24.05.2013

Ale pomyśl tylko...


Egzystencja i słowo



Święty Tomasz z Akwinu uznał, że byt składa się z istnienia i istoty. Istnienie sprawia, że cała struktura bytowa jest realna, w przeciwieństwie do treści pojęciowej. To istnienie decyduje, że mamy do czynienia z realnym bytem jednostkowym. Istnienie bytu pochodzi od Boga, który jest czystym aktem istnienia posiadającym moc stwórczą.


Współczesna filozofia wprowadziła nową terminologię. Jest tam mowa o egzystencji i esencji. Okazuje się, że można ten tradycyjny podział Tomasza wyrazić w nowych terminach. Dlatego powiemy, że byt stanowi związek i połączenie egzystencji z esencją (czyli istnienia z istotą). O istnieniu powiemy, że jest egzystencją (ex-sistentia, w rozumieniu Heideggera). To znaczy, że istnienie jest aktem i mocą, które znajdują wyraz (ujście) na zewnątrz. Sprawcza moc istnienia znajduje ujście w treści istotowej. Istota stanowi więc wyraz aktywności istnienia.


Z kolei istotę, czyli esencję bytu, możemy nazwać subsystencją (sub-sistentia, w rozumieniu Gogacza). Subsystencja jest to coś, co podlega istnieniu albo to, co jest jemu poddane. Istota (esencja) jest subsystencją, gdyż jako możność podlega aktowi istnienia, jest mu we wszystkim poddana. Istota jest całkowicie zależna od istnienia. To istnienie (i jego własności) kształtują istotę z jej właściwościami.


Wydaje się zatem, że terminy egzystencja i subsystencja najlepiej opisują charakter aktu i możności. Egzystencja opisuje istnienie jako akt, zaś subsystencja opisuje istotę jako możność. Natomiast termin substancja w pełni odpowiada pojęciu subsystencji i właśnie taka rolę pełnił w całej historii filozofii esencjalistycznej (poczynając od Arystotelesa).


Egzystencja wyraża się w esencji (czyli w subsystencji). To egzystencja rodzi esencję (subsystencję). Egzystencja przemawia przez esencję. Esencja jest wyrazem egzystencji. Esencja wyraża egzystencję. Esencja jest mową egzystencji. To znaczy, że esencja udostępnia poznawczo egzystencję. Esencja (subsystencja) udostępnia egzystencję w sposób rozumowy (racjonalny), dostępny dla ludzkiego rozumu. Dlatego powiemy, że esencja (subsystencja) udostępnia byt dla naszego poznania. Esencja czyni byt racjonalnym, czyli poznawalnym. Egzystencja uobecnia  (czyli czyni obecnym) jeden byt dla drugiego. Natomiast esencja udostępnia (czyli czyni dostępnym) poznawczo jeden byt dla drugiego.


Istnienia każdego bytu jest wyposażone we własności transcendentalne. Wydaje się, że to własności transcendentalne przejawiające istnienia przyczynują istotę. Istota staje się dzięki własnościom transcendentalnym. Egzystencja jest samym istnieniem obdarzonym własnościami transcendentalnymi. Istnienie, jako egzystencja, manifestuje się w esencji. Gdy egzystencja ujawnia się na zewnątrz, staje się czymś sensownym i zrozumiałym. Wtedy egzystencja staje się już „czymś” realnym, staje się bytem, który jest połączeniem istnienia i istoty (jest połączeniem aktu istnienia i możności istotowej).


Własności transcendentalne zawarte w istnieniu przyczynują oraz kształtują istotę bytu. Realność powoduje, że istota staje się realną treścią (czyli subsystencją). Jedność i odrębność sprawiają, że mamy do czynienia z jednostkowym bytem odrębnym od innych bytów. Mówimy wtedy o bycie w sobie (ens in se) i bycie samym przez się (ens a se lub ens per se). Z kolei prawda i dobro zdają się kształtować sferę duchową (intelekt i wolę). Dopiero dalej dusza ujawnia się poprzez cielesność. Duch wyraża się i ujawnia w życiu.


Istnienie wyraża się w słowie. Słowo manifestuje istnienie na zewnątrz. Słowo jest objawieniem istnienia. W realnym bycie słowo utożsamia się z istotą (czyli z subsystencją). Istota stanowi pierwsze słowo bytu. To w istocie i poprzez istotę ujawnia się cały sens bytu (jako sens istnienia). Dlatego mówimy, że istnienie przemawia przez istotę.


Na poziomie istnienia słowo obejmuje własności transcendentalne. Dzięki własnościom transcendentalnym moc istnienia ujawnia się jako istota. Na poziomie istoty mamy już do czynienia ze słowem, które staje się treściowością bytu. Takie słowo stanowiące istotę (subsystencję) możemy nazwać słowem bytu (verbum entis). Własności transcendentalne zawarte w istnieniu byłyby jakimś ukrytym słowem, chociaż już obecnym w istnieniu. Można też mówić o ukrytym sensie bytu. Sama egzystencja zawiera więc jeszcze ukryty sens bytu. Dopiero esencja (subsystencja) ujawnia w pełni ten sens na zewnątrz. Istota manifestuje i ujawnia sens istnienia (sens bytu) na zewnątrz. [Dlatego prawda jako sens jest jawnością bytu lub bycia według Heideggera.] Słowo wyraża sens egzystencji (istnienia). To dzięki słowu egzystencja staje się zrozumiała i sensowna. Słowo jako esencja staje się wyrazem aktywności egzystencji (istnienia).


Istnienie ujawnia swój sens poprzez istotę i słowo (logos). Istota jako subsystencja staje się racjonalną treścią. Sama istota staje się sensem istnienia i sensem bytu.


Dopiero takie ujawnione istotowo słowo pasuje do intelektu. Intelekt jest zdolny odebrać słowo i niesiony przez nie sens. W ten sposób intelekt doświadcza treści istotowych. Sens bytu dociera do intelektu w postaci słowa. Słowo jest tu nośnikiem sensu. Dzięki słowu sens bytu (istnienia) przepływa dalej aż do intelektu. Sens bytu oddziałuje na intelekt w postaci słowa. To oddziaływanie rodzi w intelekcie słowo serca, czyli już treść ujętą poznawczo.

Słowo i wiara



Jak się dokonuje prawdziwe spotkanie między ludźmi? Na czym polega ów tajemniczy kontakt? Co tutaj odgrywa zasadniczą i najważniejsza rolę? Jeśli się na tym zastanawiam, to od razu przychodzi mi na myśl taka sytuacja, kiedy mówię do dziecka – „Kocham Cię”.


Ludzie rozmawiają ze sobą. Człowiek mówi do człowieka. Jak odkrył Buber, człowiek jest istotą dialogiczną. Jeśli do kogoś mówię, to obdarzam go słowem. Ale nie chodzi w tym wypadku o zwykłe posłużenie się językiem i jego znaczeniami. Chodzi tutaj o fundamentalne słowo Bubera, które stanowi kategorię osobową. Kiedy mówię do dziecka – „Kocham Cię” („Pamiętaj, że Cię kocham.”), to daję mu swoje słowo. Jeżeli chcę powiedzieć (wy-mówić) coś ważnego, wtedy daję komuś swoje słowo. Posyłam to słowo do drugiego człowieka. Prawdziwy dialog ma miejsce wtedy, gdy daję swoje słowo. Ważne znaczenie ma tu zarówno to, że daję, jak i to, że jest to moje słowo. Jeśli mówię dziecku, że je kocham, to właśnie daję mu swoje słowo.


Jeśli daję dziecku swoje słowo, to coś obiecuję. Obiecuję mu swoje poświęcenie i pomoc (nawet ofiarę), obiecuję mu siebie. Gdy daję dziecku słowo, to jednocześnie ofiaruję mu siebie. Dając słowo coś przyrzekam i obiecuję. Dane słowo jest przyrzeczeniem. Przyrzekam dziecku swoje oddanie. Przyrzekam, że będę z nim zawsze razem. Przyrzekam, że będę mu zawsze służył pomocą. Przyrzekam, że będę zawsze dla niego dostępny i obecny. Kiedy mówię – „Kocham Cię”, kiedy daję moje słowo, wówczas nawiązuję prawdziwą relację osobową.


Słowo objawia bowiem samą osobę. Słowo stanowi objawienie osoby, to znaczy, że zarazem ukazuje i uobecnia samą osobę. Dlatego jeśli daję komuś moje słowo, to dokonuje się od razu coś więcej niż rozmowa, gdyż w tym słowie oddaję mu jednocześnie siebie samego, daję swoją osobę. W słowie objawia się przemawiająca osoba. To osoba wyraża się w słowie. Tak naprawdę tylko osoba mówi do drugiej osoby. To właśnie osoba przekazuje słowo lub daje słowo drugiej osobie. Słowo jest więc pierwszym wyrazem kontaktu osobowego. Słowo jest rozpoczęciem spotkania osób, jest jakby pierwszym etapem osobowego spotkania. Słowo zapoczątkowuje relację osobową.


Człowiek daje słowo. Człowiek może też przyjąć słowo. Słowo jest przepływa pomiędzy ludźmi. Słowo jest jakimś przepływem, jest relacją. Jeżeli daję komuś moje słowo, to może ono zostać przyjęte. Przyjąć słowo znaczy uznać je i zaakceptować. (Ale to słowo może być również odrzucone.) Człowiek jest bytem otwartym. Przyjmuje więc słowo innego człowieka (lub Boga). Jeżeli słowo pochodzi od osoby, to nie sposób go nie przyjąć.


Przyjęcie i uznanie słowa rodzi wiarę. Wiara jest przyjęciem i uznaniem słowa. Wiara rodzi się ze słowa. Rodzi się z przyjętego słowa. Gdy słowo dociera do naszego umysłu i zostaje przyjęte, wtedy rodzi wiarę. Wiara stanowi obecność słowa w naszym umyśle. Spotkanie dwóch osób dokonuje się w wierze i poprzez wiarę. W wierze spełnia się już relacja osobowa. Gogacz twierdzi, że sama wiara jest relacją osobową.


Przyjęte słowo wywołuje wiarę. Wiara jest przyjęciem słowa osobowego, czyli tego słowa, które pochodzi od osoby. Przyjmując i znając słowo, jednocześnie w nie wierzę. Ale już mówiliśmy, że słowo objawia osobę. Przyjmując czyjeś słowo wierzę zarazem w tego, kto daje mi to słowo. Jeśli ktoś mówi, że mnie kocha, to przyjmując jego słowo, wierzę samemu człowiekowi, który obiecuje mi tę miłość. Wierzę więc w czyjeś słowo, ale wierzę też w tę miłość, a na koniec wierzę w samego człowieka.


Taka jest wiara dziecka, któremu ofiarowuję swoje słowo, dalej ofiarowuję swoją miłość, a wreszcie ofiarowuję samego siebie. Dziecko jest otwarte na osobowy kontakt. Dziecko jest otwarte na osobę ojca i matki. Dziecko jest wierne. Dziecko jest otwarte i ufne, i od razu podejmuje wiarę. Dziecko wierzy w słowo ojca i matki. Dziecko zawsze wierzy rodzicom. Dziecko potrzebuje miłości i osobowego kontaktu.


Jeżeli jednak chcemy odebrać komuś swoje słowo, jeśli nie dotrzymujemy danego słowa, to wówczas zrywamy całą relację. Zabieramy dziecku dane słowo, co powoduje utratę wiary. Odbieramy wtedy dziecku wiarę w słowo, odbieramy mu wiarę w miłość, odbieramy mu wiarę w człowieka. Jedno słowo – „Już Cię nie kocham” („Nie potrzebuję Cię.”), i mamy ludzki dramat. Rozpoczyna się osobista (osobowa) tragedia małego człowieka, gdyż pozbawienie dziecka więzi osobowych powoduje totalną destrukcję osobowości.


Jeśli dziecku coś dajemy i wciąż to zabieramy, to rodzi się zwątpienie jako utrata wiary. Dziecko traci oparcie w drugiej osobie, traci oparcie w rodzicach. Zamyka się w świecie własnych marzeń i fantazji, albo zaczyna kierować się złem (złośliwością). Podobnie dzieje się, gdy kłamiemy. Jeśli ktoś kłamie, jeśli wypowiada puste i złe słowo, to wyrządza tym straszną krzywdę, gdyż zamiast coś dawać, daje tylko „nic”, czyli pełne zło (brak i pozbawienie sensu). Przecież nie można przyjąć i uznać nicości (czegoś, czego nie ma). Dlatego z kłamstwa nie może zrodzić się nic dobrego. Na kłamstwie nie można niczego zbudować. Nie można zbudować żadnej trwałej relacji między ludźmi. Na kłamstwie oparte są jedynie pozory i złudzenia.


Często też oszukujemy lub staramy się przed kimś ukryć. Ale taka sytuacja niewiele różni się od kłamstwa. Jeżeli bowiem nie chcę dać komuś swojego słowa, ale zaczynam zmyślać i opowiadać bajki, to tworzę zasłonę. Zamiast ujawnić siebie, swoją osobę, zasłaniam się potokiem słów, ale tych językowych. Wówczas odgradzam się murem systemu językowego, murem wymyślonych znaczeń. Chociaż więc rozmawiam z ludźmi, to jednak nie daję im swojego słowa, nie otwieram się. Zamierzam się tylko ukryć, schować za znaczeniami, które są już martwe. Tylko słowo pochodzące od osoby jest naprawdę żywe.


Na tym polega też literatura i cała twórczość literacka. Literatura stara się zbudować ze znaczeń języka swój własny świat. Stara się narzucić swoje widzenie lub przeżywanie świata i człowieczeństwa. Ale nie jest to nigdy osobowa rozmowa. Nigdy nie jest to obdarzanie kogoś swoim osobistym słowem. Najczęściej w literaturze łączą nas przeżycia i emocje. Razem cieszymy się lub boimy. Razem smucimy się lub gniewamy. Łączą nas wtedy emocje, ale nie relacje osobowe. Literaturze wydaje się, że pełne i doskonałe spotkanie odbywa się poprzez emocje. Ale to tylko kolejne złudzenie.


Jeśli się razem cieszymy, jeśli współodczuwamy razem, to wydaje się nam, że już coś nas łączy. Jednak przychodzi moment gniewu i wszystko się rozpada. Pamiętajmy, że gdy się na kogoś gniewamy, to najczęściej odbieramy swoje słowo lub chcemy je zabrać, bo mówimy wtedy – „Już Cię nie kocham”. To również wywołuje zwątpienie i zerwanie relacji osobowej. Okazuje się zatem, że łączność osobowa jest niezwykle krucha, choć bardzo głęboka.


Podsumowując nasze rozważania możemy powiedzieć, że w spotkaniu pomiędzy ludźmi tak naprawdę chodzi o ofiarowanie komuś słowa. Spotkanie musi się rozpocząć od dania komuś swojego słowa i dalej przyjęcia tego słowa w wierze. Słowo pochodzi bowiem od samej osoby. Słowo wyraża istnienie osoby (samo bycie osobą). Jest to zawsze słowo osoby. Dlatego powiemy, że to osoba mówi do osoby, czyli jedna osoba daje swoje słowo drugiej osobie. Prawdziwe słowo ma zawsze osobowy charakter. W słowie uobecnia się i ukazuje moja osoba, moje Ja. Słowo pełni więc rolę samej relacji (nawiązania relacji). Wydaje się jednak, że Buberowskie słowo-klucz „Ja-Ty” ma tylko symboliczny charakter. Moje słowo zawsze zwraca się do kogoś, do drugiego Ty. Ale nie chodzi w nim o samo nazwanie lub wypowiedzenie „Ty”.


Słowo jest tylko przepływem (nośnikiem sensu). Słowo pełni rolę łącznika pomiędzy Ja i Ty. Jest jakby relacją (w jedną stronę), ale ta relacja nie ustanawia swoich kresów, jak u Bubera. Tylko osoba może wypowiedzieć słowo, chcąc w ten sposób nawiązać relację. Słowo ukazuje tylko osobę jako podmiot relacji, jako „bycie dla...”. „Kocham Cię” znaczy „Jestem dla Ciebie”, „Jestem twój”, „Jestem twoją osobą”. Słowo wyraża więc odniesienie Ja do Ty. Ale nie ustanawia tych podmiotów. Słowo wzywa więc tylko do relacji. Słowo jest wezwaniem. To znaczy, że Ja jako osoba wzywam drugą osobę do podjęcia i nawiązania relacji.


Dlatego wychowanie (pedagogika), zwłaszcza w rodzinie, musi być oparte na słowie i czynie. Ale musi być oparte na słowie osobowym i czynie osoby. Pamiętajmy, że tylko osobowe słowo odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu osoby i osobowości dziecka. Dlatego we wzajemnych kontaktach słowo posiada przemożną siłę. Pełni zawsze pierwszoplanową rolę. Błąd na tym poziomie powoduje często dramat na całe życie.

Wiara i myślenie (credo et cogito)



Słowo przyjęte w rozumie (lub sercu) rodzi wiarę. Wiara jest przyjęciem i uznaniem słowa. Wiara jest afirmacją. Wiara jest afirmacją słowa, ale jest też afirmacją egzystencji (istnienia). Słowo niesie bowiem ze sobą sens egzystencji. Wiara jest afirmacją tego sensu egzystencji. W ten sposób wiara staje się afirmacją realności (rzeczywistości – tego, co realne, istniejące).


Wiara stanowi w rozumie uznanie tego, co realne. Wiara stanowi siłę i zdolność rozumu (u św. Tomasza wiara jest sprawnością rozumu – habitus mentis). Wiara wywołuje w rozumie zdolność afirmacji, czyli przyjęcia i uznania tego, co realne (bytu). Dzięki wierze nasz rozum zdobywa jakieś pragnienie afirmacji, zdobywa zdolność kierowania się afirmacją jako zasadą poznania. Dzięki wierze rozum zdobywa zdolność kontemplacji. Dlatego wierzący rozum jest zdolny do przyjęcia tego, co realne. Jest zdolny do uznania bytu i  jego sensu. Wierzący rozum jest poddany bytowi.


Wierzący rozum może uznać to, co realne. Wierzący rozum kieruje się afirmacją sensu (assensus = ad-sensus). Wierzący rozum jest nastawiony na sens realności, na sens bytu. Taki rozum otwiera się na rzeczywistość, otwiera się dla realności (dla egzystencji i jej sensu). Tylko wtedy rozum jest zdolny przyjąć sens i słowo bytu. Jeśli rozum przyjmuje słowo bytu, jeśli je uzna, to zarazem uznaje sam byt, czyli istnienie (egzystencję). Jeżeli rozum uznaje słowo bytu, to wówczas czerpie sens z samego bytu. Nie próbuje sam wymyślać sensów i znaczeń.


Gdy zaś rozum zostanie pozbawiony wiary, wtedy może stracić akceptację realności. Jeżeli rozum jest pozbawiony wiary, to wtedy może zanegować realność. Jeśli rozum utraci już wiarę, to popada w zwątpienie i negację. Właśnie z tego zwątpienia rodzi się myślenie (cogito), jak odkrył Kartezjusz. Aby rozum zaczął myśleć, musi najpierw odrzucić słowo, porzucić rzeczywistość. Rozum musi odwrócić się od tego, co realne, i zamknąć się w sobie. Wtedy zaczyna myśleć. Myślący rozum nie potrzebuje już rzeczywistości, nie potrzebuje bytu i egzystencji. Myślący rozum wystarcza sam sobie (staje się już świadomością).


Jeśli więc człowiekowi zabraknie wiary (credo), to pojawia się myślenie (cogito). Cogito jest to czysta racjonalność, nie skażona żadną rzeczywistością. Jeśli rozumowi brakuje wiary (wiary w słowo i byt), to pozostaje mu tylko myślenie. Wówczas rozum jest zdany tylko na myślenie. Staje się rozumem myślącym (czyli świadomością). Myślenie będzie wtedy jedyną zasadą rozumu, jedyną jego zdolnością. Jedynym celem dla myślącego rozumu staje się wiedza. Wiedza i myślenie zdają się panować nad światem i rzeczywistością. Myślący rozum (świadomość) stara się wszystko podporządkować myśleniu (cogito).


Myślenie jest zmienne i niepewne. W myśleniu nie ma żadnej stałości, gdyż wtedy znikłoby samo myślenie. Myślenie jest jak ten wąż, który połyka swój własny ogon. Myślenie (cogito) jest oparte na negacji. Myślenie jest w stanie wszystko zanegować. Samo myślenie ma postać negacji, jak pokazują dzieje dialektyki. Doskonałym przykładem jest tu dialektyka Heglowska. Potwierdzeniem jest również dialektyka Abelarda (sic et non). Pokazują oni, że ludzki rozum może wszystko potwierdzić i zanegować.


Wydaje się także, że Arystotelesowskie zdziwienie jest tylko negacją wątpienia, wywołanego brakiem wiary. Filozofia Arystotelesa (rozumne myślenie) pragnąc wyjść poza wątpienie neguje je i wtedy pojawia się zdziwienie. Zdziwienie, że istnieje coś obok nas samych, że jest coś realnego. Jest to zdziwienie myśli, że nie jest ona sama, że jest coś poza nią, czego ona nie ogarnia. To jest początek realistycznego myślenia, realistycznej filozofii. Ale jeśli w takim myśleniu pojawia się afirmacja, to nie będzie ona miała rangi zasady poznania, lecz będzie tylko jedną z możliwości poznania.


Samo myślenie (cogito) jest idealistyczne. Myślenie posługuje się pojęciami (ideami), czyli abstrakcyjnymi znaczeniami. Myślenie abstrahuje, wszystko uogólnia. Myślenie tworzy ogólną wiedzę. Myślenie wszystko absolutyzuje, jak by powiedział Levinas – wyabsolutnia. Myślenie dąży do absolutu, ale jeśli nie znajduje go w rzeczywistości, wówczas zaczyna tworzyć własne absoluty. Właśnie wtedy pojawia się w myśleniu totalizm, przed którym przestrzegał Levinas. Jeśli świadomość tworzy swój absolutny świat, to powstają totalizmy i wszystkie zbrodnie przeciwko ludzkości (imperializm, faszyzm, komunizm).


Z tego, co powiedzieliśmy dotychczas wynika, że mamy wyraźne przeciwieństwo w postaci wiary i  myślenia. Nie należy więc przeciwstawiać wiary i rozumu, chyba że mówimy wyłącznie o rozumie myślącym. Przeciwieństwem wiary (credo) jest myślenie (cogito). Wiara i myślenie należą bowiem do rozumu. Zarówno wiara jak i myślenie są działaniami rozumu. Zobaczmy teraz, jakie będą wnioski, jeśli zestawimy ze sobą i porównamy wiarę i myślenie.


Wiara jest afirmacją. Wiara daje poznaniu akt afirmacji. Natomiast myślenie jest negacją. Myślenie działa na zasadzie negacji, bo aby zacząć myśleć, trzeba zanegować rzeczywistość. Jeśli więc mamy wiarę, to posługujemy się afirmacją rzeczywistości. Ale jeśli tej wiary brakuje i przechodzimy do myślenia, to pozostaje nam zwątpienie i negacja. Właśnie ze zwątpienia rodzi się cogito, jak pokazał Kartezjusz. Tak więc wiara łączy człowieka i jego rozum z rzeczywistością, natomiast myślenie odrywa nas od rzeczywistości. Wiara stanowi o otwartości człowieka i rozumu, zaś myślenie zamyka człowieka w sobie, zamyka rozum w kręgu świadomości. Wiara otwiera bowiem człowieka na rzeczywistość, a myślenie zamyka człowieka w świadomości. Do myślenia nie potrzeba przecież rzeczywistości. Do myślenia wystarczy samo myślenie. (zobacz u Kartezjusza)


Wiara uznaje słowo bytu, uznaje rzeczywistość (to, co realne). Wiara stanowi potwierdzenie rzeczywistości. Natomiast myślenie jest tylko pozorem rzeczywistości. Myślenie tworzy jedynie pozory. Rzeczywistość można bowiem tylko przyjąć, nie da się jej wymyślić, gdyż rzeczywistość już istnieje. Można wymyślać tylko fikcje i fantazje (można wymyślać literaturę). Myślenie jest twórcze, ale tworzy tylko fikcje i pozory. To myślenie (cogito) jest twórcą kultury (sztuki, literatury, itd.). Myślenie jest kulturotwórcze. Myślenie jest doskonale literackie i kulturowe. Myślenie tworzy świat wartości, tworzy swój własny świat wartości, jak u Schelera. Natomiast wiara prowadzi wprost do świata łaski. Jeśli wiara dotyczy Boga, to otwiera przed nami świat łaski i zbawienia.


Wiara rodzi się ze słowa. Ale sama wiara także przemawia, czyli posługuje się słowem. Wiara głosi dalej przyjęte słowo. Zaś myślenie posługuje się pojęciami (ideami). Myślenie tworzy pojęcia ogólne, tworzy abstrakcje, czyli odrzuca to, co jednostkowe i niepowtarzalne. Natomiast wiara przyjmuje i uznaje słowo. Wiara afirmuje także przemawiającą osobę. Wiara uznaje więc konkretną osobę, która mówi do nas. Wierzę zawsze w jakąś konkretną osobę. Wiara więc konkretyzuje, dotyka tego, co konkretne i jednostkowe. Wiara nie ma w sobie nic ogólnego. Wiara daje nam relację z konkretną i jednostkową osobą. Myślenie natomiast uogólnia i  absolutyzuje. Dlatego myślenie tworzy tylko ogólną wiedzę. Stwierdzenie – „Wierzę w Absolut”, jest tylko myśleniem, a nie wiarą. Wiara powie bowiem – „Wierzę w Ciebie”, „Wierzę w Jezusa Chrystusa”.


Podsumujmy nasze rozważania. Wiara stanowi pierwszą zasadę rozumu. Wiara pozwala nam bowiem na kontakt z rzeczywistością. To właśnie wiara pozwala nam otworzyć się na realny świat. Wiara stanowi afirmację rzeczywistości. Wiara łączy nas z rzeczywistością. Z tym, co realne i istniejące kontaktuje nas wiara. To wiara kontaktuje nas z realnym bytem – z jego istotą i istnieniem.


Wiara stanowi przyjęcie i uznanie słowa. Stanowi uznanie słowa bytu i słowa osoby. W odniesieniu do bytów nieosobowych wiara ma postać kontemplacji. Kontemplacja jest wiarą w słowo bytu. Natomiast wobec bytów osobowych mamy właśnie wiarę (fides). Ta wiara dotyczy osoby udostępniającej się w słowie osobowym.


Poznanie osoby jest więc związane z wiarą. Poznanie osoby rozpoczyna się od wiary. Wiara stanowi pierwsze spotkanie z osobą. Wiara daje nam pierwsze doświadczenie osoby. Nie ma bowiem innej drogi poznania osoby niż wiara. Ponieważ tylko wiara umożliwia nam dotarcie do poziomu istnienia w bycie. Bez wiary nigdy byśmy nie poznali istnienia.


Dlatego trzeba się zgodzić z Jaspersem i Marcelem, że wiara jest źródłem metafizyki, a metafizyka jest funkcją wiary. Filozofii potrzebna jest dziś właśnie taka wiara – wiara w rzeczywistość, wiara w słowo niosące i wyrażające sens bytu, wiara w sam sens istnienia. Taką wiarę odkryła dla nas filozofia egzystencjalne i musimy to dziś wykorzystać.


Jeśli spojrzymy teraz na myślenie, to zobaczymy, że myślenie przeciwstawia się wierze. Myślenie może tworzyć wiedzę, ale samo nie jest w stanie sięgnąć do samego bytu. Myślenie może tworzyć różnorodną wiedzę. Może tworzyć wiedzę filozoficzną, ale będzie to idealizm. Mogę bowiem pomyśleć swoje myślenie, ale nie mogę wymyślić rzeczywistości. Mogę wymyślać różne koncepcje i teorie. Mogę tworzyć wiedzę empiryczną, ale mogę także tworzyć wiedzę abstrakcyjną i aprioryczną.


Myślenie może ujmować tylko siebie samo. Myślenie tworzy swój własny świat – świat wyimaginowany, jak byśmy dziś powiedzieli – świat wirtualny. Dopóki bowiem jesteśmy w „sieci” myślenia, dopóty nie możemy wyjść poza myślenie i nie mamy kontaktu z rzeczywistością. Dopiero wiara daje nam możliwość rozbicia i przełamania świata myślenie. Jedynie wiara może przerwać skorupę świadomości. Tylko wiara pozwala nam wyjść poza myślenie i świadomość.


Rozum posiada różnorodne możliwości poznawcze. Albo może czerpać poznanie z rzeczywistości, albo może ograniczać się do własnej aktywności, czyli myślenia, albo rozum może posługiwać się obu tymi zdolnościami. Jednak aby rozum mógł nawiązać kontakt z rzeczywistością potrzebna jest mu wiara, czyli przyjęcie i uznanie słowa (słowa bytu lub słowa osoby). Jeśli z jakichś powodów rozum nie dokona tego przyjęcia, to pozostaje mu aktywność czysto pojęciowa, abstrakcyjna – czyli myślenie. Natomiast jeśli rozum rozpocznie swoje działanie od wiary, to będzie mógł poznawać i ujmować rzeczywistość. Ale jeśli rozpocznie od myślenia, to kontakt z rzeczywistością będzie utrudniony albo nawet niemożliwy.


Człowiekowi do życia są potrzebne obie te zdolności – zarówno wiara jak i myślenie. Człowiekowi potrzebny jest bowiem bezpośredni kontakt z rzeczywistością oraz z drugim człowiekiem, jaki daje wiara. Człowiekowi potrzebne jest również myślenie, aby mógł tworzyć wiedzę o świecie, o sobie samym lub o Bogu. Człowiekowi potrzebna jest także twórczość kulturowa, aby mógł urozmaicać swoje życie i swoje otoczenie. Ale trzeba pamiętać, że ta działalność na polu sztuki i kultury nie może się odbywać kosztem spotkania i kontaktu z drugim człowiekiem i Bogiem. Trzeba pamiętać, że bez wiary nie będzie osobowego życia, nie będzie prawdziwej osobowej miłości, nie będzie żadnej prawdziwej łączności między osobami, nie będzie wreszcie wspólnoty.

Słowo i czyn



Dla człowieka przyjęcie słowa i wiary to dopiero początek drogi. Ludzkie życie realizuje się bowiem w pełni dopiero w czynie i działaniu (w miłości). Trzeba więc zapytać, jak dokonuje się owo dalsze przejście od słowa do czynu? Jaki zatem jest związek słowa z czynem, a czynu z osobą?  I do jakiego działania człowieka potrzebne jest słowo i wiara? W ten sposób stajemy przed kolejnym etapem rozważań dotyczących metafizyki osoby.


Jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, słowo zostało przyjęte i wywołało uznanie (assensus), czyli wywołało wiarę. Uznając oddziałujące na nas słowo, akceptujemy cały sens, jaki niesie ono ze sobą. Inny bowiem jest sens rzeczy, a inny jest sens osoby. Jeśli przyjmujemy zwykłe słowo bytu przedmiotowego, to ujawnia się nam sens tego bytu jako rzeczy (przedmiotu). Jeśli jednak przyjmujemy słowo osoby, to napotykamy już zupełnie inny sens – sens osobowy (sens osobowej egzystencji). W osobowym słowie doświadczamy więc spotkania z osobą, a nie rzeczą.


Tak więc słowo, które do nas dociera i które przyjmujemy w rozumie (intelekcie), niesie ze sobą podstawową informację o charakterze i randze (o wartości lub godności) napotkanego bytu. Słowo jest bowiem nosicielem sensu. Od tego więc, jaki sens nam przyniesie, zależy dalsze nasze działanie i postępowanie. Nasz czyn zależy więc od przyjętego słowa. To sens zawarty w słowie wyznacza i określa nasze działanie. Tylko wówczas to działanie będzie miało swój własny sens. Bez sensu płynącego ze słowa nasze działania mogą być pozorne i bezsensowne, gdyż będą pozbawione realnego sensu, czyli realnego kontaktu z rzeczywistością. Działanie powinno otrzymać sens od realnego bytu, inaczej stanie się bezsensowne.


Jeżeli przyjmiemy i zaakceptujemy sens płynący od realnego bytu, to od razu rozpoznajemy rangę i ważność poznawanych bytów, rozpoznajemy sam sposób bytowania (istnienia). Rozum czerpie bowiem sens pochodzący od realnego bytu. Dlatego sens przyjęty od przedmiotowego bytu (czyli od rzeczy) różni się zasadniczo od sensu osoby, czyli bytu podmiotowego. Sens jako realna treść bytu określa nasze działanie wobec tego bytu. Inaczej odnosimy się do rzeczy, a inaczej do osoby. Dlatego spotkanymi rzeczami możemy się posługiwać, możemy ich używać, możemy z nich korzystać lub nawet wykorzystywać do innych celów. Natomiast zupełnie inaczej wygląda sprawa ze spotkaną osobą. Ponieważ oddziałujący na nas sens osoby wyznacza szczególne działanie. Osoby możemy tylko pragnąć, osoby możemy tylko chcieć jako celu (jako bezwzględnego dobra). Osoby dotyczy więc tylko chcenie, rzeczy zaś dotyczy użycie. Osoby nie możemy używać, nie możemy jej wykorzystywać, ani nie możemy się nią posługiwać, gdyż wtedy zagubimy cały sens osoby.


Jeżeli więc sens osoby dotrze do naszego rozumu, to wtedy mamy możliwość właściwego odniesienia do osoby. Tylko przyjęty sens ukazuje nam bowiem osobę jako pełną prawdę i bezwzględne dobro, jako doskonałą realność. Sens osoby ukazuje więc samą osobę jako cel naszego działania i życia, jako spełnienie naszego człowieczeństwa. Przyjęty w rozumie sens osoby staje się podstawą aktu woli. Właśnie dobra jako celu dotyczy chcenie. Dlatego do osoby zwracamy się z chceniem. Jednocześnie to chcenie określa nasze czyny, całe nasze działanie. Wówczas chcenie staje się zasadą działania samej woli, która odtąd będzie zdolna do chcenia, a nie tylko do używania i posługiwania się rzeczami.


Żeby wola została poruszona przez rozum (intelekt), musi otrzymać faktyczny impuls, czyli coś, co posiada pobudzającą siłę. Taką siłę posiada z pewnością sens zaczerpnięty od realnego bytu. Żeby wola mogła działać, musi być pobudzona przez sens ukazany jej przez rozum. Ten sens stanowi wezwanie do działania, do czynu. Byt wzywa nas do działania przemawiając w swoim słowie. Słowo dostarcza bowiem do rozumu (intelektu) sens bytu, będący dla woli wezwaniem i pobudką do działania. Sens bytu staje się wówczas zachętą do czynu. Zachęca do działania naszą wolę. Ukazany sens stanowi dla woli zachętę i pobudkę.


Św. Anzelm z Canterbury mówił o dwóch pobudkach woli – o użyciu i o chceniu. Wydaje się, że użycie rodzi się jako kontakt z rzeczami (z bytami naturalnymi lub z wytworami kultury). Natomiast chcenie rodzi się w woli pod wpływem kontaktu z osobami. [np. dziecko napotyka najpierw rodziców i dlatego w jego woli najpierw pojawia się chcenie.] Użycie dotyczy więc rzeczy (bytów przedmiotowych), zaś chcenie dotyczy osób (bytów podmiotowych).


Tak więc kontakt z rzeczywistością określa i wyznacza same zasady działania woli, czyli jej pobudki. W ten sposób wola otrzymuje możliwości i zdolności do działania (wg Anzelma – apptitudines). Te możliwości pojawiają się pod wpływem czegoś zewnętrznego, powstają w woli pod wpływem sensu ukazanego jej przez rozum (intelekt). Zatem wola podejmuje działanie z powodu kontaktu z rzeczywistością, a dalej dzięki przyjęciu słowa bytu i ukazaniu sensu przez rozum.


Wynika z tego, że jak w rozumie (w intelekcie) jego działania rodzą się pod wpływem oddziałującego sensu bytu, tak samo w woli jej działania rodzą się jako dalszy już efekt przyjęcia sensu bytu i przekazania go woli. Zatem sens bytu kształtuje zarówno działania rozumu jak i działania woli. Dopiero jeśli odrzucimy sens rzeczywistości, jeśli zanegujemy byt, to powstają działania negatywne (w rozumie pojawia się myślenie (cogito) jako negacja realności, a w woli pojawia się wybór (electio) pomiędzy przeciwieństwami (sic et non).


Jeśli zamiast przyjęcia sensu pochodzącego od bytu, rozpoczynamy od myślenia, to wówczas jesteśmy skazani na traktowanie wszystkiego przedmiotowo jako różnych rzeczy. Jeżeli więc rozpoczynamy od myślenia, to w działaniu będziemy posługiwali się jedynie użyciem. Użycie jest już związane z myśleniem albo jest oparte na sensie pochodzącym od rzeczy. Posługując się użyciem człowiek działa użytecznie, wykorzystując i posługując się wszystkim dookoła. Ale wtedy człowiek nie jest w stanie inaczej potraktować także osoby. Posługując się myśleniem człowiek odnosi się do osoby użytecznie jak do rzeczy. A wtedy już zaczynamy używać i wykorzystywać także osoby (ludzi).


Nasze myślenie o osobie może doprowadzić tylko do jej wykorzystania. Aby to zmienić, trzeba powrócić do samego sensu osoby zawartego w słowie i wierze. Aby więc zrozumieć sens i godność osoby, aby zrozumieć sens istnienia i egzystencji, musimy przyjąć osobowe słowo i uwierzyć w nie. Przede wszystkim musimy uwierzyć w Słowo Boże, które najpełniej objawia nam godność osoby. Dlatego jeśli nie przyjmiemy Słowa Bożego, to nie będziemy w stanie poznać sensu i godności osoby. Nie będziemy mieli możliwości odkrycia dobra i wartości osoby. Nie będziemy mogli naprawdę pokochać człowieka (osoby ludzkiej).


Jeżeli spróbujemy teraz ocenić dotychczasowe rozważania, to musimy przyznać, że wyjaśniają one kilka kwestii. Zostaje wreszcie wyjaśnione zagadnienie aktów rozumu i woli. Staje się bowiem jasne, dlaczego rozum posługuje się wiarą i myśleniem, oraz że to wiara jako uznanie realności jest pierwszym i zasadniczym aktem rozumu, a myślenie jest wtórne i stanowi tylko negację realności. Podobnie zostało wyjaśnione pochodzenie aktów woli, gdzie chcenie i użycie pochodzą z poznawczego kontaktu z bytem, zaś wybór jest drugorzędnym działaniem zależnym od dialektycznego myślenia.