I cóż powiemy na pytanie o nasze
bycie-w-świecie? Otóż można powiedzieć, że żyjemy i działamy w świecie. Nasze
działania przebiegają w obrębie tego, co nazywamy światem, i dotykają tego, co
nas otacza. Działamy przeważnie na zewnątrz w sferze cielesnej. Dlatego możemy
uznać, że nasze bycie-w-świecie dotyczy jedynie działania. Nie można natomiast
twierdzić, że istniejemy w świecie, ponieważ my istniejemy sami w sobie (każdy
człowiek istnieje sam w sobie). Człowiek jest samodzielnym bytem, jak mówiono w
średniowieczu, bytującym in se et per se.
Nie wolno więc mówić, że człowiek istnieje w świecie, gdyż to wprowadza i
narzuca ujęcie relacyjne. To tak jak byśmy powiedzieli, że człowiek istnieje w
relacji do świata (a przez to w zależności od świata). Tak naprawdę istnieje
tylko człowiek (poszczególny człowiek), natomiast świata nie ma, bo to jest
twór pojęciowy.
Dlatego trzeba przyjąć, że nasze
bycie-w-świecie nie jest czymś ważnym. Najważniejsze jest istnienie w sobie
jako samodzielne bytowanie. Idąc dalej tym tropem powiemy, że człowiek nie
istnieje dla świata, ale raczej istnieje z jakiegoś innego powodu. To nie świat
jako otaczająca nas przyroda jest przyczyną człowiek, lecz trzeba poszukiwać
tutaj przyczyny transcendentnej wobec człowieka i świata. Taki postulat
stawiali już greccy filozofowie.
Jeżeli człowiek istnieje w sobie,
to znaczy, że jest czymś realnym. Jest więc realnym bytem. Nie jest jednak
bytem koniecznym a tylko przygodnym, dlatego musi posiadać swoją przyczynę.
Człowiek jest bytem przygodnym, ponieważ pojawia się i znika. Dlatego musi mieć
przyczynę swojego istnienia. Powszechnie mówi się, że człowiek został stworzony
przez Boga. To jest wskazanie na przyczynę człowieka.
Cóż oznacza jednak stworzenie
człowieka przez Boga? Przecież człowiek jest cielesny. Jest cielesnym i żywym
organizmem. Toteż należy zapytać, czy bycie cielesnym organizmem stanowi lub
wyznacza nasze istnienie. Gdybyśmy przyjęli takie założenie, wtedy nasze
istnienie na powrót związalibyśmy z materialnym światem przyrody, gdyż bycie
ciałem stałoby się istnieniem. To od razu pokazuje, że Bóg nie stworzył nas
jako ciało. No to może stworzył nas jako duszę (stworzył naszą duszę), jak
twierdziła teologia chrześcijańska. Ale tutaj również pojawia się problem, czy
nasze istnienie i realność sprowadza się do duszy lub duchowości (albo ducha,
jak głosi spirytualizm). Gdyby Bóg stwarzał duszę albo ciało, to te elementy
musiałyby być doskonałe, ponieważ Bóg nie odwala fuszerki. Jednak ani dusza,
ani ciało człowieka nie są doskonałe. Teologia odpowiada na to, że jest to
skutek grzechu pierworodnego. Otóż grzech, jak chce ta sama teologia, nie
dotyczył samego istnienia człowieka, lecz tylko jego działania, właśnie tego
zewnętrznego działania, które dokonuje się poprzez naturę człowieka, czyli
poprzez dusze i ciało. Grzech dokonał się więc w naturze człowieka i dotknął tę
naturę. Czy zatem w człowieku było coś jeszcze, co stanowi samo centrum
realności, czyli zasadę istnienia – tego samodzielnego istnienia? Teologia (JP
II) podpowiada nam dzisiaj, że chodzi o osobę. Człowiek jest więc osobą
stworzoną przez Boga, natomiast nasza natura (czyli dusza i ciało) jest
przyczynowana przez drugorzędne przyczyny, które wpływają na kształt naszej
natury duchowo-cielesnej.
Musimy teraz zapytać, czy
człowiek poznaje swoją osobę, czy może poznaje tylko swoją naturę? Wiemy, że
filozofia zaczęła od poznania natury człowieka. Grecy pojmowali człowieka w
sposób naturalistyczny jako złożonego z duszy i ciała. Zgoda, że duszy
przypisywali pewne nadprzyrodzone właściwości, jak np. nieśmiertelność. Ale to
wszystko dotyczyło wyłącznie poznania i rozumienia ludzkiej natury (istoty
człowieka). Dlatego możemy powiedzieć, że samorodna filozofia nie zdołała
sięgnąć do tajemnicy osoby człowieka (nie mówiąc już o Osobie Boga). Taką
tajemnicę ukazała nam dopiero religia chrześcijańska i tworzona w jej ramach
teologia (wiedza o Bogu oparta na Objawieniu, przekazanym przez Jezusa
Chrystusa). Dlatego wydaje się, że nie posiadamy naturalnej zdolności poznania
tego, co najważniejsze dla człowieka, czyli jego osoby.
Św. Augustyn nauczał, że ludzki
rozum ma ograniczone możliwości i sam z siebie nie jest w stanie poznać Boga, a
chodziło już o Boga Osobowego. Okazało się, że te niedomagania dotyczą również
poznania naszej ludzkiej osoby. Czy zatem możemy w ogóle mówić o osobie
człowieka albo o osobie w człowieku, skoro nie potrafimy jej bezpośrednio
poznać? Jednak na gruncie filozofii bardzo powoli i raczej skokowo dowiadujemy
się o osobie człowieka coraz więcej.
Pierwszy krok uczynił św. Tomasz,
który wyjaśnił do końca metafizyczną strukturę bytu. Stwierdził, że Bóg jest ipsum esse, czyli Czystym Aktem
Istnienia, natomiast byty stworzone składają się z istnienia i istoty, gdzie
możność istotowa ogranicza stworzony akt istnienia. Niestety z powodu niewiary
w metafizyczne wyjaśnienie realności dalsza filozofia porzuciła Tomaszowe
rozumienie bytu (realnego bytu). A jednak przebłyski znaczenia aktu istnienia
dla wyjaśnienia realności osoby przetrwały i pozostały. Toteż Suarez i inni definiowali
już osobę ludzką jako modus essendi.
Nawiązał do tego w dzisiejszych czasach Karol Wojtyła w swoim dziele Osoba i czyn. Definiuje tam osobę jako
właściwy tylko człowieczeństwu sposób jednostkowego bytowania (nowe wyd.
s.131). Co więcej, Wojtyła uznał, że działalność człowieka, przede wszystkim
jego czyny moralne, należy odnosić do realnej podmiotowości (do podmiotu
sprawczego). Dlatego poszukiwał w człowieku realnego suppositum. I właśnie za takie suppositum
uważał podmiotowość istnienia i działania. (tamże, s.122-124) Posługiwał się
także średniowieczną formułą operari
sequitur esse. To wszystko razem pozwala zidentyfikować osobę jako
podmiotowość istnienia i działania.
Zastanówmy się teraz, czy te
filozoficzne ustalenia można zestawić lub skonfrontować z naszym potocznym
doświadczeniem? Czy są takie momenty, kiedy doświadczamy swojej osobowej
podmiotowości? Przede wszystkim możemy się tutaj odwołać do przeżywania swojej
własnej tożsamości. Każdy z nas ma nieprzeparte poczucie tożsamości. To jestem
ja i zawsze jestem ja sam. Przez całe swoje życie trwamy w poczuciu własnej
tożsamości pomimo tego, że nauka informuje nas, że w trakcie życia w organizmie
człowieka ulegają zmianie wszystkie atomy. Filozofia nowożytna, wyrosła na Kartezjańskim
cogito, nazwała to jaźnią lub Ja (ego),
ale błędnie zinterpretowała naszą tożsamość jako podmiotowość myślenia (właśnie
myślenia, które zawładnęło całkowicie rozumieniem człowieka). Dlatego na końcu
ludzka podmiotowość została uznana za świadomość (patrz myśląca świadomość u
Husserla). Należy pamiętać, że poczucie lub doświadczenie własnej tożsamości
nie ogranicza się do myślenia, czy nawet poznawania. Własną tożsamość
przeżywamy jako głęboką podmiotowość istnienia i działania, jak pokazał Wojtyła.
Można więc przyjąć, że w ten sposób doszliśmy do spotkania z własną osobą.
Analizy Wojtyły z Osoby i czynu
tak naprawdę mają niewiele wspólnego z
fenomenologią. Jest to po prostu odwołanie się do wewnętrznego doświadczenia
tożsamości człowieka, które dociera do podmiotowości działania i istnienia. Te
analizy są prowadzone w perspektywie działanie-podmiot, czyli właśnie
czyn-osoba lub osoba-czyn, co znaczy, że ukazują realną podmiotowość
działającego człowieka (czyli realny podmiot sprawczy rzeczywistego działania).
Dlatego można mówić, że osoba przejawia się w swoich czynach (moralnych i
religijnych), a te czyny są uruchamiane i sprawiane przez podmiotowość osoby
(osobowy podmiot sprawczy = podmiotowość istnienia). Z kolei odwołując się do
poglądów Levinasa możemy powiedzieć, że osoba ukazuje się w swoim działaniu.
Osoba uobecnia się sama przez się. Oznacza to, że osoba uobecnia się i ukazuje
w swoich czynach. Takimi bezpośrednimi aktami osoby są – kontemplacja, sumienie
i upodobanie. Z pewnością nie wszyscy doświadczamy osobowych aktów kontemplacji
czy upodobania albo o tym nie wiemy. Lecz na ogół wszyscy odczuwają wewnętrzny
głos sumienia, które wzywa nas do czynienia dobra. To jest właśnie prawdziwe
doświadczenia osobowej aktywności, ponieważ to osobowe dobro człowieka
przyczynuje w nas akty sumienia, które doskonalą naszą wolę wywołując w niej
czyny dobra (dobre uczynki, jak uczono nas dawniej na religii).
Osoba objawia się zatem w
działaniach moralnych i religijnych człowieka. Jeżeli więc próbuje się dzisiaj
wmówić człowiekowi, że moralność i religijność są niepotrzebne, że są jakimś
zabobonem i przeżytkiem albo ciemnogrodem, to tym samym odziera się człowieka z
jego osobowej realności, a co za tym idzie, odbiera się człowiekowi jego
osobową godność. Godność człowieka dotyczy bowiem jego osobowej podmiotowości.
Godność przypisana jest do osoby, która dysponuje własnościami
transcendentalnymi prawdy, dobra i piękna. Godność osoby jest niezbywalna, ale
musimy jej nieustannie strzec. Możemy swoimi działaniami poniżyć i upodlić
ludzką naturę, ale nie możemy odebrać człowiekowi jego osobowej godności.
Niestety oszukany człowiek, który
nie potrafi wydobyć z siebie – ze swojej osoby – czynów moralnych i
religijnych, zaczyna się staczać w świat fikcji, chwyta się różnych
przyjemności lub korzyści własnych (co dziś nazywa się konsumpcjonizmem. A
wtedy nasza natura bierze górę nad realnością osoby i zaczyna działać na własną
rękę, co sprzeciwia się na ogół osobie. Należy pamiętać, że w człowieku
doskonała jest tylko osoba, dlatego prawość i doskonałość naszego działania
powinniśmy czerpać z aktywności osoby (osobowego podmiotu istnienia).
Osoba istnieje i działa in se et per se, gdyż osoba jest
podmiotem istnienia i działania (czyli jest ostatecznym źródłem aktywności).
Trudno powiedzieć, żeby osoba istniała w świecie. Osoba istnieje w sobie.
Istnieje dla siebie a nie dla świata. Możemy powiedzieć, że osoba ma swoje
własne cele, które może realizować poprzez ludzką naturę. Toteż człowiek
wyrasta ponad świat, co pokazuje, że człowiek jako osoba musi szukać swojego
celu gdzieś dalej lub wyżej. Dlatego osoba poszukuje wspólnoty osobowej, bo
tylko tam może się faktycznie zadomowić. Tak więc celem człowieka jest
wspólnota osobowa, dlatego twierdzimy, że prawdziwym środowiskiem dla człowieka
jest wspólnota osobowa (na ziemi jest to rodzina). Człowiek bytuje więc w
środowisku osobowym. To jest nasze właściwe miejsce i tego przede wszystkim
powinniśmy pilnować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz