18.10.2013

Jak odnaleźć siebie?



Człowiek ciągle biega i lata. Pływa po morzach i wspina się po górach. A wszystko po to, żeby się sprawdzić i odnaleźć samego siebie. Wydaje nam się, że odnajdziemy siebie w dalekich podróżach albo w ciekawych miejscach. W ogóle nie przychodzi nam do głowy, żeby poszukać siebie w sobie samym. Może podświadomie lub świadomie nie lubimy siebie? Przecież nie znajdziesz siebie dookoła siebie. Musisz po prostu zajrzeć do wnętrza i zobaczyć, co jest w środku, a nie rozglądać się wokoło.

Dopiero gdy zwrócisz się do wewnątrz, zdołasz zobaczyć, kim jesteś. Na zewnątrz wcale nie widać realności. Mamy tylko różne przejawy cielesności, które należą do sfery zjawiskowej. Lecz w tych zewnętrznych przejawach nie znajdziemy informacji, kim naprawdę jesteśmy. Nie dowiemy się o własnej realności. Trzeba sięgnąć do głębi. Ale jak to zrobić? Może pomoże nam medytacja transcendentalna? Nic podobnego! To może introspekcja lub wiwisekcja? Też nie. W ten sposób możemy kontrolować co najwyżej swoją świadomość. Jednak człowiek nie jest świadomością lub mózgiem, jak chce nam to wmówić współczesna filozofia i nauka. Czego więc należy poszukiwać i jak szukać, żeby odnaleźć siebie?

Trzeba w swoim działaniu poszukać czegoś naprawdę ludzkiego, a właściwie poszukać czegoś osobowego. Tą drogą poszedł Karol Wojtyła w swoim dziele Osoba i czyn. I wcale nie była to ścieżka fenomenologiczna. Osobowy czyn stanowi coś, co wyróżnia nasze postępowanie. Chodzi w tym wypadku o czyn dobra, czyli działanie moralne. Taki czyn dobra jest aktem miłości i może być dokonany przez realną podmiotowość, a nie przez ludzką świadomość. Dla Wojtyły taką podmiotowością jest osoba stojąca u podstaw całej aktywności człowieka. Wojtyła zaznacza, że ludzkie operari sequitur esse. Tak więc podmiotowości i aktywności człowieka należy szukać na poziomie istnienia. Osobę definiuje on jako właściwy człowieczeństwu sposób bytowania, czyli istnienia.

Czy jednak dociera tam nasza wiedza? Ludzki umysł nie potrafi przeniknąć do sfery istnienia (do ludzkiej egzystencji). Czy zatem nie ma możliwości dotarcia do tego, co najbardziej realne i istotne? Umysł nie jest w stanie wznieść się do osobowego istnienia człowieka, jednak nasze władze umysłowe mogą przyjmować oddziaływanie własności transcendentalnych zawartych w osobowym istnieniu człowieka. Nasz umysł (rozum) może odbierać akty kontemplacji stanowiące aktywność osobowej prawdy. Prawda objawia się bowiem w aktach kontemplacji, które docierają do naszego umysłu (rozumu) i zaszczepiają w nim słowo prawdy. Dzięki uzyskanemu w ten sposób słowu możemy poznać osobową prawdę człowieka, czyli to, ze jest on osobą stanowiącą podmiotowość istnienia.

Dalej osobowe dobro objawia się w aktach sumienia. Nasza wola jest zdolna przyjmować akty sumienia stanowiące aktywność osobowego dobra. Przyjęte przez wolę akty sumienia owocują w niej czynem dobra, czyli miłością. Dzięki temu nasza wola może pragnąć bezpośrednio osobowego dobra człowieka, czyli jest zdolna miłować osobę człowieka. Właśnie w ten sposób wola dociera do osobowego dobra człowieka i może miłować samą jego osobę, a nie tylko przebierać w różnych duchowych i cielesnych przymiotach. Prawdziwa miłość dotyczy bowiem samej osoby.

Wreszcie osobowe piękno człowieka objawia się w aktach upodobania. Akty upodobania emitowane przez osobowe piękno docierają do naszej uczuciowości, która znajduje się już na granicy duszy i ciała. Dzięki przyjętym aktom upodobania uczuciowość zyskuje zdolność przeżywania piękna. Takie przeżycie piękna staje się radością i fascynacją życiem. Dlatego uczuciowość nie musi się uganiać za cielesnymi doznaniami przyjemności, lecz jest już nastawiona na prawdziwe przeżywanie piękna i pięknego życia. Stąd rodzi się w niej sprawność nadziei. Jest to nadzieja na nowe wspaniałe życie. Tego właśnie powinna doświadczać nasza uczuciowość.

Należy więc stwierdzić, że istnieje szczególne doświadczenie wewnętrzne, które pozwala naszym władzom duchowym doznawać i przyjmować aktywność naszej osobowej podmiotowości istnienia. Człowiek powinien być wyczulony na tego typu aktywność, gdyż jest to najlepsza droga, która prowadzi nas do utrwalenia postępowania moralnego. Jeżeli naszą moralność będziemy chcieli oprzeć na przekazie kulturowym lub religijnym, czyli na zdobywanej wiedzy, to musimy zdawać sobie sprawę, że zawsze może nastąpić zanegowanie i odrzucenie takiej wiedzy, czyli zwątpienie, a wówczas zatracamy sens moralności i nasze postępowanie staje się dowolne (raz dobre a raz złe). Nasza świadomość nie ma w sobie dość siły, żeby przekroczyć taką dowolność postępowania i samodzielnie powrócić do moralności. Tutaj potrzeba mocy osobowej. Moralność potrzebuje osobowej mocy sprawczej, która obdarza nasze władze realnymi zasadami i sprawnościami, a nie tylko myślenia, które niesie ze sobą samą możliwość działania. Musimy pamiętać, że myślenie o moralności nie sprawi jej w nas, gdyż moralność jest czymś realnym i potrzebuje realnych zasad. Nasze myślenie nie jest w stanie uruchomić potrzebnych sprawności i cnót. One powstają pod wpływem realnej aktywności osoby. A to znaczy, że powstają pod wpływem oddziaływania aktów sprawianych przez własności prawdy, dobra i piękna.

Moralność, podobnie jak religijność, wymaga mocy sprawczej, a nie tylko myślenia. Myślenie o moralności może nas zaprowadzić do hedonizmu (czyli do myślenia o przyjemności) albo do utylitaryzmu (czyli traktowania wszystkiego, w tym także ludzi, instrumentalnie jako coś korzystnego do załatwienia swoich spraw). Hedonizm i utylitaryzm stanowią zaprzeczenie moralności personalistycznej, jak pokazał nam Wojtyła (w Miłości i odpowiedzialności). Moralność personalistyczna wymaga sprawczej realności osoby, a nie myślenia. Tylko osoba, która stanowi podmiotowość istnienia, może się stać źródłem moralności. Podobnie jak źródłem religijności jest Boska Osoba (Trójca Osób), a nie nasze myślenie o Bogu. Myślenie o Bogu kończy się na ogół gnozą albo dziwną teorią zmysłu religijnego, i tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz