Zinstytucjonalizowanie osiągnęło dzisiaj szczyty absurdu.
Człowiek bez instytucji już się zupełnie nie liczy. Jeśli za Tobą nie stoi
jakaś potężna instytucja, to tak jakby Cię w ogóle nie było. Poza instytucją
człowiek wcale nie istnieje.
Trzeba stwierdzić, że to jakaś kompletna bzdura, że nasze
człowieczeństwo ma się wyrażać poprzez instytucje. Przecież instytucje zabijają
człowieka, gdyż niszczą jego osobę, która powinna się wyrażać w osobowości, a
nie w urzędowej strukturze. Dla instytucjonalnych struktur nie istnieje coś
takiego jak osoba ludzka. Człowiek ma być zinstytucjonalizowanym tworem. Na
przykład jakąś kartoteką lub jakimś numerem rejestracyjnym (PESEL) w
urzędniczych archiwach. Jeszcze nigdy urzędowa presja na człowieka nie była tak
silna, chociaż całą sytuację znakomicie opisał Kafka. A ta sytuacja pogarsza
się w EU-ropie z każdym dniem.
Jak obronić własną osobę? Trzeba by całkowicie zniknąć ze
wszystkich urzędowych kartotek. Najlepiej byłoby uciec na bezludną wyspę albo
wyspę bezinstytucjonalną, bo we współczesnym państwie nie można się wypisać ze
wszystkich urzędowych instytucji. Zawsze Cię dopadną jakieś urzędowe służby. A
to wszystko za sprawą państwa prawa. Ponieważ rządzącym wydaje się, że
wszystkie ludzkie sprawy można uregulować i załatwić przepisami prawnymi. Nie
ma chyba bardziej beznadziejnego pomysłu.
Człowiek naprawdę
nie jest sprawą urzędową. Nie jest żadnym klientem lub petentem. Może nimi co
najwyżej bywać od czasu do czasu. A dzisiaj okazuje się, że wszystkie swoje
sprawy musimy załatwiać w urzędach. Każdy urząd jako wymyślona instytucja
pragnie całkowicie podporządkować sobie człowieka. Chce zapanować nad
podległymi sobie klientami. Wszelkie przepisy prawne, a nawet kodeksy etyczne,
traktują ludzi załatwiających swoje sprawy jako klientów i petentów. W
instytucjonalnym prawodawstwie nie ma już człowieka lecz klient. Kiedyś w
dawnej Polsce klientela miała bardziej osobisty wydźwięk. Było to zależność od
osoby pryncypała (jak we włoskiej mafii), a nie koniecznie urzędu. Dzisiaj
człowiek został sprowadzony jedynie do klienta urzędu.
Instytucje urzędowe działają z mocy prawa. W ten sposób
prawo zaczyna rządzić postępowaniem człowieka. W dawnych czasach prawo
regulowało jedynie podstawowe stosunki społeczne. Natomiast człowiek w swoim
postępowaniu kierował się moralnością (czyli prawem moralnym), która wyrasta z
samej realności osoby ludzkiej. Dzisiaj prawo stanowione zastępuje moralność,
gdyż instytucje nie potrzebują moralności. Instytucje wymagają jedynie
przepisów prawa, zaś prawo instytucjonalne jest doraźnie ustanawiane przez
zarządzających instytucjami społecznymi, najczęściej przez władzę państwową.
Stąd bierze się szumne określenie „państwa prawa”. Jednak prawo jest
zdolne zarządzać jedynie działaniami instytucji, gdyż instytucja podobnie jak
stanowione przez władzę prawo jest czymś wymyślonym przez człowieka (przez
ludzki rozum). Ale kiedy rozum posługuje się wyłącznie danymi poznania
zmysłowego (jak przegłosował angielski empiryzm, a dziś preferuje cała wiedza
naukowa), wtedy nie posiada pełnej wiedzy o realności człowieka. Dlatego prawo
ustanowione przez taki empiryczny rozum nie ogarnia osobowej realności
człowieka. Stąd prawo podporządkowuje człowieka jedynie wymogom zewnętrznym, a
nie zasadom wewnętrznym (czyli moralności).
Takie rozwiązanie wydawało się doskonałe, gdy je
wprowadzano. Politycy uważali, że rozwiąże ono problemy społeczne. Ale dzisiaj
widać, że to niczego nie rozwiązało, a jedynie doprowadziło do przerostu
instytucji nad realnym życiem człowieka i wszelkimi realnymi więzami
społecznymi. Instytucjonalizm pochłonął rodzinę jako fundament życia
społecznego. Pochłonął także wspólnoty lokalne tworzące realne więzi społeczne
i sprawujące faktyczną edukację społeczną. Pochłonął wreszcie wspólnotę
narodową, czyli społeczny fundament kultury. Pochłonął wszystko nie dając nic w
zamian. Dziś mamy poważny kryzys społeczny wywołany kompletnym nadmiarem
instytucji. Nawet tworzenie różnego rodzaju instytucji pozarządowych nie
rozwiązało problemu. Ludzkie życie zostało zinstytucjonalizowane w maksymalnym
stopniu. Tutaj trzeba wrócić do realnych podstaw życia społecznego, a nie
pakować się w wymyślanie kolejnych rozwiązań instytucjonalnych.
Człowiek nie może być tworem zupełnie podporządkowanym
instytucjom. Człowiek potrzebuje całkiem sporego zakresu życia prywatnego. Sam
chce bowiem zarządzać swoim życiem. Jednak powinien wiedzieć (a zatem powinien
być nauczony), że swoim życiem ma zarządzać zgodnie z zasadami moralnymi. A
tego nie nauczą nas żadne instytucje urzędowe, gdyż one są zarządzane na
zasadach prawa ustawowego. Dlatego nie sposób wymagać od instytucji załatwiania
spraw zgodnie z moralnością. Im wystarczają przepisy prawne, do tego interpretowane
zawsze na korzyść instytucji. Dlatego w starciu z instytucjonalizmem zwykły
człowiek (ze swoją osobą) nie ma szans.
Albo więc się
obudzimy i przypomnimy sobie o moralności, albo instytucje urzędowe pochłoną
nas całkowicie. A wtedy możemy zapomnieć o swojej osobowej realności i
godności. Pozostanie nam wytrwała służba na rzecz instytucji. I tyle.
Dziś czymś
prywatnym dla człowieka pozostał chyba tylko sen. Możemy sobie pomarzyć przez
sen o lepszym życiu. A nawet jeśli coś genialnego wymyślimy, to i tak każą nam
to realizować w ramach jakiejś instytucji. Jeszcze trochę i będziemy mogli
pomarzyć tylko w sposób instytucjonalny. Trzeba więc założyć fabrykę snów. Och
przepraszam, chyba zapomniałem, że fabryki snów doskonale prosperują od dawna w
Hollywood. A więc koniec. The End. Nie ma już żywego i realnego
człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz