17.08.2017

Moje uwagi dotyczące lektur (Bergson /1)



Intuicja to dla Bergsona bycie w środku, bycie wewnątrz. „Intuicja osiada w środku zmiennej ruchomości albo w trwaniu” (s. 57). Pokazuje on również zasadniczą różnicę pomiędzy podejściem naukowym opartym na analizie pojęciowej a nową wizją metafizyki opartej na intuicji.
Swoje rozumienie intuicji odnosi przede wszystkim do zagadnień psychologicznych. Różnicę w podejściu nauki (psychologia) i metafizyki (którą ma tworzyć prawdziwy empiryzm oparty na doświadczeniu intuicji) pokazuje na przykładzie ujęcia osobowości.
Trzeba się zgodzić, że człowiek doświadcza własnej osobowości niejako od środka lub od wewnątrz. Dla Bergsona jest to oczywisty przypadek tego, co nazywa intuicją, ale również tego, czym jest dla niego rzeczywistość. Można powiedzieć, że człowiek kieruje swoją osobowością od wewnątrz, a nie że porusza nią z zewnątrz. My zgodzimy się, że człowiek przeżywa swoją osobowość, że doświadcza jej w pełni, doświadcza całej swojej osobowości. Ale nie można stwierdzić, że człowiek jest swoją osobowością. Powiemy raczej, że ma on osobowość. Osobowość jest niewątpliwie czymś żywym, a zatem jest jakimś żywym trwaniem (trwaniem w sobie). Jest również jakimś pozostawaniem sobą albo u siebie, ale można zarazem przyjąć, że osobowość jest podstawą naszego przeżywania trwania. Nasza osobowość trwa i rozwija się, ale również my sami trwamy i rozwijamy się razem z nią – po prostu żyjemy.
Należy więc stwierdzić, że to trwanie i rozwój wymaga jakiejś aktywności. Bergson mówi tutaj o samej ruchliwości. Nie ma rozwoju bez aktywności, a aktywności bez działania. Osobowość człowieka jest więc związana z aktywnością i działaniem. Zgodzimy się z pewnością, że chodzi tu o aktywność duchową i działania duchowe. Ale nawet one wpływają i przejawiają się poprzez działania cielesne. Przecież rozpoznajemy człowieka po sposobie chodzenia, po gestykulacji, po sposobie mówienia itp. Natura człowieka jest całością duchowo-cielesną, dlatego człowiek przejawia się w całości i jedności swojej natury.
Lecz tą całość i jedność musi ogarniać coś jeszcze. Inaczej będziemy powielali znany dualizm duszy i ciała. Cóż więc stanowi rzeczywistą jedność człowieka? Z pewnością nie jest to osobowość ani też świadomość („ja”). Nie jest to również cielesność. Czy może to być jakieś samo trwanie, jak chce Bergson. Ale co tutaj tak naprawdę ma trwać? Czyżby samo trwanie? Trwa zawsze jakaś podstawa lub fundament – coś, co jest najgłębsze lub najgłębiej ukryte. Gdyby intuicja jako wgląd do środka była w stanie ująć to, co w człowieku jest najgłębsze, wtedy nie byłoby sporów, o co tak naprawdę chodzi. Lecz w tym względzie nie ma zgody. Bergson słusznie pokazuje, że nauka, która mnoży swoje punkty widzenia, nie jest w stanie dotrzeć do głębi człowieka.
Z drugiej strony nie pokazuje nigdzie dokąd dociera intuicja. Dla niego intuicja ogarnia jedynie samo trwanie albo samą ruchomość, jak mówi. Jednak żadna ruchomość ani nieustanny rozwój nie wyjaśniają realności rzeczy albo bytu, czyli tego, co istnieje. Rozwój i zmienność możemy przypisać aktywności życiowej, ale wówczas powinniśmy się odwołać do jakiegoś fundamentu, którym może być samo życie – a właściwie siła życiowa lub żywotna – Bergsonowska elan vital. Tej siły żywotnej nie ujawnia jednak intuicja, lecz pewne metafizyczne rozumienie przyczynowości (ex nihilo nihil fit). Ale we Wstępie do metafizyki nie pojawia się jeszcze taka wizja twórczego napędu.
Bergsonowska intuicja miałaby być jednym prostym aktem. Trzeba jednak zapytać, czy można ująć lub ogarnąć trwanie i ruchliwość w jednym prostym akcie. Intuicja musiałaby być zanurzeniem się w samej ruchliwości lub zmienności. Przecież nawet wskakując do rzeki nie obejmujemy jej przepływu, gdyż zanurzamy się w wodzie, która płynie. Nie da się wskoczyć w samo płyniecie.
Chyba że to płynięcie albo przepływ przypiszemy naszej świadomości, zaś samą świadomość uznamy za przepływ, ale przepływ czego? Wówczas należałoby sprowadzić człowieka do czystej świadomości, jak później uczynił to Husserl, zaś sam przepływ powiązać z przepływem myśli lub intencji myślnych. A co więcej trzeba by uznać, że intuicja własnego „ja” dotyczy jedynie i wyłącznie świadomości jako przepływu życia. Czy jednak życie płynie w naszej świadomości, czy raczej płynie i trwa w naszej cielesności. Nie da się przecież sprowadzić świadomości do cielesności, chociaż współczesna nauka idzie właśnie w tym kierunku.
Według Bergsona metafizyka ma posiąść rzeczywistość absolutnie zamiast poznawać ją relatywnie, przeniknąć w głąb niej samej zamiast szukać zewnętrznych punktów widzenia, musi mieć intuicję rzeczywistości zamiast dokonywać jej analizy, a wreszcie powinna ją ująć niezależnie od wszelkich sposobów wyrażania, przekładu lub wyobrażenia jej symbolicznego (zob. s.33).
Czym tak naprawdę ma się zajmować Bergsonowska metafizyka? Czy nie stanie się pogonią za czymś nieuchwytnym? Albo rozpłynięciem się w przepływie? Trzeba się zastanowić, czy da się oprzeć metafizykę na intuicji trwania lub płynięcia (przepływu samej ruchliwości)? Bergson pyta: „Jeśli metafizyka ma się posługiwać intuicją, jeśli intuicja ma za przedmiot zmienną rzeczywistość trwania, jeśli trwanie jest w swej istocie rzeczą psychiczną, czy nie zamkniemy wtedy filozofa w wyłącznej kontemplacji samego siebie?” (s.61)
Otóż należy stwierdzić, że uznanie ruchliwości (Grecy mówili wprost o stawaniu się) za istotę rzeczywistości jest tylko wstępnym założeniem, którego tak naprawdę nie potwierdza żadna intuicja, ponieważ do tego wystarczy poznanie zmysłowe. Informacja o stawaniu się i przepływie rzeczywistości była dawniej odwołaniem się do poznania zmysłowego. Wydaje się, że Bergson próbuje całą rzeczywistość podciągnąć pod intuicję wewnętrznej osobowości człowieka. Twierdzi, że filozofowie starają się określić ruchome życie osobowości. Ale żadne zestawianie z sobą pojęć, nie da bo dać nie może, nic podobnego do osobowości, która trwa. (s.52) Zdaje sobie sprawę, że człowiek odnajduje w sobie samym intuicję trwania (s.39). Doda nawet coś więcej, że należy wdrożyć świadomość do tego, aby sama z siebie mogła dojść do intuicji (tamże).
Dla Arystotelesa poznawcza intuicja oznaczała pewien całościowy ogląd danej rzeczy. Taki całościowy i pełny ogląd przypisuje on umysłowi. To oznaczało, że umysł posiada jakąś zdolność do przenikania w głąb rzeczy. Chodziło w tym wypadku o poznanie istoty rzeczy, czyli czegoś trwałego i niezmiennego.
Takie umysłowe poznanie (noesis - teoria) było odróżniane od poznania cząstkowego, czyli jakiegoś domniemania (doxa - praxis), a co Bergson nazywa poszczególnym punktem widzenia. Takie cząstkowe poznanie przypisuje on analizie naukowej, czyli analizie pojęciowej. Według niego nauka analizuje rzeczywistość (różne rzeczy) przy pomocy dostępnych pojęć, a więc za pomocą tych elementów, które są nam znane. Stąd dla Bergsona nauka jest analityczna (czyli rozbiera daną rzecz na wiele cząstek albo przylepia do niej różne etykietki /symbole lub pojęcia/), a z kolei metafizyka ma być intuicyjna, ale to może wywoływać zwykłą dowolność, ponieważ należałoby założyć, że intuicja jest jak najbardziej obiektywna a nie subiektywna. Wiadomo, że dla każdego człowieka jak najbardziej obiektywna jest jego świadomość lub osobowość.
Bergson twierdzi, że intuicja jest prostym aktem umysłu (a może świadomości?). Ale gdy stara się ją przybliżyć i opisać, wtedy pojawiają się określenia odczucia lub przeczucia, przeżycia. Mówi on o uczuciu, które wywiera na mnie mój własny przepływ w czasie  (s.38). Bergsonowska intuicja pomimo tego, że określa ją jako „metafizyczne dociekanie natury przedmiotu w tym, co ma on własnego i istotnego w sobie” (s.40), nie ma nic wspólnego z Arystotelesowskim oglądem. Grecki filozof będzie bowiem oglądał coś dążąc do zrozumienia trwałej i stałej istoty rzeczy, natomiast francuski filozof będzie chciał się zanurzyć w nieustannym rozwoju, czyli w ewolucji twórczej.
Dla Bergsona metafizyka byłaby podróżowaniem, takim ciągłym przeżywaniem podróżowania. To może być jedynie ciekawe ujęcie literackie. Pamiętam, że kiedyś Stasiuk nazwał swoje doświadczenie podróży przez Albanię – metafizyką. Lecz on tworzy literaturę a nie metafizykę. Jednak patrząc na to z innej strony możemy przywołać znaną formułę, że człowiek jest na ziemi pielgrzymem (homo viator), czyli właśnie takim podróżnikiem. Chyba do czegoś takiego można odnieść Bergsonowską wizję osobowości człowieka. Dla niego osobowość byłaby właśnie taką podróżą i to raczej podróżą w czasie niż w przestrzeni. Człowiek przeżywa nieustannie swoją czasową zmienność. Przeżywa swoje życie (przepływ albo upływ życia).
Trudno jednak byłoby złapać to przepływające życie. Filozof zawoła przecież – chwilo trwaj wiecznie. To pokazuje nam, że nasze życie podąża gdzieś ku wieczności, ale wieczność nie może być tylko samym przepływem czasu. Dlatego sam Bergson odkrywa na dnie tego przepływu coś istotnego – siłę życiową (elan vital). Powstaje pytanie, czy będzie to tylko ślepy pęd, czy siła napędowa, która pcha nas w jakimś kierunku? Czy jest coś, co nadaje temu pędowi właściwy kierunek? Bergson pisze dość enigmatycznie: „trwanie wciąż się staje, /…/ życie wewnętrzne jest tym wszystkim naraz, rozmaitością jakości, ciągłością postępu, jednością kierunku. Nie sposób przeto przedstawić go w obrazach” [oraz pojęciach - moje] (s.38). Powie dalej, że o trwaniu możemy mieć jakąś prostą intuicję, dlatego nie da się ująć trwania w pojęciu jedności czy wielości. Te różne pojęcia są tylko takimi zewnętrznymi punktami widzenia na trwanie (zob. s.43).
Według Bergsona ten rozpęd życiowy to ma być jakaś swobodna twórczość. Ale twórczość nie ma celu, a to znaczy, że nie ma ani początku, ani końca. Wciąż gna przed siebie. Dzisiaj wyprowadziła nas w przestrzeń kosmiczną, czyli gdzieś w nieskończoność. Może powinniśmy  podążać raczej w wymiarze czasowym, czyli ku wieczności?
W tej swojej intuicji trwania (w przepływie trwania i trwaniu przepływu) Bergson wydaje się zmierzać ku wieczności. I nie chodzi mu tylko o jakieś abstrakcyjne pojęcie wieczności jako nieskończoności czasu (to nazywa wiecznością śmierci, czyli wiecznością pozbawioną życia), lecz opowiada się wyraźnie za wiecznością życia przeżywaną intuicyjnie. Według niego metafizyka poruszałaby się pomiędzy tymi skrajnymi i przeciwstawnymi granicami. Metafizyka powinna zatem przechodzić od śmierci ku życiu (do wieczności życia). Już później metafizyka Heideggerowska będzie ujmowała człowieka jako byt-ku-śmierci wybierając raczej śmierć niż życie.
Czemu zawdzięczamy taką przenikliwość Bergsona? Odpowiedź nasuwa się sama. Zawdzięczamy ją właśnie intuicji, czyli przeczuciu. Jego intuicja jest bowiem intuicją życia i tego, co stoi u początków życia – czyli siły życiowej, jakiegoś rozpędu życia. Przecież nasze ludzkie życie potrzebuje rozpędu, żeby móc podążać ku wieczności. Powiemy, że żyć godnie to znaczy żyć ku wieczności, gdyż wieczność jest istotą osobowego człowieczeństwa. Wieczność jest sensem naszej osoby – osoby każdego człowieka. Nasze ludzka natura, taka doczesna powłoka, przeminie, lecz nasza osoba będzie trwała wiecznie. Człowiek został bowiem powołany do wieczności.

Moje uwagi dotyczące lektur (Bergson/2)



Wydaje się, że metafizyka Bergsona nie zamierza wcale objaśniać otaczającej nas rzeczywistości. Ona próbuje raczej sięgnąć w głąb człowieka. Stąd Autor odwołuje się do osobowości, dostrzegając w niej jakąś głębię człowieczeństwa. Jest to zarazem przeciwstawienie się naukowej psychologii, która bada i opisuje tylko stany psychiczne, nie jest natomiast w stanie scalić tego w jakąś realną podmiotowość człowieka.
Bergson słusznie dostrzega, że faktyczną podmiotowość może odnaleźć tylko metafizyka. Jednak nie zamierza sięgać po Arystotelesowskie rozumienie metafizyki jako filozofii pierwszej i dlatego postulowana przez niego intuicja wyprowadza go na manowce jakiegoś fundamentalnego trwania. Odkrywa on samo trwanie naszego człowieczeństwa, ale takie trwanie szybko zamienia się u niego w pędzącą ruchliwość, która nie może mieć żadnego początku, ponieważ dla Bergsona ruch nie bierze się z nieruchomości. Stąd już tylko jeden krok do ujęcia człowieczeństwa jako strumienia świadomości. Wówczas ludzkie „ja” staje się tylko płynięciem i przepływem. Według Bergsona jest to sam pęd życia. Ale wydaje się, że taką charakterystykę należałoby ograniczyć wyłącznie do rozwoju ludzkiego życia (jakiejś żywotności – vitalitaselan vital).
Trzeba stwierdzić, że Bergsonowska intuicja nie odnajduje realnej podmiotowości człowieka, ale pozostaje jakimś mętnym ujęciem przepływu (przepływu czegoś? nie wiadomo czego). O pierwotnej intuicji Autor mówi, że jest raczej mętna (s.47). Otóż po lekturze Wstępu do metafizyki pozostaje wrażenie, że intuicja nie może być czymś umysłowym, że nie jest prostym aktem umysłu. Jest to raczej jakieś odczucie lub uczuciowe przeżywanie przepływającego życia. Takie intuicyjne przeżywanie byłoby jakimś bezpośrednim doświadczeniem życia, ale to nie jest doświadczenie poznawcze lecz chyba uczuciowo-pożądawcze (emocjonalne).
Właśnie nasza uczuciowość pozwala nam na przeżywanie własnego życia. Podstawowym działaniem uczuciowości jest przeżywanie (przeżycie). To przeżycie informuje nas o przebiegu naszego życia. Na co dzień przybiera ono różne i odmienne cechy lub właściwości. Raz będzie to przeżycie radosne a raz smutne, raz pełne nadziei a raz rezygnacji i otępienia, raz objawiające siłę a raz bezsilność.
Mówimy, że człowiek żyje swoim życiem, że kształtuje i rozwija to życie, że ceni sobie życie ponad wszystko i nawet potrafi o nie walczyć. Ale nawet takie wszechstronne przeżywanie życia nie obejmuje całej osobowości człowieka. Mamy wtedy do czynienia z jakimś emocjonalnym zabarwieniem życia, o którym wspomina również Bergson (zob. s.44). Dlatego jego intuicja wydaje się być tylko emocjonalnym zabarwieniem doświadczenia albo wprost emocjonalnym przeczuciem. Jednak coś takiego nie może być źródłem poznania metafizycznego. Ponieważ poznanie metafizyczne polega na zrozumieniu tego, czym jest rzeczywistość i wyjaśnieniu tego, czym jest realność. Dlatego Bergsonowska intuicja nie może tworzyć metafizyki, ponieważ nie daje ani zrozumienia, ani wyjaśnienia realności. Jest tylko zanurzeniem się w przepływie rozpędzonego życia. Jest przeżywaniem czegoś, co stale ucieka. Intuicja jest więc raczej ucieczką od metafizyki niż jakąś nową metafizyką.
Rzeczywistość nie jest wiecznym strumieniem czy płynięciem. Człowiek nie jest samym przepływem ani zmienną ruchliwością. Człowiek jest przede wszystkim kimś realny, ta nasza ludzka realność nie jest ruchem ani przepływem. Realność jest istnieniem i polega na istnieniu. Ludzka realność jest egzystencją. Jest aktem i aktywnością. Jest źródłem wszelkiej działalności człowieka (operari sequitur esse). Realne istnienie jest zarazem trwaniem najgłębszej podmiotowości człowieka. To nie jest żaden przepływ lub strumień świadomości. To jest sprawcza podmiotowość, która przyczynuje wyposażenie ludzkiego bytu i odpowiada za nie. Istnienie sprawia i przyczynuje wyposażenie natury ludzkiej. W tym sprawczym podmiocie istnienia możemy wyróżnić podmiotowość osoby oraz podmiotowość życia. Podmiotowość życia jest jakimś egzystencjalnym źródłem ludzkiego życia i być może to Bergson określa mianem elan vital.
Podmiotowość osobowa sprawia nasze wyposażenie duchowe, natomiast podmiotowość żywotna sprawia i organizuje naszą cielesność (właściwie cielesny organizm). Bez tej podmiotowości egzystencjalnego życia cielesny organizm człowieka nie mógłby zupełnie funkcjonować. Dlatego powiemy, że człowiek jest wcieloną i uduchowioną osobą, a nie samą naturą cielesno-duchową.
Otóż osobowość człowieka występuje na gruncie natury duchowej i zostaje ukształtowana pod wpływem aktywności osoby. Osobowe akty kontemplacji, sumienia i upodobania wpływają na nasze władze duchowe wywołując w nich działania osobowe (słowo prawdy, czyn dobra i przeżycie piękna), co prowadzi do powstania osobowych sprawności do działania (wiary, miłości i nadziei). Osobowość powstaje zatem na podobieństwo i obraz naszej osoby (podmiotowości osobowej istnienia). To osoba stworzona przez Boga nadaje kształt osobowości człowieka. Można więc przyjąć, że osobowość człowieka powstaje i rozwija się, lecz to nie znaczy, że jest ciągłą ruchomością albo przepływem trwania lub życia. Osobowość jest czymś powstającym i żywym, ale nie jest czymś płynnym. Realność osobową tworzą nasze sprawności i działania osobowe, a nie nasze myśli i poglądy, ani nie nasze wybory i pragnienia lub nasze emocje i przyjemności. Osobowość jest więc tym, poprzez co objawia się nasza osoba. Nie osiągniemy ani nie poznamy osobowości bez uznania i odwołania się do realności osoby (osobowej podmiotowości istnienia).

5.08.2017

Homo politicus


przeskocz do antropologii politycznej

Rozważania antropologiczno-społeczne (1)


1.Człowiek jest osobą. Człowiek jest przede wszystkim osobą, co oznacza, że jest osobą uduchowioną i wcieloną. Jako osoba człowiek został stworzony przez Boga. Człowiek został stworzony jako osoba mężczyzny albo jako osoba kobiety. Osoba mężczyzny i osoba kobiety są równorzędne, natomiast dopełniają się w zakresie natury duchowo-cielesnej.
Osoba stanowi podmiotowość istnienia. Osoba jest również podmiotem aktywności i działania człowieka. Za Wojtyłą możemy określić osobę jako suppositum essendi et agendi.
2. Człowiek jako osoba jest powołany do życia wspólnotowego. To właśnie osoby nawiązując relacje osobowe tworzą wspólnotę. Wspólnota jest więc związkiem osobowym. Osobowa wspólnota nie powstaje na zasadzie umowy prawnej. Wymiar prawny może być co najwyżej potwierdzeniem powstania wspólnoty osobowej.
3. Podstawową wspólnotą osobową jest rodzina. Wspólnota rodzinna powstaje dzięki nawiązaniu oraz utrwaleniu relacji osobowych. Są to przede wszystkim relacje pomiędzy mężem i żoną, które rozwijają się i utrwalają dzięki zrodzeniu kolejnych dzieci. Powstaje wówczas realna wspólnota osobowa składająca się z kilku osób (co najmniej trzech).
4. Wspólnota osobowa tworzy realny krąg powiązań relacyjnych, które są oparte na własnościach istnieniowych (transcendentalnych własnościach osobowych). Te relacje osobowe istnieją i działają znacznie głębiej niż całe wyposażenie ludzkiej natury. Można powiedzieć, że relacje osobowe mają charakter nadprzyrodzony (ponadnaturalny), dlatego nie zależą od naszych decyzji lub wyobrażeń poznawczych.
5. Prawdziwa realność człowieka znajduje się na poziomie osobowej podmiotowości istnienia i to ona wpływa na kształt naszej natury (podmiotowości istotowej). Nasza natura potocznie zwana duszą i ciałem jest kształtowana przed podmiotowość istnienia, co oznacza, że dusza jest kształtowana przez podmiotowość osobową, natomiast ciało jest kształtowane przez podmiotowość ożywczą (witalność/?). Łatwo stwierdzić, że ani dusza, ani ciało nie mogą istnieć ani funkcjonować samodzielnie. Dusza i ciało stanowią naszą naturę, czyli możność istotową, dlatego nie dysponują swoją własną niezależną aktywnością. Mówiąc wprost, człowiek nie składa się tylko z duszy i ciała.

Rozważania antropologiczno-społeczne (2)



6.Stąd należy wnosić, że podstawą życia społecznego człowieka nie jest wcale jego natura. Lecz tą podstawą jest osoba jako podmiotowość istnienia, która odpowiada za powiązania i relacje wspólnotowe.  Pierwszym kręgiem społecznym jest dla człowieka zawsze jego rodzina jako wspólnota osobowa. Tego nie można przeskoczyć, chociaż już komuniści chcieli wychować sobie (czyli właściwie wyprodukować) całkiem nowego człowieka. To się po prostu nie może udać i wszelkie pomysły stworzenia człowieka oderwanego od wspólnoty są skazane na niepowodzenie.

7.Jeżeli więc chcemy dotrzeć do źródła życia społecznego człowieka (czyli rzeczywistego uspołecznienia człowieka), to musimy zacząć od poznania jego osoby. Następnie należy zbadać relacje i powiązania, jakie zachodzą pomiędzy osobą a naturą (zwłaszcza duszą). Dopiero na tej podstawie możemy formułować jakieś postulaty i zalecenia dotyczące życia społecznego, gdyż to pozwoli nam odkryć wspólnotowy charakter społeczności ludzkiej.

8.Rzymianie mieli niewątpliwą zdolność ujmowania ludzkich działań w ramy prawne, ale niestety zabrakło im rozeznania filozoficznego na temat człowieka. Dlatego narzucili Europie prawno-instytucjonalne podejście do kwestii politycznych i społecznych. Do dzisiaj nie potrafimy się z tego wygrzebać wierząc niezawodnie w rozwiązania instytucjonalne. Przecież w tym zakresie EU osiągnęła już szczyt absurdu.

9. Życie społeczne człowieka rozpoczyna się we wspólnocie rodzinnej. To właśnie w rodzinie podejmujemy i rozwijamy nasze działania wspólnotowe i społeczne zarazem. Zresztą nie ma lepszej szkoły wychowania społecznego niż rodzina, ponieważ w rodzinie nasze działania w zakresie natury są wspierane aktywnością osobową. Bez takiego osobowego wsparcia będziemy zdani na nieustanne wypróbowywanie różnych możliwości lub nawet błądzenie w różnych wymiarach psychologicznych czy społecznych.

Rozważania antropologiczno-społeczne (3)



10. Życie społeczne przejawia się w realnych działaniach wspólnotowych. W zakresie szeroko pojętej natury (tak przyrody jak i naszej cielesności) mamy do czynienia z gospodarowaniem. Gospodarowanie polega na tworzeniu w ramach danej wspólnoty dobra wspólnego, które pozwala przeżyć i rozwijać się całej wspólnocie w sferze materialnej. W zakresie kultury mamy do czynienia z obrzędowością. Obrzędowość wyraża się w tworzeniu wspólnego przeżywania piękna, co znakomicie integruje całą wspólnotę. Natomiast w zakresie samej duchowości człowieka mamy do czynienia z wychowanie do moralności i religijności. Taka rodzinna edukacja zmierza do przekazania wspólnej prawdy dotyczącej całej wspólnoty i jej historii.

11.Ale musimy sobie zdawać sprawę, że taka wspólnotowa działalność jest faktycznie oparta na osobowej aktywności człowieka. Abyśmy mogli odnaleźć i doświadczyć wspólne dobro, człowiek jako osoba powinien poczuć swoje osobowe dobro dzięki aktom sumienia. Żeby odnaleźć wspólne piękno, człowiek musi przeżyć swoje osobowe piękno. Żeby zrozumieć wspólną prawdę, człowiek musi przyjąć dzięki kontemplacji swoją osobową prawdę. Jednak tego nie zdołamy osiągnąć poprzez szkolną edukację (czyli edukację instytucjonalną). Naszej osobowej realności możemy doświadczyć tylko poprzez relacje osobowe, które tak naprawdę łączą właśnie członków wspólnoty rodzinnej.

12.Wspólnota osobowa powstaje dzięki nawiązaniu relacji osobowych wiary, miłości i nadziej. Wszystko zaczyna się od fundamentalnego słowa „Kocham Cię” potwierdzonego w sakramentalnym związku mężczyzny i kobiety (dwóch osób, które odkrywają, że łączy ich coś więcej niż naturalne powiązania). Sakrament małżeństwa jest szczególnym zatwierdzeniem i potwierdzeniem nawiązania relacji osobowych. Religijny charakter sakramentu wskazuje, że to sam Bóg łączy małżonków więzami osobowymi. To daje wspólnocie rodzinnej dodatkową moc i aktywność.

13. Osoba jest podmiotem istnienia i działania, co oznacza, że posiada moc sprawczą. Tę sprawczą moc osoba ludzka otrzymuje od Boga w akcie stworzenia. Dzięki temu może wyemanować z siebie możnościowe wyposażenie istotowe, czyli duszę połączona z ciałem zależnym od podmiotowości ożywczej (życie egzystencjalne). Podmiotowość osobowa przyczynuje więc wyposażenie duchowe (władze duchowe), zaś podmiotowość ożywcza organizuje sobie cielesność. Dlatego mówimy, że człowiek jest osobą uduchowioną i wcieloną.

14. Podmiotowość osobowa jest określona przez trzy własności transcendentalneprawdę, dobro i piękno. Są to własności charakteryzujące podmiotowość istnienia (suppositum essendi). Te własności posiadają moc sprawczą, która pozwala im działać poprzez osobowe akty. Osobowa prawda przyczynuje akty kontemplacji, które docierają do naszego umysłu i przyjęte tam owocują słowem prawdy. Osobowe dobro sprawia akty sumienia, które przyjęte przez wolę wywołują w niej czyny dobra (potocznie mówimy o dobrych uczynkach). Wreszcie osobowe piękno sprawia akty upodobania, które napełniając naszą uczuciowość wyrażają się w przeżyciach piękna.

15. Otóż aktywność naszej osoby jest niezbędna i koniczna do tego, żeby nasze władze duchowe mogły podejmować realne działania dotyczące realności spotykanych osób. Bez tego wsparcia słowem prawdy, czynem dobra oraz przeżyciem piękna nasza duchowość staje się oderwana od swojej przyczyny i zaczyna działać na własną rękę, czyli całkowicie dowolnie, gdyż nie znajduje żadnego ukierunkowania. Władze duchowe same z siebie stanowią jedynie możności, czyli jakby możliwości działania. Możliwości działania stają się nieograniczone, lecz również nieokreślone. Potocznie nazywamy to wolnością działania. Dzisiejszy człowiek nadzwyczaj ceni sobie taką wolność działania, ale nie zdaje sobie zupełnie sprawy, że sama możliwość działania, czyli wolność, nie daje żadnej mocy sprawczej. Możemy robić najróżniejsze rzeczy, ale do realnego działania potrzebna jest rzeczywista moc. Dzięki samej wolności niczego nie osiągniemy. Musimy się wtedy odwoływać do naszego myślenia, ale myślenie również nie dotyczy rzeczywistości. Stąd zaczynamy tworzyć dowolne rzeczy lub działania. To sprawdza się wyłącznie w twórczości artystycznej. Jednak nie da się żyć realnie na zasadzie myślenia i wolności działania. To jest złudzenie współczesnego liberalizmu.