30.11.2016

Lubię niebo




RazNaRodowo




Jeszcze o demokracji



Z filmu dokumentalnego o Napoleonie zapamiętałem dwie wypowiedzi: 1) któregoś dnia Napoleon wstał o 5-tej rano, żeby uratować Naród; 2) a dalej Napoleon stwierdził: wojsko to Naród.

Można z tych fragmentów wyciągnąć wniosek, że w tamtych czasach (po Rewolucji) wojsko Napoleona było w stanie uratować francuski Naród i Państwo. Nawet dzisiaj w XX wieku wojsko przejmuje władzę w różnych przewrotach politycznych. Co oznacza jedno, że wojsko posiada polityczną siłę sprawczą.

W Polsce przewrotu politycznego dokonali robotnicy. Można zatem przyjąć, że w Sierpniu 80 roku to strajkujący robotnicy stanowili Naród. Potrafili zgodnie współdziałać, domagać się praw i wolności obywatelskich. Wydawało się także, że posiadają przywódcę na miarę Napoleona. Niestety okazało się, że nawet zorganizowani robotnicy nie mają siły wojska. Dlatego wojsko mogło stłumić Ruch Solidarności.

Trzeba zapytać, czy we współczesnych demokracjach znajdzie się taka siła społeczna, która byłaby zdolna uratować Naród lub Państwo. Otóż demokratyczne społeczeństwo składa się z oderwanych jednostek, czyli wolnych i równych obywateli. Ale takie społeczne wyrównywanie doprowadziło do panowania przeciętności (pop-kultura, pop-technika). Nie ma tutaj miejsca na wybitne jednostki, bo demokracja potrafi wszystko zniwelować.

Jedyna możliwość przewrotu politycznego polega na wyborach. Wyborcy są w stanie przegłosować dowolną zmianę. Jak widzimy, nawet w Ameryce ludzie mają dosyć pustych obietnic demokracji. Dlatego jedynym wyjściem jest umocnienie w wyborcach poczucia wspólnoty narodowej. Obywatele-wyborcy muszą mieć poczucie współdziałania w ramach Wspólnoty Narodowej. Lecz jak to osiągnąć?

Politycy odpowiedzą nam, że potrzebna jest edukacja w tym kierunku. Ale to wiąże się z kwestią dłuższego czasu. Czy można coś zrobić, gdy nie ma czasu na edukację, która trwa latami? Filozof powie, że należałoby odwołać się do osobowej godności człowieka (jednak to dotyczy rzeszy obywateli). Kto dziś pamięta o godności własnej lub cudzej? Dopiero gdy ludzka godność zostaje naruszona w sposób drastyczny, dopiero wtedy odzywa się w człowieku głos sprzeciwu. Jeżeli ludziom (obywatelom) zapewni się zwykłą codzienność (przysłowiowa woda w kranie), to wówczas nie będą chcieli protestować ani niczego zmieniać. Trzeba więc dać im to wszystko, co jest niezbędne na co dzień, zarazem pouczając ich, że jeśli chcą osiągnąć coś więcej, to muszą się poddać politycznej poprawności, która jest podstawą ustroju demokratycznego. Demokracja jest ustrojem zwykłej przeciętnej codzienności. Dlatego trzeba sprowadzić społeczeństwo do tego poziomu, żeby mogły rządzić „oświecone elity”.

Czy więc zwykły obywatel może się wyrwać z tego zaklętego kręgu demokracji? Dopóki nie odkryje swojego poniżenia (utraty godności osobowej), dopóty będzie posłuszny władzy. Co zatem może sprawić, że człowiek odkryje swoje poniżenie? Tym może być prawdziwa religijność. Tylko przeżywając realne relacje osobowe z Bogiem (Bogiem Osobowym) możemy sami poczuć się osobą lub doświadczyć  własnej osoby. Wówczas odkrywamy, że człowiek jest przede wszystkim osobą i powinien żyć i działać jako osoba, a nie zamieniać się w myślącego robota. Dlatego demokratyczne państwo (ogłaszając się jako państwo świeckie) walczy z Kościołem, przede wszystkim z Kościołem Katolickim, bo to katolicy wierzą w Osobowego Boga.

Musimy pamiętać, że osobową godność nadał nam Osobowy Bóg, a nie żadna bezosobowa władza, a już na pewno nie bezpłciowa demokracja.

22.11.2016

Model instytucjonalny czy wspólnotowy?



Greccy filozofowie chcieli stworzyć wiedzę na temat właściwego zarządzania państwem – czyli politykę. Sokrates poszukiwał definicji sprawiedliwości albo męstwa, gdyż uważał, że taka wiedza jest niezbędna dla właściwego funkcjonowania państwa (polis jako społeczności państwowej).

Można stwierdzić, że pojawiła się wtedy wizja ludzkiej natury (tej rozumnej natury), która pozwala działać człowiekowi na gruncie społecznym (w polityce). Przyjmowano, że właściwie rozwijająca się rozumność człowieka zapewni mu skuteczne i rozsądne działanie w życiu publicznym polis.

Platon jako pierwszy doszedł do wniosku, że struktura społeczna (a co za tym idzie ustrój polityczny) powinna być określona i wyznaczona przez porządek ludzkiej natury. Skoro u człowiek na czele stoi rozum, to również w państwie najwyżej powinni stać ludzie kierujący się rozumem, czyli filozofowie. W ten sposób stworzył on pierwszą wizję państwa doskonałego, w którym struktura społeczna miała być odwzorowaniem porządku ludzkiej natury. Wiedza o ludzkiej naturze jako wiedza filozoficzna miała wyznaczać ład i porządek społeczny. Należałoby zadać sobie teraz pytanie, dlaczego cała ta koncepcja doprowadziła do wizji państwa w jakiejś mierze totalitarnego? Czyżby zabrakło pełnej wiedzy o człowieku, a może nie uwzględniono tutaj zasad życia społecznego? Jednak Ateńczycy mieli już za sobą przetestowanie różnych ustrojów politycznych, zaś Platon jest do dzisiaj uznawany za wielkiego filozofa.

Zobaczmy, jak na tę propozycję Platona zareagował Arystoteles. Przedstawił on swoją koncepcję etyczną, która uczyła, jak należy doskonalić ludzka naturę uważaną za zasadę działania człowieka. Arystoteles bliższy zwykłej praktyce zdawał sobie sprawę, że ludzkie działania mogą być i są rozbieżne (wskazywał w tym zakresie na przeciwne skrajności). Otóż właściwego działania należy poszukiwać po środku, co pozwalałoby zarazem na trwałe usprawnianie tego działania. Dla Arystotelesa właściwym postępowaniem na polu społecznym było podążanie drogą pośrednią z wykluczeniem skrajności (mediocritas).

W ten sposób Filozof pokazywał, że w działaniu ludzkiej natury nie tyle najważniejszy jest porządek władz duchowych, lecz ich odpowiednie usprawnienie (czyli doskonałość etyczna). Nie należy więc przekładać bezpośrednio struktury duchowej człowieka na porządek społeczny, jak proponował Platon, ale trzeba zadbać o szeroką doskonałość działania duchowego (czyli o wychowanie), co z kolei powinno przekładać się na właściwą działalność polityczną i społeczną. Toteż politykami powinni być ludzie doskonali etycznie, gdyż będą oni najlepiej działali na rzecz państwa (społeczności państwowej). Możemy więc powiedzieć, że Arystoteles odrzucił bezpośrednie przełożenie struktury duszy na porządek polityczny, zaproponował natomiast pośrednie przełożenie działania etycznie dobrego na działalność polityczną. Struktura ustroju politycznego pozostawała u niego do wyboru ze względu na realizację różnych zadań społecznych. Na przykład prowadzenie wojny powodowało, że władzę oddawano w ręce jednego wodza.

Można przyjąć, że Arystoteles wiedział, że nawet filozofowie mogą się mylić, dlatego nie należy bezkrytycznie oddawać im władzy. Do rządzenia najlepiej nadaje się człowiek etyczny – roztropny, sprawiedliwy, umiarkowany i mężny. To wcale nie musi być filozof, jak chciał Platon. Platon, dla którego wzorem filozofa był mądry Sokrates, opowiadał się za natomiast za rządami filozofów. Wydaje się, że Arystoteles był bardziej sceptyczny w tym względzie.

Dzisiaj możemy powiedzieć, że historia pokazuje nam, że ludzka natura nie zawsze działa mądrze i sprawiedliwie. Co więcej, trzeba przyjąć, że w przeważającej mierze nasza natura działa niewłaściwie. Dlatego greccy filozofowie dostrzegli potrzebę kształcenia i rozwijania zarówno sfery duchowej, jak i sfery cielesnej człowieka. Było to odwołanie się do pełnej realności człowieka, gdyż ludzka naturę uznawano za sprawczą podmiotowość, która jest zawarta w samym człowieku (w substancjalnym bycie ludzkim). Przyjmowano, że człowiek działa w sposób rozumny, stąd do swojego działania potrzebuje wiedzy i sprawności etycznych. Twierdzono, że taką doskonałość możemy osiągnąć dzięki kształceniu i wychowaniu, czym miały się zajmować szkoły filozoficzne. Czy w tym zakresie wszystko się udawało jak należy, czy może jednak czegoś nie udało się osiągnąć?

Przecież trzeba się zgodzić, że dzisiaj zapanowało powszechne wykształcenie, co oznacza, że ludzie jak najlepiej rozwijają swoją rozumność. A jednak okazuje się, że nadal coś jest nie tak, bo ogólne wykształcenie nie przekłada się na sensowność działań politycznych. W związku z tym można chyba postawić tezę, że ludzka natura nie poddaje się w pełni doskonaleniu. Dlaczego tak się dzieje? Powód może być prosty. Otóż głównym błędem jest przypisywanie naturze człowieka mocy sprawczej. Jak już wspomnieliśmy, uznano naturę za sprawczą podmiotowość ludzkiego działania. Całą moc działania przypisywano wyłącznie naturze. Ogłoszono, że człowiek działa na mocy swojej natury. Gdyby ludzka natura posiadała pełnię mocy sprawczej, wtedy podlegałaby stałemu doskonaleniu. Skoro jednak nie możemy stwierdzić, że ta natura się rozwija i doskonali etycznie, czyli żeby w ogóle ulegała zmianie na lepsze (jak chcieli marksistowscy rewolucjoniści), to trzeba przyjąć, że natura nie posiada odpowiedniej mocy sprawczej. Ludzka natura jest co najwyżej podmiotem wykonawczym, jakby jakimś narzędziem, którym posługuje się podmiotowość sprawcza. Na co dzień człowiek posługuje się różnymi narzędziami. Aby te działania mogły się rozwijać i doskonalić, wymaga to zarazem ulepszenia lub zmiany narzędzia. Przecież żadne narzędzie nie będzie w stanie samodzielnie się udoskonalić.

Cóż zatem może udoskonalić naturę? Religia chrześcijańska daje nam prosta odpowiedź. To łaska doskonali naturę. Ale musimy sobie zdawać sprawę, że łaska płynie do nas poprzez osobę. Osoba jest bowiem w człowieku podmiotowością istnienia i działania, jak uczył nas K. Wojtyła. Trzeba więc przyjąć, że to osoba jest podmiotowością sprawczą w człowieku. Osoba jako podmiotowość istnienia (suppositum essendi) dysponuje mocą sprawczą aktu istnienia. To osoba napędza więc działalność natury ludzkiej (działania duszy i ciała). Chodzi tutaj o realną aktywność, która stanowi podstawę rzeczywistej działalności człowieka. Natomiast natura oderwana od osobowej aktywności podejmuje wyłącznie działalność intencjonalną, która w żaden sposób nie doskonali człowieka w zakresie jego realności. Działalność intencjonalna (myślenie, wolność, przyjemność) odbywa się w sferze możliwości. W ten sposób powstają jedynie nowe możliwości działania, czyli twórczość artystyczna i techniczna. Niestety takie działania nie tworzą rzeczywistej łączności wspólnotowej, czyli nie przyczynują realnych więzi społecznych. Dlatego działania intencjonalne nie sprawdzają się zupełnie w działalności politycznej. Polityka albo ustrój polityczny muszą być oparte na rzeczywistych więziach społecznych (czyli na relacjach wspólnotowych), które mają swoje miejsce w realnych wspólnotach społecznych (a więc w rodzinie oraz we wspólnocie rodzin, jaką stanowi naród).

Niestety politycy wciąż od nowa próbują wymyślać sposoby organizacji życia społecznego i politycznego. Na przykład dzisiaj górę bierze jakaś wiara czy wprost zadufanie w sprawczą moc instytucji politycznych. Jeśli nie radzą sobie instytucje rządowe, to powstają im na pomoc instytucje pozarządowe. Rozwiązywanie problemów społecznych widzi się jedynie w tworzeniu nowych instytucji, jednak zapomina się, że tworzenie instytucji jest zawsze wymysłem człowieka. W Unii Europejskiej mamy do czynienia z jakimś przerostem instytucji biurokratycznych, które na dodatek żyją na koszt zwykłych obywateli nie służąc im do niczego. Trzeba zmienić ten zgubny trend i postawić na realną działalność wspólnot osobowych, które są powiązane realnymi relacjami społecznymi, które z kolei wyznaczają faktyczną działalność społeczną. Nie ma innej drogi rozwoju.

Jeszcze raz w sprawie narodu



Zadziwia mnie sytuacja medialna, gdy „specjaliści od polityki” przeprowadzają swoje rozważania dotyczące np. pojęcia narodu. Okazuje się, że dzisiaj naukowcy zatracili zupełnie kontakt z rzeczywistością zdając się na łaskę i niełaskę własnej świadomości. Czy naprawdę nie zdają sobie sprawy, że do analizy jakiegoś pojęcia (wszystko jedno narodu czy polityki) wykorzystują jedynie różne stworzone teorie lub poglądy, opinie, czyli wyłącznie ludzkie myślenie. Analizy pojęciowe polegają jedynie na myśleniu i przebiegają tylko w sferze myślenia, gdyż to myślenie tworzy pojęcia, którymi się posługujemy. Analiza pojęcia dotyczy wyłącznie świadomości naukowca. Opierając się tylko na myśleniu możemy tworzyć dowolne treści (żeby nie powiedzieć wymysły). Wszystko to razem nijak się ma do rzeczywistości, jaką na przykład jest naród. Stąd rodzą się takie kuriozalne tezy, że narody nie tworzą państw, lecz to państwo tworzy dany naród (w TVP). Jak to się przekłada na bieżącą politykę, to widzimy na bieżąco.

Wszelkie rozważania filozoficzne, a nie o charakterze literackim (esej literacki nie ma na ogół nic wspólnego z filozofią), należy rozpoczynać od poznania rzeczywistości, czyli od poznania tego, co realnie istniejące, a nie od tego, co wymyślone. Naród jest wspólnotą, ale to nie znaczy, że jest zgromadzeniem poszczególnych ludzi. Takie nagromadzenie ludności można nazwać społecznością lub społeczeństwem, ale nie narodem. Naród stanowi wspólnotę wspólnot osobowych (wspólnot rodzinnych i lokalnych). Naród jest więc szeroką wspólnotą powstałą na zasadzie wzajemnej łączności wąskich wspólnot osobowych (podstawowych wspólnot rodzinnych). Ta łączność może być związana z kulturą (wspólny język, wspólne obyczaje, wspólna historia i tradycja, wspólne wierzenia i kult religijny) oraz z naturą (wspólne terytorium i wspólny krajobraz /wiejski lub miejski/, wspólna gospodarka /rolnictwo lub przemysł, dawniej rzemiosło). 
Otóż taka łączność wspólnotowa przebiegająca na tych różnych poziomach jest w stanie doprowadzić do osiągnięcia jedności organizacyjnej, czyli właśnie powstania jakiejś formy państwowości (dawniej było to księstwo lub królestwo, zaś dzisiaj stawia się na demokrację, chociaż ja wolę rządy republikańskie). Absurdem jest zatem teza, że to państwo stwarza jakiś naród. Niestety jeśli uciekamy się (od realności) do myślenia, to trzeba zdawać sobie sprawę, że możemy wymyślić niestworzone rzeczy (to naprawdę nic trudnego). Dlatego nie chodzi o to, żeby analizować jakieś pojęcia, bo wtedy od razu popadamy w myślenie, lecz trzeba uparcie dążyć do poznania rzeczywistości, nawet jeśli może się ona wydawać nieuchwytna, czyli trudna do poznania.

Dlatego istnienie narodu zależy przede wszystkim od wzajemnej współpracy na rzecz budowania i osiągania jedności działania, czyli właściwej organizacji współdziałania nastawionej na ciągły rozwój. Tego powinna dotyczyć polityka państwowa. Jednak tego rozwoju nie wolno sprowadzać tylko do wskaźników wzrostu PKB. Faktyczny rozwój społeczny musi obejmować współdziałanie (czyli działania wspólnotowe) na wszystkich poziomach człowieczeństwa, zarówno tych osobowych w rodzinie, jak i tych gospodarczych w społecznościach lokalnych i regionalnych).

Dopiero gdy różne wspólnoty (duże i małe) mają poczucie współdziałania dla wzajemnego rozwoju (a nie tylko jakiegoś dochodu na głowę), dopiero wtedy można mówić, że obywatele zaczynają się identyfikować z tradycją i kulturą narodową. Co więcej dopiero wtedy wszyscy stają się narodem. Naród, a tym bardziej poczucie patriotyzmu, nie wyłania się bowiem ze wspomnień historycznych o zwycięstwach lub klęskach. Mówiąc wprost, sama historia nie tworzy narodu. To naród tworzy swoją historię, ale tworzy ją w działaniu i poprzez działanie. Dlatego to, co możemy nazwać narodem, powstaje we wspólnym działaniu wszystkich obywateli (działaniu wspólnotowym).

Mamy tutaj ewidentny przykład, gdyż w ten sposób powstał naród amerykański. Ludność Ameryki walczyła ze sobą, ale przede wszystkim ci ludzie chcieli i potrafili ze sobą współdziałać. To właśnie dzięki tej szerokiej współpracy stworzyli swoją państwowość jako wyraz narodowego etosu. I tym chlubią się do dzisiaj. Natomiast Europa idzie inną drogą. Europejskim demokratom wydaje się, że współdziałanie społeczne można wymyślić za biurkiem. Pewnie, że można, ale co to daje, to widzimy bezpośrednio dzisiaj. Otóż trzeba i należy pozwolić współdziałać ludziom, którzy tworzą realne wspólnoty – wspólnoty rodzinne, lokalne i regionalne wspólnoty wspólnot rodzinnych, a przede wszystkim szersze wspólnoty narodowe, ponieważ tylko wówczas osiągniemy faktyczny rozwój społeczny (rozwój wszystkich razem).

14.11.2016

Jak zginęła prawda o człowieku?


Obudził się koło południa. Przeciągnął się i wstał. Obmył twarz i spojrzał w lustro. Stwierdził, że musi podbić świat, skoro odkrył prawdę o człowieku, ale zupełnie nie wiedział, jak to zrobić.

Postanowił wyruszyć na rynek, żeby nauczyć mieszkańców miasteczka prawdy o człowieku. Wskoczył na ławkę, z której łatwiej było przemawiać do zgromadzonego tłumu, gdyż wyobrażał sobie, że będą go słuchały tłumy ludzi, tak ważną rzecz chciał im oznajmić.

Zawołał więc odważnie wykrzykując na cały głos. – Słuchajcie dobrzy ludzie, przybywam ogłosić wam prawdę o człowieku.

– Tak, tak. Znamy tę prawdę – odkrzyknął mu jakiś facet w średnim wieku – Człowiek to największy zbrodniarz i oszust, jaki zjawił się na tym świecie.

Wtedy mędrzec zawołał – Nieprawda, nieprawda!!! Ludzie wokół przystanęli. Ktoś z boku powiedział – Cóż więc zamierzasz głosić – prawdę czy nieprawdę? My nie potrzebujemy ani jednego, ani drugiego.

– Dlaczego nie chcecie poznać prawdy o człowieku?

Odkrzyknęli mu – Taka prawda nie daje nam ani chleba, ani przyjemności. My chcemy żyć łatwo i przyjemnie, a nie trudzić się nad poszukiwaniem prawdy. Tak naprawdę prawda nie jest człowiekowi potrzebna do życia. Do życia wystarczy radość i nadzieja.

– Ale powiedziano, że prawda was wyzwoli.

– Od czego ta Twoja prawda ma nas wyzwolić. Czy wyzwoli nas od pracy, od trudu, potu i łez? Czy wyzwoli nas od bólu głowy lub brzucha? Czy wyzwoli nas od troski o jutro, co mamy jeść i pić? Czy wyzwoli nas od wojny, mordów i kradzieży? Już był Jeden Taki, co obiecywał nam wybawienie… i co, nic się nie zmieniło…

W stronę mędrca posypały się kamienie. Ledwo uszedł z życiem. Uciekł, żeby się schować gdzieś w ciemnym kącie. Postanowił przemyśleć to, co się stało. Dlaczego ludzie nie chcieli go wysłuchać?

– Chyba źle zacząłem – stwierdził. Pójdę więc do ludzi mądrych. Może na Uniwersytet. Wyruszył w podróż do uniwersyteckiego miasta. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że trafił na konferencję naukową przyrodników. Postanowił zabrać głos.

– Szanowni Profesorowie, po długich rozważaniach i rozmyślaniach odkryłem wreszcie prawdę o człowieku. Jak się zorientowałem po Waszych wykładach, Szanowni Profesorowie, prawda, o której tutaj mówicie nie sięga zbyt głęboko, tzn. nie sięga w głąb człowieka. Pokazujecie go tylko w zewnętrznym oświetleniu, tak jak go widzimy na co dzień. Żeby poznać człowieka musicie dotrzeć do źródła jego realności, musicie dotrzeć do sprawczej podmiotowości.

Odpowiedział mu Przewodniczący konferencji – My mamy sprawdzone urządzenia badawcze, które sięgają wystarczająco głęboko, mówiąc inaczej, prześwietlają człowieka na wylot. Nie ma w nauce przyrodniczej lepszej aparatury badawczej. Dzisiaj już wiemy, co dzieje się w każdej komórce ludzkiego organizmu. Wiemy, co się dzieje w mózgu człowieka. Potrafimy wyjaśnić i opisać, jak funkcjonują wszystkie narządy wewnętrzne i zewnętrzne. Można powiedzieć, że posiadamy swoją naukową prawdę o człowieku i nie potrzebujemy niczego więcej. Człowiek nie ma dla nas tajemnic, bo wszędzie potrafimy zajrzeć i co więcej potrafimy naprawić to, co się zepsuło. Widział Pan operację przeprowadzoną przy pomocy zdalnie sterowanego robota?

– Ale ja chciałem przedstawić Wam prawdę o człowieku, a nie o jego organizmie.

– Dla nas człowiek jest żywym organizmem i tylko organizmem. Nasza wiedza i nauka dotyczy ludzkiego organizmu i jego funkcji życiowych. Po co więc jakaś prawda o człowieku, dla nas po prostu nie istnieje żadna inna prawda. Inna prawda byłaby zdradą nauki, zdradą wiedzy przyrodniczej. Dziękujemy bardzo, ale proszę nie zawracać nam głowy – stwierdził Pan Przewodniczący.

Nasz mędrzec wyszedł na korytarz. Kręciło mu się w głowie. Zapalił papierosa. Pomyślał – Przynajmniej potraktowali mnie łagodniej niż na rynku, ale i tak nic nie wskórałem. Czyżby ludzie nie potrzebowali prawdy o człowieku, czyli o sobie samych? Może wybiorę się na spotkanie przywódców religijnych, które odbędzie się w Jerozolimie.

Na Kongresie Religijnym w Jerozolimie występowali przedstawiciele kilku religii wywodzących się z pnia biblijnego. Mędrzec wysłuchał uważnie wszystkich wystąpień i stwierdził, że religia ma swoją prawdę. Dla jednych prawdą był Mojżesz, dla drugich prawdą był Jezus z Nazaretu, dla trzecich prawdą był Prorok Mahomet, dla kolejnych prawdą byli różni interpretatorzy Pism Objawionych. Jednak nie wynikała z tego ani jakaś prawda o Bogu, ani jakaś prawda o człowieku, gdyż każdy interpretował Objawienie po swojemu. Zastanawiał się zatem, że być może nie było żadnego Objawienia.

Pod koniec Kongresu mędrzec zdobył się na odwagę, żeby przemówić – Wszyscy odwołujecie się do objawionego przekazu. Wszyscy twierdzicie, że odczytujecie głos Boga. Dlaczego więc nie potraficie się porozumieć i dogadać. Może się okazać, że do końca nie rozumiecie Objawienia Bożego. Skąd się to bierze? Otóż powiem Wam – nie rozumiecie prawdy o człowieku, nie mówiąc już o Bogu. Prawda o człowieku jest jedna, wszystko jedno czy przekazuje ją Bóg, czy sam człowiek stara się ją zgłębić. Gdybyście osiągnęli tę jedną prawdę, Wasze rozbieżności dałoby się usunąć. Przecież Bóg jest Jeden, dlatego nasza religia powinna być jedna i powszechna. Dlaczego ciągle się kłócicie i spieracie?

Odpowiedzieli mu – Bóg jest Jeden, ale w Trzech Osobach. Być może każda z wielkich Religii głosi i wyznaje jedną z Osób Boskich, dlatego nie możemy się dogadać.

– Może więc warto – stwierdził mędrzec – zacząć od człowieka. Poznać jego prawdę, poznać ją do końca, a to pozwoli nam odnieść się we właściwy sposób z religijnością do Boga, do Boga Osobowego, jak mówicie.

Przywódcy religijni odpowiedzieli, że nikt nie będzie ich uczył prawdy o Bogu, gdyż to jest prawda objawiona i niepotrzebna jest do tego żadna prawda o człowieku.

Mędrzec stwierdził więc, że chyba musi się udać do władzy świeckiej. Trzeba spróbować, może Prezydent zadekretuje moją prawdę o człowieku. Wybrał się teraz do Pałacu Prezydenckiego. Ale tutaj czekała go przykra niespodzianka, gdy okazało się, że nie można się tak bezpośrednio dostać do Prezydenta. Należy najpierw wypełnić w trzech egzemplarzach „Zapotrzebowanie na wizytę”, dołączyć swoje zdjęcie i wszelkie dane osobowe. I trzeba cierpliwie czekać, jak powiedział urzędnik Kancelarii Prezydenta. No więc czekał i czekał. Upłynęło lato i przyszła jesień. Wybrał się ponownie, lecz okazało się, że Prezydent jest bardzo zajęty, a kolejka oczekujących bardzo długa.

Postanowił więc dać ogłoszenie w internecie. – Może sprzedam swoje prawa autorskie jakiemuś biznesmenowi, który będzie umiał upowszechnić prawdę o człowieku. Może uda się wypromować prawdę w ten sposób, skoro mnie się nie udało – pomyślał. Ale nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać.

Wreszcie skomponował takie ogłoszenie: Posiadam prawdę o człowieku. Nie mogąc podzielić się nią w inny sposób postanowiłem wystawić ją na sprzedaż (do licytacji). Być może znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zainwestować w jakiś projekt, który zdołałby zarobić na prezentacji prawdy. Czekam na propozycje. Tel. 608…

Przez trzy miesiące była w eterze kompletna cisza. Żadnego zainteresowania. Ale pod koniec roku zgłosił się jakiś dziwny typ, który przedstawił się jako attaché ambasady jednego z Mocarstw, ale nie powiedział którego. Mędrzec się zdziwił, a nawet trochę wystraszył, bo nie przypuszczał, żeby ktoś na świecie interesował się prawdą o człowieku. Umówili się na spotkanie za trzy dni.

Ale już następnego dnia zjawili się u niego funkcjonariusze Cebeesia i zabrali go na przesłuchanie. Przyjął go ktoś w stopniu majora (tak się przedstawił) i przeprowadził z nim długą rozmowę.

– Zdaje Pan sobie sprawę, że takie informacje nie mogą się wymknąć z kraju. Powinien Pan przekazać nam wszystkie informacje na temat prawdy o człowieku, a my już będziemy wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Chcemy, żeby taka prawda stała się własnością ogólno-narodową. Mogę Pana zapewnić, że Sejm RP podejmie stosowną uchwałę o nacjonalizacji prawdy o człowieku. Dlatego nie powinien Pan handlować własnością społeczną z obcymi wywiadami.

– Przecież chciałem zainteresować tą sprawą Prezydenta, ale przez pół roku nie uzyskałem audiencji. Dlaczego teraz nagle wszystko się zmieniło? Skąd ten pośpiech?

– Wiemy, że węszą wokół tego obce wywiady, dlatego musimy być ostrożni, bo nie wiadomo, co z tego może wyniknąć. Może kolejna wojna światowa. Projektowana ustawa przewiduje dla Pana dożywotnią emeryturę w wysokości 2 tys. złotych.

– To nie jest dużo – stwierdził mędrzec.

– Ale przecież kupujemy kota w worku. Skąd wiadomo, że ta pańska prawda jest prawdziwa.

– Bo ona jest prawdą o człowieku.

– Byli już u nas różni oszuści i naciągacze – oczywiście profesorowie naukowcy. Jak Pan zagwarantuje uczciwość transakcji, skoro tylko Pan zna całą prawdę. Zgodzi się Pan na badanie wariografem.

– Tej prawdy nie jesteście w stanie wykryć wariografem. Albo bierzecie, albo nie! – wykrzyknął oburzony.

– Proszę się nie denerwować, bo jak my się zdenerwujemy, to będzie Pan śpiewał cienkim głosem.

– Co zaczynacie mi grozić, to gówno załatwicie. Nie będzie żadnej prawdy i tyle.

– My potrafimy wycisnąć z każdego całą prawdę.

– Chciał Pan powiedzieć, całą nieprawdę – zareplikował mędrzec.

– Prawdę czy nieprawdę, wyśpiewa Pan wszystko.

– Już raz mnie oskarżali o śpiewanie prawdy i nieprawdy, to nic nowego. Chyba będę musiał zabrać prawdę o człowieku ze sobą do grobu.

– Jak Pan chce, pański wybór.

– No to zakończmy to przedstawienie strzałem w potylicę. Mędrzec wstaje i odwraca się do drzwi. Major wyjmuje pistolet i strzela.

– No i problem mamy z głowy. Już nigdy nie dowiemy się prawdy o człowieku – stwierdza filozoficznie.