Intuicja to dla Bergsona bycie w
środku, bycie wewnątrz. „Intuicja osiada
w środku zmiennej ruchomości albo w trwaniu” (s. 57). Pokazuje on również
zasadniczą różnicę pomiędzy podejściem naukowym opartym na analizie pojęciowej
a nową wizją metafizyki opartej na intuicji.
Swoje rozumienie intuicji odnosi
przede wszystkim do zagadnień psychologicznych. Różnicę w podejściu nauki
(psychologia) i metafizyki (którą ma tworzyć prawdziwy empiryzm oparty na
doświadczeniu intuicji) pokazuje na przykładzie ujęcia osobowości.
Trzeba się zgodzić, że człowiek
doświadcza własnej osobowości niejako od środka lub od wewnątrz. Dla Bergsona
jest to oczywisty przypadek tego, co nazywa intuicją, ale również tego, czym
jest dla niego rzeczywistość. Można powiedzieć, że człowiek kieruje swoją
osobowością od wewnątrz, a nie że porusza nią z zewnątrz. My zgodzimy się, że
człowiek przeżywa swoją osobowość, że doświadcza jej w pełni, doświadcza całej
swojej osobowości. Ale nie można stwierdzić, że człowiek jest swoją
osobowością. Powiemy raczej, że ma on osobowość. Osobowość jest niewątpliwie
czymś żywym, a zatem jest jakimś żywym trwaniem (trwaniem w sobie). Jest
również jakimś pozostawaniem sobą albo u siebie, ale można zarazem przyjąć, że
osobowość jest podstawą naszego przeżywania trwania. Nasza osobowość trwa i
rozwija się, ale również my sami trwamy i rozwijamy się razem z nią – po prostu
żyjemy.
Należy więc stwierdzić, że to
trwanie i rozwój wymaga jakiejś aktywności. Bergson mówi tutaj o samej
ruchliwości. Nie ma rozwoju bez aktywności, a aktywności bez działania.
Osobowość człowieka jest więc związana z aktywnością i działaniem. Zgodzimy się
z pewnością, że chodzi tu o aktywność duchową i działania duchowe. Ale nawet
one wpływają i przejawiają się poprzez działania cielesne. Przecież
rozpoznajemy człowieka po sposobie chodzenia, po gestykulacji, po sposobie
mówienia itp. Natura człowieka jest całością duchowo-cielesną, dlatego człowiek
przejawia się w całości i jedności swojej natury.
Lecz tą całość i jedność musi
ogarniać coś jeszcze. Inaczej będziemy powielali znany dualizm duszy i ciała.
Cóż więc stanowi rzeczywistą jedność człowieka? Z pewnością nie jest to
osobowość ani też świadomość („ja”). Nie jest to również cielesność. Czy może
to być jakieś samo trwanie, jak chce Bergson. Ale co tutaj tak naprawdę ma
trwać? Czyżby samo trwanie? Trwa zawsze jakaś podstawa lub fundament – coś, co
jest najgłębsze lub najgłębiej ukryte. Gdyby intuicja jako wgląd do środka była
w stanie ująć to, co w człowieku jest najgłębsze, wtedy nie byłoby sporów, o co
tak naprawdę chodzi. Lecz w tym względzie nie ma zgody. Bergson słusznie
pokazuje, że nauka, która mnoży swoje punkty widzenia, nie jest w stanie
dotrzeć do głębi człowieka.
Z drugiej strony nie pokazuje
nigdzie dokąd dociera intuicja. Dla niego intuicja ogarnia jedynie samo trwanie
albo samą ruchomość, jak mówi. Jednak żadna ruchomość ani nieustanny rozwój nie
wyjaśniają realności rzeczy albo bytu, czyli tego, co istnieje. Rozwój i
zmienność możemy przypisać aktywności życiowej, ale wówczas powinniśmy się
odwołać do jakiegoś fundamentu, którym może być samo życie – a właściwie siła
życiowa lub żywotna – Bergsonowska elan
vital. Tej siły żywotnej nie ujawnia jednak intuicja, lecz pewne
metafizyczne rozumienie przyczynowości (ex
nihilo nihil fit). Ale we Wstępie do
metafizyki nie pojawia się jeszcze taka wizja twórczego napędu.
Bergsonowska intuicja miałaby być
jednym prostym aktem. Trzeba jednak zapytać, czy można ująć lub ogarnąć trwanie
i ruchliwość w jednym prostym akcie. Intuicja musiałaby być zanurzeniem się w
samej ruchliwości lub zmienności. Przecież nawet wskakując do rzeki nie
obejmujemy jej przepływu, gdyż zanurzamy się w wodzie, która płynie. Nie da się
wskoczyć w samo płyniecie.
Chyba że to płynięcie albo
przepływ przypiszemy naszej świadomości, zaś samą świadomość uznamy za
przepływ, ale przepływ czego? Wówczas należałoby sprowadzić człowieka do
czystej świadomości, jak później uczynił to Husserl, zaś sam przepływ powiązać
z przepływem myśli lub intencji myślnych. A co więcej trzeba by uznać, że
intuicja własnego „ja” dotyczy jedynie i wyłącznie świadomości jako przepływu
życia. Czy jednak życie płynie w naszej świadomości, czy raczej płynie i trwa w
naszej cielesności. Nie da się przecież sprowadzić świadomości do cielesności,
chociaż współczesna nauka idzie właśnie w tym kierunku.
Według Bergsona metafizyka ma
posiąść rzeczywistość absolutnie zamiast poznawać ją relatywnie, przeniknąć w
głąb niej samej zamiast szukać zewnętrznych punktów widzenia, musi mieć
intuicję rzeczywistości zamiast dokonywać jej analizy, a wreszcie powinna ją
ująć niezależnie od wszelkich sposobów wyrażania, przekładu lub wyobrażenia jej
symbolicznego (zob. s.33).
Czym tak naprawdę ma się zajmować
Bergsonowska metafizyka? Czy nie stanie się pogonią za czymś nieuchwytnym? Albo
rozpłynięciem się w przepływie? Trzeba się zastanowić, czy da się oprzeć
metafizykę na intuicji trwania lub płynięcia (przepływu samej ruchliwości)? Bergson
pyta: „Jeśli metafizyka ma się posługiwać
intuicją, jeśli intuicja ma za przedmiot zmienną rzeczywistość trwania, jeśli
trwanie jest w swej istocie rzeczą psychiczną, czy nie zamkniemy wtedy filozofa
w wyłącznej kontemplacji samego siebie?” (s.61)
Otóż należy stwierdzić, że
uznanie ruchliwości (Grecy mówili wprost o stawaniu się) za istotę
rzeczywistości jest tylko wstępnym założeniem, którego tak naprawdę nie
potwierdza żadna intuicja, ponieważ do tego wystarczy poznanie zmysłowe.
Informacja o stawaniu się i przepływie rzeczywistości była dawniej odwołaniem
się do poznania zmysłowego. Wydaje się, że Bergson próbuje całą rzeczywistość
podciągnąć pod intuicję wewnętrznej osobowości człowieka. Twierdzi, że
filozofowie starają się określić ruchome życie osobowości. Ale żadne
zestawianie z sobą pojęć, nie da bo dać nie może, nic podobnego do osobowości,
która trwa. (s.52) Zdaje sobie sprawę, że człowiek odnajduje w sobie samym
intuicję trwania (s.39). Doda nawet coś więcej, że należy wdrożyć świadomość do
tego, aby sama z siebie mogła dojść do intuicji (tamże).
Dla Arystotelesa poznawcza
intuicja oznaczała pewien całościowy ogląd danej rzeczy. Taki całościowy i
pełny ogląd przypisuje on umysłowi. To oznaczało, że umysł posiada jakąś
zdolność do przenikania w głąb rzeczy. Chodziło w tym wypadku o poznanie istoty
rzeczy, czyli czegoś trwałego i niezmiennego.
Takie umysłowe poznanie (noesis -
teoria) było odróżniane od poznania cząstkowego, czyli jakiegoś domniemania
(doxa -
praxis), a co Bergson nazywa poszczególnym punktem widzenia. Takie cząstkowe
poznanie przypisuje on analizie naukowej, czyli analizie pojęciowej. Według
niego nauka analizuje rzeczywistość (różne rzeczy) przy pomocy dostępnych
pojęć, a więc za pomocą tych elementów, które są nam znane. Stąd dla Bergsona
nauka jest analityczna (czyli rozbiera daną rzecz na wiele cząstek albo
przylepia do niej różne etykietki /symbole lub pojęcia/), a z kolei metafizyka
ma być intuicyjna, ale to może wywoływać zwykłą dowolność, ponieważ należałoby
założyć, że intuicja jest jak najbardziej obiektywna a nie subiektywna.
Wiadomo, że dla każdego człowieka jak najbardziej obiektywna jest jego
świadomość lub osobowość.
Bergson twierdzi, że intuicja
jest prostym aktem umysłu (a może świadomości?). Ale gdy stara się ją
przybliżyć i opisać, wtedy pojawiają się określenia odczucia lub przeczucia,
przeżycia. Mówi on o uczuciu, które wywiera na mnie mój własny przepływ w
czasie (s.38). Bergsonowska intuicja
pomimo tego, że określa ją jako „metafizyczne
dociekanie natury przedmiotu w tym, co ma on własnego i istotnego w sobie”
(s.40), nie ma nic wspólnego z Arystotelesowskim oglądem. Grecki filozof będzie
bowiem oglądał coś dążąc do zrozumienia trwałej i stałej istoty rzeczy,
natomiast francuski filozof będzie chciał się zanurzyć w nieustannym rozwoju,
czyli w ewolucji twórczej.
Dla Bergsona metafizyka byłaby
podróżowaniem, takim ciągłym przeżywaniem podróżowania. To może być jedynie
ciekawe ujęcie literackie. Pamiętam, że kiedyś Stasiuk nazwał swoje
doświadczenie podróży przez Albanię – metafizyką. Lecz on tworzy literaturę a
nie metafizykę. Jednak patrząc na to z innej strony możemy przywołać znaną
formułę, że człowiek jest na ziemi pielgrzymem (homo viator), czyli właśnie takim podróżnikiem. Chyba do czegoś
takiego można odnieść Bergsonowską wizję osobowości człowieka. Dla niego
osobowość byłaby właśnie taką podróżą i to raczej podróżą w czasie niż w
przestrzeni. Człowiek przeżywa nieustannie swoją czasową zmienność. Przeżywa
swoje życie (przepływ albo upływ życia).
Trudno jednak byłoby złapać to
przepływające życie. Filozof zawoła przecież – chwilo trwaj wiecznie. To
pokazuje nam, że nasze życie podąża gdzieś ku wieczności, ale wieczność nie
może być tylko samym przepływem czasu. Dlatego sam Bergson odkrywa na dnie tego
przepływu coś istotnego – siłę życiową (elan
vital). Powstaje pytanie, czy będzie to tylko ślepy pęd, czy siła napędowa,
która pcha nas w jakimś kierunku? Czy jest coś, co nadaje temu pędowi właściwy
kierunek? Bergson pisze dość enigmatycznie: „trwanie wciąż się staje, /…/ życie
wewnętrzne jest tym wszystkim naraz, rozmaitością jakości, ciągłością postępu,
jednością kierunku. Nie sposób przeto przedstawić go w obrazach” [oraz
pojęciach - moje] (s.38). Powie dalej, że o trwaniu możemy mieć jakąś prostą
intuicję, dlatego nie da się ująć trwania w pojęciu jedności czy wielości. Te
różne pojęcia są tylko takimi zewnętrznymi punktami widzenia na trwanie (zob.
s.43).
Według Bergsona ten rozpęd
życiowy to ma być jakaś swobodna twórczość. Ale twórczość nie ma celu, a to
znaczy, że nie ma ani początku, ani końca. Wciąż gna przed siebie. Dzisiaj
wyprowadziła nas w przestrzeń kosmiczną, czyli gdzieś w nieskończoność. Może
powinniśmy podążać raczej w wymiarze
czasowym, czyli ku wieczności?
W tej swojej intuicji trwania (w przepływie
trwania i trwaniu przepływu) Bergson wydaje się zmierzać ku wieczności. I nie
chodzi mu tylko o jakieś abstrakcyjne pojęcie wieczności jako nieskończoności
czasu (to nazywa wiecznością śmierci, czyli wiecznością pozbawioną życia), lecz
opowiada się wyraźnie za wiecznością życia przeżywaną intuicyjnie. Według niego
metafizyka poruszałaby się pomiędzy tymi skrajnymi i przeciwstawnymi granicami.
Metafizyka powinna zatem przechodzić od śmierci ku życiu (do wieczności życia).
Już później metafizyka Heideggerowska będzie ujmowała człowieka jako
byt-ku-śmierci wybierając raczej śmierć niż życie.
Czemu zawdzięczamy taką
przenikliwość Bergsona? Odpowiedź nasuwa się sama. Zawdzięczamy ją właśnie
intuicji, czyli przeczuciu. Jego intuicja jest bowiem intuicją życia i tego, co
stoi u początków życia – czyli siły życiowej, jakiegoś rozpędu życia. Przecież
nasze ludzkie życie potrzebuje rozpędu, żeby móc podążać ku wieczności.
Powiemy, że żyć godnie to znaczy żyć ku wieczności, gdyż wieczność jest istotą
osobowego człowieczeństwa. Wieczność jest sensem naszej osoby – osoby każdego
człowieka. Nasze ludzka natura, taka doczesna powłoka, przeminie, lecz nasza
osoba będzie trwała wiecznie. Człowiek został bowiem powołany do wieczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz