22.04.2015

Obecność mitu według Kołakowskiego



W swojej książce Kołakowski przedstawia odniesienie człowieka do świata, ale opisuje to odniesienie jako sytuację ludzkiej świadomości w świecie. Już samo posłużenie się pojęciem świata jest bardzo mylące, gdyż jest to pojęcie abstrakcyjne i powszechne, któremu nie odpowiada faktyczna realność.

Należy się więc spodziewać, że będzie to spojrzenie na człowieka i jego miejsce w świecie z perspektywy myślenia. Otóż patrząc z perspektywy ludzkiej świadomości Autor dostrzega, że chodzi tutaj o oswajanie sobie świata. Takie oswajanie przybiera według niego charakter mitologiczny bądź technologiczny. Tradycja filozoficzna zostaje potraktowana jako mit (tworzenie mitologii), zaś nowożytny postęp naukowy prowadzi do rozwoju działalności technologicznej. Filozofia jest próbą zrozumienia zastanej rzeczywistości, lecz według Autora wykracza ona swoim rozumieniem poza doświadczenie, natomiast technologia dąży jedynie do przekształcenia i przystosowania zastanej rzeczywistości dla potrzeb człowieka. Kołakowski przyznaje, że do zmiany otaczającego nas świata wcale nie potrzeba rozumienia tej rzeczywistości, gdyż wystarczy odkrycie funkcjonalności i użyteczności różnych rozwiązań technicznych wykorzystujących materialność świata.

Z perspektywy świadomości naukowej wszelkie próby rozumienia realności wydają się niepotrzebne i złudne. Dlatego zostają przez Autora odrzucone i określone mianem mitu. Zatem z pozycji myślenia chęć rozumienia realności świata zdaje się być jakimś wyobrażeniowym naddatkiem albo nadużyciem, czyli wiarą w zbędne wyobrażenia, które zgodnie z koncepcją Kanta wykraczają poza zjawiskowość ludzkiego doświadczenia. Natomiast świadomości mitycznej Kołakowski przypisuje funkcje kulturotwórcze, ale jego zdaniem, tylko tam sprawdza się oddziaływanie mitów. Skoro więc nie da się pogodzić świadomości mitycznej z ludzkim doświadczeniem, to należy ją odrzucić albo przynajmniej zdeprecjonować.

***

Dopiero na koniec okazuje się, że tak naprawdę mitotwórcza jest wszelka kultura. Jest to po prostu związane z ludzkim myśleniem, które stanowi podstawę tworzenia kultury. Trzeba zaznaczyć, że skoro pojmujemy kulturę jako dziedzinę twórczości (poietike), to należy wydzielić z tego obszaru filozofię w wersji metafizycznej, która nie jest twórczością. Jest ona rozumieniem rzeczywistości, do którego prowadzi nasze umysłowe poznanie (ale to nie jest myślenie). Kołakowski zgadza się zresztą, iż wszelkie rozumienie, a co za tym idzie także tłumaczenie rozumiejące, wykracza poza doświadczenie jako podstawę wiedzy naukowej. Niestety właśnie dlatego rozumienie jest przez niego traktowane jako wstęp do mitologizacji. Tak się dzieje tylko wtedy, gdy staniemy po stronie świadomości i myślenia, gdyż myślenie nie jest zdolne do rozumienia czegokolwiek. Przecież myślenie jest w stanie sobie wszystko wymyślić.

Jeżeli więc patrzymy na świat z perspektywy myślenia, to świat może się nam wydawać obcy i obojętny wobec naszego myślenia, gdyż myślenie traktujemy jako coś najbardziej osobistego. Dzieje się tak dlatego, że realność w żaden sposób nie poddaje się ludzkiemu myśleniu. Dlatego człowiek zaczyna wymyślać wciąż nowe technologie, żeby ujarzmić nieprzyjazność świata. Gdy jednak podejdziemy do realności w sposób otwarty (co gwarantuje nam prawda jako otwartość), czyli postaramy się poznać i zrozumieć rzeczywistość, wtedy obdarzy nas ona dobrem, pięknem i prawdą, czyli swoim głębokim sensem. Człowiek powinien umieć odczytać sens zawarty w realności, powinien dążyć do zrozumienia realności, a nie narzucać realności swoje wymyślone znaczenia pojęciowe. Przecież to właśnie nasze myślenie chciało zdefiniować realność świata (także wszystkich bytów) jako coś bezsensownego i absurdalnego. Realność sama w sobie nie jest absurdalna, ona może być absurdalna jedynie dla naszego myślenia. Realność jest zrozumiała i sensowna, gdy odkryje przed nami swoje zasady i przyczyny. Ale tego nie uzyskamy i nie doświadczymy dzięki poznaniu zmysłowemu, ani dzięki zabiegom technologicznym, które maja za zadanie przystosować świat do życia codziennego człowieka.

Mitologizacja demokracji


W naszych czasach doszło do jakiejś niepotrzebnej mitologizacji demokracji. Polityczne wychwalanie demokracji oparte jest bowiem na błędnych założeniach. Uważa się na przykład, że większość obywateli pragnie demokracji. Ale to nieprawda! Większość obywateli pragnie rządów mądrych i sprawiedliwych, a to już wcale nie oznacza, że oni chcą demokracji.

Trzeba postawić pytanie, czy demokracja jest w stanie zapewnić rządzenie mądre i sprawiedliwe? Otóż demokracja zmierza do wolności i równości, a to zupełnie nie sprzyja osiąganiu mądrości w rządzeniu, lecz prowadzi jedynie do wyboru przeciętnej władzy. Dobrze, jeśli takie przeciętne rządy nie szkodzą obywatelom, gorzej – gdy im wcale nie pomagają. Na ogół okazuje się, że polityczna przeciętność sprowadza się do tego, że władza chce narzucić swoje poglądy reszcie obywateli. W demokracji władza pragnie myśleć za obywateli i do tego miałaby się sprowadzać cała mądrość rządzenia.

A jak wygląda sprawa sprawiedliwości rządzenia? W odniesieniu do sprawiedliwości uważa się, że demokratyczne państwo jest najlepszą instytucją polityczną i społeczną. Otóż łączy się z tym ślepa wiara w demokratyczne instytucje, która jest wyrazem powszechnej wiary w rozwiązania instytucjonalne. Sądzi się, że demokratyczne instytucje rozwiążą problem funkcjonalności życia społecznego. Jest to mit oświeceniowego racjonalizmu, który twierdził, że życie społeczne da się uporządkować zgodnie z rozumem (czyli właściwie zgodnie z ludzkim myśleniem). Przyjęto pomysł Rousseau, że wszystko polega na umowie społecznej, która miałaby być początkiem życia społecznego. Można się zgodzić, że takie rozwiązanie legło u początku państwowości, lecz trudno już uznać, że stoi ono u podstaw samego społeczeństwa lub życia społecznego człowieka.

Poczucie sprawiedliwości było zawsze obecne u człowieka, ale raz wyrażało się ono w prawie zemsty (oko za oko), zaś innym razem w ustanawianiu sprawiedliwego prawa (prawo rzymskie). Tworzenie prawa od początku było związane z działalnością instytucji politycznych, jednak to wcale nie znaczy, że powstanie takich instytucji wyznaczało i określało początek społeczeństwa obywatelskiego. Prawo cywilne może tworzyć pewne ramy dla życia społecznego, ale sam początek społeczności musi mieć zalążek wspólnotowy a nie prawny. Dlatego początek społeczeństwa wyznacza wspólnotowy charakter ludzkiego życia. To przede wszystkim jest rodzina, a dalej wspólnota rodzin, czyli wspólnota lokalna oraz szerzej wspólnota narodowa.

Stąd postawienie w zakresie demokracji tylko na rozwiązania i regulacje prawne nie prowadzi do osiągnięcia rządów mądrych i sprawiedliwych. Prawo stanowione jest bowiem dla człowieka czymś zewnętrznym i już dawno dostrzeżono, że potrafi być bezduszne i nieludzkie. Jest to także powiązane z propozycją Kanta, który stawiał prawo ponad moralnością uznając, że prawo stanowione przez ludzki rozum jest najdoskonalsze, gdyż staje się niezależne od warunków pozarozumowych.

Dlatego należy przyjąć, że podstawą sprawiedliwości nie jest tworzone prawo, lecz zupełnie odwrotnie, to sprawiedliwość powinna wyznaczać działanie prawa. Otóż sprawiedliwości nie zapewnią nam żadne instytucje, ponieważ sprawiedliwość może wyrastać jedynie z moralnego wyposażenia ludzkiej duchowości. To oznacza, że sprawiedliwość nie powstaje w instytucjach, ale rodzi się w duszy człowieka z przyjęcia osobowej aktywności, która wyraża się w aktach kontemplacji i sumienia. Tylko przyjęcie i uznanie aktów sumienia i kontemplacji pozwala nam podejmować działania nastawione na osobowe dobro i osobową prawdę człowieka, z czego w życiu wspólnotowym, a dalej także społecznym, rodzi się postawa sprawiedliwości i mądrości. Dlatego ważniejsze staje się mądre i sprawiedliwe postępowanie obywateli jako członków społeczeństwa niż prawne funkcje instytucji publicznych.

18.04.2015

Społeczeństwo tworzą wspólnoty ludzkie




Mówimy, że to ludzie tworzą społeczeństwo. Ale to nie znaczy, że społeczeństwo składa się z pojedynczych ludzi, gdyż byłoby wówczas jedynie dowolną zbieraniną, tak jak ludzki tłum. Społeczeństwo nie jest zwykłym tłumem ludzi, ale nie jest również samodzielnym i totalnym bytem.



Społeczeństwo składa się z wielu wspólnot o różnym zakresie. Pierwszą i podstawową wspólnotą jest rodzina. Dalej idą wspólnoty lokalne – wiejskie i miejskie, które obejmują wiele albo nawet bardzo wiele wspólnot rodzinnych. Na koniec wielość wspólnot lokalnych obejmuje jedna wspólnota narodowa. Wszystkie te poziomy wspólnotowe są ze sobą ściśle powiązane. Są one powiązane miedzy sobą oraz same w sobie relacjami społecznymi. Dlatego dopiero razem tworzą społeczeństwo.

Relacje społeczne pojawiają się najpierw w rodzinie. W rodzinie występują podstawowe zasady współżycia i współdziałania. Dawniej można było mówić o wspólnej pracy, wspólnym stole, wspólnym łożu, wspólnej zabawie. Była to codzienna pełna łączność członków rodziny. Dzisiaj niektóre elementy tej wspólnoty zanikają (nie ma już wspólnej pracy), pojawiają się natomiast nowe (np. wspólny wypoczynek).

Kolejna wspólnota lokalna przynosi nam dalsze relacje społeczne. Mamy więc zakorzenienie w danym miejscu i otoczeniu (nasze odniesienie do krajobrazu i klimatu), zakorzenienie w obyczajach kultury ludowej lub miejskiej oraz odniesienie do kultu religijnego. Następnie powiązania ekonomiczne: gospodarcze i handlowe, ale również wzajemna pomoc. Wreszcie ograniczona łączność ze światem, który wykracza poza ten lokalny krąg wspólnotowy.

Najszerszą wspólnotą jest naród. W tym szerokim kręgu wspólnotowym najważniejszą rolę odgrywają relacje kulturowe, zwłaszcza mowa ojczysta i cały dorobek kulturalny narodu. Przynależność do kultury narodowej określa w dużej mierze rozwój pomniejszych wspólnot rodzinnych i lokalnych.

Ciekawą sprawą jest fakt, że wspólnoty narodowe powstawały kiedyś i umacniały się dzięki wydarzeniom religijnym, takim jak chrzest Polski, Rusi czy Moraw, lub też innych narodów. Takie wydarzenia stawały się właściwym założeniem w tych krajach nowej państwowości. Dlatego za początek Państwa Polskiego uznaje się Chrzest Polski, czyli przyjęcie religii katolickiej przez władcę panującego na ziemiach polskich.

Ponadto przyjęcie religii chrześcijańskiej było jednocześnie najważniejszym wydarzeniem kulturotwórczym. Kultura w ogóle, a w szczególności kultura narodowa odkrywała w religii jasny drogowskaz rozwoju, a zarazem źródło mocy twórczej, gdyż w religii człowiek odnajdywał swoje oblicze (swoją osobę) oraz sens własnego życia na ziemi. Znikała bowiem cała przypadkowość ludzkiego istnienia. Dzięki religii i wierze człowiek poznawał, skąd pochodzi, kim jest i dokąd zmierza. Odtąd nie musiał się już błąkać po bezdrożach tego świata, ale w Kościele znajdował schronienie i opiekę, sens i cel swojego życia, wreszcie moc i łaskę potrzebne do działania. Uczestniczył odtąd w nowej wspólnocie ludzi wierzących związanych z Bogiem szczególnym przymierzem. W ten sposób człowiek odnajdował swoje miejsce na ziemi w kościele, który był miejscem kultu Jedynego Boga.

Naród nie może istnieć bez religii i moralności. Wydaje się, że naturalne związki krwi, czyli więzi plemienne, nigdy nie stanowiły podstawy do utworzenia trwałej państwowości. Dla powstania państwa potrzebna jest wspólnota narodowa oparta na trwałych zasadach kulturotwórczych, czyli religii i moralności. Jeśli dziś porzucimy te tradycyjne zasady, to społeczeństwo stanie się zwykłą zbieraniną ludzi. Będzie to zbieranina ludzi bez korzeni i bez gniazda, jakby bezdomnych i zagubionych, bez własnego miejsca na ziemi.

W takim społeczeństwie ludzie będą wyalienowani i zagubieni, będą osamotnieni, a więc będą zdolni jedynie do kierowania się własną korzyścią i przyjemnością. Tacy ludzie najłatwiej ulegają manipulacji. Ponowożytne społeczeństwo zmierza w stronę bezwzględnej manipulacji obywatelami. Zbieranina ludzi gromadzi się bowiem tylko wokół bieżących wydarzeń. Dlatego dominującą rolę w takim społeczeństwie przejmują media. Ludzie zaczynają skupiać się na wydarzeniach, które przedstawiają media, gdyż w dzisiejszych czasach media są ogólnie dostępne. Media z jednej strony wytwarzają presję na poszukiwanie nowych wydarzeń lub faktów (nie bez powodów serwisy informacyjne noszą właśnie takie nazwy), które można zaproponować odbiorcom. Z drugiej strony człowiek osamotniony i oderwany od realiów poszukuje w mediach interpretacji tego, co się dzieje lub wydarza.

W ten sposób powstaje dziwna sfera wyobraźni nie tyle społecznej, co medialnej, albo raczej sfera medialnej manipulacji wyobraźnią społeczną. Ludzie przestają dziś myśleć o rzeczywistości , a jedynie komentują przedstawiane wydarzenia i redakcyjne komentarze. Przestaje być ważne, jak jest naprawdę, a liczy się jedynie to, co się o tym mówi. Najważniejsze stają się medialne komentarze. Są to dowolne interpretacje, które mają kształtować rzeczywistość, czyli nadawać jej sens i znaczenie. Nie ważne jest, co się wydarzyło, ale ważne jest, jaki nadamy temu sens.

Temu wszystkiemu może się przeciwstawić człowiek zakorzeniony w jakiejś wspólnocie. Jeśli człowiek żyje mocno związany z rodziną albo ze wspólnotą lokalną, z tzw. małą ojczyzną, to nie poddaje się manipulacji, gdyż wie, co w życiu jest ważne, bo może o tym porozmawiać z innymi członkami swojej wspólnoty. Rodzina stanowi realną wspólnotę osób i właśnie tam człowiek żyje jako osoba. Rodzina jest pierwszym źródłem moralności i religijności, zaś człowiek jako osoba żyje przede wszystkim moralnością i religijnością. Jeżeli więc zniszczymy rodzinę, to zniszczymy osobowe korzenie człowieka, a w konsekwencji upadnie całe społeczeństwo. Ludzie nie mogą żyć jako zbieranina, wszystko jedno czy będzie to zbieranina robotników, czy naukowców, czy rolników, czy złodziei i bandytów. Społeczeństwo nie jest zbieraniną ludzi. To nie jest przypadkowe zgromadzenie, to nie jest tłum, który się zebrał w jakimś bliżej nie określonym celu.

Życie społeczne jest związane z naturą człowieka. Dlatego podobnie jak natura człowieka obejmuje cały wachlarz działań. Jednak to nie są działania oderwane, które podejmuje osamotniony człowiek, żeby przetrwać w nieprzyjaznym świecie. Życie społeczne tworzą działania wspólnotowe, które człowiek podejmuje wspólnie z innymi oraz względem siebie nawzajem. Takie działania występują przede wszystkim w rodzinie. To tutaj ludzie działają wspólnie, czyli razem. To znaczy, że te działania łączą i wiążą ludzi między sobą. One łączą ze sobą wszystkich członków rodziny. Powstaje wtedy wspólnota działania. Taka wspólnota działania może być podstawą życia społecznego.

Działania wspólnotowe mają jeden cel – połączyć członków wspólnoty oraz rozwinąć ich możliwości życiowe, czyli osobiste talenty. Rozwój człowieka jako osoby – oto zadanie życia rodzinnego. Jest to zarazem główny cel życia społecznego. Widzimy więc, że w tym zakresie powinna panować całkowita zgodność. Jeśli nie będziemy pojmowali społeczeństwa w kategoriach wspólnoty osobowej, a jedynie widzieli w nim zbieraninę pojedynczych osobników, to nigdy nie osiągniemy tych celów.

Jako jednostka człowiek potrzebuje poczucia wolności i niezależności dla określenia własnej tożsamości. Ale jeżeli pragnie żyć w społeczeństwie, jeżeli chce być podmiotem wspólnoty rodzinnej i narodowej, to powinien przyczyniać się i współdziałać dla rozwoju i dobra innych ludzi. Jeśli do tego nie dorósł, to znaczy, że potrzebuje lepszej edukacji. Na gruncie społecznym nie liczy się moje poczucie wolności, ale umiejętność współpracy i współdziałania z innymi dla rozwoju wszystkich razem.

Człowiek jest osobą, a osoba jest podmiotem otwartym dla innych. Osoba żyje nie dla samej siebie lub własnej korzyści, ale żyje dla innych. W tym człowiek odkrywa swój sens. Jako osoba człowiek żyje w rodzinie. Rodzina stanowi naturalną wspólnotę osobową. Osoba ludzka istnieje jako kobieta lub mężczyzna. Dlatego wzajemna łączność mężczyzny i kobiety prowadzi do stworzenia wspólnoty rodzinnej jako wspólnoty osobowej.

Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane



Zinstytucjonalizowanie osiągnęło dzisiaj szczyty absurdu. Człowiek bez instytucji już się zupełnie nie liczy. Jeśli za Tobą nie stoi jakaś potężna instytucja, to tak jakby Cię w ogóle nie było. Poza instytucją człowiek wcale nie istnieje.

Trzeba stwierdzić, że to jakaś kompletna bzdura, że nasze człowieczeństwo ma się wyrażać poprzez instytucje. Przecież instytucje zabijają człowieka, gdyż niszczą jego osobę, która powinna się wyrażać w osobowości, a nie w urzędowej strukturze. Dla instytucjonalnych struktur nie istnieje coś takiego jak osoba ludzka. Człowiek ma być zinstytucjonalizowanym tworem. Na przykład jakąś kartoteką lub jakimś numerem rejestracyjnym (PESEL) w urzędniczych archiwach. Jeszcze nigdy urzędowa presja na człowieka nie była tak silna, chociaż całą sytuację znakomicie opisał Kafka. A ta sytuacja pogarsza się w EU-ropie z każdym dniem.

Jak obronić własną osobę? Trzeba by całkowicie zniknąć ze wszystkich urzędowych kartotek. Najlepiej byłoby uciec na bezludną wyspę albo wyspę bezinstytucjonalną, bo we współczesnym państwie nie można się wypisać ze wszystkich urzędowych instytucji. Zawsze Cię dopadną jakieś urzędowe służby. A to wszystko za sprawą państwa prawa. Ponieważ rządzącym wydaje się, że wszystkie ludzkie sprawy można uregulować i załatwić przepisami prawnymi. Nie ma chyba bardziej beznadziejnego pomysłu.

Człowiek naprawdę nie jest sprawą urzędową. Nie jest żadnym klientem lub petentem. Może nimi co najwyżej bywać od czasu do czasu. A dzisiaj okazuje się, że wszystkie swoje sprawy musimy załatwiać w urzędach. Każdy urząd jako wymyślona instytucja pragnie całkowicie podporządkować sobie człowieka. Chce zapanować nad podległymi sobie klientami. Wszelkie przepisy prawne, a nawet kodeksy etyczne, traktują ludzi załatwiających swoje sprawy jako klientów i petentów. W instytucjonalnym prawodawstwie nie ma już człowieka lecz klient. Kiedyś w dawnej Polsce klientela miała bardziej osobisty wydźwięk. Było to zależność od osoby pryncypała (jak we włoskiej mafii), a nie koniecznie urzędu. Dzisiaj człowiek został sprowadzony jedynie do klienta urzędu.

Instytucje urzędowe działają z mocy prawa. W ten sposób prawo zaczyna rządzić postępowaniem człowieka. W dawnych czasach prawo regulowało jedynie podstawowe stosunki społeczne. Natomiast człowiek w swoim postępowaniu kierował się moralnością (czyli prawem moralnym), która wyrasta z samej realności osoby ludzkiej. Dzisiaj prawo stanowione zastępuje moralność, gdyż instytucje nie potrzebują moralności. Instytucje wymagają jedynie przepisów prawa, zaś prawo instytucjonalne jest doraźnie ustanawiane przez zarządzających instytucjami społecznymi, najczęściej przez władzę państwową. Stąd bierze się szumne określenie „państwa prawa”. Jednak prawo jest zdolne zarządzać jedynie działaniami instytucji, gdyż instytucja podobnie jak stanowione przez władzę prawo jest czymś wymyślonym przez człowieka (przez ludzki rozum). Ale kiedy rozum posługuje się wyłącznie danymi poznania zmysłowego (jak przegłosował angielski empiryzm, a dziś preferuje cała wiedza naukowa), wtedy nie posiada pełnej wiedzy o realności człowieka. Dlatego prawo ustanowione przez taki empiryczny rozum nie ogarnia osobowej realności człowieka. Stąd prawo podporządkowuje człowieka jedynie wymogom zewnętrznym, a nie zasadom wewnętrznym (czyli moralności).

Takie rozwiązanie wydawało się doskonałe, gdy je wprowadzano. Politycy uważali, że rozwiąże ono problemy społeczne. Ale dzisiaj widać, że to niczego nie rozwiązało, a jedynie doprowadziło do przerostu instytucji nad realnym życiem człowieka i wszelkimi realnymi więzami społecznymi. Instytucjonalizm pochłonął rodzinę jako fundament życia społecznego. Pochłonął także wspólnoty lokalne tworzące realne więzi społeczne i sprawujące faktyczną edukację społeczną. Pochłonął wreszcie wspólnotę narodową, czyli społeczny fundament kultury. Pochłonął wszystko nie dając nic w zamian. Dziś mamy poważny kryzys społeczny wywołany kompletnym nadmiarem instytucji. Nawet tworzenie różnego rodzaju instytucji pozarządowych nie rozwiązało problemu. Ludzkie życie zostało zinstytucjonalizowane w maksymalnym stopniu. Tutaj trzeba wrócić do realnych podstaw życia społecznego, a nie pakować się w wymyślanie kolejnych rozwiązań instytucjonalnych.

Człowiek nie może być tworem zupełnie podporządkowanym instytucjom. Człowiek potrzebuje całkiem sporego zakresu życia prywatnego. Sam chce bowiem zarządzać swoim życiem. Jednak powinien wiedzieć (a zatem powinien być nauczony), że swoim życiem ma zarządzać zgodnie z zasadami moralnymi. A tego nie nauczą nas żadne instytucje urzędowe, gdyż one są zarządzane na zasadach prawa ustawowego. Dlatego nie sposób wymagać od instytucji załatwiania spraw zgodnie z moralnością. Im wystarczają przepisy prawne, do tego interpretowane zawsze na korzyść instytucji. Dlatego w starciu z instytucjonalizmem zwykły człowiek (ze swoją osobą) nie ma szans.

Albo więc się obudzimy i przypomnimy sobie o moralności, albo instytucje urzędowe pochłoną nas całkowicie. A wtedy możemy zapomnieć o swojej osobowej realności i godności. Pozostanie nam wytrwała służba na rzecz instytucji. I tyle.

Dziś czymś prywatnym dla człowieka pozostał chyba tylko sen. Możemy sobie pomarzyć przez sen o lepszym życiu. A nawet jeśli coś genialnego wymyślimy, to i tak każą nam to realizować w ramach jakiejś instytucji. Jeszcze trochę i będziemy mogli pomarzyć tylko w sposób instytucjonalny. Trzeba więc założyć fabrykę snów. Och przepraszam, chyba zapomniałem, że fabryki snów doskonale prosperują od dawna w Hollywood. A więc koniec. The End. Nie ma już żywego i realnego człowieka.