4.10.2012

8. Człowieczeństwo aktywne

Starożytna filozofia przyjmowała, że zasadą działania jest natura. Człowiek działa bezpośrednio przy pomocy zdolności naturalnych. Porządek naturalny dysponuje odpowiednimi narzędziami do działania, czyli władzami duchowymi i cielesnymi.

Te naturalne władze i zdolności człowieka Arystoteles identyfikował  jako możności (potentiae). To oznaczało, że władze stanowią zdolności do działania. Ale samo działanie musi być wywołane przez jakąś moc sprawczą, która posiada postać aktywności, czyli aktu. Jak zatem ludzka natura może przechodzić od możności do aktu, żeby podejmować najróżniejsze działania? Tak naprawdę nie było to wcale jasne i oczywiste. Wiadomo, że powinno się to odbywać pod wpływem jakiejś mocy sprawczej. Cóż więc dysponuje odpowiednią mocą, która jest w stanie poruszyć władzę-możność (potentia) do działania? Czy może to być tylko sam przedmiot działania? Czy być może moc aktywna musi być zawarta w działającym podmiocie (w samej władzy duchowej lub jeszcze głębiej). Wydaje się, że potrzebna jest odpowiednia moc i siła podmiotowa.

Filozofia grecka wypracowała w tym względzie koncepcję takiej siły, którą nazywano cnotą (gr. arete; łac. virtus). Uważano, że władze duszy człowieka muszą być wyposażone w odpowiednie siły (virtus od vis – siła), czyli właśnie cnoty. Idąc tutaj za Filozofem przyjmowano, że owe cnoty człowiek zdobywa na zasadzie ćwiczenia. Powtarzane często działania wytwarzają na zasadzie przyzwyczajenie odpowiednie sprawności do działania. Ale cała ta teoria zakładała, że jest tak, jakby działania napędzały siebie same stając się niejako własną przyczyną.

Konsekwentne ujęcie metafizyczne musi w tym miejscu zaprotestować przeciwko takiemu rozwiązaniu. Każde ludzkie działanie musi posiadać swoją realną przyczynę. Ktoś nam odpowie, że wiedza uznawana przez Sokratesa za cnotę (sprawność) wydaje się powstawać samorzutnie. Człowiek poznając bowiem rzeczywistość tworzy sobie o niej wiedzę. Jednak ujmując tę sprawę konsekwentnie trzeba zapytać, co w takim razie powoduje i przyczynuje akty poznawcze. Jeśli są one całkowicie bierne, to mielibyśmy jedynie odbite obrazy (odbitki) rzeczy. Tak jak dzieje się wtedy, gdy robimy zdjęcia. Skąd w takim razie bierze się nasze rozumienie rzeczywistości? Przecież człowiek posiada nie tylko zastygłe i martwe obrazy, lecz zdobywa żywe rozumienie poszczególnych bytów (rzeczy). Jest oczywiste, że potrafimy rozmawiać o świecie i o sobie, i doskonale się rozumiemy. Posługujemy się zatem rozumieniem rzeczy i osób, a zarazem potrafimy nadawać im własne sensy i znaczenia. Jak to się dzieje?

Wszystko to razem pokazuje nam, że nasz umysł (rozum) musi posiadać jakąś wewnętrzną siłę lub sprawność (jakąś moc sprawczą), która pozwoli mu w ogóle rozpocząć działanie. Dla naszego umysłu taką siłą jest słowo prawdy. Słowo prawdy stanowi pierwotną moc umysłu. Pierwotną to znaczy taką, która była w umyśle od początku. Skąd pochodzi ta moc umysłowa?

Otóż ludzki umysł nie wziął się znikąd. Była już mowa, że duchowe wyposażenie ludzkiej natury ma przyczynę w aktywności stworzonego istnienia. Nasze stworzone istnienie dysponuje własnościami transcendentalnymi. Trzy z nic stanowią własności osobowe. Jest to prawda, dobro i piękno. Właśnie osobowa prawda stanowi bezpośrednią przyczynę ludzkiego umysłu. Nasz umysł pojawia się na poziomie istotowym z powodu osobowej prawdy. Można powiedzieć, że to prawda sprawia powstanie umysłu. Ale to nie wszystko. Duchowa władza umysłowa (rozum) potrzebuje dodatkowej mocy działającej. Otóż własność prawdy, która posiada realną moc aktu (aktywność), jest w stanie aktywizować możność umysłu. Jednak prawda jako akt nie może przejawiać się w możności umysłowej sama w sobie. Dlatego objawia się tam jako słowo. Aktywność prawdy (realnej własności istnienia) przejawia się w naszym umyśle jako słowo. To słowo prawdy daje naszemu umysłowi odpowiednią moc działania. Słowo prawdy niesie ze sobą szczególną ekspresję. Z jednej strony moc słowa prawdy pozwala umysłowi na poznawczy kontakt z realnością – właśnie w zakresie prawdy. Stąd też płynie prawdziwość poznania umysłowego (czyli rozumienia). A z drugiej strony moc słowa napędza ekspresję umysłu, która wyraża się w zdolności mowy i komunikacji (wypowiedzi zewnętrznej). Zawarte w umyśle słowo ułatwia nam kontakt z innymi osobami. W ten sposób osoba przemawia do osoby. Człowiek jest bytem dialogicznym, jak to określił Buber.

Człowieczeństwo obejmuje zarówno osobę jak naturę. Sama natura nie mogłaby działać bez osobowego wsparcia, gdyż to osoba stanowi podstawowe źródło aktywności. Osoba jest aktywną podmiotowością człowieka, ponieważ jest to podmiotowość z poziomu aktu istnienia. W ludzkim bycie nie ma niczego bardziej realnego i aktywnego. To tam kryje się główna przyczyna realności. To oznacza, że pierwszą przyczyną realności w obrębie konkretnego bytu jest akt istnienia. I to właśnie istnienie jest źródłem całej dalszej aktywności człowieka, w tym także działalności jego natury. Można powiedzieć, że naturalne działanie stanowi końcowy efekt aktywności człowieka. Nie można jednak uznać, że natura jest ostatecznym i dostatecznym podmiotem ludzkiej działalności (aktywności). Wojtyła przypominał nam wyraźnie, że operari sequitur esse. Wszelkie działanie wynika ostatecznie z istnienia. Bez aktu istnienia nie byłoby żadnej aktywności człowieka.

A jednak natura chciała się oderwać od fundamentów realności. Ludzka natura spróbowała zadziałać na własną rękę (a może na rozkaz kogoś innego). Próbowała działać wbrew zasadom realności. I co z tego wynikało? Otóż w ten sposób powstało myślenie, czyli działanie pomyślane – intencja, takie niby działanie. Myślenie jest tylko intencjonalne. Ono nie ma w sobie nic realnego. Myślenie nie jest realną aktywnością. To jest jedynie aktywność pozorna i złudna. Nam się tylko wydaje, że myślenie jest realne. Nie ma większego kłamstwa niż Kartezjańska teza – cogito ergo sum. To jest oszustwo samego myślenia. Kartezjusz dał się zwieść Wielkiemu Demonowi. Wybrał myślenie zamiast realności. Dzięki temu wymyślił układ współrzędnych i zdobył sławę jako matematyk. Okazał się genialnym myślicielem, ale filozof z niego żaden.

Podobnie jak z umysłem wygląda sprawa z władzami duchowymi woli i uczuć. Ludzkie działania są napędzane bezpośrednio przez wolę. Jest ona uważana za motor napędowy człowieka. Bez chcenia woli nie byłoby aktywności zewnętrznej, ani wewnętrznej. Skąd więc wolę stać na chcenie, które uruchamia naturalne działanie? Przecież to powinna być sama istota aktywności – sam akt. A wiadomo, że wola podobnie jak inne władze duchowe jest możnością (potentia voluntatis). Władza woli musi więc być uaktywniana z zewnątrz.

Mówiliśmy już, że umysł jest przyczynowany przez prawdę (transcendentalną własność prawdy). Podobnie jest w przypadku woli. Jest ona sprawiana przez własność dobra. Osobowe dobro zawarte w akcie istnienia ludzkiego bytu przyczynuje i sprawia władzę woli w porządku istotowym. Jednocześnie to dobro uobecnia się w woli w postaci czynu dobra, czyli jako akt dobra (actus boni vel bonitatis). W ten sposób wola zdobywa swoją aktywność i może działać napędzając aktywność ludzkiej natury.

Ów czyn dobra (akt dobra), jaki wola otrzymuje na początku w momencie powstawania, jest podstawą i zasadą jej działania. Zasada działania musi być zawarta w samej władzy, aby władza była zdolna do aktywności. Najprościej trzeba stwierdzić, że nasze działania zależą bezpośrednio od czynu dobra zawartego w woli. Ten czyn dobra staje się zarazem aktem miłości. Akt miłości jest objawem doskonałej aktywności, jaką może osiągnąć człowiek. To pokazuje, że miłość rodzi się z dobra i tylko z dobra. Akty miłości pochodzą więc z osobowego dobra i dotyczą także osobowego dobra. Kochamy bowiem osoby, a nie rzeczy i przedmioty. Podejmowane przez wolę akty miłości wypracowują trwałą sprawność miłości (virtus caritatis). Wydaje się jednak, że taka sprawność musi być wspierana przez Bożą łaskę, która aktywizuje w człowieku samą osobową własność dobra zawartą w istnieniu.

Człowiek działa realnie, czyli osobowo, z racji miłości wypełniającej jego wolę. Jak pokazał Wojtyła, akty miłości stanowią afirmację osoby, czyli afirmację osobowego dobra. Taka afirmacja pozwala nam przyjąć i pokochać całego człowieka. Możemy cenić człowieka za to lub tamto, ale kochamy go w całości, gdyż miłujemy samą osobę człowieka.

Akty miłości stanowią bezinteresowną afirmację. Mają one charakter daru, który zawsze jest bezinteresowny. W miłości dajemy siebie samego. To znaczy, że dajemy drugiemu człowiekowi swoje osobowe dobro, aby on zdobył dla siebie czyn dobra, dzięki któremu będzie zdolny do miłości. Pierwszym darem miłości jest łaska Boża. Łaska wspiera naszą osobę, dzięki czemu władze duchowe osiągają odpowiedni dla osoby poziom aktywności. Pod wpływem łaski uaktywniają się najpierw nasze własności osobowe, a z kolei ich aktywność przenika do władz duchowych wywołując w nich akty kontemplacji (w rozumie), akty sumienia (w woli) oraz akty upodobania (w uczuciowości). Ta aktywność własności osobowych przywraca władzom duchowym właściwe zasady działania. W ten sposób rozum uzyskuje słowo prawdy, wola zdobywa czyn dobra (akt miłości), zaś nasze uczucia osiągają stan przeżycia piękna (pięknego życia). A to już pozwala człowiekowi prowadzić moralne życie w całej rozciągłości. Otóż życie moralne stanowi prawdziwą i realną aktywność człowieka. Dlatego należy stwierdzić, że realne człowieczeństwo wyraża się w moralności (życiu moralnym).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz