17.06.2020

Z Witkacym gdzieś nad Bugiem


Poznanie i myślenie /1



Już w czasach greckich zarysowała się w filozofii wyraźna opozycja miedzy myśleniem (Platon) a poznaniem (Arystoteles). Sytuację tę opisywano później jako przeciwieństwo pomiędzy idealizmem a realizmem. Teorie idealistyczne były oparte na myśleniu – swobodnym myśleniu, które stawiało sobie za zadanie wykreowanie jakiegoś absolutnie doskonałego świata. Uważano, że w ten sposób podnosi się rangę ludzkiej duchowości. Niestety, świadczyło to tylko o tym, jak niewiele wiedziano o samej duchowości człowieka. Jeśli bowiem naszą duszę wynosimy pod niebiosa, to oznacza, że zapominamy albo pomijamy prawdziwą realność ludzkiego bytu. Wszelkie opowieści, że Bóg stwarza duszę człowieka, można między bajki włożyć. Bóg stwarza ludzką osobę i ludzkie życie stanowiące podmiotowości istnienia. Natomiast porządek istotowy, czyli natura ludzkiego bytu, jest uzależniona od aktywności podmiotowości istnienia, czyli właśnie podmiotu osobowego i podmiotu ożywczego (życia egzystencjalnego). Tak więc naszą duszą i ciałem zawiaduje sprawcza aktywność istnienia.

Skąd się wziął idealizm Platona? Powiecie, że z jego myślenia o duszy. To prawda, lecz chcemy tutaj pokazać, jak to przebiegało. W tamtym czasie filozofia opisywała człowieka jako złożonego z duszy i ciała. Do tej pory Helenowie stawiali na doskonałość ciała, gdyż to najlepiej sprawdzało się w licznych wojnach. Ideałem dla nich był Achilles, bohater wojny trojańskiej. Ale przyszły czasy demokracji i pojawił się filozof-mędrzec, który postawił wszystko na doskonałość duszy. Zdawał sobie sprawę, że dla demokracji Ateńskiej najważniejsze będzie wykształcenie i wychowanie duszy. I od razu rolę doskonałości człowieka przejęła dusza ze swoim poznaniem i działaniem. Do tej pory wiedziano, jak można osiągnąć sprawność ciała. Trzeba ćwiczyć i ćwiczyć. Jak jednak zdobywać doskonałość duszy, czyli wiedzę? Sokrates wskazywał na wiedzę pewną, a więc ogólną i konieczną. Pokazywał, że nasze poznanie (raczej myślenie) posługuje się pojęciami ogólnymi, dzięki czemu nasza wiedza staje się ogólna. Ale jak wykazać, że ta wiedza jest również konieczna, czyli pewna?

Jego uczeń Platon odwołał się w tej kwestii do matematyki. Pojęcie liczby zdawało się być czymś jasnym i zrozumiałym. Liczenie (ciąg liczbowy) było czymś wiadomym z natury dla naszego myślenia. Powstawał w ten sposób jakiś idealny świat liczb, czyli przedmiotów stanowiących wartości liczbowe. Okazało się, że matematycy są w stanie tworzyć, analizować i scalać wartości liczbowe. Co więcej, potrafią nawet przy ich użyciu opisywać i projektować różne dzieła i działania. Wszystko to razem tworzyło jakiś fantastyczny świat duchowy czy nawet boski. Dlatego Platon uznał, że nasza dusza uczestniczy w jakimś doskonałym świecie, może nawet świecie boskim. Stamtąd więc pochodzi i tam zmierza po zakończeniu ludzkiego życia.

Podsumowując: Jeśli przyjęto, że człowiek składa się z duszy i ciała. Dalej jeśli uznano, że doskonałym elementem człowieka jest dusza, to trzeba było zdać sprawę, skąd bierze się doskonałość duszy, czyli wiedza ogólna i konieczna. Platon przyjął, że doskonałość duszy pochodzi ze świata idei, które same w sobie są ogólne i konieczna, a zatem przekazują duszy wiedzę pewną. Otóż dusza spadając na świat cielesny powinna zachować tę doskonałą wiedzę (prawiedzę lub przedwiedzę) albo dążyć do przypomnienia jej sobie. Ale takie rozwiązanie spowodowało, że ludzka wiedza i poznanie zostały sprowadzone do myślenia. Człowiek myśli bowiem przy pomocy pojęć ogólnych. Tak powstaje wiedza pojęciowa, która zdaje się być ogólna i konieczna. Platon uznał wiedzę pojęciową za coś najdoskonalszego, co jego zdaniem nie mogło pochodzić z poznania niedoskonałego świata materialnego (świata przyrody).

Przeciwstawił się temu Arystoteles. Twierdził, że człowiek jest zwierzęciem i żyje w świecie przyrodniczym oraz że poznaje ten świat dzięki swoim zdolnościom zmysłowym i umysłowym. A wiedzę pewną, czyli teorię, tworzy sam w sobie i dla siebie. Jednak znowu należało wyjaśnić, jak to się dzieje. Jak dochodzimy do sformułowania wiedzy pojęciowej, czyli ogólnej i koniecznej? Arystoteles odwołał się w tym względzie do rozstrzygnięć logicznych. Uważał, że człowiek w swoim umyśle posiada zdolności poznawcze albo raczej możliwości myślenia dotyczące przyjęcia tzw. pierwszych zasad. Były to (i są nadal) przyjmowane podstawowe zasady logiczne (jedności albo tożsamości a = a; różności albo sprzeczności a ¹ b; oraz dalsze zasady wyprowadzane niejako z tych poprzednich). Według Arystotelesa te zasady logiczne staja na straży pewności naszej wiedzy teoretycznej. Wiedza teoretyczna miała się wyrażać w definiowaniu (w definicjach). Logika pilnowała poprawności w definiowaniu pojęć, przy czym Arystoteles twierdził, że definiowanie należy odnosić do rzeczywistości, jaką opisują pojęcia i twierdzenia. Wiedza teoretyczna pozostała więc wiedzą pojęciową, przy czym pojęcia powinny mieć odwołanie do rzeczywistości. Na tym u Arystotelesa opierała się zasada prawdziwości poznania – prawda jako zgodność poznającego intelektu (umysłu) z poznawaną rzeczą. Ta klasyczna definicja prawdy obowiązywała w poznaniu realistycznym i w realistycznej filozofii. Toteż realistyczna filozofia zakładała, że poznajemy realne rzeczy, poznajemy to, co realne.

W tej kwestii możemy od razu zaznaczyć, że realizm posługuje się poznaniem rzeczywistości, natomiast idealizm odwołuje się jedynie do myślenia o czymkolwiek. Dlatego idealizm wprowadził zupełnie odmienną definicję prawdy. Widać to najlepiej w przypadku Kartezjusza, który uznał, że prawda jest zgodnością myślenia z samym myśleniem. Jeśli pomyślę o czymś w sposób jasny i wyraźny, to znaczy, że osiągnąłem prawdę. Stąd pojęcia mają być jasne i wyraźne, czyli najlepiej całkowicie proste i jednoznaczne, a wtedy będą wyrażały prawdę. W ten sposób zniknęło zupełnie odniesienie wiedzy do rzeczywistości (do tego, co realne). Filozofia nowożytna zaczęła swobodnie wymyślać swój zakres przedmiotowy, czyli pole badawcze. W związku z tym pojawiają się nowe definicje bytu. Bytem jest to wszystko, co możemy sobie jasno i wyraźnie pomyśleć. Dlatego bardzo szybko bytem okazało się to, co możliwe do pomyślenia. Doszło do stworzenia jakby całkiem nowego świata możliwości.

Co trzeba zaznaczyć to fakt, że logiczność myślenia, czyli obowiązywalność zasad logicznych, wcale nie gwarantuje poznania w ogóle, a poznania realistycznego w szczególności. Musimy jasno powiedzieć, że myślenie – myślenie samo w sobie, czyli takie świadomościowe myślenie jak w fenomenologii – nie jest wcale poznaniem. Poznanie dotyczy bowiem tego, co jest realne, myślenie zaś dotyczy tego, co możliwe do pojęcia, właściwie ta możliwość dotyczy jedynie tego, co jest możliwe do pomyślenia. Pomyśleć można „niestworzone rzeczy”. Myślenie nie wymaga odniesienia do rzeczywistości, gdyż odbywa się całkowicie poza nią. Jak pokazał Kartezjusz, do myślenia nie potrzeba wcale realnej rzeczywistości, a wprost przeciwnie – wystarczy ją zanegować, czyli zwątpić w realność świata. Dlatego u niego myślenie (cogito) rodzi się z wątpienia. Odrzucamy w swoim myśleniu to, co realne – Husserl będzie mówił o wzięciu rzeczywistości świata w nawias. Widzimy, że w ten sposób myślenie zostało całkowicie odcięte od rzeczywistości. Można tylko dodać, że to samo myślenie odcina się radykalnie od rzeczywistości, ponieważ tego, co realne nie da się wymyślić, realność można tylko poznać. Pomyśleć możemy to, co jest możliwe.

Poznanie i myślenie /2



Skąd w naszym umyśle mamy tak rozbieżne działania jak poznanie i myślenie? Trzeba się zastanowić, co tutaj jest działaniem pierwotnym, a co wtórnym? Odpowiedź wydaje się oczywista, lecz spróbujmy rozpatrzyć to pytanie. Gdyby za stan pierwotny uznać myślenie, wtedy mielibyśmy problem z działaniem człowieka w otaczającej nas rzeczywistości, ponieważ brakowałoby nam realnego poznania świata przyrody. Człowiek zginąłby pośród swoich marzeń. Jednak zwolennicy myślenia powiedzą, że to właśnie myślenie stoi u podstaw takiej działalności człowieka jak tworzenie cywilizacji, czyli podporządkowanie sobie świata przyrody, oraz dalej cała twórczość kulturowa. Myślenie odpowiada bowiem za wszystko, co człowiek zdołał stworzyć sam dla siebie. Można więc przypuszczać, że myślenie było początkiem ludzkiej działalności, a tym samym naszego człowieczeństwa (początkiem homo sapiens).

Gdybyśmy się z tym zgodzili, należałoby przyjąć, że myślenie rozwinęło się na zasadzie ewolucji, czyli powstało na gruncie rozwoju ludzkiej cielesności. Łatwo już dostrzec związek tej konkluzji z głoszonymi obecnie teoriami, że mózg ludzki rozwinął się na skutek ewolucji gatunku, co spowodowało powstanie w nim zdolności myślenia. Jeżeli porównamy jednak materialny narząd mózgu z całkowicie niematerialną naturą i funkcją myślenia, to nasuwa się raczej odwrotna koncepcja, co oznacza, że to pojawienie się myślenia wpłynęło na szybki rozwój wyspecjalizowanego narządu mózgu. Przecież nie da się stwierdzić, nawet jeśli dzisiaj możemy badać aktywność różnych części mózgu, że nasze myślenie jest umiejscowione w narządzie cielesnym. Konieczny byłby stały rozrost tego narządu wraz z rozwojem myślenia. Myślenie zdaje się być czymś tak odlotowym, że z cielesnością nie może mieć nic wspólnego. Ono dzieje się całkowicie poza elementem materialnym. Jest czynnością stricte duchową, czyli intencjonalną.

A może myślenie jest napędzane przez jakąś tajemniczą siłę życiową? Życie wydaje się być ciągłym ruchem, rozwojem i rozrodem (całą aktywnością biologiczną). Ale tutaj pojawia się zasadniczy problem, ponieważ nauka biologii nie mówi nam, skąd się wzięło życie w ogóle, a życie ludzkie w szczególności. Jeśli o życiu tego nie wiemy, to łączenie myślenia z życiem (powstaniem i rozwojem życia) też nam niczego nie powie o myśleniu.

Co jednak wiemy? Otóż wiemy, że zarówno poznanie jak też myślenie należą do tego, co nazywamy ludzkim umysłem. Może więc trzeba zacząć od pytania, skąd pochodzi umysłowość człowieka? I tutaj znowu pojawia się problem, ponieważ nowożytna filozofia nie zastanawiała się nad tą kwestią. Przyjmowano, że człowiek posiada umysł lub rozum, lecz nie badano jego pochodzenia. No może w dobie Oświecenia domniemywano, że rozum człowieka jest czymś naturalnym, co interpretowano, że pochodzi z natury, lecz nie wyjaśniano, o co chodzi w tym twierdzeniu. Właściwie oznaczało to tyle, że umysł (rozum) należy całkowicie do człowieka i zależy tylko od niego. Człowiek posiada więc rozum i może się nim dowolnie posługiwać według własnej woli.

Żeby rozwiązywać problemy filozoficzne trzeba sięgnąć do przejrzystej realistycznej metafizyki, a nie brodzić we mgle wizji idealistycznych. Tak naprawdę tylko realistyczna metafizyka jest w stanie wskazać pochodzenie umysłu. Taką metafizykę zaproponował Tomasz z Akwinu. Stwierdził, że realne byty muszą posiadać element, który sprawia i wyznacza ich realność. Ten element nazwał istnieniem (esse) przypisując mu charakter aktu, czyli sprawczej mocy, która zarazem urealnia i kształtuje możność istotową. Zatem w realnym bycie całe istotowe wyposażenie (tzw. natura bytu) jest przyczynowane i urealniane przez akt istnienia (przez aktywność podmiotowości zawartych a tym istnieniu). Nie ma innego wyjaśnienia pochodzenia duszy i ożywionego ciała w przypadku człowieka.

Otóż filozofia Tomasza została rozwinięta przez polskich tomistów (Wojtyła, Gogacz) w stronę personalizmu metafizycznego. Odkryli oni i wykazali obecność na poziomie istnienia podmiotowości osoby. Ja idąc tym tropem jeszcze dalej dodaję obecność w istnieniu podmiotowości życia (egzystencjalnej mocy ożywczej). Wojtyła definiował osobę jako podmiot istnienia i działania. Z kolei Gogacz zdefiniował osobę jako istniejący byt jednostkowy przejawiający swoje człowieczeństwo w rozumności i wolności. Osoba ludzka jak każdy byt jest wyposażona we własności transcendentalne, jakie byt posiada ze względu na swoje istnienie. Osoba ludzka kontaktując się z ludźmi swym istnieniem i własnościami transcendentalnymi powoduje istnieniowe relacje osobowe.

Takie rozumienie osoby jako podmiotowości sprawczej aktu istnienia pozwala nam stwierdzić, że ten podmiot wpływa na powstanie i ukształtowanie władz duszy. Gogacz opisał podmiot osobowy jako wyposażony we własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna. Na tej podstawie ja uznałem, że te poszczególne własności istnieniowe, jak je określał Gogacz, odpowiadają za powstanie odpowiednich władz duchowych. Prawda dzięki swej aktywności przyczynuje powstanie władzy umysłu. Dobro sprawia powstanie władzy woli. Natomiast piękno jest odpowiedzialne za powstanie władzy uczuciowej (affectibilitas).

Możemy więc pokrótce przedstawić powstanie władzy umysłu. Otóż odwołując się do rozważań historycznych należy stwierdzić, że filozofia grecka (zarówno Platon jak Arystoteles) nie była w stanie pokazać realnego pochodzenia człowieka i jego rozumności. Gdy na arenie dziejowej pojawiło się chrześcijaństwo (wraz z tradycją Biblijną), wtedy prostą odpowiedzią stała się teza, że człowiek został stworzony przez Boga. Gdy dalej zaczęła się rozwijać teologia, naturalną konsekwencją było sięgnięcie po dokonania i rozstrzygnięcia filozofii greckiej. Dlatego doszło do przyjęcia kolejnej tezy, że to Bóg stwarza ludzką duszę. Co ciekawe, nikt nie oponował w tym względzie i nie doszukiwał się związanych z tym kłopotów. Uważano, że Bóg stworzył doskonałą duszę, a całą niedoskonałość jej działania zrzucono na tajemniczy grzech pierworodny.

Dopiero św. Tomasz uznał, że skoro Bóg jest samym Istnieniem (ipsum esse), bo tylko istnienie jako akt posiada pełnię mocy sprawczej, czyli wszechmocy, to w przypadku realnych bytów Bóg stwarza element urealniający, czyli ograniczone istnienie stworzone. Stworzone istnienie jest ograniczone przez możność istotową, która stanowi to, co nazywamy naturą danego bytu. Przyjmując ustalenia Tomaszowe możemy stwierdzić, że Bóg stwarza bezpośrednio istnienie człowieka, ale to istnienie jest od razu wyposażone w podmiot osobowy tworzony przez własności prawdy, dobra i piękna, oraz w podmiot życia, który tworzą z kolei własności jedności, różności i ruchu (jako dynamiki przynależnej życiu). Upraszczając ten opis możemy powiedzieć, że Bóg stwarza bezpośrednio osobę i życie człowieka.

Poznanie i myślenie /3



Powróćmy teraz do powstawania umysłu człowieka. Otóż Bóg stwarzając bezpośrednio ludzkie istnienie przyczynuje od razu podmiotowość osoby i podmiotowość życia. Nas interesuje tutaj jedynie podmiot osobowy. Ten osobowy podmiot jest wyposażony we własności prawdy, dobra i piękna. Stwarzając ludzkie istnienie Bóg obdarza je odpowiednią mocą, która jest w stanie – jak mówiliśmy – urealnić i kształtować możność istotową. Dzieje się to za pomocą aktywności własności istnieniowych. Tak więc aktywność prawdy przyczynuje powstanie duchowej władzy umysłowej. Stąd w duszy pojawia się umysł jako władza i zdolność poznawcza. Jednak aktywność własności prawdy na tym się nie kończy. Działa ona dalej kształtując już wewnętrzne wyposażenie umysłu uzdolniając go do podejmowania działań poznawczych. Sama władza umysłowa stanowi jedynie możność duchową (potentia animae). Aby taka władza (jako możność) mogła zadziałać, musi się w niej zrodzić lub pojawić aktywna zasada poznawcza, która otworzy umysł dzięki działaniu skierowanemu do realności otaczających nas bytów. Taką wewnętrzną zasadą staje się słowo prawdy, które rodzi się w umyśle pod wpływem aktów kontemplacji płynących z podmiotu osobowego.

Realna własność prawdy z racji swoich aktów kontemplacji powoduje powstanie w umyśle słowa prawdy. We władzy umysłowej nie może być obecna realna własność prawdy, dlatego pojawia się tam odpowiednia postać duchowa – właśnie słowo (słowo prawdy). Takie słowo z jednej strony umożliwia rozpoznawanie tego, co realne, zaś z drugiej strony staje się podstawą komunikacji, czyli zdolności porozumiewania się ludzi miedzy sobą. Bez tego słowa prawdy człowiek nie ogarniałby sensu, czyli rozumienia, realnych bytów. Nie wiedziałby, co o nich sądzić lub jak je nazywać. Bez słowa prawdy człowiek byłby faktycznie bezrozumny (czyli pozbawiony rozumienia rzeczywistości) oraz niezdolny do komunikacji (czyli jakiejkolwiek rozmowy). Cała nasza umysłowość nie miałaby sensu, ponieważ to dzięki słowu prawdy poznajemy i rozumiemy rzeczywistość. Słowo prawdy daje nam poznanie rozumiejące, czyli poznanie jak najbardziej prawdziwe. Można dodać, że takiego poznania człowiek nie musi się uczyć, bo ono dokonuje się spontanicznie. Być może można to łączyć z bezpośrednim oglądem realności, co nazywano poznaniem intuicyjnym (intuicja).

Dlatego należy uznać, że pierwszym i pierwotnym (początkowym) działaniem umysłu jest poznanie. Co więcej, jest to poznanie rozumiejące. W związku z tym trzeba zapytać, jak więc doszło do powstania wiedzy ogólnej i koniecznej? I tutaj musimy uwzględnić przeskok do myślenia. Mówiliśmy już, że myślenie nie jest poznaniem. Skąd zatem wzięło się myślenie? Otóż z dużą dozą pewności możemy przypuszczać, że myślenie wzięło się z negacji realności oraz z odrzucenia poznania rozumiejącego. Pouczają nas o tym dokonania nowożytnych filozofów, które możemy potraktować jako intelektualne poletka doświadczalne. Przede wszystkim Kartezjusz, żeby dojść do odkrycia cogito, musiał zanegować realność, czyli posłużyć się wątpieniem dotyczącym tego, co realne (metodycznym wątpieniem). Okazało się, że właśnie w ten sposób odkrył pojęcie cogito, czyli myślenie. Kolejną próbę utwierdzenia myślenia przeprowadził Kant, który dzięki swojej krytyce poznania odrzucił poznanie rozumiejące realności. Stwierdził, że rzecz sama w sobie (czyli w swej realności) jest niepoznawalna (właściwie nie-do-pomyślenia), a cała nasza wiedza płynie z myślenia posługującego się danymi zmysłowymi (wyobrażeniami). Stąd według Kanta poznajemy fenomeny (przedmioty, które przedstawiamy sobie naocznie) albo czyste idee myślenia, czyli noumeny, które sami tworzymy sobie bez udziału niczego.

Te koncepcje jasno pokazują, że myślenie nie jest żadnym poznaniem, a jedynie maskuje możliwości poznawcze. Jak wykazał Kant, myślenie nie dociera do realnych bytów, czyli rzeczy samych w sobie. Myślenie tworzy swój własny świat przedmiotowy (fenomenalny), ale jest to świat możliwości a nie realności. Taką teorię myślenia jako aktów świadomości rozwinął dalej Husserl. U niego ponownie, aby móc przebadać myślenie należało zawiesić istnienie realnego świata, czyli wziąć w nawias nasze poznanie rzeczywistości. Dla niego ludzka świadomość (a więc już umysł pozbawiony mocy poznawczej słowa prawdy) stała się zbiornikiem albo strumieniem myślenia, które nieustannie pędzi przed siebie. Fenomenologia pokazała doskonale intencjonalność naszego myślenia. Oznacza to, że mamy do czynienia z intencjami, czyli jakimiś pustymi skokami lub wyskokami myślenia, które w dalszej konsekwencji muszą zostać wypełnione jakimiś treściami. Otóż te treści stanowią najróżniejsze możliwości. Dlatego myślenie dotyczy jedynie pomyślanych możliwości, a nie czegoś realnego. Myślenie możliwościami w żadnym wypadku nie stanowi poznania. Jest to bowiem swobodna twórczość intelektualna, która najlepiej sprawdza się w obszarze działań artystycznych (patrz zwłaszcza sztuka konceptualna) oraz działalności technologicznej (patrz wszelkiego typu wynalazki).

Należy jeszcze podkreślić, że uznawanie myślenia za akty świadomości jest błędnym nadużyciem. Akty albo szerzej aktywność różnych podmiotów jest sprawczą mocą, która sprawia pewien rodzaj lub zakres realnego działania (w ogóle jakiejś realności). Natomiast samo myślenie niczego nie przyczynuje ani nie sprawia. Ono niejako tworzy i rozwija pewne pole możliwości – możliwego dla człowieka działania, jednak to pole możliwości nie stanowi niczego realnego. Możliwość nie jest i nigdy nie stanie się czymś realnym. Żeby dać konkretny przykład, weźmy pod uwagę problem tzw. tworzyw sztucznych. Wiadomo, że wymyślono produkcje plastików jako syntetycznych związków chemicznych, aby zachwycać się ich użytecznością dla naszego codziennego działania. Ale nikt nie pomyślał, że stworzenie czegoś syntetycznego, czyli sztucznego i tylko możliwego do użytku, spowoduje aż takie problemy środowiskowe. I dzisiaj ponosimy coraz bardziej tragiczne skutki ekspansji plastiku, aż w końcu zginiemy pod zwałami plastikowych butelek i torebek. A to są skutki, chciałoby się powiedzieć, „bezmyślnego” tworzenia wspaniałych możliwości. Dlatego powinniśmy wiedzieć i pamiętać, że możliwości tworzy nasze myślenie i tylko myślenia.

Czy można powrócić do rozumiejącego poznania rzeczywistości, w tym zwłaszcza do prawdziwego rozumienia człowieka, czyli do poznania ludzkiej realności? Otóż pytanie, kim jest człowiek, nadal pozostaje zasadniczym problemem filozofii. Zastanawiało mnie zawsze, po co chcemy zgłębiać tajemnice Kosmosu, czyli Wszechświata, skoro nie potrafimy rozpoznać lub do końca rozstrzygnąć, kim jest człowiek. Przecież od tego trzeba zacząć. Od tego zaczynała też grecka filozofia. Dlaczego przestało to dzisiaj interesować ludzi, nie mówiąc o filozofach? Przecież bez tego poznania jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę wszelkiego rodzaju ideologii, czyli dowolnego myślenia o człowieku. Pomyśleć można „niestworzone rzeczy”, tylko co z tego. To naprawdę nie przynosi ludziom szczęścia ani radości życia. Czy to naprawdę tak trudno zachwycić się własną realnością? Chyba jednak łatwiej wymyślić siebie od nowa, ma się wtedy przekonanie, że jest się panem i władcą samego siebie ( a może tylko swojego wizerunku).

16.06.2020

Moje uwagi dotyczące lektur (Pieper)



Josef Pieper w artykule Co to znaczy „Bóg mówi?” (O trudnościach wiary – dzisiaj, Warszawa 1994) podejmuje zagadnienie mowy i słowa. Zobaczmy, jak prowadzi on swoje rozważania. Rozpoczyna od określenia, czym jest mówienie. Mówienie jest najpierw wyrażaniem siebie. (s.102) To mówienie dokonuje się dzięki słowu. Słowo polega na ustanowieniu znaku. Stąd Autor przyjmuje, że również mówienie jako wyrażanie siebie ma postać znaku. Mówienie jest więc świadomym aktem ustanowienia znaku. (s.104) Wiemy, że każdy znak posiada znaczenie. Skoro Autor uznał, że słowo jest związane ze znakiem, to dalszym wnioskiem jest teza, że słowu przysługuje significatio, czyli znaczenie. (s.104) Ale pojawia się od razu szczególny rodzaj znaku, czyli symbol. Według Autora symbol jest znakiem sygnifikatywnym. (s.104) Powie on, że mówienie jest ustanowieniem symbolu. W związku z tym słowo coś nazywające pojmowane jest jako symbol rzeczy. Tak więc dzięki mówieniu staramy się uczynić rozpoznawalną realność poprzez znak sygnifikatywny. Oczywiście do tego konieczne jest poznanie. Słowo i mowa są oparte na wcześniejszym poznaniu. Dlatego słowo i mowa istnieją przy założeniu duchowego poznania. (s.105) Pierwszym stopniem mówienia jest fundamentalny akt egzystencji, który nazwano poznaniem i rozjaśnieniem rzeczywistości. Na koniec tej części rozważań pada stwierdzenie, że w prawdziwym mówieniu nadaje się rzeczy jej nazwę (jako znak sygnifikatywny). (s.105)

Dalsze rozważania dotyczą relacji jaka zachodzi pomiędzy słowem (słowem wewnętrznym) a pojęciem. Autor posługuje się tutaj terminologią zaczerpniętą z tekstów scholastycznych (Tomasza z Akwinu). Mamy więc z jednej strony słowo wewnętrzne (verbum interius) z drugiej pojęcie (conceptus). Autor zdaje się utożsamiać oba te określenia. Przytacza oczywiście wypowiedzi Tomasza:

(1)Locutio est proprium opus rationis (Sth. I 91,3) (2) Locutio est signum audibilie interioris conceptus (Sth. II/II 181,3) oraz (3) Significatio vocum refertur ad conceptionem intellectus, secundum quod oritur a rebus (Com. do Peri hermen. 1,2; 6) (zob.s.106).

[W przypisie przytacza Tomasza: Voces sunt signa intellectuum, intellectus autem sunt rerum similitudines (Quodlibeta 4 17).]

Autor wyjaśnia, że mówienie jest znakiem wewnętrznego pojęcia. Otóż pojęciowo-duchowny obraz owej pozostającej do oznaczenia rzeczywistości, jakim jest conceptus, który się tworzy w umyśle poznającego i mówiącego, jest słowem wewnętrznym, które  poprzedza słowo wypowiadane na zewnątrz. (por.s.106) Wypowiadane słowo jest znakiem słowa „wewnętrznego”, które staje się bezpośrednim znakiem samej rzeczy. Sens wypowiedzi (ten element sygnifikatywny słowa) odnosi się do pojęcia intelektualnego i na tej zasadzie pochodzi od rzeczy. Według Autora pojęcie jako słowo wewnętrzne jest koniecznym znakiem oznaczanej rzeczy. Znak ten powiadamia o samej rzeczy. Formalnie znak ten nie jest poznawany jako on sam, widzimy w nim raczej samo to, co oznacza – res – to, co rzeczywiste, stan rzeczy. Jednocześnie zaznacza on, że znak ten charakteryzuje się tym, że do swego urzeczywistnienia wymaga całkowitego włączenia się w podmiot poznający, który ma się czegoś o czymś dowiedzieć. (zob. s. 107) Rzeczywistość poznajemy w słowie wewnętrznym, do którego zmierza całe życie intelektualne. Można powiedzieć, że urzeczywistnia się w nim prawda.

Widzimy, że Autor dokonał tutaj  utożsamienia słowa wewnętrznego z pojęciem. Mamy co do takiego stanowiska poważne zastrzeżenia. Jest to spore nadużycie. Pojęcie nie odnosi się bezpośrednio do rzeczy. Nie jest więc znakiem poznawczym realnej rzeczy. Zobaczmy, co sam Autor przytacza na zakończenie tych rozważań. Chodzi o tekst z Sumy Tomasz (ale nie ma tekstu łacińskiego): „W tej samej chwili, w której człowiek ujmuje coś w swym sercu, concepit, ogarnia pojęciowo, poczyna jako obraz poznawczy – w tej samej chwili zaczyna on już mówić”. (Sth I 63,8) Natomiast zdanie wcześniej pisze, że w ludzkim mówieniu pierwszą rzeczą jest „poczęcie” słowa wewnętrznego. Gogacz, który omawiał zagadnienie słowa serca, mówił wprost o zrodzeniu słowa. Słowo serca albo słowo wewnętrzne zostaje zrodzone jako efekt procesu poznania intelektualnego. Jeżeli więc określenie conceptus (jako coś zrodzonego) pojawia się w umyśle, to faktycznie należałoby odnosić je do słowa wewnętrznego (ja nazywam je słowem prawdy). Ale wówczas nie można tego określenia pojmować w sensie dzisiejszego rozumienia „pojęcia”. Otóż „pojęcie” oznacza dziś (po dokonaniach filozofii nowożytnej) podstawowy element myślenia, a co za tym idzie podstawowy element języka (systemu językowego). Dlatego nie wolno utożsamiać scholastycznego terminu (i rozumienia) słowa wewnętrznego z dzisiejszym terminem pojęcia. Słowo w żadnym wypadku nie jest pojęciem. Słowo jest bowiem efektem procesu poznawczego, natomiast pojęcie jest już efektem naszego myślenia o poznanej rzeczy. Toteż słowo niesie ze sobą poznawcze rozumienie (sens rzeczy), natomiast rozumienie, właściwie znaczenie, przypisywane pojęciu pochodzi z definicji. Oznacza to, że pojęcie nabiera sensu dzięki definicji. Jest to fundamentalna różnica, czyli różnica, jaka zachodzi pomiędzy poznaniem a myśleniem (trzeba pamiętać, że myślenie nie jest poznaniem).

Autor zakłada, że pojęcie jest pewnym znakiem, do tego dochodzi jeszcze współczesne pojmowanie pojęcia, które przyjmuje, że pojęcie powinno oznaczać daną rzecz. Jednak pojęcie, jakie funkcjonuje w systemie wiedzy naukowej, swoje znaczenie bierze z definicji, a nie od realnej rzeczy. Pojęcia rozumiemy bowiem dzięki definicyjnemu określeniu (czyli zdefiniowaniu). Pojęcia niezdefiniowane jako bezsensowne pozostają poza systemem naukowym. Niestety, z tego powodu wiedza naukowa, przede wszystkim w naukach humanistycznych (naukach o człowieku), zaczęła odchodzić od rzeczywistości na rzecz dowolnych pojęć i twierdzeń. Dzisiejsza nauka jest w stanie stwierdzić, że człowiek jest myśleniem albo wolnością albo nie wiadomo czym, co prowadzi różne teorie na zupełne manowce. Wymyślić możemy cokolwiek, ale poznać prawdziwą realność wcale nie  jest tak łatwo. To wymaga dużego przygotowania filozoficznego.