25.05.2021

W odpowiedzi Karoniowi

Przede wszystkim błędne jest pierwotne założenie, ze człowiek rodzi się zwierzęciem. Otóż człowiek rodzi się jako wcielona osoba, lecz to nie oznacza, że człowiek jest zwierzęciem. Moje badania filozoficzne (zob. na blogu Filozofia dla Młodych) wskazują, że zarówno duchowość jak i cielesność człowieka są przyczynowane i kształtowane przez podmiotowości istnienia (realności egzystencjalne). Tak więc naszą widoczną podmiotowość esencjalną (czyli możność istotową) przyczynują i kształtują podmioty egzystencjalne (osoba i życie). Podmiot osobowy przyczynuje sferę duchową, czyli władze duchowe, natomiast podmiot ożywczy życia egzystencjalnego przyczynuje nasze życie biologiczne wraz z funkcjonalną organizacją żywego organizmu. Oczywiści podmiotowość osobowa musi współgrać z podmiotowością życia. Wydaje się, że odbywa się to na poziomie własności istnieniowej piękna, która kształtuje duchową władzę uczuciowości. Uczuciowość jest związana z upodobaniem piękna, na co reaguje przeżyciem piękna ludzkiego życia. Ludzkie życie – od poziomu egzystencjalnego po poziom esencjalny – jest powiązane z własnością transcendentalną piękna. Potocznie mówimy przecież, że życie jest piękne.

To, że organizmy żywe rozwijały się w sposób ewolucyjny, wcale nie wyjaśnia samego pochodzenia życia, a już z pewnością nie wyjaśnia pochodzenia człowieka. Nie da się wytłumaczyć pełnej realności człowieka rozwojem ewolucyjnym. Nawet jeżeli skupimy się tylko na poziomie istoty człowieka (ludzkiej natury), to mamy tutaj do czynienia ze sferą duchowości oraz sferą cielesności. Ze światem zwierząt możemy porównywać co najwyżej naszą cielesność. Jednak nasza duchowość radykalnie przekracza pochodzenie naturalistyczne (ewolucyjne). Żaden rozwój cielesności nie jest w stanie wytłumaczyć działań duchowych. Widzimy, że kompletną bzdurą jest twierdzenie, że myślenie jest funkcją mózgu. Ani poznanie umysłowe czy myślenie, ani chcenie czy decyzje woli nie są działaniami materialnymi lub cielesnymi. Niestety dla naturalistów te działania duchowe muszą mieć swoją przyczynę niematerialną, a nawet poza duchową. Dlatego należy przyjąć, że ta cała duchowa działalność człowieka wraz z działającymi podmiotami w postaci władz duszy (potentiae animae) jest przyczynowana z wyższego albo głębszego poziomu egzystencjalnego, z poziomu realności istnienia (w sensie tomistycznym).

Toteż musimy stwierdzić, że człowiek rodzi się jako osoba uduchowiona i wcielona. I cała nasza duchowość jest zależna od realności osoby jako podmiotowości istnienia. Podkreślamy to dlatego, że dalej pokażemy, iż ma to wpływ na działania moralne człowieka. Jeżeli zaś potraktujemy człowieka od razu jako zwierzę, to będziemy skazani na wyjaśnianie wszystkich jego działań w perspektywie zwierzęcej, jak to czyni Karoń. Dlatego od odwołuje się jedynie do działań instynktownych. Ale nawet u zwierząt instynkty są nastawione na ochronę i rozwój życia (czyli na rozmnażanie się). Natomiast ich reagowanie na przyjemność lub przykrość wcale nie musi być działaniem instynktownym. Stąd odwoływanie się przez Autora wykładu do instynktu przyjemności względem człowieka jest zwykłym nadużyciem. Nawet jeśli powołujemy się na „ustalenia” Freuda i jego zasadę przyjemności, to musimy wiedzieć, że nie dotyczy ona zwierzęcości człowieka, lecz jego przeżywania (albo tylko jego myślenia o przeżywaniu) własnej cielesności oraz seksualności.

Otóż kierowanie się przez człowieka przyjemnością wcale nie jest zasadniczym działaniem jego natury (ludzkiej natury). Kierowanie się odczuwaniem przyjemności (co odbywa się na poziomie cielesnym) i dalej działanie według tego odczuwania jest wypaczonym działaniem uczuciowości, a nie działanie zasadniczym. Zobaczmy zatem, jak naprawdę działa nasza uczuciowość. Uczuciowość jest władzą duchową, która jest sprawiana i pobudzana przez osobowe akty upodobania pochodzące z własności piękna. Uczuciowość odbiera więc akty upodobania, które zaszczepiają w niej przeżywanie piękna. Oznacza to, że uczuciowość jest zasadniczo powołana do przeżywania piękna ludzkiego życia oraz dbałości i troski o życie. Dopiero gdy uczuciowość straci związek z aktami osobowymi, wtedy pojawia się niejako konieczność przeżywania tego, co jest dostępne, czyli przeżywania przyjemności, gdyż nie ma odczuwania życia, a doznania cielesnej przyjemności docierają do uczuciowości i wywołują przeżywanie emocjonalne. Jednak emocjonalne przeżywanie doznań przyjemności nie jest w stanie doskonalić naszych uczuć w kierunku radości i nadziei. Dlatego konieczne staje się ciągłe wzmaganie doznań cielesnych, aby zadowolić nasze przezywanie. Na tym właśnie polega problem uzależnienia się człowieka od doznań przyjemności. Trzeba nieustannie podsycać siłę czy raczej presję tych doznań. Do tego dołącza się jeszcze nasze świadome myślenie o potrzebie przyjemności. I mamy na koniec samonakręcające się uzależnienie od doznań, aż po nałóg.

Wydaje się, że freudowska zasada przyjemności opisuje właśnie taką sytuację uczuciowości pozbawionej kontaktu z osobowym pięknem i aktem upodobania piękna, a przez to skazanej niejako na uleganie doznaniom przyjemności cielesnych. Przeżywanie piękna dotyczącego życia służy doświadczeniu radości i nadziei, co stanowi realne zadowolenie duchowe człowieka. Natomiast samo przeżywanie przyjemności cielesnych nie służy prawdziwemu zadowoleniu, lecz popycha nas w stronę eskalacji doznań i poszukiwania rosnącego wciąż natężenia. A to się źle na ogół kończy.

Stąd odwoływanie się Karonia do jakiejś psychicznej satysfakcji (czyli spełnionego zadowolenia) nie wydaje się być czymś odpowiednim. On łączy taką satysfakcję z twórczością artystyczną albo techniczną. To może być trochę bardziej uzasadnione. Z pewnością dokonania twórcze wywołują zadowolenie człowieka, ale muszą być pozytywnie ocenione przez innych. Jeszcze lepiej, jeśli takie zadowolenie jest związane z przeżyciem piękna, ale to powinno być piękno osobowe. I takiego piękna powinna dotyczyć twórczość artystyczna, ale gdzie szukać piękna w twórczości technicznej, tam się liczy tylko użyteczność.

Można przyjąć, że dawniej twórczość była zasadniczo podporządkowana wartościom moralnym – poza pięknem odwoływała się do prawdy i dobra. Niestety dzisiaj twórczość oderwała się zupełnie od przeżywania wartości moralnych. A to już oznacza, że wartości moralnych trzeba szukać gdzie indziej. I tutaj dotykamy kwestii życia społecznego, albo raczej życia wspólnotowego. Życie ogólnospołeczne musi być oparte na wspólnocie rodzinnej. Rodzina stanowi wspólnotę osobową, jest więc kręgiem społecznym powiązanym relacjami osobowymi, a nie zależnościami instytucjonalnymi (przełożony – podwładny). Skoro człowiek jest przede wszystkim osobą, to znaczy, że jest powołany do życia osobowego i wspólnotowego. Co więcej jest oczywiste, że człowiek jako osoba przychodzi na świat w rodzinie. Tam wzrasta i rozwija się, tam się wychowuje i tam osiąga dojrzałość (dojrzałą osobowość). A wszystko to po to, żeby założyć własną rodzinę.

Otóż musimy zdać sobie sprawę, że wychowanie jako rozwój moralny i religijny odbywa się właśnie w rodzinie. Opowieści o wychowaniu w placówkach publicznych (czyli tworzonych do tego instytucjach) jest jakimś nieporozumieniem. Dotyczy to również szkoły, chociaż tutaj zdarzają się wyjątki, jeśli nauczyciel zdoła nawiązać z uczniami (to dotyczy jednostkowych przypadków) relacje osobowe. Można przyjąć, że jest to możliwe. Jednak żadna instytucja publiczna nie zdoła wychować młodego człowieka. Doświadczyliśmy tego najlepiej na przykładzie Domów Dziecka. Dlatego można by się zgodzić z Autorem wykładu, że społeczeństwo w formie instytucjonalnej nie jest w stanie udoskonalić człowieka, czyli uczynić go moralnym i religijnym. Ale zapomniał on o wspólnocie rodzinnej, w której wychowuje się i doskonali moralnie młody człowiek (dziecko). Przecież to dlatego postmodernistyczne nurty ideologiczne wzięły sobie za cel walkę z rodziną i Kościołem (Kościół jest drugą po rodzinie wspólnotą osobową i to wspólnotą połączoną z Osobowym Bogiem).

Poza tym Karoń ma jakieś wypaczone rozumienie kultury, czy ogólnie twórczości. Z jego wykładu wynika, że wszelka twórcza praca (według niego produkcja dzieła) musi być wymuszona na młodym człowieku. Byłaby to jakaś presja społeczno-wychowawcza polegająca na sublimacji instynktu przyjemności, czyli tak jak to wygląda u Freuda. Tyle, że nasz Autor stawia tutaj na przymus wychowawczy. A to by oznaczało, że człowieka należy przymuszać do działania i pracy. Stąd mamy już wniosek, że człowiek nie jest samodzielnym podmiotem działania, lecz trzeba go przymuszać do działania, czyli po prostu interweniować z zewnątrz. Trochę wygląda mi to tak, jak w przypadku wołów, które zaprzęgano do pługa i przymuszano do pracy na rzecz człowieka. Ale wół jest zwierzęciem i tylko zwierzęciem. Później wymyślono maszyny, żeby pracowały za człowieka.

Człowiek jest bytem aktywnym i działającym samodzielnie. Jest to związane z jego naturą duchowo-cielesną. Mówiliśmy już poprzednio, że człowiek jest przede wszystkim osobą. Otóż nasza egzystencja, czyli poziom istnienia, składa się z dwóch sprawczych podmiotów – z podmiotu osobowego oraz z podmiotu ożywczego. Oba te aktywne podmioty przyczynuja i kształtują dwie sfery naszej natury – duszę i ciało. Te egzystencjalne podmiotowości pobudzają do działania zarówno duszę jak i ciało, czyli całą naszą naturę. Podmiot osobowy wyposażony we własności prawdy, dobra i piękna, aktywizuje i napędza do działania władze duchowe (umysł, wolę i uczuciowość). Natomiast podmiot ożywczy aktywizuje i pobudza funkcje naszej cielesności i jej działania (np. poruszanie się). I właśnie dlatego człowiek jako całość staje się działającym podmiotem. Podejmuje więc samodzielnie różne swoje działania i zmienia je. Oczywiście taka pełna samodzielność działania jest przede wszystkim efektem jego duchowości. U zwierząt obserwujemy pewną samodzielność tylko w zakresie cielesności (poruszanie się, odżywianie się oraz rozmnażanie się). Wydaje się, że cała cielesna samodzielność jest wspierana u zwierząt przez koordynację instynktu życiowego (jako jakaś forma pożądania zmysłowego. Człowiek zaś z racji swej duchowości jest w stanie sam decydować o swoim działaniu albo tworzyć i podejmować nowe możliwości działania, czyli realizować twórczość artystyczną i techniczną.

Ale żeby twórczość kulturowa miała w ogóle sens, nie może być podejmowana pod przymusem. Wiemy przecież, jak kończy się przymusowa praca w komunizmie. Otóż człowiek posiada sam w sobie źródło aktywności, czyli posiada poznanie umysłowe oraz chęć działania. To daje nam duchowość, czyli władze duszy napędzane przez aktywność osoby jako podmiotu egzystencjalnego. Kwestią wiodącą w tej sprawie pozostaje to, czy człowiek będzie korzystał z aktywnej mocy sprawczej swojej podmiotowości osobowej. Jeśli korzystamy z aktów kontemplacji, sumienia i upodobania, to wtedy stać nas na samodzielną aktywność moralną i religijną. Ale gdy zawalimy tą sprawę, wtedy nasza duchowość przekształca się w świadomość opartą na myśleniu i wolności wyboru.

Niestety świadomość ze swoimi intencjami (czyli tylko zamierzeniami poznania i działania) staje się jakąś możliwością oderwaną od realności egzystencjalnej. Świadomość ze swoimi intencjami odcina się od rzeczywistości i zamyka nas w samej sobie, skazując na życie w samotności. Człowiek kierujący się świadomością wytwarza sobie sferę intencjonalnych możliwości, które uważa za coś realnego. Musimy wiedzieć i pamiętać, że świadomościowe myślenie wyrasta z negacji realności (tego, co realnie istniejące). Dowodzą tego filozoficzne koncepcje świadomości (poczynając od Kartezjusza, poprze Kanta i Hegla, aż ostatecznie do Husserla).

Otóż myślenie sprawdza się jedynie w ramach twórczości kulturowej – twórczości artystycznej i technicznej. Właśnie na tym polu człowiek sam wymyśla i tworzy dowolne wartości. Taka twórczość wartości cechuje człowieka myślącego. Jednak człowieka myślącego, który kieruje się świadomością, bardzo łatwo przekonać do różnych pomysłów propagandowych, reklamowych, naukowych, czyli ogólnie pomysłów ideologicznych. Propaganda i ideologia są oparte bowiem na myśleniu, a nie na poznaniu i rozumieniu rzeczywistości.

Człowieka nie da się zmusić do twórczego myślenia. Człowiek jest w stanie sam z siebie wymyślić dowolne rzeczy (u nas mówi się – niestworzone rzeczy). Jednak człowiek, który kieruje się wolnością twórcza (wolnością myślenia i wyboru pomyślanych możliwości), potrafi niestety wymyślić także super-głupotę, i co gorsze wierząc, że myślenie jest najdoskonalszym poznaniem, będzie chciał zrealizować to swoje głupstwo i będzie pragnął narzucić je innym ludziom. Tak właśnie działa wszelka ideologia. Dlatego należ się wystrzegać wiary w doskonałość myślenia. Ja wprost twierdzę, ż nic tak nie ogłupia człowieka jak swobodne myślenie. Stąd mamy dziś twórców anty-kultury, którzy tworzą całkowicie swobodne wartości kulturowe, czyli antywartości.

Trzeba w związku z tym wiedzieć, że wartości kulturowe są tylko naszym myśleniem o czymkolwiek jako czymś wartościowym, oczywiście dla tego, kto tak myśli. Toteż za wartość możemy uznać dowolną rzecz czy przyjemność, która nas dotyczy. Musimy więc odróżnić od pomyślanych wartości realne dobra osiągane w rzeczywistości. Przede wszystkim chodzi tutaj o dobro moralne, czyli osobowe dobro człowieka, jakim jest godność. Godność dotyczy osobowego dobra człowieka, tak więc jest przypisana do osoby i przynależna osobie. Jeżeli jednak przestajemy działać osobowo, czyli moralnie i religijnie, to jest to wyraźny znak, że zatraciliśmy swoją godność. Właśnie ze względu na osobową godność każdemu człowiekowi należy się szacunek. Jednak pozbywając się godności człowiek skazuje się na potępienie a nie szacunek. Na szacunek zasługują bowiem działania moralne lub religijne, a nie dowolne dokonania człowieka. Trzeba też wiedzieć, że tylko sam pojedynczy człowiek może pozbawić się godności, gdy zatraci realną podmiotowość osoby stając się czystą świadomością. Nikt inny nie może odebrać człowiekowi godności. Możemy człowieka nie szanować, możemy go poniżać czy zniewolić, ale to nie odbiera mu osobowej godności, jeśli on sam wytrwał jako niezależna osoba (jako niezależna realność egzystencjalna).

Nasze istnienie (jako sfera egzystencjalna) pochodzi bezpośrednio od Boga. Bóg stwarza istnienie człowieka wraz z podmiotowością osoby (mocy uduchowiającej) i z podmiotowością życia (mocy ożywiającej). Tak więc Bóg stwarza naszą osobę wraz z jej pełnym wyposażeniem i powołaniem. Bóg stwarza człowieka jako osobę mężczyzny albo kobiety. Już na poziomie egzystencjalnym mamy określoną naszą realność – jako mężczyzny albo kobiety. Ta osobowa realność (podmiotowość istnienia) istnieje i realizuje się jako męskość lub kobiecość. Ten poziom egzystencjalny stanowi dużo głębszą realność niż nasza ludzka natura, która realizuje się dopiero na poziomie możności istotowej.

Dlatego natura człowieka (zarówno dusza jak i ciało) podlega metafizycznemu stawaniu się. Ale to musi być urzeczywistnione stawanie się, a nie tworzenie jakichś dowolnych możliwości. A zatem człowiek jest powołany do urzeczywistniania swojej natury poprzez oddziaływanie sfery egzystencjalnej. Duchowe urzeczywistnianie się w stawaniu polega na działaniach prowadzących do powstania zwartej i trwałej, pełnej i całościowej osobowości. Akty osobowe oddziałując na władze duszy sprawiają i wywołują w nich odpowiednie działania, które prowadzą do stawania się, czyli powstawania, naszej osobowości. Powstająca osobowość jest realnością stawania się i dlatego nie należy jej mylić ze świadomością. Taka osobowość posiada wyraźny charakter moralny. Dawniej mówiono, że człowiek powinien zdobyć silny charakter moralny. To tradycyjne określenie najlepiej oddaje stan naszej osobowości, którą ma cechować silna wola i miłość (chcenie dobra), silna wiara i poznanie (uznanie realności) oraz silna afirmacja życia (nadzieja na nowe życie). Zdobycie i osiągnięcie charakteru moralnego jest potrzebne do realizacji osobowego powołania człowieka. Powołaniem osoby mężczyzny jest ojcostwo. Stąd od mężczyzny wymaga się silnego charakteru moralnego, który wyznacza działania skierowane na stworzenie trwałej rodziny jako wspólnoty osobowej. Natomiast powołaniem osoby kobiety jest macierzyństwo. Dlatego od kobiety wymaga się osobowości nastawionej na radość i nadzieję odnoszącą się do daru życia oraz na ochronę poczętego życia.

Musimy sobie zdawać sprawę, że zasadnicze powołanie człowieka dotyczy jego życia osobowego (moralność i religijność) i wspólnotowego (rodzina). Natomiast praca i działalność zawodowa jest tylko uzupełnieniem. Oczywiście praca i działalność zawodowa jest koniecznym uzupełnieniem życia wspólnotowego, gdyż tego wymaga zapewnienie sobie odpowiednich środków i dóbr materialnych dla naszego ziemskiego życia. A skoro człowiek ma w sobie sprawczą aktywność osobową, to jest również powołany do pracowitości zapewniającej mu środki do życia i przeżycia. Nie trzeba zatem przymuszać specjalnie człowieka do pracy, jak tego chce Karoń. Bezczynność i nuda rodzą się raczej na płaszczyźnie świadomościowej, gdy zaczynamy tworzyć bzdurne pomysły odrzucając i pomijając własną realność i aktywność. Oczywiście można wychować człowieka do bezradności i lęku przed działaniem, ale to będzie wbrew prawdziwej osobowości człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz