7.09.2019

Moje uwagi do lektur (Foucault Wykłady 1979-1980)

We wcześniejszych wykładach Fuko rozpatrywał ideologiczne sprawowanie władzy. Według niego „jeśli sprawowanie władzy, manifestacja prawdy w formie podmiotowości i zbawienie dla każdego i wszystkich rzeczywiście się ze sobą wiążą, to ze względu na efekty, jakie wywołuje to, co nazywamy ‘ideologią’ ”. (s.92) Jednak odrzuca on podejście ideologiczne dotyczące sprawowania władzy.
„Dla mnie praca teoretyczna /…/ nie polega na ustalaniu i utrzymywaniu jakichś stanowisk, przy których miałbym trwać i które miałyby tworzyć spójny system”. (s.93) „Powiedzmy, że sam jestem negatywnym teoretykiem”. (tamże) „Proponuję tu Państwu raczej pewną anarcheologię”. (s.96)
Rozważając stosunek między władzą a podmiotem poznającym, Fuko stawia tezę o nie-konieczności władzy. Przy czym nie chodzi mu o anarchiczne stwierdzenie, że władza jest ze swej istoty zła. Idzie raczej o to, żeby nie-akceptowalność władzy umieścić na samym początku rozważań. Powiada, że w grę wchodzi tutaj pewna postawa dotycząca nie-konieczności władzy. Stąd jego propozycja anarcheologii. (por. s.95-96)
Otóż jeżeli na problem władzy spojrzymy od strony podmiotu (jednostkowego podmiotu poznania i ujawniania prawdy), to można się zgodzić, że władza nie jest czymś koniecznym. Oczywiście władza dotyczy i dotyka każdego z nas jako pojedynczego podmiotu, ale istota władzy jako rządzenia ludźmi rozgrywa się w perspektywie społecznej czy politycznej. Władza jako rządzenie ludźmi jest potrzebna i wprost konieczna w perspektywie społeczeństwa a nie jednostki. Właśnie w tej perspektywie stworzono teorię umowy społecznej jako swoistej instytucjonalizacji władzy. Oznaczało to, że podstawą i uzasadnieniem władzy miałaby być jakaś umowa, czyli pewna formuła prawna. Jednak nie bardzo wiadomo, kto miałby być stroną (dwiema stronami albo więcej) takiej umowy. Czy taka umowa byłaby dobrowolna, czy może konieczna?
Oczywiście z perspektywy pojedynczego człowieka władza państwowa nie jest konieczna. Ale czy jest przez to dobrowolna? Chyba też nie. Bo przecież rodzimy się w jakimś państwie objętym jakąś formą władzy, która nakazuje każdego nowonarodzonego człowieka od razu zapisać jako swojego obywatela. W ten sposób władza państwowa po prostu zawłaszcza swoich obywateli. Poza tym władzy nie interesuje, kim jest nowy obywatel. Nadaje mu się numer identyfikacyjny i tyle. Doświadczamy tego, że instytucje zarządzające obywatelami rozpoznają ich na podstawie numeru PESEL.
Jeżeli obywatel pragnie wybić się na niezależność i staje się kimś ważnym i wybitnym, to wtedy jest już dla władzy niebezpieczny. Obywatel jako podmiot poznający i ujawniający prawdę jest kimś niebezpiecznym, ponieważ uniezależnia się od zarządzeń władzy. Człowiek, który pokazuje prawdę o sobie, ujawnia jednocześnie wszelką nieprawdę o człowieku, jaka płynie ze strony instytucji władzy. Człowiek jako podmiot prawdy dysponuje siłą prawdy, która obliguje go do działania, natomiast instytucja władzy dysponuje jedynie siłą prawa, która tylko ogranicza w jakimś zakresie swobodę działania każdego obywatela.
Widać to doskonale na przykładzie starożytnych mędrców. Autor pisze: „starożytny mędrzec w sobie samym, i nigdzie indziej, poszukuje własnej miary”. (s.288) „Starożytny mędrzec /…/ sprawuje suwerenną władzę nad samym sobą”. (s.289) „Starożytnemu mędrcowi – Senece  /…/ chodziło o to, by być swą własną instancją sądowniczą i samemu stanowić dla siebie prawo”. (s.303) Te opinie dotyczą zarówno Seneki, jak i Sokratesa, którzy działali w dwóch różnych systemach politycznych (w cesarstwie i demokracji), ale niestety obaj skończyli swe życie w podobny sposób. Sokratesa pokonała w głosowaniu demokratyczna przeciętność, Seneka zaś uległ woli swojego cesarza, który była wówczas najwyższym prawem.
Trzeba zatem uznać, że władza (każda forma władzy) wywiera presję na obywateli w celu pełnego podporządkowania ich sobie. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego Fuko próbuje powiązać rządzenie (władzę jako sztukę rządzenia) z prawdą, jaką posiada w sobie człowiek/obywatel. Ale Autor wydaje się być o tym święcie przekonany. Twierdzi: „Tam, gdzie jest władza, /…/ tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, /…/ nie ma też władzy /…/”. (s.29-30)
Używając terminologii greckiej Fuko stwierdza: „żadna hegemonia najprawdopodobniej nie może obejść się bez aleturgii”. (s.27) I wyjaśnia: sprawowanie władzy nazywa się po grecku ‘hegemonią’. Alethourges oznacza mówiącego prawdę. Wychodząc od alethourges i tworząc fikcyjne słowo alethourgia, aleturgia, można by więc określić mianem ‘aleturgicznych’ zespół możliwych, werbalnych bądź nie werbalnych procedur, za pomocą których wydobywamy na światło dzienne to, co /…/ uznajemy za prawdę. (zob. s.27) Aleturgia Fuko obejmowałaby „rytuał manifestacji prawdy”. Nie byłoby zatem sprawowania władzy bez czegoś takiego jak aleturgia. Autor zapowiada, że w jego wykładach w tym roku „chodzić będzie o próbę wypracowania pojęcia rządzenia ludźmi za pomocą prawdy” (s.32). „Zamierzam pokazać, że nie da się rządzić ludźmi, nie działając jednocześnie w porządku prawdy”. (s.39)
Fuko mówi wprost o reżimie prawdy zestawiając to z reżimem politycznym oraz reżimem prawnym. „Przez reżim prawdy rozumiem to, co zmusza jednostki do pewnych aktów prawdy, to, co definiuje, określa formę owych aktów, wyznacza dla nich takie, a nie inne warunki powstania oraz determinuje ich swoiste efekty. W sumie zatem reżim prawdy byłby tym, co określa zobowiązania jednostek odnoszące się do procedur ujawniania prawdy”. (s. 109) Z kolei reżim polityczny to „zespół procedur i instytucji, w ramach których jednostki zostają, pod mniejszym lub większym przymusem, skaptowane, zmuszone do posłuszeństwa pewnym decyzjom, przy czym te ostatnie stanowią emanację zbiorowej władzy w granicach określonego terytorium, gdzie władzy tej przysługuje prawo suwerena”. (s.110) „Można też mówić o reżimie prawnym, określając tak pewien zbiór procedur i instytucji, w ramach których jednostki są skłaniane, zmuszane do poddania się ogólnemu prawu”. (s.110)
„Dlaczego więc nie mówić o reżimie prawdy, który odnosiłby się do zespołu procedur i instytucji, w ramach których jednostki poddają się zobowiązaniu i zostają w pewnych warunkach zmuszone do podejmowania aktów prawdy wytwarzających określone efekty? Dlaczego nie mówić o zobowiązaniu do prawdy na takiej samej zasadzie, na jakiej mówi się o przymusach politycznych albo obowiązkach prawnych”. (s.110)
„Nauczanie pozostaje dokładnie tym samym niezależnie od tego, czy naucza się bredni, czy prawdy. Można więc jak najbardziej mówić tu o zobowiązaniu, ale tylko o tyle, o ile właśnie nie wchodzi w grę prawda jako taka. /…/ Z kolei tam, gdzie faktycznie chodzi o prawdę, pojęcie reżimu prawdy staje się poniekąd zbędne. Koniec końców prawda nie potrzebuje wszak żadnego reżimu, żadnego zobowiązania /…/ Prawda wystarcza samej sobie i sama stanowi swoje prawo. A dlaczego? Otóż po prostu dlatego, że siła przymusu prawdy tkwi w niej samej. To sama struktura prawdy jako takiej wywiera na mnie przymus w procesie jej badania i ujawniania /…/” (s.111) „To prawda jako taka sama wyznacza swój reżim, to ona stanowi prawo, to ona mnie zobowiązuje. Jest to prawdą i dlatego temu ulegam. Ulegam, bo jest to prawda, i właśnie o tyle, o ile jest to prawda”. (s.112)
„Jak widać, pojęcie reżimu prawdy wydaje się ostatecznie do utrzymania tylko tam, gdzie chodzi o coś innego niż prawda /…/ Tam zaś, gdzie rzeczywiście idzie o prawdę jako taką, żaden reżim prawdy nie jest potrzebny. /…/ To nie prawda jako taka tworzy i podtrzymuje prawa, którymi wiąże ludzi, ich zobowiązania wobec siebie samej oraz efekty, jakich spodziewają się po dotrzymaniu owych zobowiązań. Prawda sama nie administruje, by tak rzec, swoim własnym imperium /…/ Nie jest prawdą, aby prawda przymuszała jedynie samą swą prawdziwością”. (s.112)
„/…/ pod każdym ścisłym rozumowaniem, a nawet za faktem uznawania czegoś za oczywistość, zawsze kryje się pewien akt afirmacji, która nie przynależy do porządku prawdy czy fałszu, będąc raczej rodzajem zaangażowania, wyznania (profesji)”. (s.113) „W tym ‘jesteś zmuszony’, ‘musisz’, ‘powinieneś ulec’ jest coś, co nie wynika z samej tylko prawdy, ani z jej struktury, ani z jej treści. ‘Musisz’ immanentne wobec prawdy – oto problem, którego nauka jako taka nie jest w stanie uzasadnić, ani nawet wziąć pod uwagę, Jak sądzę, jest to podstawowy problem o charakterze historyczno-kulturowym”. (s.113)
Fuko chce tutaj wskazać, że uznanie za prawdę albo uznanie prawdy wymaga pewnej racjonalności podmiotu. „Dla organizacji reżimu prawdy decydujące znaczenie ma gest wykluczenia szaleństwa. Reżim ów ma to do siebie, że skoro coś jest oczywiste, to temu ulegam, jego specyfika polega na tym, że to sama prawda zmusza podmiot do tego, by jej uległ”. (s.115)
„ /…/ uprawianie archeologii albo (an)archeologii wiedzy nie polega na badaniu globalnej sieci relacji między władzą polityczną a wiedzą czy poznaniem naukowym. /…/ Idzie raczej o badanie reżimów prawdy, czyli rodzajów relacji wiążących akty ujawniania prawdy i właściwe im procedury z podmiotami dokonującymi owych aktów lub będących ich przedmiotami”. (s.117) „ /…/ każdy taki reżim, niezależnie od tego, czy jest naukowy, czy nie, zawiera w sobie specyficzne formy mniej lub bardziej przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy z podmiotem, który dokonuje tego aktu”. (s.117)

Otóż wydaje się, że Fuko chodzi z jednej strony o to, żeby nie badać jakiejś prawdy fruwającej lub zawieszonej w powietrzu, lecz żeby związać prawdę bezpośrednio z podmiotem i jego aktywnością. To podmiot ujawnia, ogłasza i wypowiada prawdę. Tak więc prawda jest dla Autora czymś jak najbardziej podmiotowym. Ale z drugiej strony zadziwiające jest przypisywanie „przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy z podmiotem”. Przecież jeśli podmiot coś robi lub działa i dokonuje już takiego działania, to jest po prostu sprawcą tego aktu i między podmiotem a jego działaniem nie ma niczego przymusowego. Podmiot jest sprawcą działania a działanie jest skutkiem, co nie znaczy, że podmiot działa z przymusu, gdyż równie dobrze może działać dobrowolnie.
Przymus może pochodzić tylko od zewnętrznej woli lub siły, która wprost narzuca jakieś działanie komuś drugiemu. Na ogół jest to związane z zastosowaniem jakiejś siły. Otóż Fuko taką siłę przyznaje samej prawdzie. Cytowałem już jego wypowiedź: „siła przymusu prawdy tkwi w niej samej”. Powstaje jednak pytanie, czy na pewno można mówić w stosunku do prawdy o „sile przymusu”. Nawet jeśli prawda zobowiązuje nas do mówienia prawdy, to nie oznacza, że mamy do czynienia z przymusem. Według mnie umysł jest zdolny do wypowiadania (ujawniania) prawdy, gdy posiada słowo prawdy, które jest efektem oddziaływania na umysł osobowych aktów kontemplacji.
Otóż umysł został powołany (czyli sprawiony przez osobową własność prawdy jako własność transcendentalną) do poznawania rzeczywistości i wypowiadania prawdy na jej temat. Ale takie działanie nie jest dla umysłu czymś przymusowym. Oczywiście takie działanie umysłu sprzeciwia się dowolności myślenia, ale to właśnie myślenie jest czymś narzuconym umysłowi z zewnątrz.
Przytoczmy jeszcze jeden cytat Autora. Zastanawiając się nad związkiem władza-prawda, Fuko pyta: „Co może powiedzieć podmiot /…/ na temat władzy, która ujarzmia go na siłę, /…/ co może powiedzieć przeciw niej lub na jej obronę? Innymi słowy: jakie światło rzuca dobrowolne podporządkowanie się prawdzie na niedobrowolne więzi, które łączą nas albo wiążą z władzą?” (s.94) Co ciekawe mamy tutaj stwierdzenie o „dobrowolnym podporządkowaniu się prawdzie”, zaś przymus stoi po stronie władzy. Jak zatem wygląda faktycznie relacja pomiędzy władzą (reżimem władzy) a podmiotem posługującym się prawdą. Niestety mam wrażenie, że różne stwierdzenia Autora wcale nie rozjaśniają tej kwestii.
Również kolejny cytat budzi moje poważne zastrzeżenia. Otóż jakieś wyjaśnienie relacji, jaka zachodzi pomiędzy sprawowaniem władzy a podmiotowym ujawnianiem prawdy, przedstawia ten cytat: „Jaka relacja zachodzi między faktem bycia poddanym (fr. sujet) w jakiejś relacji do władzy oraz bycia podmiotem (sujet), dzięki któremu manifestuje się prawda? O co chodzi w tym podwójnym znaczeniu słowa „sujet” – poddany w relacji do władzy i podmiot procesu ujawniania prawdy?” (s.99) W tej sytuacji należałoby zapytać, czy tego typu poddaństwo warunkuje bycie podmiotem, czy też odwrotnie podmiotowość warunkuje i określa relację do władzy? Niestety z tekstu tych wykładów nie dowiemy się tego, chyba że przyjmiemy już cytowaną tezę, że „tam, gdzie jest władza, tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, nie ma też władzy”. Dlatego nie rozumiem zupełnie tego powiązania władzy z prawdą. Tym bardziej, że w różnych innych miejscach Autor mówi o wytwarzaniu prawdy (zob. s.305) albo też o tym, że reżim prawdy pojawia się wtedy, gdy nie chodzi o samą prawdę (zob. s.112). Czyżby więc prawda związana z władzą i zarządzaniem była tylko pozorem prawdy, czyli tym, co uznajemy za prawdę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz