19.05.2012

cadillac



Myślenie i kultura 1


Kultura powstaje z myślenia. Myślenie (cogito) jest twórcze. Myślenie jest twórcą kultury. Myślenie jest kulturotwórcze. Aby stać się twórcą kultury myślenie musi zanegować rzeczywistość.

Myślenie powstaje z negacji rzeczywistości. Samo myślenie jest negacją. Myślenie neguje rzeczywistość. Właśnie negacja staje się zasadą i podstawą myślenia. Dlatego myślenie rozwija się na zasadzie negacji i tworzenia przeciwieństw. Myślenie rozwija się dialektycznie.

Aby myślenie mogło stać się twórcze, aby mogło coś tworzyć, musi zejść do poziomu nicości. Bo tylko z niczego można coś stworzyć. Jeśli więc myślenie neguje rzeczywistość, to przechodzi na pozycje nicości i wtedy może stać się twórcze. Myślenie zaczyna coś tworzyć, kiedy dalej neguje nicość.

W ten sposób negując naturę myślenie zaczyna tworzyć kulturę. Myślenie zaczyna zmieniać naturę, przekształcać ją. Myślenie  przetwarza naturę. Myślenie dodaje do natury swój rozumny wątek.

Negując naturę myślenie może tworzyć coś nowego, coś innego. Tworząc coś nowego myślenie dodaje tylko pewną wartość użyteczności. Kultura tworzy wartość dodaną, jak by powiedział marksizm. Kultura dodaje do natury element myślenia, który dotyczy użyteczności, czyli użycia danej rzeczy dla potrzeb człowieka. Myślenie dodaje do bytów naturalnych nowe funkcje i zastosowania, dodaje relacje myślne (np. ręka w połączeniu z myśleniem staje się najdoskonalszym narzędziem). Myślenie poszerza więc użyteczność różnych rzeczy i przedmiotów. Cogito wymyśla wciąż nowe zastosowania, nowe funkcje i działania dla naturalnych materiałów.

Kultura i myślenie nie tworzą więc nowej rzeczywistości, ale jedynie poszerzają wciąż użycie i zastosowanie różnych bytów naturalnych. W ten sposób rozwija się technika i technologia.

Kultura rozwija się dialektycznie, jak pokazał Hegel. Kultura jest dziełem rozumu, ale kultura jest dziełem dialektycznego rozumu (rozumu negującego naturę i rzeczywistość). Myślący rozum może wymyślać nowe poglądy i nową wiedzą, może wymyślać nowe rzeczy i nowe wartości. Wymyślać coś nowego, to znaczy negować to, co stare, co już było i co jest. Aby wymyślić coś nowego, trzeba zanegować i odrzucić to, co już jest i to, co istnieje.

Kultura podobnie jak myślenie jest zmienna. Stale coś odrzuca i neguje. Kultura porzuca istniejące dzieła i wartości, aby odkryć coś nowego. Kultura rozwija się poprzez negację tradycji. Taka negacja bywa na ogół radykalna – dokonuje się na zasadzie odrzucenia i przeciwieństwa. W tym względzie miał rację Hegel ze swoją dialektyką.

Kultura obejmuje świat wartości. Tworząc coś nowego kultura tworzy nowe wartości. To nasze myślenie tworzy świat wartości.

Tworząc kulturę człowiek staje przed koniecznością wyboru na tak lub nie. Człowiek staje przed wyborem, czy ma kierować się negacją, czy afirmacją rzeczywistości. Ludzkie myślenie jest dialektyczne, dlatego ukazuje nam obie opcje (sic et non), ukazuje nam różne przeciwieństwa. Człowiek stale staje przed koniecznością wyboru. Wybór jest bowiem wpisany w nasze ludzkie życie i postępowanie. Nasza ludzka wiedza ma nam ułatwiać te wybory. Ale nawet cała nagromadzona wiedza nie jest w stanie zdeterminować i określić tych naszych wyborów. Człowiek zawsze staje przed koniecznością wyboru. Musi wybierać pomiędzy różnymi przeciwieństwami. Człowiek może wybrać życie lub śmierć, dobro lub zło, szlachetność lub podłość, prawdę lub fałsz. Człowiek ze swoim myśleniem zawsze staje przed jakimś wyborem. Wiedza filozoficzna powinna być tu pomocna. Ale nawet ona nie jest tutaj rozstrzygająca, gdyż myślenie może zanegować i odrzucić każdą wiedzę i każdą teorię. Dlatego trzeba przyjąć, że wiedza i myślenie wcale nie ułatwiają nam podjęcia wyboru.

Jeśli człowiek nie zdoła wyjść poza myślenie, jeśli nie zacznie akceptować rzeczywistości, jeśli nie zacznie afirmować prawdy i dobra, to na zawsze pozostanie zawieszony między dwoma możliwościami wyboru. Raz zdoła wybrać prawdę i dobro, zaś innym razem może wybrać fałsz i zło. Ale w takiej sytuacji człowiek będzie zawsze zdany jedynie na wybór fikcji i pozorów.

W kulturze wybieramy bowiem tylko to, o czym jesteśmy w stanie pomyśleć. Jeżeli nawet wybieramy dobro, to tylko to, o którym możemy pomyśleć. Ale to nie znaczy, że możemy wtedy dotrzeć do realnego dobra. W myśleniu nie ma przecież realnego dobra. W myśleniu nie pojawia się nic realnego. Dlatego wybór oparty na myśleniu może dotyczyć wyłącznie fikcyjnego dobra.

Dlatego nawet wybierając człowieka jako dobro, nie docieramy do realnej własności dobra, ale kierujemy się tylko własną oceną. Myślimy i mówimy o wartości człowieka dla nas, myślimy o jego wartości względem innych wartości. Ale przez to nie spotykamy jeszcze realnego dobra człowieka. Ponieważ do realnej własności dobra docieramy jedynie w relacji osobowej. Do prawdy i dobra człowieka docieramy wyłącznie w bezpośrednim kontakcie relacyjnym (w wierze i miłości). Prawda i dobro udostępniają się tylko w relacjach osobowych.

Natomiast myślenie kontaktuje nas tylko z wartościami. Wartości tworzymy bowiem my sami. Tworzymy je dzięki myśleniu. To dzięki myśleniu możemy zestawiać ze sobą różne rzeczy i porównywać je. W ten sposób możemy przedkładać jedne nad drugie, czyli możemy je oceniać. To my sami ustalamy i oceniamy wartość poszczególnych rzeczy. Tak tworzymy wartości. Na ogół oceniamy rzeczy według zasady użyteczności. Jeśli jakaś rzecz jest nam do czegoś potrzebna lub nawet niezbędna, to oceniamy, że stanowi dla nas jakąś wartość. Świat wartości jest płynny i zmienny, gdyż ciągle porównujemy i zestawiamy rzeczy ze sobą. Raz potrzebujemy tego, a innym razem czegoś innego. W danej chwili wartościowe jest to, a za chwilę już coś innego. Wszystko zależy od użyteczności różnych rzeczy. Od tego, czy są nam potrzebne (czy zaspakajają nasze potrzeby, jak powie psychologia).

Myślenie i kultura 2


Kierując się myśleniem nigdy nie zdołamy dotrzeć do rzeczywistości, nigdy nie zdołamy wybrać realnej rzeczywistości. W myśleniu nie ma miejsca na rzeczywistość. W myśleniu jest tylko i wyłącznie myślenie. Tam jest tylko myślenie o czymś. W myśleniu może być nawet myślenie o bycie i rzeczywistości. Ale nie będzie tam nigdy samej rzeczywistości. Myślenie nigdy nie dotyka rzeczywistości. Myślenie co najwyżej dotyczy rzeczywistości. Dlatego człowiek próbuje weryfikować myślenie poprzez cielesny kontakt, poprzez dotknięcie tego, co realne, ale nawet wtedy dotykamy tylko ciała, a nie realnych własności istnienia.

Realna rzeczywistość ukazuje się w zupełnie inny sposób. Realność bytu i osoby objawia się w słowie i wierze, która jest przyjęciem słowa. Realność osoby występuje dalej w akcie miłości, czyli w akcie chcenia. Do istnienia osoby docieramy więc w akcie pełnej afirmacji, czyli a akcie afirmacji rozumu i afirmacji woli.

Relacje osobowe nie podlegają kierownictwu rozumu. Relacje osobowe nie podlegają myśleniu i wyborowi. Relacje osobowe zdają się być spontaniczne (jakby samorzutne). Nie podlegają działaniom rozumu i woli, ponieważ są niezależne od naszego myślenia i od naszych decyzji (wyborów). Relacje osobowe powstają w trakcie osobowego spotkania. Wiara rodzi się ze słowa, jakie kieruje do nas osoba. Rodzi się ze słowa, które stanowi wezwanie osoby. Natomiast miłość rodzi się w woli z aktu chcenia. Rodzi się z pragnienia osoby, czyli z pierwszego czynu woli. Wiara stanowi pierwszy akt rozumu, zaś miłość (chcenie) jest pierwszym aktem woli.

Kiedy trwają relacje osobowe, wówczas mamy bezpośrednią łączność z drugą osobą. Trwa wtedy wzajemna współobecność. Taka obecność stanowi najgłębszą łączność i więź. Obecność to bezpośredni kontakt osobowy. Obecność dzieje się na poziomie istnienia (egzystencji) osoby. Wzajemna współobecność dokonuje się poza sferą istotową. Dlatego nie ma tam żadnych skutków kulturowych.

Aby powstała kultura trzeba było zerwać więzi osobowe. Kultura powstaje dopiero wtedy, gdy załamują się relacje osobowe, gdy zaczyna brakować wiary i miłości. Dopiero wtedy rodzi się dialektyczne myślenie na tak i na nie, i dopiero wtedy stajemy przed wyborem tego tak lub nie. Mówiliśmy już, że myślenie neguje rzeczywistość. Ostatecznie myślenie neguje także człowieka. Myślenie odrzuca realność człowieka. Ta negacja wywołuje w dalszej konsekwencji tylko nienawiść. Odrzucenie i negacja człowieka w rozumie wywołuje jako dalszy skutek nienawiść w woli.

Ponadto dominacja myślenia wywołuje chęć panowania i władzy. Jeśli liczy się tylko moje myślenie, to ja jestem najważniejszy. Najważniejsze jest moje „Ja” i moja świadomość. Tylko to się liczy. Świadomość ustanawia siebie sama. Świadomość staje się panem i władcą. Świadomość uważa, że panuje nad sobą, nad swoimi działaniami. A wreszcie stwierdza, że panuje nad wszystkim. Moje „Ja” staje się panem i władcą. Dlatego chcę władać światem, chcę także władać ludźmi. A taka chęć panowania („wola mocy” Nietzschego) prowadzi już tylko do przemocy i zabójstwa.

Jeśli więc człowiek zaczyna kierować się myśleniem, to bardzo łatwo dochodzi do nienawiści i chęci panowania. To właśnie z myślenia o sobie i o człowieku rodzi się przemoc i nienawiść. Dlatego nasza kultura i cywilizacja jest przesiąknięta takimi postawami. Kultura rodzi się bowiem z tego samego myślenia, co przemoc i nienawiść.

Jednocześnie kultura próbuje łagodzić i racjonalizować nasze powiązania i relacje. Powstają w ten sposób nowe powiązania, czyli związki kulturowe. Powstają nowe układy i instytucje oparte na pozytywnym myśleniu (na tak), które starają się porządkować ludzkie współdziałania. Ludzie tworzą wówczas różne układy prawne, różne instytucje, które ustanawiają zasady współdziałania. Wszystko to ma łagodzić przejawy nienawiści i przemocy.

Dlatego wydaje się, że sama kultura i cywilizacja ma dwa oblicza, tak jak dialektyczne myślenie – raz na tak wobec człowieka, a raz jest wobec niego na nie. Ale nawet pozytywne nastawienie kultury wobec człowieka nie zastąpi realnych relacji osobowych. Kultura i nasze myślenie mogą jedynie pozorować trwanie relacji osobowych. Kultura sprowadza bowiem wszystkie relacje do poziomu poznawczego i myślowego.

Kultura jest maskowaniem rzeczywistości. Kultura stara się jedynie zakryć i zasłonić rzeczywistość (zakryć jej sens). Człowiek, który jest twórcą kultury, pragnie zasłonić i ukryć samego siebie. Ponieważ człowiek pozbawiony relacji osobowych staje się nagi i bezbronny. [Tak właśnie było w Raju z Adamem i Ewą. Kiedy zerwali osobowe więzi z Bogiem, poczuli się nadzy i bezbronni.] Zostaje wystawiony na nienawiść i przemoc. Człowiek boi się odsłonić, gdyż może się okazać, że jest nagi, czyli pozbawiony całej siły i mocy osoby. Dlatego człowiek pragnie ukryć się za zasłoną, za maską (za gębą Gombrowicza). Człowiek boi się własnej twarzy, boi się spotkania twarzą w twarz. Człowiek woli pokazywać różne maski i gęby.

Kultura – a zwłaszcza literatura – stanowi taką maskę człowieka. Kultura (literatura) ma więc za zadanie zamaskować człowieka, a właściwie zamaskować ów brak osoby i relacji osobowych. Ma zamaskować ową nagość człowieka. Ciekawe, że na początku samo pojęcie osoby (greckie prosopon) pochodziło właśnie od określenia maski. Pojęcie osoby miało chyba oznaczać to, co kryje się pod teatralną maską. W greckim teatrze człowiek rozmawiał przy pomocy maski (prosopon). Można więc postawić pytanie, co chce nam ukazać literatura (kultura) – maskę czy człowieka (jako osobę pod maską)? Czyżby literatura zakrywała i maskowała człowieka, żeby go pokazać? Okazuje się, że bardzo trudno jest zdjąć tę maskę i sięgnąć do samej osoby lub twarzy człowieka. Potrafi to zrobić tylko wielka literatura. W filozofii próbował to zrobić Levinas.

Kultura

W XX wieku nauczyliśmy się walczyć z zanieczyszczeniem przyrody i środowiska naturalnego człowieka. Natomiast w XXI wieku musimy się nauczyć radzić sobie ze skażeniem i zanieczyszczeniem kultury. Nasza kultura stała się kulturą masową. Dawniej istniała kultura elitarna oraz kultura ludowa. Kultura masowa dokonała wymieszania obu tych gatunków. Dzisiaj dzieło kultury stało się produktem masowym. Kultura zaczęła się rządzić prawami ekonomicznymi (prawami zysku i straty).

Kultura nigdy nie była narażona na różne manipulacje tak bardzo jak dzisiaj. Obecnie kulturą rządzą albo duże pieniądze (co znaczy, że za pieniądze można wypromować wszystko i każdego), albo skrajne poglądy (propaguje się wolność albo przemoc, które niszczą człowieka). Zagrożeniem dla kultury jest zarówno manipulacja finansowa, jak i manipulacja poglądowa (właściwie ideologiczna lub naukowa). Sama różnorodność poglądów nie szkodzi jeszcze kulturze, ale kiedy dany pogląd lub koncepcja przeradzają się w ideologię uznawaną za jedynie słuszną, wtedy mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem środowiska kulturowego. Ponadto istnieją poglądy i teorie, które mimo pozorów negują wartości realnego człowieka.

Jak obronić się przed takim skażeniem i zagrożeniem? Na własnym gruncie kultura nie posiada jasnych i pewnych kryteriów weryfikacji, ponieważ wszystko, co pojawia się w kulturze, ma rangę i wartość kulturową. Dlatego kulturowy liberalizm głosi równoważność wszystkich poglądów i pomysłów człowieka. W czasach przełomowych wydawało się, że można odwołać się do podstawowych praw człowieka. Był w historii czas, kiedy osądzono zbrodnie przeciwko ludzkości. A dzisiaj mamy taki czas, kiedy ustanawia się prawa popierające zbrodnie przeciwko nienarodzonemu lub umierającemu człowiekowi. Dlaczego kiedyś broniono ludzkości, a dzisiaj nie chcemy bronić i ochraniać pojedynczego człowieka? Przecież nie jest to naturalna kolei rzeczy.

Dlatego powiemy, że dzisiejszej kulturze czegoś brakuje, a czegoś innego jest za dużo. Czego brakuje współczesnej kulturze? Chętnie odpowiemy, że brakuje jej prawdy, dobra i piękna. Ale tak naprawdę są to własności przynależne realnym bytom, dlatego one same są nieobecne w kulturze. Musimy pamiętać, że kultura nie jest realnym bytem. Kultura jest wytworem człowieka. Dlatego kultura może jedynie opowiadać o tych realnych własnościach. Może je przedstawiać i propagować jako wartości moralne i osobowe. Ale w samej kulturze nie znajdziemy realnej prawdy, realnego dobra lub realnego piękna. W kulturze pojawiają się tylko wyobrażenia i przedstawienia tych własności. Jeżeli więc zaczniemy poszukiwać w kulturze realności, to tym samym odwrócimy się od prawdziwej realności, czyli od rzeczywistości. Jeśli uznamy, że te własności bytują w kulturze, to stracimy wówczas z nimi realny kontakt i nigdy ich już nie poznamy.

Słowo prawdy, czyn dobra i przeżycie piękna są osobowymi aktami człowieka. Dokonuje ich osoba ludzka. Są to działania i przejawy samej realności człowieka. Kultura może co najwyżej przedstawić je i opowiedzieć o nich, ale dzieła kulturowe nie są w stanie wypowiedzieć słowa prawdy, ani dokonać czynu dobra, ani przeżyć piękna. Tego dokonuje sam człowiek. Dzieła kultury próbują jedynie przedstawić i zobrazować słowo prawdy, czyn dobra lub przeżycie piękna. Kultura jest tylko zobrazowaniem realnego piękna, dobra i prawdy. Dzięki kulturze nie dotykamy prawdy, dobra i piękna, bo ich tam nie ma. Spotykamy jedynie ich obrazy i wyobrażenia. Dzieła kultury powinny nam pokazywać, gdzie mamy szukać tych realnych własności bytów, a zwłaszcza człowieka. Kultura musi nas odnosić do człowieka. Kultura musi służyć poznaniu człowieka. Ma nas przybliżać do człowieka, a nie popychać w wyimaginowane światy. Kultura powinna wskazywać na realność i rzeczywistość. Na realnego człowieka. Powinna służyć chronieniu człowieka. A nie ukazywać nam jedynie człowieka wymyślonego.

Dlatego musimy poznać i ująć właściwą wartość kultury. Często wydaje się nam, że kultura wyrasta ponad rzeczywistość. Uważana jest za coś, co przybliża nas nawet do Boga. Dotyczy to poezji, literatury, malarstwa lub muzyki. Ale musimy pamiętać, że kultura jest tylko wytworem człowieka. To człowiek tworzy wspaniałe dzieła kultury. I to artysta jako człowiek jest blisko Boga dzięki swojemu życiu duchowemu. To człowiek dzięki działaniom duchowym (dzięki aktom wiary, nadziei i miłości) zbliża się do Boga, albo się od Niego oddala. Artysta daje temu wyraz zewnętrzny. Do Boga zbliżają nas jedynie realne akty rozumu, woli i uczuć. Dzieła sztuki przedstawiają jedynie wewnętrzne życie człowieka. Dzięki temu mogą nas zachęcać i namawiać do rozwoju życia duchowego. Ale same tego nie zastąpią.

Dlatego nie można kulturze przypisywać bezwzględnej wartości. Kultura posiada jedynie wartość względną i pośrednią. Jest cenna tylko ze względu na człowieka, jeśli pomaga mu w rozwoju duchowym. Kultura jest wartościowa, jeśli ukazuje człowiekowi możliwości i sposoby rozwoju osobowego (czyli wzrastania duchowego). Kultura musi nam pokazywać osobową prawdę o człowieku, a nie wymyślone teorie człowieka. Kultura powinna nam ukazywać realne i osobowe dobro człowieka, a nie wszystkie dobre i złe czyny, które może popełnić człowiek. Pokazywanie zbrodni  i przemocy niszczy i zabija samego człowieka. Kultura powinna pokazywać realne i osobowe piękno człowieka, a nie wykreowany ideał piękności lub brzydotę codzienności.

Kultura powinna być dziełem sztuki, które służy zrozumieniu osobowego charakteru człowieka. Człowiek jest osobą i kultura powinna ukazywać to, co w człowieku jest osobowe. Dopiero wtedy kultura odnajdzie swoja głębie ukazując osobową głębię człowieczeństwa. Jeżeli kultura będzie bazowała jedynie na tym, co w człowieku jest naturalne, to stanie się dialektycznym tworem człowieka, jak odkrył to Hegel. Taka kultura będzie ukazywała dobre i złe strony człowieczeństwa, wzloty i upadki człowieka. Tak właśnie dzieje się dzisiaj. A do tego uznano jeszcze, że kultura nie powinna niczego oceniać. Ma pokazywać dobro i zło, bo to dotyczy człowieka. Ale tego właśnie chciał Szatan, gdy kusił na początku człowieka. Wmówił Adamowi i Ewie, że będą jak bogowie, bo poznają dobro i zło. Jest to wierutne kłamstwo, gdyż w poznaniu zła nie ma nic boskiego. Mówiąc wprost, Bóg nie znał zła, gdyż poznaje tylko to, co realne, a sama realność jest dobra, bo pochodzi od Boga. Aby poznać zło, Bóg stał się człowiekiem. Jako człowiek Chrystus doświadczył całego zła, jakie może spotkać człowieka. Był męczony i zabity. Ale jako Bóg pokonał zło – zmartwychwstał i wstąpił do nieba.

Kultura powinna nas przestrzegać przed złem, kłamstwem i brzydotą. Powinna ukazywać i propagować wartości osobowe i osobowe działania człowieka. W samym człowieku jest tyle piękna, że można je pokazywać w nieskończoność. Osobowe piękno człowieka przejawia się w doskonałości życia. Ludzkie życie jest piękne. Życie jest oparte na pięknie. Ludzkie życie jest darem osobowego piękna. To znaczy, że osobowe piękno człowieka wyraża się w darze życia. O tym właśnie powinna opowiadać kultura i sztuka. Taka kultura stanie się prawdziwym humanizmem.

Kulturze potrzebny jest humanizm. Humanizm jest zwróceniem się do człowieka. Jest spojrzeniem na człowieka jako osobę. Jest dostrzeżeniem w człowieku osobowej podmiotowości, która jest aktywnością istnienia. Humanizm powinien wydobyć to, co w człowieku jest najwartościowsze. Humanizm ma zadbać o ujawnienie się osoby w działaniach ludzkich. Humanizm musi zadbać o pokazanie moralnych działań człowieka. Najważniejszym dziełem człowieka jest bowiem moralność i religia. To poprzez moralność ujawnia się osobowa podmiotowość. To dzięki osobie człowiek jest w stanie działać moralnie i religijnie. Bez osoby nie będzie ani moralności, ani religijności. Kultura musi pokazać przede wszystkim działania osobowe. Musi nam ukazać człowieka w całej pełni jego działania.

Bez aktywności osobowej człowiek jest zdany wyłącznie na działania rozumne i wolne. Ale sam myślenie rozumu i wolność woli nie mogą zapewnić człowiekowi moralnego postępowania. Działania oparte na myśleniu i wolnej decyzji są różnorodne, zmienne i przeciwstawne. Dzięki takim działaniom człowiek nie jest w stanie dotrzeć do celu, ani czynić tego, co powinien. Dlatego dzięki myślącemu rozumowi i wolnej decyzji człowiek nie zdoła poznać i zrozumieć swojej osoby, ani osoby kogokolwiek innego. Nie będzie w stanie poznać osoby, ani jej zapragnąć. To dlatego ludzka osoba wciąż czeka na odkrycie.

Aby w kulturze przywrócić humanizm, człowiek musi dokonać duchowego oczyszczenia. Aby oczyścić kulturę z wszelkich intelektualnych brudów i śmieci, człowiek musi najpierw przeprowadzić duchowe oczyszczenie samego siebie. Jednak współczesny człowiek żyje w świecie kultury wymyślonej i zaakceptowanej przez siebie. Co więc musi się stać, żeby człowiek zrozumiał, że tak dalej być nie może? Człowiek boi się, że zagraża mu katastrofa ekologiczna, czyli zniszczenie środowiska przyrodniczego. Ale człowiek nie dostrzega jeszcze tego, że zagraża mu również katastrofa kulturowa, czyli „kultura śmierci”, o czym przestrzegał nas papież J P II.

Skażenie kultury jest podstępne i zdradzieckie. Człowiek lubi głosić różne hasła. Dzisiaj uwielbia sprzeciwiać się utartym zwyczajom i protestować przeciwko ograniczaniu wolności. Pojmuje wolność jako możliwość czynienia czegokolwiek, nie zdając sobie sprawy, że nie wszystkie działania dobrze mu służą. Dzisiaj człowiek chciałby wszystkiego spróbować, Chciałby spróbować dobra i zła. Ale po takiej próbie okazuje się, że łatwiej jest czynić zło niż dobro. Gdy człowiek spróbuje zła, nie ma już dostatecznej siły, żeby powrócić do dobra. Potrzebuje wtedy wsparcia ze strony Boga. Jeżeli się tego nie dowie albo nie będzie chciał wiedzieć, to pogrąży się w upadku i grzechu. Kultura musi nas przed tym nieustannie przestrzegać!

Kultura powinna być humanistyczna a nie demoniczna. Dziś mamy wokoło kulturę demoniczną. Ta demoniczna kultura jest kulturą śmierci. Śmierci Boga i człowieka. To w kulturze i ludzkim myśleniu siedzą wszystkie demony człowieka. Teologia nazywa to opętaniem przez złe duchy. Te demony człowiek wyhodował sam sobie. Trzeba dzisiaj ujawnić wszystkie demony, które zawładnęły człowiekiem i które rządzą jego kulturą.

Kultura czy realność



Gdy zajmujemy się kulturą, pojawia się zagadnienie wartości kulturowych. Kultura jest tworzona przez człowieka, ale nie wszystko, co pochodzi od człowieka, jest wartościowe. Jedynie kulturowy liberalizm postuluje, że wszystko to, co pojawia się w kulturze jest wartościowe. Rozważania o kulturze muszą powrócić do wartości humanistycznych. Czym jednak mają być te wartości? Otóż wartości humanistyczne muszą propagować akceptację i afirmację realnej osoby ludzkiej, a nie wszelkiego typu pomysły na uzdrowienie człowieka albo udoskonalenie jego natury (rozumnej i cielesnej). Natura ludzka jest skażona grzechem dowolności działania, czyli błędem odejścia od realności i podążania za wolnością myślenia i decydowania. Dlatego sama z siebie natura człowieka jest zdolna do działania dialektycznego, a więc do działania na zasadzie negacji i przeciwieństwa. Ludzka natura raz działa dobrze, a raz źle, dlatego potrzebuje ukierunkowania. Takie ukierunkowanie natura może otrzymać od osoby, zaś osoba otrzymuje je od Boga. Natura potrzebuje wsparcia ze strony osoby. Osoba działa na zasadzie realności, czyli dzięki mocy sprawczej. Osoba działa na mocy realnych własności transcendentalnych. Osoba działa dzięki prawdzie, dobru i pięknu. Dlatego tylko osoba może podejmować działania moralne – czyli słowo prawdy, czyn dobra i przeżycie piękna.

Właśnie propagowanie tych działań na gruncie kultury tworzy wartości humanistyczne (albo wartości osobowe). Kiedy kultura zabiega o słowo prawdy, czyn dobra oraz przeżycie piękna, wtedy staje się humanizmem. Taka kultura propaguje służenie człowiekowi. Jeśli kultura propaguje przemoc i panowanie nad człowiekiem, jeśli propaguje kłamstwo o człowieku i hedonizm przeżywania, wówczas kultura staje się dehumanizacją, czyli staje się kulturą antyhumanistyczną. Taka kultura jest wymierzona przeciwko człowiekowi, zwalcza jego osobę i niszczy jego moralność. Dehumanizacja kultury zabija człowieka. Właśnie taka kultura potrafi zniszczyć pojedynczego człowieka, a także potrafi zniszczyć całe rodziny i narody. Taką kulturę papież Jan Paweł II nazwał „kulturą śmierci”. Musimy się wystrzegać kultury śmierci. Kultura śmierci najpierw ogłosiła „śmierć Boga” (F. Nietzsche). Teraz pragnie śmierci człowieka.

Człowiek potrafi zniszczyć przyrodę, ale potrafi również zniszczyć własną kulturę. Zadufany w możliwości myślenia człowiek jest w stanie odrzucić realność własną i przyrody. Zamiast dążyć do odkrycia źródeł własnej realności, człowiek woli wymyślać teorie, jak ulepszyć świat i swoją naturę. Zamierza poprawić Stwórcę, gdyż uważa, że otrzymał niedoskonałą naturę. Ale nie chce wiedzieć, skąd pochodzi ludzka niedoskonałość. Człowiek nie chce poznać swoich grzechów, woli myśleć o tym, jak poprawić swoje zdolności i możliwości. Nie chce wiedzieć, czy odpowiednio się rozwija, ale chce postępu za wszelką cenę. W ogóle człowiek nie chce poznawać, ale chce tylko wiedzieć i robić to, co wie. Prowadzi to do bezsensownej aktywności i podboju przyrody na oślep. Liczy się tylko sama aktywność i sukces, czyli nagłośnienie tego, co się robi. W tym działaniu wszystkie chwyty są dozwolone. Liczy się wygrana – pozytywna ocena tłumu. Taka aktywność zaprowadzi człowieka donikąd. I na koniec dopiero dostrzeże on, że oszukiwał sam siebie. Pomimo sukcesu ekonomicznego lub politycznego stracił wszystko, gdyż utracił samego siebie (utracił swoją osobę).

Kultura nie jest oczywista i bezpośrednia. Potrafi wiele ukryć i zamaskować. Potrafi oszukać człowieka. Kultura potrafi odebrać człowiekowi godność i tożsamość. Potrafi odebrać mu osobę i stworzyć wymyśloną osobowość. Kultura jest polem działania ludzkiej świadomości, gdyż to świadomość jest twórcą kultury. Świadomość jest podmiotowością myślenia i może tylko wymyślać różne rzeczy. Świadomość jest chora na idealizm, ponieważ może myśleć tylko ideami, czyli pojęciami, które są treściami wytworzonymi przez nasz rozum. Nie da się myśleć prawdziwymi rzeczami, czyli tym, co jest realne. Dlatego świadomość nie kocha realności (rzeczywistości). Świadomość kocha tylko swoje myślenie. Ale to znaczy, że świadomość odrzuca to, co w człowieku jest realne. Dlatego odrzuca istnienie i osobę, która stanowi podmiotowość istnienia. Tym samym świadomość nie służy człowiekowi, ale posługuje się nim do własnych celów. Świadomość chciałaby wymyślić człowieka na nowo. Człowiek jednak już jest. Został stworzony i jest realnym bytem. Jest realną osobą i realną naturą. Dlatego nasza świadomość zaczyna wymyślać niby-człowieka, albo anty-człowieka (człowieka „na nie”). Te wszystkie pomysły zamiast zmienić człowieka na lepsze, tylko go niszczą. Jeżeli odrzucimy realność, jeśli stracimy kontakt z tym, co osobowe, to niczego nie osiągniemy, a możemy wszystko zniszczyć. Panowanie ideologii najlepiej znamy z czasów komunizmu. Komunizm chciał wytworzyć nowego, doskonałego człowieka, a skończyło się totalnym upadkiem. Okazało się, że realność osoby i natury ludzkiej jest silniejsza od absurdalnego myślenia. Człowiek musi bronić swojej realności, gdyż tylko dzięki niej może żyć po ludzku (czyli osobowo). Realność człowieka ma swoje źródło w istnieniu. Istnienie człowieka jest osobowe i pochodzi od Osobowego Boga. Dlatego realność człowieka jest czymś, co zostało stworzone przez samego Boga.

Realność nie jest więc czymś, co człowiek posiada, ale jest tym, czym on jest. Realność to nie jest kwestia „posiadania” lecz „bycia”. Dlatego mówimy, że człowiek jest osobą, chociaż możemy powiedzieć, że posiada duszę i ciało, bo dusza i ciało pochodzą i zależą już od osobowej podmiotowości istnienia. Natura (istota) bytu ludzkiego jest bowiem przyczynowana przez osobę i osobowe wyposażenie istnienia. Osobowe własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna sprawiają zdolności i władze duchowe, zaś nieosobowe własności transcendentalne kształtują cielesność człowieka. Dusza i ciało są czymś, co posiadamy i czym możemy się posługiwać dzięki sprawczej mocy naszego istnienia. Człowiek nie jest więc ani duszą, ani ciałem, ale posiada oba te składniki (elementy).

Dlatego ludzkie życie jest najpierw osobowe. I człowiek jako osoba powinien umiejętnie posługiwać się swoją duszą i ciałem. Człowiek musi dbać o rozwój duchowy i ćwiczenia cielesne. Powinien to robić, aby jego osoba mogła się w pełni ujawnić poprzez działania duchowe i cielesne. Dusza i ciało mają służyć osobie człowieka. Ich działania powinny mieć źródło w aktywności osobowej. Gdy jednak dusza (rozumność) lub cielesność zaczynają działać na własny rachunek, wówczas ich działania biorą się z niczego i negują realność oraz aktywność osoby. Człowiek zaczyna wtedy działać „na nie”, czyli niemoralnie. Rozum neguje wtedy prawdę, wola przestaje pragnąć dobra, a uczucia odwracają się od piękna. Bez osobowego wsparcia prawdą, dobrem i pięknem duchowość działa w sposób dowolny i nabiera skłonności do niewłaściwego działania (do błędnego myślenia, do złego czynu i do przeżywania przyjemności). W ten sposób duchowość przestaje służyć człowiekowi, a ludzkie działania zaprzeczają osobowemu powołaniu człowieka.

Człowiek musi poznać i zrozumieć swoją realność. Musi poznać i odkryć siłę sprawczą swojej osobowej aktywności. Człowiek nie może się poddawać pozorom i wypaczeniom własnych zdolności (władz duchowych). To, że rozum odwraca się od prawdy realności, nie może być zasadą jego działania. Nawet jeśli stworzy sobie własną ideę prawdy – na przykład jako zgodności rozumu z samym myśleniem, jak u Kartezjusza, albo prawdy jako koherencji, czyli przynależności do danego systemu – prawdą jest to, co można wypowiedzieć w danym języku, albo to, co w ogóle przynależy do kultury. Również to, że wola ma swobodę i wolność w wybieraniu różnych działań, nie może stanowić zasady jej działania. Wreszcie przeżywanie dowolnej przyjemności nie może być zasadą działań naszej uczuciowości. Zasadą działania rozumu jest prawda tego, co realne. Zasadą działania woli jest dobro tego, co realne. Natomiast zasadą działania uczuciowości jest piękno tego, co realne. Dopiero dzięki swojej zasadzie rozum staje się zdolny do wypowiedzenia słowa prawdy, wola będzie chętna do podejmowania czynu dobra, a uczucia staną się zdolne do przeżywania piękna. Inaczej działania tych władz będą swobodne lecz niewłaściwe i błędne. Działając niewłaściwie człowiek sprzeciwia się swojemu powołaniu. Powołaniem człowieka jest życie osobowe, które jest życiem wiecznym. Niestety człowiek może odrzucić i zanegować swoje powołanie, ale wtedy stanie się albo przestraszonym zwierzątkiem, albo żądnym władzy demonem, który zamierza wszystko zniszczyć. Obie perspektywy są przerażające i tragiczne.

Dla swojego dobra człowiek powinien odwrócić się od takiego przerażającego i niespełnionego życia. Powinien nawrócić się do Osobowego Boga i powrócić do własnej osoby. Tylko podjęcie osobowego życia może uratować człowieka. Pomocą i ratunkiem jest nawiązanie łączności z Bogiem i innymi osobami. Dlatego powiemy, że dopiero osobowa wspólnota może uratować człowieka.

W sposób osobowy człowiek może żyć tylko w rodzinie. Rodzina jest osobową wspólnotą opartą na relacjach osobowych. Właśnie relacje osobowe uaktywniają naszą osobę, czyli rozbudzają jej aktywność. Relacje osobowe pobudzają sprawczą aktywność własności prawdy, dobra i piękna. Wówczas rodzi się szczególna osobowa aktywność, która przejawia się w aktach kontemplacji, sumienia i upodobania. Dzięki kontemplacji rozum ma możliwość przyjęcia prawdy tego, co realne. Dzięki sumieniu wola ma możliwość pragnienia dobra tego, co realne. Dzięki upodobaniu uczucia przeżywają i odczuwają piękno tego, co realne.

Relacje osobowe są człowiekowi potrzebne i niezbędne do życia. Potrzebne są mu przede wszystkim relacje osobowe nawiązane z Bogiem. Ale musimy pamiętać, że to jedynie sam Bóg ma zdolność nawiązywania relacji osobowych. A zatem to Bóg nawiązuje relacje z człowiekiem i to On zawiązuje relacje pomiędzy ludźmi. Dzieje się to dzięki łasce Bożej obecnej w sakramentach świętych, a zwłaszcza w sakramencie chrztu i Eucharystii oraz małżeństwa i kapłaństwa. Dlatego wspólnota rodzinna powinna być zapoczątkowana przez łaskę sakramentalną. Możemy więc powiedzieć, że wspólnota osobowa ma charakter sakramentalny. To znaczy, że osoby połączone relacjami osobowymi muszą trwać w łączności z Bogiem (z Osobą Chrystusa).

Łączność z Bogiem ożywia i pobudza osobową aktywność człowieka. Wydaje się, że jest to jedyna droga, która prowadzi nas do kontaktu z osobowymi własnościami prawdy, dobra i piękna. Aby człowiek mógł doświadczyć i poznać te własności, musi pozostawać w łączności z Osobowym Bogiem. Tylko wtedy zdoła doświadczyć prawdy i kontemplacji, dobra i sumienia, piękna i upodobania. Z kolei dzięki temu wewnętrznemu doświadczeniu ujawnia się i wzmaga osobowa aktywność istnienia. Możemy powiedzieć, że dopiero pod wpływem relacji osobowych zaczyna działać ludzka osoba. Ta osobowa aktywność przekłada się na działanie władz duchowych i wyraża się w czynach moralnych i kulcie religijnym. Działania moralne i religijne są bowiem aktami osoby, a nie tylko ludzkiej natury. Działania moralne i religijne są aktami osobowymi objawiającymi się poprzez naturę człowieka. Podmiotem działającym jest sama osoba, zaś natura służy jej jako możliwość uzewnętrznienia tych aktów i skierowania ich do spotykanych osób.

Takimi działaniami moralnymi są – słowo prawdy wypowiadane do bliskiej osoby, czyn dobra, który wspiera i afirmuje bliską osobę, oraz przeżycie piękna stanowiące uczuciowy kontakt z bliską osobą. Dopiero gdy zdolności naturalne podejmują takie działania za przyczyną osoby, możemy mówić o moralnym postępowaniu człowieka. Te działania podejmowane przez osobę są zawsze skierowane do drugiej osoby. Ponadto dotyczą własności osobowych przynależnych do samej osoby. Działania moralne potwierdzają te własności i wzmacniają je. Działania moralne chronią własności osobowe, a tym samym służą rozwojowi i ochronie osoby ludzkiej. Wszystkie inne działania traktują osobę przedmiotowo służąc przeważnie doskonaleniu natury rozumnej i cielesnej. Takie działania powinny mieć jedynie charakter pomocniczy i służebny. Nie mogą dominować nad działaniami moralnymi. Dlatego zdobywanie wykształcenia i praca zawodowa mają służyć postawie moralnej. Nie mogą być stawiane ponad moralnością i ponad dobrem osoby. Wszelki utylitaryzm ze swoją użytecznością rozumianą ogólnie pomija dobro osoby. To nie człowiek jako osoba powinien być pożyteczny, ale wszystkie działania powinny służyć człowiekowi do wzrostu osobowego. Tylko osoba jest dobrem bezwzględnym.

Skąd się bierze realność


Filozofia nie polega na myśleniu o człowieku. Filozofia jest poznaniem ludzkiej realności. Realność wymaga rozumienia (intellegere) a nie myślenia (cogitare). Rozumienie człowieka sięga w głąb bytu. Jest wnikaniem w zasady bytowe. Rozumienie ujmuje bytową strukturę w perspektywie przyczynowej. Odkrywamy dzięki temu, co jest przyczyną a co skutkiem. Nie chodzi więc o proste wymienienie różnych elementów składowych, lecz o pokazanie ich przyczynowych zależności. W ten sposób poznajemy, co jest pierwszą albo ostateczną przyczyną realności, a co jest tylko skutkiem spowodowanym przez inne przyczyny.

Rozumienie przyczynowe jest właściwym poznaniem filozoficznym. Rozumiemy coś dopiero wtedy, gdy poznamy wszystkie jego przyczyny i zasady (archai). Mówimy, że filozofia poszukuje istoty rzeczy (istoty bytu). Tak też rozumiano pierwotnie samą realność. Uważano (Platon i Arystoteles), że czymś realnym jest istota (ousia) jako ostateczna zasada bytu. W ten sposób utożsamiano realność bytu z jego istotą, gdyż istota jest tym, co możemy poznać bezpośrednio, a następnie ująć w definicji (czyli określić).

Według Arystotelesa poznanie bytu polegało na jego zdefiniowaniu (na określeniu pojęciowym, czyli na znalezieniu zakresów pojęciowych rodzaju i gatunku). Ale w ten sposób poznanie zostało sprowadzone do definicji. Tak Filozof pojmował poznanie naukowe, czyli teoretyczne. Dalej w średniowiecznej dialektyce realność utożsamiono wprost z pojęciem. O ile u samego mistrza Arystotelesa istota bytu była określona poprzez kategorie formy i materii albo nawet duszy i ciała (jak w przypadku bytów naturalnych tworzących ożywioną przyrodę), o tyle w XII wieku uznano już, że istota składa się z pojęcia i materii. Było to spowodowane zapomnieniem o filozofii jako metafizyce i radykalnym odrzuceniem wyjaśnienia przyczynowego. Było to sprowadzenie poznania filozoficznego jedynie do wymienienia składników bytu bez wskazywania na wzajemne powiązania. Dlatego słusznie takie interpretacje krytykował Abelard pokazując, że pojęcie jest tworem ludzkiego rozumu, a nie cząstką rzeczywistości. Pojęcia nie bytują gdzieś w rzeczywistości, ale pozostają funkcją i dziełem ludzkiego rozumu. Pojęcia są czymś pomyślanym, czyli intencjonalnym. Później Husserl będzie twierdził, że pojęcia-intencje są funkcją świadomości jako myślącego podmiotu.

Dlatego niektórzy filozofowie uważali, że realność pochodzi z myślenia. I nie dotyczy to tylko takich idealistów jak Hegel czy Kartezjusz. Niestety nawet sam realistyczny Arystoteles zdaje się wyprowadzać realność wszystkich bytów z myślenia (właśc. z samomyślenia) Pierwszego Poruszyciela.

Otóż podstawowym problemem filozofii metafizycznej jest pytanie, skąd pochodzi realność, skąd się ona bierze. Odpowiedź na to pytanie stanowi fundament naszej wiedzy o świecie i o człowieku. Można powiedzieć, że nadal stoimy wobec tego problemu. Teologia jest w tym zakresie absolutnie pewna, że wszystko pochodzi od Boga. Ale jeśli się dobrze przyjrzeć, to pod pojęciem wszystkiego teologia miesza to, co realne i prawdziwe z tym, co pozorne lub nawet nierealne.

Tak naprawdę odpowiedź na to pytanie dał Tomasz z Akwinu. Przyjmował on, że realne byty posiadają w sobie akt istnienia, który decyduje o realności bytu. Te akty istnienia powiązane z różnymi istotami są stwarzane przez Boga, który jest Samym Istnieniem albo Czystym Aktem Istnienia. A zatem tylko istnienie może sprawiać i powodować realność.

Zatem realność nie może być wymyślona ani pomyślana. Nie może być przyczynowana przez myślenie, nawet jeśli byśmy przypisali myślenie Bogu, co wydaje się być wyraźnym nadużyciem. Realność wymaga istnienia (esse). Wymaga przede wszystkim istnienia i tylko istnienia. Cała sfera istotowa bytu jest bowiem przyczynowana przez własności istnieniowe oraz przez aktywność przyczyn zewnętrznych. Realność bytu nie może być wymyślona, lecz musi być sprawiana przez akt istnienia. Takiej realności nie dosięga nasze myślenie (cogito), a jedynie nasze rozumiejące poznanie (intellegere) przyczynowane przez prawdę (jako realną własność istnienia).

Miarą poznania jest bowiem prawda pojawiająca się w umyśle pod postacią słowa. Do poznania rzeczywistości potrzebne jest przyjęcie słowa prawdy, które daje nam moc poznawczą. Bez tego słowa nasz rozum będzie zdany wyłącznie na myślenie oparte na danych zmysłowych, tak jak to widział empiryzm Locke’a i Hume’a. Ale wtedy nie będziemy w stanie poznać rzeczy samej w sobie (Ding an sich), a jedynie sferę zjawiskową, tak jak postulował Kant.

Skoro więc filozofia nowożytna jest oparta na Kartezjuszu, Locke’u, Hume’ie i Kancie, to znaczy, że nie poznaje ona wcale realności człowieka, a jedynie przejawy tej realności ujmowane przez zmysły. Czy zatem wystarczy nam zadowolenie się samymi przejawami i pozorami zamiast poznania prawdziwej realności? To trochę tak, jak byśmy się chcieli najeść smakiem i zapachem chleba, a nie samym chlebem. Jeśli się to komuś uda, to proszę bardzo, ale ja sam wolę chleb w całej jego realności.

Ale czy to znaczy, że na co dzień nie mamy problemu z rozpoznaniem realności? Można odpowiedzieć, że tak i nie. Okazuje się, że dla własnych potrzeb życiowych sięgamy po rzeczy realne. Jednak równie chętnie uznajemy za rzeczy realne to, co zostało wymyślone i wytworzone przez człowieka. Na przykład uznajemy za realne różne instytucje społeczne i polityczne. Tak naprawdę posługujemy się co chwila różnymi rzeczami wymyślonymi przez człowieka, które stanowią nowe zastosowanie naturalnych komponentów. Jednak ani krzesło, na którym siedzę, ani ołówek i papier, które służą mi do pisania, nie są realnymi bytami. Są to wytwory ludzkiej sztuki, które stanowią twórcze wykorzystanie naturalnych składników. Ale ich funkcja, która decyduje o tym, czym są, została wymyślona przez człowieka. To, że krzesło służy do siedzenia, nie stanowi jego realności, a jedynie funkcjonalność albo użyteczność. O byciu krzesłem decyduje jego użyteczność. Użyteczność jest wykorzystaniem czegoś w pewnym określonym celu. To jest wartość wymyślona przez człowieka i dodana do czegoś realnego. Użyteczność jest naszym myśleniem.

Dlatego traktujemy nasze myślenie jako coś pożytecznego, co dobrze służy człowiekowi. Jest ono pożyteczne, gdyż usprawnia i uprzyjemnia nasze codzienne życie. Ale to nie znaczy, że myślenie daje nam prawdę lub realność. Użyteczność jakiejś rzeczy nie stanowi jej prawdy lub prawdziwości. Użyteczność nie powoduje realności. Żeby spotkać się z realnością, musimy przyjąć realną prawdę. To znaczy, że musimy przyjąć słowo. Tylko słowo przynosi nam realność. Słowo przynosi nam realność człowieka, gdyż to jego realność wywołuje w nas słowo prawdy.

Filozofia powinna więc poszukiwać słowa i prawdy, żeby dotknąć realności. Inaczej stanie się jedynie naszym myśleniem o niej. Człowiek musi otworzyć się na  prawdę. Musi otworzyć swój umysł. Ale przedtem trzeba porzucić wszystkie zmysłowe naleciałości. Musimy odrzucić myślenie oparte na wrażeniach i wyobrażeniach, musimy porzucić wszystko to, co jest zjawiskowe (czyli pozorne). Dopiero wtedy trafimy w sedno rzeczy, czyli w jej realność.

Takie otwarcie powinno zaowocować kontemplacją. Kontemplacja jest wywołana aktywnością prawdy jako własności istnienia zawartego w bycie. Dzięki niej możemy się wsłuchiwać w samą realność bytu – w jego istnienie. W ten sposób na nasz umysł może oddziaływać realna prawda, która uobecnia się w umyśle jako słowo. To stąd umysł zdobywa moc poznawczą. Mocą poznawczą umysłu jest bowiem słowo prawdy, które zapewnia nam bezpośredni kontakt z prawdą bytową. Prawdziwą zasadą poznania jest słowo i tylko słowo. Słowo jest zarazem rozumieniem bytu w jego realności i prawdziwości. Dopiero takie słowo jest podstawą do nazywania rzeczy i tworzenia języka. Bez tego pierwotnego słowa człowiek byłby pozbawiony zdolności mowy i porozumiewania się.

1.05.2012

Idąc przez świat

Prawda


Prawdy nie da się wymyślić. Prawdy nie da się tak zwyczajnie pomyśleć. Prawda jest. Prawda po prostu jest. Trzeba ją przyjąć. Dlatego myślenie samo z siebie nigdy nie zdoła osiągnąć prawdy. Myślenie musi przyjąć prawdę z zewnątrz. Rozum nie posiada prawdy sam z siebie. Jeśli rozum rozpocznie od razu od myślenia, to już nigdy nie zdoła osiągnąć prawdy. Rozum musi najpierw spotkać się z prawdą realności (z prawdą bytu). Jeśli rozum rozpocznie od myślenia, to sam będzie chciał ustanowić prawdę. Tak jak to się stało u Kartezjusza. U niego prawda jest zgodnością myślenia z samym myśleniem (prawdziwe jest to, co mogę pomyśleć jasno i wyraźnie).

Myślenie musi więc przyjąć prawdę z zewnątrz. Rozum musi po prostu przyjąć prawdę, sam jej nie stworzy. Przyjęcie prawdy dokonuje się dzięki kontemplacji. Jeśli rozum nie osiągnie stanu kontemplacji, to nie spotka prawdy i nie będzie mógł jej przyjąć, czyli uznać. Rozumowi potrzebna jest więc kontemplacja. Jak można osiągnąć kontemplację? Czy kontemplacja zależy od zdolności naszego rozumu, czy pojawia się pod wpływem czegoś działającego z zewnątrz?

Otóż kontemplację wywołuje osobowa prawda zawarta w naszym istnieniu. Transcendentalna własność prawdy zawarta w istnieniu stanowi podstawę nawiązywania relacji osobowej. Nawiązanie osobowej relacji wiary ożywia i dynamizuje naszą własność prawdy. Staje się ona wtedy prawdą w pełni osobową. Ta dynamika, czyli otwartość, osobowej prawdy wywołuje kontemplację. Prawda otwiera nasz rozum, nasz umysł. Jak twierdził Heidegger, prawda jest otwartością. Prawda otwiera nasz rozum na realność, na rzeczywistość. Dopiero tak otwarty rozum może przyjmować i uznawać wszelką realną prawdę. Kontemplacja polega właśnie na tym otwarciu naszego rozumu. Kontemplacja prawdy jest otwartością rozumu na to, co niesie ze sobą realność.

Prawda oświeca nasz rozum. Prawda ma moc iluminacji. Kontemplacja jest światłem rozumu. Kontemplacja przekazuje nam światło i blask prawdy. Kontemplacja jest blaskiem prawdy (veritatis splendor), bo to prawda nas oświeca. Kontemplacja niesie światło prawdy dla naszego rozumu. Rozjaśnia go i czyni otwartym na wszelki blask i światło prawdy. Mówimy wtedy o jasności umysłu. Jeśli przyjmiemy prawdę realności, to wszystko staje się dla nas jasne, bo prawda nas oświeca. Z tego światła prawdy płynie całe dalsze rozumienie rzeczywistości (rozumienie realnych bytów).

Przeciwieństwem światła jest ciemność. Jeśli utracimy światło prawdy, wówczas pogrążymy się w mroku ciemności. Nie poznamy drogi i będziemy poruszać się po omacku. W upadku spowodowanym grzechem pierworodnym człowiek utracił posiadane światło. Utracił (pozbył się) blask prawdy, gdyż zerwał relację łączącą go z Bogiem. Utracił cały swój blask – blask godności osoby. Dlatego dzisiaj człowiek potrzebuje przyjąć światło od Kogoś, Kto je posiada. Człowiek potrzebuje Boskiej Prawdy. Panie, oświeć nas swoją Prawdą!

Nasz umysł (rozum) musi przyjąć prawdę na drodze kontemplacji, czyli oświecenia. Prawda zostaje przyjęta w rozumie dzięki kontemplacji. Mówimy, że kontemplacja rozświeca nasz rozum, to znaczy, że rozum od razu przyjmuje i uznaje prawdę. Kontemplacja powoduje osiągnięcie prawdy przez rozum. Prawda staje się dla rozumu obecna. Oświecenie jest potwierdzeniem obecności prawdy. Kontemplacja przekazuje nam obecność prawdy. Ukazuje nam to, że prawda jest i że jest dla nas czymś najważniejszym.

Kontemplacja uobecnia prawdę dla naszego rozumu i dla naszego poznania. Ta prawda zaczyna do nas przemawiać. Prawda ogłasza nam swoje istnienie (swoją realność). Realna prawda jest sensem bytu (sensem istnienia). W kontemplacji prawda ujawnia się już jako sens. Prawda przemawia do nas w słowie (przede wszystkim w Słowie Bożym). Słowo niesie ze sobą sens bytu (sens realności). To prawda obdarza nas sensem. Tym sensem, który jest potrzebny do zrozumienia rzeczywistości. To prawda bytu obdarza sensem nasze myślenie. Bez realnej prawdy nasze myślenie może być logiczne, ale pozbawione sensu. W historii filozofii znamy wiele takich przykładów. W naszym umyśle musi zabłysnąć blask prawdy, inaczej niczego się nie dowiemy o świecie, o człowieku, o Bogu.

Pisaliśmy już poprzednio, że to osoba przemawia do nas. Faktycznie przemawia do nas prawda i dobro osoby. Przemawia do nas osobowa prawda i osobowe dobro. Dobro nas wzywa, a prawda odpowiada (odzywa się). To prawda mówi do nas. Wprost woła. Prawda zaprasza do siebie nasz umysł, nasze poznanie. Prawda otwiera nasz umysł na realność.

O ile więc dobro wzywa nas do siebie, o tyle prawda otwiera nas na siebie (czyli pozwala nam odkrywać rzeczywistość). Prawda wywołuje odzew i odpowiedź. Prawda otwiera drzwi naszego rozumu. Prawda pozwala nam na uznanie siebie (pozwala uznać siebie). Prawda obdarza nas sensem (sensus) oraz uznaniem (assensus).

Prawda pozwala nam przyjąć to, co niesie ze sobą realność. Prawda otwiera nas na sens rzeczywistości (na sens bytu). Pozwala przyjąć ten sens. Jeśli prawda nie otworzy naszego umysłu i będzie on trwał przy swoim myśleniu, to nie zrozumiemy i nie poznamy rzeczywistości, gdyż nie będziemy wrażliwi na przekaz realności. Abyśmy mogli poznać rzeczywistość, coś musi nas otworzyć na ten przekaz i wywołać odzew. Tego wszystkiego dokonuje prawda (transcendentalna własność prawdy). Prawda jest kluczem do poznania rzeczywistości. Jest właśnie tym kluczem, który otwiera nasz umysł.

Człowiek bardzo potrzebuje dziś takiego otwarcia, ponieważ w wyniku grzechu pierworodnego nasz umysł stracił pierwotną otwartość i zamknął się na rzeczywistość, zamknął się w kręgu świadomości. Teraz ludzki rozum może nadal korzystać z empirycznego doświadczenia, czyli z danych zmysłowych, ale to nie pozwala mu na pełne poznanie i zrozumienie rzeczywistości. Dlatego znamy tylko sferę zjawiskową rzeczywistości, fakty i wydarzenia, ale znika przed nami to, co istotne – natura lub sens bytu. Aby przezwyciężyć ograniczenia naszego umysłu, potrzeba nam specyficznego otwarcia, jakie niesie ze sobą prawda bytu. Musi dojść do otwarcia naszego umysłu. Tego może dokonać tylko realna prawda (zwłaszcza Prawda Boża, która jest siłą i potęgą Ducha i Osoby). Dlatego papież Jan Paweł II wołał do nas: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”.

Osobowa prawda objawia się jako słowo


Osobowa prawda objawia się w rozumie jako słowo. Słowo jest już racjonalną postacią prawdy. Słowo jest jakby samą racjonalnością prawdy. Osobowa prawda objawia się w słowie. Zrodzone w rozumie słowo staje się już elementem poznawczym i początkiem poznania. Staje się treścią poznawczą albo możemy powiedzieć, że przybiera formę poznawczą (species). A więc słowo byłoby chyba species intelligibilis (pierwszą formą poznawczą). Takie słowo będzie początkiem poznania mądrościowego.

Słowo prawdy staje się dla rozumu nakazem. Staje się nakazem moralnym, gdyż przybiera postać prawa moralnego („mów prawdę”, „czyń dobro”, „zachwyć się pięknem”, a może w tej wersji: „uwierz w prawdę”, „pokochaj dobro”, „przeżywaj piękno”). Słowo prawdy posiada moc zobowiązującą. Prawda zawarta w słowie zobowiązuje nas do wypowiedzenia nakazu moralnego. Dlatego słowo prawdy może być wypowiedziane tylko jako nakaz i prawo (czyli jako nakaz i zobowiązanie). Będzie to przede wszystkim prawo zobowiązujące nas do przestrzegania prawdy, do mówienia prawdy.

Wydaje się, że to w ten sposób w naszym umyśle powstaje sąd praktyczny. Będzie to żywy nakaz, a nie jakieś teoretyczne twierdzenie (teza), gdyż dotyczy on osobowej realności (czyli samej osoby człowieka). Osoby nie wolno okłamywać. Osoba wymaga i domaga się słowa prawdy. Tak właśnie w naszym umyśle rodzi się nakaz prawdy: „mów prawdę”. Gdy zabraknie tego nakazu, wtedy pojawiają się wątpliwości i niepewność. Rozum traci swoją zasadę i kryterium działania. Zasadą działania rozumu jest bowiem prawo moralne dotyczące prawdy: „zawsze mów prawdę”. Zasadą rozumu nie może być wiedza lub myślenie, gdyż zawierają one w sobie sprzeczność (raz są na tak a innym razem na nie). Żadne teoretyczne poznanie rzeczywistości nie będzie miało mocy zobowiązującej. Teoretycy uważali, że musi nas obowiązywać poznanie ogólne i konieczne. Dlatego sądzono, że prawdziwa jest wiedza ogólna i konieczna. Ale wiedza ogólna i konieczna pochodzi z naszego myślenie i jest jedynie zgodnością poznania z myśleniem. W wiedzy teoretycznej sprawdzamy, czy poznanie ogólne i konieczne jest zgodne z naszym myśleniem pojęciowym. Ale przecież ogólne pojęcia są zawsze przejawem naszego myślenia. Konkretne są tylko rzeczy i ludzie, czyli realne byty. My nie możemy myśleć realnymi bytami, ale możemy nakazać kontakt z nimi. Prawo moralne: „mów prawdę” nakazuje nam realny kontakt z drugim człowiekiem. Nakazuje nam chronić i utrwalać relację zachodzącą pomiędzy osobowymi prawdami. Nakazuje nam zachować odniesienie do Boskiej Prawdy oraz do każdej ludzkiej prawdy. Nakazuje nam wprost samo trwanie w prawdzie albo przy prawdzie.

To właśnie osobowy wymiar prawdy wyznacza ów charakter nakazu i zobowiązania. Tak w naszym umyśle rodzi się prawo moralne. Prawo moralne dotyczy osoby, a dokładniej własności osobowych zawartych w istnieniu będących podstawą osobowej aktywności. Prawo moralne dotyczy więc samej godności człowieka.

Osobowe dobro objawia się w woli jako czyn. Czyn jest wolitywną postacią dobra. Pojawiający się w woli czyn staje się aktem wolitywnym. Staje się czymś aktywnym i pożądawczym. Staje się pierwszym aktem woli. Czyn jest więc zasadą i pierwszym aktem woli. Czyn dobra jest zasadą działania. Czyn dobra posiada w sobie moc sprawczą dobra. Czyn jest samą aktywnością. Jest urzeczywistnieniem dobra. Czyn przynosi nam dobro. Sprawia dobro. Dlatego czyn jest darem dobra. Obdarować można czymś realnym, urzeczywistnionym. Dać można tylko coś realnego a nie możliwość. Czymś takim jest czyn dobra. Dzięki niemu urzeczywistniamy w działaniu dobro. Spełniamy dobry uczynek, to znaczy urzeczywistniamy jakieś osobowe dobro na gruncie natury. Jakby obdarzamy naturę osobowym dobrem. W ten sposób ją doskonalimy i wypełniamy, czyli właśnie spełniamy. Czyn dobra doskonali człowieka, czyli daje mu coś więcej niż posiada. Doskonalenie polega na obdarowywaniu. Obdarowuję drugiego człowieka swoim osobowym dobrem. Ale moje dobro musi osiągnąć siłę i moc sprawczą. Dobro musi zostać uaktywnione. To dokonuje się dzięki łączności z Bogiem (dzięki partycypacji w Jego Boskim Dobru) i dzięki darowi łaski. Dar Bożej łaski, ten dar od Boga, uaktywnia moje osobowe dobro. Sprawia, że dobro zaczyna działać na zewnątrz. Wtedy mogę dać swoje dobro. Dawniej mówiono, że dobro się rozlewa, że ma moc rozprzestrzeniania się (bonum est diffusivum sui).

Dobro jest czymś, czym możemy obdarzać innych. Jest jakimś nadmiarem (czymś niezmierzonym). Bernard z Clairvaux mówił, że miarą miłości jest to, że nie ma miary. W darze dobra wyraża się cała wolność woli. Ale zarazem czyn dobra niesie ze sobą powinność. Wyraża się to w powinności (nakazie) sumienia. Wraz z czynem dobra pojawia się powinność sumienia, czyli wezwanie „czyń dobro”. Wydaje się, że to wezwanie wykracza już poza porządek poznawczy. To nie jest już nakaz poznawczy, ale powinność działania. Do czynu dobra wzywa nas bowiem samo osobowe dobro. Jest to urzeczywistnienie dobra. Sama aktywność w postaci powinności. Działanie staje się powinnością, a powinność działaniem. Tak więc powinność woli wyraża się w samym działaniu – w czynie dobra. Działanie jako czynienie dobra jest zarazem czymś dobrym. Dobrze jest zrobić coś dobrego. W działaniu zawarta jest powinność (ago = debitum bonum).

Powiemy, że w tym przypadku mamy więc do czynienia z samym czynem moralnym. Czyn dobra jest czynem moralnym. Osobowe dobro wyznacza charakter czynu moralnego. To dlatego czyn dobra staje się czynem moralnym. Czyn moralny zawsze dotyczy osoby. Dotyczy również godności osobowej. Utrwala godność osoby i przenosi ją (uobecnia) na teren natury (władz naturalnych). Dlatego miłość, która stanowi główny czyn dobra, podkreśla i utrwala naszą godność.

Powinność jest związana z działaniem, z aktem, z czynem. Powinność objawia się w działaniu (w ago). Jeśli działam, to w samym akcie (ago) zawarta jest powinność „czyń dobro”. Jeśli człowieka stać na czyn dobra, to łączy się z tym powinność czynienia dobra. Nie ma powinności poza działaniem. Nie ma powinności w rozumie, ona jest w woli. Ta powinność nie jest sądem rozumu. Jest to powinność woli – czyli sumienie. Jak słowo prawdy znajduje swój wyraz w nakazie prawa: „trzeba mówić prawdę” albo „masz mówić prawdę”, tak czyn dobra nadaje woli powinność sumienia: „czyń dobro” albo „należy robić coś dobrego”. Zatem powinność jest sprawą woli, a nie rozumu. To wola podejmuje czynienie dobra. Rozum dysponuje ze swej strony nakazem prawa dotyczącym prawdy.

„Czyń dobro” to jest powinność woli. Bo to wola podejmuje czyn dobra i to wola doświadcza powinności. To jest właśnie sumienie. Sumienie jest powinnością woli. Powinność sumienia jest rozkazem wykonawczym, a nie jakimś nakazem poznawczym (sądem rozumu), czyli zobowiązaniem prawnym. Sumienie ma moc wykonawczą. Ono nie rozważa niczego i nie planuje, ono rozpoczyna wykonanie.

Powiemy zatem tak. Osobowe dobro pod wpływem Bożej łaski działa na wolę wywołując w niej akt w postaci czynu. Ten pierwszy akt i zasada przybiera postać powinności sumienia: „czyń dobro”. Jest to dla woli zachęta i pobudka do działania. Jakby sam zapalnik do działania. Jakiś rozrusznik albo zapłon działania. Jest to zasada wolitywna. To musi być coś zawartego w woli, co ma wyłącznie wolitywny charakter. Czyżby to była właśnie miłość?

Miłość zapala nas do działania, do aktywności. Mówimy, że miłość płonie. Jest właśnie jakimś płomieniem i zapalnikiem. Dzięki niej może wybuchnąć lub wydarzyć się działanie. Powinność sumienia jest więc iskierką, która wszystko zapala. To ona zapala nas do działania.

Podsumowując powiemy, że pierwszy czyn dobra stanowi początek działania. Staje się od razu aktem powinności „czyń dobro”. Jest to powinność sumienia, która wzywa nas i zachęca do działania. Po prostu powiemy, że powinność sumienia rozpoczyna nasze działanie jako pobudka do działania. Impulsem do działania nie może być jedynie samo poznanie. Sąd rozumu w postaci prawa moralnego jest tylko impulsem poznawczym, jest impulsem do wiary i dalej do wiedzy, ale nie może być impulsem do działania. To musi być coś stricte wolitywnego (pożądawczego). Sama chęć działania.

Mowa

Mowa musi więc przygotować nas do poznania i zrozumienia rzeczywistości. Potrzebna jest nam mowa serca, czyli oddziaływanie na naszą wolę dobra i sumienia, oraz potrzebna jest nam mowa umysłu, czyli oddziaływanie na nasz rozum prawdy i kontemplacji. Mową serca jest więc głos sumienia, a mową umysłu jest światło (blask) kontemplacji. W obu tych postaciach mowy przemawia do nas godność człowieka. Osobowa godność obejmuje bowiem własności transcendentalne przejawiające istnienie. Godność obejmuje osobowe własności transcendentalne. Godność obejmuje to, co w istnieniu człowieka jest osobowe. Godność wyraża szczególną rangę osoby ludzkiej.

Mowa (mowa serca) jest podstawą znajomości osoby. Bez doświadczenia mowy nie zdołamy się niczego dowiedzieć o osobie ludzkiej. Mowa informuje nas o tym, czym jest osoba ludzka i jak działa. Mowa stanowi bezpośredni kontakt z osobą. Mowa jest szczególnym doświadczeniem charakteryzującym człowieka.

Mowa informuje nas o nawiązaniu relacji osobowych. Mowa jest skutkiem nawiązania relacji osobowych. Osoba ludzka zaczyna przemawiać pod wpływem relacji osobowych. To właśnie relacje osobowe wywołują takie doświadczenie, które nazywamy mową (mową serca). Wówczas zaczyna nas wzywać do siebie osobowe dobro, a osobowa prawda otwiera nas na siebie, czyli wzywa do uznania i przyjęcia prawdy.

Osoba znajduje wyraz w mowie i tylko w mowie. Osoba ujawnia się poprzez mowę serca. Człowiek może dotrzeć do osoby tylko poprzez doświadczenie mowy. Osoba przemawia do nas i to jest najlepszy kontakt – kontakt, gdy naprawdę kogoś doświadczamy. Jeśli w swoim życiu nie uchwycimy tego momentu, gdy przemawia do nas sama osoba, to zaprzepaścimy swoją największą szansę – szansę bycia osobą i szansę bycia razem z drugą osobą.

W mowie (mowie serca) przemawia do nas bezpośrednio godność osoby. Godność osoby wyraża się w osobowej prawdzie, w osobowym dobru, w osobowym pięknie. Dobro osoby wzywa nas do afirmacji. I to jest sumienie. Natomiast prawda osoby domaga się przyjęcia i akceptacji. I to jest kontemplacja. Dlatego mowa serca obejmuje nakaz (powinność) sumienia i ogląd kontemplacji (ogląd prawdy). W ten sposób doświadczamy, wprost dotykamy godności osoby. To spotkanie z godnością osoby owocuje w nas działaniami woli i rozumu – afirmacją (chceniem) i akceptacją (uznaniem).

Mowa serca informuje nas o randze osoby, czyli o godności człowieka. Osobowa godność człowieka przemawia do nas w mowie serca (czyli w słowie (wezwaniu) sumienia i słowie (otwartości) prawdy). Słowem prawdy jest kontemplacja. To kontemplacja ukazuje nam osobową prawdę (prawdę o realności człowieka). Słowo prawdy dociera do naszego rozumu dzięki kontemplacji. Słowo prawdy i słowo sumienia stanowią właśnie mowę serca. To jest doświadczenie osobowej godności, które dokonuje się poza świadomością (poza myśleniem, a może nawet wbrew myśleniu). Mowa serca jest doświadczeniem nieuświadomionym albo poznaniem niewyraźnym. Jak powiada Levinas, mowa jest czystym doświadczeniem. Mowa jest poznaniem, o którym nie mamy naukowej wiedzy. Jest to więc jakieś odczucie (przeczucie), którego doświadczamy, ale którego nie znamy (czyli nie ogarniamy pojęciowo). Dlatego tak trudno jest nam dotrzeć do tego doświadczenia (uświadomić je sobie). Tak trudno jest ująć to doświadczenie w myśleniu (w teoretycznej wiedzy). Myślenie nie ogarnia ani źródeł sumienia, ani źródeł kontemplacji. Dlatego nauka nie wie dziś, skąd się bierze sumienie (głos sumienia), ani skąd się bierze kontemplacja prawdy. Ale przecież wiemy, że zarówno doświadczamy głosu sumienia, jak też kontemplacji prawdy. Jednak wiedza naukowa nie opiera się dzisiaj ani na kontemplacji prawdy, ani na głosie sumienia. A to już oznacza, że wiedza naukowa przestała służyć człowiekowi (godności człowieka). Służy tylko opanowaniu przyrody i panowaniu nad człowiekiem.

Jeżeli jednak nadal chcemy uprawiać nauki o człowieku, to nie można tego zrobić bez dotarcia do fundamentów i podstaw. Podstawą nauk o człowieku musi być koncepcja mowy serca jako bezpośredniego doświadczenia realności ludzkiego bytu. Trzeba powrócić do pierwotnego doświadczenia, które wyprzedza wszelką wiedzę. Ale pierwotnym doświadczeniem nie jest doświadczenie zmysłowe, lecz doświadczenie duchowe. To duch (osoba) rządzi człowiekiem, a nie zmysły lub cielesność.

Osoba mówi. To osoba mówi (przemawia) do nas. Mowa jest wyrazem i przejawem osoby. Nie ma innego sposobu dotarcia do osoby niż mowa serca. Osoba musi ujawnić się w mowie. Osoba musi przemówić, aby zostać poznana. Osoba musi się objawić, abyśmy mogli w ogóle odczuć jej godność. Jeżeli osoba nie przemówi do nas, to nie będziemy mieli możliwości dotarcia do niej. (Wtedy musiałby przemówić do nas sam Bóg – Osoba Boska. A to nie dzieje się codziennie.) Dlatego musimy posłuchać naszej ludzkiej osoby. Osoba mówi i przemawia pod wpływem relacji osobowych. Godność osoby wzrasta i wzmacnia się w relacji z drugą osobą. Kiedy nawiązujemy relacje osobowe (z Bogiem lub z drugim człowiekiem), wtedy zaczyna przemawiać nasza osoba. W relacji wiary i miłości wzrasta godność osoby i to powoduje wy-powiedź lub wy-darzenie się na zewnątrz. Ten wzrost godności wywołuje rozprzestrzenianie się osobowego dobra i prawdy. Osobowe dobro zaczyna do nas przemawiać. Dobro pociąga nas. Osobowa prawda domaga się uznania. Otwiera nasz umysł.

Godność osoby przemawia do nas swoją prawdą i dobrem. Godność oferuje nam prawdę i dobro. Musimy przyjąć i zaakceptować prawdę oraz zapragnąć i zaafirmować dobro. To afirmacja dobra i akceptacja prawdy stanowią mowę serca. Jest to oddziaływanie na poziomie nieświadomym (nieuświadomionym). A jednak osobowe dobro i prawda docierają do naszych władz rozumnych. Dobro poprzez sumienie wywołuje afirmację w woli. Natomiast prawda poprzez kontemplację zaszczepia w rozumie akceptację (uznanie).

Mowa serca stanowi oddziaływanie prawdy i dobra na nasze władze rozumu i woli, oraz jest zareagowaniem naszych władz na spotkanie z prawdą i dobrem. Dopiero to zareagowanie w postaci akceptacji i afirmacji pozwala nam w pełni wykorzystać zdolności tych władz. Otóż bez doświadczenia mowy serca nasze władze pozostaną na poziomie rozumności (świadomości – czyli myślenia i wolnego wyboru), ale bez pełnego i właściwego zakresu działania. Nasz rozum będzie wtedy działał na poziomie dialektycznego myślenia (na tak lub nie). Będzie mógł korzystać z danych zmysłowych i tworzyć wiedzę empiryczną. Taka wiedza pozwala człowiekowi opanować rzeczywistość przyrodniczą, podporządkować sobie przyrodę, pozwala mu posługiwać się bytami naturalnymi i tworzyć byty kulturowe.

Ale taka wiedza nie daje poznania człowieka w jego realności (istnieniu). Taka wiedza nie służy zrozumieniu samego człowieka. Aby poznać i zrozumieć człowieka, potrzeba sięgnąć aż do samej jego godności. Trzeba odkryć szczególną rangę ludzkiego bytu. Trzeba dotrzeć do najgłębszego sensu naszego człowieczeństwa. Trzeba dotrzeć do samej osoby. Trzeba doświadczyć godności człowieka. Jeśli dzisiaj nie uda się nam tego zrobić i osiągnąć, to skażemy człowieka na całkowitą degradację. Będziemy traktować człowieka jako rozumne zwierzę, z którym wszystko można zrobić, które można wykorzystać do celów ekonomicznych (do roboty i zysku), reklamowych, politycznych lub innych.

Jeśli potraktujemy człowieka jako rozumne zwierzę, to jego wola będzie działała jako wolna decyzja, czyli możliwość wyboru w zakresie postulatów rozumu. Wola nie będzie nastawiona na dobro i chcenie dobra, ale będzie tylko wybierała pomiędzy dialektycznymi propozycjami myślenia. Wtedy człowiek będzie zawsze stał przed koniecznością wyboru, będzie skazany na nieustanny wybór, ale nie będzie dysponował żadną zasadą wyboru. Wolna decyzja wybiera dowolnie. A wtedy już poddajemy się przeróżnym uzależnieniom (po prostu przyzwyczajeniom – nie bez powodu mówi się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka) albo z kolei poddajemy się całkowicie manipulacji z zewnątrz (czyli gonimy za postępem i modą, chcemy być na bieżąco z tym, co dzieje się w modzie, w sztuce i kulturze, w polityce). [Chociaż pojawiają się już takie teorie, jak ta prezentowana przez prof. J.Staniszkis, że kultura jest sztuką manipulowania samym sobą.] Brak nam własnej osobowości, brak realności i godności, dlatego gonimy za złudzeniami albo za pieniędzmi, wymyślamy sobie hobby lub najróżniejsze zainteresowania (potrzebujemy mocnych wrażeń – jak się mówi – adrenaliny, czyli uprawiamy ekstremalne sporty lub ekstremalny seks).

Nie da się dzisiaj uprawiać wiedzy i nauki o człowiek bez sięgnięcia do realności osoby (do tego, co w człowieku jest osobowe). Odkrycie osoby człowieka musi być poprzedzone nawiązaniem relacji osobowych. Bez nawiązania relacji osobowych (najpierw z Bogiem, z Chrystusem) osoba ludzka nie zdoła się ujawnić, ani zadziałać. Osoba ujawnia się i działa poprzez sumienie i kontemplację. Działanie sumienia wyznacza porządek moralny, a dalej naszą wiedzę etyczną o ludzkim działaniu. Kontemplacja prawdy wyznacza porządek metafizyczny i religijny, czyli następnie określa wiedzę antropologiczną i teologiczną. Poprzez sumienie dowiadujemy się o osobowym dobru człowieka. Dzięki kontemplacji prawdy dowiadujemy się o osobowej prawdzie człowieka, o realności człowieka, ale też o osobowej realności Boga. Doświadczenie prawdy zawarte w kontemplacji pozwala nam realnie spojrzeć na człowieka. Rozbudza w nas wiarę w człowieka (w osobę ludzką).

Dzięki sumieniu i kontemplacji dowiadujemy się o samej osobie. Osoba ujawnia się poprzez sumienie i kontemplację. Osoba przemawia do nas w sumieniu i kontemplacji. Dobro osoby woła do nas poprzez sumienie, a prawda osoby objawia się naszemu rozumowi dzięki kontemplacji. Dobro uobecnia się poprzez sumienie, zaś prawda udostępnia się dzięki kontemplacji. Dopiero w ten sposób mamy możliwość doświadczenia i dotarcia do osoby. Dopiero w ten sposób dowiadujemy się o osobie. Dostrzegamy wtedy osobę i to, co osobowe (dobro – prawdę – piękno). Dzięki doświadczeniu sumienia i kontemplacji możemy w pełni i do głębi poznać człowieka jako osobę. Dopiero wtedy zdołamy poznać człowieka jako osobę. Zdołamy pojąć i zrozumieć to, co osobowe. Zdołamy zrozumieć cały sens człowieka. Dopiero wtedy zdołamy poznać człowieka jako mężczyznę i kobietę. Nie można zrozumieć człowieka nie znając jego osobowego powołania.

To, co w człowieku jest osobowe

To, co w człowieku jest osobowe

Osobowa prawda objawia się w rozumie jako słowo. Słowo jest już racjonalną postacią prawdy. Słowo jest jakby samą racjonalnością prawdy. Osobowa prawda objawia się w słowie. Zrodzone w rozumie słowo staje się już elementem poznawczym i początkiem poznania. Staje się postacią i treścią poznawczą albo możemy powiedzieć, że przybiera formę poznawczą (species). A więc słowo byłoby chyba species intelligibilis (pierwszą formą poznawczą). Takie słowo będzie początkiem poznania mądrościowego.

Słowo prawdy staje się dla rozumu nakazem. Staje się nakazem moralnym, gdyż przybiera postać prawa moralnego („mów prawdę”, „czyń dobro”, „zachwyć się pięknem”, a może w tej wersji: „uwierz w prawdę”, „pokochaj dobro”, „przeżywaj piękno”). Słowo prawdy posiada moc zobowiązującą. Prawda zawarta w słowie zobowiązuje nas do wypowiedzenia nakazu moralnego. Dlatego słowo prawdy może być wypowiedziane tylko jako nakaz i prawo (czyli jako nakaz i zobowiązanie). Będzie to przede wszystkim prawo zobowiązujące nas do przestrzegania prawdy, do mówienia prawdy.

Wydaje się, że to w ten sposób w naszym umyśle powstaje sąd praktyczny. Będzie to żywy nakaz, a nie jakieś teoretyczne twierdzenie (teza), gdyż dotyczy on osobowej realności (czyli samej osoby człowieka). Osoby nie wolno okłamywać. Osoba wymaga i domaga się słowa prawdy. Tak właśnie w naszym umyśle rodzi się nakaz prawdy: „mów prawdę”. Gdy zabraknie tego nakazu, wtedy pojawiają się wątpliwości i niepewność. Rozum traci swoją zasadę i kryterium działania. Zasadą działania rozumu jest bowiem prawo moralne dotyczące prawdy: „zawsze mów prawdę”. Zasadą rozumu nie może być wiedza lub myślenie, gdyż zawierają one w sobie sprzeczność (raz są na tak a innym razem na nie). Żadne teoretyczne poznanie rzeczywistości nie będzie miało mocy zobowiązującej. Teoretycy uważali, że ma nas obowiązywać poznanie ogólne i konieczne. Dlatego sądzono, że prawdziwa jest wiedza ogólna i konieczna. Ale wiedza ogólna i konieczna pochodzi z naszego myślenie i jest jedynie zgodnością poznania z myśleniem. W wiedzy teoretycznej sprawdzamy, czy poznanie ogólne i konieczne jest zgodne z naszym myśleniem pojęciowym. Ale przecież ogólne pojęcia są zawsze przejawem naszego myślenia. Konkretne są tylko rzeczy i ludzie, czyli realne byty. My nie możemy myśleć realnymi bytami, ale możemy nakazać kontakt z nimi. Prawo moralne: „mów prawdę” nakazuje nam realny kontakt z drugim człowiekiem. Nakazuje nam chronić i utrwalać relację zachodzącą pomiędzy osobowymi własnościami prawdy. Nakazuje nam zachować odniesienie do Boskiej Prawdy oraz do każdej ludzkiej prawdy. Nakazuje nam wprost samo trwanie w prawdzie albo przy prawdzie.

To właśnie osobowy wymiar prawdy wyznacza ów charakter nakazu i zobowiązania. Tak w naszym umyśle rodzi się prawo moralne. Prawo moralne dotyczy osoby, a dokładniej własności osobowych zawartych w istnieniu będących podstawą osobowej aktywności. Prawo moralne dotyczy więc samej godności człowieka.

Osobowe dobro objawia się w woli jako czyn. Czyn jest wolitywną postacią dobra. Pojawiający się w woli czyn staje się aktem wolitywnym. Staje się czymś aktywnym i pożądawczym. Staje się pierwszym aktem woli. Czyn jest więc zasadą i pierwszym aktem woli. Czyn dobra jest dla woli zasadą działania. Czyn dobra niesie ze sobą (posiada w sobie) moc sprawczą dobra. Czyn jest samą aktywnością. Jest urzeczywistnieniem dobra. Czyn przynosi nam dobro. Sprawia dobro. Dlatego czyn jest darem dobra. Obdarować można czymś realnym, urzeczywistnionym. Dać można tylko coś realnego a nie możliwość. Czymś takim jest czyn dobra. Dzięki niemu urzeczywistniamy w działaniu dobro. Spełniamy dobry uczynek, to znaczy urzeczywistniamy jakieś osobowe dobro na gruncie natury. Jakby obdarzamy naturę osobowym dobrem. W ten sposób ją doskonalimy i wypełniamy, czyli właśnie spełniamy. Czyn dobra doskonali człowieka, czyli daje mu coś więcej niż posiada. Doskonalenie polega na obdarowywaniu. Obdarowuję drugiego człowieka swoim osobowym dobrem. Ale moje dobro musi osiągnąć siłę i moc sprawczą. Dobro musi zostać uaktywnione. To dokonuje się dzięki łączności z Bogiem (dzięki partycypacji w Jego Boskim Dobru) i dzięki darowi łaski. Dar Bożej łaski, ten dar od Boga, uaktywnia moje osobowe dobro. Sprawia, że dobro zaczyna działać na zewnątrz. Wtedy mogę dać swoje dobro. Dawniej mówiono, że dobro się rozlewa, że ma moc rozprzestrzeniania się (bonum est diffusivum sui).

Dobro jest czymś, czym możemy obdarzać innych. Jest jakimś nadmiarem (czymś niezmierzonym). Bernard z Clairvaux mówił, że miarą miłości jest to, że nie ma miary. W darze dobra wyraża się cała wolność woli. Ale zarazem czyn dobra niesie ze sobą powinność. Wyraża się to w powinności (nakazie) sumienia. Wraz z czynem dobra pojawia się powinność sumienia, czyli wezwanie „czyń dobro”. Wydaje się, że to wezwanie wykracza już poza porządek poznawczy. To nie jest już nakaz poznawczy, ale powinność działania. Do czynu dobra wzywa nas bowiem samo osobowe dobro. Jest to urzeczywistnienie dobra. Sama aktywność w postaci powinności. Działanie staje się powinnością, a powinność działaniem. Tak więc powinność woli wyraża się w samym działaniu – w czynie dobra. Działanie jako czynienie dobra jest zarazem czymś dobrym. Dobrze jest zrobić coś dobrego. W działaniu zawarta jest powinność (ago = debitum bonum).

Powiemy, że w tym przypadku mamy do czynienia z samym czynem moralnym. Czyn dobra jest czynem moralnym. Osobowe dobro wyznacza charakter czynu moralnego. To dlatego czyn dobra staje się czynem moralnym. Czyn moralny zawsze dotyczy osoby. Dotyczy również godności osobowej. Utrwala godność osoby i przenosi ją (uobecnia) na teren natury (władz naturalnych). Dlatego miłość, która stanowi główny czyn dobra, podkreśla i utrwala naszą godność.

Powinność jest związana z działaniem, z aktem, z czynem. Powinność objawia się w działaniu (w ago). Jeśli działam, to w samym akcie (ago - agere) zawarta jest powinność „czyń dobro”. Jeśli człowieka stać na czyn dobra, to łączy się z tym powinność czynienia dobra. Nie ma powinności poza działaniem. Nie ma powinności w rozumie, ona jest w woli. Ta powinność nie jest sądem rozumu. Jest to powinność woli – czyli sumienie. Jak słowo prawdy znajduje swój wyraz w nakazie prawa: „trzeba mówić prawdę” albo „masz mówić prawdę”, tak czyn dobra nadaje woli powinność sumienia: „czyń dobro” albo „należy robić coś dobrego”. Zatem powinność jest sprawą woli, a nie rozumu. To wola podejmuje czynienie dobra. Rozum dysponuje ze swej strony nakazem prawa dotyczącym prawdy.

„Czyń dobro” to jest powinność woli. Bo to wola podejmuje czyn dobra i to wola doświadcza powinności. To jest właśnie sumienie. Sumienie jest powinnością woli. Powinność sumienia jest rozkazem wykonawczym, a nie jakimś nakazem poznawczym (sądem rozumu), czyli zobowiązaniem prawnym. Sumienie ma moc wykonawczą. Ono nie rozważa niczego i nie planuje, ono rozpoczyna wykonanie.

Powiemy zatem tak. Osobowe dobro pod wpływem Bożej łaski działa na wolę wywołując w niej akt w postaci czynu. Ten pierwszy akt i zasada przybiera postać powinności sumienia: „czyń dobro”. Jest to dla woli zachęta i pobudka do działania. Jakby sam zapalnik do działania. Jakiś rozrusznik albo zapłon działania. Jest to zasada wolitywna. To musi być coś zawartego w woli, co ma wyłącznie wolitywny charakter. Czyżby to była właśnie miłość?

Miłość zapala nas do działania, do aktywności. Mówimy, że miłość płonie. Jest właśnie jakimś płomieniem i zapalnikiem. Dzięki niej może wybuchnąć lub wydarzyć się działanie. Powinność sumienia jest więc iskierką, która wszystko zapala. To ona zapala nas do działania.

Podsumowując powiemy, że pierwszy czyn dobra stanowi początek działania. Staje się od razu aktem powinności „czyń dobro”. Jest to powinność sumienia, która wzywa nas i zachęca do działania. Po prostu powiemy, że powinność sumienia rozpoczyna nasze działanie jako pobudka do działania. Impulsem do działania nie może być jedynie samo poznanie. Sąd rozumu w postaci prawa moralnego jest tylko impulsem poznawczym, jest impulsem do wiary i dalej do wiedzy, ale nie może być impulsem do działania. To musi być coś stricte wolitywnego (pożądawczego). Sama chęć działania.