30.09.2013

SAPERE AUSO: dla tego, kto ma odwagę być mądrym




Jeżeli wiesz już o sobie wszystko, to znaczy, że jesteś doskonałym filozofem albo tylko Ci się tak wydaje. Jeżeli czegoś nie wiesz, to powinieneś zapytać filozofa. Jeżeli filozof nie będzie czegoś wiedział, to z pewnością nie jest filozofem, a być może tylko się za takiego podaje. Jeżeli filozof odpowie, że wie, że nic nie wie, to znaczy, że jest dopiero na początku drogi do mądrości. Ale jeżeli odpowie, że o człowieku wie już wszystko, to może znaczyć, że coś zmyśla, czyli zakończył już poszukiwania.
Prawdziwa mądrość filozoficzna zamieszkuje gdzieś pomiędzy wiedzą i niewiedzą. Filozofia jest umiłowaniem mądrości. Ale to znaczy, że nie jest ani wiedzą, ani niewiedzą. Chociaż nieustannie poszukuje mądrości. Czy człowiek może osiągnąć mądrość?


Kiedyś ustanowiono medal SAPERE AUSO[1]. To pokazuje, że kiedyś ludzie mieli odwagę poszukiwania mądrości. Ba, mieli odwagę stawać się mądrymi! Cóż więc popycha człowieka ku mądrości? Może pycha, a może coś innego? Chyba wymaga tego od człowieka jego osobowa godność. Pycha jest tylko próżną i pustą godnością, natomiast mądrość wymaga czegoś naprawdę realnego. To znaczy, że do tego, aby stać się mądrym, człowiek musi odkryć swoją godność. Okazuje się bowiem, że to właśnie godność osoby pozwala nam stawać się i być mądrym. Któż dzisiaj odważyłby się być mądrym?

Mądrość polega na pełnej dbałości i trosce o osobę człowieka. Mądrość sama wyrastająca z godności osoby stoi na straży prawdy, dobra i piękna. Mądrość zna tylko prawdę, dobro i piękno. Ona nie zna wartości, o których tyle się dzisiaj trąbi. Przecież wartości obejmują jedynie nasze myślenie o tych sprawach i tylko myślenie. Myślenie w żaden sposób nie potrafi się zbliżyć do mądrości i nigdy nie zdoła jej osiągnąć. Mądrość jest doświadczeniem realności, a nie naszym myśleniem o ludzkich sprawach. Żeby utrwalić swoją realność, człowiek musi doświadczyć tego, czym jest jego osoba, ponieważ to osoba stanowi samo centrum realności człowieka. Osoba jest podmiotowością istnienia. Dlatego w człowieku to osoba stanowi realne źródło aktywności, a nie myślenie. Wojtyła przypominał o tym przytaczając formułę łacińską – operari sequitur esse.

Wartości są naszym myśleniem i niczym więcej. One nie tworzą niczego realnego i nie posiadają żadnej aktywności. To znaczy, że wartości nie mają żadnej mocy sprawczej. Człowiek zna i wyróżnia różne wartości, ale one nie wpływają na nasze postępowanie. Wartości nie są w stanie stworzyć moralności. Dlatego moralność nie może być oparta na wartościach. Moralność potrzebuje realnego fundamentu. Potrzebuje czegoś, co posiada rzeczywistą moc sprawczą. Czymś takim są osobowe własności prawdy, dobra i piękna, które współtworzą osobową podmiotowość człowieka. Te własności oferują naszym władzom duchowym realną aktywność w postaci aktów kontemplacji, sumienia i upodobania, które zaszczepiają w tych władzach rzeczywiste sprawności i cnoty.





[1] Stanisław August Poniatowski obdarzył w 1771 roku Stanisława Konarskiego orderem Sapere auso, czyli Temu, który odważył się być mądrym.

20.09.2013

Uporządkowanie zagadnienia godności



Uporządkowanie zagadnienia godności


Ks. Biesaga w swoim artykule Osoba a normy etyczne referuje poglądy na temat godności przedstawione przez J. Seiferta w tekście The right of live and the fourfold root of human dignity zawartym w książce wydanej pod patronatem Papieskiej Akademii Życia. Referując te poglądy Autor artykułu nie podejmuje jednak żadnej analizy lub krytyki. Może to wskazywać, że zgadza się z nimi. A ponieważ nie należy powtarzać cudzych błędów, dlatego postanowiliśmy przeprowadzić krytykę poglądów Seiferta.

Za pierwsze i podstawowe źródło ludzkiej godności Seifert uważa naturę ludzkiego bytu. Jest to bezpośrednie nawiązanie do Boecjańskiej definicji osoby, gdzie rozumna natura pełni ważną rolę. Jednak na temat bytu ludzkiego nie mamy zbyt wielu informacji. Pada tylko stwierdzenie, że człowiek jest takim bytem, że istnieje na sposób osobowy. Nie jest to jednak stwierdzenie, które wychodziłoby poza definicję osoby podaną przez Wojtyłę: „osoba (...) jest to właściwy tylko człowieczeństwu sposób jednostkowego bytowania”[1].

Gdy dochodzi u Seiferta do wyjaśnienia tego osobowego sposobu istnienia, wtedy okazuje się, że osoba to jaźń natury rozumnej. Toteż osobowym sposobem bytowania staje się jaźń rozumnej natury. Seifert powiada, że podmiot ludzki wyrasta z bytu ludzkiego, ale tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi, gdyż osobowy podmiot zostaje odniesiony wyłącznie do świadomych aktów i działań, które muszą być w czymś zapodmiotowane. Nie jest jednak jasne, czy te działania są zapodmiotowane w rozumnej naturze (we władzach duchowych) , czy może w świadomości jako szczególnej podmiotowości intencjonalnej. Posłużenie się określeniem „jaźń” w definicji osoby wskazuje jednoznacznie, że mamy do czynienia z podmiotowością świadomościową. W związku z tym powstaje poważny problem, czy ludzką podmiotowość osoby należy utożsamić ze świadomością?

Otóż osoba nie jest ani jaźnią, ani podmiotową świadomością. Świadomość lub jaźń stanowią jedynie podmiotowość myślenia oraz wolności wyboru. Akty świadomościowe (które stanowią właściwie tylko intencje) stwarzają wokół nas jakąś sferę możliwości. Świadomość żyje możliwościami, zaś osoba żyje realnością.

Na zakończenie tych „ontologicznych” rozważań Seifert stwierdza, że godność ontyczna osoby wyrasta z istnienia bytu ludzkiego, a nie z tego, jakie funkcje ta osoba podejmuje. To oczywiście jest prawda, ale trzeba jasno określić pojęcie „istnienia bytu ludzkiego”. Albo próbujemy się odnieść w tym momencie do realnego istnienia bytu, albo przypisujemy jaźni lub świadomości „pomyślane istnienie” na zasadzie cogito ergo sum, czyli dokonujemy „ustanowienia realności” myślenia (jako res cogitans).

Niestety dalsze wypowiedzi Seiferta wskazują na to drugie rozwiązanie, gdyż powiada on wprost, że drugim źródłem godności jest podmiotowa świadomość. Według niego osoba aktualizuje się poprzez akty myślenia, wolności i miłości (o dziwo!). Myślenie wyróżnia ją spośród innych bytów i stąd podkreślone jest jako to, co stanowi o wyjątkowej wartości osoby.

Otóż trzeba temu radykalnie zaprzeczyć. Osoba nie aktualizuje się poprzez akty myślenia i wolności, gdyż te intencjonalne działania nie niosą ze sobą żadnej realności. Osoba aktualizuje się poprzez osobowe akty kontemplacji, sumienia (synderezy) oraz upodobania. To są właśnie akty osobowe, które niosą ze sobą realną prawdę, realne dobro i realne piękno. Dopiero dzięki tym aktom nasze władze duchowe mogą podejmować działania moralne i religijne.

W naszym umyśle pod wpływem aktów kontemplacji rodzi się słowo prawdy. W naszej woli pod wpływem aktów sumienia (zachęcających do dobra) powstaje czyn dobra, czyli akt miłości. Natomiast w naszej uczuciowości pod wpływem aktów upodobania pojawia się przeżycie piękna, które popycha nas do pięknego życia. Otóż intencje świadomościowe, czyli „akty” myślenia i wolności wyboru, nie posiadają żadnej mocy sprawczej. One zawiadują naszym ludzkim postępowaniem, ale tylko w tym zakresie, w jakim przebiega ono w sferze możliwości. Myślenie „stwarza” i otwiera przed nami przeróżne możliwości, lecz ani na odrobinę nie doskonali naszej realności. Aby człowiek mógł doskonalić i usprawniać swoją duchowość (władze duchowe) potrzebna jest realna aktywność osobowa, której bezpośrednimi sprawcami są własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna, zawarte w osobowym istnieniu człowieka.

Myślenie nie jest poznaniem i nie daje nam prawdziwości poznania. Poznawczą zasadą naszego umysłu jest słowo prawdy, które staje się podstawą powstania sprawności wiary jako uznania realności (assensus). Natomiast myślenie wyrasta niestety z negacji realności i dlatego, jak pokazał Hegel, jest dialektyczne. Raz jest na tak, a raz na nie. Myślenie potrafi bowiem wszystko zanegować i to bez żadnego powodu. Stąd myślenie w kulturze i polityce przeciwstawia się wierze. Wiara stanowi uznanie realności, a myślenie odrzuca realność (pod eufemistycznymi pojęciami „wątpienia”, „krytyki” lub „wzięcia w nawias”).

Dlatego myślenie nie informuje nas o faktycznej realności ludzkiego bytu, lecz jedynie o zmysłowych przejawach tej realności, czyli o faktach i zjawiskach. Natomiast podmiotowość osoby radykalnie wykracza poza całą sferę zjawiskową. Osoba stanowi podmiotowość istnienia, a dzięki temu staje się samym centrum realności i aktywności ludzkiego bytu. Osoba nie jest tylko jakimś centrum świadomościowych aktów, czyli właściwie intencji poznawczych i wolitywnych. Osoba ludzka z pewnością nie jest podmiotem świadomościowym. Osoba jest podmiotem egzystencjalnym i jako podmiotowość istnienia (aktu istnienia) spełnia prawdziwe akty, które są obdarzone realnością własności transcendentalnych prawdy, dobra i piękna (które tworzą osobową podmiotowość). Dlatego osoba ma moc aktywizowania naszej duchowości, czyli naszych władz duchowych, poprzez akty kontemplacji, sumienia i upodobania. Nie może być jednak aktywizowana przez akty myślenia i wolności wyboru, bo to są „akty” tylko z nazwy, nie niosą zaś ze sobą żadnej aktywnej realności.

Godność oznacza doskonałość osoby. Oznacza realną doskonałość w postaci mocy sprawczej. Albowiem to osoba przyczynuje naturę bytu ludzkiego, zaś sama jest stwarzana przez Boga. Zatem to moc sprawcza osoby stanowiącej podmiotowość istnienia przyczynuje wyposażenie naszej rozumnej natury. Ta moc pochodzi bezpośrednio od Boga. Można więc stwierdzić, że osoba sprawia w nas rozumną duszę, natomiast życie (jako moc ożywiająca) zawarte również w istnieniu organizuje naszą cielesność. Bóg stwarza bezpośrednio istnienie człowieka, czyli osobę wraz z żywotnością (egzystencjalną mocą ożywczą). Z kolei wszystko inne dzieje się już samorzutnie na zasadzie przyczynowości wewnętrznej.

Osoba jako podmiotowość istnienia obejmuje trzy własności istnieniowe (własności transcendentalne): prawdy, dobra i piękna. Natomiast pozostałe własności nieosobowe stanowią moc ożywczą (vivere – żywotność lub życiodajność), która pozwala na organizację cielesności w żywy organizm. Na dalszym etapie rozwoju osoba uaktywnia się dzięki szczególnym aktom osobowym, których źródłem są wspomniane własności prawdy, dobra i piękna pozostające w relacji z Bogiem. Dlatego mamy trzy rodzaje aktów, które doskonalą nasze władze duchowe – umysł, wolę i uczucia. Tymi aktami są kontemplacja, sumienie i upodobanie. Akty osobowe przyjęte przez władze duchowe obdarzają je aktywnymi zasadami działania w postaci słowa prawdy, czynu dobra i przeżycia piękna.

Osobowa godność oznacza więc całą tą realność i aktywność osobowej podmiotowości istnienia. To nie jest jakaś wartość osoby, gdyż wartościowanie i wartość oznacza jedynie nasze myślenie o czymś. Jeśli przedkładamy jakąś rzecz nad inne, to znaczy, że w swoim myśleniu przypisujemy temu jakąś wartość. Ale wartość jest tylko czymś pomyślanym. Najczęściej wartość danej rzeczy określamy na zasadzie porównania z innymi rzeczami. Na przykład powiemy, że człowiek jest najwspanialszym zwierzęciem. Ujęcie aksjologiczne nie dotyczy jednak realności rozważanej samej w sobie. To jest zestawienie różnych danych poznawczych. Dlatego nasze wartościowanie najczęściej dotyczy wytworów sztuki lub techniki. Jest ono wtedy związane z użytecznością danej rzeczy. Ale określenie użyteczności nie oznacza poznania realności. A już na pewno nie ma nic wspólnego z poznaniem metafizycznym.

Otóż osoba stanowi dobro bezwzględne i nie dotyczy jej użyteczność. Stąd osoba domaga się odniesienia bezinteresownego. Wojtyła w swojej normie personalistycznej wskazywał, że osoba jest takim dobrem, któremu należy się miłość. Właśnie miłość jako pełna i doskonała afirmacja stanowi właściwe i bezinteresowne odniesienie do osoby ludzkiej (lub Boskiej).

I tutaj pojawia się kolejny problem. Jak należy potraktować miłość? Przecież w świadomościowej podmiotowości trudno doszukać się miłości. Albo więc miłość trzeba przypisać woli, albo miłość zacznie się ześlizgiwać do sfery uczuciowej i zostanie przypisana świadomości jako doznanie lub przeżycie uczuciowe. Niestety Seifert w pewnym miejscu zestawia miłość z uczuciami.

Otóż osobowe akty sumienia, które oddziałują na naszą wolę, zachęcają ją i wzywają, wprost popychają, do czynienia dobra. Można więc przyjąć, że akt sumienia (ale nie będący jakimś sądem rozumu praktycznego, lecz realnym aktem dobra) stanowiący realną aktywność obdarza naszą wolę czynem dobra, który staje się już realną zasadą chcenia i pragnienia dobra. Te podejmowane przez wolę czyny dobra (wywołane przez akty sumienia) dotyczą już bezpośrednio osobowego dobra i to one wytwarzają w woli sprawność miłości będącej afirmacją osoby. Nie ma innej drogi do osiągnięcia przez człowieka osobowej miłości.

Podsumujmy dotychczasowe rozważania. Jeśli nie chcemy żyć złudzeniami, to należy stwierdzić, że ludzka osoba w żadnym wypadku nie może być uznana za podmiotowość świadomościową. Otóż pojmowanie człowieka jako świadomości jest ślepą uliczką nowożytnej filozofii, ponieważ całą aktywność trzeba by wówczas sprowadzić wyłącznie do myślenia i wolności wyboru, które tworzą jedynie sferę intencjonalną, a ujmując to od strony ontycznej realności stanowią sferę możliwości. Przy takim założeniu następuje bowiem całkowite odebranie człowiekowi jego realności, a tym samym pozbawienie go podmiotowości osoby. Świadomość ze swoim myśleniem pozbawia człowieka kontaktu z realnością. Na gruncie myślenia i wolności wyboru nie da się bowiem zbudować żadnej łączności między osobami. Wszelka zgodność w myśleniu nie jest jeszcze łącznością osobową.

Myślenie (cogito) pozbawia człowieka wiary (credo), która jest podstawą uznania realności (zarówno własnej, jak również świata i Boga). Z kolei wolność jako możliwość wybierania odbiera naszej woli zdolność i moc czynienia dobra, co powinno być oparte na realnej zasadzie, a nie na samej możliwości wyboru, gdyż wtedy bardzo łatwo jest wybrać coś możliwego a nie realnego. Dzięki temu świadomość odbiera człowiekowi prawdziwą afirmację realnej osoby, gdyż odcina go od wewnętrznego doświadczenia aktów osobowych. Można więc stwierdzić, że świadomość jest zagrożeniem dla człowieka, a nie jego wybawieniem, skoro pozbawia go dostępu do samego centrum realności, czyli do podmiotowości istnienia, jaką jest osoba. Dlatego na koniec pojawia się wniosek, że na „aktywności” świadomościowej nie da się zbudować ani moralności, ani religijności, gdyż powstaną wtedy jedynie złudne surogaty.






[1] Osoba i czyn, s.131.

10.09.2013

Wychowanie człowieka



Wychowywać to znaczy uruchomić właściwe działanie człowieka. Chodzi oczywiście o działanie moralne. Takie działanie moralne jest oparte na sprawnościach naszych władz duchowych.

Człowiek działa dzięki posiadanym zdolnościom, czyli dzięki władzom duchowym. Władze duszy umożliwiają nam działanie, ale bez konkretnego określenia jakościowego. Ponieważ władze posiadają charakter możności, czyli potencji zdolnych do działania, dlatego mogą podejmować całkiem różnorodne działania. Jednak aby działanie człowieka nabrało określonego charakteru moralnego, to musi być dokonane przez władze usprawnione do takiego działania. Dlatego poza samymi władzami potrzebne są tutaj dodatkowe sprawności nazywane w etyce cnotami (gr. arete; łac. virtus), czyli siły i moce sprawcze do działania moralnego. Dlatego powiemy w skrócie, że wychowanie polega na usprawnianiu władz duchowych człowieka.

Ale jak to osiągnąć? Wiedzę możemy przekazywać w formie słownej. Możemy ją przedstawić i wyjaśnić. Obracamy się wtedy jednak w pewnej przestrzeni intencjonalnej związanej z naszą rozumnością albo świadomością. Możemy bardzo łatwo przekazywać człowiekowi swoje myślenie i możemy go nauczyć swojego myślenia. Taki przekaz wiedzy opiera się na myśleniu i znajomości języka, gdyż język jest narzędziem myślenia.

Jednak wychowywanie nie może polegać na przekazywaniu wiedzy. Taki błąd popełnił na początku sam Sokrates, który uznał, że człowiek działa na podstawie samej wiedzy. Szybko jednak zrozumiano i ustalono, że tak nie jest. Na czym więc powinno polegać oddziaływanie wychowawcze? Czy ma to być jakieś naśladowanie, jak chociażby u Tomasza a Kempis, czy może posłużenie się przykładem, jak w rzymskim przysłowiu: verba docent, exempla trahunt. Jak więc pobudzić człowieka (młodego człowieka) do działania? Może tak jak w wojsku trzeba zadziałać na zasadzie rozkazu? Ale wówczas mamy do czynienia nie z podmiotową aktywnością człowieka, lecz z posłusznym wykonawcą poleceń lub rozkazów. Politycy chętnie widzieliby takie oddziaływanie na rządzonych obywateli. Jednak w moralności nie wolno odbierać człowiekowi jego podmiotowości, czyli osobowej wolności i godności. Jak zatem przekonać kogoś do moralnego działania? Dawniej uważano, ze wystarczy tutaj powaga autorytetu, czyli powaga, mądrość i doświadczenie kogoś dorosłego. Dziecko słucha swoich rodziców. Dorosły z pewnością posłucha rady kogoś doświadczonego. Gdy liberalizm rozbudził pragnienie wolności, wtedy okazało się, że autorytety przestały oddziaływać. Dlatego w wychowaniu moralnym nie wystarczają już autorytety, chociaż nadal ludzie odwołują się do różnych przykładów, ale raz do działania moralnego, a innym razem do działania niemoralnego, jeśli chcą usprawiedliwić swoje postępowanie (przecież wszyscy tak robią).

Co trzeba zrobić, żeby uruchomić postępowanie moralne człowieka? Jak obdarzyć go odpowiednimi sprawnościami? I jaka siła sprawcza jest do tego potrzebna? Skoro nie wystarcza już dobre słowo, czy nawet rozkaz, to jak trzeba zadziałać na młodego człowieka bez udziału socjotechnicznej manipulacji? Wydaje się, że stajemy tutaj przed problemem duchowego nawrócenia. Trzeba zwrócić duchowość człowieka (czyli jego władze duchowe) ku realności. Trzeba osiągnąć głębsze przeżycie realności. Własnej osobowej realności lub realności bliźniego (czyli człowieka spotkanego wokół nas).

Najważniejsze jest tutaj przeżycie albo doświadczenie osobowe. Trzeba pokazać młodemu człowiekowi, ze jest osobą. A to oznacza, że należy z nim przeżyć osobowe spotkanie. Takie spotkanie, które Biblia określa mianem spotkania twarzą w twarz. Dlatego osoba wychowawcy musi się spotkać z osobą wychowanka. To jest podstawa wychowania. Tutaj nie ma innej możliwości oddziaływania. Potrzebny jest i chyba konieczny bezpośredni kontakt. Kontakt osobowy, który dokonuje się w relacjach wiary, miłości i nadziei, jak to wykazał Gogacz.

Tak więc wychowawcze spotkanie musi się odbywać na poziomie osobowym, czyli na poziomie podmiotowości istnienia. Osoba jest bowiem podmiotem egzystencjalnym. Stąd taki wychowawczy kontakt odbywa się w rodzinie, która stanowi wspólnotę osobową. Rodzina jest bowiem wspólnotą osób powiązanych ze sobą relacjami osobowymi. Nawiązanie takich relacji pozwala na prawdziwy kontakt wychowawczy. Żadna instytucja szkolna nie zastąpi w tym względzie wspólnoty rodzinnej.

Dlatego to rodzina jest prawdziwą szkołą moralności i religijności dla młodego człowieka. Jeżeli podważamy kompetencje rodziców w tym zakresie, to czynimy niepowetowane straty w duchowości dziecka. Dziecko może się wychowywać we wspólnocie rodzinnej, gdyż tylko w rodzinie żyje i rozwija się jako osoba. Wszelkie instytucje działają jedynie na zasadzie autorytetu prawnego, czyli urzędowych nakazów, które traktują człowieka przedmiotowo, a nie podmiotowo.

Otóż wychowanie polega na aktywizacji osobowej podmiotowości człowieka. Taka aktywizacja może się dokonać poprzez nawiązanie relacji osobowych. Relacje osobowe są nawiązywane w sposób naturalny w rodzinie. Dziecko rodzi się z wiary, miłości i nadziei rodziców. Dlatego rodzice już od początku (od poczęcia) nawiązują z dzieckiem relacje osobowe. Dziecko jest od razu otaczane relacjami osobowymi rodziców. Relacje osobowe, jak pokazał nam Gogacz, przebiegają pomiędzy własnościami istnienia. Dlatego nawiązane relacje aktywizują w naszej osobie własności prawdy, dobra i piękna, obdarzając je dodatkową mocą sprawczą. Ta nabyta moc sprawia, że własności osobowe podejmują odpowiednie akty osobowe, które docierają do naszych władz duchowych zaszczepiając w nich zasady prawidłowego i słusznego działania. Prawda poprzez akt kontemplacji dociera i oddziałuje na nasz umysł obdarzając go słowem prawdy. Dobro w akcie sumienia pobudza naszą wolę do czynu dobra (do dobrego uczynku). Również piękno dzięki aktowi upodobania kształtuje naszą uczuciowość skłaniając ją do przezywania piękna i pięknego życia.

Otóż na bazie realnych skutków wywołanych w naszych władzach przez osobowe akty powstają cnoty i sprawności moralne, przede wszystkim wiara, miłość i nadzieja. Słowo prawdy obecne i działające w umyśle przyczynuje sprawność wiary. Czyn dobra (czyli akt miłości), którym posługuje się wola sprawia w niej sprawność miłości. Z kolei przeżycia piękna występujące w uczuciowości sprawiają cnotę nadziei. Zarówno te słuszne moralnie działania władz duchowych, jak i oparte na nich sprawności dotyczą bezpośrednio osoby człowieka. Słowo prawdy i wiara dotyczą osobowej prawdy człowieka. Czyn dobra i miłość dotyczą osobowego dobra człowieka. A przeżycie piękna i nadzieja dotyczą osobowego piękna i życia człowieka.

Postępowanie moralne człowieka polega na posługiwaniu się osobowymi sprawnościami i działaniami naszych władz duchowych. Nie ma moralności (ani religijności) bez posłużenia się sprawnościami wiary, miłości i nadziei. Jeśli te sprawności dotyczą Osoby Boskiej, to mamy wtedy do czynienia z religijnością, czyli z życiem religijnym. Oczywiście także kontemplacja już jako oświecenie, upodobanie jako dar życia oraz sumienie będące już nawróceniem mogą być wywoływane przez nawiązanie relacji osobowych z Bogiem, zainicjowanych przez Boga.

Wychowanie człowieka polega zatem na uruchomieniu całej osobowej aktywności, jaką jest w stanie podjąć nasza osoba (osobowa podmiotowość istnienia), a pod jej wpływem również nasze władze duchowe. Moralność i religijność są to realne oddziaływania pomiędzy osobami. Ani moralność, ani tym bardziej religijność nie stanowią z pewnością samego myślenia o tych sprawach. Moralność i religijność nie są wyposażeniem naszej świadomości. Dlatego człowieka należy wychowywać do realnych działań, czyli właśnie do moralności i religijności. Nie wolno wychowywać człowieka tylko do myślenia o tych sprawach przy pomocy wartości i wartościowania. Realne działania muszą bowiem posiadać realne podstawy, a nie tylko możliwość działania, jaką daje myślenie. Myślenie stwarza jedynie możliwości działania, ale to są pozory realności. Takie możliwościowe myślenie sprawdza się na polu rozwiązań technicznych, lecz nie może być podstawą moralności, gdyż wówczas moralność polegałaby na błądzeniu i poszukiwaniu wciąż lepszych rozwiązań. Niestety odwołując się do takiego myślenia ukuto slogan – errare humanum est. Trudno jest uznać błądzenie za osiągnięcie moralności. Człowiek oczywiście błądzi w swoim życiu, ale trzeba pamiętać, że błądzi właśnie dlatego, że posługuje się myśleniem, a nie osobową aktywnością. Jak pokazał Hegel, myślenie jest dialektyczne, gdyż myślenie zrodziło się z negacji realności. Człowiek zaczął myśleć, gdy zanegował rzeczywistość. Negacja określa więc myślenie i stanowi jego istotę. Dlatego myślenie jest w stanie wszystko zanegować. Każda teza znajdzie swoje przeciwieństwo, czyli antytezę. Zatem myślenie zawsze będzie obarczone niepewnością i nie może doprowadzić nas do celu, czyli do moralnej doskonałości. Skoro więc zachwycamy się myśleniem, to nigdy nie będziemy zadowoleni ze swojej realności. Dlatego człowiek myślący próbuje ciągle od nowa stwarzać siebie, a to prowadzi wprost do moralnych dramatów. Przecież to myślenie a nie realność odpowiada za wszystkie dramaty człowieka.

9.09.2013

Nie należy zamieniać etyki w aksjologię.



Nie wolno zamieniać etyki w aksjologię. Etyka dotyczy bowiem realnego działania i realnego osobowego dobra. Natomiast aksjologia dotyczy jedynie wartości, które stanowią tylko nasze myślenie o dobru.

Już Scheler pokazał, że wartości funkcjonują w naszej świadomości. Uważał, że tworzą one pewien idealny świat jakby Platoński Wzorzec Doskonałości. Jednak tak naprawdę wartości stanowią jedynie niedoskonałe myślenie człowieka o tym, co uważa on dla siebie za najważniejsze. Z takiego myślenia nic nie wynika, ponieważ myślenie nie zdoła stworzyć rzeczywistości (czyli czegoś realnego). Niestety nie ma bezpośredniego przełożenia myślenia na działanie, gdyż rozum i wola stanowią odrębne władze duchowe, które tylko współdziałają ze sobą, ale mają zupełnie różne przedmioty. Można ponadto stwierdzić, że nie ma przełożenia możności (jaką jest myślenie) na akt (jakim jest realne działanie).

Realne działanie może być powiązane jedynie ze słowem, jakim dysponuje rozum, gdy stanie się intelektem. Tylko słowo może kształtować i wpływać na nasze czyny. Ale słowo nie jest myśleniem (logos is not thinking). Słowo stanowi faktyczną obecność prawdy w naszym umyśle (intelekcie). Słowo jest bowiem przyjętą prawdą. Osobową prawdą. Dlatego to właśnie słowo ma moc poruszania woli do działania, gdyż wskazuje na łączność prawdy i dobra. Taką łączność ujmuje akt kontemplacji. Stąd ta kontemplacja skutkuje obecnością prawdy w naszym umyśle. A dalej łącząc się z sumieniem (prasumieniem) powoduje współobecność prawdy i dobra. Kontemplacja idzie do spółki z sumieniem, zaś sumienie wymaga kontemplacji. Taka łączność przekłada się w naszych władzach duchowych na współpracę słowa i czynu. Nie ma słowa bez czynu, ponieważ wtedy słowo byłoby martwe, ani nie ma czynu bez słowa, gdyż wtedy czyny byłyby zupełnie dowolne. Kontemplacja i sumienie mogą ze sobą współgrać, gdyż swoje źródło mają w osobowej podmiotowości człowieka na poziomie egzystencjalnym (w istnieniu). Tam właśnie prawda i dobro stanowią jedność, dlatego już w duszy mogą łączyć rozum (intelekt) i wolę. Słowo rodzi się pod wpływem osobowej prawdy, zaś czyn jest sprawiany przez osobowe dobro, dlatego te skutki osobowej aktywności są ze sobą zbieżne. Znaczy to, że zarówno słowo jak i czyn dotyczą tego samego, czyli samej osoby. Dotyczą osobowej realności człowieka i jego egzystencji.

Kiedy zaś o czymś myślimy, wtedy oddzielamy to od wszystkiego innego. Myśleć należy bowiem jasno i wyraźnie, jako pokazał Kartezjusz, a wcześniej Sokrates. To znaczy, że pomyślaną rzecz jako pojęcie musimy odróżnić i oddzielić od innych pojęć. Jeżeli więc zamierzamy określić jakąś wartość, to będziemy musieli odróżnić ją od innych wartości, a nawet im przeciwstawić. Dlatego aksjologia rozpada się na wielość wartości. A wszystkie te wartości mają taką samą rangę czegoś pomyślanego. Gdy próbujemy zbudować dla siebie pewną hierarchię wartości, udaje się to zrobić jedynie na chwilę. Przedkładamy bowiem jakieś pojęcie wartości ponad inne na zasadzie odróżnienia i przeciwstawienia. Ale już za chwilę w naszym myśleniu coś innego może się wydawać najważniejsze i wówczas stanie się dla nas wartością nadrzędną. W naszym myśleniu nie sposób powiązać ze sobą różnych wartości, ponieważ wtedy wszystko zaczyna się ze sobą zlewać i dochodzimy do wniosku, że wszystko jest we wszystkim, jak twierdził Anaksagoras.

Myślenie wartościami nie może być podstawą moralnego działania, gdyż łatwo może nas zaprowadzić do teorii sytuacjonizmu, gdy w zależności od okoliczności będziemy dobierać sobie odpowiednie wartości. Tak się dzisiaj dzieje w życiu społecznym. Widać, że ludzie kierują się różnymi wartościami, ale te wartości bywają bardzo zmienne. Na przykład o innych wartościach trzeba myśleć w pracy zawodowej, zaś inne wartości chciałoby się pokazać w domu. Stąd powstają konflikty wśród ludzi. Trudno to wszystko ogarnąć, dlatego najczęściej poddajemy się presji otoczenia. Robimy więc to, czego od nas oczekują, nie zastanawiając się nad własną odpowiedzialnością. Na dodatek myślenie wartościami nie nakłada na nas ani powinności, ani odpowiedzialności. Przecież wystarczy, że pomyślimy sobie o tych wartościach (np. patriotycznych).

Otóż powinność rodzi się wobec realnego dobra osoby. Ponieważ mogę być odpowiedzialny za kogoś żywego i realnego (za swoje dziecko), a nie za wartości. Bo o wartościach mogę sobie pomyśleć i już wydaje się, że jestem usprawiedliwiony. Przecież on był dla mnie kimś wartościowym i ważnym, dobrze o nim myślałem, ale nic dla niego nie zrobiłem, gdyż w moim myśleniu zagubiła się cała odpowiedzialność i powinność.

Odpowiedzialność rodzi się jedynie z powinności. A powinność, jak pokazał ks. Styczeń, jest wywoływana afirmacją osobowej godności. Chodzi o afirmację osoby w całej jej realności, w jej dobru i prawdzie. A nie w pomyślanej wartości osoby. Wartość osoby jest tylko myśleniem o niej, a nie samą osobą. Dlatego uprawianie aksjologii nie zdoła nigdy zaowocować moralnością. To pozostaje zawsze tylko teorią, a nie praktyką. Dla moralności konieczne jest realne spotkanie w prawdzie i dobru. Spotkanie, które zaowocuje w nas przyjęciem osobowej prawdy w postaci słowa oraz afirmacją osobowego dobra w postaci czynu (czyli miłości). Przecież prawdziwa miłość jest czynem a nie wartością.

Jedynie słowo prawdy i czyn dobra sprawiają odpowiedzialność wobec drugiego człowieka. Dla poczucia i wykonania odpowiedzialności potrzebne jest realne spotkanie z drugą osobą, a nie tworzenie w swojej świadomości pomyślanego świata wartości. Myślenie nie jest w stanie stworzyć niczego realnego. Ono może tylko pomyśleć różne wartości, ale to znaczy, że dowolną rzecz możemy uznać za wartościową, czyli pomyśleć jako wartość. Takie myślenie wartościami określa jedynie naszą świadomość, a nie nasze odniesienie do rzeczywistości. Wartości nie istnieją w realnym świecie, one mają intencjonalne istnienie w naszej świadomości. Przydają się na przykład do tworzenia pomyślanych instytucji funkcjonujących w życiu społecznym. Właśnie tworząc i wymyślając różne twory instytucjonalne kierujemy się wyznawanymi wartościami. Jednak za aksjologicznym myśleniem nie musi wcale iść realne działanie, czego doświadczamy w pozornych działaniach wielu instytucji. Do realnego działania potrzebne jest realistyczne myślenie, czyli filozofia. Bez filozofii niczego nie osiągniemy, gdyż nie spotkamy się z czymś realnym.

Czy człowiek może żyć w wymyślonym świecie? Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele wymyślonych rzeczy i tworów otacza nas na co dzień. W tym wirze codzienności łatwo zapomnieć o ludzkiej realności. Dziś pod wpływem mediów chętniej poruszamy się w świecie wizerunkowym niż w świecie realnych relacji. Każdy chce wykreować swój własny wizerunek raczej ukrywając niż pokazując to, czym jest naprawdę. Czemu to służy? Chyba globalnemu oszustwu i fałszerstwu. Kreacja własnego wizerunku niczego człowiekowi nie daje. To jest potrzeba kulturalnego znalezienia się na forum publicznym. Szaleństwo na tym polu dochodzi dziś do absurdu wyróżniania się na siłę. Ale to nie przynosi człowiekowi żadnego realnego pożytku. Tak naprawdę realność tworzą jedynie działania moralne i religijne, gdyż to one ulepszają samego człowieka. Dzięki temu człowiek osiąga osobowe dobro, które daje mu spełnienie.