We wcześniejszych wykładach Fuko
rozpatrywał ideologiczne sprawowanie władzy. Według niego „jeśli sprawowanie
władzy, manifestacja prawdy w formie podmiotowości i zbawienie dla każdego i
wszystkich rzeczywiście się ze sobą wiążą, to ze względu na efekty, jakie
wywołuje to, co nazywamy ‘ideologią’ ”. (s.92) Jednak odrzuca on podejście
ideologiczne dotyczące sprawowania władzy.
„Dla mnie praca teoretyczna /…/
nie polega na ustalaniu i utrzymywaniu jakichś stanowisk, przy których miałbym
trwać i które miałyby tworzyć spójny system”. (s.93) „Powiedzmy, że sam jestem
negatywnym teoretykiem”. (tamże) „Proponuję tu Państwu raczej pewną
anarcheologię”. (s.96)
Rozważając stosunek między władzą
a podmiotem poznającym, Fuko stawia tezę o nie-konieczności władzy. Przy czym
nie chodzi mu o anarchiczne stwierdzenie, że władza jest ze swej istoty zła.
Idzie raczej o to, żeby nie-akceptowalność władzy umieścić na samym początku
rozważań. Powiada, że w grę wchodzi tutaj pewna postawa dotycząca
nie-konieczności władzy. Stąd jego propozycja anarcheologii. (por. s.95-96)
Otóż jeżeli na problem władzy
spojrzymy od strony podmiotu (jednostkowego podmiotu poznania i ujawniania
prawdy), to można się zgodzić, że władza nie jest czymś koniecznym. Oczywiście
władza dotyczy i dotyka każdego z nas jako pojedynczego podmiotu, ale istota
władzy jako rządzenia ludźmi rozgrywa się w perspektywie społecznej czy
politycznej. Władza jako rządzenie ludźmi jest potrzebna i wprost konieczna w
perspektywie społeczeństwa a nie jednostki. Właśnie w tej perspektywie stworzono
teorię umowy społecznej jako swoistej instytucjonalizacji władzy. Oznaczało to,
że podstawą i uzasadnieniem władzy miałaby być jakaś umowa, czyli pewna formuła
prawna. Jednak nie bardzo wiadomo, kto miałby być stroną (dwiema stronami albo
więcej) takiej umowy. Czy taka umowa byłaby dobrowolna, czy może konieczna?
Oczywiście z perspektywy
pojedynczego człowieka władza państwowa nie jest konieczna. Ale czy jest przez
to dobrowolna? Chyba też nie. Bo przecież rodzimy się w jakimś państwie objętym
jakąś formą władzy, która nakazuje każdego nowonarodzonego człowieka od razu
zapisać jako swojego obywatela. W ten sposób władza państwowa po prostu
zawłaszcza swoich obywateli. Poza tym władzy nie interesuje, kim jest nowy
obywatel. Nadaje mu się numer identyfikacyjny i tyle. Doświadczamy tego, że
instytucje zarządzające obywatelami rozpoznają ich na podstawie numeru PESEL.
Jeżeli obywatel pragnie wybić się
na niezależność i staje się kimś ważnym i wybitnym, to wtedy jest już dla
władzy niebezpieczny. Obywatel jako podmiot poznający i ujawniający prawdę jest
kimś niebezpiecznym, ponieważ uniezależnia się od zarządzeń władzy. Człowiek,
który pokazuje prawdę o sobie, ujawnia jednocześnie wszelką nieprawdę o
człowieku, jaka płynie ze strony instytucji władzy. Człowiek jako podmiot
prawdy dysponuje siłą prawdy, która obliguje go do działania, natomiast
instytucja władzy dysponuje jedynie siłą prawa, która tylko ogranicza w jakimś
zakresie swobodę działania każdego obywatela.
Widać to doskonale na przykładzie
starożytnych mędrców. Autor pisze: „starożytny mędrzec w sobie samym, i nigdzie
indziej, poszukuje własnej miary”. (s.288) „Starożytny mędrzec /…/ sprawuje
suwerenną władzę nad samym sobą”. (s.289) „Starożytnemu mędrcowi – Senece /…/ chodziło o to, by być swą własną
instancją sądowniczą i samemu stanowić dla siebie prawo”. (s.303) Te opinie
dotyczą zarówno Seneki, jak i Sokratesa, którzy działali w dwóch różnych
systemach politycznych (w cesarstwie i demokracji), ale niestety obaj skończyli
swe życie w podobny sposób. Sokratesa pokonała w głosowaniu demokratyczna
przeciętność, Seneka zaś uległ woli swojego cesarza, który była wówczas
najwyższym prawem.
Trzeba zatem uznać, że władza
(każda forma władzy) wywiera presję na obywateli w celu pełnego
podporządkowania ich sobie. Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego Fuko próbuje
powiązać rządzenie (władzę jako sztukę rządzenia) z prawdą, jaką posiada w
sobie człowiek/obywatel. Ale Autor wydaje się być o tym święcie przekonany.
Twierdzi: „Tam, gdzie jest władza, /…/ tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma
prawdy, /…/ nie ma też władzy /…/”. (s.29-30)
Używając terminologii greckiej
Fuko stwierdza: „żadna hegemonia najprawdopodobniej nie może obejść się bez
aleturgii”. (s.27) I wyjaśnia: sprawowanie władzy nazywa się po grecku ‘hegemonią’.
Alethourges oznacza mówiącego prawdę.
Wychodząc od alethourges i tworząc
fikcyjne słowo alethourgia,
aleturgia, można by więc określić mianem ‘aleturgicznych’ zespół możliwych,
werbalnych bądź nie werbalnych procedur, za pomocą których wydobywamy na
światło dzienne to, co /…/ uznajemy za prawdę. (zob. s.27) Aleturgia Fuko
obejmowałaby „rytuał manifestacji prawdy”. Nie byłoby zatem sprawowania władzy
bez czegoś takiego jak aleturgia. Autor zapowiada, że w jego wykładach w tym
roku „chodzić będzie o próbę wypracowania pojęcia rządzenia ludźmi za pomocą
prawdy” (s.32). „Zamierzam pokazać, że nie da się rządzić ludźmi, nie działając
jednocześnie w porządku prawdy”. (s.39)
Fuko mówi wprost o reżimie prawdy
zestawiając to z reżimem politycznym oraz reżimem prawnym. „Przez reżim prawdy
rozumiem to, co zmusza jednostki do pewnych aktów prawdy, to, co definiuje,
określa formę owych aktów, wyznacza dla nich takie, a nie inne warunki
powstania oraz determinuje ich swoiste efekty. W sumie zatem reżim prawdy byłby
tym, co określa zobowiązania jednostek odnoszące się do procedur ujawniania
prawdy”. (s. 109) Z kolei reżim polityczny to „zespół procedur i instytucji, w
ramach których jednostki zostają, pod mniejszym lub większym przymusem,
skaptowane, zmuszone do posłuszeństwa pewnym decyzjom, przy czym te ostatnie
stanowią emanację zbiorowej władzy w granicach określonego terytorium, gdzie
władzy tej przysługuje prawo suwerena”. (s.110) „Można też mówić o reżimie
prawnym, określając tak pewien zbiór procedur i instytucji, w ramach których
jednostki są skłaniane, zmuszane do poddania się ogólnemu prawu”. (s.110)
„Dlaczego więc nie mówić o
reżimie prawdy, który odnosiłby się do zespołu procedur i instytucji, w ramach
których jednostki poddają się zobowiązaniu i zostają w pewnych warunkach
zmuszone do podejmowania aktów prawdy wytwarzających określone efekty? Dlaczego
nie mówić o zobowiązaniu do prawdy na takiej samej zasadzie, na jakiej mówi się
o przymusach politycznych albo obowiązkach prawnych”. (s.110)
„Nauczanie pozostaje dokładnie
tym samym niezależnie od tego, czy naucza się bredni, czy prawdy. Można więc
jak najbardziej mówić tu o zobowiązaniu, ale tylko o tyle, o ile właśnie nie
wchodzi w grę prawda jako taka. /…/ Z kolei tam, gdzie faktycznie chodzi o
prawdę, pojęcie reżimu prawdy staje się poniekąd zbędne. Koniec końców prawda
nie potrzebuje wszak żadnego reżimu, żadnego zobowiązania /…/ Prawda wystarcza
samej sobie i sama stanowi swoje prawo. A dlaczego? Otóż po prostu dlatego, że
siła przymusu prawdy tkwi w niej samej. To sama struktura prawdy jako takiej
wywiera na mnie przymus w procesie jej badania i ujawniania /…/” (s.111) „To
prawda jako taka sama wyznacza swój reżim, to ona stanowi prawo, to ona mnie
zobowiązuje. Jest to prawdą i dlatego temu ulegam. Ulegam, bo jest to prawda, i
właśnie o tyle, o ile jest to prawda”. (s.112)
„Jak widać, pojęcie reżimu prawdy
wydaje się ostatecznie do utrzymania tylko tam, gdzie chodzi o coś innego niż
prawda /…/ Tam zaś, gdzie rzeczywiście idzie o prawdę jako taką, żaden reżim
prawdy nie jest potrzebny. /…/ To nie prawda jako taka tworzy i podtrzymuje
prawa, którymi wiąże ludzi, ich zobowiązania wobec siebie samej oraz efekty,
jakich spodziewają się po dotrzymaniu owych zobowiązań. Prawda sama nie
administruje, by tak rzec, swoim własnym imperium /…/ Nie jest prawdą, aby
prawda przymuszała jedynie samą swą prawdziwością”. (s.112)
„/…/ pod każdym ścisłym
rozumowaniem, a nawet za faktem uznawania czegoś za oczywistość, zawsze kryje
się pewien akt afirmacji, która nie przynależy do porządku prawdy czy fałszu,
będąc raczej rodzajem zaangażowania, wyznania (profesji)”. (s.113) „W tym
‘jesteś zmuszony’, ‘musisz’, ‘powinieneś ulec’ jest coś, co nie wynika z samej
tylko prawdy, ani z jej struktury, ani z jej treści. ‘Musisz’ immanentne wobec
prawdy – oto problem, którego nauka jako taka nie jest w stanie uzasadnić, ani
nawet wziąć pod uwagę, Jak sądzę, jest to podstawowy problem o charakterze
historyczno-kulturowym”. (s.113)
Fuko chce tutaj wskazać, że uznanie
za prawdę albo uznanie prawdy wymaga pewnej racjonalności podmiotu. „Dla
organizacji reżimu prawdy decydujące znaczenie ma gest wykluczenia szaleństwa.
Reżim ów ma to do siebie, że skoro coś jest oczywiste, to temu ulegam, jego
specyfika polega na tym, że to sama prawda zmusza podmiot do tego, by jej
uległ”. (s.115)
„ /…/ uprawianie archeologii albo
(an)archeologii wiedzy nie polega na badaniu globalnej sieci relacji między
władzą polityczną a wiedzą czy poznaniem naukowym. /…/ Idzie raczej o badanie
reżimów prawdy, czyli rodzajów relacji wiążących akty ujawniania prawdy i
właściwe im procedury z podmiotami dokonującymi owych aktów lub będących ich
przedmiotami”. (s.117) „ /…/ każdy taki reżim, niezależnie od tego, czy jest
naukowy, czy nie, zawiera w sobie specyficzne formy mniej lub bardziej
przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy z podmiotem, który dokonuje tego
aktu”. (s.117)
Otóż wydaje się, że Fuko chodzi z
jednej strony o to, żeby nie badać jakiejś prawdy fruwającej lub zawieszonej w
powietrzu, lecz żeby związać prawdę bezpośrednio z podmiotem i jego
aktywnością. To podmiot ujawnia, ogłasza i wypowiada prawdę. Tak więc prawda
jest dla Autora czymś jak najbardziej podmiotowym. Ale z drugiej strony
zadziwiające jest przypisywanie „przymusowego powiązania aktu ujawniania prawdy
z podmiotem”. Przecież jeśli podmiot coś robi lub działa i dokonuje już takiego
działania, to jest po prostu sprawcą tego aktu i między podmiotem a jego
działaniem nie ma niczego przymusowego. Podmiot jest sprawcą działania a
działanie jest skutkiem, co nie znaczy, że podmiot działa z przymusu, gdyż
równie dobrze może działać dobrowolnie.
Przymus może pochodzić tylko od
zewnętrznej woli lub siły, która wprost narzuca jakieś działanie komuś
drugiemu. Na ogół jest to związane z zastosowaniem jakiejś siły. Otóż Fuko taką
siłę przyznaje samej prawdzie. Cytowałem już jego wypowiedź: „siła przymusu
prawdy tkwi w niej samej”. Powstaje jednak pytanie, czy na pewno można mówić w
stosunku do prawdy o „sile przymusu”. Nawet jeśli prawda zobowiązuje nas do
mówienia prawdy, to nie oznacza, że mamy do czynienia z przymusem. Według mnie
umysł jest zdolny do wypowiadania (ujawniania) prawdy, gdy posiada słowo
prawdy, które jest efektem oddziaływania na umysł osobowych aktów kontemplacji.
Otóż umysł został powołany (czyli
sprawiony przez osobową własność prawdy jako własność transcendentalną) do
poznawania rzeczywistości i wypowiadania prawdy na jej temat. Ale takie
działanie nie jest dla umysłu czymś przymusowym. Oczywiście takie działanie umysłu
sprzeciwia się dowolności myślenia, ale to właśnie myślenie jest czymś
narzuconym umysłowi z zewnątrz.
Przytoczmy jeszcze jeden cytat
Autora. Zastanawiając się nad związkiem władza-prawda, Fuko pyta: „Co może
powiedzieć podmiot /…/ na temat władzy, która ujarzmia go na siłę, /…/ co może
powiedzieć przeciw niej lub na jej obronę? Innymi słowy: jakie światło rzuca
dobrowolne podporządkowanie się prawdzie na niedobrowolne więzi, które łączą
nas albo wiążą z władzą?” (s.94) Co ciekawe mamy tutaj stwierdzenie o
„dobrowolnym podporządkowaniu się prawdzie”, zaś przymus stoi po stronie
władzy. Jak zatem wygląda faktycznie relacja pomiędzy władzą (reżimem władzy) a
podmiotem posługującym się prawdą. Niestety mam wrażenie, że różne stwierdzenia
Autora wcale nie rozjaśniają tej kwestii.
Również kolejny
cytat budzi moje poważne zastrzeżenia. Otóż jakieś wyjaśnienie relacji, jaka
zachodzi pomiędzy sprawowaniem władzy a podmiotowym ujawnianiem prawdy,
przedstawia ten cytat: „Jaka relacja zachodzi między faktem bycia poddanym (fr.
sujet) w jakiejś relacji do władzy
oraz bycia podmiotem (sujet), dzięki
któremu manifestuje się prawda? O co chodzi w tym podwójnym znaczeniu słowa „sujet” – poddany w relacji do władzy i
podmiot procesu ujawniania prawdy?” (s.99) W tej sytuacji należałoby zapytać,
czy tego typu poddaństwo warunkuje bycie podmiotem, czy też odwrotnie
podmiotowość warunkuje i określa relację do władzy? Niestety z tekstu tych
wykładów nie dowiemy się tego, chyba że przyjmiemy już cytowaną tezę, że „tam,
gdzie jest władza, tam potrzeba prawdy. Tam, gdzie nie ma prawdy, nie ma też
władzy”. Dlatego nie rozumiem zupełnie tego powiązania władzy z prawdą. Tym
bardziej, że w różnych innych miejscach Autor mówi o wytwarzaniu prawdy (zob.
s.305) albo też o tym, że reżim prawdy pojawia się wtedy, gdy nie chodzi o samą
prawdę (zob. s.112). Czyżby więc prawda związana z władzą i zarządzaniem była
tylko pozorem prawdy, czyli tym, co uznajemy za prawdę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz