20.09.2019

Państwo jako system instytucjonalny /1

1.Prezydent RP zainaugurował działalność Letniej Szkoły Belwederskiej. Mówił tam o poszukiwaniu dobra wspólnego na gruncie państwa i prawa. Trzeba powiedzieć, że to jest takie chodzenie po omacku, bo uwidacznia to brak realistycznej filozofii u podstaw koncepcji politycznych.

2.Polityka stała się dzisiaj sprytnym albo pozbawionym zdrowego rozsądku manipulowaniem nastrojami lub poglądami obywateli (czyli taką masą społeczną, którą chciałoby się dowolnie kształtować). Kształtować na potrzeby ideologiczne polityków, czy raczej w interesie tajemniczych oligarchów globalizacji. (zob. „Manipulowanie świadomością” w internecie)

3.Z kolei socjologia mówi dzisiaj o systemach instytucjonalnych. Tak opisuje się współczesne państwo wraz z tworzącymi je instytucjami. To wskazuje, że dzisiejsza działalność społeczno-polityczna odbywa się w formie zinstytucjonalizowanej. Można uznać, że państwo i prawo zostały już w pełni zinstytucjonalizowane. Dlatego całe życie społeczne odbywa się (czy raczej powinno się odbywać) poprzez instytucje (urzędy, stowarzyszenia, organizacje, firmy, przedsiębiorstwa).

4.Państwo stanowi teraz system instytucjonalny. Nawet prawo funkcjonuje dziś jako system instytucji, a nie jako zasada regulująca działalność społeczną. Dlatego prawo nie jest już oparte na zasadzie sprawiedliwości, lecz jest określeniem interesu sprawujących władzę (doskonałym przykładem jest prawo podatkowe).

5.Kiedyś mówiło się o sprawiedliwości społecznej, co powinno wyrażać jakieś poszanowanie wszystkich obywateli, czyli członków społeczeństwa. Jednak współczesna demokracja nie dba zupełnie o sprawiedliwość. Dobrze jeśli mamy swobodne ścieranie się różnych interesów. W demokracji władzę przejmują i sprawują partie polityczne (instytucje doskonale polityczne). Taka partia jest zorganizowaną instytucją skierowaną na przejęcie władzy (nawet nie na rządzenie). To powoduje, że mamy demokratyczny ustrój polityczny całkowicie zinstytucjonalizowany (czyli system instytucjonalny).

6.Jak działa instytucja? Instytucje działają na mocy prawa. Lecz to prawo nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. Takie prawo ma za zadanie określać precyzyjnie zakres działalności i sprawną organizację działania. Będzie to prawo tworzone w interesie danej instytucji (stowarzyszenia lub przedsiębiorstwa). Takie prawo wyznacza i określa zakres działania członków tej instytucji. Określa ono kto jest przełożonym a kto podwładnym (kto jest zarządzającym a kto pracownikiem, czyli kto jest panem a kto sługą). Takie prawo wyznacza więc stosunek władzy i podwładnych. Dotyczy to w równym stopniu prawa państwowego, czyli Konstytucji jako Ustawy Zasadniczej. Stąd powstało przytoczone określenie państwa (zwłaszcza demokracji) jako systemu instytucjonalnego.

Państwo jako system instytucjonalny /2

7.Jakie w związku z tym są prawa obywateli? Otóż są one mocno ograniczone. Jeśli jesteś lub chciałbyś być obywatelem danego państwa, to od razu podlegasz prawodawstwu tego państwa (systemowi prawnemu). To jasno oznacza, że jesteś poddanym władzy państwowej. Oczywiście państwo powinno gwarantować obywatelom swobodę działania, lecz tak się nie dzieje. Państwo i jego system prawny narzuca mniej lub więcej ograniczeń. To sprawia, że nigdzie nie ma całkowitej swobody działania.

8.Czy można więc mówić o dobru wspólnym w działalności państwa? Otóż jest to tylko polityczna mrzonka. Państwo, a już z pewnością państwo instytucjonalne, nie potrafi i nie jest w stanie zrealizować dobra wspólnego. Państwo co najwyżej realizuje mniejsze lub większe zło.

9.Gdzie zatem należy szukać dobra wspólnego? I tutaj trzeba jak najdalej uciekać od działalności instytucjonalnej. Natomiast filozofia realistyczna pokazuje nam, że trzeba się zwrócić ku wspólnocie osobowej i życiu wspólnotowemu. Taką wspólnotą osobową jest rodzina i to na gruncie rodzinnym należy poszukiwać realizacji dobra wspólnego.

10.Dobro wspólne nie jest efektem dowolnego działania człowieka. Dobro wspólne powstaje dzięki działaniom osobowym, ponieważ tylko działania osobowe dotyczą bezpośredniego osobowego dobra człowieka. Właśnie dobro osobowe jest czymś wspólnym dla wszystkich ludzi. Inne dobra – czy to materialne, czy duchowe – wyznaczają i stanowią jedynie indywidualny pożytek lub interes danego człowieka. Stają się tylko własnością indywidualną chronioną przez prawo własności (prawo autorskie lub patentowe).

11.Dobro wspólne jest osiągane dzięki realnym działaniom. Natomiast działania instytucjonalne nie są w pełni realne. W dużej części są to działania możliwościowe, które tworzą jakąś sferę możliwości (możliwości działania). Działania realne muszą tworzyć i wytwarzać coś realnego (potocznie kojarzymy to z produkcją). Wszystko jedno, czy będą to dobra materialne, czy dobra duchowe.

12.Realne dobra są to dobra, które służą człowiekowi do rozwoju życia (zaspokojenia potrzeb życiowych) oraz do rozwoju duchowego, czyli tworzenia wartości duchowych (na rzecz szeroko rozumianej kultury). Realne dobra nie kreują więc nowych potrzeb życiowych, ani nie kreują wymyślonych wartości kulturowych. Takich pomysłów dotyczy ludzkie myślenie, które tworzy jedynie przeróżne możliwości działania (często niczemu nie służące). Możliwości działania nie są czymś realnym. Możliwość nigdy nie stanie się realnością.

Państwo jako system instytucjonalny /3

13.Dobro wspólne jest pierwszym i najważniejszym dobrem dla człowieka. Jest to dobro osobowe, czyli dobro przypisane do osoby, będącej osobową podmiotowością istnienia. Tak naprawdę realne dobro zawarte w człowieku stanowi jego osoba oraz moc ożywcza. To właśnie osoba ludzka jest tym najwyższym dobrem występującym tu na ziemi, która stanowi życiowe domostwo człowieka. Bierze się to stąd, że osoba ludzka jest stwarzana bezpośrednio przez Boga Osobowego.

14.Działalność ziemska człowieka sprowadza się do zagospodarowania ziemskiego środowiska przyrodniczego. Właśnie gospodarowanie polega na wypracowaniu realnych dóbr materialnych i duchowych. Całe wieki człowiek pracował nad opanowaniem i wykorzystaniem naturalnych zasobów ziemi koniecznych do zaspokojenia potrzeb życiowych oraz zapewnienia rozwoju życia rodzinnego, co było przyczyną tworzenia wspólnot lokalnych i regionalnych aż po szeroką wspólnotę narodową. Dopiero powstanie wspólnot narodowych było podstawą powstawania organizmów państwowych.

15. Państwo nie zrodziło się na zasadzie umowy społecznej, lecz z racji rozwoju życia wspólnotowego, co wiązało się z powstaniem ośrodka władzy (jakaś forma dowództwa wojskowego /dux/, a później rządy króla /rex/). Dopiero zdobyta lub ustanowiona władza porządkowała podległy jej obszar państwa przy pomocy prawa i podatków.

16. Na początku organizację państwa stanowiła wola władcy. Można przyjąć, że wola władcy była prawem i „umową społeczną”. Właśnie tej woli podlegali poddani, którzy nie mieli wiele albo nic do powiedzenia. Nie można więc mówić o faktycznej umowie społecznej. Umowa społeczna jest już związana z instytucjonalizacją władzy państwowej. Pojawiają się pierwsze formy organizacyjne, które kierują się jeszcze pewnymi utartymi zwyczajami określającymi różne sposoby działania. Mamy więc Radę Królewską, która doradzała królowi. Mamy pewne funkcje służebne, które początkowo były przypisane do konkretnej osoby. Dopiero z czasem te różne funkcje zwyczajowe stają się już urzędami. Mamy sprawowanie władzy królewskiej na danym terytorium w sposób pośredni przez starostów, kasztelanów, wojewodów i innych urzędników.

17.Najlepiej jeśli Król był przedstawicielem swojego narodu. Wtedy stawał się strażnikiem i gwarantem rozwoju dobrobytu państwa. Państwa, które powinno służyć narodowi, czyli dbać o rozwój w postaci dóbr materialnych oraz kultury duchowej. Do czasu, gdy działalność państwa nie została w pełni zinstytucjonalizowana, jego rozwój i dobrobyt zależał od mądrości i sprawiedliwości konkretnej osoby władcy (czyli króla). Gdy jednak władza królewska została obwarowana różnymi instytucjami (w Polsce był to Sejm, zaś w Anglii Parlament), wtedy cała kwestia mądrości i sprawiedliwości została rozmyta, gdyż decyzje dotyczące rządzenia zostały ograniczone przez stanowione prawo, które coraz bardziej traciło zarówno na mądrości jak i na sprawiedliwości. Konkretny człowiek może być mądry i sprawiedliwy, lecz powstające instytucje już takimi nie są i nigdy nie będą. Instytucje zaczynają bowiem tworzyć prawo korzystne bardziej dla samych siebie niż sprawiedliwe.

18. Monteskiuszowi, który postulował trójpodział władzy, oczywiście już w formie zinstytucjonalizowanej, wydawało się, że taka instytucjonalna trójca będzie gwarantem równowagi poszczególnych instytucji. Ale to okazało się mrzonką, gdyż w systemie demokratycznym partie polityczne zmierzają prostą drogą do monopolu władzy starając się podporządkować sobie te „niezależne instytucje”. Toteż instytucje ustawodawcze, sądownicze i wykonawcze przestają być niezależne. Dzisiaj zostały one uzależnione głównie od ideologii partyjnej.

Państwo jako system instytucjonalny /4

19. Trudno zaprzeczyć, iż życie społeczne musi być odpowiednio zorganizowane. Dzieje się to poprzez tworzenie różnych instytucji, czyli urzędów. Co zrobić, żeby te instytucje i urzędy służyły bezpośrednio obywatelom (zwykłym ludziom stanowiącym trzon społeczeństwa)? Dzisiaj stawia się na praworządność (państwo prawa). Jednak politycy powinni zdawać sobie sprawę, że to nie prawo tworzy działalność społeczną, lecz codzienne działania poszczególnych obywateli. Prawo nie jest w stanie dotyczyć konkretnych przypadków. Prawo może pełnić jedynie rolę porządkującą i regulującą, jednak nie może narzucać sposobów działania, gdyż to ogranicza ludzką kreatywność i innowacyjność. Trzeba zatem zdać się na kreatywność i przedsiębiorczość ludzi, którzy zawsze znajdą odpowiednie sposoby działania i pomagać im w rozwijaniu tej działalności, zwłaszcza produkcyjnej ale również artystycznej.

 20. Czy istnieje możliwość pogodzenia organizacji prawno-instytucjonalnej państwa ze swobodną działalnością obywateli? To jest dzisiaj główny problem polityczny. Ja zapatruję się na to raczej negatywnie, przynajmniej jeśli dotyczy to naszego europejskiego kontynentu. Wydaje się, że Europa, a właściwie Unia Europejska, uwierzyła w sprawczą moc tworzonych instytucji zapominając, że to działają konkretni ludzie i wszelki rozwój społeczny zależy tylko od nich.

21.Otóż w Europie dominuje wiara w myślenie, co zaczęło się od czasów Kartezjusza. Sądzi się, że myślenie, czyli ludzkie pomysły, zapewni nam właściwy kierunek rozwoju społecznego. Niestety spowodowało to jedynie rozwój różnych ideologii, które są naturalnym efektem wiary w myślenie, wiary w doskonałość ludzkiego myślenia. Nie zauważono, że właśnie myślenie jest zawsze ideologiczne. Nie ma realistycznego myślenia. Realistyczne jest poznanie. Skutkiem wiary w myślenie stało się całkowite odejście od realności. Porzucono realność człowieka na rzecz wynaturzonych pomysłów.

22.Dawniej gospodarka i gospodarowanie dotyczyły realnych potrzeb człowieka. Natomiast dzisiejsze koncepcje ekonomiczne dotyczą raczej tworzenia jakiegoś pola możliwości działania. Myślenie kreuje zupełnie nowe potrzeby albo raczej marzenia i dążenia, tworzy nowe sposoby działania, które nic nie znaczą. Dlatego świat możliwości stoi przed nami otworem i zachęca ludzi swoją rozrywką. Lubimy się bawić i szukamy coraz ostrzejszych doświadczeń. Potocznie mówi się o potrzebie adrenaliny. Ale takie działania prowadzą na ogół do uzależnienia się od niebezpiecznych poczynań.

23.Czy można powrócić do realnego świata? Do realnych działań, skoro stworzyliśmy sztuczne otoczenie wokół siebie? Czy zdołamy powrócić do odkrycia realnej tożsamości człowieka, skoro atakują nas hasła: – Bądź kimkolwiek chcesz. Jeśli chcesz być kimś, to nie możesz być kimkolwiek. Musisz pozostać sobą. Niestety proponowana wolność działania oznacza porzucenie własnej osobowej tożsamości. Można bowiem wymyślić jakiś swój fascynujący wizerunek (najczęściej medialny, w mediach społecznościowych), lecz to nie znaczy, że stworzyliśmy w ten sposób swoją realność. Realność jest w nas samych. Zaś wszelkie pomysły są jedynie skokiem w otchłań możliwości, w świat wirtualny, z którym mamy dzisiaj do czynienia. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że w świecie wirtualnym nie ma żadnych związków lub relacji osobowych. Mamy tam tylko zderzenia lub spotkanie różnych naszych pomysłów, a najczęściej tylko wymysłów.

24.Jedynym ratunkiem dla człowieka jest schronienie się w realnej wspólnocie osobowej, jaką jest rodzina. Chodzi o rzeczywistą wspólnotę osobową, czyli związek kobiety i mężczyzny, którzy stanowią dwie różne osoby i osobowości dopełniające się na poziomie duchowym i cielesnym. Otóż realny rozwój człowieka ma charakter osobowy, i to musi być rozwój osobowości mężczyzny bądź rozwój osobowości kobiety. Mężczyzna i kobieta spełniają się przede wszystkim w rodzicielstwie i wychowaniu dzieci. Tutaj wszelkie nowomodne pomysły nic nie dają, gdyż negują osobową realność człowieka. Żadne wymysły nie są w stanie stworzyć doskonałego mężczyzny czy doskonałej kobiety. Tutaj konieczne jest i niezbędne współdziałanie i współżycie w ramach osobowej wspólnoty.

Państwo jako system instytucjonalny /5

25.We wspólnocie osobowej panują działania moralne i religijne, ponieważ życie wspólnotowe ma swoją przyczynę sprawczą w osobie człowieka. Osobowy rozwój człowieka polega na działaniu moralnym i religijnym. To jest realny rozwój człowieka. Jeżeli zestawimy aktywność osobową z działaniami natury człowieka, to trzeba uznać, że to właśnie osoba sprawia działania moralne i religijne. Akty osobowe sumienia, kontemplacji i upodobania kształtują i doskonalą naszą duchowość, żeby cały człowiek mógł żyć moralnie i religijnie.

26.Bez tego osobowego wsparcia, które zależy oczywiście od relacji z Bogiem, nasza duchowość przybiera kształt świadomości, która kieruje się myśleniem i wolnym wyborem. Taka świadomość stanowi tylko wypaczoną duchowość, która prędzej lub później zamyka się w sobie, próbując stworzyć swój własny świat możliwości. Mówiąc inaczej, świadomość wcale nie dba o osobową realność człowieka ani o jego rozwój osobowy, ponieważ świadomość pragnie zastąpić osobę i przejąć kontrolę nad życiem człowieka. Dlatego świadomość stale domaga się wolności i myślenia, bo wolność i myślenie odrywają nas od rzeczywistości.

27.Człowiek pozbawiony wewnętrznej zasady realności, czyli osoby oraz mocy ożywczej (życia egzystencjalnego), staje się błądzącą i błędną duchowością – staje się po prostu demonem. Demoniczna duchowość (w postaci samoświadomości) jest bardzo niebezpieczna, gdyż chętnie wciąga ludzi do zbrodniczych działań (patrz Hitler i Stalin, Mao i Pol-Pot). Jeśli tacy demoniczni ludzie opanują instytucje państwa, to mamy wówczas do czynienia z totalnym złem, czyli z totalitaryzmem, który może ogarnąć całe społeczeństwo lub cały naród. Takie instytucjonalne zło niesie ze sobą totalne zniszczenie (np. Holocaust). Przed tym instytucjonalnym złem przestrzegał JP II (trzeba sprawdzić, gdzie to było?). Należy wystrzegać się wszelkich demonicznych ideologów i polityków.

28. Prawdziwym schronieniem przed instytucjonalnym złem jest wspólnota rodzinna. Rodzina jest realną wspólnotą osobową i właśnie w rodzinie człowiek spełnia się osobowo. Wobec osób działamy bowiem moralnie, czyli w sposób bezinteresowny. Jak uczył JP II, człowiek spełnia się w bezinteresownym darze z samego siebie. Czymś zupełnie bezsensownym jest spełniać się w działalności instytucjonalnej, nawet gdy zdobywamy władzę. Wielkim oszustwem jest propagowany sukces zawodowy, który nigdy nie da człowiekowi spełnienia osobowego.

29. Jako osoba człowiek spełnia się w rodzicielstwie, mężczyzna spełnia się jako ojciec, zaś kobieta spełnia się jako matka. To właśnie jest osiągnięcie pełni życia osobowego, które przebiega w rodzinie. Ale trzeba pamiętać, że właściwą podstawą i dopełnieniem życia rodzinnego jest religijność jako nasze odniesienie do Boga (Boga Stwórcy i Boga Zbawcy).

30.Religijność chroni i broni osoby człowieka. Religijność jest bowiem podstawą kontaktu z Bogiem Osobowym. Ludzka osoba została stworzona przez Boga i zachowuje swoją aktywną moc dzięki odnawianemu stale kontaktowi z Osobą Boską. Dlatego żeby człowiek mógł żyć osobowo potrzebuje nieustannego wsparcia ze strony Osobowego Boga. Takie wsparcie człowiek otrzymuje w postaci łaski. Życie religijne jest utrzymywaniem kontaktu z Bogiem, czyli jest naszym otwarciem się na działanie łaski Bożej. Człowiek powinien umieć przyjmować działanie nadprzyrodzone, ponieważ od tego zależy zachowanie godności osobowej oraz osobowa aktywność w postaci aktów sumienia, kontemplacji i upodobania, które doskonalą naszą naturę, zwłaszcza duchowość, a poprzez nią również naszą cielesność. Bez takiego nadprzyrodzonego wsparcia człowiek staje się wypaczoną duchowością w postaci świadomości, która wyprowadza go na manowce realności. Wypaczona duchowość, czyli świadomość, porzuca realność i kieruje nas w stronę możliwości, czyli tego, co tylko udaje realność.

Państwo jako system instytucjonalny /6

31.Podstawą ludzkiego życia – życia osobowego – musi być mocna realność. To musi być realna moc sprawcza, która daje rzeczywistą aktywność, a nie tylko pozorne możliwości działania. Nasze myślenie, które jest istotą świadomości, kieruje nas w stronę możliwości. Można powiedzieć, że myślenie otwiera przed nami jakiś świat możliwości. To jest „nowy wspaniały świat”, lecz to nie jest świat przyjazny człowiekowi. To jest złudzenie czegoś wspaniałego, co może nas fascynować logiką myślenia. Jednak prawdziwa rzeczywistość nie jest logiczna, jak chciał Hegel.

32.Rzeczywistość po prostu jest, czyli istnieje, lecz istnienie nie poddaje się myśleniu. Dlatego teorie filozoficzne nie dosięgały istnienia. Co więcej istnienie stoi w sprzeczności z myśleniem, gdyż nie da się wymyślić czegoś realnego. To, co realne można tylko stworzyć. Właśnie Bóg Stwórca posiada moc stwarzania, co określamy mianem Wszechmocy. Jest On Bogiem Wszechmocnym. Rzeczywistość, czyli realne byty, są dziełem Boskiej Wszechmocy. I niestety myślenie nie chce się z tym pogodzić. Myślenie jako dzieło Demona chciałoby zastąpić Boga w dziele stwarzania. Nie posiada jednak żadnej mocy stwórczej. Dlatego mami nas swoimi pomysłami, czyli wymyślaniem przeróżnych możliwości. „Nowy wspaniały świat” jest więc dziełem Demona.

33.Skoro więc życie społeczne i polityczne poszło w stronę myślenia, to przyszło nam żyć w wymyślonym świecie możliwości. Myślenie stworzyło wszelkie formy instytucjonalne, dlatego działalność społeczna została opanowana przez instytucje. Trzeba wiedzieć i pamiętać, że to myślenie narzuciło człowiekowi instytucje społeczne i polityczne. Odkąd ludzie zaczęli kombinować ze swoim myśleniem, odkąd uwierzyli, że myślenie potrafi stworzyć nowy wspaniały świat, odtąd działalność polityczną oddano w ręce instytucji. Oczywiście wydawało się, że jesteśmy w stanie stworzyć doskonałe instytucje, jednak dzisiaj okazało się, że polityczne instytucje (zwłaszcza te partyjne) tylko pożerają i ograniczają swobodną działalność obywateli. Mamy świetny przykład: instytucje unijne (EU) stały się plagą nonsensów, bo propagują ideologiczne głupstwa. Taka mania cogito nie wróży nam niczego dobrego.

34.Wszyscy dookoła trąbią nam o wolności, ale nikt z tych ideologów wolności nie rozumie, czym jest wolność. Przecież nie da się żyć samą wolnością, ponieważ wolność jest tylko możliwością i nie posiada żadnej mocy sprawczej. Żeby żyć realnie, człowiek potrzebuje prawdziwej aktywności. Realna aktywność może płynąć jedynie ze źródła sprawczego (posiadającego moc sprawczą). Myślenie nie ma takiej mocy. Dlatego nie może być przyczyną realności. Możemy wymyślać różne rzeczy, ale to nie oznacza, że tworzymy coś realnego.

35. Człowiek musi żyć swoją osobową realnością. Musi żyć realnością swojego egzystencjalnego życia, a nie jakimś wymyślonym wizerunkiem (image and visage). Jeśli chcesz być naprawdę kimś, to nie możesz być czymkolwiek. A jeśli chcesz być czymkolwiek, to nie mów, że jesteś osobą, której przysługuje godność i szacunek. Po prostu pozbywasz się godności, a w związku z tym nie należy ci się szacunek, ponieważ szacunek dla człowieka jest przynależny do osobowej godności. Jeżeli nie chcesz być osobą stworzoną przez Boga, to zwyczajnie jesteś nikim i tyle. Jako bezosobowe nic albo cokolwiek, nie masz prawa domagać się poszanowania godności, którą porzuciłeś. Niestety nie jesteś godzien szacunku.

36. Dlaczego bezosobowi i co za tym idzie bezpłciowi ideolodzy domagają się poszanowania swojej nicości, czy właściwie samej możliwości bycia czymkolwiek? Pierwszym pytaniem na dzisiaj jest: – kim jest człowiek? Warto wszelkie dyskusje polityczne zaczynać od tego pytania. Może wtedy nauczymy się mądrości. Po prostu warto wiedzieć z kim mamy do czynienia!

12.09.2019

Antidotum dla wolności



Wszędzie trąbi się o wolności człowieka. Mogłoby się wydawać, że bez wolności nie sposób traktować człowieczeństwa poważnie. Otóż okazuje się, że ludzie bardzo chętnie żyją marzeniami bądź złudzeniami. Ja powiem więcej, ludzie uwielbiają szczytne hasła lub ideały, gdyż tym można zawsze się pochwalić, ale nie trzeba tego na co dzień praktykować. Na co dzień ludzie postępują praktycznie. Dlatego wszyscy trąbią o wolności, lecz nikt z tych ludzi nie zastanawia się, czym jest wolność dla człowieka.
Otóż wolność jest wyłącznie możliwością działania, zatem dotyczy raczej naszych marzeń i zachcianek, a nie rzeczywistego działania. Wolność nie posiada żadnej mocy sprawczej, bo jest tylko sferą możliwości. Natomiast człowiek do dobrego i realnego działania potrzebuje faktycznej aktywności i mocy sprawczej. Cóż nam po samej możliwości działania, przecież z tego nie rodzi się jeszcze realne działanie. Tutaj potrzeba aktu i aktywności.
Jeżeli więc mamimy ludzi wolnością albo hasłami wolności, to z pewnością idzie za tym jedynie odebranie im realnego działania (a w przypadku człowieka jako osoby są to działania osobowe – moralność i religijność), a dalej popchnięcie ludzi do działań pozornych, czyli wprost do działań wypaczonych i zdemoralizowanych.
W związku z tym zacząłem poszukiwać jakiegoś antidotum dla postulatów wolności. Trzeba sobie zadać pytanie, co tak naprawdę może zapobiegać złudzeniom wolności. Wiadomo, że wolność słowa i wypowiedzi doprowadziła ludzi do głoszenia najróżniejszych głupot i pomysłów, ale wcale nie spowodowała dotarcia do prawdy. Wprost przeciwnie, dzisiaj zanegowano już obiektywną prawdę i relatywizowano ją zupełnie w imię wolności poglądów i opinii. Każda pojawiająca się teza czy ocena uznawane są za wartość kulturową i tylko za wartość. Toteż mamy pełną swobodę wypowiedzi, co zaowocowało totalnym bełkotem internetowym i medialnym.
Asceza chrześcijańska zapoczątkowana przez Ojców Pustyni wskazywała na trzy zasady działania na drodze do Boga jako ograniczenia dowolności postępowania: czystość – ubóstwo – posłuszeństwo. Wydaje się, że te trzy zasady życiowe chronią nas ludzi przed niebezpieczeństwami wolności, jaką się dziś propaguje.
Czystość cielesna chroni nas przed rozwiązłością doznań przyjemności. Ale do tego konieczna jest czystość duchowa (błogosławieni czystego serca), która zabezpiecza nas przed wypaczeniami naszych władz duchowych. Wskazuje bowiem, że należy się wystrzegać zgubnego myślenia i szalonych pomysłów oraz trzeba unikać dowolnego wyboru, czyli braku ukierunkowania własnego działania (raz wybieramy to, a potem coś zupełnie innego).
Ubóstwo materialne chroni nas przed nadmiernym konsumpcjonizmem w życiu codziennym. Z kolei ubóstwo duchowe (błogosławieni ubodzy w duchu) chroni nas przed megalomanią, czyli wywyższaniem się ponad innych. Chroni nas przed absolutyzacją swoich poglądów i własnej oceny.
Wreszcie posłuszeństwo jest słuchaniem i uznawaniem słowa prawdy, co prowadzi nas do przyjęcia Słowa Bożego. Posłuszeństwo jest pewnego rodzaju poddaniem się prawdzie i dobru. Nasz umysł powinien być poddany słowu prawdy a nie wolności słowa, zaś wola powinna poddać się aktom sumienia i nakazowi czynienia dobra a nie wolności wyboru.
Grzech pierworodny był aktem wolności. Człowiek nie posłuchał Boga, gdyż Szatan zachęcił go i namówił do poznania zła. Jednak nie ma poznania zła, gdyż mamy tylko poznanie prawdy i dobra. Natomiast żeby zetknąć się ze złem, trzeba je sobie pomyśleć i wymyślić (czyli stworzyć), i namówić do tego wolę, czyli chcenie. W ten sposób akt nieposłuszeństwa stał się pomyśleniem zła i dlatego Adam zgrzeszył już „na dobre”, czyli wypaczył działanie swojej natury. Odtąd ludzki umysł był w stanie pomyśleć zło i co więcej wola mogła wybrać to zła. Poprzednio wola umocniona przez akty sumienia chciała tylko dobra. I dopiero łaska Boża naprawia wszystko z powrotem.
To wszystko razem stało się powodem odwrócenia się naszej duchowości od zdążania ku rzeczywistości. Duchowość, czyli dusza, zaczęła działać „na własną rękę”, czyli w sposób wolny i dowolny. Tak człowiek stał się wolny, lecz była to wolność od uwarunkowań realności. Człowiek odwrócił się od tego, co realne i sam zaczął tworzyć własny świat – świat cywilizacji i kultury. Niestety na tej twórczej drodze owładnęła nim przemożna chęć panowania. Człowiek zapragnął być panem i władcą, dlatego odrzucił Pana Boga i skumał się z Władcą tego świata. Chciał być Władcą Absolutnym, co udało mu się osiągnąć w czasach nowożytnych.

7.09.2019

Witkacy przy pracy



Witkacy po pracy, czyli moje słoje


 

Moje uwagi do lektur (Foucault Wykłady 1979-1980)

We wcześniejszych wykładach Fuko rozpatrywał ideologiczne sprawowanie władzy. Według niego „jeśli sprawowanie władzy, manifestacja prawdy w formie podmiotowości i zbawienie dla każdego i wszystkich rzeczywiście się ze sobą wiążą, to ze względu na efekty, jakie wywołuje to, co nazywamy ‘ideologią’ ”. (s.92) Jednak odrzuca on podejście ideologiczne dotyczące sprawowania władzy.
„Dla mnie praca teoretyczna /…/ nie polega na ustalaniu i utrzymywaniu jakichś stanowisk, przy których miałbym trwać i które miałyby tworzyć spójny system”. (s.93) „Powiedzmy, że sam jestem negatywnym teoretykiem”. (tamże) „Proponuję tu Państwu raczej pewną anarcheologię”. (s.96)
Rozważając stosunek między władzą a podmiotem poznającym, Fuko stawia tezę o nie-konieczności władzy. Przy czym nie chodzi mu o anarchiczne stwierdzenie, że władza jest ze swej istoty zła. Idzie raczej o to, żeby nie-akceptowalność władzy umieścić na samym początku rozważań. Powiada, że w grę wchodzi tutaj pewna postawa dotycząca nie-konieczności władzy. Stąd jego propozycja anarcheologii. (por. s.95-96)
Otóż jeżeli na problem władzy spojrzymy od strony podmiotu (jednostkowego podmiotu poznania i ujawniania prawdy), to można się zgodzić, że władza nie jest czymś koniecznym. Oczywiście władza dotyczy i dotyka każdego z nas jako pojedynczego podmiotu, ale istota władzy jako rządzenia ludźmi rozgrywa się w perspektywie społecznej czy politycznej. Władza jako rządzenie ludźmi jest potrzebna i wprost konieczna w perspektywie społeczeństwa a nie jednostki. Właśnie w tej perspektywie stworzono teorię umowy społecznej jako swoistej instytucjonalizacji władzy. Oznaczało to, że podstawą i uzasadnieniem władzy miałaby być jakaś umowa, czyli pewna formuła prawna. Jednak nie bardzo wiadomo, kto miałby być stroną (dwiema stronami albo więcej) takiej umowy. Czy taka umowa byłaby dobrowolna, czy może konieczna?
Oczywiście z perspektywy pojedynczego człowieka władza państwowa nie jest konieczna. Ale czy jest przez to dobrowolna? Chyba też nie. Bo przecież rodzimy się w jakimś państwie objętym jakąś formą władzy, która nakazuje każdego nowonarodzonego człowieka od razu zapisać jako swojego obywatela. W ten sposób władza państwowa po prostu zawłaszcza swoich obywateli. Poza tym władzy nie interesuje, kim jest nowy obywatel. Nadaje mu się numer identyfikacyjny i tyle. Doświadczamy tego, że instytucje zarządzające obywatelami rozpoznają ich na podstawie numeru PESEL.
Jeżeli obywatel pragnie wybić się na niezależność i staje się kimś ważnym i wybitnym, to wtedy jest już dla władzy niebezpieczny. Obywatel jako podmiot poznający i ujawniający prawdę jest kimś niebezpiecznym, ponieważ uniezależnia się od zarządzeń władzy. Człowiek, który pokazuje prawdę o sobie, ujawnia jednocześnie wszelką nieprawdę o człowieku, jaka płynie ze strony instytucji władzy. Człowiek jako podmiot prawdy dysponuje siłą prawdy, która obliguje go do działania, natomiast instytucja władzy dysponuje jedynie siłą prawa, która tylko ogranicza w jakimś zakresie swobodę działania każdego obywatela.
Widać to doskonale na przykładzie starożytnych mędrców. Autor pisze: „starożytny mędrzec w sobie samym, i nigdzie indziej, poszukuje własnej miary”. (s.288) „Starożytny mędrzec /…/ sprawuje suwerenną władzę nad samym sobą”. (s.289) „Starożytnemu mędrcowi – Senece  /…/ chodziło o to, by być swą własną instancją sądowniczą i samemu stanowić dla siebie prawo”. (s.303) Te opinie dotyczą zarówno Seneki, jak i Sokratesa, którzy działali w dwóch różnych systemach politycznych (w cesarstwie i demokracji), ale niestety obaj skończyli swe życie w podobny sposób. Sokratesa pokonała w głosowaniu demokratyczna przeciętność, Seneka zaś uległ woli swojego cesarza, który była wówczas najwyższym prawem.
Trzeba zatem uznać, że władza (każda forma władzy) wywiera presję na obywateli w celu pełnego podporządkowania ich sobie. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego Fuko próbuje powiązać rządzenie (władzę jako sztukę rządzenia) z prawdą, jaką posiada w sobie człowiek/obywatel. Ale Autor wydaje się być o tym święcie przekonany. Twierdzi: „Tam, gdzie jest władza, /…/ tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, /…/ nie ma też władzy /…/”. (s.29-30)
Używając terminologii greckiej Fuko stwierdza: „żadna hegemonia najprawdopodobniej nie może obejść się bez aleturgii”. (s.27) I wyjaśnia: sprawowanie władzy nazywa się po grecku ‘hegemonią’. Alethourges oznacza mówiącego prawdę. Wychodząc od alethourges i tworząc fikcyjne słowo alethourgia, aleturgia, można by więc określić mianem ‘aleturgicznych’ zespół możliwych, werbalnych bądź nie werbalnych procedur, za pomocą których wydobywamy na światło dzienne to, co /…/ uznajemy za prawdę. (zob. s.27) Aleturgia Fuko obejmowałaby „rytuał manifestacji prawdy”. Nie byłoby zatem sprawowania władzy bez czegoś takiego jak aleturgia. Autor zapowiada, że w jego wykładach w tym roku „chodzić będzie o próbę wypracowania pojęcia rządzenia ludźmi za pomocą prawdy” (s.32). „Zamierzam pokazać, że nie da się rządzić ludźmi, nie działając jednocześnie w porządku prawdy”. (s.39)
Fuko mówi wprost o reżimie prawdy zestawiając to z reżimem politycznym oraz reżimem prawnym. „Przez reżim prawdy rozumiem to, co zmusza jednostki do pewnych aktów prawdy, to, co definiuje, określa formę owych aktów, wyznacza dla nich takie, a nie inne warunki powstania oraz determinuje ich swoiste efekty. W sumie zatem reżim prawdy byłby tym, co określa zobowiązania jednostek odnoszące się do procedur ujawniania prawdy”. (s. 109) Z kolei reżim polityczny to „zespół procedur i instytucji, w ramach których jednostki zostają, pod mniejszym lub większym przymusem, skaptowane, zmuszone do posłuszeństwa pewnym decyzjom, przy czym te ostatnie stanowią emanację zbiorowej władzy w granicach określonego terytorium, gdzie władzy tej przysługuje prawo suwerena”. (s.110) „Można też mówić o reżimie prawnym, określając tak pewien zbiór procedur i instytucji, w ramach których jednostki są skłaniane, zmuszane do poddania się ogólnemu prawu”. (s.110)
„Dlaczego więc nie mówić o reżimie prawdy, który odnosiłby się do zespołu procedur i instytucji, w ramach których jednostki poddają się zobowiązaniu i zostają w pewnych warunkach zmuszone do podejmowania aktów prawdy wytwarzających określone efekty? Dlaczego nie mówić o zobowiązaniu do prawdy na takiej samej zasadzie, na jakiej mówi się o przymusach politycznych albo obowiązkach prawnych”. (s.110)
„Nauczanie pozostaje dokładnie tym samym niezależnie od tego, czy naucza się bredni, czy prawdy. Można więc jak najbardziej mówić tu o zobowiązaniu, ale tylko o tyle, o ile właśnie nie wchodzi w grę prawda jako taka. /…/ Z kolei tam, gdzie faktycznie chodzi o prawdę, pojęcie reżimu prawdy staje się poniekąd zbędne. Koniec końców prawda nie potrzebuje wszak żadnego reżimu, żadnego zobowiązania /…/ Prawda wystarcza samej sobie i sama stanowi swoje prawo. A dlaczego? Otóż po prostu dlatego, że siła przymusu prawdy tkwi w niej samej. To sama struktura prawdy jako takiej wywiera na mnie przymus w procesie jej badania i ujawniania /…/” (s.111) „To prawda jako taka sama wyznacza swój reżim, to ona stanowi prawo, to ona mnie zobowiązuje. Jest to prawdą i dlatego temu ulegam. Ulegam, bo jest to prawda, i właśnie o tyle, o ile jest to prawda”. (s.112)
„Jak widać, pojęcie reżimu prawdy wydaje się ostatecznie do utrzymania tylko tam, gdzie chodzi o coś innego niż prawda /…/ Tam zaś, gdzie rzeczywiście idzie o prawdę jako taką, żaden reżim prawdy nie jest potrzebny. /…/ To nie prawda jako taka tworzy i podtrzymuje prawa, którymi wiąże ludzi, ich zobowiązania wobec siebie samej oraz efekty, jakich spodziewają się po dotrzymaniu owych zobowiązań. Prawda sama nie administruje, by tak rzec, swoim własnym imperium /…/ Nie jest prawdą, aby prawda przymuszała jedynie samą swą prawdziwością”. (s.112)
„/…/ pod każdym ścisłym rozumowaniem, a nawet za faktem uznawania czegoś za oczywistość, zawsze kryje się pewien akt afirmacji, która nie przynależy do porządku prawdy czy fałszu, będąc raczej rodzajem zaangażowania, wyznania (profesji)”. (s.113) „W tym ‘jesteś zmuszony’, ‘musisz’, ‘powinieneś ulec’ jest coś, co nie wynika z samej tylko prawdy, ani z jej struktury, ani z jej treści. ‘Musisz’ immanentne wobec prawdy – oto problem, którego nauka jako taka nie jest w stanie uzasadnić, ani nawet wziąć pod uwagę, Jak sądzę, jest to podstawowy problem o charakterze historyczno-kulturowym”. (s.113)
Fuko chce tutaj wskazać, że uznanie za prawdę albo uznanie prawdy wymaga pewnej racjonalności podmiotu. „Dla organizacji reżimu prawdy decydujące znaczenie ma gest wykluczenia szaleństwa. Reżim ów ma to do siebie, że skoro coś jest oczywiste, to temu ulegam, jego specyfika polega na tym, że to sama prawda zmusza podmiot do tego, by jej uległ”. (s.115)
„ /…/ uprawianie archeologii albo (an)archeologii wiedzy nie polega na badaniu globalnej sieci relacji między władzą polityczną a wiedzą czy poznaniem naukowym. /…/ Idzie raczej o badanie reżimów prawdy, czyli rodzajów relacji wiążących akty ujawniania prawdy i właściwe im procedury z podmiotami dokonującymi owych aktów lub będących ich przedmiotami”. (s.117) „ /…/ każdy taki reżim, niezależnie od tego, czy jest naukowy, czy nie, zawiera w sobie specyficzne formy mniej lub bardziej przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy z podmiotem, który dokonuje tego aktu”. (s.117)

Otóż wydaje się, że Fuko chodzi z jednej strony o to, żeby nie badać jakiejś prawdy fruwającej lub zawieszonej w powietrzu, lecz żeby związać prawdę bezpośrednio z podmiotem i jego aktywnością. To podmiot ujawnia, ogłasza i wypowiada prawdę. Tak więc prawda jest dla Autora czymś jak najbardziej podmiotowym. Ale z drugiej strony zadziwiające jest przypisywanie „przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy z podmiotem”. Przecież jeśli podmiot coś robi lub działa i dokonuje już takiego działania, to jest po prostu sprawcą tego aktu i między podmiotem a jego działaniem nie ma niczego przymusowego. Podmiot jest sprawcą działania a działanie jest skutkiem, co nie znaczy, że podmiot działa z przymusu, gdyż równie dobrze może działać dobrowolnie.
Przymus może pochodzić tylko od zewnętrznej woli lub siły, która wprost narzuca jakieś działanie komuś drugiemu. Na ogół jest to związane z zastosowaniem jakiejś siły. Otóż Fuko taką siłę przyznaje samej prawdzie. Cytowałem już jego wypowiedź: „siła przymusu prawdy tkwi w niej samej”. Powstaje jednak pytanie, czy na pewno można mówić w stosunku do prawdy o „sile przymusu”. Nawet jeśli prawda zobowiązuje nas do mówienia prawdy, to nie oznacza, że mamy do czynienia z przymusem. Według mnie umysł jest zdolny do wypowiadania (ujawniania) prawdy, gdy posiada słowo prawdy, które jest efektem oddziaływania na umysł osobowych aktów kontemplacji.
Otóż umysł został powołany (czyli sprawiony przez osobową własność prawdy jako własność transcendentalną) do poznawania rzeczywistości i wypowiadania prawdy na jej temat. Ale takie działanie nie jest dla umysłu czymś przymusowym. Oczywiście takie działanie umysłu sprzeciwia się dowolności myślenia, ale to właśnie myślenie jest czymś narzuconym umysłowi z zewnątrz.
Przytoczmy jeszcze jeden cytat Autora. Zastanawiając się nad związkiem władza-prawda, Fuko pyta: „Co może powiedzieć podmiot /…/ na temat władzy, która ujarzmia go na siłę, /…/ co może powiedzieć przeciw niej lub na jej obronę? Innymi słowy: jakie światło rzuca dobrowolne podporządkowanie się prawdzie na niedobrowolne więzi, które łączą nas albo wiążą z władzą?” (s.94) Co ciekawe mamy tutaj stwierdzenie o „dobrowolnym podporządkowaniu się prawdzie”, zaś przymus stoi po stronie władzy. Jak zatem wygląda faktycznie relacja pomiędzy władzą (reżimem władzy) a podmiotem posługującym się prawdą. Niestety mam wrażenie, że różne stwierdzenia Autora wcale nie rozjaśniają tej kwestii.
Również kolejny cytat budzi moje poważne zastrzeżenia. Otóż jakieś wyjaśnienie relacji, jaka zachodzi pomiędzy sprawowaniem władzy a podmiotowym ujawnianiem prawdy, przedstawia ten cytat: „Jaka relacja zachodzi między faktem bycia poddanym (fr. sujet) w jakiejś relacji do władzy oraz bycia podmiotem (sujet), dzięki któremu manifestuje się prawda? O co chodzi w tym podwójnym znaczeniu słowa „sujet” – poddany w relacji do władzy i podmiot procesu ujawniania prawdy?” (s.99) W tej sytuacji należałoby zapytać, czy tego typu poddaństwo warunkuje bycie podmiotem, czy też odwrotnie podmiotowość warunkuje i określa relację do władzy? Niestety z tekstu tych wykładów nie dowiemy się tego, chyba że przyjmiemy już cytowaną tezę, że „tam, gdzie jest władza, tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, nie ma też władzy”. Dlatego nie rozumiem zupełnie tego powiązania władzy z prawdą. Tym bardziej, że w różnych innych miejscach Autor mówi o wytwarzaniu prawdy (zob. s.305) albo też o tym, że reżim prawdy pojawia się wtedy, gdy nie chodzi o samą prawdę (zob. s.112). Czyżby więc prawda związana z władzą i zarządzaniem była tylko pozorem prawdy, czyli tym, co uznajemy za prawdę?

Moje uwagi do lektur (Foucault Wykłady 1979-1980)



Dla Fuko sprawowanie władzy, czyli rządzenie, polega na wdrażaniu pewnych procedur i instytucji, które jego zdaniem, dotyczą kształtowania podmiotowości człowieka. Głównym polem zainteresowania Autora jest kwestia kształtowania i tworzenia podmiotowości ludzkiej, przede wszystkim człowieka jako podmiotu poznania. Przy czym nie chodzi mu o podmiot poznający otaczającą rzeczywistość, lecz o podmiot poznający samego siebie i doświadczający siebie. Jego archeologia podmiotu polega na wydobywaniu z historii różnych procedur poznawczych, czyli pokazywaniu, jak podmiot dochodzi do ujawniania prawdy o sobie. Według Fuko rządzenie albo kierowanie ludźmi powinno dotyczyć właśnie tego ujawniania prawdy o nich samych. Zarządzanie ludźmi polega więc na przekształceniu ich w podmioty samopoznawcze. Autor pokazuje to jasno na przykładzie chrześcijańskiego przygotowania do chrztu. „Prowadzące od nauki aż po udział w życiu wiecznym przygotowania do chrztu są więc najwyraźniej długim procesem wtajemniczania, w ramach którego postulant stopniowo zdobywa status podmiotu poznania, aż w końcu niejako sam staje się prawdą. To on sam staje się prawdą”. (s.129)

W tej perspektywie badawczej ważny jest następujący cytat: „Jaka relacja zachodzi miedzy faktem bycia poddanym (fr. sujet) w jakiejś relacji do władzy oraz bycia podmiotem (sujet), dzięki któremu manifestuje się prawda? O co chodzi w tym podwójnym znaczeniu słowa „sujet” – poddany w odniesieniu do władzy i podmiot procesu ujawniania prawdy?” (s. 99) Zdaniem Fuko, zachodzi bezpośredni związek pomiędzy władzą a podmiotową prawdą. „Tam, gdzie jest władza, /…/ tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, /…/ nie ma też władzy /…/” (s.29-30) Przyznam się, że nie mogę zrozumieć oczywistości tego związku. Nie umiałby tego w żaden sposób uzasadnić.

Wydaje się jednak, że jemu chodzi o jakieś podmiotowe rozumienie prawdy. Nie zamierza badać, czy w ogóle mówić o jakiejś prawdzie oderwanej i fruwającej nie wiadomo gdzie (o prawdzie bytowej albo logicznej?), lecz odwołuje się do prawdy związanej mocno z podmiotem poznającym i jego aktywnością. Dla Fuko to podmiot ujawnia i wypowiada prawdę. Prawda jest więc jak najbardziej czymś podmiotowym i tylko taka prawda liczy się dla niego. „W historii archeologicznej nie chodzi o uznanie, że prawda działa na mocy jakiegoś prawa jej przysługującego, lecz o ukazanie wewnętrznej siły podmiotowej prawdy”. Dlatego powiada, że „tym, co chciałbym uprawiać /…/ byłaby ostatecznie historia siły przysługującej prawdzie /…/ – historia woli wiedzy”. (s.118) [Nie sprawdzałem tego tłumaczenia „woli wiedzy”, ale wydaje mi się, że idzie tu raczej o „przemożne pragnienia wiedzy”.]

Fuko pisze: „Reżim wiedzy to miejsce, w którym polityczny reżim zobowiązań i przymusów spotyka się z owym szczególnym reżimem zobowiązań i przymusów, jakim jest reżim prawdy”. (s.119) Dla niego każdy reżim to pewien zespół procedur i instytucji, który wymusza albo zobowiązuje uczestników do określonych działań dających konkretne efekty. Mówi więc o reżimie politycznym i prawnym, ale również o reżimie wiedzy oraz reżimie prawdy. W związku z tym należy uznać, że reżim prawdy działa poprzez określone procedury i instytucje. Fuko bada historię realizacji i oddziaływania procedur i instytucji dotyczących ujawniania podmiotowego charakteru prawdy. Najciekawiej ta sprawa przedstawia się w historycznym rozwoju chrześcijaństwa, który dokonuje się w opozycji do starożytnych koncepcji mądrościowych.

Jak więc wygląda ten reżim prawdy w tradycji chrześcijańskiej? Pierwszym etapem było przygotowanie do chrztu (I-II wiek). Autor wskazuje w tym przypadku na instytucję katechumenatu wraz z regularnymi przygotowaniami, ćwiczeniami moralnymi mającymi służyć przemianie duchowej. Następnym etapem było pojawienie się kanonicznej pokuty, co miało być na ogół jednorazową procedurą powrotu na łono wspólnoty Kościoła po zaparciu się wiary (z powodu prześladowań) lub popełnieniu grzechu ciężkiego (np. morderstwa). (III-IV wiek) Ostatnim i zarazem najciekawszym etapem omawianym przez Autora stała się reguła życia monastycznego (wspólnoty mnichów), funkcjonującego jeszcze przed powołaniem tradycyjnych zakonów. Przede wszystkim odwołuje się on do tekstu Kasjana („Instytucje”). Ogólnie można powiedzieć, że chodziło o zasadę posłuszeństwa jako podstawową regułę kierownictwa duchowego w pierwszych wspólnotach mnichów (IV-V wiek).