26.06.2023

Rozważania po konferencyjne /2

Późniejsi myśliciele zdawali sobie sprawę, że koncepcja Kartezjusza i dalszy rozwój w kierunku fenomenologii (teorii świadomości -- gdzie świadomość jest określana jako podmiotowość myślenia) może zaprowadzić nas na manowce dowolności poznawczej. Dlatego zwrócili się w stronę języka jako pewnego pierwotnego opisu rzeczywistości. Wydawało się im, że w ten sposób możemy uratować poznanie rzeczywistości. Ale badając język jako pewną strukturę informacyjną i opisową pozostajemy wyłącznie na terenie i na bazie języka, skoro badamy język a nie jego odniesienia. Oczywiście ustalono, że język jest pewną ograniczoną strukturą kierującą się swoimi zasadami gramatycznymi, semantycznymi i logicznymi. Kiedy jednak spróbowano określić prawdę językową (obowiązująca w języku), wtedy okazało się, że trzeba przyjąć, iż prawdziwe jest to, co wyraża język. Taka prawda zostaje automatycznie utożsamiona z poprawnością językową, a wiemy doskonale, że w języku swobodnie wyrażamy wszelkie kłamstwa i głupoty, które przybierają poprawną postać językową (wystarczy, że są sformułowane poprawnie gramatycznie). Jeżeli zatem prawdą będzie to, co możemy wypowiedzieć w języku, to okaże się, że kłamstwa i głupoty są prawdziwe, skoro są poprawne językowo (gramatycznie).

Niestety na tym właśnie bazuje dziś walka informacyjna w polityce i szerzej w mediach. Wszelkie wypowiedzi są traktowane jako prawdziwe, jeśli są poprawnie sformułowane w języku. Zapominamy bowiem o tej dawnej funkcji informacyjnej i opisowej języka (zgodność z rzeczywistością), który miał mówić o realności (o tym, co realne lub co dzieje się rzeczywiście). Potraktowanie języka jako samoistnej, samorządnej i niezależnej struktury informacyjnej doprowadziło do uznania za prawdę kłamstwa i głupoty, a już na pewno wtedy, gdy są ładnie wypowiedziane w poezji czy literaturze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz