23.11.2019

Moje uwagi dotyczące lektur (Jaspers, Filozofia)



Dla Sokratesa punktem wyjścia był brak wiedzy, czyli uznanie własnej niewiedzy. Wiem, że nic nie wiem, i dlatego chcę się czegoś dowiedzieć. Ten punkt wyjścia trzeba nazwać poznaniem samego siebie. Człowiek zatem stale zdąża do wiedzy. To doprowadziło do wyeksponowania wiedzy jako dobra najwyższego i czegoś naprawdę realnego. Sokratejskie poznanie i wiedza polegają na definiowaniu pojęć, ale przecież tych pojęć mamy bardzo wiele. Dlatego tylko zmierzamy do wiedzy, co każe nam nieustannie filozofować.
Dla Arystotelesa punktem wyjścia staje się pojęcie substancji (ousia). Jest to pojęcie teoretyczne, mające ujmować ontyczne podłoże danej rzeczy, czyli mające ujmować to, co realne. Nasz umysł poznaje istotę rzeczy jako substancję danego bytu. Ten punkt wyjścia prowadzi rozważania filozoficzne do opisu i przedstawienia bytu substancjalnego. Dla Arystotelesa nie ma innych postaci realności, są jedynie substancje (byty substancjalne) złożone z formy i materii.
Natomiast angielski empiryzm zrezygnował z pojęcia substancji i jako punkt wyjścia przyjęto pojęcie faktu. Według empirystów to, z czym mamy do czynienia i co poznajemy bezpośrednio, to są fakty. Oczywiście fakty poznaje nasza zmysłowość (poznanie zmysłowe). Toteż ludzka wiedza przedstawia i opisuje fakty, czyli pewne materialne wydarzenia ujmowane zmysłowo. Takie fakty stają się przedmiotami poznania jako dostępna człowiekowi postać realności (albo już tylko przedmiotowości). Wiedza naukowa powinna więc dotyczyć faktów (wiedza faktyczna).

Otóż Jaspers jako punkt wyjścia ustanawia pojęcie sytuacji. Człowiek staje przed sobą (czyli jawi się sobie) jako umieszczony w jakiejś sytuacji. Tutaj sytuacja stanowi dla człowieka początek refleksji. Od niej w myśleniu rozpoczynam i do niej powracam (52). Sytuacja zawiera moją wolną decyzję oraz możliwość bycia (sobą). Sytuacja stanowi doraźne spełnienie się przejawu bytu. Tak więc sytuacja ma być zapoczątkowaniem (właściwie wstępem do) czegoś realnego. Jednak sama sytuacja jako proces stawania się świata i jako decydowanie w wolności (o sobie samym) jest nieustannym ruchem (zob. 53). Nie ma więc czegoś trwałego, jest tylko nieustanna zmienność. Dlatego Jaspers powie, że czuję się w tej sytuacji nieokreśloną możliwością (s.54). I dalej powiada: filozofuję wtedy z możliwej egzystencji (54) oraz jestem możliwą egzystencją (66). To już oznacza, że człowiek, zwłaszcza ten filozofujący, jest pojmowany jako sama możliwość. Dlatego należałoby stwierdzić, że filozofowanie Jaspersa zaczyna się od przyjęcia jakiejś możliwości. Człowiek znajdujący się w sytuacji jest tylko możliwością bycia sobą. Autor powie, że w świadomości mojej sytuacji /…/ uciska mnie nieokreślony lęk (por. 50-51). Jak można się domyślać, jest to lęk z racji odczucia samej tylko możliwości bycia sobą.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż Jaspers filozofuje z perspektywy świadomości i dlatego musiał sobie stworzyć jakieś nowe pojęcie, które mogłoby wyznaczyć pewien punkt wyjścia. Postawił więc na pojęcie sytuacji. To pojęcie sytuuje człowieka jako filozofa w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu (terenie badawczym?). Człowiek zostaje umieszczony w sferze możliwości, stąd musi podjąć poszukiwanie bytu, żeby dotrzeć do czegoś realnego. Wplątany w daną sytuację, budząc się w sobie samym, pytam, co to jest byt? Czując się w tej sytuacji nieokreśloną możliwością, muszę szukać bytu, żeby znaleźć samego siebie naprawdę. (s.53)
Wydaje się, że człowiek postawiony czy też odnajdujący się w jakiejś sytuacji powinien co najwyżej zapytać o to, kim lub czym jest on sam. Ale Autor robi tutaj sprytny unik, gdyż twierdzi, że sytuacja wynika z tego, co minęło i ma głębię historyczną (52). To pozwala mu na skorzystanie z minionego dorobku historii filozofii i odwołanie się do pojęcia bytu. Pojęcie bytu ma się stać lekarstwem na nieokreśloną możliwość bycia sobą.
Jaspers powie: /…/ dokonuję dwojakiego doświadczenia: że w mojej sytuacji coś innego jako obce, dane mi, a niezależne ode mnie, jest równie rzeczywiste i przeciwstawiające mi się, jak ja sam jestem rzeczywisty i wolny we własnym wyborze i stanowieniu. (52)
Otóż człowiek uwikłany w sytuację, gdy rozgląda się wokoło postępując naprzód, wtedy z jednej perspektywy dostrzega stojące naprzeciw niego różne rzeczy (właściwie przedmioty), które wydają się mu obce, może nawet go atakują lub tworzą jakąś nieprzekraczalną granicę. W tej perspektywie powstaje jakby jakieś ograniczenie albo zewnętrzne opakowanie sytuacji. Patrząc z drugiej perspektywy, czyli spoglądając niejako do wewnątrz tej sytuacji, pojawia się jakaś tożsamość własna, czyli poczucie własnego ja (wyrażające się w stwierdzeniu „ja jestem”). Według Jaspersa filozofowanie przypisuje obu tym perspektywom pojęcie bytu. Pojawia się byt jako przedmiot oraz byt jako ja.
Byt znajdowany w sytuacji jest dla mnie obiektem. Ja sam jestem zupełnie inaczej. Nie jestem przeciwstawiony sam sobie, tak jak przeciwstawiony jestem rzeczom. Jestem tym pytającym, któremu wszystkie tamte przedmiotowe sposoby bycia przedstawiają się jako odpowiedzi i który wie o sobie, że to on pyta. Jeśli nawet próbuję samego siebie uczynić obiektem, zawsze pozostaję sobą, tym, dla którego uczyniłem siebie obiektem; zawsze pozostaje więc bycie sobą. (54)
Ja jako byt jestem rdzennie odmienny od bytu wszelkich rzeczy, gdyż mogę powiedzieć „ja jestem”. Jeżeli jednak czynię siebie samego jako empiryczne bycie tu oto, to nie jestem – jako taki – tym, czym jest „ja” samo w sobie. Czym jestem sam w sobie, tego nie wiem, dopóki jestem sam dla siebie przedmiotem. Musiałbym siebie doznawać w sposób niestanowiący wiedzy poznawczej. (55)
Byt jako bycie sobą jest równie bezpośrednio pewny, jak niepojęty. Daje się poznać tylko o tyle, o ile staje się obiektem jako empiryczne bycie tu oto, a wtedy nie jest już więcej właściwym ja. (55)
Dla filozofowania, jako rozjaśniania bytu, wysuwa się w pewnej chwili na czoło byt jako byt dla samego siebie, ten, który pyta i poznaje. Ma on w tym specyficznym punkcie ujmowania samego siebie tendencję do przyznania sobie pierwszeństwa. (56)
Jak zobaczymy dalej, Autor jasno i wyraźnie opowiada się po stronie świadomości i myślenia. Dla niego bycie tu oto jest świadomością i cała filozoficzna analiza dotyczy świadomości.
Wszystko, co w ten sposób pomyślane, wypływa ze wspólnego podłoża – bycia tu oto, które myśli. Myśl sama, to w czym tkwią wszelkie perspektywy, jest bytem jako każdorazowo obecna całość obejmująca wszystko, co występuje jako byt. Myśl ta jest świadomością, która jako czasowe bycie tu oto w tym oto czasie, zawiera się w sytuacji, w której siebie odnajduję. (s.57)
Ponieważ bycie tu oto jest świadomością i ja istnieję jako świadomość, to rzeczy są dla mnie tylko przedmiotami świadomości. Wszystko, co jest dla mnie, musi wystąpić w świadomości. Świadomość jako bycie tu oto jest ośrodkiem wszystkiego, choćby nawet okazała się ona wyłącznie „wodą bytu”. (57) [chyba przepływem bytu albo mgiełką bytu]
Analiza bycia tu oto to analiza świadomości. /…/ Jako nauka o świadomości analiza ta uznaje ową świadomość za coś niezmiennego, lecz pozbawionego rzeczywistości. (57)
Świadomość nie jest bytem takim jak byt rzeczy, lecz bytem, którego istotą jest myślące nastawienie na przedmioty. Ten pierwotny fenomen równie sam przez się zrozumiały, jak zdumiewający, nazwano intencjonalnością. Świadomość jest zawsze intencjonalna, /…/ W świadomości mam raczej jakiś przedmiot przed sobą. Wszystko jedno, w jaki sposób go mam, czy w spostrzeżeniu /…/, czy w wyobrażeniu /…/, czy też w myśleniu. Zawsze jedno pozostaje niezmienne: istota świadomości jako myślące nastawienie. (57-58)
To pokazuje, że człowiek odnajduje się jako świadomość. Należałoby zapytać, dlaczego odnajduje się jako świadomość? Odpowiedź jest prosta, ponieważ zostało to od razu bezwiednie albo raczej milcząco założone. Zostało to założone z racji uwikłania w nowożytną historię filozofowania jako świadomościowego myślenia. Jeżeli rozpoczynamy od myślenia (co zapoczątkował Kartezjusz), to ostatecznie musimy pozostać na gruncie świadomości (co pokazał Husserl a dalej Jaspers). W filozoficznym myśleniu nie ma wyjścia poza koncepcję świadomości. Rodzi się konieczność ciągłego grzebania się w ludzkiej świadomości. Może wydaje się to fascynujące, ale zapominamy wtedy, że naprawdę fascynująca jest realność. Od świadomości jako możliwości nie ma przejścia do realności.
Świadomość ze swoim myśleniem jest czymś uprzedmiotawiającym wszystko. Ale okazuje się, że świadomość może się odciąć od tego, co przedmiotowe i zwrócić się ku sobie samej, stając się wtedy samoświadomością. Wydaje się, że właśnie na tym etapie ujmuje ona swoją sytuację jako świadomość bycia tu oto. Oznacza to, że odkrywamy własne ja. Jaspers odwołuje się tutaj do określenia „ja jestem”. Ja sądzę, że należałoby raczej powiedzieć „oto jestem”. Niestety to „ja jestem” czy raczej „oto jestem” oznacza tylko możliwość bycia, co zostało dalej określone jako „możliwa egzystencja”.
Świadomość ujmując przedmioty jako coś, co jest tylko czymś obcym, siebie samą ujmuje wprawdzie również jako przedmiot, ale równocześnie zespala się ze sobą jako z tym przedmiotem. (58)
Można powiedzieć, że w ten sposób „świadomość zwraca się ku sobie samej” (58).
Nie ma świadomości siebie bez choćby najbardziej nikłej świadomości przedmiotowej. (59)
Jaspers powiada z jednej strony, że „dla budzącej się świadomości nie ma radykalnego początku” (59). Ale z drugiej strony stwierdza, że „ta świadomość wyłącznie bycia tu oto wydaje się od strony świadomości rozszczepionej granicą dającą się empirycznie wyjaśnić jako początek i przejście oraz jako zakreślająca podstawa” (59).
Mamy więc świadomość świadomą siebie samej, która odkrywa możliwość bycia to oto jako możliwość własnego bycia. Powstaje pytanie, czy to jest możliwa egzystencja? Dla mnie egzystencja pojawia się trochę jak deus ex machina.
Cokolwiek bym zechciał pomyśleć, myślenie stwarza mi tylko przestrzeń mego „ja” jako możliwej egzystencji, która zawsze pozostaje poza wszystkim, co jest myślane, stając się dla niej tym, co poznawalne, możliwe, pobudzające, ale tylko relatywnie. (80) [jakoś nie pasuje mi tu wyrażenie „stając się dla niej”, może powinno być „dla niego”, czyli myślenia]
Byt pytającego jako taki jest możliwą egzystencją, [zaś] jej poszukiwanie [jest] filozofowaniem. Byt staje się zagadnieniem dopiero dla egzystencji bycia tu oto, która filozofując zmierza do przeniknięcia bycia na drogach myślenia. (81) [dodatki moje]
Filozofowanie z możliwej egzystencji, która chce przez życie filozoficznie wkraczać w rzeczywistość, pozostaje szukaniem. (81)
Znowu mamy tutaj jakąś dziwną antycypację. Filozofowanie według Jaspersa jest poszukiwaniem lub szukaniem. Co więcej, ma to być filozofowanie z możliwej egzystencji. Ale okazuje się, że właśnie jako możliwa egzystencja odnalazł się byt pytającej świadomości.
Środkowym punktem owego ruchu myśli jest egzystencja. Spotyka się w niej i krzyżuje wszystko, co ma dla nas bezwzględną doniosłość. Bez egzystencji, jako teraźniejszości i możliwości, myśl i życie gubią się w bezkresie i bezsensie. (82)
Dopiero gdy przechodzimy do egzystencji, zbliżamy się do czegoś absolutnie nieprzedmiotowego, czego pewność siebie jest centrum naszego bycia tu oto, od którego wychodząc, poszukuje się bytu i rozjaśnia istotę wszelkiej obiektywności. (82)
Są również środki do tego, by myśląc, stać się samemu sobie jasnym, bez równoczesnego wglądu wyjaśniającego jakąś rzecz. Wyjaśnianie samego siebie jest formą bycia tu oto nieprzedmiotowej, możliwej egzystencji. (83)
Filozofowanie z możliwej egzystencji to wysiłek, by poprzez wskazanie na pustą jakoby głębię dojść za pomocą środków myślowych do jaśniejszego uobecnienia. Gdy nie przestajemy zagłębiać się w egzystencję, nawet bez możliwości poznania, mamy do czynienia z prawdziwym filozofowaniem. (83)
Jestem ciekaw, co to za środki myślowe, o których tajemniczo mówi Jaspers. Z tego, co czytam, można by wnioskować, że tym środkiem jako środkowym punktem ruchu myśli jest właśnie egzystencja. Powstaje pytanie, czy egzystencja jako możliwa egzystencja jest tylko środkiem myślenia albo środkowym punktem myślenia filozofującego? Tak czy siak egzystencja byłaby zawsze tylko czymś pomyślanym, żeby nie powiedzieć wymyślonym.
Trzeba powiedzieć tak. Jaspers uwikłany w tradycję filozofii nowożytnej jako teorii świadomości i myślenia jest skazany na filozofowanie z pozycji świadomości. Dokonuje jednak intelektualnej ekwilibrystyki, żeby przeskoczyć uprzedmiotowienie myślenia i wyjść poza świadomość w stronę tego, co nazywa egzystencją. Pytanie, po co się tak męczyć? Przecież wystarczyłoby pokazać dwie drogi filozofowania. Pierwszą starożytną, która rozpoczyna od umysłu poznającego realność rzeczywistości (oczywiście należałoby ustalić, dlaczego i jak to się dzieje), oraz drugą nowożytną, która przedstawiła i opisała działanie świadomości z jej myśleniem (można przyjąć, że tutaj mamy pełny ogląd zagadnienia). Otóż w przypadku konkretnego człowieka mamy do czynienia z obiema drogami, czyli z jednej strony z poznaniem realności, a z drugiej strony z myśleniem, które nie jest poznaniem lecz jest poznawczą twórczością. Łatwo zauważyć, że oba te działania umysłu falują na co dzień i raz jedno a raz drugie uzyskuje przewagę i dominację. Ma to bezpośrednie przełożenie na szeroko pojętą działalność człowieka (poczynając od życia rodzinnego, poprzez wychowanie i wykształcenie, życie zawodowe i twórczość albo uczestnictwo w kulturze, aż po zrozumienie samego siebie).
Jeżeli więc człowiek (filozofujący) pragnie poznać samego siebie, musi zwrócić się do umysłu poznającego realność, a nie uruchamiać jedynie swoje myślenie. Myślenie o człowieku nie prowadzi nas do poznania człowieka. Możemy bowiem wymyślić dowolnie wszystko lub cokolwiek określonego. To nie prowadzi do poznania ludzkiej egzystencji. A przecież trzeba się dokopać do samej egzystencji jako podmiotowości naszego istnienia.

Moje dopowiedzenie



Egzystencja jest głęboka i fundamentalną podmiotowością człowieka. Jest to podmiotowość istnienia, czyli coś, co wykracza poza naturę i istotę człowieka. Możemy powiedzieć, że egzystencja stoi poza i ponad esencją.

Otóż ludzka świadomość należy do porządku esencjalnego, czyli stanowi samodzielnie działającą duchowość. Świadomość stanowi, co najwyżej, jakąś podmiotowość myślenia i wolnego wyboru. Dzięki niej mogą tylko myśleć o sobie samym, jako czymś myślącym. Dlatego świadomość ze swoim myśleniem (czy wyborem) nie ma żadnego dostępu do podmiotowości istnienia, czyli do podmiotowości egzystencjalnej.

Z moich badań wynika, że to nie nasza duchowość dociera do poziomu egzystencji, lecz jest wprost odwrotnie. To aktywność podmiotowości osobowej dociera do władz duchowych. Możemy to nazwać doświadczeniem wewnętrznym. Tak więc doświadczenie wewnętrzne w postaci aktów osobowych (kontemplacji, sumienia i upodobania) informuje nas o podmiocie egzystencjalnym poprzez skutki wywołane we władzach duchowych. Jest to jedyna droga do otrzymania i zbierania informacji, a tym samym poznania (realnego poznania a nie myślenia) aktywności podmiotu egzystencjalnego.

W przypadku istnienia ludzkiego bytu mamy do czynienia z podwójną podmiotowością. Jednym podmiotem jest osoba, zaś drugim podmiotem jest życie (jako moc ożywcza). Ludzka egzystencja obejmuje więc oba podmioty egzystencjalne jako podmioty sprawcze. A więc obejmuje osobę, która przyczynuje powstanie i działanie duchowości, oraz obejmuje życie egzystencjalne, które sprawia naszą cielesność i czuwa nad jej funkcjonowaniem. Egzystencja posiada więc szeroki zakres aktywności, bo to od niej faktycznie zależy cała sfera esencjalna ludzkiej natury (czyli dusza i ciało).

21.11.2019

Moja wizja personalizmu /1



To, co tradycyjnie zaliczano do ludzkiej natury, nie obejmuje całego człowieka. Naturą człowieka nazywamy bowiem tylko to, co obejmuje duszę i ciało. Natomiast pełne człowieczeństwo musi zawierać jeszcze osobę. Przecież to właśnie osoba, czyli podmiotowość istnienia, została stworzona jako uduchowiona i ucieleśniona.

Filozofia od czasów starożytnych skupiała się na poznawaniu i opisywaniu ludzkiej natury, czyli duszy i ciała. Ale takie podejście doprowadziło do wypreparowania zdolności duchowych i cielesnych, a w dalszej konsekwencji oderwania ich od osobowej egzystencji (podmiotowości istnienia). Taka sytuacja zaowocowała naturalistycznym pojmowaniem człowieka. Na koniec zaczęto poszukiwać łączności człowieka ze światem przyrody, aby wreszcie stwierdzić, że jest on (w całości) wytworem ewolucji przyrodniczej. W ten sposób nawet duchowość człowieka sprowadzono do przejawów wyższej organizacji cielesności.

Dziś nauka twierdzi, że mózg powstał i rozwinął się w wyniku procesu ewolucyjnego, zaś myślenie jest tylko doskonałą funkcją mózgu (czyli zdolnością tworzenia narzędzi i posługiwania się nimi). Jednak w ten sposób nie da się wytłumaczyć powstania wiedzy pojęciowej, której człowiek uczy się w czasie swojego rozwoju i dojrzewania. Wiedza pojęciowa wyrasta z naszej zdolności myślenia, która jest jakimś abstrahowaniem i uogólnianiem treści. Jak bowiem wyjaśnić fakt, że nasze myślenie pomija różne rzeczy nieistotne, natomiast wyróżnia i eksponuje pewne inne rzeczy biorąc je za coś istotnego (istotnie ważnego).

Dlatego nie da się zredukować duchowości człowieka do jakichś doskonałych funkcji narządów cielesnych. Ponieważ nasza duchowość ma swoją przyczynę w osobowej podmiotowości istnienia, skąd duchowość czerpie odpowiednią moc sprawczą do działania. Bez tego realnego wsparcia nie byłoby możliwe działanie władz duchowych – umysłu, woli oraz uczuciowości.

Aby nasza duchowość mogła działać w sposób osobowy, czyli stricte po ludzku, musi być przyczynowo wsparta przez sprawczą moc osoby oraz umocniona aktywnością osobową, czyli aktami kontemplacji, sumienia i upodobania. Niestety bez tego wsparcia ze strony aktów osobowych władze duchowe pozostają zdane jedynie na działania pozorne. Takie pozorne działania przestają odnosić się bezpośrednio do osobowej podmiotowości człowieka, natomiast sprawdzają się jedynie w odniesieniu do substancjalnej przedmiotowości rzeczy (czyli substancji cielesnych).

Toteż myślenie naszego umysłu jako działanie pozorne nie dotyczy poznania osoby człowieka, lecz poprzestaje na ujęciu jego przedmiotowości posługując się treściami zmysłowymi. Podobnie wybór jako pozorne działanie woli nie obejmuje chcenia i pragnienia realnej osoby, a jedynie odnosi się do różnych elementów lub właściwości cielesnych określających substancjalną przedmiotowość człowieka. Również doznawanie przyjemności jako pozorne działanie naszej uczuciowości nie dotyka osoby ludzkiej w jej realnym pięknie życia, lecz obejmuje jedynie przyjemności cielesne wywoływane przez kontakt cielesny z drugim człowiekiem.

Jeżeli nasza duchowość oderwie się od aktywności osobowej, wówczas ogranicza się do działania pozornego, czyli do działania w sferze możliwości. Zanika wtedy kontakt z realnością człowieka, a pozostaje nam jedynie tworzenie własnych wyobrażeń, pojęć i idei, własnych marzeń i pragnień, własnych doznań i uzależnień (nałogów). Okazuje się jednak, że człowiek potrafi przyzwyczaić się do tych pozorów i żyć w sposób pozorowany, potrafi zachwycać się różnymi możliwościami działania, które nie tworzą niczego realnego, ani nie przysparzają nam realnych relacji osobowych.

Musimy pamiętać, że w życiu człowieka najważniejsze jest spotkanie i obecność drugiego człowieka. Najważniejsze jest spotkanie osobowe. Spotkanie twarzą w twarz, czyli spotkanie osoby z osobą. Otóż takie spotkanie nie dokonuje się z udziałem działań pozornych. Ono wymaga rzeczywistych działań osobowych. Skąd się biorą działania osobowe?

Działania osobowe mają swój początek w aktywności osobowej podmiotowości istnienia. Własności osobowe, w które wyposażony jest podmiot osobowy, a które otrzymaliśmy od Boga w akcie stwórczym, dysponują realną mocą sprawczą. To one wpływają na powstanie lub wyłonienie się naszej duchowości (władz duchowych). Te osobowe własności pozwalają również na nawiązanie relacji osobowych na poziomie istnienia (na poziomie naszej egzystencji). Nawiązanie takich relacji powoduje wzmożoną aktywność podmiotowości istnienia (naszej osoby). Wydaje się, że chodzi tutaj o nawiązanie relacji z Osobami Boskimi albo z osobami Świętych Pańskich.

Aktywność osoby przejawia się w postaci aktów kontemplacji (własność prawdy), sumienia (własność dobra) oraz upodobania (własność piękna). Inaczej mówiąc, aktywność, czyli moc sprawcza, prawdy przejawia się jako akty kontemplacji docierające do naszego umysłu. Aktywność dobra przejawia się jako akty sumienia oddziałujące na naszą wolę. Natomiast aktywność piękna przejawia się jako akty upodobania wpływające na naszą uczuciowość.

Jeśli pozostajemy w stanie czystości duchowej, wtedy nasze władze duchowe mogą z łatwością przyjąć oddziaływanie odpowiednich aktów osobowych. Jeżeli zaś nasze władze duchowe są obarczone zbyt wieloma działaniami pozornymi, wówczas nie są wcale skłonne poddać się działaniu aktów podmiotu osobowego. Okazuje się, że na co dzień nie jesteśmy zupełnie wyczuleni na osobową aktywność. Dlatego też należy przyjąć, że konieczne jest jakieś oczyszczenie naszej duszy (władz duchowych). W tradycji chrześcijańskiej czymś takim jest rachunek sumienia (raczej rozpoznanie świadomości moralnej) oraz spowiedź i pokuta. Jest to niezbędny wstęp do podjęcia życia osobowego, czyli życia poświęconego wspólnocie osobowej (rodzinnej lub religijnej).

Co się dzieje, gdy przyjmiemy osobową aktywność naszej egzystencji (podmiotowości istnienia)? Te osobowe akty przyjmują nasze władze duchowe. Przyjęcie aktów osobowych skutkuje pojawieniem się we władzy duchowej odpowiedniej zasady do spotkanie i kontaktu osobowego. Wtedy powstaje w tej władzy albo wprost wytryska źródło umożliwiające bezpośredni kontakt z inną osobą. Przybiera to postać osobowego działania nakierowanego na własności osobowe.

Tak więc w naszym umyśle rodzi się słowo prawdy, które umożliwia nam bezpośredni kontakt z osobową prawdą drugiego człowieka. Natomiast w woli pojawia się czyn dobra, który jest nastawiony i skierowany bezpośrednio na osobowe dobro drugiego człowieka. Z kolei w naszej uczuciowości występuje przeżycie piękna, które umożliwia przeżywanie osobowego piękna drugiego człowieka, czyli przeżywanie piękna życia.

W tej sytuacji powinniśmy zachować i podtrzymywać te zasady osobowego życia obecne w naszych władzach duchowych. Tylko one są bowiem w stanie zapewnić nam działania osobowe, które są konieczne do stworzenia osobowej wspólnoty, jaką jest przede wszystkim rodzina.

Moja wizja personalizmu /2



Jako osoba człowiek powinien wzrastać i rozwijać się w rodzinie. Rodzina jest bowiem wspólnotą osobową, a nie żadną instytucją czy komórką społeczną. Tylko w rodzinie człowiek może doświadczyć i poznać relacje osobowe. Tego nie znajdziemy w żadnej instytucji państwowej czy publicznej. Szkoła jest w stanie przekazać dziecku wiedzę, może wdrożyć je w ogólne formy zachowań społecznych (proszę, dziękuję, przepraszam), lecz nie potrafi wychować dziecka do relacji osobowych. Dlatego instytucja szkolna nie zdoła obdarzyć młodego człowieka relacjami osobowymi wiary, miłości i nadziei. Takie rzeczywiste relacje możemy odnaleźć jedynie w kręgu wspólnoty osobowej, czyli w rodzinie.

Właśnie w rodzinie możemy nauczyć się wierności słowu prawdy, afirmacji i zamiłowania do czynów dobra oraz wrażliwości na piękno życia. Dla wzajemnego dialogu i porozumienia w rozmowie potrzebna jest wierność słowu prawdy, czyli wierność prawdziwemu przekazowi na temat realności człowieka i świata. Dla podejmowania i realizacji trudnych działań, dla wzajemnej współpracy niezbędne jest zamiłowanie i pragnienie czynów dobra, a nie wybieranie jakichś pozornych działań w sferze możliwości. Z kolei dla pełnego rozwoju życia konieczna jest szczególna wrażliwość na piękno ludzkiego życia. Życie każdego człowieka posiada szczególny znak osobowego piękna, dlatego wymaga poszanowania, troski i ochrony od samego początku.

Co najbardziej przeszkadza człowiekowi w realizacji życia osobowego? Wydaje się, że główną przeszkodą jest gwałtowny i niekontrolowany rozwój różnych technologii. Ludzie zadowalając się wszelkimi zdobyczami technicznymi uważają, że najważniejsza jest doskonałość rzeczy zewnętrznych, ale zapominają zupełnie o swoim wnętrzu. Wydaje im się, że osiągną doskonałość posługując się coraz lepszymi maszynami i urządzeniami technicznymi (np. elektroniką). Ale to nie są przecież żywe urządzenia, które mogłyby zrozumieć nasze żywe człowieczeństwo. Z maszyną nie spotkamy się twarzą w twarz, nie doświadczymy osobowej obecności.

Maszynami możemy się tylko posługiwać, a posługując się nimi traktujemy je wyłącznie użytecznie, czyli oceniając, czy są przydatne, czy nie do naszych działań. Jeżeli pracujemy zawodowo przez cały dzień z różnymi urządzeniami biurowymi lub produkcyjnymi, to podejście użytecznościowe narzuca się nam coraz bardziej. Stąd współczesny człowiek ma coraz mniej czasu na osobowe obcowanie we wspólnocie, na czym cierpi jego rodzina. W związku z tym również relacje w rodzinie ulegają uprzedmiotowieniu. Dzisiaj niekiedy traktuje się rodzinę jak dobrze (lub źle) zarządzane przedsiębiorstwo. Każdy ma do spełnienia określoną funkcję, z czego jest rozliczany w jakimś momencie. To powoduje, że relacje osobowe zanikają nawet w rodzinie – w ostatniej dostępnej na co dzień wspólnocie osobowej.

Czego możemy się więc spodziewać? Chyba tylko ogólnej dehumanizacji życia. Już dziś dehumanizacja w polityce przybrała zastraszające rozmiary. To rzutuje niestety na resztę społeczeństwa. Fala wzajemnej nienawiści przybiera na sile. Jeśli nie odmienimy siebie samych, to czeka nas chyba jakieś wojenne tsunami.

Oczywiście człowiek ma jeszcze schronienie we wspólnocie religijnej. Ale to musi być wspólnota skupiona wokół Osobowego Boga. Inaczej religia bardzo łatwo przybiera formę sekciarską lub ideologiczną, a niekiedy nawet formę ideologii walczącej (patrz islam). Czy religia może obronić dzisiaj człowieka przed postawą utylitarystyczną (przed nieograniczonym użytkowaniem technologii)? Nie jest to wcale takie oczywiste, gdyż trzeba by zanegować samą ideę rozwoju technologicznego, co na dzisiaj wydaje się niemożliwe. Czy zatem można ten rozwój poddać jakiejś ocenie religijnej lub humanistycznej (czy personalistycznej)? Okazuje się, że ludzie kochają żyć w sposób łatwy i przyjemny (a technologia tak ma), i nie sposób namówić ich do wyrzeczeń. Widzimy, jak ogromne pieniądze idą na badania naukowe i rozwój technologiczny. Tego szaleństwa nie można już powstrzymać!

Czego więc powinniśmy poszukiwać we wspólnocie religijnej, właściwie w Kościele? Na pewno nie chodzi o potwierdzenie własnych poglądów, własnego myślenia czy własnych decyzji. Musimy sobie zdawać sprawę, że wiara religijna pociągnie nas w głąb samych siebie, że zaproponuje otwarcie naszej osobowej podmiotowości i skieruje nas w stronę Osobowego Źródła wszelkiej aktywności, czyli w stronę Osobowego Boga. Jeżeli wiara religijna nie wskazuje nam Osobowego Boga, to możemy uznać, że mamy do czynienia z jakimś sekciarskim pomysłem ludzkim albo z ideologią religijną. Podstawą prawdziwej religijności jest spotkanie z Osobowym Bogiem. Człowiek potrzebuje właśnie takiej religijności. Chcemy więc zanurzyć się w religijnej wspólnocie wyznającej Osobowego Boga i skupionej wokół Niego.

Na co musimy zwrócić szczególną uwagę? Otóż tym, co ma dla nas ludzi pierwszorzędne znaczenie, jest moc łaski Bożej. Człowiekowi potrzebna jest łaska. Kościół Katolicki głosi, że łaska Boża jest do zbawienia niezbędnie konieczna. Lecz należy przyjąć, że łaska Boża jest człowiekowi potrzebna także w życiu codziennym. Może właśnie najbardziej w życiu codziennym. Dlaczego potrzebna jest nam łaska Boża?

Otóż religia chrześcijańska od czasów Augustyna mówi o oświeceniu, jakie płynie do nas od Boga. Bóg oświeca człowieka właśnie przy pomocy łaski. Bóg obdarza naszą osobę szczególną mocą, czyli darem łaski, co sprawia wzmożoną aktywność naszej osoby. Zostają pobudzone własności osobowe (dobro, prawda i piękno), które wysyłają swoje akty osobowe w kierunku władz duchowych. Mamy wtedy do czynienia z aktami sumienia (własność osobowego dobra), dalej z aktami kontemplacji (własność osobowej prawdy) oraz z aktami upodobania (własność osobowego piękna). Taka aktywność naszej osoby (podmiotu egzystencjalnego) pobudzonej przez łaskę posiada właśnie charakter oświecenia. To oznacza, że osobowe akty oświecają właśnie władze duchowe sprawiając w nich odpowiednie zasady osobowego działania człowieka.