26.09.2022

Stereotyp myślenia jako poznania

Od razu muszę przyznać, że jestem twardym krytykiem myślenia (cogito). Dlatego twierdzę, że myślenie nie jest poznaniem. Nie jest poznaniem realności (tego, co realne). Myślenie tworzy jedynie przeróżne możliwości poznawcze. Tradycyjna filozofia rozpoczynała zawsze od poznania rozumiejącego (od rozumienia realności) i nadal musimy uprawiać filozofię w ten sposób. Jeśli różni filozofowie zaczynali od myślenia to zawsze zbaczali na manowce. Należy wystrzegać się takich myślicieli.

Gdy tłumaczyłem teksty Wiktoryna, zastanawiało mnie i wprost oburzało, że tłumacz francuski i znakomity badacz filozofii greckiej przekłada łacińskie intellegere jako myślenie (fr. pense). Okazuje się, że język francuskich myślicieli od czasów Kartezjusza jest skażony dominacją myślenia. Odtąd myślenie jest uważane za poznanie umysłowe. 

Natomiast w tradycji scholastycznej intelligere funkcjonuje jako poznanie umysłowe, które prowadzi człowieka do rozumienia (intellectus). Najlepiej jest to widoczne u Anzelma z Canterbury w jego słynnej formule fides quaerens intellectum. Tak więc podstawą filozofii, czyli badania i wyjaśniania rzeczywistości (tego, co realne), powinno być poznanie, które prowadzi nas do rozumienia. Efektem poznania umysłowego (intelligere) jest rozumienie (intellectus) i to rozumienie staje się podstawą dla wypowiedzi o świecie i człowieku. Pierwszym efektem jest sformułowanie właściwej nazwy. Gdy zaczynamy posługiwać się nazwami (czyli wypowiadanymi słowami), wówczas tworzymy zdania i w ten sposób powstaje język.

Jak to działa w rzeczywistości? Mam taki przykład z życia wzięty. Gdy idę z pieskiem na spacer, spotykamy mamę z małym dzieckiem. Dziecko patrzy na pieska i woła: "Hau, hau". Na to mama mówi do dziecka: "To jest piesek". Jeśli próbuje wyjaśnić coś więcej, wtedy mówi: "Piesek to takie zwierzątko, które robi hau, hau". Cała ta sytuacja obrazuje poznanie i rozumienie tego, co realne. Dziecko zobaczywszy pieska reaguje na to spotkanie rozumieniem wyrażonym w słowach "hau, hau". Na to mama wskazuje na właściwą nazwę, która funkcjonuje w języku. Jeśli chce wytłumaczyć dziecku, co to jest, posługuje się zrozumiałą dla niego definicją: "zwierzątko, które robi hau, hau". Mamy więc poznanie, które skutkuje rozumieniem, jeszcze nazwanym w sposób dowolny, ale które natychmiast zostaje określone zgodnie z nazwą występującą w języku. Na koniec pojawia się także definicja, czyli opisowe wyjaśnienie. Na tym polega skuteczna komunikacja, będąca pierwotnym celem stosowania języka.

Filozofia grecka wykorzystywała myślenie w postaci logiki do porządkowania wiedzy (teorii naukowej). Myślenie w tej postaci ma zdolność porównywania i pokazywanie różnych odniesień formułowanych zdań i wypowiedzi. W ten sposób powstaje wnioskowanie i porządkowanie poglądów. W historii nauki sformułowano dwa sposoby wnioskowania. Dedukcja wychodzi od ogółu i przechodzi do szczegółowych tez, natomiast indukcja (stosowana później w naukach przyrodniczych) wychodzi od szczegółowych faktów i zmierza do tez ogólnych. Takie stosowanie logiki należy uznać za myślenie pożyteczne, gdyż wspiera ono powstawanie wiedzy naukowej. 

Ale mamy również myślenie szkodliwe, które stanowi bezpośrednią negację realności. W tym sensie myślenie nie jest poznaniem, lecz stanowi zaprzeczenie realistycznego poznania. Takie myślenie jest twórcze, jednak otwiera przed nami jedynie dowolne pole możliwości. Twórcze myślenie sprawdza się w sztuce i literaturze. Musimy jednak pamiętać, że literatura nie jest filozoficznym poznaniem. Literatura jest narracją. Dzisiaj zamiast poznania proponuje się ludziom literacką albo wprost ideologiczną narrację. Nawet filozofia staje się obecnie dowolną narracją (twórczym myśleniem). Okazuje się, że takie twórcze myślenie pociąga ludzi bardziej niż poznanie realności. Po co nam żmudne poznawanie człowieka, kiedy możemy pomyśleć sobie dowolne możliwości. Myślenie dotyczy bowiem możliwości, a nie dotyczy realności. Otóż podstawą filozofii musi być poznanie realności, a nie tworzenie możliwości.

Zobaczmy, jak w tym układzie funkcjonowało filozofowanie u Greków. Z jednej strony mamy przykład Parmenidesa, zaś z drugiej Arystotelesa. Posługując się poznaniem i rozumieniem realności Parmenides sformułował znakomitą nazwę i związane z nią pojęcie - to on = coś będącego = coś realnego (później tłumaczone jako byt). Od razu widzimy, że to określenie zawiera rozumienie tego, co realne. Cóż jednak stało się dalej? Filozof stwierdza: byt jest, zaś niebytu nie ma (niebyt nie jest). Mamy tutaj radykalne zastosowanie pomyślanej negacji tego, co realne. To doprowadziło go do przyjęcia ogólnego i wszechogarniającego pojęcia bytu, co ostatecznie zaowocowało monizmem. Jest jeden niezmienny byt. W ten sposób myślenie zastąpiło rozumienie i poznanie realności.

Zupełnie inaczej postępuje Arystoteles. Do opisu realności posługuje się on nazwą i pojęciem ousia - istoty, substancji. Ale od razu stwierdza, że mamy do czynienia z wielością substancji lub bytów substancjalnych. Widzimy więc, że u niego pojęcie substancji (istoty) oznacza odrębną realność jednostkową. Czym charakteryzuje się taka substancjalna realność? Arystoteles uważa, że realne byty poznajemy jako działające. Widzimy i poznajemy ich działanie - ergon. Takie realne działanie musi posiadać swoją zasadę, która ma moc sprawczą - ergeia. Skoro poznawany byt działa sam z siebie, to zasada lub przyczyna działania musi być zawarta w tym bycie. Stąd pojawia się ostateczne określenie całej tej aktywności, czyli energeia. Pojęcie energeia tłumaczone później jako akt (actus) pokazuje nam charakter i rolę samego sedna realności. (Actus będzie w filozofii średniowiecznej zasadą działania, czyli actio). Dla Arystotelesa energeia stała się jednocześnie zasadą działania i zasadą realności bytu substancjalnego. To pokazuje, że ten Filozof ustrzegł się skręcenia w stronę myślenia, które wiedzie najczęściej na manowce.

Co więcej, Stagiryta nie dokonuje absolutyzacji zidentyfikowanej zasady bytu, lecz podąża dalej za poznaniem i rozumieniem badanej realności. Grecy już wcześniej pojmowali ten nasz cielesny (materialny) świat jako sferę stawania się. Byty w swoim działaniu stale się stają i zmieniają, co możemy obserwować na co dzień. Arystoteles przyjął więc, że taka sfera stawania się jest obecna w każdym bycie substancjalnym. Nazwał ją słowem dynamis. Możemy za Mistrzem mówić o sferze dynamicznej, gdzie dokonuje się stawanie. Ta sfera będzie później interpretowana jako coś możnościowego, czyli potencjalność bytu. Od razu należy zaznaczyć, że energeia oraz dynamis dopełniają się ontycznie stanowiąc zarazem jakby swoje przeciwieństwa. Energeia jest siłą i zasadą sprawczą, zaś dynamis stanowi niejako pole działania i stawania się. W średniowieczu ten zestaw energeia kai dynamis przełożono na terminy actus et potentia (akt i możność). Akt skojarzony przez Tomasza z Akwinu z istnieniem urealniającym byt (esse) stał się zasadą realności i aktywności bytu. Natomiast istota (essentia) jako sfera potencjalna musi podlegać urealniającej mocy istnienia, a dzięki swoim działaniom uzyskuje określoną tożsamość (naturę).

W przypadku człowieka filozofia (w postaci metafizyki) musi uwzględniać cały zakres realności (tej twardej i tej miękkiej), czyli sprawczą podmiotowość istnienia oraz potencjalną sferę działania, gdzie przebiegają działania zewnętrzne. Nie wolno więc traktować sfery istotowej (natury człowieka = duchowość + cielesność) jako pełnej czy jedynej realności ludzkiego bytu, ponieważ wtedy musiałaby ona być zarazem własną przyczyną (przyczyną swojego działania). Dlatego nie należy twierdzić, iż istota ludzkiego bytu (jako natura) stanowi samodzielną i samorealizującą się podmiotowość. Potrzebuje ona urealniającej przyczyny oraz zasady aktywizującej jej działanie i stawanie się. W tym zakresie mówimy o rozwoju osobowości mającej charakter moralny oraz o ćwiczeniu i rozwoju fizycznym cielesności człowieka. 

Możemy powiedzieć, że właśnie w ten sposób rozwijała się realistyczna filozofia, czyli metafizyka. Cóż stało się jednak w dobie nowożytności? Po prostu zanegowano poznanie realności, co doprowadziło do dominacji myślenia (cogito), zaś w szczytowym momencie niemiecki myśliciel zabsolutyzował myślenie do końca. Kartezjusz posłużył się wątpieniem, żeby osiągnąć pewność poznania. Ale to jego wątpienie odrzuciło całkowicie wszelkie poznanie realności, co w efekcie doprowadziło do pojawienia się myślenia - takiego czystego myślenia, które jest bezprzedmiotowe. A dalej już należało tylko wymyślać koncepcje człowieka i świata, czy też Boga. W tym samym kierunku poszedł Kant, który w swoim krytycyzmie przyjął, że rzeczywistość (realne rzeczy) jest niepoznawalna. Stąd u niego z kolei myślenie musi posługiwać się fenomenami (takimi możliwymi (pomyślanymi) obrazami rzeczy i faktów). Wreszcie Hegel zabsolutyzował myślenie do końca twierdząc, że to sama rzeczywistość jest logiczna, gdyż wyrasta z myślenia Boskiego. Nie ma więc sensu poznawać cokolwiek, skoro wystarczy pomyśleć o wszystkim. W ten sposób Hegel uważał, iż osiągnął poziom Boskiego myślenia, sądząc, że rzeczywistość został wymyślona przez Boga. 

Z tej Heglowskiej apoteozy myślenia wynikało, że poznanie jest zupełnie niepotrzebne, bo wystarczy zwykłe myślenie o świecie. Zachwycał go fakt, że zdołał odkryć czy właściwie wymyślić historyczny rozwój ludzkości, a więc poznać zamysł Boga. Z tej absolutyzacji myślenia wynikał jeszcze jeden wniosek, który wysnuli już jego następcy. Skoro mamy wyłącznie myśleć o rzeczywistości, to znaczy, że nasze myślenie ma moc zmieniania tego, co realne. W ten sposób powstaje najbardziej szkodliwa forma myślenia, czyli ideologia. Ideologia jest bowiem takim myśleniem, które neguje rzeczywistość, lecz co więcej ona jest myśleniem, które zamierza zmieniać to, co jest realne. Dlatego modne ideologie chcą zmienić realność człowieka wymyślając coś zupełnie nowego (postulując absurdalne możliwości, chociażby rozmnażania w nieskończoność ludzkiej płciowości). Jeśli myślenie bierze się za zmianę istniejącej realności, to staje się ono jak najbardziej szkodliwe i niebezpieczne. 

Podsumujmy nasze rozważania. Myślenie wyrasta z negacji realności, czyli z negacji poznania tego, co rzeczywiste. Dlatego myślenie (cogito) nie jest i nie może być poznaniem umysłowym. Myślenie jest jedynie tworzeniem możliwości, czyli fenomenów udających coś realnego. Jeśli myślenie zapanuje nad rzeczywistością, jak u Hegla, to wtedy wydaje mu się, że może dowolnie zmieniać albo kreować realność. Tak postępuje ideologia, która jest najbardziej szkodliwym sposobem myślenia.

15.09.2022

Zmarł prof. M. GOGACZ

 


Wszystko zawdzięczamy Mistrzom

Laudacja na 80-lecie prof. M. Gogacza

Wiedzy możemy się nauczyć z książek, z podręczników i encyklopedii. Możemy się nauczyć poglądów i twierdzeń, pojęć i ich znaczeń. Natomiast mądrość nabywamy obcując z mądrymi ludźmi. Takimi ludźmi są zawsze nasi Mistrzowi. Całe szczęście, jeśli w swoim życiu spotykamy takich nauczycieli. Dla nas takim Mistrzem jest profesor Gogacz i pozostanie nim na zawsze.

Filozofia, jak wszyscy wiedzą, powinna być umiłowaniem mądrości. Ale filozofia nie osiągnie poziomu mądrości, jeśli zabraknie jej takich mądrych nauczycieli. Profesor Gogacz uczy nas przede wszystkim umiłowania mądrości. Sam z pewnością czerpał tę mądrość od swojego bezpośredniego nauczyciela oraz z pism św. Tomasza z Akwinu.

Zdobywanie wiedzy jest żmudne i pracowite. Osiąga się to stopniowo i systematycznie. Ale mądrość przychodzi i objawia się niespodziewanie. W książkach i artykułach Profesora znajdziemy jedną i drugą. W jego poglądach filozoficznych wiedza łączy się z mądrością. Wiedza prowadzi nas do mądrości, a mądrość wypełnia wiedzę i stanowi jej ukoronowanie. Jeśli teraz zapytamy, w czym przejawia się mądrość Profesora, to trzeba powiedzieć, że przede wszystkim w metafizycznym ujęciu osoby człowieka. To właśnie mądrość pozwala nam poznać to, co osobowe. Profesor uczy nas rozpoznawania realności człowieka i docierania do niej. Pokazuje nam sens i znaczenie aktu istnienia. Bez aktu istnienia nie będzie bowiem realności istoty i realności bytu. Dlatego Profesor przestrzegał nas zawsze przed wszelkiego typu esencjalizmami, wskazując na konieczność uprawiania metafizyki istnienia (nazwał to tomizmem konsekwentnym). W tym temacie jest wierny swojemu mistrzowi – Tomaszowi z Akwinu.

Takie podejście pozwoliło profesorowi Gogaczowi spojrzeć w nowy sposób na zagadnienie osoby. Okazuje się, że dla właściwego rozumienia osoby należy sięgnąć do aktu istnienia i przejawiających go własności transcendentalnych. Dopiero w takim odniesieniu odkryjemy aktywność osoby, którą stanowią relacje osobowe nawiązywane pomiędzy ludźmi a Bogiem i między ludźmi wzajemnie. Ukazanie istnieniowego charakteru relacji osobowych jest doniosłym osiągnięciem naukowym Profesora. Jest jednocześnie wyrazem głębokiego wniknięcia w rozważania św. Tomasza z Akwinu i wydobycie z nich wymiaru mądrościowego. Żeby właściwie pojąć podmiotowość osobowej aktywności człowieka, trzeba dotrzeć do samego aktu istnienia. Nie zdoła nam tego zapewnić ani poznanie zmysłowe (empiryzm), ani ludzkie myślenie (filozofia świadomości i cogito). I tutaj profesor Gogacz odwołuje się do zapomnianego już dawno doświadczenia mowy serca. Pokazuje nam, że mowa serca wyrasta z aktywności własności transcendentalnych prawdy i dobra, i dlatego informuje nas o osobowej aktywności tych własności. Poprzez kontemplację i sumienie przemawia do nas osobowa prawda i osobowe dobro. Tylko dzięki temu jesteśmy w stanie odkryć osobę człowieka. Możemy powiedzieć, że właśnie w ten sposób Profesor ukazał przed nami osobę człowieka.

Ponadto profesor Gogacz pokazuje nam moralny sens życia osobowego. Według niego moralność jest oparta na zasadach osobowego działania – na kontemplacji i sumieniu, które prowadzą do mądrości. Pokazuje, że bez kontemplacji i sumienia nie doświadczymy osoby człowieka. A bez doświadczenia osoby i jej godności, trudno jest działać naprawdę moralnie. Dlatego Profesor w swoich tekstach postuluje, że powinniśmy się wsłuchać w mowę serca, która płynie z samego aktu istnienia. To mowa serca informuje nas o realności osoby człowieka. Mowa serca opowiada nam o prawdzie i dobru zawartych w człowieku. Dzięki temu możemy zaakceptować tę prawdę i uwierzyć w człowieka. Dzięki temu możemy także afirmować dobro i pokochać samego człowieka. W ten sposób relacje osobowe zostają przełożone na konkretne działania moralne. A więc pokazuje to, że moralność ma korzenie w osobowym istnieniu człowieka. Dopiero dostrzeżenie osobowego charakteru istnienia pozwoli nam w podejmowaniu działań moralnych. Wtedy człowiek zaczyna służyć człowiekowi i chronić jego osobę od poczęcia aż do śmierci.

Tego wszystkiego możemy się dowiedzieć dzięki wiedzy i mądrości profesora Gogacza. Dzisiaj już wiemy, że jego nauczanie otworzyło nam nowe horyzonty. Skierowało metafizykę i etykę na nowe tory. Zwróciło je bezpośrednio do osoby i osobowej godności, do doświadczenia osoby w mowie serca. W filozofii nie ma innej drogi poznania osoby człowieka. Dlatego pojawia się tyle błędów uważających za osobę świadomość lub zdolność myślenia i wolność, albo zdolność tworzenia kultury lub ekonomii. Natomiast Profesor pokazuje nam, że osobę człowieka stanowi sama podmiotowość istnienia. To jest mądrość jego filozofii. I za to Mu dziękujemy.