Jeśli chcemy zbudować swoje życie, musimy zacząć od fundamentów. Filozofia zawsze była fundamentem dla ludzkiego życia. Niech tak pozostanie.
23.10.2012
5.10.2012
zapowiedż
Mamy dziś kryzys człowieczeństwa,
dlatego przedstawiamy serię wykładów na temat człowieczeństwa, które
przygotowaliśmy specjalnie dla młodych. Wierzymy, że będziecie mogli
dowiedzieć się czegoś o sobie. Jeżeli czujecie, że dopadł was kryzys,
powinniście niezwłocznie sięgnąć do tych tekstów. Może uda się wam
zaradzić destrukcji albo lepiej przygotować się do skutków kryzysu.
Życzymy przyjemnej lektury.
4.10.2012
Lezioni di umanita
Giacinto de BEMOWO
Lezioni di umanita
Lezioni di umanita
Wykłady na temat człowieczeństwa
1. Czym jest realne człowieczeństwo
2. Człowiek bez człowieczeństwa
3. Człowieczeństwo pilnie poszukiwane
4. Człowieczeństwo uporządkowane
5. Człowieczeństwo zagubione
6. Człowieczeństwo odnalezione
7. Człowieczeństwo realne
8. Człowieczeństwo aktywne
9. Człowieczeństwo zmyślone
10. Człowieczeństwo świadome
11. Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane
1. Czym jest realne człowieczeństwo
2. Człowiek bez człowieczeństwa
3. Człowieczeństwo pilnie poszukiwane
4. Człowieczeństwo uporządkowane
5. Człowieczeństwo zagubione
6. Człowieczeństwo odnalezione
7. Człowieczeństwo realne
8. Człowieczeństwo aktywne
9. Człowieczeństwo zmyślone
10. Człowieczeństwo świadome
11. Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane
7. Człowieczeństwo realne
Realnością
człowieka jest osoba. Osoba jest bowiem podmiotowością istnienia. Natomiast
cała reszta – czyli dusza i ciało – stanowi jedynie istotową potencjalność.
Dusza i ciało nie mają więc pełnego zakresu realności, tak jak osoba, lecz
posiadają jedynie realność możnościową (możnościowy zakres realności), czyli
pomniejszoną poprzez zmieszanie z niebytem możnościowym.
W sposób widoczny
człowiek działa w zakresie swojej istoty, czyli działa poprzez duszę i ciało.
Ale trzeba pamiętać, że nawet taka aktywność nie może się odbywać bez osobowego
aktu istnienia, który jest podstawą wszelkiego działania. Wojtyła zawsze
przypominał: – operari sequitur esse. Nasze działanie zależy pośrednio
od aktywności aktu istnienia, gdyż to właśnie tam ukryte są zasady wszelkiego
działania. Prawda, dobro i piękno uaktywniają się pod wpływem relacji
osobowych. Niezawodną aktywizację stanowi tutaj łaska jako bezpośrednia relacja
nawiązywana z Bogiem.
Dzięki temu prawda,
która na początku sprawiła ludzki umysł (rozum), staje się zasadą poznawczą. Z
kolei dobro, które na początku sprawiło ludzką wolę, staje się zasadą chcenia.
A wreszcie piękno, które sprawiło ludzką uczuciowość, staje się zasadą
przeżywania i upodobania. Dlatego mogą prawidłowo działać nasze władze duchowe.
A to z kolei pozwala duszy ożywiającej ciało posługiwać się nim w odpowiedni
sposób. W ten sposób aktywność istnienia (wyposażenia istnieniowego) rozlewa
się na sferę istotową i wypełniając ją dodatkową mocą obdarza duchowość i
cielesność osobowymi działaniami doskonaląc ich naturę. Dzięki temu człowiek
może działać i żyć po ludzku, czyli w sposób osobowy, a nie tylko w sposób
naturalny, czyli jak zwierzęta.
Otóż osobowe
działania człowieka mają charakter ponadnaturalny, a więc już nadprzyrodzony.
Jest to efektem osobowej podmiotowości człowieka zawartej w akcie istnienia.
Osoba nie posiada bowiem naturalnego pochodzenia, czyli stoi ponad wszelką
ewolucją. Osoba pochodzi bezpośrednio od Boga i jest stwarzana wraz z aktem
istnienia. Bóg stwarza osobowe istnienie człowieka (wyposażone we własności
prawdy, dobra i piękna), które przybiera sobie i kształtuje możność istotową,
czyli duszę i ciało.
Stąd ludzka dusza
posiada szczególny charakter, gdyż jest duszą rozumną wyposażoną w rozumne
władze duchowe. Taka dusza nie tylko ożywia ciało tworząc żywy organizm
cielesny, ale pozwala człowiekowi podejmować również osobowe działania
wykraczające poza naturalny porządek. Dlatego możemy powiedzieć o człowieku, że
jest wcieloną osobą.
Byt człowieka
stanowi więc połączenie osoby i natury. Dlatego człowiek jest szczególnym
stworzeniem. Papież JP2 przypominał nam, że człowiek jest stworzeniem, którego
Bóg zapragnął dla niego samego, czyli dla jego osoby. Człowiek jest stworzeniem
osobowym i zarazem stworzeniem naturalnym, i dzięki temu może niejako podnieść
naturę do poziomu nadprzyrodzonego (do celów i zadań nadprzyrodzonych).
Człowiek ma za zadanie uświęcać naturę, a nie wykorzystywać ją do niecnych
celów.
Najwspanialszym
uświęceniem dzieła ludzkiego opartego na naturze jest Eucharystia – uświęcenie
chleba i wina – w Ciało i Krew Chrystusa. Przemiana naturalnych darów chleba i
wina jest szczytowym osiągnięciem osobowej aktywności. To jest już akt Osoby
Syna Bożego, chociaż oddany w posługę ludzkiemu kapłaństwu. Dlatego poprzez ten
akt uświęcenia człowiek może się spotkać z Bogiem i na pewno spotyka się z Nim
realnie, ponieważ dzięki spożywaniu Eucharystii Bóg uobecnia się w nas samych.
A to już jest ostateczne wyniesienia człowieka ponad naturę do osobowej
wspólnoty z Bogiem (czyli do Królestwa Bożego).
Człowiek został
powołany do świętości. A to znaczy, że nasze osobowe akty posiadają zdolność
uświęcania naszej natury. Świętość zamieszkuje przede wszystkim w osobie, lecz
rozlewa się na całość ludzkiej natury człowieka. A wtedy nasza duchowość i
cielesność zostaje wyniesiona do świętości osoby. Bóg łączy się i uobecnia w
osobie człowieka (w osobowej podmiotowości istnienia), i dzięki temu Jego łaska
może ogarniać ludzką naturę i przejawiać się w działaniach duszy i ciała.
Dlatego teologia naucza, że łaska doskonali naturę.
Dlatego można
powiedzieć, że dusza i ciało człowieka nie są pozostawione wyłącznie i zupełnie
sobie samym. Gdy jednak działania natury duchowo-cielesnej oderwą się zupełnie
od aktów osoby, wtedy zaczynają robić coś wbrew osobie i ściągają całą naturę
do poziomu zwierzęcego. Niestety człowiek bardzo łatwo ulega swoim naturalnym
popędom i namiętnościom. Często cieszymy się doznawanymi przyjemnościami albo
hołdujemy swoim rozhasanym wyobrażeniom. Zwykła codzienność często zabija naszą
osobową aktywność. Poddajemy się naturalnym pragnieniom. Wtedy po prostu
kierujemy się przyzwyczajeniami, a nie mądrymi decyzjami. Jednak to wszystko
nie służy objawianiu się osobowej aktywności, gdyż stajemy się wówczas sługami
natury, co wpędza nas w codzienną rutynę (czyli zwykłe przyzwyczajenie). Być
może łatwiej nam się w ten sposób działa, ale człowiek powinien umieć wykrzesać
z siebie choć trochę osobowego heroizmu. Człowiek potrzebuje heroizmu bycia
osobą. A niestety w naszych czasach jest to naprawdę heroiczne zadanie. Być
osobą to znaczy nie poddawać się codziennej rutynie i osiągnąć pełnię wolności
i niezależności. Chodzi o wolność czynienia dobra. Bo tylko wtedy, gdy mówimy
prawdę i gdy czynimy dobro, stajemy się pełnowartościową osobą. I właśnie wtedy
możemy trafić bezpośrednio do drugiej osoby i spotkać się z nią naprawdę.
Pamiętajmy, że tylko osoba niesie ze sobą pełną realność człowieka.
8. Człowieczeństwo aktywne
Starożytna
filozofia przyjmowała, że zasadą działania jest natura. Człowiek działa
bezpośrednio przy pomocy zdolności naturalnych. Porządek naturalny dysponuje
odpowiednimi narzędziami do działania, czyli władzami duchowymi i cielesnymi.
Te naturalne władze i zdolności człowieka Arystoteles
identyfikował jako możności (potentiae).
To oznaczało, że władze stanowią zdolności do działania. Ale samo działanie
musi być wywołane przez jakąś moc sprawczą, która posiada postać aktywności,
czyli aktu. Jak zatem ludzka natura może przechodzić od możności do aktu, żeby
podejmować najróżniejsze działania? Tak naprawdę nie było to wcale jasne i
oczywiste. Wiadomo, że powinno się to odbywać pod wpływem jakiejś mocy
sprawczej. Cóż więc dysponuje odpowiednią mocą, która jest w stanie poruszyć
władzę-możność (potentia) do działania? Czy może to być tylko sam przedmiot
działania? Czy być może moc aktywna musi być zawarta w działającym podmiocie (w
samej władzy duchowej lub jeszcze głębiej). Wydaje się, że potrzebna jest
odpowiednia moc i siła podmiotowa.
Filozofia grecka
wypracowała w tym względzie koncepcję takiej siły, którą nazywano cnotą (gr.
arete; łac. virtus). Uważano, że władze duszy człowieka muszą być wyposażone w
odpowiednie siły (virtus od vis – siła), czyli właśnie cnoty. Idąc tutaj za
Filozofem przyjmowano, że owe cnoty człowiek zdobywa na zasadzie ćwiczenia.
Powtarzane często działania wytwarzają na zasadzie przyzwyczajenie odpowiednie
sprawności do działania. Ale cała ta teoria zakładała, że jest tak, jakby
działania napędzały siebie same stając się niejako własną przyczyną.
Konsekwentne ujęcie
metafizyczne musi w tym miejscu zaprotestować przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Każde ludzkie działanie musi posiadać swoją realną przyczynę. Ktoś nam odpowie,
że wiedza uznawana przez Sokratesa za cnotę (sprawność) wydaje się powstawać
samorzutnie. Człowiek poznając bowiem rzeczywistość tworzy sobie o niej wiedzę.
Jednak ujmując tę sprawę konsekwentnie trzeba zapytać, co w takim razie
powoduje i przyczynuje akty poznawcze. Jeśli są one całkowicie bierne, to
mielibyśmy jedynie odbite obrazy (odbitki) rzeczy. Tak jak dzieje się wtedy,
gdy robimy zdjęcia. Skąd w takim razie bierze się nasze rozumienie
rzeczywistości? Przecież człowiek posiada nie tylko zastygłe i martwe obrazy,
lecz zdobywa żywe rozumienie poszczególnych bytów (rzeczy). Jest oczywiste, że
potrafimy rozmawiać o świecie i o sobie, i doskonale się rozumiemy. Posługujemy
się zatem rozumieniem rzeczy i osób, a zarazem potrafimy nadawać im własne
sensy i znaczenia. Jak to się dzieje?
Wszystko to razem
pokazuje nam, że nasz umysł (rozum) musi posiadać jakąś wewnętrzną siłę lub
sprawność (jakąś moc sprawczą), która pozwoli mu w ogóle rozpocząć działanie.
Dla naszego umysłu taką siłą jest słowo prawdy. Słowo prawdy stanowi pierwotną
moc umysłu. Pierwotną to znaczy taką, która była w umyśle od początku. Skąd
pochodzi ta moc umysłowa?
Otóż ludzki umysł
nie wziął się znikąd. Była już mowa, że duchowe wyposażenie ludzkiej natury ma
przyczynę w aktywności stworzonego istnienia. Nasze stworzone istnienie
dysponuje własnościami transcendentalnymi. Trzy z nic stanowią własności
osobowe. Jest to prawda, dobro i piękno. Właśnie osobowa prawda stanowi
bezpośrednią przyczynę ludzkiego umysłu. Nasz umysł pojawia się na poziomie
istotowym z powodu osobowej prawdy. Można powiedzieć, że to prawda sprawia
powstanie umysłu. Ale to nie wszystko. Duchowa władza umysłowa (rozum)
potrzebuje dodatkowej mocy działającej. Otóż własność prawdy, która posiada
realną moc aktu (aktywność), jest w stanie aktywizować możność umysłu. Jednak
prawda jako akt nie może przejawiać się w możności umysłowej sama w sobie.
Dlatego objawia się tam jako słowo. Aktywność prawdy (realnej własności
istnienia) przejawia się w naszym umyśle jako słowo. To słowo prawdy daje
naszemu umysłowi odpowiednią moc działania. Słowo prawdy niesie ze sobą
szczególną ekspresję. Z jednej strony moc słowa prawdy pozwala umysłowi
na poznawczy kontakt z realnością – właśnie w zakresie prawdy. Stąd też płynie
prawdziwość poznania umysłowego (czyli rozumienia). A z drugiej strony moc
słowa napędza ekspresję umysłu, która wyraża się w zdolności mowy i komunikacji
(wypowiedzi zewnętrznej). Zawarte w umyśle słowo ułatwia nam kontakt z innymi
osobami. W ten sposób osoba przemawia do osoby. Człowiek jest bytem
dialogicznym, jak to określił Buber.
Człowieczeństwo
obejmuje zarówno osobę jak naturę. Sama natura nie mogłaby działać bez
osobowego wsparcia, gdyż to osoba stanowi podstawowe źródło aktywności. Osoba
jest aktywną podmiotowością człowieka, ponieważ jest to podmiotowość z poziomu
aktu istnienia. W ludzkim bycie nie ma niczego bardziej realnego i aktywnego.
To tam kryje się główna przyczyna realności. To oznacza, że pierwszą przyczyną
realności w obrębie konkretnego bytu jest akt istnienia. I to właśnie istnienie
jest źródłem całej dalszej aktywności człowieka, w tym także działalności jego
natury. Można powiedzieć, że naturalne działanie stanowi końcowy efekt
aktywności człowieka. Nie można jednak uznać, że natura jest ostatecznym i
dostatecznym podmiotem ludzkiej działalności (aktywności). Wojtyła przypominał
nam wyraźnie, że operari sequitur esse. Wszelkie działanie wynika ostatecznie z
istnienia. Bez aktu istnienia nie byłoby żadnej aktywności człowieka.
A jednak natura
chciała się oderwać od fundamentów realności. Ludzka natura spróbowała
zadziałać na własną rękę (a może na rozkaz kogoś innego). Próbowała działać
wbrew zasadom realności. I co z tego wynikało? Otóż w ten sposób powstało
myślenie, czyli działanie pomyślane – intencja, takie niby działanie. Myślenie
jest tylko intencjonalne. Ono nie ma w sobie nic realnego. Myślenie nie jest
realną aktywnością. To jest jedynie aktywność pozorna i złudna. Nam się tylko
wydaje, że myślenie jest realne. Nie ma większego kłamstwa niż Kartezjańska
teza – cogito ergo sum. To jest oszustwo samego myślenia. Kartezjusz dał się
zwieść Wielkiemu Demonowi. Wybrał myślenie zamiast realności. Dzięki temu
wymyślił układ współrzędnych i zdobył sławę jako matematyk. Okazał się
genialnym myślicielem, ale filozof z niego żaden.
Podobnie jak z
umysłem wygląda sprawa z władzami duchowymi woli i uczuć. Ludzkie działania są
napędzane bezpośrednio przez wolę. Jest ona uważana za motor napędowy
człowieka. Bez chcenia woli nie byłoby aktywności zewnętrznej, ani wewnętrznej.
Skąd więc wolę stać na chcenie, które uruchamia naturalne działanie? Przecież
to powinna być sama istota aktywności – sam akt. A wiadomo, że wola podobnie
jak inne władze duchowe jest możnością (potentia voluntatis). Władza woli musi
więc być uaktywniana z zewnątrz.
Mówiliśmy już, że
umysł jest przyczynowany przez prawdę (transcendentalną własność prawdy).
Podobnie jest w przypadku woli. Jest ona sprawiana przez własność dobra.
Osobowe dobro zawarte w akcie istnienia ludzkiego bytu przyczynuje i sprawia
władzę woli w porządku istotowym. Jednocześnie to dobro uobecnia się w woli w
postaci czynu dobra, czyli jako akt dobra (actus boni vel bonitatis). W ten
sposób wola zdobywa swoją aktywność i może działać napędzając aktywność
ludzkiej natury.
Ów czyn dobra (akt
dobra), jaki wola otrzymuje na początku w momencie powstawania, jest podstawą i
zasadą jej działania. Zasada działania musi być zawarta w samej władzy, aby
władza była zdolna do aktywności. Najprościej trzeba stwierdzić, że nasze działania
zależą bezpośrednio od czynu dobra zawartego w woli. Ten czyn dobra staje się
zarazem aktem miłości. Akt miłości jest objawem doskonałej aktywności, jaką
może osiągnąć człowiek. To pokazuje, że miłość rodzi się z dobra i tylko z
dobra. Akty miłości pochodzą więc z osobowego dobra i dotyczą także osobowego
dobra. Kochamy bowiem osoby, a nie rzeczy i przedmioty. Podejmowane przez wolę
akty miłości wypracowują trwałą sprawność miłości (virtus caritatis). Wydaje
się jednak, że taka sprawność musi być wspierana przez Bożą łaskę, która
aktywizuje w człowieku samą osobową własność dobra zawartą w istnieniu.
Człowiek działa
realnie, czyli osobowo, z racji miłości wypełniającej jego wolę. Jak pokazał
Wojtyła, akty miłości stanowią afirmację osoby, czyli afirmację osobowego
dobra. Taka afirmacja pozwala nam przyjąć i pokochać całego człowieka. Możemy
cenić człowieka za to lub tamto, ale kochamy go w całości, gdyż miłujemy samą
osobę człowieka.
Akty miłości stanowią bezinteresowną afirmację.
Mają one charakter daru, który zawsze jest bezinteresowny. W miłości dajemy
siebie samego. To znaczy, że dajemy drugiemu człowiekowi swoje osobowe dobro,
aby on zdobył dla siebie czyn dobra, dzięki któremu będzie zdolny do miłości.
Pierwszym darem miłości jest łaska Boża. Łaska wspiera naszą osobę, dzięki
czemu władze duchowe osiągają odpowiedni dla osoby poziom aktywności. Pod
wpływem łaski uaktywniają się najpierw nasze własności osobowe, a z kolei ich
aktywność przenika do władz duchowych wywołując w nich akty kontemplacji (w
rozumie), akty sumienia (w woli) oraz akty upodobania (w uczuciowości). Ta
aktywność własności osobowych przywraca władzom duchowym właściwe zasady
działania. W ten sposób rozum uzyskuje słowo prawdy, wola zdobywa czyn dobra
(akt miłości), zaś nasze uczucia osiągają stan przeżycia piękna (pięknego
życia). A to już pozwala człowiekowi prowadzić moralne życie w całej
rozciągłości. Otóż życie moralne stanowi prawdziwą i realną aktywność
człowieka. Dlatego należy stwierdzić, że realne człowieczeństwo wyraża się w
moralności (życiu moralnym).
9. Człowieczeństwo zmyślone
Jeżeli zrezygnujemy
z filozofii, to nie mamy możliwości rozpoznania realności człowieka. Jedynie
filozofia w wersji metafizycznej pozwala nam dotrzeć do osobowej podmiotowości
istnienia. Jeżeli więc porzucimy wiedzę metafizyczną na rzecz nauk szczegółowych,
wówczas nie ma możliwości poznania, kim naprawdę jest człowiek. A kiedy brakuje
takiej wiedzy, wtedy zaczynamy wymyślać zupełnie dowolne teorie.
Możemy potraktować człowieka jako substancję myślącą (res
cogitans) i wtedy czymś najważniejszym staje się myślenie (cogito).
Gdy z kolei nasze myślenie podporządkujemy zmysłom, wtedy cała nasza wiedza
zostaje sprowadzona do danych zmysłowych. W ten sposób możemy uprawiać wiedzę
przyrodniczą, ale o człowieku wiele się nie dowiemy. Naukom przyrodniczym brak
rozumienia rzeczywistości, one pozwalają nam jedynie posługiwać się
rzeczywistością. Te nauki opisują tylko użytkowy charakter rzeczywistości.
Do poznania
realności człowieka potrzebne jest poznanie metafizyczne, które jest poznaniem
rozumiejącym. Żeby osiągnąć rozumienie w przypadku człowieka, musimy przeniknąć
do wnętrza realności, a nie tylko oglądać sferę zjawiskową. Metafizyka daje nam
poznanie realności i jej przyczyn. Takie poznanie pozwala nam zrozumieć
rzeczywistość. Rozumienie rzeczywistości jest oparte na poznaniu prawdy
realności. Taka prawda jest własnością istnienia, które stanowi zasadę
realności każdego bytu. Ponieważ nasz ludzki umysł został ukształtowany przez
własność prawdy, dlatego sam ma możliwość poznawania tej realnej własności, co
daje mu w efekcie rozumienie rzeczywistości (poznanie rozumiejące). Właśnie na
tym polega poznawcza adekwacja realności i intelektu. Ta adekwacja stanowi
współmierność naszego poznania względem realności.
Skoro więc
odrzucimy poznanie metafizyczne, wówczas brak nam odpowiedniej wiedzy o
człowieku. Dlatego zaczynamy wymyślać różne teorie. Takie wymyślane teorie mogą
być bardzo ciekawe, czasami zaskakujące a czasami absurdalne. Ale zawsze
stanowią dowolne pomysły. Raz twierdzimy, że człowiek jest myśleniem, a innym
razem, że jest wolnością. Takie stwierdzenia brzmią ładnie, lecz tak naprawdę
niczego nie tłumaczą i nic nie wyjaśniają, gdyż nie określają człowieka w całej
pełni, a ich konsekwencje ujawniają się dopiero w działaniu, kiedy jest już za
późno na refleksję.
Człowiek nie jest
ani samą duszą, jak twierdzili niektórzy, ani nie jest samym ciałem, jak sądzą
przyrodnicy. Człowiek nie jest nawet samym złożeniem duszy i ciała, gdyż nie
sposób połączyć tych odrębnych elementów bez udziału aktywności zewnętrznej
względem nich. Człowiek jest po prostu osobą. Jest wcieloną osobą, która
przejawia się właśnie jako dusza i ciało. Człowiek w swej realności jest osobą.
Jest najpierw osobą, a dopiero ta osobowa realność (osobowa podmiotowość
istnienia) przejawia się pod postacią możności duchowej oraz możności
materialnej w sferze istotowej. Oczywiście ten element duchowy (jako forma
substancjalna) przyczynuje i określa własną cielesność. Co inaczej oznacza, że
dusza ożywia ciało. Stąd tylko ciało ożywione przez duszę może tworzyć żywy
organizm. Nieożywiona materia nie zdoła zorganizować siebie samej. Nie ma
takiej możliwości, ponieważ jest to wbrew zasadzie przyczynowości. Nic nie może
być przyczyną siebie samego. Przyczyna wywołuje zawsze skutki różne od siebie
samej. Również człowiek w całej swej realności musi posiadać przyczynę, gdyż
nie wziął się znikąd, lecz został stworzony. Człowiek został stworzony jako
osoba przez Boską Trójcę Osób.
O człowieku możemy
sobie wszystko pomyśleć, ale to wcale nie znaczy, że choć trochę poznaliśmy
człowieka. Myślenie nie jest poznaniem. Myślenie jest twórczością. Ale to może
być z jednej strony twórczość poetycka, zaś z drugiej strony zbrodnicze pomysły
kryminalistów. Niestety to wszystko razem obejmuje ludzkie myślenie, nic na to nie
poradzimy. Dlatego myślenie należy potraktować bardzo podejrzliwie. Przesadna
wiara w myślenie może doprowadzić człowieka do zguby lub nawet zabić. A
przecież myślenie wymyśla takie wspaniałe i fantastyczne rzeczy. To prawda,
lecz pozostając na terenie samego myślenia (ludzkiej świadomości) nie zdołamy
odróżnić pomysłów wspaniałych od tych zbrodniczych. Nie można ufać samemu
myśleniu.
Tak samo jest w
przypadku myślenia o człowieku. Z jednej strony mamy piękne myśli o człowieku,
choćby w literaturze. A z drugiej strony mamy też straszne pomysły zagłady
człowieka. Dlatego człowiek nie powinien żyć samym myśleniem. Tutaj konieczne
jest rozpoznanie realności, które nie jest myśleniem, lecz pozwala nam, żebyśmy
mogli pomyśleć sobie o realności. Myślenie pozbawione jakiegokolwiek punktu
odniesienia (czyli zewnętrznej zasady) staje się zupełną dowolnością. Ta
dowolność myślenia jest w stanie zaprowadzić nas na manowce (nawet do zbrodni).
Dlatego nasze myślenie potrzebuje ograniczeń i kierunków przebiegu. Takim odpowiednim
ukierunkowaniem myślenia jest prawo moralne, które kształtuje naszą świadomość
moralną jako myślenie nastawione na osobowe dobro człowieka. Świadomość moralna
tworzy się pod wpływem uznania, że człowiek jest osobą, czyli dobrem
bezwzględnym, któremu należy się posługa miłości. W ten sposób norma
personalistyczna wskazana nam przez Wojtyłę staje się fundamentem życia
moralnego człowieka. Gdy już zrozumiemy, że człowiek jest osobą, wtedy czymś
koniecznym staje się moralne zachowanie wobec osoby. Ponieważ spotkana osoba
zmusza nas do afirmacji osobowego dobra i godności. Tak rodzi się moralna
powinność względem osoby, gdyż osoba domaga się moralności.
10. Człowieczeństwo świadome
Człowieczeństwo świadome vel świadome człowieczeństwo
Człowiek chce dziś
świadomie kształtować własne człowieczeństwo. Dawniej człowiek próbował poznać
i zrozumieć siebie. Grecy wołali – Poznaj samego siebie. To jednak
okazało się trudne i mozolne, gdyż wymagało dużo pokornej pracy, a efekty nie
były nadzwyczajne. Dlatego ludziom znudziły się filozoficzne poszukiwania.
Postawili na użyteczność, która ułatwia nasze codzienne życie. Stąd w
pojmowaniu człowieka również zwyciężyła użyteczność połączona z przyjemnością.
Dziś świadome człowieczeństwo
staje się człowieczeństwem użytecznym lub nawet użytkowym, prawie jak sprzęty
domowe. Człowiek staje się użyteczny nawet nie dla siebie, lecz powinien być
użyteczny dla instytucji i struktur państwowych. Dziś człowiek liczy się w
świadomości społecznej, o ile jest użyteczny medialnie. Media kształtują bowiem
naszą świadomość, a dzięki temu kształtują także wizerunek człowieczeństwa. Nie
obchodzi ich jednak ludzka realność, bo tego nie da się ciekawie pokazać.
Okazuje się, że w mediach wszystko można sprytnie zamaskować ciekawym
wizerunkiem. Nawet kompletną pustkę realności można przedstawić pod postacią
miłego wizerunku, chociaż to tak naprawdę niczego człowiekowi nie daje.
Świadome
człowieczeństwo jest kształtowane przez pozorną podmiotowość świadomości.
Świadomość jest podmiotowością możnościową w przeciwieństwie do aktualnej
podmiotowości osoby. Osoba jest podmiotowością aktu istnienia, zaś świadomość
jest samą możnością. Ta świadomościowa możność może się realizować poprzez
tworzenie intencji poznawczych pobudzanych przez zewnętrzne dane zmysłowe
(czyli przez właściwości materialne, które są tworem myślącego umysłu). W ten
sposób nasza świadomość jest sterowana pośrednio przez pierwszy umysł myślący (PUM-a).
Nasza świadomość zostaje włączona w globalną sieć intencjonalną (stworzoną
przez myślącego Demona).
Świadome
człowieczeństwo jest tak samo pozorne jak świadome macierzyństwo polegające na
antykoncepcji i aborcji. Rozwijając swoje świadome człowieczeństwo – czyli
człowieczeństwo polegające na świadomości – człowiek dokonuje aborcji własnej
osoby. Dzisiaj bardzo często mamy do czynienia z taką duchową aborcją. Taką
duchową aborcję można porównać do raka, którego należy usunąć, bo przeszkadza.
Wielu ludzi pozbywa się duchowości osobowej, bo to im przeszkadza na przykład w
pracy. Gdy świadomie pozbędziemy się własnej osoby, wówczas stajemy się takim
duchowym zombi, którym można już do woli sterować.
Musimy pamiętać, że
to świadomość odrzuca naszą osobę. Świadomość neguje osobę. Ona walczy z osobą,
żeby się jej pozbyć. Trzeba zadać sobie pytanie, co tutaj jest chorobą a co
zdrowiem, co jest złudzenie a co realnością. Świadomość uznajemy za coś
realnego jedynie na zasadzie łatwej dostępności. Świadomość uważamy za coś
bezpośrednio dostępnego i przeżywanego, ale to nie znaczy, że ona jest w pełni
realna. Nie ma w filozofii większego kłamstwa niż teza Kartezjańska – Myślę
więc jestem. To jest właśnie fałszywy wizerunek świadomości, podtrzymywany
skrzętnie przez nią samą. Człowiek naprawdę nie jest myślącą substancją. Jeśli
więc myślimy, to wcale nie znaczy, że naprawdę realnie istniejemy. Po prostu
tylko myślimy, a to znaczy tylko tyle, że możemy istnieć. Scholastyczna
metafizyka uczyła nas, że ab posse ad esse non est exigendum (nie ma
przejścia od możliwości do istnienia). A dziś ludzkie człowieczeństwo pławi się
w odmętach intencjonalnej możliwości i jest z tego powodu niezmiernie
zadowolone. No cóż, każdy otrzymuje tyle, ile zdoła przyjąć. Nie chcesz przyjąć
realności, twoja sprawa, ale nie domagaj się szacunku należnego temu, co
realne. Wystarcza ci myślenie, proszę bardzo i bardzo dziękuję.
11. Człowieczeństwo zinstytucjonalizowane
Zinstytucjonalizowanie osiągnęło dzisiaj szczyty absurdu.
Człowiek bez instytucji już się zupełnie nie liczy. Jeśli za Tobą nie stoi
jakaś potężna instytucja, to tak jakby Cię w ogóle nie było. Poza instytucją
człowiek wcale nie istnieje.
Trzeba stwierdzić, że to jakaś kompletna bzdura, że nasze
człowieczeństwo ma się wyrażać poprzez instytucje. Przecież instytucje zabijają
człowieka, gdyż niszczą jego osobę, która powinna się wyrażać w osobowości, a
nie w urzędowej strukturze. Dla instytucjonalnych struktur nie istnieje coś
takiego jak osoba ludzka. Człowiek ma być zinstytucjonalizowanym tworem. Na
przykład jakąś kartoteką lub jakimś numerem rejestracyjnym (PESEL) w
urzędniczych archiwach. Jeszcze nigdy urzędowa presja na człowieka nie była tak
silna, chociaż całą sytuację znakomicie opisał Kafka. A ta sytuacja pogarsza
się w EU-ropie z każdym dniem.
Jak obronić własną osobę? Trzeba by całkowicie zniknąć ze
wszystkich urzędowych kartotek. Najlepiej byłoby uciec na bezludną wyspę albo
wyspę bezinstytucjonalną, bo we współczesnym państwie nie można się wypisać ze
wszystkich urzędowych instytucji. Zawsze Cię dopadną jakieś urzędowe służby. A
to wszystko za sprawą państwa prawa. Ponieważ rządzącym wydaje się, że
wszystkie ludzkie sprawy można uregulować i załatwić przepisami prawnymi. Nie
ma chyba bardziej beznadziejnego pomysłu.
Człowiek naprawdę
nie jest sprawą urzędową. Nie jest żadnym klientem lub petentem. Może nimi co
najwyżej bywać od czasu do czasu. A dzisiaj okazuje się, że wszystkie swoje
sprawy musimy załatwiać w urzędach. Każdy urząd jako wymyślona instytucja
pragnie całkowicie podporządkować sobie człowieka. Chce zapanować nad
podległymi sobie klientami. Wszelkie przepisy prawne, a nawet kodeksy etyczne,
traktują ludzi załatwiających swoje sprawy jako klientów i petentów. W
instytucjonalnym prawodawstwie nie ma już człowieka lecz klient. Kiedyś w
dawnej Polsce klientela miała bardziej osobisty wydźwięk. Było to zależność od
osoby pryncypała (jak we włoskiej mafii), a nie koniecznie urzędu. Dzisiaj
człowiek został sprowadzony jedynie do klienta urzędu.
Instytucje urzędowe działają z mocy prawa. W ten sposób
prawo zaczyna rządzić postępowaniem człowieka. W dawnych czasach prawo
regulowało jedynie podstawowe stosunki społeczne. Natomiast człowiek w swoim
postępowaniu kierował się moralnością (czyli prawem moralnym), która wyrasta z
samej realności osoby ludzkiej. Dzisiaj prawo stanowione zastępuje moralność,
gdyż instytucje nie potrzebują moralności. Instytucje wymagają jedynie
przepisów prawa, zaś prawo instytucjonalne jest doraźnie ustanawiane przez
zarządzających instytucjami społecznymi, najczęściej przez władzę państwową.
Stąd bierze się szumne określenie „państwa prawa”. Jednak prawo jest
zdolne zarządzać jedynie działaniami instytucji, gdyż instytucja podobnie jak
stanowione przez władzę prawo jest czymś wymyślonym przez człowieka (przez
ludzki rozum). Ale kiedy rozum posługuje się wyłącznie danymi poznania
zmysłowego (jak przegłosował angielski empiryzm, a dziś preferuje cała wiedza
naukowa), wtedy nie posiada pełnej wiedzy o realności człowieka. Dlatego prawo
ustanowione przez taki empiryczny rozum nie ogarnia osobowej realności
człowieka. Stąd prawo podporządkowuje człowieka jedynie wymogom zewnętrznym, a
nie zasadom wewnętrznym (czyli moralności).
Takie rozwiązanie wydawało się doskonałe, gdy je
wprowadzano. Politycy uważali, że rozwiąże ono problemy społeczne. Ale dzisiaj
widać, że to niczego nie rozwiązało, a jedynie doprowadziło do przerostu
instytucji nad realnym życiem człowieka i wszelkimi realnymi więzami
społecznymi. Instytucjonalizm pochłonął rodzinę jako fundament życia
społecznego. Pochłonął także wspólnoty lokalne tworzące realne więzi społeczne
i sprawujące faktyczną edukację społeczną. Pochłonął wreszcie wspólnotę
narodową, czyli społeczny fundament kultury. Pochłonął wszystko nie dając nic w
zamian. Dziś mamy poważny kryzys społeczny wywołany kompletnym nadmiarem
instytucji. Nawet tworzenie różnego rodzaju instytucji pozarządowych nie
rozwiązało problemu. Ludzkie życie zostało zinstytucjonalizowane w maksymalnym
stopniu. Tutaj trzeba wrócić do realnych podstaw życia społecznego, a nie
pakować się w wymyślanie kolejnych rozwiązań instytucjonalnych.
Człowiek nie może być tworem zupełnie podporządkowanym
instytucjom. Człowiek potrzebuje całkiem sporego zakresu życia prywatnego. Sam
chce bowiem zarządzać swoim życiem. Jednak powinien wiedzieć (a zatem powinien
być nauczony), że swoim życiem ma zarządzać zgodnie z zasadami moralnymi. A
tego nie nauczą nas żadne instytucje urzędowe, gdyż one są zarządzane na
zasadach prawa ustawowego. Dlatego nie sposób wymagać od instytucji załatwiania
spraw zgodnie z moralnością. Im wystarczają przepisy prawne, do tego interpretowane
zawsze na korzyść instytucji. Dlatego w starciu z instytucjonalizmem zwykły
człowiek (ze swoją osobą) nie ma szans.
Albo więc się
obudzimy i przypomnimy sobie o moralności, albo instytucje urzędowe pochłoną
nas całkowicie. A wtedy możemy zapomnieć o swojej osobowej realności i
godności. Pozostanie nam wytrwała służba na rzecz instytucji. I tyle.
Dziś czymś
prywatnym dla człowieka pozostał chyba tylko sen. Możemy sobie pomarzyć przez
sen o lepszym życiu. A nawet jeśli coś genialnego wymyślimy, to i tak każą nam
to realizować w ramach jakiejś instytucji. Jeszcze trochę i będziemy mogli
pomarzyć tylko w sposób instytucjonalny. Trzeba więc założyć fabrykę snów. Och
przepraszam, chyba zapomniałem, że fabryki snów doskonale prosperują od dawna w
Hollywood. A więc koniec. The End. Nie ma już żywego i realnego
człowieka.
1.10.2012
Poszanowanie realności
Kartezjusz uwolnił nasze myślenie od wszelkiej zależności.
Uwolnił je od zasad poznawczych. Uwolnił je od zależności od realności. W ten
sposób Kartezjusz rozpętał szalejące demony ludzkiego myślenia. Wyzwolił
wszystkie demony idealizmu i ideologii, które do tej pory były spętane więzami
słowa prawdy. Odtąd do ludzkiego poznania zakradły się zwodnicze demony
myślenia, które będą mamiły kolejne pokolenia myślicieli (Hegel, Nietzsche,
Freud, Marks, Husserl, Sartre).
Odtąd człowiek nie zazna już ufności i wiary w
realność, ponieważ wraz z myśleniem pojawiły się wszelkie wątpliwości. Przecież
Kartezjusz wyprowadził myślenie (cogito) właśnie z wątpienia. Człowiek zwątpił
w realność świata. Zwątpił nawet w swoją własną realność. To spowodowało, że
zaczął wymyślać na swój temat jakieś niestworzone rzeczy. Zamarzył sobie, że
jest władcą wszechświata, a demon myślenia tylko utwierdzał go w tym
przekonaniu.
Dla człowieka przestała się liczyć prawdziwa
rzeczywistość. Myślenie porzuciło wszelką substancjalność, zamieniając ją na
fakty i zjawiska. Człowiek zaczął żyć złudzeniami i marzeniami. Ale wydawało mu
się, że dzięki myśleniu będzie wielki, dlatego nawet nie zauważył, jak nisko
upadł. Co nas dzisiaj czeka? Czeka nas po prostu kryzys człowieczeństwa.
Człowiek kompletnie się pogubił. Zagubił swoje realne człowieczeństwo
pozostając sam na sam ze swoją myślącą świadomością. Co więcej, człowiek
twierdzi, że jest mu tak całkiem dobrze. Nie musi się już niczego obawiać, gdyż
wszystko kontroluje jego myślenie. Łatwo jest sterować własną świadomością, po
co więc męczyć się z realnością, której trzeba by słuchać.
Zapominamy, że nie da się żyć bez realności. Musisz
posłuchać swojej realności. Trzeba się wsłuchać w głos własnej osoby. To
właśnie osoba wzywa nas do poszanowania realności. Osoba dobija się o prawdę i
dobro, zaś nasza świadomość ich nie potrzebuje. Jeżeli nie będziemy reagowali
na wołanie realności, to rozpłyniemy się w otchłani własnego myślenia.
Pochłonie nas pustka świadomości. Dopadną nas demony myślenia. Trzeba powrócić
do realnego życia!
Człowiekowi potrzebne jest poszanowanie realności.
Musimy obudzić w sobie szacunek dla realności, ponieważ od tego zależy szacunek
dla samego siebie. Tak naprawdę realna jest osoba człowieka. Człowiek jest
uduchowioną i wcieloną osobą, dlatego osobowa podmiotowość jest uwikłana w
działania duszy i ciała. Tak naprawdę źródłem wszelkiego działania jest w
człowieku jego osoba, która stanowi podmiotowość istnienia. Ludzka aktywność
wypływa więc z osoby, a nie z naszej natury. Natura pełni jedynie rolę
pośrednika do kontaktów ze światem zewnętrznym.
Poszanowanie osobowej realności łączy się z
posiadaniem szacunku dla samego siebie. Człowiek nie osiągnie takiego szacunku
wobec siebie poprzez wymyślanie różnych pomysłów na swój temat. Ten szacunek
możemy odnaleźć wyłącznie w swoim wnętrzu. Jest on ukryty głęboko w ludzkiej
osobie. Dlatego musimy poznać realność osoby. Swoją własną realność osobową.
Zobaczymy tam prawdę i dobro. Poczujemy osobowe piękno. A to znaczy, że
odnaleźliśmy już siebie.
Odnalazłszy siebie znajdziemy wiarę i miłość, czyli
słowo i czyn. Wiara i słowo dotyczą samej realności. One dotyczą bezpośrednio
istnienia. Właśnie wiara może ogarnąć realność istnienia. Prawdę realności
wyrażamy w słowie. Wiara i słowo odpowiadają istnieniu i pasują do niego. Wiara
i słowo są potwierdzeniem istnienia. One świadczą wobec ludzi o realności
istnienia. Są świadectwem istnienia.
Z kolei miłość przynależy do istnienia. Miłość do
niczego nie służy, ona po prostu jest. Miłość wyraża się zatem w istnieniu i
poprzez istnienie. Jest tożsama z aktem istnienia. Miłość jest samym aktem,
czyli czynem. Dlatego może ogarnąć akt istnienia. Miłość przynależy do
istnienia, ponieważ istnienie może być ogarnięte jedynie przez miłość (przez
czyn miłości). Miłość jest odpowiedzialna za istnienie. Dlatego też miłość
staje się odpowiedzialnością. Kochając osobę człowieka staję się odpowiedzialny
za niego. Miłość jest zawsze odpowiedzialna, natomiast nasza świadomość jest
nieodpowiedzialna.
Gdy w woli zabraknie miłości, wtedy pojawia się
wolność, potocznie nazywana wolnością wyboru lub decyzji (liberum arbitrium).
Gdy zaś w umyśle zabraknie słowa wiary, wtedy pojawia się tam samo myślenie
(cogito). Ani wolność, ani myślenie nie dotyczą realności albo naszego
istnienia. Przede wszystkim wolność i myślenie nie ogarniają osobowej realności
istnienia. Dlatego próbują stwarzać sobie swój własny świat intencjonalny. W
ten sposób powstaje jedynie możnościowa podmiotowość, czyli świadomość.
Świadomość stanowi taką duchową możność, w której
pojawiają się dowolne treści intencjonalne, czyli treści pomyślane. Wydaje się,
że w okresie filozofii klasycznej świadomość kryła się pod nazwą wyobraźni
(phantasia). Oczywiście uznawano twórczy charakter wyobraźni (oparty właśnie na
dowolnym myśleniu), ale w poznawaniu rzeczywistości nie brała ona udziału.
Wiadomo było, że fantazja nie stanowi żadnego poznania, a jest jedynie
poznawczą twórczością wykorzystywaną w poezji i literaturze. Stąd wyobraźnia
(fantazja) pełniła rolę twórczej zasady w sztuce i technice. Natomiast z
filozofią nie miała nic wspólnego. Do filozofii przeniósł ją dopiero Kant
uważając, że myślenie scala wyobrażenia w przedmioty poznania, czyli zjawiska
(fenomeny). Myślenie posługuje się zatem treściami wyobraźni. Kolejne
skojarzenie fenomenologii ze sferą duchową, czyli właśnie z myśleniem, mamy już
u Hegla, który jednocześnie dawał pierwszeństwo myśli przez realnością (przed
istnieniem). To utorowało później drogę badaniom (logicznym) Husserla i jego
fenomenologii, gdzie pierwsze skrzypce gra już świadomość jako podmiot
myślenia.
Kryzys człowieczeństwa
Mamy dziś kryzys człowieczeństwa a nie kryzys ekonomiczny.
Władza nie rozumie człowieka, dlatego nie jest w stanie zaproponować ludziom
niczego wartościowego. Władza polityczna zmierza jedynie w kierunku rządzenia
posłusznym tłumem. Dlatego zrobi wszystko, żeby ludzie przestali dbać o siebie
samych, a zajmowali się polityką i ekonomią. Może wówczas będą słuchali władzy.
Człowiek przestał zupełnie dbać o swoją realność.
Przestał tworzyć własną osobową realność, bo uznał, że wszystko można kupić.
Człowiek nie urzeczywistnia już swoich działań lub przyjemności, ale pop prostu
idzie i kupuje je. W kulturze i życiu zapanowała postawa konsumpcyjna. Taka
postawa wykreowana przez ekonomię zniszczyła zwykłą aktywność większości ludzi.
Przestaliśmy żyć twórczo i aktywnie, co wywołuje szybką degradację naszego
człowieczeństwa.
Człowiek musi się wyrwać z tego zaklętego kręgu
konsumpcji, żeby na nowo odczuć potrzebę relacji osobowych. Człowiek żyje
przede wszystkim w środowisku osobowym. Dlatego powinien tworzyć wokół siebie
wspólnotę osób a nie dobrobyt ekonomiczny. Ekonomiczne bogactwo z pewnością nie
buduje naszego człowieczeństwa, dlatego na osobisty szacunek zasługują wszyscy
członkowie społeczeństwa bez względu na posiadany majątek.
Trzeba zerwać z narzuconym odgórnie stylem życia
społecznego i publicznego. Dzisiaj postawy społeczne wydaje się kreować
ekonomia. Co więcej, zostały temu podporządkowane zadania edukacyjne w naszych
szkołach. W ten sposób od dziecka próbuje się dostosować ludzi i ich życie do
wymogów ekonomicznych, a w konsekwencji również politycznych. Politycy głoszą
wprost, że ekonomia jest najważniejsza. Ale to oznacza, że pojawia się
sprzeczność – czy życie społeczne ma polegać na sukcesie ekonomicznym, czy na
osobowym rozwoju ludzi (będących członkami społeczeństwa)? Dziś media nas
oszukują, że rozwój osobowy człowieka polega na sukcesie ekonomicznym lub
medialnym.
Dlatego w społeczeństwie ujawniła się taka
sprzeczność i radykalna rozbieżność pomiędzy sukcesem ekonomicznym a osobowym
rozwojem, ponieważ rozwój osobowy nie idzie w parze z ekonomią, która zamierza
podporządkować sobie całego człowieka. Ekonomia wolałaby posługiwać się jakimiś
myślącymi przedmiotami, a nie wolnymi i niezależnymi podmiotami osobowymi.
Łatwiej jest bowiem sterować myślącą maszyną lub myślącym zwierzakiem, niż
ludzkimi osobami. Osoba działa w realnym świecie kierując się zasadami prawdy,
dobra i piękna. Toteż z realnymi osobami nie da się zrobić biznesu, gdyż osoba
działa całkowicie bezinteresownie. Dlatego do rozkręcenia biznesu trzeba było
przeprowadzić w jakimś zakresie uprzedmiotowienie człowieka. Jak tego dokonano?
Otóż najlepiej było oderwać człowieka od naturalnego
środowiska osobowego, czyli pozbawić go rodziny. Dalej należało stworzyć
całkiem nowy obszar przyjemności, otoczyć nimi samotnego człowieka i zaoferować
mu te przyjemności za pieniądze, które będzie musiał ciężko zarabiać. Dlatego
współczesny człowiek głowi się nad tym, jak zarobić dużo pieniędzy, gdyż bez
tego nie potrafi żyć. Musi przecież wciąż kupować sobie nowe rzeczy i
przyjemności. Lecz w ten sposób nie da się zbyt długo pociągać, ponieważ nawet
najprzyjemniejsze uprzedmiotowienie zaczyna człowiekowi doskwierać. Nagle budzi
się z krzykiem pytając – Kim ja naprawdę jestem? Czy w ogóle jeszcze jestem, czy
już mnie nie ma?
Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: – Kim jestem?
Jeżeli jestem człowiekiem, to gdzie mam szukać swego człowieczeństwa. Przecież
tego nie kupię mimo, że za wszystko inne mogę zapłacić kartą kredytową (...bez
reklamy). To zadziwiające, że możemy sobie kupić nowe nazwisko lub szkolny
dyplom, ale nie możemy kupić nawet odrobiny człowieczeństwa. Dlatego trzeba
podjąć trud urzeczywistnienia lub wypracowania własnego człowieczeństwa. Do
tego konieczne jest realne działanie osobowe, a nie wymyślone pomysły na
popularność i sukces. Dzisiaj bowiem popularne jest wszystko poza ludzką osobą.
Jeżeli spotkamy prawdziwą osobę (zwykle nagą i bosą, czyli pozbawioną całej
kulturowej otoczki), to czujemy się nieswojo, jesteśmy zażenowani i nie wiemy, co
robić. Może nawet nas to przeraża, dlatego uciekamy do swojej skorupy
dobrobytu, gdyż nie stać nas na bezinteresowne umiłowanie prawdy i dobra.
Łatwiej jest marzyć o pięknym świecie przed telewizorem niż zetknąć się z
twardą i brutalną rzeczywistością. Dopiero gdy realność spadnie nam na głowę,
wtedy łapiemy się za głowę wołając, że rzeczywistość jest straszna i brutalna,
a przecież my chcemy przyjemnie wegetować owinięci w ciepłe pieluszki
dobrobytu.
Albo więc wyjdziemy odważnie na spotkanie z realnością,
także swoją własną, ponieważ realność poznajemy i odczuwamy jedynie w
zetknięciu z realnością drugiej osoby. Albo zamkniemy się w świecie marzeń i
iluzji rozmyślając o swojej własnej manii wielkości, o swojej sławie i
popularności, o swoim rozbuchanym ego. Myślę, więc jestem. Myślę i myślę, a
wcale mnie nie ma. Ktoś mnie chyba oszukał!
Subskrybuj:
Posty (Atom)