Człowiek ciągle biega i lata.
Pływa po morzach i wspina się po górach. A wszystko po to, żeby się sprawdzić i
odnaleźć samego siebie. Wydaje nam się, że odnajdziemy siebie w dalekich
podróżach albo w ciekawych miejscach. W ogóle nie przychodzi nam do głowy, żeby
poszukać siebie w sobie samym. Może podświadomie lub świadomie nie lubimy
siebie? Przecież nie znajdziesz siebie dookoła siebie. Musisz po prostu zajrzeć
do wnętrza i zobaczyć, co jest w środku, a nie rozglądać się wokoło.
Dopiero gdy zwrócisz się do
wewnątrz, zdołasz zobaczyć, kim jesteś. Na zewnątrz wcale nie widać realności.
Mamy tylko różne przejawy cielesności, które należą do sfery zjawiskowej. Lecz
w tych zewnętrznych przejawach nie znajdziemy informacji, kim naprawdę
jesteśmy. Nie dowiemy się o własnej realności. Trzeba sięgnąć do głębi. Ale jak
to zrobić? Może pomoże nam medytacja transcendentalna? Nic podobnego! To może introspekcja
lub wiwisekcja? Też nie. W ten sposób możemy kontrolować co najwyżej swoją
świadomość. Jednak człowiek nie jest świadomością lub mózgiem, jak chce nam to
wmówić współczesna filozofia i nauka. Czego więc należy poszukiwać i jak
szukać, żeby odnaleźć siebie?
Trzeba w swoim działaniu poszukać
czegoś naprawdę ludzkiego, a właściwie poszukać czegoś osobowego. Tą drogą
poszedł Karol Wojtyła w swoim dziele Osoba
i czyn. I wcale nie była to ścieżka fenomenologiczna. Osobowy czyn stanowi
coś, co wyróżnia nasze postępowanie. Chodzi w tym wypadku o czyn dobra, czyli
działanie moralne. Taki czyn dobra jest aktem miłości i może być dokonany przez
realną podmiotowość, a nie przez ludzką świadomość. Dla Wojtyły taką
podmiotowością jest osoba stojąca u podstaw całej aktywności człowieka. Wojtyła
zaznacza, że ludzkie operari sequitur
esse. Tak więc podmiotowości i aktywności człowieka należy szukać na
poziomie istnienia. Osobę definiuje on jako właściwy człowieczeństwu sposób
bytowania, czyli istnienia.
Czy jednak dociera tam nasza
wiedza? Ludzki umysł nie potrafi przeniknąć do sfery istnienia (do ludzkiej
egzystencji). Czy zatem nie ma możliwości dotarcia do tego, co najbardziej
realne i istotne? Umysł nie jest w stanie wznieść się do osobowego istnienia
człowieka, jednak nasze władze umysłowe mogą przyjmować oddziaływanie własności
transcendentalnych zawartych w osobowym istnieniu człowieka. Nasz umysł (rozum)
może odbierać akty kontemplacji stanowiące aktywność osobowej prawdy. Prawda
objawia się bowiem w aktach kontemplacji, które docierają do naszego umysłu
(rozumu) i zaszczepiają w nim słowo prawdy. Dzięki uzyskanemu w ten sposób
słowu możemy poznać osobową prawdę człowieka, czyli to, ze jest on osobą
stanowiącą podmiotowość istnienia.
Dalej osobowe dobro objawia się w
aktach sumienia. Nasza wola jest zdolna przyjmować akty sumienia stanowiące
aktywność osobowego dobra. Przyjęte przez wolę akty sumienia owocują w niej
czynem dobra, czyli miłością. Dzięki temu nasza wola może pragnąć bezpośrednio
osobowego dobra człowieka, czyli jest zdolna miłować osobę człowieka. Właśnie w
ten sposób wola dociera do osobowego dobra człowieka i może miłować samą jego
osobę, a nie tylko przebierać w różnych duchowych i cielesnych przymiotach.
Prawdziwa miłość dotyczy bowiem samej osoby.
Wreszcie osobowe piękno człowieka
objawia się w aktach upodobania. Akty upodobania emitowane przez osobowe piękno
docierają do naszej uczuciowości, która znajduje się już na granicy duszy i
ciała. Dzięki przyjętym aktom upodobania uczuciowość zyskuje zdolność
przeżywania piękna. Takie przeżycie piękna staje się radością i fascynacją
życiem. Dlatego uczuciowość nie musi się uganiać za cielesnymi doznaniami
przyjemności, lecz jest już nastawiona na prawdziwe przeżywanie piękna i
pięknego życia. Stąd rodzi się w niej sprawność nadziei. Jest to nadzieja na
nowe wspaniałe życie. Tego właśnie powinna doświadczać nasza uczuciowość.
Należy więc stwierdzić, że
istnieje szczególne doświadczenie wewnętrzne, które pozwala naszym władzom
duchowym doznawać i przyjmować aktywność naszej osobowej podmiotowości istnienia.
Człowiek powinien być wyczulony na tego typu aktywność, gdyż jest to najlepsza
droga, która prowadzi nas do utrwalenia postępowania moralnego. Jeżeli naszą
moralność będziemy chcieli oprzeć na przekazie kulturowym lub religijnym, czyli
na zdobywanej wiedzy, to musimy zdawać sobie sprawę, że zawsze może nastąpić
zanegowanie i odrzucenie takiej wiedzy, czyli zwątpienie, a wówczas zatracamy
sens moralności i nasze postępowanie staje się dowolne (raz dobre a raz złe).
Nasza świadomość nie ma w sobie dość siły, żeby przekroczyć taką dowolność
postępowania i samodzielnie powrócić do moralności. Tutaj potrzeba mocy
osobowej. Moralność potrzebuje osobowej mocy sprawczej, która obdarza nasze
władze realnymi zasadami i sprawnościami, a nie tylko myślenia, które niesie ze
sobą samą możliwość działania. Musimy pamiętać, że myślenie o moralności nie
sprawi jej w nas, gdyż moralność jest czymś realnym i potrzebuje realnych
zasad. Nasze myślenie nie jest w stanie uruchomić potrzebnych sprawności i
cnót. One powstają pod wpływem realnej aktywności osoby. A to znaczy, że
powstają pod wpływem oddziaływania aktów sprawianych przez własności prawdy,
dobra i piękna.
Moralność, podobnie jak
religijność, wymaga mocy sprawczej, a nie tylko myślenia. Myślenie o moralności
może nas zaprowadzić do hedonizmu (czyli do myślenia o przyjemności) albo do
utylitaryzmu (czyli traktowania wszystkiego, w tym także ludzi, instrumentalnie
jako coś korzystnego do załatwienia swoich spraw). Hedonizm i utylitaryzm
stanowią zaprzeczenie moralności personalistycznej, jak pokazał nam Wojtyła (w Miłości i odpowiedzialności). Moralność
personalistyczna wymaga sprawczej realności osoby, a nie myślenia. Tylko osoba,
która stanowi podmiotowość istnienia, może się stać źródłem moralności.
Podobnie jak źródłem religijności jest Boska Osoba (Trójca Osób), a nie nasze
myślenie o Bogu. Myślenie o Bogu kończy się na ogół gnozą albo dziwną teorią
zmysłu religijnego, i tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz