5.10.2012

Kryzys człowieczeństwa

zapowiedż

Mamy dziś kryzys człowieczeństwa, dlatego przedstawiamy serię wykładów na temat człowieczeństwa, które przygotowaliśmy specjalnie dla młodych. Wierzymy, że będziecie mogli dowiedzieć się czegoś o sobie. Jeżeli czujecie, że dopadł was kryzys, powinniście niezwłocznie sięgnąć do tych tekstów. Może uda się wam zaradzić destrukcji albo lepiej przygotować się do skutków kryzysu. Życzymy przyjemnej lektury.

4.10.2012

Lezioni di umanita

Giacinto de BEMOWO
Lezioni di umanita


Wykłady na temat człowieczeństwa


1. Czym jest  realne człowieczeństwo
2. Człowiek bez człowieczeństwa
3. Człowieczeństwo pilnie poszukiwane
4. Człowieczeństwo uporządkowane
5. Człowieczeństwo zagubione
6. Człowieczeństwo odnalezione
 7. Człowieczeństwo realne
8. Człowieczeństwo aktywne
9. Człowieczeństwo zmyślone
10. Człowieczeństwo świadome
11. Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane

7. Człowieczeństwo realne

Realnością człowieka jest osoba. Osoba jest bowiem podmiotowością istnienia. Natomiast cała reszta – czyli dusza i ciało – stanowi jedynie istotową potencjalność. Dusza i ciało nie mają więc pełnego zakresu realności, tak jak osoba, lecz posiadają jedynie realność możnościową (możnościowy zakres realności), czyli pomniejszoną poprzez zmieszanie z niebytem możnościowym.

W sposób widoczny człowiek działa w zakresie swojej istoty, czyli działa poprzez duszę i ciało. Ale trzeba pamiętać, że nawet taka aktywność nie może się odbywać bez osobowego aktu istnienia, który jest podstawą wszelkiego działania. Wojtyła zawsze przypominał: – operari sequitur esse. Nasze działanie zależy pośrednio od aktywności aktu istnienia, gdyż to właśnie tam ukryte są zasady wszelkiego działania. Prawda, dobro i piękno uaktywniają się pod wpływem relacji osobowych. Niezawodną aktywizację stanowi tutaj łaska jako bezpośrednia relacja nawiązywana z Bogiem.

Dzięki temu prawda, która na początku sprawiła ludzki umysł (rozum), staje się zasadą poznawczą. Z kolei dobro, które na początku sprawiło ludzką wolę, staje się zasadą chcenia. A wreszcie piękno, które sprawiło ludzką uczuciowość, staje się zasadą przeżywania i upodobania. Dlatego mogą prawidłowo działać nasze władze duchowe. A to z kolei pozwala duszy ożywiającej ciało posługiwać się nim w odpowiedni sposób. W ten sposób aktywność istnienia (wyposażenia istnieniowego) rozlewa się na sferę istotową i wypełniając ją dodatkową mocą obdarza duchowość i cielesność osobowymi działaniami doskonaląc ich naturę. Dzięki temu człowiek może działać i żyć po ludzku, czyli w sposób osobowy, a nie tylko w sposób naturalny, czyli jak zwierzęta.

Otóż osobowe działania człowieka mają charakter ponadnaturalny, a więc już nadprzyrodzony. Jest to efektem osobowej podmiotowości człowieka zawartej w akcie istnienia. Osoba nie posiada bowiem naturalnego pochodzenia, czyli stoi ponad wszelką ewolucją. Osoba pochodzi bezpośrednio od Boga i jest stwarzana wraz z aktem istnienia. Bóg stwarza osobowe istnienie człowieka (wyposażone we własności prawdy, dobra i piękna), które przybiera sobie i kształtuje możność istotową, czyli duszę i ciało.

Stąd ludzka dusza posiada szczególny charakter, gdyż jest duszą rozumną wyposażoną w rozumne władze duchowe. Taka dusza nie tylko ożywia ciało tworząc żywy organizm cielesny, ale pozwala człowiekowi podejmować również osobowe działania wykraczające poza naturalny porządek. Dlatego możemy powiedzieć o człowieku, że jest wcieloną osobą.

Byt człowieka stanowi więc połączenie osoby i natury. Dlatego człowiek jest szczególnym stworzeniem. Papież JP2 przypominał nam, że człowiek jest stworzeniem, którego Bóg zapragnął dla niego samego, czyli dla jego osoby. Człowiek jest stworzeniem osobowym i zarazem stworzeniem naturalnym, i dzięki temu może niejako podnieść naturę do poziomu nadprzyrodzonego (do celów i zadań nadprzyrodzonych). Człowiek ma za zadanie uświęcać naturę, a nie wykorzystywać ją do niecnych celów.

Najwspanialszym uświęceniem dzieła ludzkiego opartego na naturze jest Eucharystia – uświęcenie chleba i wina – w Ciało i Krew Chrystusa. Przemiana naturalnych darów chleba i wina jest szczytowym osiągnięciem osobowej aktywności. To jest już akt Osoby Syna Bożego, chociaż oddany w posługę ludzkiemu kapłaństwu. Dlatego poprzez ten akt uświęcenia człowiek może się spotkać z Bogiem i na pewno spotyka się z Nim realnie, ponieważ dzięki spożywaniu Eucharystii Bóg uobecnia się w nas samych. A to już jest ostateczne wyniesienia człowieka ponad naturę do osobowej wspólnoty z Bogiem (czyli do Królestwa Bożego).

Człowiek został powołany do świętości. A to znaczy, że nasze osobowe akty posiadają zdolność uświęcania naszej natury. Świętość zamieszkuje przede wszystkim w osobie, lecz rozlewa się na całość ludzkiej natury człowieka. A wtedy nasza duchowość i cielesność zostaje wyniesiona do świętości osoby. Bóg łączy się i uobecnia w osobie człowieka (w osobowej podmiotowości istnienia), i dzięki temu Jego łaska może ogarniać ludzką naturę i przejawiać się w działaniach duszy i ciała. Dlatego teologia naucza, że łaska doskonali naturę.

Dlatego można powiedzieć, że dusza i ciało człowieka nie są pozostawione wyłącznie i zupełnie sobie samym. Gdy jednak działania natury duchowo-cielesnej oderwą się zupełnie od aktów osoby, wtedy zaczynają robić coś wbrew osobie i ściągają całą naturę do poziomu zwierzęcego. Niestety człowiek bardzo łatwo ulega swoim naturalnym popędom i namiętnościom. Często cieszymy się doznawanymi przyjemnościami albo hołdujemy swoim rozhasanym wyobrażeniom. Zwykła codzienność często zabija naszą osobową aktywność. Poddajemy się naturalnym pragnieniom. Wtedy po prostu kierujemy się przyzwyczajeniami, a nie mądrymi decyzjami. Jednak to wszystko nie służy objawianiu się osobowej aktywności, gdyż stajemy się wówczas sługami natury, co wpędza nas w codzienną rutynę (czyli zwykłe przyzwyczajenie). Być może łatwiej nam się w ten sposób działa, ale człowiek powinien umieć wykrzesać z siebie choć trochę osobowego heroizmu. Człowiek potrzebuje heroizmu bycia osobą. A niestety w naszych czasach jest to naprawdę heroiczne zadanie. Być osobą to znaczy nie poddawać się codziennej rutynie i osiągnąć pełnię wolności i niezależności. Chodzi o wolność czynienia dobra. Bo tylko wtedy, gdy mówimy prawdę i gdy czynimy dobro, stajemy się pełnowartościową osobą. I właśnie wtedy możemy trafić bezpośrednio do drugiej osoby i spotkać się z nią naprawdę. Pamiętajmy, że tylko osoba niesie ze sobą pełną realność człowieka.

8. Człowieczeństwo aktywne

Starożytna filozofia przyjmowała, że zasadą działania jest natura. Człowiek działa bezpośrednio przy pomocy zdolności naturalnych. Porządek naturalny dysponuje odpowiednimi narzędziami do działania, czyli władzami duchowymi i cielesnymi.

Te naturalne władze i zdolności człowieka Arystoteles identyfikował  jako możności (potentiae). To oznaczało, że władze stanowią zdolności do działania. Ale samo działanie musi być wywołane przez jakąś moc sprawczą, która posiada postać aktywności, czyli aktu. Jak zatem ludzka natura może przechodzić od możności do aktu, żeby podejmować najróżniejsze działania? Tak naprawdę nie było to wcale jasne i oczywiste. Wiadomo, że powinno się to odbywać pod wpływem jakiejś mocy sprawczej. Cóż więc dysponuje odpowiednią mocą, która jest w stanie poruszyć władzę-możność (potentia) do działania? Czy może to być tylko sam przedmiot działania? Czy być może moc aktywna musi być zawarta w działającym podmiocie (w samej władzy duchowej lub jeszcze głębiej). Wydaje się, że potrzebna jest odpowiednia moc i siła podmiotowa.

Filozofia grecka wypracowała w tym względzie koncepcję takiej siły, którą nazywano cnotą (gr. arete; łac. virtus). Uważano, że władze duszy człowieka muszą być wyposażone w odpowiednie siły (virtus od vis – siła), czyli właśnie cnoty. Idąc tutaj za Filozofem przyjmowano, że owe cnoty człowiek zdobywa na zasadzie ćwiczenia. Powtarzane często działania wytwarzają na zasadzie przyzwyczajenie odpowiednie sprawności do działania. Ale cała ta teoria zakładała, że jest tak, jakby działania napędzały siebie same stając się niejako własną przyczyną.

Konsekwentne ujęcie metafizyczne musi w tym miejscu zaprotestować przeciwko takiemu rozwiązaniu. Każde ludzkie działanie musi posiadać swoją realną przyczynę. Ktoś nam odpowie, że wiedza uznawana przez Sokratesa za cnotę (sprawność) wydaje się powstawać samorzutnie. Człowiek poznając bowiem rzeczywistość tworzy sobie o niej wiedzę. Jednak ujmując tę sprawę konsekwentnie trzeba zapytać, co w takim razie powoduje i przyczynuje akty poznawcze. Jeśli są one całkowicie bierne, to mielibyśmy jedynie odbite obrazy (odbitki) rzeczy. Tak jak dzieje się wtedy, gdy robimy zdjęcia. Skąd w takim razie bierze się nasze rozumienie rzeczywistości? Przecież człowiek posiada nie tylko zastygłe i martwe obrazy, lecz zdobywa żywe rozumienie poszczególnych bytów (rzeczy). Jest oczywiste, że potrafimy rozmawiać o świecie i o sobie, i doskonale się rozumiemy. Posługujemy się zatem rozumieniem rzeczy i osób, a zarazem potrafimy nadawać im własne sensy i znaczenia. Jak to się dzieje?

Wszystko to razem pokazuje nam, że nasz umysł (rozum) musi posiadać jakąś wewnętrzną siłę lub sprawność (jakąś moc sprawczą), która pozwoli mu w ogóle rozpocząć działanie. Dla naszego umysłu taką siłą jest słowo prawdy. Słowo prawdy stanowi pierwotną moc umysłu. Pierwotną to znaczy taką, która była w umyśle od początku. Skąd pochodzi ta moc umysłowa?

Otóż ludzki umysł nie wziął się znikąd. Była już mowa, że duchowe wyposażenie ludzkiej natury ma przyczynę w aktywności stworzonego istnienia. Nasze stworzone istnienie dysponuje własnościami transcendentalnymi. Trzy z nic stanowią własności osobowe. Jest to prawda, dobro i piękno. Właśnie osobowa prawda stanowi bezpośrednią przyczynę ludzkiego umysłu. Nasz umysł pojawia się na poziomie istotowym z powodu osobowej prawdy. Można powiedzieć, że to prawda sprawia powstanie umysłu. Ale to nie wszystko. Duchowa władza umysłowa (rozum) potrzebuje dodatkowej mocy działającej. Otóż własność prawdy, która posiada realną moc aktu (aktywność), jest w stanie aktywizować możność umysłu. Jednak prawda jako akt nie może przejawiać się w możności umysłowej sama w sobie. Dlatego objawia się tam jako słowo. Aktywność prawdy (realnej własności istnienia) przejawia się w naszym umyśle jako słowo. To słowo prawdy daje naszemu umysłowi odpowiednią moc działania. Słowo prawdy niesie ze sobą szczególną ekspresję. Z jednej strony moc słowa prawdy pozwala umysłowi na poznawczy kontakt z realnością – właśnie w zakresie prawdy. Stąd też płynie prawdziwość poznania umysłowego (czyli rozumienia). A z drugiej strony moc słowa napędza ekspresję umysłu, która wyraża się w zdolności mowy i komunikacji (wypowiedzi zewnętrznej). Zawarte w umyśle słowo ułatwia nam kontakt z innymi osobami. W ten sposób osoba przemawia do osoby. Człowiek jest bytem dialogicznym, jak to określił Buber.

Człowieczeństwo obejmuje zarówno osobę jak naturę. Sama natura nie mogłaby działać bez osobowego wsparcia, gdyż to osoba stanowi podstawowe źródło aktywności. Osoba jest aktywną podmiotowością człowieka, ponieważ jest to podmiotowość z poziomu aktu istnienia. W ludzkim bycie nie ma niczego bardziej realnego i aktywnego. To tam kryje się główna przyczyna realności. To oznacza, że pierwszą przyczyną realności w obrębie konkretnego bytu jest akt istnienia. I to właśnie istnienie jest źródłem całej dalszej aktywności człowieka, w tym także działalności jego natury. Można powiedzieć, że naturalne działanie stanowi końcowy efekt aktywności człowieka. Nie można jednak uznać, że natura jest ostatecznym i dostatecznym podmiotem ludzkiej działalności (aktywności). Wojtyła przypominał nam wyraźnie, że operari sequitur esse. Wszelkie działanie wynika ostatecznie z istnienia. Bez aktu istnienia nie byłoby żadnej aktywności człowieka.

A jednak natura chciała się oderwać od fundamentów realności. Ludzka natura spróbowała zadziałać na własną rękę (a może na rozkaz kogoś innego). Próbowała działać wbrew zasadom realności. I co z tego wynikało? Otóż w ten sposób powstało myślenie, czyli działanie pomyślane – intencja, takie niby działanie. Myślenie jest tylko intencjonalne. Ono nie ma w sobie nic realnego. Myślenie nie jest realną aktywnością. To jest jedynie aktywność pozorna i złudna. Nam się tylko wydaje, że myślenie jest realne. Nie ma większego kłamstwa niż Kartezjańska teza – cogito ergo sum. To jest oszustwo samego myślenia. Kartezjusz dał się zwieść Wielkiemu Demonowi. Wybrał myślenie zamiast realności. Dzięki temu wymyślił układ współrzędnych i zdobył sławę jako matematyk. Okazał się genialnym myślicielem, ale filozof z niego żaden.

Podobnie jak z umysłem wygląda sprawa z władzami duchowymi woli i uczuć. Ludzkie działania są napędzane bezpośrednio przez wolę. Jest ona uważana za motor napędowy człowieka. Bez chcenia woli nie byłoby aktywności zewnętrznej, ani wewnętrznej. Skąd więc wolę stać na chcenie, które uruchamia naturalne działanie? Przecież to powinna być sama istota aktywności – sam akt. A wiadomo, że wola podobnie jak inne władze duchowe jest możnością (potentia voluntatis). Władza woli musi więc być uaktywniana z zewnątrz.

Mówiliśmy już, że umysł jest przyczynowany przez prawdę (transcendentalną własność prawdy). Podobnie jest w przypadku woli. Jest ona sprawiana przez własność dobra. Osobowe dobro zawarte w akcie istnienia ludzkiego bytu przyczynuje i sprawia władzę woli w porządku istotowym. Jednocześnie to dobro uobecnia się w woli w postaci czynu dobra, czyli jako akt dobra (actus boni vel bonitatis). W ten sposób wola zdobywa swoją aktywność i może działać napędzając aktywność ludzkiej natury.

Ów czyn dobra (akt dobra), jaki wola otrzymuje na początku w momencie powstawania, jest podstawą i zasadą jej działania. Zasada działania musi być zawarta w samej władzy, aby władza była zdolna do aktywności. Najprościej trzeba stwierdzić, że nasze działania zależą bezpośrednio od czynu dobra zawartego w woli. Ten czyn dobra staje się zarazem aktem miłości. Akt miłości jest objawem doskonałej aktywności, jaką może osiągnąć człowiek. To pokazuje, że miłość rodzi się z dobra i tylko z dobra. Akty miłości pochodzą więc z osobowego dobra i dotyczą także osobowego dobra. Kochamy bowiem osoby, a nie rzeczy i przedmioty. Podejmowane przez wolę akty miłości wypracowują trwałą sprawność miłości (virtus caritatis). Wydaje się jednak, że taka sprawność musi być wspierana przez Bożą łaskę, która aktywizuje w człowieku samą osobową własność dobra zawartą w istnieniu.

Człowiek działa realnie, czyli osobowo, z racji miłości wypełniającej jego wolę. Jak pokazał Wojtyła, akty miłości stanowią afirmację osoby, czyli afirmację osobowego dobra. Taka afirmacja pozwala nam przyjąć i pokochać całego człowieka. Możemy cenić człowieka za to lub tamto, ale kochamy go w całości, gdyż miłujemy samą osobę człowieka.

Akty miłości stanowią bezinteresowną afirmację. Mają one charakter daru, który zawsze jest bezinteresowny. W miłości dajemy siebie samego. To znaczy, że dajemy drugiemu człowiekowi swoje osobowe dobro, aby on zdobył dla siebie czyn dobra, dzięki któremu będzie zdolny do miłości. Pierwszym darem miłości jest łaska Boża. Łaska wspiera naszą osobę, dzięki czemu władze duchowe osiągają odpowiedni dla osoby poziom aktywności. Pod wpływem łaski uaktywniają się najpierw nasze własności osobowe, a z kolei ich aktywność przenika do władz duchowych wywołując w nich akty kontemplacji (w rozumie), akty sumienia (w woli) oraz akty upodobania (w uczuciowości). Ta aktywność własności osobowych przywraca władzom duchowym właściwe zasady działania. W ten sposób rozum uzyskuje słowo prawdy, wola zdobywa czyn dobra (akt miłości), zaś nasze uczucia osiągają stan przeżycia piękna (pięknego życia). A to już pozwala człowiekowi prowadzić moralne życie w całej rozciągłości. Otóż życie moralne stanowi prawdziwą i realną aktywność człowieka. Dlatego należy stwierdzić, że realne człowieczeństwo wyraża się w moralności (życiu moralnym).

9. Człowieczeństwo zmyślone

Jeżeli zrezygnujemy z filozofii, to nie mamy możliwości rozpoznania realności człowieka. Jedynie filozofia w wersji metafizycznej pozwala nam dotrzeć do osobowej podmiotowości istnienia. Jeżeli więc porzucimy wiedzę metafizyczną na rzecz nauk szczegółowych, wówczas nie ma możliwości poznania, kim naprawdę jest człowiek. A kiedy brakuje takiej wiedzy, wtedy zaczynamy wymyślać zupełnie dowolne teorie.

Możemy potraktować człowieka jako substancję myślącą (res cogitans) i wtedy czymś najważniejszym staje się myślenie (cogito). Gdy z kolei nasze myślenie podporządkujemy zmysłom, wtedy cała nasza wiedza zostaje sprowadzona do danych zmysłowych. W ten sposób możemy uprawiać wiedzę przyrodniczą, ale o człowieku wiele się nie dowiemy. Naukom przyrodniczym brak rozumienia rzeczywistości, one pozwalają nam jedynie posługiwać się rzeczywistością. Te nauki opisują tylko użytkowy charakter rzeczywistości.

Do poznania realności człowieka potrzebne jest poznanie metafizyczne, które jest poznaniem rozumiejącym. Żeby osiągnąć rozumienie w przypadku człowieka, musimy przeniknąć do wnętrza realności, a nie tylko oglądać sferę zjawiskową. Metafizyka daje nam poznanie realności i jej przyczyn. Takie poznanie pozwala nam zrozumieć rzeczywistość. Rozumienie rzeczywistości jest oparte na poznaniu prawdy realności. Taka prawda jest własnością istnienia, które stanowi zasadę realności każdego bytu. Ponieważ nasz ludzki umysł został ukształtowany przez własność prawdy, dlatego sam ma możliwość poznawania tej realnej własności, co daje mu w efekcie rozumienie rzeczywistości (poznanie rozumiejące). Właśnie na tym polega poznawcza adekwacja realności i intelektu. Ta adekwacja stanowi współmierność naszego poznania względem realności.

Skoro więc odrzucimy poznanie metafizyczne, wówczas brak nam odpowiedniej wiedzy o człowieku. Dlatego zaczynamy wymyślać różne teorie. Takie wymyślane teorie mogą być bardzo ciekawe, czasami zaskakujące a czasami absurdalne. Ale zawsze stanowią dowolne pomysły. Raz twierdzimy, że człowiek jest myśleniem, a innym razem, że jest wolnością. Takie stwierdzenia brzmią ładnie, lecz tak naprawdę niczego nie tłumaczą i nic nie wyjaśniają, gdyż nie określają człowieka w całej pełni, a ich konsekwencje ujawniają się dopiero w działaniu, kiedy jest już za późno na refleksję.

Człowiek nie jest ani samą duszą, jak twierdzili niektórzy, ani nie jest samym ciałem, jak sądzą przyrodnicy. Człowiek nie jest nawet samym złożeniem duszy i ciała, gdyż nie sposób połączyć tych odrębnych elementów bez udziału aktywności zewnętrznej względem nich. Człowiek jest po prostu osobą. Jest wcieloną osobą, która przejawia się właśnie jako dusza i ciało. Człowiek w swej realności jest osobą. Jest najpierw osobą, a dopiero ta osobowa realność (osobowa podmiotowość istnienia) przejawia się pod postacią możności duchowej oraz możności materialnej w sferze istotowej. Oczywiście ten element duchowy (jako forma substancjalna) przyczynuje i określa własną cielesność. Co inaczej oznacza, że dusza ożywia ciało. Stąd tylko ciało ożywione przez duszę może tworzyć żywy organizm. Nieożywiona materia nie zdoła zorganizować siebie samej. Nie ma takiej możliwości, ponieważ jest to wbrew zasadzie przyczynowości. Nic nie może być przyczyną siebie samego. Przyczyna wywołuje zawsze skutki różne od siebie samej. Również człowiek w całej swej realności musi posiadać przyczynę, gdyż nie wziął się znikąd, lecz został stworzony. Człowiek został stworzony jako osoba przez Boską Trójcę Osób.

O człowieku możemy sobie wszystko pomyśleć, ale to wcale nie znaczy, że choć trochę poznaliśmy człowieka. Myślenie nie jest poznaniem. Myślenie jest twórczością. Ale to może być z jednej strony twórczość poetycka, zaś z drugiej strony zbrodnicze pomysły kryminalistów. Niestety to wszystko razem obejmuje ludzkie myślenie, nic na to nie poradzimy. Dlatego myślenie należy potraktować bardzo podejrzliwie. Przesadna wiara w myślenie może doprowadzić człowieka do zguby lub nawet zabić. A przecież myślenie wymyśla takie wspaniałe i fantastyczne rzeczy. To prawda, lecz pozostając na terenie samego myślenia (ludzkiej świadomości) nie zdołamy odróżnić pomysłów wspaniałych od tych zbrodniczych. Nie można ufać samemu myśleniu.

Tak samo jest w przypadku myślenia o człowieku. Z jednej strony mamy piękne myśli o człowieku, choćby w literaturze. A z drugiej strony mamy też straszne pomysły zagłady człowieka. Dlatego człowiek nie powinien żyć samym myśleniem. Tutaj konieczne jest rozpoznanie realności, które nie jest myśleniem, lecz pozwala nam, żebyśmy mogli pomyśleć sobie o realności. Myślenie pozbawione jakiegokolwiek punktu odniesienia (czyli zewnętrznej zasady) staje się zupełną dowolnością. Ta dowolność myślenia jest w stanie zaprowadzić nas na manowce (nawet do zbrodni). Dlatego nasze myślenie potrzebuje ograniczeń i kierunków przebiegu. Takim odpowiednim ukierunkowaniem myślenia jest prawo moralne, które kształtuje naszą świadomość moralną jako myślenie nastawione na osobowe dobro człowieka. Świadomość moralna tworzy się pod wpływem uznania, że człowiek jest osobą, czyli dobrem bezwzględnym, któremu należy się posługa miłości. W ten sposób norma personalistyczna wskazana nam przez Wojtyłę staje się fundamentem życia moralnego człowieka. Gdy już zrozumiemy, że człowiek jest osobą, wtedy czymś koniecznym staje się moralne zachowanie wobec osoby. Ponieważ spotkana osoba zmusza nas do afirmacji osobowego dobra i godności. Tak rodzi się moralna powinność względem osoby, gdyż osoba domaga się moralności.

10. Człowieczeństwo świadome


Człowieczeństwo świadome vel świadome człowieczeństwo

Człowiek chce dziś świadomie kształtować własne człowieczeństwo. Dawniej człowiek próbował poznać i zrozumieć siebie. Grecy wołali – Poznaj samego siebie. To jednak okazało się trudne i mozolne, gdyż wymagało dużo pokornej pracy, a efekty nie były nadzwyczajne. Dlatego ludziom znudziły się filozoficzne poszukiwania. Postawili na użyteczność, która ułatwia nasze codzienne życie. Stąd w pojmowaniu człowieka również zwyciężyła użyteczność połączona z przyjemnością.

Dziś świadome człowieczeństwo staje się człowieczeństwem użytecznym lub nawet użytkowym, prawie jak sprzęty domowe. Człowiek staje się użyteczny nawet nie dla siebie, lecz powinien być użyteczny dla instytucji i struktur państwowych. Dziś człowiek liczy się w świadomości społecznej, o ile jest użyteczny medialnie. Media kształtują bowiem naszą świadomość, a dzięki temu kształtują także wizerunek człowieczeństwa. Nie obchodzi ich jednak ludzka realność, bo tego nie da się ciekawie pokazać. Okazuje się, że w mediach wszystko można sprytnie zamaskować ciekawym wizerunkiem. Nawet kompletną pustkę realności można przedstawić pod postacią miłego wizerunku, chociaż to tak naprawdę niczego człowiekowi nie daje.

Świadome człowieczeństwo jest kształtowane przez pozorną podmiotowość świadomości. Świadomość jest podmiotowością możnościową w przeciwieństwie do aktualnej podmiotowości osoby. Osoba jest podmiotowością aktu istnienia, zaś świadomość jest samą możnością. Ta świadomościowa możność może się realizować poprzez tworzenie intencji poznawczych pobudzanych przez zewnętrzne dane zmysłowe (czyli przez właściwości materialne, które są tworem myślącego umysłu). W ten sposób nasza świadomość jest sterowana pośrednio przez pierwszy umysł myślący (PUM-a). Nasza świadomość zostaje włączona w globalną sieć intencjonalną (stworzoną przez myślącego Demona).

Świadome człowieczeństwo jest tak samo pozorne jak świadome macierzyństwo polegające na antykoncepcji i aborcji. Rozwijając swoje świadome człowieczeństwo – czyli człowieczeństwo polegające na świadomości – człowiek dokonuje aborcji własnej osoby. Dzisiaj bardzo często mamy do czynienia z taką duchową aborcją. Taką duchową aborcję można porównać do raka, którego należy usunąć, bo przeszkadza. Wielu ludzi pozbywa się duchowości osobowej, bo to im przeszkadza na przykład w pracy. Gdy świadomie pozbędziemy się własnej osoby, wówczas stajemy się takim duchowym zombi, którym można już do woli sterować.

Musimy pamiętać, że to świadomość odrzuca naszą osobę. Świadomość neguje osobę. Ona walczy z osobą, żeby się jej pozbyć. Trzeba zadać sobie pytanie, co tutaj jest chorobą a co zdrowiem, co jest złudzenie a co realnością. Świadomość uznajemy za coś realnego jedynie na zasadzie łatwej dostępności. Świadomość uważamy za coś bezpośrednio dostępnego i przeżywanego, ale to nie znaczy, że ona jest w pełni realna. Nie ma w filozofii większego kłamstwa niż teza KartezjańskaMyślę więc jestem. To jest właśnie fałszywy wizerunek świadomości, podtrzymywany skrzętnie przez nią samą. Człowiek naprawdę nie jest myślącą substancją. Jeśli więc myślimy, to wcale nie znaczy, że naprawdę realnie istniejemy. Po prostu tylko myślimy, a to znaczy tylko tyle, że możemy istnieć. Scholastyczna metafizyka uczyła nas, że ab posse ad esse non est exigendum (nie ma przejścia od możliwości do istnienia). A dziś ludzkie człowieczeństwo pławi się w odmętach intencjonalnej możliwości i jest z tego powodu niezmiernie zadowolone. No cóż, każdy otrzymuje tyle, ile zdoła przyjąć. Nie chcesz przyjąć realności, twoja sprawa, ale nie domagaj się szacunku należnego temu, co realne. Wystarcza ci myślenie, proszę bardzo i bardzo dziękuję.

11. Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane

Zinstytucjonalizowanie osiągnęło dzisiaj szczyty absurdu. Człowiek bez instytucji już się zupełnie nie liczy. Jeśli za Tobą nie stoi jakaś potężna instytucja, to tak jakby Cię w ogóle nie było. Poza instytucją człowiek wcale nie istnieje.

Trzeba stwierdzić, że to jakaś kompletna bzdura, że nasze człowieczeństwo ma się wyrażać poprzez instytucje. Przecież instytucje zabijają człowieka, gdyż niszczą jego osobę, która powinna się wyrażać w osobowości, a nie w urzędowej strukturze. Dla instytucjonalnych struktur nie istnieje coś takiego jak osoba ludzka. Człowiek ma być zinstytucjonalizowanym tworem. Na przykład jakąś kartoteką lub jakimś numerem rejestracyjnym (PESEL) w urzędniczych archiwach. Jeszcze nigdy urzędowa presja na człowieka nie była tak silna, chociaż całą sytuację znakomicie opisał Kafka. A ta sytuacja pogarsza się w EU-ropie z każdym dniem.

Jak obronić własną osobę? Trzeba by całkowicie zniknąć ze wszystkich urzędowych kartotek. Najlepiej byłoby uciec na bezludną wyspę albo wyspę bezinstytucjonalną, bo we współczesnym państwie nie można się wypisać ze wszystkich urzędowych instytucji. Zawsze Cię dopadną jakieś urzędowe służby. A to wszystko za sprawą państwa prawa. Ponieważ rządzącym wydaje się, że wszystkie ludzkie sprawy można uregulować i załatwić przepisami prawnymi. Nie ma chyba bardziej beznadziejnego pomysłu.

Człowiek naprawdę nie jest sprawą urzędową. Nie jest żadnym klientem lub petentem. Może nimi co najwyżej bywać od czasu do czasu. A dzisiaj okazuje się, że wszystkie swoje sprawy musimy załatwiać w urzędach. Każdy urząd jako wymyślona instytucja pragnie całkowicie podporządkować sobie człowieka. Chce zapanować nad podległymi sobie klientami. Wszelkie przepisy prawne, a nawet kodeksy etyczne, traktują ludzi załatwiających swoje sprawy jako klientów i petentów. W instytucjonalnym prawodawstwie nie ma już człowieka lecz klient. Kiedyś w dawnej Polsce klientela miała bardziej osobisty wydźwięk. Było to zależność od osoby pryncypała (jak we włoskiej mafii), a nie koniecznie urzędu. Dzisiaj człowiek został sprowadzony jedynie do klienta urzędu.

Instytucje urzędowe działają z mocy prawa. W ten sposób prawo zaczyna rządzić postępowaniem człowieka. W dawnych czasach prawo regulowało jedynie podstawowe stosunki społeczne. Natomiast człowiek w swoim postępowaniu kierował się moralnością (czyli prawem moralnym), która wyrasta z samej realności osoby ludzkiej. Dzisiaj prawo stanowione zastępuje moralność, gdyż instytucje nie potrzebują moralności. Instytucje wymagają jedynie przepisów prawa, zaś prawo instytucjonalne jest doraźnie ustanawiane przez zarządzających instytucjami społecznymi, najczęściej przez władzę państwową. Stąd bierze się szumne określenie „państwa prawa”. Jednak prawo jest zdolne zarządzać jedynie działaniami instytucji, gdyż instytucja podobnie jak stanowione przez władzę prawo jest czymś wymyślonym przez człowieka (przez ludzki rozum). Ale kiedy rozum posługuje się wyłącznie danymi poznania zmysłowego (jak przegłosował angielski empiryzm, a dziś preferuje cała wiedza naukowa), wtedy nie posiada pełnej wiedzy o realności człowieka. Dlatego prawo ustanowione przez taki empiryczny rozum nie ogarnia osobowej realności człowieka. Stąd prawo podporządkowuje człowieka jedynie wymogom zewnętrznym, a nie zasadom wewnętrznym (czyli moralności).

Takie rozwiązanie wydawało się doskonałe, gdy je wprowadzano. Politycy uważali, że rozwiąże ono problemy społeczne. Ale dzisiaj widać, że to niczego nie rozwiązało, a jedynie doprowadziło do przerostu instytucji nad realnym życiem człowieka i wszelkimi realnymi więzami społecznymi. Instytucjonalizm pochłonął rodzinę jako fundament życia społecznego. Pochłonął także wspólnoty lokalne tworzące realne więzi społeczne i sprawujące faktyczną edukację społeczną. Pochłonął wreszcie wspólnotę narodową, czyli społeczny fundament kultury. Pochłonął wszystko nie dając nic w zamian. Dziś mamy poważny kryzys społeczny wywołany kompletnym nadmiarem instytucji. Nawet tworzenie różnego rodzaju instytucji pozarządowych nie rozwiązało problemu. Ludzkie życie zostało zinstytucjonalizowane w maksymalnym stopniu. Tutaj trzeba wrócić do realnych podstaw życia społecznego, a nie pakować się w wymyślanie kolejnych rozwiązań instytucjonalnych.

Człowiek nie może być tworem zupełnie podporządkowanym instytucjom. Człowiek potrzebuje całkiem sporego zakresu życia prywatnego. Sam chce bowiem zarządzać swoim życiem. Jednak powinien wiedzieć (a zatem powinien być nauczony), że swoim życiem ma zarządzać zgodnie z zasadami moralnymi. A tego nie nauczą nas żadne instytucje urzędowe, gdyż one są zarządzane na zasadach prawa ustawowego. Dlatego nie sposób wymagać od instytucji załatwiania spraw zgodnie z moralnością. Im wystarczają przepisy prawne, do tego interpretowane zawsze na korzyść instytucji. Dlatego w starciu z instytucjonalizmem zwykły człowiek (ze swoją osobą) nie ma szans.

Albo więc się obudzimy i przypomnimy sobie o moralności, albo instytucje urzędowe pochłoną nas całkowicie. A wtedy możemy zapomnieć o swojej osobowej realności i godności. Pozostanie nam wytrwała służba na rzecz instytucji. I tyle.

Dziś czymś prywatnym dla człowieka pozostał chyba tylko sen. Możemy sobie pomarzyć przez sen o lepszym życiu. A nawet jeśli coś genialnego wymyślimy, to i tak każą nam to realizować w ramach jakiejś instytucji. Jeszcze trochę i będziemy mogli pomarzyć tylko w sposób instytucjonalny. Trzeba więc założyć fabrykę snów. Och przepraszam, chyba zapomniałem, że fabryki snów doskonale prosperują od dawna w Hollywood. A więc koniec. The End. Nie ma już żywego i realnego człowieka.

1.10.2012

Człowiek w kryzysie


Kryzys Człowieczeństwa


Poszanowanie realności



Kartezjusz uwolnił nasze myślenie od wszelkiej zależności. Uwolnił je od zasad poznawczych. Uwolnił je od zależności od realności. W ten sposób Kartezjusz rozpętał szalejące demony ludzkiego myślenia. Wyzwolił wszystkie demony idealizmu i ideologii, które do tej pory były spętane więzami słowa prawdy. Odtąd do ludzkiego poznania zakradły się zwodnicze demony myślenia, które będą mamiły kolejne pokolenia myślicieli (Hegel, Nietzsche, Freud, Marks, Husserl, Sartre).

Odtąd człowiek nie zazna już ufności i wiary w realność, ponieważ wraz z myśleniem pojawiły się wszelkie wątpliwości. Przecież Kartezjusz wyprowadził myślenie (cogito) właśnie z wątpienia. Człowiek zwątpił w realność świata. Zwątpił nawet w swoją własną realność. To spowodowało, że zaczął wymyślać na swój temat jakieś niestworzone rzeczy. Zamarzył sobie, że jest władcą wszechświata, a demon myślenia tylko utwierdzał go w tym przekonaniu.

Dla człowieka przestała się liczyć prawdziwa rzeczywistość. Myślenie porzuciło wszelką substancjalność, zamieniając ją na fakty i zjawiska. Człowiek zaczął żyć złudzeniami i marzeniami. Ale wydawało mu się, że dzięki myśleniu będzie wielki, dlatego nawet nie zauważył, jak nisko upadł. Co nas dzisiaj czeka? Czeka nas po prostu kryzys człowieczeństwa. Człowiek kompletnie się pogubił. Zagubił swoje realne człowieczeństwo pozostając sam na sam ze swoją myślącą świadomością. Co więcej, człowiek twierdzi, że jest mu tak całkiem dobrze. Nie musi się już niczego obawiać, gdyż wszystko kontroluje jego myślenie. Łatwo jest sterować własną świadomością, po co więc męczyć się z realnością, której trzeba by słuchać.

Zapominamy, że nie da się żyć bez realności. Musisz posłuchać swojej realności. Trzeba się wsłuchać w głos własnej osoby. To właśnie osoba wzywa nas do poszanowania realności. Osoba dobija się o prawdę i dobro, zaś nasza świadomość ich nie potrzebuje. Jeżeli nie będziemy reagowali na wołanie realności, to rozpłyniemy się w otchłani własnego myślenia. Pochłonie nas pustka świadomości. Dopadną nas demony myślenia. Trzeba powrócić do realnego życia!

Człowiekowi potrzebne jest poszanowanie realności. Musimy obudzić w sobie szacunek dla realności, ponieważ od tego zależy szacunek dla samego siebie. Tak naprawdę realna jest osoba człowieka. Człowiek jest uduchowioną i wcieloną osobą, dlatego osobowa podmiotowość jest uwikłana w działania duszy i ciała. Tak naprawdę źródłem wszelkiego działania jest w człowieku jego osoba, która stanowi podmiotowość istnienia. Ludzka aktywność wypływa więc z osoby, a nie z naszej natury. Natura pełni jedynie rolę pośrednika do kontaktów ze światem zewnętrznym.

Poszanowanie osobowej realności łączy się z posiadaniem szacunku dla samego siebie. Człowiek nie osiągnie takiego szacunku wobec siebie poprzez wymyślanie różnych pomysłów na swój temat. Ten szacunek możemy odnaleźć wyłącznie w swoim wnętrzu. Jest on ukryty głęboko w ludzkiej osobie. Dlatego musimy poznać realność osoby. Swoją własną realność osobową. Zobaczymy tam prawdę i dobro. Poczujemy osobowe piękno. A to znaczy, że odnaleźliśmy już siebie.

Odnalazłszy siebie znajdziemy wiarę i miłość, czyli słowo i czyn. Wiara i słowo dotyczą samej realności. One dotyczą bezpośrednio istnienia. Właśnie wiara może ogarnąć realność istnienia. Prawdę realności wyrażamy w słowie. Wiara i słowo odpowiadają istnieniu i pasują do niego. Wiara i słowo są potwierdzeniem istnienia. One świadczą wobec ludzi o realności istnienia. Są świadectwem istnienia.

Z kolei miłość przynależy do istnienia. Miłość do niczego nie służy, ona po prostu jest. Miłość wyraża się zatem w istnieniu i poprzez istnienie. Jest tożsama z aktem istnienia. Miłość jest samym aktem, czyli czynem. Dlatego może ogarnąć akt istnienia. Miłość przynależy do istnienia, ponieważ istnienie może być ogarnięte jedynie przez miłość (przez czyn miłości). Miłość jest odpowiedzialna za istnienie. Dlatego też miłość staje się odpowiedzialnością. Kochając osobę człowieka staję się odpowiedzialny za niego. Miłość jest zawsze odpowiedzialna, natomiast nasza świadomość jest nieodpowiedzialna.

Gdy w woli zabraknie miłości, wtedy pojawia się wolność, potocznie nazywana wolnością wyboru lub decyzji (liberum arbitrium). Gdy zaś w umyśle zabraknie słowa wiary, wtedy pojawia się tam samo myślenie (cogito). Ani wolność, ani myślenie nie dotyczą realności albo naszego istnienia. Przede wszystkim wolność i myślenie nie ogarniają osobowej realności istnienia. Dlatego próbują stwarzać sobie swój własny świat intencjonalny. W ten sposób powstaje jedynie możnościowa podmiotowość, czyli świadomość.

Świadomość stanowi taką duchową możność, w której pojawiają się dowolne treści intencjonalne, czyli treści pomyślane. Wydaje się, że w okresie filozofii klasycznej świadomość kryła się pod nazwą wyobraźni (phantasia). Oczywiście uznawano twórczy charakter wyobraźni (oparty właśnie na dowolnym myśleniu), ale w poznawaniu rzeczywistości nie brała ona udziału. Wiadomo było, że fantazja nie stanowi żadnego poznania, a jest jedynie poznawczą twórczością wykorzystywaną w poezji i literaturze. Stąd wyobraźnia (fantazja) pełniła rolę twórczej zasady w sztuce i technice. Natomiast z filozofią nie miała nic wspólnego. Do filozofii przeniósł ją dopiero Kant uważając, że myślenie scala wyobrażenia w przedmioty poznania, czyli zjawiska (fenomeny). Myślenie posługuje się zatem treściami wyobraźni. Kolejne skojarzenie fenomenologii ze sferą duchową, czyli właśnie z myśleniem, mamy już u Hegla, który jednocześnie dawał pierwszeństwo myśli przez realnością (przed istnieniem). To utorowało później drogę badaniom (logicznym) Husserla i jego fenomenologii, gdzie pierwsze skrzypce gra już świadomość jako podmiot myślenia.

Kryzys człowieczeństwa



Mamy dziś kryzys człowieczeństwa a nie kryzys ekonomiczny. Władza nie rozumie człowieka, dlatego nie jest w stanie zaproponować ludziom niczego wartościowego. Władza polityczna zmierza jedynie w kierunku rządzenia posłusznym tłumem. Dlatego zrobi wszystko, żeby ludzie przestali dbać o siebie samych, a zajmowali się polityką i ekonomią. Może wówczas będą słuchali władzy.

Człowiek przestał zupełnie dbać o swoją realność. Przestał tworzyć własną osobową realność, bo uznał, że wszystko można kupić. Człowiek nie urzeczywistnia już swoich działań lub przyjemności, ale pop prostu idzie i kupuje je. W kulturze i życiu zapanowała postawa konsumpcyjna. Taka postawa wykreowana przez ekonomię zniszczyła zwykłą aktywność większości ludzi. Przestaliśmy żyć twórczo i aktywnie, co wywołuje szybką degradację naszego człowieczeństwa.

Człowiek musi się wyrwać z tego zaklętego kręgu konsumpcji, żeby na nowo odczuć potrzebę relacji osobowych. Człowiek żyje przede wszystkim w środowisku osobowym. Dlatego powinien tworzyć wokół siebie wspólnotę osób a nie dobrobyt ekonomiczny. Ekonomiczne bogactwo z pewnością nie buduje naszego człowieczeństwa, dlatego na osobisty szacunek zasługują wszyscy członkowie społeczeństwa bez względu na posiadany majątek.

Trzeba zerwać z narzuconym odgórnie stylem życia społecznego i publicznego. Dzisiaj postawy społeczne wydaje się kreować ekonomia. Co więcej, zostały temu podporządkowane zadania edukacyjne w naszych szkołach. W ten sposób od dziecka próbuje się dostosować ludzi i ich życie do wymogów ekonomicznych, a w konsekwencji również politycznych. Politycy głoszą wprost, że ekonomia jest najważniejsza. Ale to oznacza, że pojawia się sprzeczność – czy życie społeczne ma polegać na sukcesie ekonomicznym, czy na osobowym rozwoju ludzi (będących członkami społeczeństwa)? Dziś media nas oszukują, że rozwój osobowy człowieka polega na sukcesie ekonomicznym lub medialnym.

Dlatego w społeczeństwie ujawniła się taka sprzeczność i radykalna rozbieżność pomiędzy sukcesem ekonomicznym a osobowym rozwojem, ponieważ rozwój osobowy nie idzie w parze z ekonomią, która zamierza podporządkować sobie całego człowieka. Ekonomia wolałaby posługiwać się jakimiś myślącymi przedmiotami, a nie wolnymi i niezależnymi podmiotami osobowymi. Łatwiej jest bowiem sterować myślącą maszyną lub myślącym zwierzakiem, niż ludzkimi osobami. Osoba działa w realnym świecie kierując się zasadami prawdy, dobra i piękna. Toteż z realnymi osobami nie da się zrobić biznesu, gdyż osoba działa całkowicie bezinteresownie. Dlatego do rozkręcenia biznesu trzeba było przeprowadzić w jakimś zakresie uprzedmiotowienie człowieka. Jak tego dokonano?

Otóż najlepiej było oderwać człowieka od naturalnego środowiska osobowego, czyli pozbawić go rodziny. Dalej należało stworzyć całkiem nowy obszar przyjemności, otoczyć nimi samotnego człowieka i zaoferować mu te przyjemności za pieniądze, które będzie musiał ciężko zarabiać. Dlatego współczesny człowiek głowi się nad tym, jak zarobić dużo pieniędzy, gdyż bez tego nie potrafi żyć. Musi przecież wciąż kupować sobie nowe rzeczy i przyjemności. Lecz w ten sposób nie da się zbyt długo pociągać, ponieważ nawet najprzyjemniejsze uprzedmiotowienie zaczyna człowiekowi doskwierać. Nagle budzi się z krzykiem pytając – Kim ja naprawdę jestem? Czy w ogóle jeszcze jestem, czy już mnie nie ma?

Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: – Kim jestem? Jeżeli jestem człowiekiem, to gdzie mam szukać swego człowieczeństwa. Przecież tego nie kupię mimo, że za wszystko inne mogę zapłacić kartą kredytową (...bez reklamy). To zadziwiające, że możemy sobie kupić nowe nazwisko lub szkolny dyplom, ale nie możemy kupić nawet odrobiny człowieczeństwa. Dlatego trzeba podjąć trud urzeczywistnienia lub wypracowania własnego człowieczeństwa. Do tego konieczne jest realne działanie osobowe, a nie wymyślone pomysły na popularność i sukces. Dzisiaj bowiem popularne jest wszystko poza ludzką osobą. Jeżeli spotkamy prawdziwą osobę (zwykle nagą i bosą, czyli pozbawioną całej kulturowej otoczki), to czujemy się nieswojo, jesteśmy zażenowani i nie wiemy, co robić. Może nawet nas to przeraża, dlatego uciekamy do swojej skorupy dobrobytu, gdyż nie stać nas na bezinteresowne umiłowanie prawdy i dobra. Łatwiej jest marzyć o pięknym świecie przed telewizorem niż zetknąć się z twardą i brutalną rzeczywistością. Dopiero gdy realność spadnie nam na głowę, wtedy łapiemy się za głowę wołając, że rzeczywistość jest straszna i brutalna, a przecież my chcemy przyjemnie wegetować owinięci w ciepłe pieluszki dobrobytu.

Albo więc wyjdziemy odważnie na spotkanie z realnością, także swoją własną, ponieważ realność poznajemy i odczuwamy jedynie w zetknięciu z realnością drugiej osoby. Albo zamkniemy się w świecie marzeń i iluzji rozmyślając o swojej własnej manii wielkości, o swojej sławie i popularności, o swoim rozbuchanym ego. Myślę, więc jestem. Myślę i myślę, a wcale mnie nie ma. Ktoś mnie chyba oszukał!