30.08.2014

Po co nam filozofia?

Jak filozofować?


Mieczysław Albert Krąpiec OP


CZY I JAK FILOZOFOWAĆ

W Polsce i Europie przeżywamy upadek filozofii; upadł marksizm, a kalejdoskop filozoficznej myśli Zachodu przedstawia miraże samej tylko myśli, a nie rozumienia świata. Czy warto jeszcze uprawiać filozofię? Nie można jednak nie filozofować, bo programowe nieuprawianie filozofii jest też „filozofowaniem”, realizującym stanowisko filozoficzne o zbędności filozofii. Nie można nie filozofować, bo nie można się pozbawiać rozumienia tego, co się poznaje. Poznanie bowiem ludzkie realizuje się w sprzężonym podwójnym torze: a) informowania się o świecie, w postaci nabywania wiadomości – oraz b) rozumienia danych poznanych. A filozofia wiąże się właśnie z rozumieniem tych danych.
Ale czym jest samo rozumienie? Oczywiście nie jest ono oderwane od informacji poznawczej o rzeczywistości, lecz stanowi wyakcentowanie poznania samej struktury bytu. Ta struktura w naszym przygodnym świecie jest złożona z tego, co zwykło się nazywać substrukturą, a więc uporządkowanym zbiorem czynników konstytuujących tę strukturę. Czynniki te, stanowiąc jedność bytu, są powiązane ze sobą relacjami (koniecznymi) przebiegającymi pomiędzy tymi składnikami (substrukturą) i całością. Relacje te, wiążące składniki całości, przebiegają niekiedy tylko w obrębie „tej oto” jednostki, jak „takie oto oko” do takiego oto bytu jednostkowego; niekiedy znajdujemy je w grupie jednostek, zwanej „gatunkiem”, lub „rodzajem”, np. relacje „duszy” do organizmu żyjącego; niekiedy są wspólne bytom materialnym, jak stosunek cząstek ilościowych integrujących do całości; zawsze znajdujemy je w każdym bycie mając na uwadze to „czym byt jest” i „tym, że jest – istnieje” i co nazywamy „rzeczywistością”. Otóż rozumienie bytu jest właśnie poznaniem jego koniecznych relacji, stanowiących „rację bytu”, a więc decydującym o tym, czym jest i dzięki czemu (dlaczego) jest taki, jaki jest; dlaczego jest raczej, niż nie jest. Wystarczy
niekiedy odczytać relacje w ograniczonym do jednostki zakresie, aby uzyskać zrozumienie tej rzeczy lub jakiegoś faktu. Niekiedy jednak trzeba odczytać relacje wybiegające poza konkret do całej grupy bytów, gdy np. ustalamy cechy „gatunkowe” czy „rodzajowe”. Ale są relacje transcendentalne pomiędzy czynnikami strukturalnymi bytu, przebiegające przez całą „rzeczywistość”. Odczytanie takich ostatecznych, a zarazem bazowych relacji, konstytuujących rzeczywistość bytów jest w sensie ścisłym filozofią. Każde jednak rozumienie relacji konstytuujących byt już jest zaczątkiem filozoficznego myślenia. Dlatego od takiego poznania nie można uciec; jest konieczne filozofowanie, jeśli chce się rozumieć „sprawy doniosłe”, stany rzeczy i osoby. Odczytanie relacji wiążących substruktury i struktury bytowe wskazuje na takie czynniki (korelaty), których ewentualna negacja jest zarazem negacją samego bytu (doniosłego faktu domagającego się wyjaśnienia).
Ale jak uprawiać filozofię mającą być bazowym rozumieniem świata realnie istniejącego, świata osób i rzeczy zmieniających się różnorako? Były bowiem dziesiątki systemów filozoficznych i setki filozofów, którzy cieszyli się filozofowaniem, jak Manliusz Boecjusz, który pisał przed ścięciem „O pociechach filozofii”. Ona cieszy, jak „cieszy” każde ludzkie myślenie, bo jest ono pochodne od poznania, ale samo myślenie jest odcięte od korzeni poznania poprzez siekierę „a priori”. To „a priori” poznania filozoficznego towarzyszy jak cień człowiekowi.
Przede wszystkim w każdym systemie filozoficznym spotykamy się z konstrukcją jego przedmiotu. Trzeba bowiem rzeczy i osoby jednostkowo istniejące w świecie jakoś „sprowadzić” do wspólnoty przedmiotu, mającego ogarnąć wszystkie konkrety i dotyczyć każdego konkretu. A zazwyczaj dokonuje się to poprzez przebiegające w różnego rodzajach i typach poznania (wykształconych w filozofii!) redukowanie treści poznawanych do jakiejś jednej, podstawowej (rzekomo) „warstwy” wspólnej wszystkim bytom. I tak milezyjczycy taką jedną „warstwę-arche” znaleźli w wodzie, w powietrzu, w ogniu; Parmenides zredukował ją do podstawowej tautologii tożsamościowej, jako zasady myślenia i bytowania; Platon redukował „rzeczywistość” do struktur poznawczych: noetycznych, dianoetycznych i doksalnych; a w średniowieczu błogosławiony Jan Duns Szkot, zredukował przedmiot poznania do „natury” bytu, danej w jednoznacznym pojęciu bytu ukonstytuowanym poprzez niesprzeczność. Odtąd bytem zwano wszystko, co jest w sobie niesprzeczne. Zatracono różnicę pomiędzy rzeczywistością a czystą możliwością, a samo myślenie filozoficzne sprowadzono do niesprzecznego myślenia, będącego raczej „sztuką” niż wyjaśnianiem rzeczywistości – bo jakiej? I tak rozrosły się jak dżungla niesprzeczne systemy myślenia jako „filozoficzne” kierunki, a były to tylko ideologie mieszczące się w idei niesprzecznej.

Stało się gorzej, gdy od czasów Descartesa, przedmiot sprowadzono do „idei” – przeżycia psychicznego, a metodę do analizy idei oraz „łańcucha oczywistości”, jako namiastki rozumowania.
Takie zatem aprioryczne ujęcia przedmiotu i metody filozoficznego myślenia, szeroko rozkorzenione na polu poznawczym, zrodziły bujne kwiaty ideologii, mające uchodzić za samą filozofię. Filozofii jako poznania racjonalnego istniejącego świata rzeczy i osób nie można wyhodować na „a priori” przedmiotu i metody, bo z rzeczywistością nie można się nie liczyć.
A więc jak filozofować? Przede wszystkim trzeba znać dzieje filozofii, aby nie powtarzać tych samych błędów, które poprzednio popełniono; by pojęcia bytu nie brać za byt, by idei, która jest znakiem, nie brać za rzeczywistość, by wreszcie języka, który jest znakiem znaku formalnego (naszego pojęcia), nie usamodzielnić bytowo. Tego uczy historia filozofii i chcąc odpowiedzialnie filozofować – trzeba tę historię znać dobrze. Odpowiedzialne uprawianie filozofii wymaga solidnych studiów; inaczej bowiem powtarza się – na skutek nieuctwa – te błędy, które są dobrze znane w dziejach filozofii.
Na tle znajomości dziejów filozofii, jej problematyki, jej prób rozwiązań trzeba najpierw zdać sobie sprawę z tego czynnika, który decyduje o rzeczywistości świata osób i rzeczy. Jest nim niewątpliwie ISTNIENIE, będące w każdym przypadku dostosowane do treści jednostkowego bytu, ale zarazem spełniające tę samą funkcję URZECZYWISTNIANIA treści w każdym bycie. Kontakt poznawczy BEZZNAKOWY (istnienie bowiem jako akt prosty nie da się usymbolizować i przekazać drugiemu w komunikacji znakowej) z istnieniem świata stwarza podstawę dla znakowego poznania rzeczy i realizmu poznawczego, gdyż nasze pojęcia są sprawdzalne dzięki istniejącym bytom. Można zatem stawiać pytania – odwiecznie aktualne dla każdego człowieka – pod adresem istniejących doniosłych stanów rzeczy i szukać takiego czynnika w realnie istniejącym świecie, którego negacja byłaby negacją samego faktu danego nam do wyjaśnienia i zmuszającego do stawiania pytania. I znając historię rozwiązań trafnych i mylnych (aporeumatyczny typ poznania!) można dociekać – posuwając się na torze realnych relacji rzeczowych – tych czynników wyjaśniających, które ostatecznie dają ROZUMIENIE, sprawdzalne, poznawanej rzeczywistości. Pytania zaś „na świeżo” stawiane przez dzieci, u których zaczyna świtać rozumienie rzeczywistości (co to jest? po co to jest? skąd to jest? dlaczego?) dotyczą każdego człowieka i dlatego odpowiedzi na nie – może dawać ogólnoludzka, realistyczna „PHILOSOPHIA PERENNIS” – uczona odpowiedzialnie na uniwersytetach i społecznie sprawdzalna przez rzetelnie rozumiejących filozofów.

(„U źródeł tożsamości kultury europejskiej”, red. T. Rakowski, Lublin 1994, s. 15-16)

26.08.2014

Człowiek nie pozbędzie się myślenia



Człowiek nie pozbędzie się myślenia, ale musi dokładnie wiedzieć do czego można lub należy zastosować myślenie, a do czego zupełnie się ono nie nadaje. Jeżeli na przykład filozofia nowożytna pomyliła myślenie z poznaniem, to dało to opłakane skutki. Człowiek uwierzył bowiem, że dzięki swojemu myśleniu potrafi zbawić świat. Zaczął więc wymyślać dowolne rozwiązania społeczne. Oczywiście z punktu widzenia myślenia wszystko wydawało się być w należytym porządku. Jednak na koniec okazywało się, że społeczna rzeczywistość zupełnie nie poddaje się myśleniu (czyli teoretycznym pomysłom). Tak było z marksizmem i społecznymi pomysłami komunizmu. Elity intelektualne zachwycały się marksistowskim myśleniem, lecz zwykli ludzie nie chcieli się do niego dostosować. I szlak wszystko trafił.

Dzisiaj mamy zachwyt nad myśleniem ekonomicznym. Politycy próbują narzucić ten punkt widzenia zwykłym ludziom. Na razie wydaje się, że to działa lepiej niż marksizm, ale nie wiadomo, jaki będzie efekt końcowy. Może i w tym przypadku wszystko na koniec szlak trafi i tyle.

Tomasz Mann w Czarodziejskiej górze wysuwa przypuszczenie, że myśli została przypisana jakaś podejrzana siła. Tą siłą miałaby być wolność, ale wolność myślenia może być wykorzystana do czegokolwiek lub do wszystkiego. Odwołując się do Sorela wyraża obawę, że w przyszłym społeczeństwie (można chyba dodać – tym demokratycznym, opartym na wolności myślenia i działania) myśl będzie wykorzystana do uzasadnienia przemocy. Gdy myślenie uzasadnia przemoc, wtedy wydaje mu się, że uzyskuje prawdziwą siłę. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy, że przemoc tak naprawdę jest przejawem bezsilności. Kiedy brakuje nam sprawczej mocy potrzebnej do realnego działania, wtedy odwołujemy się do przemocy. Niestety z prawdziwą zbrodnią przeciwko ludzkości mamy do czynienia wtedy, gdy nasze myślenie próbuje uzasadnić przemoc. Mieliśmy przykłady zbrodni hitlerowskich oraz stalinowskich. Zawsze znajdowano uzasadnienie dla tej przemocy. Również dzisiaj „demokratyczne” reżimy poszukują dla swych zbrodni uzasadnienia w myśleniu o człowieku. W XX wieku dokonano totalnej krytyki ideologii, lecz okazuje się, że to hydra o stu głowach, które stale odrastają w nowej postaci. Co ciekawe dziś ideologią staje się nawet obrona praw człowieka. W imię obrony prawa do życia (dla siebie) Rosjanie zamierzają zabijać Ukraińców.

19.08.2014

Kłopoty z myśleniem



Kłopoty z myśleniem (1)



Realność osoby jest fundamentem naszego człowieczeństwa. A co to jest świadomość własnego „ja”? Przecież to są jakieś „ja-ja”. Mamy co najwyżej świadomość własnego myślenia, a nie żadnego realnego podmiotu. Nasze myślenie myśli o sobie samym. To znaczy, że myślenie robi nas w "ja-ja".

Kartezjusz uznał arbitralnie, że wszystko, co się dzieje w człowieku jest myśleniem (cogito). Później idealiści zrobili z tego jakieś wszechogarniające „ja” lub „jaźń”. Ale jeślibyśmy się na to zgodzili, to musielibyśmy przyjąć stanowisko Fichtego, że nasze „myślące ja” stwarza sobie rzeczywistość. A wówczas nie da się uzgodnić tworzonych możliwości, co doskonale widać na przykładzie demokratycznej wolności myślenia. Każdy ma swoje myślenie, czyli własne poglądy, które zderzają się i walczą ze wszystkim dookoła. To znaczy, że każdy człowiek jest wolny i mądry sam dla siebie. I co z tego? Tak nie da się żyć.

Musimy wreszcie zrozumieć, że przeżywanie własnego życia ma niewiele wspólnego (albo nawet wcale) z myśleniem człowieka. Naszego życia dotyczy przeżywanie zawarte w uczuciowości. Jeżeli w swoje życie włączymy myślenie, to wtedy zjawiają się wszystkie dramaty człowieka. Wystarczy rozejrzeć się dokoła lub poczytać poważną literaturę.

Fundament człowieka stanowi realność osoby, bo to od naszej osobowej podmiotowości, która jest głównym i wyłącznym podmiotem sprawczym (!!!), zależy nasze ludzkie życie, czyli zależy bezpośrednio cała sfera duchowa oraz pośrednio sfera cielesna. Bez sprawczej mocy osoby nie byłoby ani władz i zdolności duchowych, ani przystosowanego do nich ciała. Człowiek jest rozumny dlatego, że jest osobą, a nie odwrotnie. Toteż naszą duchowość kształtuje sprawcza moc osoby, a nie jakieś mityczne przystosowanie do środowiska. Tak więc ludzki umysł wraz z chceniem woli są sprawiane i kształtowane przez aktywność własności osobowych – prawdy i dobra. Właśnie dlatego człowiek jest zdolny poznawać realność (to, co realne) i pragnąć jej. Oddziaływanie aktów osobowych pozwala człowiekowi realizować i rozwijać realność własnej natury duchowej i cielesnej.

Jednak już od początków człowieczeństwa natura przeciwstawiała się osobie. A to mogło się dokonywać pod wpływem Myślącego Demona, który zanegował samą realność świata, świata, który miał być stworzony. Myślenie mogło powstać tylko na bazie negacji rzeczywistości. U nas ludzi myślenie zaczyna dominować, gdy odrzucamy poznanie rzeczywistości, wszystko jedno czy takie poznanie wydaje się nam wątpliwe i podejrzane, czy nudne i nieciekawe (trzeba porzucić to, co stare), czy po prostu chcemy zdobyć coś nowego (być postępowi). Ale kiedy zaczynamy myśleć, wtedy odcinamy się z pewnością od rzeczywistości. Inaczej mówiąc, każde myślenie jest idealistyczne. Ludziom wydaje się, że to tak pięknie i wzniośle mieć ideały albo przynajmniej marzenia. Oczywiście dla naszego myślenia jest to bardzo nęcące, lecz dla naszej realności jest to całkowicie zgubne. Łatwo jest zachwycać się myśleniem (patrz Kartezjusz lub Hegel), ale naprawdę trudno jest budować swoją realność (patrz JP2). Jeśli chcemy żyć wiecznie, to potrzebujemy realności a nie myślenia. Myślenie okrada nas bowiem z realności. Przyjemnie jest pomyśleć sobie to lub tamto, ale gdy pomyślimy o sobie coś strasznego, np. samobójstwo, wtedy szybko może nastąpić nasz koniec. Gdy zanegujemy swoją realność, czyli swoją osobę, wtedy ona już nas nie obroni. Człowieka może obronić tylko miłość, bo miłość jest czymś osobowym. Człowieka może obronić miłość innej osoby. Pamiętajmy jednak, że myślenia nie stać na miłość. Nie można wymyślić sobie miłości, realnej miłości, gdyż wymyślona miłość będzie zawsze złudzeniem. Dlatego myślenie nie da nam miłości, bo myślenie stać jedynie na nienawiść. Miłość otrzymujemy w darze od osoby ludzkiej albo Boskiej.

Kłopoty z myśleniem (2)



Koncepcja Ja wyrasta z jedności doświadczenia wewnętrznego. Takie doświadczenie zdaje się wyrastać z jednego źródła. Można powiedzieć, że różne działania władz duchowych mają swoją głębszą przyczynę – przyczynę jedną i jednorodną. W naszym wewnętrznym doświadczeniu przejawiają się różne elementy jako wypływające z jednego źródła. Tym źródłem jest osoba (osobowa podmiotowość istnienia). W dawnych czasach to źródło określano mianem duszy (duszy rozumnej), ale dzisiaj mówi się o świadomości lub o osobie. Należy jednak od razu zaznaczyć, że osoba nie jest świadomością.

Jednorodność wewnętrznego doświadczenia wydaje się być niewątpliwa. Jej potwierdzenie jest zawarte i wyrażone w gramatyce języka, gdyż o sobie mówimy zawsze w pierwszej osobie („ja coś zrobiłem, ja coś robię, ja coś zrobię”). Chyba wszystkie języki posługują się tutaj pierwszą osobą – gramatycznym podmiotem „ja”. Można to uznać za ewidentny przekaz wewnętrznego doświadczenia osoby lub świadomości.

Ale teraz powstaje pytanie, czy to doświadczenie wewnętrzne można sprowadzić do samoświadomości? Czy raczej jest to doświadczenie egzystencjalne? Zdaję sobie sprawę, że to ja działam, czyli jestem działającym podmiotem, podmiotem w sensie przyczynowym i sprawczym a nie tylko poznawczym. Ja jestem przyczyną i sprawcą swojego działania. A zatem istnieje we mnie aktywna podmiotowość, a nie tylko podmiotowość pasywna (poznająca). Właśnie o tym informuje nas doświadczenie wewnętrzne. Natomiast świadomość wydaje się być podmiotowością pasywną, gdyż jest pozbawiona realnego działania. Określenia typu „akty świadomości” albo „akty intencjonalne” są nadużyciem filozoficznego pojęcia aktu jako realnego działania. Intencje świadomościowe nie mają charakteru aktów, ponieważ nie są działaniem, lecz stanowią jedynie „tworzenie możliwości”, czyli unaoczniania i obrazowania możliwości (są jakby pokazywaniem możliwości). Świadomościowe myślenie ukazuje nam jedynie możliwości działania. Intencje świadomości należą do sfery możliwości a nie realności i zaklęcia pojęciowe nic tutaj nie pomogą. Dlatego myśląca świadomość w ostatecznym rozrachunku neguje realność i na jej miejsce tworzy własne intencjonalne przedstawienia. Świadomość nie może więc być sprawczym podmiotem działania. Dlatego należałoby mówić o Ja osobowym.

Uważamy, że należy odróżnić doświadczenie wewnętrzne Ja od poczynań świadomości. Doświadczenie Ja wskazuje na realną podmiotowość – na podmiotowość sprawczą, która stoi ostatecznie u podstaw aktów duchowych jako realnych działań. Taką realną działalnością człowieka jest moralność i religijność (religia). Niestety intencje świadomości nie stanowią realnych działań a tylko możliwości działania. Na przykład działalność zawodowa człowieka zdaje się posiadać charakter świadomościowy, czyli tworzy i przedstawia możliwości działania, a nie realne akty osobowe. Także wykształcenie jako zdobywanie wiedzy ma postać świadomościową, gdyż daje nam szerokie możliwości poznawcze, a nie realne rozumienie rzeczywistości. Natomiast realny charakter ma wychowanie, które powinno prowadzić do osiągania i posiadania realnych sprawności władz duchowych, czyli do zdobywania albo spełniania cnót wiary, miłości i nadziei. To właśnie te cnoty prowadzą nas do realnego działania wobec drugiego człowieka. I to jest moralność.

Realnym działaniem człowieka wobec świata przyrody powinno być gospodarowanie, czyli roztropne i sprawiedliwe wykorzystywanie zasobów przyrodniczych. Z kolei gospodarowanie zasobami przyrody musi być powiązane ze zrozumieniem, czym jest przyroda. To rozumienie jest w tym wypadku najważniejsze i niezbędne. Jeżeli o tym zapominamy, to grożą nam wszelkie wynaturzenia w tym zakresie. Przecież niszczenie przyrody jest spowodowane niezrozumieniem życia przyrodniczego. Jednak rozumienie przyrody nie polega na samym myśleniu o niej. Gdy ekologowie manifestują swoje myślenie o przyrodzie, nie znaczy to wcale, że posługują się rozumieniem przyrody i życia przyrodniczego. Wydaje się, że lepsze rozumienie przyrody, a dzięki temu również gospodarkę leśną, proponują dzisiaj Lasy Państwowe. Można uznać, że zostały w tym względzie zachowane właściwe proporcje między rozumieniem życia lasu a gospodarką zasobami leśnymi. Dlatego funkcjonują tutaj zdrowe zasady odnawialności zasobów leśnych.

Powróćmy jednak do doświadczenia wewnętrznego. Okazuje się, że tu również konieczne jest właściwe rozumienie sprawy. Dlatego nie należy ani pomniejszać, ani zbytnio eksponować tego faktu, lecz zagłębić się w jego rozumienie. Czym zatem jest doświadczenie wewnętrzne? Otóż doświadczenie wewnętrzne jest przede wszystkim informacją o realnej podmiotowości człowieka, czyli wskazaniem, że to ja żyję, ja przeżywam i ja działam, czyli znam swoje życie i działanie i faktycznie nimi kieruję. Dlatego dostrzegamy, że w ujawniającej się podmiotowości jest zawarta moja wolność, czyli moc życia i działania, a nie jakaś swoboda myślenia o tym wszystkim. Jeżeli sięgam do wewnętrznego doświadczenia, to odnajduję w sobie duchową moc (albo raczej moc osobową) i mocno wierzę, że potrafię żyć dobrze i pięknie, czyli żyć moralnie i religijnie. I wiem, że nie zawiodę się na swojej aktywności, tak jak mogę się zawieść na swoim myśleniu.

Gdy człowiek porzuci moc wewnętrznego doświadczenia osoby, wtedy pozostaje mu tylko naga świadomość. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jeżeli porzucimy osobową aktywność i jeżeli zaniechamy aktów kontemplacji i sumienia, to popadniemy w sferę możliwości, ponieważ świadomość nie ma żadnej mocy sprawczej, a jedynie posiada możliwości poznawcze. Świadomość tworzy tylko możliwości, ale to nie jest prawdziwa aktywność, a jedynie pozory aktywności. W ten sposób nasza świadomość próbuje zamaskować swoją niemoc działania (np. niemoc w sprawie miłości). Ona stwarza znakomite pozory, które przybierają rolę i postać czegoś realnego same będąc tylko możliwościami. Czyż człowiek nie poddaje się fascynacji możliwością latania samolotem albo nawet latania w kosmos? Co najwyżej umożliwia to spotkanie z różnymi ludźmi, których może byśmy inaczej nie poznali, ale czymś realnym jest zawsze spotkanie z drugim człowiekiem, a nie sama możliwość szybkiego przemieszczania się po świecie. Taka możliwość nie jest czymś realnym.

Dlatego uważamy, że realną podmiotowością, czyli podmiotowością sprawczą, jest osoba ludzka a nie świadomość. Osoba posiada bowiem moc sprawczą jako podmiotowość istnienia, zaś istnienie urealnia cały byt człowieka. Trzeba więc przyjąć, że to podmiotowość istnienia przyczynuje całe istotowe wyposażenie ludzkiego bytu. Mamy tam do czynienia z ożywczą aktywnością życia, które powoduje powstanie organizmu cielesnego (czyli ciała ludzkiego), oraz z aktywnością osobową, która sprawia powstanie władz duchowych (czyli duszy). Natomiast egzystencjalny akt istnienia jest stwarzany przez Boga. Boga Osobowego i Boga Żywego.

Kłopoty z myśleniem (3)



Kartezjusz nagle odnalazł myślenie (cogito) i uznał je za coś pewnego i koniecznego dla człowieka. Stwierdził, że myślenie jest czymś pierwszym i najważniejszym. To prawda, że myślenie stale towarzyszy człowiekowi, ale w związku z tym należałoby określić jego rzeczywistą pozycję, czyli bytowy status. Kartezjusz powinien stwierdzić, że myślenie stanowi zdolność rozumu, czyli po prostu potentia cogitationis vel cogitandi. A właściwie należało przyjąć, że myślenie jest jakąś possibilitas cogitandi, czyli możliwością pomyślenia czegoś. Nie wolno było dodawać nic więcej. Dlaczego Kartezjusz postąpił inaczej? Można się tylko domyślać. Przyjął on, że skoro myślenie jest czymś najważniejszym, bo niepodważalnym (ale tylko dla myślenia), to stanowi pierwsze wyposażenie człowieka i jego duszy. Stąd też zupełnie arbitralnie, czyli dowolnie, uznał, że mamy do czynienia z realnym podmiotem myślącym (res cogitans). W ten sposób doszło do zsubstancjalizowania czegoś myślącego i Kartezjusz stwierdził, że dusza ludzka jest myślącą substancją. Oznaczało to, że myśląca władza rozumu (potentia cogitans) została utożsamiona z całą duszą pojmowaną jako res cogitans. Poza tym dusza określała niejako człowieka, jak w przypadku każdego radykalnego dualizmu duszy i ciała. Skoro dusza miała być myślącą substancją, to oznaczało, ze powinna być zawsze wyposażona w myślenie. Dlatego Kartezjusz przyjął, że myślenie jest dla duszy (a także dla człowieka) czymś wrodzonym (potocznie mówimy o wrodzonych pojęciach).

Takiemu postawieniu sprawy sprzeciwił się angielski empiryzm. Locke stwierdził, że człowiek rodzi się jako tabula rasa. Zanegował w ten sposób teorię pojęć wrodzonych, lecz pozostawił w duszy myślenie. Czy nie było już powrotu do tradycji filozoficznej? Empiryści zdawali sobie sprawę, że myślenie trzeba na czymś oprzeć, inaczej będziemy mieli racjonalistyczną dowolność myślenia (jak u Kartezjusza, Leibniza, Spinozy). Locke przyjął, że pojęcia i myślenie pochodzą z doświadczenia zmysłowego. Nie określił jednak charakteru tego pochodzenia. Dopiero Hume wskazał, że pojęcia (idee) są kopiami wrażeń i powstają na zasadzie skojarzeń. Kojarzymy ze sobą różne wrażenia, co prowadzi do powstania wiedzy pojęciowej, czyli myślenia. Dla Hume’a myślenie kopiuje wrażenia, czyli dane zmysłowe.

Takie rozwiązanie nie zadowoliło Kanta, który podejrzewał, że myślenie wpływa i kształtuje nasze poznanie zmysłowe. Bo przecież w fizyce Newtona okazało się, że doświadczenie zmysłowe (to jest fakt, że jabłko spada na ziemię) można ująć w karby wzoru matematycznego, a wiadomo, że matematyka uchodziła za czyste myślenie (czyli za wiedzę pojęciową u Hume’a). Dlatego Kant przyjął, że poznajemy zjawiska, które stanowią zespolenie wrażeń lub raczej wyobrażeń przy pomocy myślącego rozumu, czyli tworzą właściwy przedmiot poznania (a raczej myślenia). Kantowski fenomen jest przedmiotem, który jest możliwy do pomyślenia. Tak naprawdę Kant bada warunki myślenia, a nie poznania umysłowego.

Toteż poprzednio Kartezjańskie metodyczne wątpienie, a teraz Kantowska krytyka doprowadziły do całkowitego porzucenia albo pominięcia tego, co realne (czyli rzeczywistości). Żeby odkryć myślenie Kartezjusz musiał zwątpić w reale rzeczy, a Kant stwierdził już wprost, że rzeczy realne (Ding an sich) są niepoznawalne, ale to wszystko razem oznacza tylko tyle, że realność jest nie do pomyślenia, skoro myślenie może się posługiwać jedynie danymi zmysłowymi. Gdy myślimy np. o Bogu albo o człowieku (jako duszy), wtedy mamy do czynienia z czystą ideą rozumu, czyli z czymś nieweryfikowalnym doświadczalnie (zmysłowo), o czym nie możemy pomyśleć i powiedzieć, że istnieje lub że nie istnieje.

Można przyjąć, że w filozofii nowożytnej dokonał się proces stopniowego odkrywania i opisu myślenia, czyli działania rozumu pozbawionego mocy poznawczej w postaci inteligencji (intelligere). Kant został uznany za największego filozofa nowożytności, gdyż przedstawił powstawanie i przebieg myślenia. Nikt nie zauważył, że opisany przez Kanta proces myślowy nie jest całością ludzkiego poznania. On odrzucił rozumienie rzeczywistości w niej samej, gdyż nie mieściło się w jego teorii myślenia. Dlatego odważył się stwierdzić, że metafizyka jest wiedzą pozorną. To jest całkowicie arbitralne rozstrzygnięcie nie godne prawdziwego filozofa. Gdy zawężamy poznanie do myślenia (cogito), wtedy jesteśmy zmuszeni odrzucić poznanie umysłowe, czyli rozumienie (intelligere). Jednak powinniśmy zdawać sobie sprawę, że dochodzi wtedy do ograniczenia rozumienia samego człowieka. Dlatego na koniec znów pojawia się teza, że człowiek jest res cogitans, czyli już teraz człowiek staje się świadomością. Człowiek nie jest świadomością, czyli myślącą podmiotowością, bo wówczas mógłby tylko myśleć zamiast działać.

Kartezjusz odkrył myślenie i podniósł je do rangi zasady poznania. Myślenie stało się u niego czymś koniecznym i wrodzonym dla duszy. Empiryzm Locke’a i Hume’a wskazywał na zależność myślenia od danych zmysłowych. Oni wprost twierdzili, że bez zmysłów nie byłoby myślenia. Natomiast Kant pokazał, że myślenie współdziała ze zmysłami w tworzeniu przedmiotu poznania, czyli właściwie przedmiotu myślenia. On uważał, że myślenie tworzy w oparciu o dane zmysłowe (wrażenia) poznawcze zjawisko jako pewnego rodzaju treść intencjonalną. Tę twórczą intencjonalność myślenia wykorzystał później w swojej fenomenologii Husserl. Dlatego teoria myślenie u Hegla i Husserla została nazwana fenomenologią.

Kant słusznie pokazał, że myślenie tworzy swój własny przedmiot w oparciu o dane zmysłowe. Samo w sobie myślenie byłoby całkowicie dowolne, czyli absolutnie twórcze (noumenon). Dlatego musi się na czymś oprzeć albo żerować. Myślenie jest pasożytem w naszym umyśle. Myślenie żeruje na poznaniu zmysłowym i dzięki temu potrafi stworzyć własny przedmiot w postaci fenomenu. Fenomeny mają nam przesłonić realność, gdyż myślenie nie potrzebuje realności. Dlatego myślenie tworzy swój własny świat fenomenalny. Fenomenologia Husserla zajmuje się światem fenomenalnym, który określa mianem intencjonalnej świadomości. Powstaje pytanie, czy warto zajmować się myśleniem i świadomością człowieka. Czy nie lepiej poszukiwać ludzkiej realności, która wyznacza ludzkie życie. Podążanie drogą myślenia jest pójściem na łatwiznę, gdyż pomyśleć możemy cokolwiek (wszystko lub nic), co i tak będzie zawsze zgodne z myśleniem.

Natomiast trzeba się bardzo postarać, żeby nasze poznanie stało się zgodne z rzeczywistością. Tak właśnie scholastycy definiowali prawdę poznania jako zgodność oraz łączność (adekwacja) umysłu z realnością. Myślenie jest zgodne tylko samo z sobą, a nigdy nie zgadza się z rzeczywistością. Myślący umysł narzuca nam warunki poznawcze, ale to wcale nie oznacza, że osiągnęliśmy poznania tego, co realne. Trzeba przywrócić ludzkiemu umysłowi moc poznawczą, żeby miał odwagę sięgania po rzeczywistość. Otóż rzeczywistości (realności) dotyczy rozumienie umysłowe. Rozumienie ma swój początek w przyjęciu prawdy. Ale tutaj chodzi o aktywność osobowej prawdy, która jest zawarta w osobowej podmiotowości istnienia. Przyjęcie oddziaływania realnej prawdy owocuje w umyśle zrodzeniem słowa prawdy. W umyśle może być obecne jedynie słowo, nie prawda bytowa. Jednak to słowo otwiera nasz umysł na kontakt z realnością świata. Słowo prawdy przystaje bowiem do sensu realności, czyli do prawdy bytowej zawartej w realnych bytach. Dzięki temu możliwe jest umysłowe poznanie rzeczywistości i zrozumienie jej. Chodzi o rozumienie aktywności realnych bytów. Poznanie umysłowe (intelligere) prowadzi nas do rozumienia realności (intelectus). Dopiero takie rozumienie może być podstawą ludzkiej aktywności (czyli czynu moralnego). Myślenie jest zabójcze dla moralności. Nie można bowiem z myślenia wyprowadzić postępowania moralnego (moralności).