotowość istnienia i działania, jak pokazał Wojtyła. Można więc przyjąć, że w ten sposób doszliśmy do spotkania z własną osobą.
Analizy Wojtyły z Osoby i czynu tak naprawdę mają niewiele wspólnego  z fenomenologią. Jest to po prostu odwołanie się do wewnętrznego doświadczenia tożsamości człowieka, które dociera do podmiotowości działania i istnienia. Te analizy są prowadzone w perspektywie działanie-podmiot, czyli właśnie czyn-osoba lub osoba-czyn, co znaczy, że ukazują realną podmiotowość działającego człowieka (czyli realny podmiot sprawczy rzeczywistego działania). Dlatego można mówić, że osoba przejawia się w swoich czynach (moralnych i religijnych), a te czyny są uruchamiane i sprawiane przez podmiotowość osoby (osobowy podmiot sprawczy = podmiotowość istnienia). Z kolei odwołując się do poglądów Levinasa możemy powiedzieć, że osoba ukazuje się w swoim działaniu. Osoba uobecnia się sama przez się. Oznacza to, że osoba uobecnia się i ukazuje w swoich czynach. Takimi bezpośrednimi aktami osoby są – kontemplacja, sumienie i upodobanie. Z pewnością nie wszyscy doświadczamy osobowych aktów kontemplacji czy upodobania albo o tym nie wiemy. Lecz na ogół wszyscy odczuwają wewnętrzny głos sumienia, które wzywa nas do czynienia dobra. To jest właśnie prawdziwe doświadczenia osobowej aktywności, ponieważ to osobowe dobro człowieka przyczynuje w nas akty sumienia, które doskonalą naszą wolę wywołując w niej czyny dobra (dobre uczynki, jak uczono nas dawniej na religii).
Osoba objawia się zatem w działaniach moralnych i religijnych człowieka. Jeżeli więc próbuje się dzisiaj wmówić człowiekowi, że moralność i religijność są niepotrzebne, że są jakimś zabobonem i przeżytkiem albo ciemnogrodem, to tym samym odziera się człowieka z jego osobowej realności, a co za tym idzie, odbiera się człowiekowi jego osobową godność. Godność człowieka dotyczy bowiem jego osobowej podmiotowości. Godność przypisana jest do osoby, która dysponuje własnościami transcendentalnymi prawdy, dobra i piękna. Godność osoby jest niezbywalna, ale musimy jej nieustannie strzec. Możemy swoimi działaniami poniżyć i upodlić ludzką naturę, ale nie możemy odebrać człowiekowi jego osobowej godności.
Niestety oszukany człowiek, który nie potrafi wydobyć z siebie – ze swojej osoby – czynów moralnych i religijnych, zaczyna się staczać w świat fikcji, chwyta się różnych przyjemności lub korzyści własnych (co dziś nazywa się konsumpcjonizmem. A wtedy nasza natura bierze górę nad realnością osoby i zaczyna działać na własną rękę, co sprzeciwia się na ogół osobie. Należy pamiętać, że w człowieku doskonała jest tylko osoba, dlatego prawość i doskonałość naszego działania powinniśmy czerpać z aktywności osoby (osobowego podmiotu istnienia).
Osoba istnieje i działa in se et per se, gdyż osoba jest podmiotem istnienia i działania (czyli jest ostatecznym źródłem aktywności). Trudno powiedzieć, żeby osoba istniała w świecie. Osoba istnieje w sobie. Istnieje dla siebie a nie dla świata. Możemy powiedzieć, że osoba ma swoje własne cele, które może realizować poprzez ludzką naturę. Toteż człowiek wyrasta ponad świat, co pokazuje, że człowiek jako osoba musi szukać swojego celu gdzieś dalej lub wyżej. Dlatego osoba poszukuje wspólnoty osobowej, bo tylko tam może się faktycznie zadomowić. Tak więc celem człowieka jest wspólnota osobowa, dlatego twierdzimy, że prawdziwym środowiskiem dla człowieka jest wspólnota osobowa (na ziemi jest to rodzina). Człowiek bytuje więc w środowisku osobowym. To jest nasze właściwe miejsce i tego przede wszystkim powinniśmy pilnować.