27.10.2013

Dlaczego człowiek nie potrafi obronić własnej realności?



Dlaczego człowiek nie potrafi obronić własnej realności? Dlaczego tak się dzieje? Z pewnością człowiek nie jest ostateczną przyczyną swojej realności. To znaczy, że realność nie zależy wyłącznie od niego, ale zależy od czegoś (lub kogoś) zupełnie innego.

Człowiek otrzymał realność w darze. Otrzymał ją do zagospodarowania. To znaczy, że powinien ją zachowywać i rozwijać. Człowiek ma dalej przekazywać swoją ludzką realność. Jaka jest ta nasza realność? Otóż realnością człowieka jest osoba, która stanowi podmiotowość istnienia. Osoba jest samym centrum realności człowieka. Bez osoby nie byłoby w człowieku niczego realnego. Co więcej, osoba decyduje o zachowaniu lub utracie realności, albo nawet o jej pomnożeniu.

Bo tylko człowiek może zadecydować o pomnożeniu osobowej realności w naszym świecie. Człowiek otrzymał bowiem dar wcielenia, czyli przekazywania życia, co pozwala na wcielenie się kolejnej osoby. Bóg stwarza osobę człowieka, ale człowiek staje się współpracownikiem Boga, gdyż to on decyduje o nowym wcieleniu. To znaczy, że człowiek nie tworzy realności, ale jakby nią zarządza na zasadzie dzierżawy. Prawdziwą ekonomię stanowi gospodarowanie realnością. Człowiek jakby zarządza Boskimi Darami. Dostał w dzierżawę winnicę Pańską. Za taką gospodarkę odpowiedzialni są wszyscy wierzący. Kościół dysponuje bowiem potężną siłą w postaci łaski. To jest Boska Moc, która pozwala nam rozwijać realność, osobową realność człowieka.

Dzisiaj trzeba uruchomić zarządzanie i gospodarowanie realnością. Co z tego, że tworzymy wokół siebie coraz to nowe możliwości, jeśli zapominamy o własnej realności i całej realności naszego ziemskiego świata. Żadne tworzone możliwości nie mogą uratować ludzkiej realności. Teraz trzeba powrócić do mądrego gospodarowania realnością człowieka.

Ekonomia musi się przekonać do prymatu osoby, żeby móc rozwijać realność człowieka i jego realne potrzeby. Ludzkie życie nie polega na pogoni za różnymi możliwościami (czyli możliwymi do wymyślenia potrzebami świadomości człowieka), ale na odkrywaniu potrzeb realności, czyli tego, co potrzebuje naprawdę ludzka osoba.

Czego potrzebuje osoba? Osoba potrzebuje przede wszystkim wspólnoty, czyli życia wspólnotowego. Taką wspólnotę tworzy rodzina. Dlatego w życiu człowieka najważniejsza jest rodzina i z tego nie wolno rezygnować. Rodzina powstaje dzięki osobowemu związkowi mężczyzny i kobiety, ponieważ to osoba mężczyzny i osoba kobiety dopełniają się w swojej realności i dzięki temu mogą tworzyć wspólnotę zdolną do rozwoju poprzez zrodzenie kolejnych osób. Na tym właśnie polega faktyczna łączność i realny związek osób. Wszystkie inne pomysły należy odrzucić jako absurdalne, gdyż pozbawiają one człowieka jego osobowej godności, czyniąc z niego produkt ideologiczny.

Jeśli ktoś chce być produktem swojego myślenia, to proszę bardzo, ale niech nie wymaga dla siebie poszanowanie, ponieważ szacunek należy się realnej osobie, a nie skutkom myślenia, które odrzuca realność. Nie tak dawno mieliśmy różne produkty ideologicznego myślenia jak homo sovieticus albo homo germanicus, które okazały się całkowitą zagładą osobowego człowieczeństwa. Niestety ideologiczne myślenie marzy o uwolnieniu człowieka od ograniczeń realności, co prowadzi bezpośrednio do zanegowania tejże. Żeby stworzyć nowego człowieka (np. homo sexicus) trzeba najpierw zniszczyć jego realną osobę. Po co nam takie myślenie? Okazuje się, że nic tak nie ogłupia człowieka jak myślenie.

Dzisiaj człowiek robi wszystko, żeby wymyślić siebie na nowo. Ale myślenie nie ma mocy sprawczej lecz tylko możliwość negacji i dlatego dąży do odrzucenia realności, żeby poszukiwać dla siebie jakiejś zmyślonej tożsamości. Myślenie pragnie, żebyśmy utożsamili je z czymś rzeczywistym. Żeby „zaistnieć”, myślenie musi się pokazać, a żeby się pokazać, musi przesłonić realność, gdyż na tle realności wypada blado i nieciekawie. Dlatego myślenie woła do nas: „Myślę więc jestem”. Myślenie pragnie przekonać człowieka, że jest tym, co najlepsze i najciekawsze. Kusi nas literaturą i poezją. Podszywa się pod poznanie. Myślenie chce omotać człowieka, żeby zrobić z niego swoje bezwładne narzędzie, bo chce wykorzystać go do swoich niecnych celów.

Myślenie jest naprawdę podstępne, gdyż działa w samym człowieku i atakuje go od wewnątrz. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak to może być groźne. Człowiek myśli, że wszystko jest w porządku, a jego myślenie tylko to potwierdza. Ale myślenie bierze się z negacji rzeczywistości, dlatego potwierdzając siebie i swoją przydatność zarazem neguje całą realność. Właśnie stąd biorą się wszystkie uzależnienia człowieka.

Myślenie głosiło o sobie: – cogito ergo sum. Wydawało się, że w ten sposób ogłosiło swoją tożsamość, ale to jest jedynie tożsamość myślenia. U Kartezjusza właśnie na tym miała polegać prawdziwość. Prawdziwe jest to, co da się pomyśleć jasno i wyraźnie. A to już jest zgodność myślenia z samym sobą. Myślenie jasne i wyraźne jest czystym myśleniem, które odrzuciło realność. Poznanie realności (czegoś realnego) wcale nie jest jasne i wyraźne. Ono jest słuszne i prawdziwe, ale nie daje się od razu ująć w pojęcia. Realność nie jest bowiem idealistyczna, lecz jest realistyczna. Żeby ją zrozumieć potrzebujemy słowa prawdy, a nie myślenia. Słowo prawdy jest zasadą poznania, a nie pomyślaną ideą. Słowo prawdy niesie ze sobą moc poznawczą, która przenika w głąb realnych bytów. Natomiast myślenie nawet nie dociera do tego, co realne, gdyż korzysta jedynie ze zmysłowych wyobrażeń. Dlatego poznajemy realne byty, ale myślimy tylko o zjawiskach (przejawach realności w postaci substancji lub faktów).

Współczesny człowiek buduje swój świat na możliwościach stwarzanych przez myślenie. Odeszliśmy już zupełnie od naszej osobowej realności na rzecz tworzonego wizerunku. Dzisiaj liczy się wyłącznie wizerunku, jaki człowiek zdoła stworzyć sobie w sferze medialnej. Najlepszym przykładem są tutaj celebryci, którzy pokazują się w mediach. Realny człowiek stoi poza takim obiegiem jako szare tło dla blasku gwiazd.

Realność staje się jedynie tłem dla „błyskotliwych” pomysłów naszego myślenia. A co gorsza, wszyscy zachwycają się takimi pomysłami, zaś prawdziwą i piękną realność mają w pogardzie. Dlaczego zachwyca nas myślenie, a nie potrafimy pokochać prawdziwej rzeczywistości? Czy myślenie naprawdę ma taką siłę przebicia, że wydaje się lepsze niż realność? Przecież myślenie stwarza tylko możliwości. Czy warto zamieniać realność na możliwość? Człowiek powinien żyć swoją osobową realnością, a nie błyskotliwymi możliwościami. Naprawdę warto walczyć o swoją osobę.

Dlaczego więc człowiek przedkłada możliwości ponad realność? Obecnie wiedza wygląda w ten sposób, że raczej poznajemy możliwości niż realność. Poznanie realności, nawet swojej własnej, jest trudne i mozolne, a wcale nie jest takie oczywiste jak myślenie. Łatwiej jest myśleć o różnych możliwościach, gdyż wymyślanie możliwości przychodzi bardzo łatwo. Wystarczy pomyśleć, co chciałoby się zrobić, a możliwości zjawiają się same. Jednak takie myślenie jest bardzo zwodnicze, gdyż otwiera przed nami szerokie pole możliwości, lecz jednocześnie odrywa nas i odciąga od prawdziwej realności. Realność niesie ze sobą prawdę i dobro, natomiast możliwości mamią nas tylko wolnością wyboru. Z możliwościami można bowiem wszystko zrobić albo właściwie wszystko pomyśleć. A to nie jest przecież trudne, trzeba tylko coś sobie pomyśleć. Chyba dzisiaj człowiekowi wystarczy, że sobie o czymś pomyśli lub coś wymyśli. Wystarczy zajrzeć do internetu. Co tam ludzie nie wymyślają na swój temat lub na temat innych ludzi.

Myślenie nie jest w stanie przekonać nas do realności, ponieważ samo wyrasta z jej negacji. Myślenie przekonuje nas zawsze, że wystarczy myśleć i wymyślać coś nowego (nowe możliwości). Dzisiaj wszechwładnie panuje myślenie. Realność przestała się zupełnie liczyć. Myślenie wydaje się bezcenne, gdyż jest obecnie w cenie. Przecież dziś handlujemy bardziej możliwościami niż czymś realnym. A tak naprawdę bezcenna jest osobowa realność człowieka.

Poza tym myślenie oderwane od rzeczywistości staje się bezmyślne, bo traci sens. Ale dziś propaguje się bardziej bezsens i absurd niż prawdę i dobro. W filozofii już dawno myślenie starało się dowieść, że to realność jest absurdalna (wystarczy poczytać Sartre’a), natomiast ono samo jest wielkie, gdyż jest wolne i niezależne. Myślenie nie chce się poddać wymogom realności, gdyż chce nad nią zapanować. Myślenie domaga się niezależności od realności. Ale to prowadzi do bezsensownych rządów myślenia.

Czy osobowa realność człowieka może zniknąć? Z pewnością nie może, ale to okaże się dopiero na sam koniec. Co możemy zrobić teraz? Jak bronić się przed wszechwładzą myślenia? Trzeba się wystrzegać myślenia, ale to nie znaczy, że mamy porzucić poznanie albo naszą duchowość. Tak naprawdę władze duchowe żywią się prawdą, dobrem i pięknem. Dlatego powinny się zwrócić (czyli nawrócić) do wewnętrznego doświadczenia, które tworzy osobowa aktywność. Wewnętrzne doświadczenie polega na aktach kontemplacji, sumienia i upodobania. Są to bowiem akty samej osoby, a dokładniej akty własności osobowych prawdy, dobra i piękna. Prawda przemawia do nas w akcie kontemplacji, gdyż kontemplacja nie jest aktywnością naszego umysłu, ale jest aktem samej własności prawdy, która oddziałuje w ten sposób na nasz umysł. Dobro wzywa nas w akcie sumienia (synderezy), które jest aktem własności dobra, i podrywa naszą wolę do czynu dobra (czyli do aktów miłości). Wreszcie osobowe piękno objawia się w akcie upodobania, który kształtuje naszą uczuciowość obdarzając ją radością i nadzieją. Pod wpływem upodobania piękna uczuciowość jest nastawiona na przeżywanie piękna, które objawia się w samym życiu. Wówczas uczuciowość poszykuje w naszym życiu piękna, a nie przyjemności i rozkoszy.

Otóż myślenie potrafi korzystać jedynie z doświadczenia zmysłowego. Ono żywi się wrażeniami i wyobrażeniami, i wcale nie zna osobowej aktywności, która płynie z własności osobowych. Osobowa aktywność obdarza naszą duchowość wiarą, która jest przeciwieństwem myślenia. Wiara stanowi bowiem pełne uznanie realności i dlatego może posłużyć do akceptacji doświadczenia wewnętrznego. Dlatego wszelkie teorie oparte na myśleniu odrzucają wiarę, nawet tą filozoficzną wiarę Jaspersa.

Wiara rodzi się ze słowa prawdy, które nasz umysł otrzymuje dzięki aktom kontemplacji. Wiara rodzi się więc ze słowa, które płynie do nas kanałami osobowymi. To może być oczywiście Słowo Boże, jaki dostajemy od Boga, ale to może być również słowo prawdy przekazywane nam przez rodziców lub nauczycieli, jeśli oczywiście dysponują oni doświadczeniem osobowym. Dar słowa jest darem osobowym, który otrzymujemy w bezpośrednim kontakcie osobowym polegającym na relacjach osobowych. Słowem dysponuje jedynie nasza osoba, a nie nasza świadomość lub myślenie. Nasze myślenie nie ma ze słowem nic wspólnego. Myślenie i świadomość dysponują jedynie różnymi pojęciami (treściami znaczeniowymi skomponowanymi z wrażeń i wyobrażeń). Świadomość nie zdoła nigdy osiągnąć poznania słowa prawdy, gdyż posługuje się wyłącznie znaczeniami językowymi, chociaż mówi o nich „słowa”, żeby podszywać się pod realne poznanie.

Słowo jest poznawczym wyrazem prawdy bytowej (ontycznej). Słowo niesie ze sobą prawdę, dlatego zawsze jest prawdziwe. Stąd mówimy o nim „słowo prawdy”. Natomiast pojęcia są tworzone przez myślenie, dlatego nie mają bezpośredniego odniesienia do rzeczywistości, a jedynie odnoszą się do sfery zjawiskowej. Dlatego słowo jest obrazem prawdy, zaś pojęcie jest przedstawieniem zjawiskowym (fenomenalnym). Mamy pojęcia, które odnosimy do faktów albo do substancji, i tyle. Istnieje więc ogromna różnica pomiędzy słowem prawdy a pojęciem językowym.

Jeżeli posiadamy słowo, to ono wydaje się przemawiać bezpośrednio, natomiast wszelkie próby wyrażenia go w pojęciach języka spełzają na niczym. Dlatego można postawić tezę, że realności i jej prawdy nie da się określić i zamknąć w pojęciach (w wiedzy pojęciowej). Stąd o realności osobowej człowieka możemy mówić dzięki słowu prawdy albo nie mówimy o niej niczego. Słowo prawdy stanowi bowiem samą pochwałę realności. To może być wychwalanie Osobowego Boga lub osoby stworzonej przez Boga.

Musimy się nauczyć zarządzać własną realnością. Przede wszystkim musimy się nauczyć duchowego zarządzania osobową realnością. Kiedyś nazywano to kierownictwem duchowym, ale dzisiaj taka umiejętność zdaje się zanikać.

Kto dziś potrafi odróżnić kontemplację od medytacji, albo sumienie od świadomości moralnej, nie mówiąc już o odróżnieniu upodobania piękna od doznawania przyjemności? Kto dziś wie, skąd w naszym umyśle bierze się słowo prawdy, a skąd w naszej woli bierze się czyn dobra? Współczesna duchowość jest dogłębnie skażona myśleniem i ludziom wydaje się, że wystarczy tylko o czymś takim pomyśleć. Jeśli zapytamy wierzącego człowieka, jak spotyka się z Bogiem, to z pewnością odpowie, że rozmyśla o Bogu w kościele lub podczas modlitwy, tak jakby rozmyślanie zbliżało nas do Boga, a przecież ono oddala nas od Niego. Kto dziś wierzy, że człowiek naprawdę potrzebuje modlitwy Credo? Kto słyszał przemawiające do niego słowo Boże albo jakieś inne słowo prawdy? Dzisiaj nie zwraca się uwagi na takie rzeczy. A szkoda.

Trzeba więc na nowo rozpoznać i rozważyć całą kwestię duchowości i duchowego kierownictwa. To jest naprawdę paląca sprawa, gdyż za kilka lub kilkanaście lat będzie już za późno. Człowiek utraci swoją duchowość już na zawsze i będzie się posługiwał wyłącznie myślącą świadomością. Świadomość jest w stanie wszystko pomyśleć, ale nie potrafi poznać realności.

18.10.2013

Przejście do rzeczywistości



Jak odnaleźć siebie?



Człowiek ciągle biega i lata. Pływa po morzach i wspina się po górach. A wszystko po to, żeby się sprawdzić i odnaleźć samego siebie. Wydaje nam się, że odnajdziemy siebie w dalekich podróżach albo w ciekawych miejscach. W ogóle nie przychodzi nam do głowy, żeby poszukać siebie w sobie samym. Może podświadomie lub świadomie nie lubimy siebie? Przecież nie znajdziesz siebie dookoła siebie. Musisz po prostu zajrzeć do wnętrza i zobaczyć, co jest w środku, a nie rozglądać się wokoło.

Dopiero gdy zwrócisz się do wewnątrz, zdołasz zobaczyć, kim jesteś. Na zewnątrz wcale nie widać realności. Mamy tylko różne przejawy cielesności, które należą do sfery zjawiskowej. Lecz w tych zewnętrznych przejawach nie znajdziemy informacji, kim naprawdę jesteśmy. Nie dowiemy się o własnej realności. Trzeba sięgnąć do głębi. Ale jak to zrobić? Może pomoże nam medytacja transcendentalna? Nic podobnego! To może introspekcja lub wiwisekcja? Też nie. W ten sposób możemy kontrolować co najwyżej swoją świadomość. Jednak człowiek nie jest świadomością lub mózgiem, jak chce nam to wmówić współczesna filozofia i nauka. Czego więc należy poszukiwać i jak szukać, żeby odnaleźć siebie?

Trzeba w swoim działaniu poszukać czegoś naprawdę ludzkiego, a właściwie poszukać czegoś osobowego. Tą drogą poszedł Karol Wojtyła w swoim dziele Osoba i czyn. I wcale nie była to ścieżka fenomenologiczna. Osobowy czyn stanowi coś, co wyróżnia nasze postępowanie. Chodzi w tym wypadku o czyn dobra, czyli działanie moralne. Taki czyn dobra jest aktem miłości i może być dokonany przez realną podmiotowość, a nie przez ludzką świadomość. Dla Wojtyły taką podmiotowością jest osoba stojąca u podstaw całej aktywności człowieka. Wojtyła zaznacza, że ludzkie operari sequitur esse. Tak więc podmiotowości i aktywności człowieka należy szukać na poziomie istnienia. Osobę definiuje on jako właściwy człowieczeństwu sposób bytowania, czyli istnienia.

Czy jednak dociera tam nasza wiedza? Ludzki umysł nie potrafi przeniknąć do sfery istnienia (do ludzkiej egzystencji). Czy zatem nie ma możliwości dotarcia do tego, co najbardziej realne i istotne? Umysł nie jest w stanie wznieść się do osobowego istnienia człowieka, jednak nasze władze umysłowe mogą przyjmować oddziaływanie własności transcendentalnych zawartych w osobowym istnieniu człowieka. Nasz umysł (rozum) może odbierać akty kontemplacji stanowiące aktywność osobowej prawdy. Prawda objawia się bowiem w aktach kontemplacji, które docierają do naszego umysłu (rozumu) i zaszczepiają w nim słowo prawdy. Dzięki uzyskanemu w ten sposób słowu możemy poznać osobową prawdę człowieka, czyli to, ze jest on osobą stanowiącą podmiotowość istnienia.

Dalej osobowe dobro objawia się w aktach sumienia. Nasza wola jest zdolna przyjmować akty sumienia stanowiące aktywność osobowego dobra. Przyjęte przez wolę akty sumienia owocują w niej czynem dobra, czyli miłością. Dzięki temu nasza wola może pragnąć bezpośrednio osobowego dobra człowieka, czyli jest zdolna miłować osobę człowieka. Właśnie w ten sposób wola dociera do osobowego dobra człowieka i może miłować samą jego osobę, a nie tylko przebierać w różnych duchowych i cielesnych przymiotach. Prawdziwa miłość dotyczy bowiem samej osoby.

Wreszcie osobowe piękno człowieka objawia się w aktach upodobania. Akty upodobania emitowane przez osobowe piękno docierają do naszej uczuciowości, która znajduje się już na granicy duszy i ciała. Dzięki przyjętym aktom upodobania uczuciowość zyskuje zdolność przeżywania piękna. Takie przeżycie piękna staje się radością i fascynacją życiem. Dlatego uczuciowość nie musi się uganiać za cielesnymi doznaniami przyjemności, lecz jest już nastawiona na prawdziwe przeżywanie piękna i pięknego życia. Stąd rodzi się w niej sprawność nadziei. Jest to nadzieja na nowe wspaniałe życie. Tego właśnie powinna doświadczać nasza uczuciowość.

Należy więc stwierdzić, że istnieje szczególne doświadczenie wewnętrzne, które pozwala naszym władzom duchowym doznawać i przyjmować aktywność naszej osobowej podmiotowości istnienia. Człowiek powinien być wyczulony na tego typu aktywność, gdyż jest to najlepsza droga, która prowadzi nas do utrwalenia postępowania moralnego. Jeżeli naszą moralność będziemy chcieli oprzeć na przekazie kulturowym lub religijnym, czyli na zdobywanej wiedzy, to musimy zdawać sobie sprawę, że zawsze może nastąpić zanegowanie i odrzucenie takiej wiedzy, czyli zwątpienie, a wówczas zatracamy sens moralności i nasze postępowanie staje się dowolne (raz dobre a raz złe). Nasza świadomość nie ma w sobie dość siły, żeby przekroczyć taką dowolność postępowania i samodzielnie powrócić do moralności. Tutaj potrzeba mocy osobowej. Moralność potrzebuje osobowej mocy sprawczej, która obdarza nasze władze realnymi zasadami i sprawnościami, a nie tylko myślenia, które niesie ze sobą samą możliwość działania. Musimy pamiętać, że myślenie o moralności nie sprawi jej w nas, gdyż moralność jest czymś realnym i potrzebuje realnych zasad. Nasze myślenie nie jest w stanie uruchomić potrzebnych sprawności i cnót. One powstają pod wpływem realnej aktywności osoby. A to znaczy, że powstają pod wpływem oddziaływania aktów sprawianych przez własności prawdy, dobra i piękna.

Moralność, podobnie jak religijność, wymaga mocy sprawczej, a nie tylko myślenia. Myślenie o moralności może nas zaprowadzić do hedonizmu (czyli do myślenia o przyjemności) albo do utylitaryzmu (czyli traktowania wszystkiego, w tym także ludzi, instrumentalnie jako coś korzystnego do załatwienia swoich spraw). Hedonizm i utylitaryzm stanowią zaprzeczenie moralności personalistycznej, jak pokazał nam Wojtyła (w Miłości i odpowiedzialności). Moralność personalistyczna wymaga sprawczej realności osoby, a nie myślenia. Tylko osoba, która stanowi podmiotowość istnienia, może się stać źródłem moralności. Podobnie jak źródłem religijności jest Boska Osoba (Trójca Osób), a nie nasze myślenie o Bogu. Myślenie o Bogu kończy się na ogół gnozą albo dziwną teorią zmysłu religijnego, i tyle.

Trzeba odnaleźć swoją godność



Skoro filozofia zajmuje się poznaniem, to musi się zastanowić, czym jest poznanie filozoficzne. Trzeba również zapytać, jakiego rodzaju wiedzą jest filozofia i co poznaje?

Z pewnością filozofia chce poznać świat i człowieka zanurzonego w ten świat. Musimy jednak pamiętać, że filozofia jest wiedzą rozumiejącą, a nie opisową, jak nauki przyrodnicze. Wiedza przyrodnicza opisuje poznawaną zmysłowo rzeczywistość posługując się obserwacją, czyli ogląda świat z zewnątrz. Podstawą takiego podejścia stała się filozofia empiryzmu. Angielski empiryzm negując dotychczasowe pojęcie substancji jako czegoś nie poznawanego zmysłowo, posłużył się nowym tworem pojęciowym w postaci faktu. Sens poznawczy obu pojęć jest jednak równorzędny. Oba pojęcia są tworem naszego myślącego umysłu. W filozofii Arystotelesa substancja miała wskazywać na pewną trwałość i niezmienność realności świata materialnego. Natomiast fakt jako wydarzenie lub zdarzenie odrzuca istnienie jakiegoś trwałego rdzenia realności opowiadając się za pewnym ciągiem zdarzeń, podkreślając dawną zmienność świata materialnego (greckie stawanie się). Hume radykalnie oddzielił wiedzę faktyczną (wiedzę opisującą fakty) od wiedzy matematycznej, która ujmuje idealne relacje liczbowe.

Ale dość szybko okazało się, że różne fizyczne wydarzenia można opisywać przy pomocy wzorów matematycznych, co wykazał Newton. To była prawdziwa rewolucja, gdyż powstał matematyczny opis zmienności świata materialnego. To zachwyciło Kanta, który zaczął się zastanawiać, jak to jest w ogóle możliwe. Skoro wiedza matematyczna była przypisywana naszemu umysłowi, to mogło oznaczać tylko jedno, że nasze myślenie wpływa na kształt wiedzy empirycznej. Dlatego Kant starał się przywrócić pierwszorzędne znaczenie ludzkiemu umysłowi, który na powrót stawał się warunkiem koniecznym poznania, chociaż już nie poznania realności.

Od czasów Newtona przyrodnikom będzie się wydawało, że właściwe rozumienie rzeczywistości przyrodniczej (później także kosmosu) polega na ujęciu jej we wzory matematyczne. Wszystko da się obliczyć, a więc nad wszystkim panuje liczna lub raczej stosunki i zależności liczbowe. Co więcej, pozwoliło to na zadziwiający rozwój techniki i rozwiązań technicznych. Trzeba jednak zapytać, czy ten matematyczny opis faktów i wydarzeń stanowi naprawdę rozumienie rzeczywistości?

Już Grecy uważali, że rozumienie filozoficzne polega na znalezieniu początku i przyczyny – arche. Filozoficzne rozumienie będzie zatem polegało na wyjaśnianiu przyczynowym rzeczywistości. Mówiąc wprost filozofia poszukuje przyczyn i skutków, gdyż w tym widziała rozumienie realności.

Dzisiaj ta rozbieżność wiedzy przyrodniczej i filozoficznej jest najbardziej widoczna w przypadku człowieka. Mamy już pełny i doskonały opis funkcjonowania cielesnego organizmu ludzkiego. Wiemy, jakie procesy zachodzą w różnych komórkach tego organizmu. Trzeba powiedzieć, że wszystko to już wiemy, lecz czy dzięki temu lepiej rozumiemy człowieka? Można w to wątpić! Dlaczego więc tak się dzieje? Czyżby jednak zabrakło nam wyjaśnienia przyczynowego? Przecież nadal nie wiemy, co w człowieku jest przyczyną, a co skutkiem życia. Cały czas spieramy się o to, kim lub czym jest człowiek. Czy można to zmienić? Ale jak?

Trzeba powrócić do poznania filozoficznego. To musi być poznanie rozumiejące, które przedstawi nam przyczyny i skutki ludzkiego bytu. Żeby zrozumieć, kim jest człowiek, trzeba zastosować wyjaśnienie przyczynowe dla wszystkiego, co dostrzegamy w człowieku, czyli jak on działa i co się z nim dzieje. I nie chodzi tutaj o wymienianie zespołu czynników lub różnych składników.

Człowiek jest realną strukturą bytową, na którą się składają różne elementy. Ale jeżeli stwierdzamy coś takiego, to od razu powinniśmy pytać o zależności przyczynowe. Weźmy najprostszy przykład. Od początku uważano, że człowiek składa się z duszy i ciała. I od razu pojawia się problem ich wzajemnego powiazania i zależności. Co jest przyczyną, a co skutkiem? A może oba składniki są skutkiem czegoś innego? Stwierdzenie Platona, że ciało jest więzieniem dla duszy, która jest doskonalsza i łączy się z ciałem tylko czasowo, niewiele nam wyjaśnia. Z kolei Arystoteles, który nazwał duszę formą ciała, gdyż nadaje ona ciału określony kształt i postać, poszedł już w dobrym kierunku, ale również nie wyjaśnił do końca ich wzajemnej zależności. Nie wiadomo bowiem, czy dusza zależy od ciała, czy ciało od duszy. Dlatego odwoływano się w tym względzie do Pierwszego Poruszyciela, nazwanego później Dawcą form. Ale św. Augustyn uznał, że duszę stwarza Bóg, dzięki czemu człowiek stał się dla niego samą duszą.

Dopiero rozwój wiedzy metafizycznej w rękach i głowie św. Tomasza doprowadził do odkrycia najważniejszego elementu w bycie, jakim według niego jest istnienie (akt istnienia), które urealnia całość bytu, a więc również poszczególne elementy istoty. Toteż w poglądach św. Tomasza wyjaśniło się, że w realnym bycie jest element, który obejmuje i ogarnia wyposażenie istotowe i przyczynuje je. To jest niezmiernie ważne osiągnięcie, które pozwoliło następnym pokoleniom rozwijać wiedzę o człowieku.

Dzisiaj następcy Tomasza już bez problemu wyróżniają podmiotowość istnienia jako ludzką osobę, chociaż na początku była tylko mowa o modus essendi (sposobie bytowania). Dlatego jeszcze Wojtyła określał osobę jako: właściwy człowieczeństwu sposób jednostkowego bytowania (Osoba i czyn, 131). Ale jednocześnie wskazywał, że osoba stanowi realną podmiotowość bytu ludzkiego. Dlatego korzystając z dokonań Wojtyły i Gogacza możemy powiedzieć, że osoba stanowi podmiotowość istnienia i jest w ludzkim bycie samym centrum i przyczyną realności. Ta podmiotowość istnienia obejmuje własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna. Dzięki temu stanowi bezpośrednią przyczynę sfery duchowej w człowieku. Poszczególne własności istnieniowe przyczynują bowiem nasze władze duchowe. Natomiast nasza cielesność jest sprawiana przez podmiotowość życia, którą tworzą własności nieosobowe zawarte w istnieniu (czyli jedność/tożsamość i odrębność/różnorodność i całość/przedmiotowość).

Taka interpretacja pokazuje nam, że wewnętrzne elementy bytowe są powiązane ze sobą przyczynowo, zaś ostateczną przyczynę i zasadę realności całego bytu stanowi akt istnienia stwarzany przez Boga. Zatem należy mówić, że Bóg stwarza osobę człowieka, a nie duszę, gdyż w człowieku doskonała jest osoba pochodząca bezpośrednio od Boga. Natomiast na wyposażenie duchowe i cielesne człowieka wpływ mają również przyczyny drugorzędne. To sprawia, że nie możemy mówić, że dusza lub ciało są czymś w człowieku doskonałym.



Filozofia oparta na poznaniu naturalnym rozpoznawała w człowieku duszę i ciało. Ale w człowieku musi istnieć coś więcej, co ogarniałoby oba wyróżnione składniki bytu. Ponadto można sądzić, że „to coś” będzie przyczyną realności całego bytu, ponieważ ani dusza, ani ciało nie stanowią zasad realności bytu. Św. Tomasz odkrył i zrozumiał, że byt posiada swoją przyczynę realności w postaci aktu istnienia, który urealnia istotę tworzącą bytową możność. Dlatego czymś pierwszym i najważniejszym w bycie jest akt istnienia stwarzany bezpośrednio przez Pierwszą Przyczynę, czyli przez Boga. Według św. Tomasza Bóg jest bowiem Czystym Istnieniem (Ipsum Esse) bez żadnych domieszek treściowych.

Późniejsi filozofowie określali osobę jako modus essendi, czyli jakiś szczególny sposób bytowania lub istnienia charakterystyczny dla człowieka. Tym tropem poszedł Wojtyła, który zdefiniował osobę jako właściwy człowieczeństwu jednostkowy sposób bytowania. Nazwał też ludzkie istnienie mianem istnienia osobowego. Podobnie Gogacz wskazuje na istnienia jako na element konstytutywny osoby ludzkiej dodając do tego intelektualność istoty lub duszy. Te ustalenia pozwalają nam przyjąć, że osoba stanowi podmiotowość istnienia (aktu istnienia). Jest to podmiotowość typu sprawczego (czynnego), a nie tylko możnościowego (biernego). Dlatego można uznać, że osoba stanowi przyczynę realności istoty, czyli natury, człowieka. Osoba dysponuje sprawczą aktywnością, która stanowi przyczynę władz duchowych oraz ich realnego wyposażenia. Mówiąc wprost, ludzka natura może działać dlatego, że płynie przez nią aktywność osobowa. Wojtyła wyrażał  to w postaci scholastycznej formułki: operari sequitur esse. To oznacza, że naturalne działanie władz duszy jest efektem aktywności sprawczej istnienia. Ponieważ jedynie akt jest w stanie uruchomić możność, czyli władze duchowe i cielesne. Możność może być uaktywniona tylko przez akt. Istnienia jest pierwszym aktem w bycie i dlatego stanowi przyczynę wszelkiej aktywności danego realnego bytu.

Osoba stanowi więc aktywną podmiotowość istnienia. Istnienie działa poprzez swoje własności transcendentalne. Osobową podmiotowość tworzą własności prawdy, dobra i piękna. Poszczególne własności osobowe odpowiadają za powstanie i działanie konkretnych władz duchowych. Osoba jest więc podmiotowością sprawczą, zaś natura ma charakter tylko podmiotowości wykonawczej. Ludzka natura działa dzięki mocy osobowej. Bez takiego wsparcia duchowa natura człowieka przekształca się w sferę możnościową jako czysta świadomość. Taka świadomość jest samą biernością i udaje tylko podmiotowość. Można o niej powiedzieć, że jest zbiorowiskiem myślenia. Świadomość nie może podejmować żadnych realnych aktów działania. Tworzy jedynie bierne wyobrażenia, które mają charakter złudzenia, a nie realności.

Człowiek może więc żyć realnością, jaką daje mu osoba, albo tylko pomyślanymi złudzeniami, jaki tworzy nasze myślenie. Bardzo łatwo jest pomyśleć sobie o czymkolwiek, ale dużo trudniej jest podjąć realną aktywność osobową, gdyż to wymaga dbałości o faktyczny kontakt z własną realnością oraz realnością innych osób. Świadomość może nas zwodzić i oszukiwać, ale aktywność osobowa jest zawsze dobra i prawdziwa, gdyż osoba prawdę Ci powie, a świadomość nie. Osoba potrafi bowiem sprawiać realne działanie, które tworzą w naszej naturze coś rzeczywistego, natomiast świadomość potrafi jedynie o czymś myśleć i chcieć to, co wymyśli, lecz myślenie nie tworzy niczego realnego. Ono stwarza same możliwości. Lecz człowiek nie może żyć samymi możliwościami. Człowiek potrzebuje przede wszystkim realności. Osoba jest podmiotowością realności, gdyż jest podmiotem sprawczym. Zatem to osoba daje człowiekowi całą realność i realne działanie. Dlatego możemy powiedzieć, że człowiek jest przede wszystkim osobą.

Ale człowiek jest szczególną osobą, gdyż jest osobą wcieloną. Co to znaczy, że osoba jest wcielona? Osoby czysto duchowe nie mają ograniczeń cielesnych, dlatego ich działania nie są doczesne i czasowe, czyli zmienne i odwracalne, lecz są jednorazowe i wieczne. Człowiek zaś jest osobą działającą w ciele i poprzez ciało, dlatego może zmieniać swoje działania i powracać do tego, co najlepsze. Czy to uniemożliwia mu działania osobowe? Wcale nie, jednak nasza cielesność musi być podporządkowana osobowej aktywności. Jeżeli ciało zaczyna działać na własną rękę (na swój sposób), to wówczas próbuje zawładnąć aktywnością osobową. A wtedy wystarczy, że skłoni do myślenia o swoich potrzebach naszą świadomość i już cały człowiek popada w uzależnienie od potrzeb cielesnych. Człowiek powinien być czujny, aby zawsze powracać do swojego osobowego działania i wystrzegać się panowania cielesności.

Można powiedzieć, że wszystko rozgrywa się w naszej duszy, która pośredniczy pomiędzy osobą a cielesnością. Gdy nasza duchowość przechyla się na stronę cielesności, wtedy człowiek poddaje się na ogół hedonizmowi i dąży do jak najpełniejszego zaspokojenia swoich potrzeb cielesnych. Wówczas ograniczona i wypaczona dusza mająca kontakt jedynie z potrzebami ciała zaczyna całą sobą pracować na rzecz pogłębiania możliwości zaspokojenia tych potrzeb. Człowiek wymyśla wtedy przeróżne dodatkowe możliwości zaspokojenia potrzeb, jak się okazuje, już niezgodne z naturą cielesności. W ten sposób duchowość próbuje zintensyfikować doznania cielesne pogrążając się coraz bardziej w radykalnych zachowaniach, poddając własną cielesność ekstremalnym próbom wytrzymałości. Najczęściej kończy się to tragicznie.

Żeby przerwać takie dramatyczne postępowanie, trzeba powrócić do działania osobowego. Duchowość musi oderwać się od potrzeb cielesnych i zwrócić w stronę osoby. Człowiek może uratować otwarcie się na to, co osobowe. Lecz do tego konieczna jest szczególna interwencja jakiejś osoby. Duchowość musi spotkać osobową realność (realność osoby). Musi doświadczyć osobowego aktu ze strony drugiej osoby – zwłaszcza aktu miłości – albo osobowego oddziaływania własnej osoby, ale pobudzonej przez Boga (Osobę Boską). Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że duchowość pozostawiona samej sobie nie zdoła dokonać pozytywnego skoku w realność, gdyż porusza się wtedy wyłącznie w sferze możliwości.

Człowiek potrzebuje realności, a nie możliwości. Niestety w dzisiejszym świecie nie potrafimy już odróżnić możliwości od realności. Świat żyje już wyłącznie możliwościami, gdyż tworzenie możliwości najlepiej się sprzedaje. Ale w ten sposób człowiek traci własną realność na rzecz zewnętrznych możliwości, które ładnie wyglądają medialnie, ale niczego naprawdę nie dają. Dlatego powinniśmy powrócić do budowania własnej realności, a to dokonuje się poprzez działania moralne i religijne. Moralność buduje bowiem realne relacje miedzy osobami ludzkimi, zaś religijność pozwala na nawiązanie relacji z Bogiem, obdarzającym nas prawdziwą realnością i realną mocą.

Człowiek pozbawiony realnej aktywności staje się jedynie możliwością myślenie (tworzenia wyobrażeń) oraz możliwością doznawania wrażeń. Nie da się żyć w świecie złożonym z samych wrażeń i wyobrażeń, bo to nie zadawala osobowej egzystencji człowieka. Ludziom się wydaje, że wolność polega na przebieraniu w koszu pełnym wrażeń i wyobrażeń, jaki oferuje nam dzisiejszy świat. Ale trzeba wiedzieć, że to jest życie na niby, życie złudzeniami. Człowiek musi odnaleźć w sobie duchową siłę (moc osobową), która pozwoli mu rozpocząć realne życie moralne i religijne. Jest to zarazem poszukiwanie i odkrywanie własnej godności osobowej. Osobowa godność stanowi bowiem samą doskonałą realność osoby. Ponieważ tym, co w człowieku jest doskonałe, jest jego osoba. Osoba stanowi podmiotowość sprawczą, czyli realną moc. Dlatego jest doskonałością, gdyż doskonałe jest to, co stanowi realną przyczynę sprawczą. Osoba posiada moc sprawczą, która jest w stanie sprawić rzeczywistość natury człowieka. To nasza osoba tworzy naturę, czyli przyczynuje naturalne wyposażenie duszy. Nasza rozumna natura jest sprawiana i kształtowana bezpośrednio przez osobową aktywność. Dlatego godność przypisujemy samej osobie, a nie niedoskonałej naturze człowieka. Osobowa godność wyraża się w aktywności, czyli sprawczej mocy, własności transcendentalnych prawdy, dobra i piękna. Te własności odpowiadają za rozwój naszej rozumnej natury. Aktywność własności osobowych poprzez akty sumienia, kontemplacji i upodobania tworzy we władzach duchowych odpowiednie sprawności, które pozwalają im działać w sposób osobowy. Dzięki aktom kontemplacji rozum lub umysł człowieka otrzymuje sprawność wiary, która skłania go do uznania realności. Z powodu aktów sumienia nasza wola zdobywa sprawność miłości (jako czynienie dobra), która nakłania ją do afirmacji osobowego dobra. Wreszcie z racji aktów upodobania nasze uczucia przenika sprawność nadziei i radości, co pozwala nam cieszyć się życiem.

Takie wsparcie ze strony osobowej aktywności usprawnia i doskonali naturalne władze duchowe. Możemy wtedy działać w sposób osobowy rozwijając zarówno swoją moralność, jak i religijność. A dzięki temu wzrasta niezmiernie nasza realność. Tak naprawdę godne człowieka jest osobowe działanie, gdyż na tym właśnie polega realizacja niezbywalnej godności człowieka. Wszystkie inne działania służą jedynie do opanowania trudnych warunków, w jakich przyszło nam żyć tutaj na ziemi. Nasze osobowe człowieczeństwo nie realizuje się w podbijaniu przyrody i kosmosu. Ono się realizuje w tworzeniu osobowej wspólnoty naturalnej, jaką stanowi rodzina, oraz wspólnoty nadprzyrodzonej, czyli Kościoła. Nasze osobowe życia dzieje się naprawdę w rodzinie, i jeśli ktoś nad rodzinę przedkłada swoją karierę lub sukces medialny, to niech nie opowiada, że jest wspaniałą osobą, ale uświadomi sobie, że jest tylko handlowym wizerunkiem (takim logo jak coca-cola).

Doskonałość osoby stanowią własności osobowe prawdy, dobra i piękna. Są to własności transcendentalne zawarte w podmiotowości istnienia, które posiadają realną moc sprawczą, która z kolei oddziałuje na nasze władze duchowe. Godnością osobową nazywamy właśnie posiadanie tych własności oraz ich sprawczą aktywność. Można powiedzieć, że godność oznacza samo egzystencjalne centrum, które zawiaduje całą realnością ludzkiego bytu. Właśnie to egzystencjalne centrum może nawiązywać łączność z Bogiem. Jak pokazał to prof. Gogacz. Bóg obdarza nas relacjami osobowymi na poziomie istnienia, a mówiąc dokładniej, łączy się z nami przy pomocy własności prawdy, dobra i piękna. Dzięki temu uzyskują one szczególną moc i aktywność (akt jako urzeczywistnienie), które usprawniają i doskonalą nasze władze duchowe, aby one również były zdolne do osobowego działania, czyli do działań moralnych i religijnych.

Dlatego powiemy, że godność zamieszkuje w samej osobie człowieka. Dotyczy bowiem osobowej podmiotowości istnienia i dlatego jest niezbywalna. Ale to pokazuje nam jednocześnie, że nasza ludzka natura, a więc przede wszystkim natura rozumna, musi służyć i podlegać osobie, a nie działać przeciwko niej. Jeżeli nasza natura oderwie się od łączności z osobą i zaczyna działać po swojemu (na własną rękę), to wówczas nie może być mowy o żadnej godności postępowania, gdyż samorzutne działania natury nie prowadza do niczego dobrego. Myślący rozum jest w stanie zanegować wszelką prawdę, czego dowody mamy obecnie nawet w działalności naukowej. Wolna wola (liberum arbitrium) zostaje postawiona przed nierozstrzygalnym wyborem, czyli staje przed możliwością wyboru nie posiadając żadnych mocy sprawczych, czyli wskazówek co do realnej wartości działania. Zasadą wybierania jest przecież możliwość, natomiast zasadą dobrego chcenia jest już moc sprawcza w postaci czynu dobra (miłości). Bez tej mocy czynienia dobra wola staje się jedynie maszynką do głosowania i wybierania „na chybił-trafił” (na ogół jest to wybór mniejszego zła). Otóż jeśli stale wybieramy mniejsze zło, to wcale nie znaczy, że w ten sposób trafimy na dobro, bo może się okazać, że to nigdy nie nastąpi, tak jak w naszej polityce stale nam przypominają, że musimy wybierać mniejsze zło (niż PiS), ale od tego jakoś zupełnie się nam nie polepsza, tylko pogarsza. I tyle.

Otóż trzeba przywrócić człowiekowi godność. To jest zadanie dla każdego z nas. Każdy człowiek powinien zwrócić się do własnej osobowej godności i zadać sobie pytanie, czy ja jestem jeszcze człowiekiem. Czy jestem człowiekiem godnym swojego osobowego człowieczeństwa? Czy może wyzbyłem się już człowieczeństwa na rzecz wolności i myślenia?