Jeśli chcemy zbudować swoje życie, musimy zacząć od fundamentów. Filozofia zawsze była fundamentem dla ludzkiego życia. Niech tak pozostanie.
19.05.2012
Myślenie i kultura 1
Kultura powstaje z
myślenia. Myślenie (cogito) jest twórcze. Myślenie jest twórcą kultury.
Myślenie jest kulturotwórcze. Aby stać się twórcą kultury myślenie musi
zanegować rzeczywistość.
Myślenie powstaje z
negacji rzeczywistości. Samo myślenie jest negacją. Myślenie neguje
rzeczywistość. Właśnie negacja staje się zasadą i podstawą myślenia. Dlatego
myślenie rozwija się na zasadzie negacji i tworzenia przeciwieństw. Myślenie
rozwija się dialektycznie.
Aby myślenie mogło
stać się twórcze, aby mogło coś tworzyć, musi zejść do poziomu nicości. Bo
tylko z niczego można coś stworzyć. Jeśli więc myślenie neguje rzeczywistość,
to przechodzi na pozycje nicości i wtedy może stać się twórcze. Myślenie
zaczyna coś tworzyć, kiedy dalej neguje nicość.
W ten sposób
negując naturę myślenie zaczyna tworzyć kulturę. Myślenie zaczyna zmieniać
naturę, przekształcać ją. Myślenie
przetwarza naturę. Myślenie dodaje do natury swój rozumny wątek.
Negując naturę
myślenie może tworzyć coś nowego, coś innego. Tworząc coś nowego myślenie
dodaje tylko pewną wartość użyteczności. Kultura tworzy wartość dodaną, jak by
powiedział marksizm. Kultura dodaje do natury element myślenia, który dotyczy
użyteczności, czyli użycia danej rzeczy dla potrzeb człowieka. Myślenie dodaje
do bytów naturalnych nowe funkcje i zastosowania, dodaje relacje myślne (np.
ręka w połączeniu z myśleniem staje się najdoskonalszym narzędziem). Myślenie
poszerza więc użyteczność różnych rzeczy i przedmiotów. Cogito wymyśla wciąż
nowe zastosowania, nowe funkcje i działania dla naturalnych materiałów.
Kultura i myślenie
nie tworzą więc nowej rzeczywistości, ale jedynie poszerzają wciąż użycie i
zastosowanie różnych bytów naturalnych. W ten sposób rozwija się technika i
technologia.
Kultura rozwija się
dialektycznie, jak pokazał Hegel. Kultura jest dziełem rozumu, ale kultura jest
dziełem dialektycznego rozumu (rozumu negującego naturę i rzeczywistość).
Myślący rozum może wymyślać nowe poglądy i nową wiedzą, może wymyślać nowe
rzeczy i nowe wartości. Wymyślać coś nowego, to znaczy negować to, co stare, co
już było i co jest. Aby wymyślić coś nowego, trzeba zanegować i odrzucić to, co
już jest i to, co istnieje.
Kultura podobnie
jak myślenie jest zmienna. Stale coś odrzuca i neguje. Kultura porzuca
istniejące dzieła i wartości, aby odkryć coś nowego. Kultura rozwija się
poprzez negację tradycji. Taka negacja bywa na ogół radykalna – dokonuje się na
zasadzie odrzucenia i przeciwieństwa. W tym względzie miał rację Hegel ze swoją
dialektyką.
Kultura obejmuje
świat wartości. Tworząc coś nowego kultura tworzy nowe wartości. To nasze
myślenie tworzy świat wartości.
Tworząc kulturę
człowiek staje przed koniecznością wyboru na tak lub nie. Człowiek staje przed
wyborem, czy ma kierować się negacją, czy afirmacją rzeczywistości. Ludzkie
myślenie jest dialektyczne, dlatego ukazuje nam obie opcje (sic et non),
ukazuje nam różne przeciwieństwa. Człowiek stale staje przed koniecznością
wyboru. Wybór jest bowiem wpisany w nasze ludzkie życie i postępowanie. Nasza ludzka
wiedza ma nam ułatwiać te wybory. Ale nawet cała nagromadzona wiedza nie jest w
stanie zdeterminować i określić tych naszych wyborów. Człowiek zawsze staje
przed koniecznością wyboru. Musi wybierać pomiędzy różnymi przeciwieństwami.
Człowiek może wybrać życie lub śmierć, dobro lub zło, szlachetność lub podłość,
prawdę lub fałsz. Człowiek ze swoim myśleniem zawsze staje przed jakimś
wyborem. Wiedza filozoficzna powinna być tu pomocna. Ale nawet ona nie jest
tutaj rozstrzygająca, gdyż myślenie może zanegować i odrzucić każdą wiedzę i
każdą teorię. Dlatego trzeba przyjąć, że wiedza i myślenie wcale nie ułatwiają
nam podjęcia wyboru.
Jeśli człowiek nie
zdoła wyjść poza myślenie, jeśli nie zacznie akceptować rzeczywistości, jeśli
nie zacznie afirmować prawdy i dobra, to na zawsze pozostanie zawieszony między
dwoma możliwościami wyboru. Raz zdoła wybrać prawdę i dobro, zaś innym razem
może wybrać fałsz i zło. Ale w takiej sytuacji człowiek będzie zawsze zdany
jedynie na wybór fikcji i pozorów.
W kulturze wybieramy
bowiem tylko to, o czym jesteśmy w stanie pomyśleć. Jeżeli nawet wybieramy
dobro, to tylko to, o którym możemy pomyśleć. Ale to nie znaczy, że możemy
wtedy dotrzeć do realnego dobra. W myśleniu nie ma przecież realnego dobra. W
myśleniu nie pojawia się nic realnego. Dlatego wybór oparty na myśleniu może
dotyczyć wyłącznie fikcyjnego dobra.
Dlatego nawet
wybierając człowieka jako dobro, nie docieramy do realnej własności dobra, ale
kierujemy się tylko własną oceną. Myślimy i mówimy o wartości człowieka dla
nas, myślimy o jego wartości względem innych wartości. Ale przez to nie
spotykamy jeszcze realnego dobra człowieka. Ponieważ do realnej własności dobra
docieramy jedynie w relacji osobowej. Do prawdy i dobra człowieka docieramy
wyłącznie w bezpośrednim kontakcie relacyjnym (w wierze i miłości). Prawda i
dobro udostępniają się tylko w relacjach osobowych.
Natomiast myślenie
kontaktuje nas tylko z wartościami. Wartości tworzymy bowiem my sami. Tworzymy
je dzięki myśleniu. To dzięki myśleniu możemy zestawiać ze sobą różne rzeczy i
porównywać je. W ten sposób możemy przedkładać jedne nad drugie, czyli możemy
je oceniać. To my sami ustalamy i oceniamy wartość poszczególnych rzeczy. Tak
tworzymy wartości. Na ogół oceniamy rzeczy według zasady użyteczności. Jeśli
jakaś rzecz jest nam do czegoś potrzebna lub nawet niezbędna, to oceniamy, że
stanowi dla nas jakąś wartość. Świat wartości jest płynny i zmienny, gdyż
ciągle porównujemy i zestawiamy rzeczy ze sobą. Raz potrzebujemy tego, a innym
razem czegoś innego. W danej chwili wartościowe jest to, a za chwilę już coś
innego. Wszystko zależy od użyteczności różnych rzeczy. Od tego, czy są nam
potrzebne (czy zaspakajają nasze potrzeby, jak powie psychologia).
Myślenie i kultura 2
Kierując się
myśleniem nigdy nie zdołamy dotrzeć do rzeczywistości, nigdy nie zdołamy wybrać
realnej rzeczywistości. W myśleniu nie ma miejsca na rzeczywistość. W myśleniu
jest tylko i wyłącznie myślenie. Tam jest tylko myślenie o czymś. W myśleniu
może być nawet myślenie o bycie i rzeczywistości. Ale nie będzie tam nigdy
samej rzeczywistości. Myślenie nigdy nie dotyka rzeczywistości. Myślenie co
najwyżej dotyczy rzeczywistości. Dlatego człowiek próbuje weryfikować myślenie
poprzez cielesny kontakt, poprzez dotknięcie tego, co realne, ale nawet wtedy
dotykamy tylko ciała, a nie realnych własności istnienia.
Realna
rzeczywistość ukazuje się w zupełnie inny sposób. Realność bytu i osoby objawia
się w słowie i wierze, która jest przyjęciem słowa. Realność osoby występuje
dalej w akcie miłości, czyli w akcie chcenia. Do istnienia osoby docieramy więc
w akcie pełnej afirmacji, czyli a akcie afirmacji rozumu i afirmacji woli.
Relacje osobowe nie
podlegają kierownictwu rozumu. Relacje osobowe nie podlegają myśleniu i
wyborowi. Relacje osobowe zdają się być spontaniczne (jakby samorzutne). Nie
podlegają działaniom rozumu i woli, ponieważ są niezależne od naszego myślenia
i od naszych decyzji (wyborów). Relacje osobowe powstają w trakcie osobowego
spotkania. Wiara rodzi się ze słowa, jakie kieruje do nas osoba. Rodzi się ze
słowa, które stanowi wezwanie osoby. Natomiast miłość rodzi się w woli z aktu
chcenia. Rodzi się z pragnienia osoby, czyli z pierwszego czynu woli. Wiara
stanowi pierwszy akt rozumu, zaś miłość (chcenie) jest pierwszym aktem woli.
Kiedy trwają
relacje osobowe, wówczas mamy bezpośrednią łączność z drugą osobą. Trwa wtedy
wzajemna współobecność. Taka obecność stanowi najgłębszą łączność i więź.
Obecność to bezpośredni kontakt osobowy. Obecność dzieje się na poziomie
istnienia (egzystencji) osoby. Wzajemna współobecność dokonuje się poza sferą
istotową. Dlatego nie ma tam żadnych skutków kulturowych.
Aby powstała
kultura trzeba było zerwać więzi osobowe. Kultura powstaje dopiero wtedy, gdy
załamują się relacje osobowe, gdy zaczyna brakować wiary i miłości. Dopiero
wtedy rodzi się dialektyczne myślenie na tak i na nie, i dopiero wtedy stajemy
przed wyborem tego tak lub nie. Mówiliśmy już, że myślenie neguje
rzeczywistość. Ostatecznie myślenie neguje także człowieka. Myślenie odrzuca
realność człowieka. Ta negacja wywołuje w dalszej konsekwencji tylko nienawiść.
Odrzucenie i negacja człowieka w rozumie wywołuje jako dalszy skutek nienawiść
w woli.
Ponadto dominacja
myślenia wywołuje chęć panowania i władzy. Jeśli liczy się tylko moje myślenie,
to ja jestem najważniejszy. Najważniejsze jest moje „Ja” i moja świadomość.
Tylko to się liczy. Świadomość ustanawia siebie sama. Świadomość staje się
panem i władcą. Świadomość uważa, że panuje nad sobą, nad swoimi działaniami. A
wreszcie stwierdza, że panuje nad wszystkim. Moje „Ja” staje się panem i
władcą. Dlatego chcę władać światem, chcę także władać ludźmi. A taka chęć
panowania („wola mocy” Nietzschego) prowadzi już tylko do przemocy i zabójstwa.
Jeśli więc człowiek
zaczyna kierować się myśleniem, to bardzo łatwo dochodzi do nienawiści i chęci
panowania. To właśnie z myślenia o sobie i o człowieku rodzi się przemoc i
nienawiść. Dlatego nasza kultura i cywilizacja jest przesiąknięta takimi
postawami. Kultura rodzi się bowiem z tego samego myślenia, co przemoc i
nienawiść.
Jednocześnie
kultura próbuje łagodzić i racjonalizować nasze powiązania i relacje. Powstają
w ten sposób nowe powiązania, czyli związki kulturowe. Powstają nowe układy i
instytucje oparte na pozytywnym myśleniu (na tak), które starają się
porządkować ludzkie współdziałania. Ludzie tworzą wówczas różne układy prawne,
różne instytucje, które ustanawiają zasady współdziałania. Wszystko to ma
łagodzić przejawy nienawiści i przemocy.
Dlatego wydaje się,
że sama kultura i cywilizacja ma dwa oblicza, tak jak dialektyczne myślenie –
raz na tak wobec człowieka, a raz jest wobec niego na nie. Ale nawet pozytywne
nastawienie kultury wobec człowieka nie zastąpi realnych relacji osobowych.
Kultura i nasze myślenie mogą jedynie pozorować trwanie relacji osobowych.
Kultura sprowadza bowiem wszystkie relacje do poziomu poznawczego i myślowego.
Kultura jest
maskowaniem rzeczywistości. Kultura stara się jedynie zakryć i zasłonić
rzeczywistość (zakryć jej sens). Człowiek, który jest twórcą kultury, pragnie
zasłonić i ukryć samego siebie. Ponieważ człowiek pozbawiony relacji osobowych
staje się nagi i bezbronny. [Tak właśnie było w Raju z Adamem i Ewą. Kiedy
zerwali osobowe więzi z Bogiem, poczuli się nadzy i bezbronni.] Zostaje
wystawiony na nienawiść i przemoc. Człowiek boi się odsłonić, gdyż może się
okazać, że jest nagi, czyli pozbawiony całej siły i mocy osoby. Dlatego
człowiek pragnie ukryć się za zasłoną, za maską (za gębą Gombrowicza). Człowiek
boi się własnej twarzy, boi się spotkania twarzą w twarz. Człowiek woli
pokazywać różne maski i gęby.
Kultura – a
zwłaszcza literatura – stanowi taką maskę człowieka. Kultura (literatura) ma
więc za zadanie zamaskować człowieka, a właściwie zamaskować ów brak osoby i
relacji osobowych. Ma zamaskować ową nagość człowieka. Ciekawe, że na początku
samo pojęcie osoby (greckie prosopon) pochodziło właśnie od określenia
maski. Pojęcie osoby miało chyba oznaczać to, co kryje się pod teatralną maską.
W greckim teatrze człowiek rozmawiał przy pomocy maski (prosopon). Można
więc postawić pytanie, co chce nam ukazać literatura (kultura) – maskę czy
człowieka (jako osobę pod maską)? Czyżby literatura zakrywała i maskowała
człowieka, żeby go pokazać? Okazuje się, że bardzo trudno jest zdjąć tę maskę i
sięgnąć do samej osoby lub twarzy człowieka. Potrafi to zrobić tylko wielka
literatura. W filozofii próbował to zrobić Levinas.
Kultura
W XX wieku nauczyliśmy się walczyć z
zanieczyszczeniem przyrody i środowiska naturalnego człowieka. Natomiast w XXI
wieku musimy się nauczyć radzić sobie ze skażeniem i zanieczyszczeniem kultury.
Nasza kultura stała się kulturą masową. Dawniej istniała kultura elitarna oraz
kultura ludowa. Kultura masowa dokonała wymieszania obu tych gatunków. Dzisiaj
dzieło kultury stało się produktem masowym. Kultura zaczęła się rządzić prawami
ekonomicznymi (prawami zysku i straty).
Kultura nigdy nie
była narażona na różne manipulacje tak bardzo jak dzisiaj. Obecnie kulturą
rządzą albo duże pieniądze (co znaczy, że za pieniądze można wypromować
wszystko i każdego), albo skrajne poglądy (propaguje się wolność albo przemoc,
które niszczą człowieka). Zagrożeniem dla kultury jest zarówno manipulacja
finansowa, jak i manipulacja poglądowa (właściwie ideologiczna lub naukowa).
Sama różnorodność poglądów nie szkodzi jeszcze kulturze, ale kiedy dany pogląd
lub koncepcja przeradzają się w ideologię uznawaną za jedynie słuszną, wtedy
mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem środowiska kulturowego. Ponadto
istnieją poglądy i teorie, które mimo pozorów negują wartości realnego
człowieka.
Jak obronić się
przed takim skażeniem i zagrożeniem? Na własnym gruncie kultura nie posiada
jasnych i pewnych kryteriów weryfikacji, ponieważ wszystko, co pojawia się w
kulturze, ma rangę i wartość kulturową. Dlatego kulturowy liberalizm głosi
równoważność wszystkich poglądów i pomysłów człowieka. W czasach przełomowych
wydawało się, że można odwołać się do podstawowych praw człowieka. Był w
historii czas, kiedy osądzono zbrodnie przeciwko ludzkości. A dzisiaj mamy taki
czas, kiedy ustanawia się prawa popierające zbrodnie przeciwko nienarodzonemu
lub umierającemu człowiekowi. Dlaczego kiedyś broniono ludzkości, a dzisiaj nie
chcemy bronić i ochraniać pojedynczego człowieka? Przecież nie jest to
naturalna kolei rzeczy.
Dlatego powiemy, że
dzisiejszej kulturze czegoś brakuje, a czegoś innego jest za dużo. Czego
brakuje współczesnej kulturze? Chętnie odpowiemy, że brakuje jej prawdy, dobra
i piękna. Ale tak naprawdę są to własności przynależne realnym bytom, dlatego
one same są nieobecne w kulturze. Musimy pamiętać, że kultura nie jest realnym
bytem. Kultura jest wytworem człowieka. Dlatego kultura może jedynie opowiadać
o tych realnych własnościach. Może je przedstawiać i propagować jako wartości
moralne i osobowe. Ale w samej kulturze nie znajdziemy realnej prawdy, realnego
dobra lub realnego piękna. W kulturze pojawiają się tylko wyobrażenia i przedstawienia
tych własności. Jeżeli więc zaczniemy poszukiwać w kulturze realności, to tym
samym odwrócimy się od prawdziwej realności, czyli od rzeczywistości. Jeśli
uznamy, że te własności bytują w kulturze, to stracimy wówczas z nimi realny
kontakt i nigdy ich już nie poznamy.
Słowo prawdy, czyn
dobra i przeżycie piękna są osobowymi aktami człowieka. Dokonuje ich osoba
ludzka. Są to działania i przejawy samej realności człowieka. Kultura może co
najwyżej przedstawić je i opowiedzieć o nich, ale dzieła kulturowe nie są w
stanie wypowiedzieć słowa prawdy, ani dokonać czynu dobra, ani przeżyć piękna.
Tego dokonuje sam człowiek. Dzieła kultury próbują jedynie przedstawić i
zobrazować słowo prawdy, czyn dobra lub przeżycie piękna. Kultura jest tylko
zobrazowaniem realnego piękna, dobra i prawdy. Dzięki kulturze nie dotykamy
prawdy, dobra i piękna, bo ich tam nie ma. Spotykamy jedynie ich obrazy i
wyobrażenia. Dzieła kultury powinny nam pokazywać, gdzie mamy szukać tych
realnych własności bytów, a zwłaszcza człowieka. Kultura musi nas odnosić do
człowieka. Kultura musi służyć poznaniu człowieka. Ma nas przybliżać do
człowieka, a nie popychać w wyimaginowane światy. Kultura powinna wskazywać na
realność i rzeczywistość. Na realnego człowieka. Powinna służyć chronieniu człowieka.
A nie ukazywać nam jedynie człowieka wymyślonego.
Dlatego musimy
poznać i ująć właściwą wartość kultury. Często wydaje się nam, że kultura
wyrasta ponad rzeczywistość. Uważana jest za coś, co przybliża nas nawet do
Boga. Dotyczy to poezji, literatury, malarstwa lub muzyki. Ale musimy pamiętać,
że kultura jest tylko wytworem człowieka. To człowiek tworzy wspaniałe dzieła
kultury. I to artysta jako człowiek jest blisko Boga dzięki swojemu życiu
duchowemu. To człowiek dzięki działaniom duchowym (dzięki aktom wiary, nadziei
i miłości) zbliża się do Boga, albo się od Niego oddala. Artysta daje temu
wyraz zewnętrzny. Do Boga zbliżają nas jedynie realne akty rozumu, woli i
uczuć. Dzieła sztuki przedstawiają jedynie wewnętrzne życie człowieka. Dzięki
temu mogą nas zachęcać i namawiać do rozwoju życia duchowego. Ale same tego nie
zastąpią.
Dlatego nie można
kulturze przypisywać bezwzględnej wartości. Kultura posiada jedynie wartość
względną i pośrednią. Jest cenna tylko ze względu na człowieka, jeśli pomaga mu
w rozwoju duchowym. Kultura jest wartościowa, jeśli ukazuje człowiekowi
możliwości i sposoby rozwoju osobowego (czyli wzrastania duchowego). Kultura
musi nam pokazywać osobową prawdę o człowieku, a nie wymyślone teorie
człowieka. Kultura powinna nam ukazywać realne i osobowe dobro człowieka, a nie
wszystkie dobre i złe czyny, które może popełnić człowiek. Pokazywanie
zbrodni i przemocy niszczy i zabija
samego człowieka. Kultura powinna pokazywać realne i osobowe piękno człowieka,
a nie wykreowany ideał piękności lub brzydotę codzienności.
Kultura powinna być
dziełem sztuki, które służy zrozumieniu osobowego charakteru człowieka.
Człowiek jest osobą i kultura powinna ukazywać to, co w człowieku jest osobowe.
Dopiero wtedy kultura odnajdzie swoja głębie ukazując osobową głębię
człowieczeństwa. Jeżeli kultura będzie bazowała jedynie na tym, co w człowieku
jest naturalne, to stanie się dialektycznym tworem człowieka, jak odkrył to
Hegel. Taka kultura będzie ukazywała dobre i złe strony człowieczeństwa, wzloty
i upadki człowieka. Tak właśnie dzieje się dzisiaj. A do tego uznano jeszcze,
że kultura nie powinna niczego oceniać. Ma pokazywać dobro i zło, bo to dotyczy
człowieka. Ale tego właśnie chciał Szatan, gdy kusił na początku człowieka.
Wmówił Adamowi i Ewie, że będą jak bogowie, bo poznają dobro i zło. Jest to
wierutne kłamstwo, gdyż w poznaniu zła nie ma nic boskiego. Mówiąc wprost, Bóg
nie znał zła, gdyż poznaje tylko to, co realne, a sama realność jest dobra, bo
pochodzi od Boga. Aby poznać zło, Bóg stał się człowiekiem. Jako człowiek
Chrystus doświadczył całego zła, jakie może spotkać człowieka. Był męczony i
zabity. Ale jako Bóg pokonał zło – zmartwychwstał i wstąpił do nieba.
Kultura powinna nas
przestrzegać przed złem, kłamstwem i brzydotą. Powinna ukazywać i propagować
wartości osobowe i osobowe działania człowieka. W samym człowieku jest tyle
piękna, że można je pokazywać w nieskończoność. Osobowe piękno człowieka
przejawia się w doskonałości życia. Ludzkie życie jest piękne. Życie jest
oparte na pięknie. Ludzkie życie jest darem osobowego piękna. To znaczy, że
osobowe piękno człowieka wyraża się w darze życia. O tym właśnie powinna
opowiadać kultura i sztuka. Taka kultura stanie się prawdziwym humanizmem.
Kulturze potrzebny
jest humanizm. Humanizm jest zwróceniem się do człowieka. Jest spojrzeniem na
człowieka jako osobę. Jest dostrzeżeniem w człowieku osobowej podmiotowości,
która jest aktywnością istnienia. Humanizm powinien wydobyć to, co w człowieku
jest najwartościowsze. Humanizm ma zadbać o ujawnienie się osoby w działaniach
ludzkich. Humanizm musi zadbać o pokazanie moralnych działań człowieka.
Najważniejszym dziełem człowieka jest bowiem moralność i religia. To poprzez
moralność ujawnia się osobowa podmiotowość. To dzięki osobie człowiek jest w
stanie działać moralnie i religijnie. Bez osoby nie będzie ani moralności, ani
religijności. Kultura musi pokazać przede wszystkim działania osobowe. Musi nam
ukazać człowieka w całej pełni jego działania.
Bez aktywności
osobowej człowiek jest zdany wyłącznie na działania rozumne i wolne. Ale sam
myślenie rozumu i wolność woli nie mogą zapewnić człowiekowi moralnego
postępowania. Działania oparte na myśleniu i wolnej decyzji są różnorodne,
zmienne i przeciwstawne. Dzięki takim działaniom człowiek nie jest w stanie
dotrzeć do celu, ani czynić tego, co powinien. Dlatego dzięki myślącemu
rozumowi i wolnej decyzji człowiek nie zdoła poznać i zrozumieć swojej osoby,
ani osoby kogokolwiek innego. Nie będzie w stanie poznać osoby, ani jej
zapragnąć. To dlatego ludzka osoba wciąż czeka na odkrycie.
Aby w kulturze
przywrócić humanizm, człowiek musi dokonać duchowego oczyszczenia. Aby oczyścić
kulturę z wszelkich intelektualnych brudów i śmieci, człowiek musi najpierw
przeprowadzić duchowe oczyszczenie samego siebie. Jednak współczesny człowiek
żyje w świecie kultury wymyślonej i zaakceptowanej przez siebie. Co więc musi
się stać, żeby człowiek zrozumiał, że tak dalej być nie może? Człowiek boi się,
że zagraża mu katastrofa ekologiczna, czyli zniszczenie środowiska
przyrodniczego. Ale człowiek nie dostrzega jeszcze tego, że zagraża mu również
katastrofa kulturowa, czyli „kultura śmierci”, o czym przestrzegał nas papież
J P II.
Skażenie kultury
jest podstępne i zdradzieckie. Człowiek lubi głosić różne hasła. Dzisiaj
uwielbia sprzeciwiać się utartym zwyczajom i protestować przeciwko ograniczaniu
wolności. Pojmuje wolność jako możliwość czynienia czegokolwiek, nie zdając
sobie sprawy, że nie wszystkie działania dobrze mu służą. Dzisiaj człowiek
chciałby wszystkiego spróbować, Chciałby spróbować dobra i zła. Ale po takiej
próbie okazuje się, że łatwiej jest czynić zło niż dobro. Gdy człowiek spróbuje
zła, nie ma już dostatecznej siły, żeby powrócić do dobra. Potrzebuje wtedy
wsparcia ze strony Boga. Jeżeli się tego nie dowie albo nie będzie chciał
wiedzieć, to pogrąży się w upadku i grzechu. Kultura musi nas przed tym
nieustannie przestrzegać!
Kultura powinna być
humanistyczna a nie demoniczna. Dziś mamy wokoło kulturę demoniczną. Ta
demoniczna kultura jest kulturą śmierci. Śmierci Boga i człowieka. To w
kulturze i ludzkim myśleniu siedzą wszystkie demony człowieka. Teologia nazywa
to opętaniem przez złe duchy. Te demony człowiek wyhodował sam sobie. Trzeba
dzisiaj ujawnić wszystkie demony, które zawładnęły człowiekiem i które rządzą
jego kulturą.
Kultura czy realność
Gdy zajmujemy się kulturą, pojawia się
zagadnienie wartości kulturowych. Kultura jest tworzona przez człowieka, ale
nie wszystko, co pochodzi od człowieka, jest wartościowe. Jedynie kulturowy
liberalizm postuluje, że wszystko to, co pojawia się w kulturze jest
wartościowe. Rozważania o kulturze muszą powrócić do wartości humanistycznych.
Czym jednak mają być te wartości? Otóż wartości humanistyczne muszą propagować
akceptację i afirmację realnej osoby ludzkiej, a nie wszelkiego typu pomysły na
uzdrowienie człowieka albo udoskonalenie jego natury (rozumnej i cielesnej).
Natura ludzka jest skażona grzechem dowolności działania, czyli błędem odejścia
od realności i podążania za wolnością myślenia i decydowania. Dlatego sama z
siebie natura człowieka jest zdolna do działania dialektycznego, a więc do
działania na zasadzie negacji i przeciwieństwa. Ludzka natura raz działa
dobrze, a raz źle, dlatego potrzebuje ukierunkowania. Takie ukierunkowanie
natura może otrzymać od osoby, zaś osoba otrzymuje je od Boga. Natura
potrzebuje wsparcia ze strony osoby. Osoba działa na zasadzie realności, czyli
dzięki mocy sprawczej. Osoba działa na mocy realnych własności
transcendentalnych. Osoba działa dzięki prawdzie, dobru i pięknu. Dlatego tylko
osoba może podejmować działania moralne – czyli słowo prawdy, czyn dobra i
przeżycie piękna.
Właśnie
propagowanie tych działań na gruncie kultury tworzy wartości humanistyczne
(albo wartości osobowe). Kiedy kultura zabiega o słowo prawdy, czyn dobra oraz
przeżycie piękna, wtedy staje się humanizmem. Taka kultura propaguje służenie
człowiekowi. Jeśli kultura propaguje przemoc i panowanie nad człowiekiem, jeśli
propaguje kłamstwo o człowieku i hedonizm przeżywania, wówczas kultura staje
się dehumanizacją, czyli staje się kulturą antyhumanistyczną. Taka kultura jest
wymierzona przeciwko człowiekowi, zwalcza jego osobę i niszczy jego moralność.
Dehumanizacja kultury zabija człowieka. Właśnie taka kultura potrafi zniszczyć
pojedynczego człowieka, a także potrafi zniszczyć całe rodziny i narody. Taką
kulturę papież Jan Paweł II nazwał „kulturą śmierci”. Musimy się wystrzegać
kultury śmierci. Kultura śmierci najpierw ogłosiła „śmierć Boga” (F.
Nietzsche). Teraz pragnie śmierci człowieka.
Człowiek potrafi
zniszczyć przyrodę, ale potrafi również zniszczyć własną kulturę. Zadufany w
możliwości myślenia człowiek jest w stanie odrzucić realność własną i przyrody.
Zamiast dążyć do odkrycia źródeł własnej realności, człowiek woli wymyślać
teorie, jak ulepszyć świat i swoją naturę. Zamierza poprawić Stwórcę, gdyż
uważa, że otrzymał niedoskonałą naturę. Ale nie chce wiedzieć, skąd pochodzi
ludzka niedoskonałość. Człowiek nie chce poznać swoich grzechów, woli myśleć o
tym, jak poprawić swoje zdolności i możliwości. Nie chce wiedzieć, czy
odpowiednio się rozwija, ale chce postępu za wszelką cenę. W ogóle człowiek nie
chce poznawać, ale chce tylko wiedzieć i robić to, co wie. Prowadzi to do
bezsensownej aktywności i podboju przyrody na oślep. Liczy się tylko sama
aktywność i sukces, czyli nagłośnienie tego, co się robi. W tym działaniu
wszystkie chwyty są dozwolone. Liczy się wygrana – pozytywna ocena tłumu. Taka
aktywność zaprowadzi człowieka donikąd. I na koniec dopiero dostrzeże on, że
oszukiwał sam siebie. Pomimo sukcesu ekonomicznego lub politycznego stracił
wszystko, gdyż utracił samego siebie (utracił swoją osobę).
Kultura nie jest
oczywista i bezpośrednia. Potrafi wiele ukryć i zamaskować. Potrafi oszukać
człowieka. Kultura potrafi odebrać człowiekowi godność i tożsamość. Potrafi
odebrać mu osobę i stworzyć wymyśloną osobowość. Kultura jest polem działania
ludzkiej świadomości, gdyż to świadomość jest twórcą kultury. Świadomość jest
podmiotowością myślenia i może tylko wymyślać różne rzeczy. Świadomość jest
chora na idealizm, ponieważ może myśleć tylko ideami, czyli pojęciami, które są
treściami wytworzonymi przez nasz rozum. Nie da się myśleć prawdziwymi
rzeczami, czyli tym, co jest realne. Dlatego świadomość nie kocha realności
(rzeczywistości). Świadomość kocha tylko swoje myślenie. Ale to znaczy, że
świadomość odrzuca to, co w człowieku jest realne. Dlatego odrzuca istnienie i
osobę, która stanowi podmiotowość istnienia. Tym samym świadomość nie służy
człowiekowi, ale posługuje się nim do własnych celów. Świadomość chciałaby
wymyślić człowieka na nowo. Człowiek jednak już jest. Został stworzony i jest
realnym bytem. Jest realną osobą i realną naturą. Dlatego nasza świadomość
zaczyna wymyślać niby-człowieka, albo anty-człowieka (człowieka „na nie”). Te wszystkie
pomysły zamiast zmienić człowieka na lepsze, tylko go niszczą. Jeżeli odrzucimy
realność, jeśli stracimy kontakt z tym, co osobowe, to niczego nie osiągniemy,
a możemy wszystko zniszczyć. Panowanie ideologii najlepiej znamy z czasów
komunizmu. Komunizm chciał wytworzyć nowego, doskonałego człowieka, a skończyło
się totalnym upadkiem. Okazało się, że realność osoby i natury ludzkiej jest
silniejsza od absurdalnego myślenia. Człowiek musi bronić swojej realności,
gdyż tylko dzięki niej może żyć po ludzku (czyli osobowo). Realność człowieka
ma swoje źródło w istnieniu. Istnienie człowieka jest osobowe i pochodzi od
Osobowego Boga. Dlatego realność człowieka jest czymś, co zostało stworzone
przez samego Boga.
Realność nie jest
więc czymś, co człowiek posiada, ale jest tym, czym on jest. Realność to nie
jest kwestia „posiadania” lecz „bycia”. Dlatego mówimy, że człowiek jest osobą,
chociaż możemy powiedzieć, że posiada duszę i ciało, bo dusza i ciało pochodzą
i zależą już od osobowej podmiotowości istnienia. Natura (istota) bytu
ludzkiego jest bowiem przyczynowana przez osobę i osobowe wyposażenie
istnienia. Osobowe własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna sprawiają
zdolności i władze duchowe, zaś nieosobowe własności transcendentalne kształtują
cielesność człowieka. Dusza i ciało są czymś, co posiadamy i czym możemy się
posługiwać dzięki sprawczej mocy naszego istnienia. Człowiek nie jest więc ani
duszą, ani ciałem, ale posiada oba te składniki (elementy).
Dlatego ludzkie
życie jest najpierw osobowe. I człowiek jako osoba powinien umiejętnie
posługiwać się swoją duszą i ciałem. Człowiek musi dbać o rozwój duchowy i
ćwiczenia cielesne. Powinien to robić, aby jego osoba mogła się w pełni ujawnić
poprzez działania duchowe i cielesne. Dusza i ciało mają służyć osobie
człowieka. Ich działania powinny mieć źródło w aktywności osobowej. Gdy jednak
dusza (rozumność) lub cielesność zaczynają działać na własny rachunek, wówczas
ich działania biorą się z niczego i negują realność oraz aktywność osoby. Człowiek
zaczyna wtedy działać „na nie”, czyli niemoralnie. Rozum neguje wtedy prawdę,
wola przestaje pragnąć dobra, a uczucia odwracają się od piękna. Bez osobowego
wsparcia prawdą, dobrem i pięknem duchowość działa w sposób dowolny i nabiera
skłonności do niewłaściwego działania (do błędnego myślenia, do złego czynu i
do przeżywania przyjemności). W ten sposób duchowość przestaje służyć
człowiekowi, a ludzkie działania zaprzeczają osobowemu powołaniu człowieka.
Człowiek musi
poznać i zrozumieć swoją realność. Musi poznać i odkryć siłę sprawczą swojej
osobowej aktywności. Człowiek nie może się poddawać pozorom i wypaczeniom
własnych zdolności (władz duchowych). To, że rozum odwraca się od prawdy
realności, nie może być zasadą jego działania. Nawet jeśli stworzy sobie własną
ideę prawdy – na przykład jako zgodności rozumu z samym myśleniem, jak u
Kartezjusza, albo prawdy jako koherencji, czyli przynależności do danego
systemu – prawdą jest to, co można wypowiedzieć w danym języku, albo to, co w
ogóle przynależy do kultury. Również to, że wola ma swobodę i wolność w
wybieraniu różnych działań, nie może stanowić zasady jej działania. Wreszcie
przeżywanie dowolnej przyjemności nie może być zasadą działań naszej
uczuciowości. Zasadą działania rozumu jest prawda tego, co realne. Zasadą
działania woli jest dobro tego, co realne. Natomiast zasadą działania
uczuciowości jest piękno tego, co realne. Dopiero dzięki swojej zasadzie rozum
staje się zdolny do wypowiedzenia słowa prawdy, wola będzie chętna do
podejmowania czynu dobra, a uczucia staną się zdolne do przeżywania piękna.
Inaczej działania tych władz będą swobodne lecz niewłaściwe i błędne. Działając
niewłaściwie człowiek sprzeciwia się swojemu powołaniu. Powołaniem człowieka
jest życie osobowe, które jest życiem wiecznym. Niestety człowiek może odrzucić
i zanegować swoje powołanie, ale wtedy stanie się albo przestraszonym
zwierzątkiem, albo żądnym władzy demonem, który zamierza wszystko zniszczyć.
Obie perspektywy są przerażające i tragiczne.
Dla swojego dobra
człowiek powinien odwrócić się od takiego przerażającego i niespełnionego
życia. Powinien nawrócić się do Osobowego Boga i powrócić do własnej osoby.
Tylko podjęcie osobowego życia może uratować człowieka. Pomocą i ratunkiem jest
nawiązanie łączności z Bogiem i innymi osobami. Dlatego powiemy, że dopiero
osobowa wspólnota może uratować człowieka.
W sposób osobowy
człowiek może żyć tylko w rodzinie. Rodzina jest osobową wspólnotą opartą na
relacjach osobowych. Właśnie relacje osobowe uaktywniają naszą osobę, czyli
rozbudzają jej aktywność. Relacje osobowe pobudzają sprawczą aktywność
własności prawdy, dobra i piękna. Wówczas rodzi się szczególna osobowa
aktywność, która przejawia się w aktach kontemplacji, sumienia i upodobania.
Dzięki kontemplacji rozum ma możliwość przyjęcia prawdy tego, co realne. Dzięki
sumieniu wola ma możliwość pragnienia dobra tego, co realne. Dzięki upodobaniu
uczucia przeżywają i odczuwają piękno tego, co realne.
Relacje osobowe są
człowiekowi potrzebne i niezbędne do życia. Potrzebne są mu przede wszystkim
relacje osobowe nawiązane z Bogiem. Ale musimy pamiętać, że to jedynie sam Bóg
ma zdolność nawiązywania relacji osobowych. A zatem to Bóg nawiązuje relacje z
człowiekiem i to On zawiązuje relacje pomiędzy ludźmi. Dzieje się to dzięki łasce
Bożej obecnej w sakramentach świętych, a zwłaszcza w sakramencie chrztu i
Eucharystii oraz małżeństwa i kapłaństwa. Dlatego wspólnota rodzinna powinna
być zapoczątkowana przez łaskę sakramentalną. Możemy więc powiedzieć, że
wspólnota osobowa ma charakter sakramentalny. To znaczy, że osoby połączone
relacjami osobowymi muszą trwać w łączności z Bogiem (z Osobą Chrystusa).
Łączność z Bogiem
ożywia i pobudza osobową aktywność człowieka. Wydaje się, że jest to jedyna
droga, która prowadzi nas do kontaktu z osobowymi własnościami prawdy, dobra i
piękna. Aby człowiek mógł doświadczyć i poznać te własności, musi pozostawać w
łączności z Osobowym Bogiem. Tylko wtedy zdoła doświadczyć prawdy i
kontemplacji, dobra i sumienia, piękna i upodobania. Z kolei dzięki temu
wewnętrznemu doświadczeniu ujawnia się i wzmaga osobowa aktywność istnienia.
Możemy powiedzieć, że dopiero pod wpływem relacji osobowych zaczyna działać
ludzka osoba. Ta osobowa aktywność przekłada się na działanie władz duchowych i
wyraża się w czynach moralnych i kulcie religijnym. Działania moralne i
religijne są bowiem aktami osoby, a nie tylko ludzkiej natury. Działania
moralne i religijne są aktami osobowymi objawiającymi się poprzez naturę
człowieka. Podmiotem działającym jest sama osoba, zaś natura służy jej jako
możliwość uzewnętrznienia tych aktów i skierowania ich do spotykanych osób.
Takimi działaniami moralnymi są – słowo prawdy
wypowiadane do bliskiej osoby, czyn dobra, który wspiera i afirmuje bliską
osobę, oraz przeżycie piękna stanowiące uczuciowy kontakt z bliską osobą.
Dopiero gdy zdolności naturalne podejmują takie działania za przyczyną osoby,
możemy mówić o moralnym postępowaniu człowieka. Te działania podejmowane przez
osobę są zawsze skierowane do drugiej osoby. Ponadto dotyczą własności
osobowych przynależnych do samej osoby. Działania moralne potwierdzają te
własności i wzmacniają je. Działania moralne chronią własności osobowe, a tym
samym służą rozwojowi i ochronie osoby ludzkiej. Wszystkie inne działania
traktują osobę przedmiotowo służąc przeważnie doskonaleniu natury rozumnej i
cielesnej. Takie działania powinny mieć jedynie charakter pomocniczy i
służebny. Nie mogą dominować nad działaniami moralnymi. Dlatego zdobywanie
wykształcenia i praca zawodowa mają służyć postawie moralnej. Nie mogą być
stawiane ponad moralnością i ponad dobrem osoby. Wszelki utylitaryzm ze swoją
użytecznością rozumianą ogólnie pomija dobro osoby. To nie człowiek jako osoba
powinien być pożyteczny, ale wszystkie działania powinny służyć człowiekowi do
wzrostu osobowego. Tylko osoba jest dobrem bezwzględnym.
Skąd się bierze realność
Filozofia
nie polega na myśleniu o człowieku. Filozofia jest poznaniem ludzkiej
realności. Realność wymaga rozumienia (intellegere) a nie myślenia (cogitare).
Rozumienie człowieka sięga w głąb bytu. Jest wnikaniem w zasady bytowe.
Rozumienie ujmuje bytową strukturę w perspektywie przyczynowej. Odkrywamy
dzięki temu, co jest przyczyną a co skutkiem. Nie chodzi więc o proste
wymienienie różnych elementów składowych, lecz o pokazanie ich przyczynowych
zależności. W ten sposób poznajemy, co jest pierwszą albo ostateczną przyczyną
realności, a co jest tylko skutkiem spowodowanym przez inne przyczyny.
Rozumienie
przyczynowe jest właściwym poznaniem filozoficznym. Rozumiemy coś dopiero
wtedy, gdy poznamy wszystkie jego przyczyny i zasady (archai). Mówimy, że
filozofia poszukuje istoty rzeczy (istoty bytu). Tak też rozumiano pierwotnie
samą realność. Uważano (Platon i Arystoteles), że czymś realnym jest istota
(ousia) jako ostateczna zasada bytu. W ten sposób utożsamiano realność bytu z jego
istotą, gdyż istota jest tym, co możemy poznać bezpośrednio, a następnie ująć w
definicji (czyli określić).
Według Arystotelesa
poznanie bytu polegało na jego zdefiniowaniu (na określeniu pojęciowym, czyli
na znalezieniu zakresów pojęciowych rodzaju i gatunku). Ale w ten sposób
poznanie zostało sprowadzone do definicji. Tak Filozof pojmował poznanie
naukowe, czyli teoretyczne. Dalej w średniowiecznej dialektyce realność
utożsamiono wprost z pojęciem. O ile u samego mistrza Arystotelesa istota bytu
była określona poprzez kategorie formy i materii albo nawet duszy i ciała (jak
w przypadku bytów naturalnych tworzących ożywioną przyrodę), o tyle w XII wieku
uznano już, że istota składa się z pojęcia i materii. Było to spowodowane
zapomnieniem o filozofii jako metafizyce i radykalnym odrzuceniem wyjaśnienia
przyczynowego. Było to sprowadzenie poznania filozoficznego jedynie do
wymienienia składników bytu bez wskazywania na wzajemne powiązania. Dlatego
słusznie takie interpretacje krytykował Abelard pokazując, że pojęcie jest
tworem ludzkiego rozumu, a nie cząstką rzeczywistości. Pojęcia nie bytują
gdzieś w rzeczywistości, ale pozostają funkcją i dziełem ludzkiego rozumu.
Pojęcia są czymś pomyślanym, czyli intencjonalnym. Później Husserl będzie
twierdził, że pojęcia-intencje są funkcją świadomości jako myślącego podmiotu.
Dlatego niektórzy
filozofowie uważali, że realność pochodzi z myślenia. I nie dotyczy to tylko
takich idealistów jak Hegel czy Kartezjusz. Niestety nawet sam realistyczny
Arystoteles zdaje się wyprowadzać realność wszystkich bytów z myślenia (właśc.
z samomyślenia) Pierwszego Poruszyciela.
Otóż podstawowym
problemem filozofii metafizycznej jest pytanie, skąd pochodzi realność, skąd
się ona bierze. Odpowiedź na to pytanie stanowi fundament naszej wiedzy o
świecie i o człowieku. Można powiedzieć, że nadal stoimy wobec tego problemu.
Teologia jest w tym zakresie absolutnie pewna, że wszystko pochodzi od Boga.
Ale jeśli się dobrze przyjrzeć, to pod pojęciem wszystkiego teologia
miesza to, co realne i prawdziwe z tym, co pozorne lub nawet nierealne.
Tak naprawdę
odpowiedź na to pytanie dał Tomasz z Akwinu. Przyjmował on, że realne byty
posiadają w sobie akt istnienia, który decyduje o realności bytu. Te akty
istnienia powiązane z różnymi istotami są stwarzane przez Boga, który jest
Samym Istnieniem albo Czystym Aktem Istnienia. A zatem tylko istnienie może
sprawiać i powodować realność.
Zatem realność nie
może być wymyślona ani pomyślana. Nie może być przyczynowana przez myślenie,
nawet jeśli byśmy przypisali myślenie Bogu, co wydaje się być wyraźnym
nadużyciem. Realność wymaga istnienia (esse). Wymaga przede wszystkim istnienia
i tylko istnienia. Cała sfera istotowa bytu jest bowiem przyczynowana przez
własności istnieniowe oraz przez aktywność przyczyn zewnętrznych. Realność bytu
nie może być wymyślona, lecz musi być sprawiana przez akt istnienia. Takiej
realności nie dosięga nasze myślenie (cogito), a jedynie nasze rozumiejące
poznanie (intellegere) przyczynowane przez prawdę (jako realną własność istnienia).
Miarą poznania jest
bowiem prawda pojawiająca się w umyśle pod postacią słowa. Do poznania
rzeczywistości potrzebne jest przyjęcie słowa prawdy, które daje nam moc
poznawczą. Bez tego słowa nasz rozum będzie zdany wyłącznie na myślenie oparte na
danych zmysłowych, tak jak to widział empiryzm Locke’a i Hume’a. Ale wtedy nie
będziemy w stanie poznać rzeczy samej w sobie (Ding an sich), a jedynie sferę
zjawiskową, tak jak postulował Kant.
Skoro więc
filozofia nowożytna jest oparta na Kartezjuszu, Locke’u, Hume’ie i Kancie, to
znaczy, że nie poznaje ona wcale realności człowieka, a jedynie przejawy tej
realności ujmowane przez zmysły. Czy zatem wystarczy nam zadowolenie się samymi
przejawami i pozorami zamiast poznania prawdziwej realności? To trochę tak, jak
byśmy się chcieli najeść smakiem i zapachem chleba, a nie samym chlebem. Jeśli
się to komuś uda, to proszę bardzo, ale ja sam wolę chleb w całej jego
realności.
Ale czy to znaczy,
że na co dzień nie mamy problemu z rozpoznaniem realności? Można odpowiedzieć,
że tak i nie. Okazuje się, że dla własnych potrzeb życiowych sięgamy po rzeczy
realne. Jednak równie chętnie uznajemy za rzeczy realne to, co zostało
wymyślone i wytworzone przez człowieka. Na przykład uznajemy za realne różne
instytucje społeczne i polityczne. Tak naprawdę posługujemy się co chwila
różnymi rzeczami wymyślonymi przez człowieka, które stanowią nowe zastosowanie
naturalnych komponentów. Jednak ani krzesło, na którym siedzę, ani ołówek i
papier, które służą mi do pisania, nie są realnymi bytami. Są to wytwory
ludzkiej sztuki, które stanowią twórcze wykorzystanie naturalnych składników.
Ale ich funkcja, która decyduje o tym, czym są, została wymyślona przez
człowieka. To, że krzesło służy do siedzenia, nie stanowi jego realności, a
jedynie funkcjonalność albo użyteczność. O byciu krzesłem decyduje jego
użyteczność. Użyteczność jest wykorzystaniem czegoś w pewnym określonym celu.
To jest wartość wymyślona przez człowieka i dodana do czegoś realnego.
Użyteczność jest naszym myśleniem.
Dlatego traktujemy
nasze myślenie jako coś pożytecznego, co dobrze służy człowiekowi. Jest ono
pożyteczne, gdyż usprawnia i uprzyjemnia nasze codzienne życie. Ale to nie
znaczy, że myślenie daje nam prawdę lub realność. Użyteczność jakiejś rzeczy
nie stanowi jej prawdy lub prawdziwości. Użyteczność nie powoduje realności.
Żeby spotkać się z realnością, musimy przyjąć realną prawdę. To znaczy, że
musimy przyjąć słowo. Tylko słowo przynosi nam realność. Słowo przynosi nam
realność człowieka, gdyż to jego realność wywołuje w nas słowo prawdy.
Filozofia powinna
więc poszukiwać słowa i prawdy, żeby dotknąć realności. Inaczej stanie się
jedynie naszym myśleniem o niej. Człowiek musi otworzyć się na prawdę. Musi otworzyć swój umysł. Ale
przedtem trzeba porzucić wszystkie zmysłowe naleciałości. Musimy odrzucić
myślenie oparte na wrażeniach i wyobrażeniach, musimy porzucić wszystko to, co
jest zjawiskowe (czyli pozorne). Dopiero wtedy trafimy w sedno rzeczy, czyli w
jej realność.
Takie otwarcie
powinno zaowocować kontemplacją. Kontemplacja jest wywołana aktywnością prawdy
jako własności istnienia zawartego w bycie. Dzięki niej możemy się wsłuchiwać w
samą realność bytu – w jego istnienie. W ten sposób na nasz umysł może
oddziaływać realna prawda, która uobecnia się w umyśle jako słowo. To stąd
umysł zdobywa moc poznawczą. Mocą poznawczą umysłu jest bowiem słowo prawdy,
które zapewnia nam bezpośredni kontakt z prawdą bytową. Prawdziwą zasadą
poznania jest słowo i tylko słowo. Słowo jest zarazem rozumieniem bytu w jego
realności i prawdziwości. Dopiero takie słowo jest podstawą do nazywania rzeczy
i tworzenia języka. Bez tego pierwotnego słowa człowiek byłby pozbawiony
zdolności mowy i porozumiewania się.
1.05.2012
Prawda
Prawdy nie da się
wymyślić. Prawdy nie da się tak zwyczajnie pomyśleć. Prawda jest. Prawda po
prostu jest. Trzeba ją przyjąć. Dlatego myślenie samo z siebie nigdy nie zdoła
osiągnąć prawdy. Myślenie musi przyjąć prawdę z zewnątrz. Rozum nie posiada
prawdy sam z siebie. Jeśli rozum rozpocznie od razu od myślenia, to już nigdy
nie zdoła osiągnąć prawdy. Rozum musi najpierw spotkać się z prawdą realności
(z prawdą bytu). Jeśli rozum rozpocznie od myślenia, to sam będzie chciał
ustanowić prawdę. Tak jak to się stało u Kartezjusza. U niego prawda jest
zgodnością myślenia z samym myśleniem (prawdziwe jest to, co mogę pomyśleć
jasno i wyraźnie).
Myślenie musi więc
przyjąć prawdę z zewnątrz. Rozum musi po prostu przyjąć prawdę, sam jej nie
stworzy. Przyjęcie prawdy dokonuje się dzięki kontemplacji. Jeśli rozum nie
osiągnie stanu kontemplacji, to nie spotka prawdy i nie będzie mógł jej
przyjąć, czyli uznać. Rozumowi potrzebna jest więc kontemplacja. Jak można
osiągnąć kontemplację? Czy kontemplacja zależy od zdolności naszego rozumu, czy
pojawia się pod wpływem czegoś działającego z zewnątrz?
Otóż kontemplację
wywołuje osobowa prawda zawarta w naszym istnieniu. Transcendentalna własność
prawdy zawarta w istnieniu stanowi podstawę nawiązywania relacji osobowej. Nawiązanie
osobowej relacji wiary ożywia i dynamizuje naszą własność prawdy. Staje się ona
wtedy prawdą w pełni osobową. Ta dynamika, czyli otwartość, osobowej prawdy
wywołuje kontemplację. Prawda otwiera nasz rozum, nasz umysł. Jak twierdził
Heidegger, prawda jest otwartością. Prawda otwiera nasz rozum na realność, na
rzeczywistość. Dopiero tak otwarty rozum może przyjmować i uznawać wszelką
realną prawdę. Kontemplacja polega właśnie na tym otwarciu naszego rozumu.
Kontemplacja prawdy jest otwartością rozumu na to, co niesie ze sobą realność.
Prawda oświeca nasz
rozum. Prawda ma moc iluminacji. Kontemplacja jest światłem rozumu.
Kontemplacja przekazuje nam światło i blask prawdy. Kontemplacja jest blaskiem
prawdy (veritatis splendor), bo to
prawda nas oświeca. Kontemplacja niesie światło prawdy dla naszego rozumu.
Rozjaśnia go i czyni otwartym na wszelki blask i światło prawdy. Mówimy wtedy o
jasności umysłu. Jeśli przyjmiemy prawdę realności, to wszystko staje się dla
nas jasne, bo prawda nas oświeca. Z tego światła prawdy płynie całe dalsze
rozumienie rzeczywistości (rozumienie realnych bytów).
Przeciwieństwem
światła jest ciemność. Jeśli utracimy światło prawdy, wówczas pogrążymy się w
mroku ciemności. Nie poznamy drogi i będziemy poruszać się po omacku. W upadku
spowodowanym grzechem pierworodnym człowiek utracił posiadane światło. Utracił
(pozbył się) blask prawdy, gdyż zerwał relację łączącą go z Bogiem. Utracił
cały swój blask – blask godności osoby. Dlatego dzisiaj człowiek potrzebuje
przyjąć światło od Kogoś, Kto je posiada. Człowiek potrzebuje Boskiej Prawdy.
Panie, oświeć nas swoją Prawdą!
Nasz umysł (rozum)
musi przyjąć prawdę na drodze kontemplacji, czyli oświecenia. Prawda zostaje
przyjęta w rozumie dzięki kontemplacji. Mówimy, że kontemplacja rozświeca nasz
rozum, to znaczy, że rozum od razu przyjmuje i uznaje prawdę. Kontemplacja
powoduje osiągnięcie prawdy przez rozum. Prawda staje się dla rozumu obecna.
Oświecenie jest potwierdzeniem obecności prawdy. Kontemplacja przekazuje nam
obecność prawdy. Ukazuje nam to, że prawda jest i że jest dla nas czymś
najważniejszym.
Kontemplacja
uobecnia prawdę dla naszego rozumu i dla naszego poznania. Ta prawda zaczyna do
nas przemawiać. Prawda ogłasza nam swoje istnienie (swoją realność). Realna
prawda jest sensem bytu (sensem istnienia). W kontemplacji prawda ujawnia się
już jako sens. Prawda przemawia do nas w słowie (przede wszystkim w Słowie
Bożym). Słowo niesie ze sobą sens bytu (sens realności). To prawda obdarza nas
sensem. Tym sensem, który jest potrzebny do zrozumienia rzeczywistości. To
prawda bytu obdarza sensem nasze myślenie. Bez realnej prawdy nasze myślenie
może być logiczne, ale pozbawione sensu. W historii filozofii znamy wiele
takich przykładów. W naszym umyśle musi zabłysnąć blask prawdy, inaczej niczego
się nie dowiemy o świecie, o człowieku, o Bogu.
Pisaliśmy już
poprzednio, że to osoba przemawia do nas. Faktycznie przemawia do nas prawda i
dobro osoby. Przemawia do nas osobowa prawda i osobowe dobro. Dobro nas wzywa,
a prawda odpowiada (odzywa się). To prawda mówi do nas. Wprost woła. Prawda
zaprasza do siebie nasz umysł, nasze poznanie. Prawda otwiera nasz umysł na
realność.
O ile więc dobro
wzywa nas do siebie, o tyle prawda otwiera nas na siebie (czyli pozwala nam
odkrywać rzeczywistość). Prawda wywołuje odzew i odpowiedź. Prawda otwiera
drzwi naszego rozumu. Prawda pozwala nam na uznanie siebie (pozwala uznać
siebie). Prawda obdarza nas sensem (sensus) oraz uznaniem (assensus).
Prawda pozwala nam
przyjąć to, co niesie ze sobą realność. Prawda otwiera nas na sens
rzeczywistości (na sens bytu). Pozwala przyjąć ten sens. Jeśli prawda nie
otworzy naszego umysłu i będzie on trwał przy swoim myśleniu, to nie zrozumiemy
i nie poznamy rzeczywistości, gdyż nie będziemy wrażliwi na przekaz realności.
Abyśmy mogli poznać rzeczywistość, coś musi nas otworzyć na ten przekaz i
wywołać odzew. Tego wszystkiego dokonuje prawda (transcendentalna własność
prawdy). Prawda jest kluczem do poznania rzeczywistości. Jest właśnie tym
kluczem, który otwiera nasz umysł.
Człowiek bardzo
potrzebuje dziś takiego otwarcia, ponieważ w wyniku grzechu pierworodnego nasz
umysł stracił pierwotną otwartość i zamknął się na rzeczywistość, zamknął się w
kręgu świadomości. Teraz ludzki rozum może nadal korzystać z empirycznego
doświadczenia, czyli z danych zmysłowych, ale to nie pozwala mu na pełne
poznanie i zrozumienie rzeczywistości. Dlatego znamy tylko sferę zjawiskową
rzeczywistości, fakty i wydarzenia, ale znika przed nami to, co istotne –
natura lub sens bytu. Aby przezwyciężyć ograniczenia naszego umysłu, potrzeba
nam specyficznego otwarcia, jakie niesie ze sobą prawda bytu. Musi dojść do
otwarcia naszego umysłu. Tego może dokonać tylko realna prawda (zwłaszcza
Prawda Boża, która jest siłą i potęgą Ducha i Osoby). Dlatego papież Jan Paweł
II wołał do nas: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”.
Osobowa prawda objawia się jako słowo
Osobowa prawda objawia się w rozumie jako słowo. Słowo
jest już racjonalną postacią prawdy. Słowo jest jakby samą racjonalnością
prawdy. Osobowa prawda objawia się w słowie. Zrodzone w rozumie słowo staje się
już elementem poznawczym i początkiem poznania. Staje się treścią poznawczą
albo możemy powiedzieć, że przybiera formę poznawczą (species). A więc słowo
byłoby chyba species intelligibilis (pierwszą formą poznawczą). Takie słowo
będzie początkiem poznania mądrościowego.
Słowo prawdy staje się dla rozumu nakazem. Staje się
nakazem moralnym, gdyż przybiera postać prawa moralnego („mów prawdę”, „czyń
dobro”, „zachwyć się pięknem”, a może w tej wersji: „uwierz w prawdę”,
„pokochaj dobro”, „przeżywaj piękno”). Słowo prawdy posiada moc zobowiązującą.
Prawda zawarta w słowie zobowiązuje nas do wypowiedzenia nakazu moralnego.
Dlatego słowo prawdy może być wypowiedziane tylko jako nakaz i prawo (czyli
jako nakaz i zobowiązanie). Będzie to przede wszystkim prawo zobowiązujące nas
do przestrzegania prawdy, do mówienia prawdy.
Wydaje się, że to w ten sposób w naszym umyśle
powstaje sąd praktyczny. Będzie to żywy nakaz, a nie jakieś teoretyczne
twierdzenie (teza), gdyż dotyczy on osobowej realności (czyli samej osoby
człowieka). Osoby nie wolno okłamywać. Osoba wymaga i domaga się słowa prawdy.
Tak właśnie w naszym umyśle rodzi się nakaz prawdy: „mów prawdę”. Gdy zabraknie
tego nakazu, wtedy pojawiają się wątpliwości i niepewność. Rozum traci swoją
zasadę i kryterium działania. Zasadą działania rozumu jest bowiem prawo moralne
dotyczące prawdy: „zawsze mów prawdę”. Zasadą rozumu nie może być wiedza lub
myślenie, gdyż zawierają one w sobie sprzeczność (raz są na tak a innym razem
na nie). Żadne teoretyczne poznanie rzeczywistości nie będzie miało mocy
zobowiązującej. Teoretycy uważali, że musi nas obowiązywać poznanie ogólne i
konieczne. Dlatego sądzono, że prawdziwa jest wiedza ogólna i konieczna. Ale
wiedza ogólna i konieczna pochodzi z naszego myślenie i jest jedynie zgodnością
poznania z myśleniem. W wiedzy teoretycznej sprawdzamy, czy poznanie ogólne i
konieczne jest zgodne z naszym myśleniem pojęciowym. Ale przecież ogólne
pojęcia są zawsze przejawem naszego myślenia. Konkretne są tylko rzeczy i
ludzie, czyli realne byty. My nie możemy myśleć realnymi bytami, ale możemy
nakazać kontakt z nimi. Prawo moralne: „mów prawdę” nakazuje nam realny kontakt
z drugim człowiekiem. Nakazuje nam chronić i utrwalać relację zachodzącą
pomiędzy osobowymi prawdami. Nakazuje nam zachować odniesienie do Boskiej
Prawdy oraz do każdej ludzkiej prawdy. Nakazuje nam wprost samo trwanie w
prawdzie albo przy prawdzie.
To właśnie osobowy wymiar prawdy wyznacza ów charakter
nakazu i zobowiązania. Tak w naszym umyśle rodzi się prawo moralne. Prawo
moralne dotyczy osoby, a dokładniej własności osobowych zawartych w istnieniu
będących podstawą osobowej aktywności. Prawo moralne dotyczy więc samej
godności człowieka.
Osobowe dobro objawia się w woli jako czyn. Czyn
jest wolitywną postacią dobra. Pojawiający się w woli czyn staje się aktem
wolitywnym. Staje się czymś aktywnym i pożądawczym. Staje się pierwszym aktem
woli. Czyn jest więc zasadą i pierwszym aktem woli. Czyn dobra jest zasadą
działania. Czyn dobra posiada w sobie moc sprawczą dobra. Czyn jest samą
aktywnością. Jest urzeczywistnieniem dobra. Czyn przynosi nam dobro. Sprawia
dobro. Dlatego czyn jest darem dobra. Obdarować można czymś realnym,
urzeczywistnionym. Dać można tylko coś realnego a nie możliwość. Czymś takim
jest czyn dobra. Dzięki niemu urzeczywistniamy w działaniu dobro. Spełniamy
dobry uczynek, to znaczy urzeczywistniamy jakieś osobowe dobro na gruncie
natury. Jakby obdarzamy naturę osobowym dobrem. W ten sposób ją doskonalimy i
wypełniamy, czyli właśnie spełniamy. Czyn dobra doskonali człowieka, czyli daje
mu coś więcej niż posiada. Doskonalenie polega na obdarowywaniu. Obdarowuję
drugiego człowieka swoim osobowym dobrem. Ale moje dobro musi osiągnąć siłę i
moc sprawczą. Dobro musi zostać uaktywnione. To dokonuje się dzięki łączności z
Bogiem (dzięki partycypacji w Jego Boskim Dobru) i dzięki darowi łaski. Dar
Bożej łaski, ten dar od Boga, uaktywnia moje osobowe dobro. Sprawia, że dobro
zaczyna działać na zewnątrz. Wtedy mogę dać swoje dobro. Dawniej mówiono, że
dobro się rozlewa, że ma moc rozprzestrzeniania się (bonum est diffusivum
sui).
Dobro jest czymś, czym możemy obdarzać innych. Jest
jakimś nadmiarem (czymś niezmierzonym). Bernard z Clairvaux mówił, że miarą
miłości jest to, że nie ma miary. W darze dobra wyraża się cała wolność woli.
Ale zarazem czyn dobra niesie ze sobą powinność. Wyraża się to w powinności
(nakazie) sumienia. Wraz z czynem dobra pojawia się powinność sumienia, czyli
wezwanie „czyń dobro”. Wydaje się, że to wezwanie wykracza już poza porządek
poznawczy. To nie jest już nakaz poznawczy, ale powinność działania. Do czynu
dobra wzywa nas bowiem samo osobowe dobro. Jest to urzeczywistnienie dobra.
Sama aktywność w postaci powinności. Działanie staje się powinnością, a
powinność działaniem. Tak więc powinność woli wyraża się w samym działaniu – w
czynie dobra. Działanie jako czynienie dobra jest zarazem czymś dobrym. Dobrze
jest zrobić coś dobrego. W działaniu zawarta jest powinność (ago = debitum
bonum).
Powiemy, że w tym przypadku mamy więc do czynienia z
samym czynem moralnym. Czyn dobra jest czynem moralnym. Osobowe dobro wyznacza
charakter czynu moralnego. To dlatego czyn dobra staje się czynem moralnym.
Czyn moralny zawsze dotyczy osoby. Dotyczy również godności osobowej. Utrwala
godność osoby i przenosi ją (uobecnia) na teren natury (władz naturalnych).
Dlatego miłość, która stanowi główny czyn dobra, podkreśla i utrwala naszą
godność.
Powinność jest związana z działaniem, z aktem, z
czynem. Powinność objawia się w działaniu (w ago). Jeśli działam, to w
samym akcie (ago) zawarta jest powinność „czyń dobro”. Jeśli człowieka stać na
czyn dobra, to łączy się z tym powinność czynienia dobra. Nie ma powinności
poza działaniem. Nie ma powinności w rozumie, ona jest w woli. Ta powinność nie
jest sądem rozumu. Jest to powinność woli – czyli sumienie. Jak słowo prawdy
znajduje swój wyraz w nakazie prawa: „trzeba mówić prawdę” albo „masz mówić
prawdę”, tak czyn dobra nadaje woli powinność sumienia: „czyń dobro” albo
„należy robić coś dobrego”. Zatem powinność jest sprawą woli, a nie rozumu. To
wola podejmuje czynienie dobra. Rozum dysponuje ze swej strony nakazem prawa
dotyczącym prawdy.
„Czyń dobro” to jest powinność woli. Bo to wola
podejmuje czyn dobra i to wola doświadcza powinności. To jest właśnie sumienie.
Sumienie jest powinnością woli. Powinność sumienia jest rozkazem wykonawczym, a
nie jakimś nakazem poznawczym (sądem rozumu), czyli zobowiązaniem prawnym.
Sumienie ma moc wykonawczą. Ono nie rozważa niczego i nie planuje, ono
rozpoczyna wykonanie.
Powiemy zatem tak. Osobowe dobro pod wpływem Bożej
łaski działa na wolę wywołując w niej akt w postaci czynu. Ten pierwszy akt i
zasada przybiera postać powinności sumienia: „czyń dobro”. Jest to dla woli
zachęta i pobudka do działania. Jakby sam zapalnik do działania. Jakiś
rozrusznik albo zapłon działania. Jest to zasada wolitywna. To musi być coś
zawartego w woli, co ma wyłącznie wolitywny charakter. Czyżby to była właśnie
miłość?
Miłość zapala nas do działania, do aktywności.
Mówimy, że miłość płonie. Jest właśnie jakimś płomieniem i zapalnikiem. Dzięki niej
może wybuchnąć lub wydarzyć się działanie. Powinność sumienia jest więc
iskierką, która wszystko zapala. To ona zapala nas do działania.
Podsumowując powiemy, że pierwszy czyn dobra stanowi
początek działania. Staje się od razu aktem powinności „czyń dobro”. Jest to
powinność sumienia, która wzywa nas i zachęca do działania. Po prostu powiemy,
że powinność sumienia rozpoczyna nasze działanie jako pobudka do działania.
Impulsem do działania nie może być jedynie samo poznanie. Sąd rozumu w postaci
prawa moralnego jest tylko impulsem poznawczym, jest impulsem do wiary i dalej
do wiedzy, ale nie może być impulsem do działania. To musi być coś stricte
wolitywnego (pożądawczego). Sama chęć działania.
Mowa
Mowa musi więc
przygotować nas do poznania i zrozumienia rzeczywistości. Potrzebna jest nam
mowa serca, czyli oddziaływanie na naszą wolę dobra i sumienia, oraz potrzebna
jest nam mowa umysłu, czyli oddziaływanie na nasz rozum prawdy i kontemplacji.
Mową serca jest więc głos sumienia, a mową umysłu jest światło (blask)
kontemplacji. W obu tych postaciach mowy przemawia do nas godność człowieka.
Osobowa godność obejmuje bowiem własności transcendentalne przejawiające
istnienie. Godność obejmuje osobowe własności transcendentalne. Godność
obejmuje to, co w istnieniu człowieka jest osobowe. Godność wyraża szczególną
rangę osoby ludzkiej.
Mowa (mowa serca)
jest podstawą znajomości osoby. Bez doświadczenia mowy nie zdołamy się niczego
dowiedzieć o osobie ludzkiej. Mowa informuje nas o tym, czym jest osoba ludzka
i jak działa. Mowa stanowi bezpośredni kontakt z osobą. Mowa jest szczególnym
doświadczeniem charakteryzującym człowieka.
Mowa informuje nas
o nawiązaniu relacji osobowych. Mowa jest skutkiem nawiązania relacji
osobowych. Osoba ludzka zaczyna przemawiać pod wpływem relacji osobowych. To
właśnie relacje osobowe wywołują takie doświadczenie, które nazywamy mową (mową
serca). Wówczas zaczyna nas wzywać do siebie osobowe dobro, a osobowa prawda
otwiera nas na siebie, czyli wzywa do uznania i przyjęcia prawdy.
Osoba znajduje
wyraz w mowie i tylko w mowie. Osoba ujawnia się poprzez mowę serca. Człowiek
może dotrzeć do osoby tylko poprzez doświadczenie mowy. Osoba przemawia do nas
i to jest najlepszy kontakt – kontakt, gdy naprawdę kogoś doświadczamy. Jeśli w
swoim życiu nie uchwycimy tego momentu, gdy przemawia do nas sama osoba, to
zaprzepaścimy swoją największą szansę – szansę bycia osobą i szansę bycia razem
z drugą osobą.
W mowie (mowie
serca) przemawia do nas bezpośrednio godność osoby. Godność osoby wyraża się w
osobowej prawdzie, w osobowym dobru, w osobowym pięknie. Dobro osoby wzywa nas
do afirmacji. I to jest sumienie. Natomiast prawda osoby domaga się przyjęcia i
akceptacji. I to jest kontemplacja. Dlatego mowa serca obejmuje nakaz
(powinność) sumienia i ogląd kontemplacji (ogląd prawdy). W ten sposób
doświadczamy, wprost dotykamy godności osoby. To spotkanie z godnością osoby
owocuje w nas działaniami woli i rozumu – afirmacją (chceniem) i akceptacją
(uznaniem).
Mowa serca
informuje nas o randze osoby, czyli o godności człowieka. Osobowa godność
człowieka przemawia do nas w mowie serca (czyli w słowie (wezwaniu) sumienia i
słowie (otwartości) prawdy). Słowem prawdy jest kontemplacja. To kontemplacja
ukazuje nam osobową prawdę (prawdę o realności człowieka). Słowo prawdy dociera
do naszego rozumu dzięki kontemplacji. Słowo prawdy i słowo sumienia stanowią
właśnie mowę serca. To jest doświadczenie osobowej godności, które dokonuje się
poza świadomością (poza myśleniem, a może nawet wbrew myśleniu). Mowa serca
jest doświadczeniem nieuświadomionym albo poznaniem niewyraźnym. Jak powiada
Levinas, mowa jest czystym doświadczeniem. Mowa jest poznaniem, o którym nie
mamy naukowej wiedzy. Jest to więc jakieś odczucie (przeczucie), którego
doświadczamy, ale którego nie znamy (czyli nie ogarniamy pojęciowo). Dlatego
tak trudno jest nam dotrzeć do tego doświadczenia (uświadomić je sobie). Tak
trudno jest ująć to doświadczenie w myśleniu (w teoretycznej wiedzy). Myślenie
nie ogarnia ani źródeł sumienia, ani źródeł kontemplacji. Dlatego nauka nie wie
dziś, skąd się bierze sumienie (głos sumienia), ani skąd się bierze
kontemplacja prawdy. Ale przecież wiemy, że zarówno doświadczamy głosu
sumienia, jak też kontemplacji prawdy. Jednak wiedza naukowa nie opiera się
dzisiaj ani na kontemplacji prawdy, ani na głosie sumienia. A to już oznacza,
że wiedza naukowa przestała służyć człowiekowi (godności człowieka). Służy
tylko opanowaniu przyrody i panowaniu nad człowiekiem.
Jeżeli jednak nadal
chcemy uprawiać nauki o człowieku, to nie można tego zrobić bez dotarcia do
fundamentów i podstaw. Podstawą nauk o człowieku musi być koncepcja mowy serca
jako bezpośredniego doświadczenia realności ludzkiego bytu. Trzeba powrócić do
pierwotnego doświadczenia, które wyprzedza wszelką wiedzę. Ale pierwotnym
doświadczeniem nie jest doświadczenie zmysłowe, lecz doświadczenie duchowe. To
duch (osoba) rządzi człowiekiem, a nie zmysły lub cielesność.
Osoba mówi. To
osoba mówi (przemawia) do nas. Mowa jest wyrazem i przejawem osoby. Nie ma
innego sposobu dotarcia do osoby niż mowa serca. Osoba musi ujawnić się w
mowie. Osoba musi przemówić, aby zostać poznana. Osoba musi się objawić, abyśmy
mogli w ogóle odczuć jej godność. Jeżeli osoba nie przemówi do nas, to nie
będziemy mieli możliwości dotarcia do niej. (Wtedy musiałby przemówić do nas
sam Bóg – Osoba Boska. A to nie dzieje się codziennie.) Dlatego musimy
posłuchać naszej ludzkiej osoby. Osoba mówi i przemawia pod wpływem relacji
osobowych. Godność osoby wzrasta i wzmacnia się w relacji z drugą osobą. Kiedy
nawiązujemy relacje osobowe (z Bogiem lub z drugim człowiekiem), wtedy zaczyna
przemawiać nasza osoba. W relacji wiary i miłości wzrasta godność osoby i to
powoduje wy-powiedź lub wy-darzenie się na zewnątrz. Ten wzrost godności
wywołuje rozprzestrzenianie się osobowego dobra i prawdy. Osobowe dobro zaczyna
do nas przemawiać. Dobro pociąga nas. Osobowa prawda domaga się uznania.
Otwiera nasz umysł.
Godność osoby
przemawia do nas swoją prawdą i dobrem. Godność oferuje nam prawdę i dobro.
Musimy przyjąć i zaakceptować prawdę oraz zapragnąć i zaafirmować dobro. To
afirmacja dobra i akceptacja prawdy stanowią mowę serca. Jest to oddziaływanie
na poziomie nieświadomym (nieuświadomionym). A jednak osobowe dobro i prawda
docierają do naszych władz rozumnych. Dobro poprzez sumienie wywołuje afirmację
w woli. Natomiast prawda poprzez kontemplację zaszczepia w rozumie akceptację
(uznanie).
Mowa serca stanowi
oddziaływanie prawdy i dobra na nasze władze rozumu i woli, oraz jest
zareagowaniem naszych władz na spotkanie z prawdą i dobrem. Dopiero to
zareagowanie w postaci akceptacji i afirmacji pozwala nam w pełni wykorzystać
zdolności tych władz. Otóż bez doświadczenia mowy serca nasze władze pozostaną
na poziomie rozumności (świadomości – czyli myślenia i wolnego wyboru), ale bez
pełnego i właściwego zakresu działania. Nasz rozum będzie wtedy działał na
poziomie dialektycznego myślenia (na tak lub nie). Będzie mógł korzystać z
danych zmysłowych i tworzyć wiedzę empiryczną. Taka wiedza pozwala człowiekowi
opanować rzeczywistość przyrodniczą, podporządkować sobie przyrodę, pozwala mu
posługiwać się bytami naturalnymi i tworzyć byty kulturowe.
Ale taka wiedza nie
daje poznania człowieka w jego realności (istnieniu). Taka wiedza nie służy
zrozumieniu samego człowieka. Aby poznać i zrozumieć człowieka, potrzeba
sięgnąć aż do samej jego godności. Trzeba odkryć szczególną rangę ludzkiego
bytu. Trzeba dotrzeć do najgłębszego sensu naszego człowieczeństwa. Trzeba
dotrzeć do samej osoby. Trzeba doświadczyć godności człowieka. Jeśli dzisiaj
nie uda się nam tego zrobić i osiągnąć, to skażemy człowieka na całkowitą
degradację. Będziemy traktować człowieka jako rozumne zwierzę, z którym
wszystko można zrobić, które można wykorzystać do celów ekonomicznych (do
roboty i zysku), reklamowych, politycznych lub innych.
Jeśli potraktujemy
człowieka jako rozumne zwierzę, to jego wola będzie działała jako wolna
decyzja, czyli możliwość wyboru w zakresie postulatów rozumu. Wola nie będzie
nastawiona na dobro i chcenie dobra, ale będzie tylko wybierała pomiędzy
dialektycznymi propozycjami myślenia. Wtedy człowiek będzie zawsze stał przed
koniecznością wyboru, będzie skazany na nieustanny wybór, ale nie będzie
dysponował żadną zasadą wyboru. Wolna decyzja wybiera dowolnie. A wtedy już
poddajemy się przeróżnym uzależnieniom (po prostu przyzwyczajeniom – nie bez
powodu mówi się, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka) albo z kolei
poddajemy się całkowicie manipulacji z zewnątrz (czyli gonimy za postępem i
modą, chcemy być na bieżąco z tym, co dzieje się w modzie, w sztuce i kulturze,
w polityce). [Chociaż pojawiają się już takie teorie, jak ta prezentowana przez
prof. J.Staniszkis, że kultura jest sztuką manipulowania samym sobą.] Brak nam
własnej osobowości, brak realności i godności, dlatego gonimy za złudzeniami
albo za pieniędzmi, wymyślamy sobie hobby lub najróżniejsze zainteresowania
(potrzebujemy mocnych wrażeń – jak się mówi – adrenaliny, czyli uprawiamy
ekstremalne sporty lub ekstremalny seks).
Nie da się dzisiaj
uprawiać wiedzy i nauki o człowiek bez sięgnięcia do realności osoby (do tego,
co w człowieku jest osobowe). Odkrycie osoby człowieka musi być poprzedzone
nawiązaniem relacji osobowych. Bez nawiązania relacji osobowych (najpierw z
Bogiem, z Chrystusem) osoba ludzka nie zdoła się ujawnić, ani zadziałać. Osoba
ujawnia się i działa poprzez sumienie i kontemplację. Działanie sumienia wyznacza
porządek moralny, a dalej naszą wiedzę etyczną o ludzkim działaniu.
Kontemplacja prawdy wyznacza porządek metafizyczny i religijny, czyli następnie
określa wiedzę antropologiczną i teologiczną. Poprzez sumienie dowiadujemy się
o osobowym dobru człowieka. Dzięki kontemplacji prawdy dowiadujemy się o
osobowej prawdzie człowieka, o realności człowieka, ale też o osobowej
realności Boga. Doświadczenie prawdy zawarte w kontemplacji pozwala nam realnie
spojrzeć na człowieka. Rozbudza w nas wiarę w człowieka (w osobę ludzką).
Dzięki sumieniu i
kontemplacji dowiadujemy się o samej osobie. Osoba ujawnia się poprzez sumienie
i kontemplację. Osoba przemawia do nas w sumieniu i kontemplacji. Dobro osoby
woła do nas poprzez sumienie, a prawda osoby objawia się naszemu rozumowi
dzięki kontemplacji. Dobro uobecnia się poprzez sumienie, zaś prawda udostępnia
się dzięki kontemplacji. Dopiero w ten sposób mamy możliwość doświadczenia i
dotarcia do osoby. Dopiero w ten sposób dowiadujemy się o osobie. Dostrzegamy
wtedy osobę i to, co osobowe (dobro – prawdę – piękno). Dzięki doświadczeniu
sumienia i kontemplacji możemy w pełni i do głębi poznać człowieka jako osobę.
Dopiero wtedy zdołamy poznać człowieka jako osobę. Zdołamy pojąć i zrozumieć
to, co osobowe. Zdołamy zrozumieć cały sens człowieka. Dopiero wtedy zdołamy
poznać człowieka jako mężczyznę i kobietę. Nie można zrozumieć człowieka nie
znając jego osobowego powołania.
To, co w człowieku jest osobowe
To, co w człowieku jest osobowe
Osobowa prawda objawia się w rozumie jako słowo. Słowo jest już racjonalną postacią prawdy. Słowo jest jakby samą racjonalnością prawdy. Osobowa prawda objawia się w słowie. Zrodzone w rozumie słowo staje się już elementem poznawczym i początkiem poznania. Staje się postacią i treścią poznawczą albo możemy powiedzieć, że przybiera formę poznawczą (species). A więc słowo byłoby chyba species intelligibilis (pierwszą formą poznawczą). Takie słowo będzie początkiem poznania mądrościowego.
Słowo prawdy staje się dla rozumu nakazem. Staje się nakazem moralnym, gdyż przybiera postać prawa moralnego („mów prawdę”, „czyń dobro”, „zachwyć się pięknem”, a może w tej wersji: „uwierz w prawdę”, „pokochaj dobro”, „przeżywaj piękno”). Słowo prawdy posiada moc zobowiązującą. Prawda zawarta w słowie zobowiązuje nas do wypowiedzenia nakazu moralnego. Dlatego słowo prawdy może być wypowiedziane tylko jako nakaz i prawo (czyli jako nakaz i zobowiązanie). Będzie to przede wszystkim prawo zobowiązujące nas do przestrzegania prawdy, do mówienia prawdy.
Wydaje się, że to w ten sposób w naszym umyśle powstaje sąd praktyczny. Będzie to żywy nakaz, a nie jakieś teoretyczne twierdzenie (teza), gdyż dotyczy on osobowej realności (czyli samej osoby człowieka). Osoby nie wolno okłamywać. Osoba wymaga i domaga się słowa prawdy. Tak właśnie w naszym umyśle rodzi się nakaz prawdy: „mów prawdę”. Gdy zabraknie tego nakazu, wtedy pojawiają się wątpliwości i niepewność. Rozum traci swoją zasadę i kryterium działania. Zasadą działania rozumu jest bowiem prawo moralne dotyczące prawdy: „zawsze mów prawdę”. Zasadą rozumu nie może być wiedza lub myślenie, gdyż zawierają one w sobie sprzeczność (raz są na tak a innym razem na nie). Żadne teoretyczne poznanie rzeczywistości nie będzie miało mocy zobowiązującej. Teoretycy uważali, że ma nas obowiązywać poznanie ogólne i konieczne. Dlatego sądzono, że prawdziwa jest wiedza ogólna i konieczna. Ale wiedza ogólna i konieczna pochodzi z naszego myślenie i jest jedynie zgodnością poznania z myśleniem. W wiedzy teoretycznej sprawdzamy, czy poznanie ogólne i konieczne jest zgodne z naszym myśleniem pojęciowym. Ale przecież ogólne pojęcia są zawsze przejawem naszego myślenia. Konkretne są tylko rzeczy i ludzie, czyli realne byty. My nie możemy myśleć realnymi bytami, ale możemy nakazać kontakt z nimi. Prawo moralne: „mów prawdę” nakazuje nam realny kontakt z drugim człowiekiem. Nakazuje nam chronić i utrwalać relację zachodzącą pomiędzy osobowymi własnościami prawdy. Nakazuje nam zachować odniesienie do Boskiej Prawdy oraz do każdej ludzkiej prawdy. Nakazuje nam wprost samo trwanie w prawdzie albo przy prawdzie.
To właśnie osobowy wymiar prawdy wyznacza ów charakter nakazu i zobowiązania. Tak w naszym umyśle rodzi się prawo moralne. Prawo moralne dotyczy osoby, a dokładniej własności osobowych zawartych w istnieniu będących podstawą osobowej aktywności. Prawo moralne dotyczy więc samej godności człowieka.
Osobowe dobro objawia się w woli jako czyn. Czyn jest wolitywną postacią dobra. Pojawiający się w woli czyn staje się aktem wolitywnym. Staje się czymś aktywnym i pożądawczym. Staje się pierwszym aktem woli. Czyn jest więc zasadą i pierwszym aktem woli. Czyn dobra jest dla woli zasadą działania. Czyn dobra niesie ze sobą (posiada w sobie) moc sprawczą dobra. Czyn jest samą aktywnością. Jest urzeczywistnieniem dobra. Czyn przynosi nam dobro. Sprawia dobro. Dlatego czyn jest darem dobra. Obdarować można czymś realnym, urzeczywistnionym. Dać można tylko coś realnego a nie możliwość. Czymś takim jest czyn dobra. Dzięki niemu urzeczywistniamy w działaniu dobro. Spełniamy dobry uczynek, to znaczy urzeczywistniamy jakieś osobowe dobro na gruncie natury. Jakby obdarzamy naturę osobowym dobrem. W ten sposób ją doskonalimy i wypełniamy, czyli właśnie spełniamy. Czyn dobra doskonali człowieka, czyli daje mu coś więcej niż posiada. Doskonalenie polega na obdarowywaniu. Obdarowuję drugiego człowieka swoim osobowym dobrem. Ale moje dobro musi osiągnąć siłę i moc sprawczą. Dobro musi zostać uaktywnione. To dokonuje się dzięki łączności z Bogiem (dzięki partycypacji w Jego Boskim Dobru) i dzięki darowi łaski. Dar Bożej łaski, ten dar od Boga, uaktywnia moje osobowe dobro. Sprawia, że dobro zaczyna działać na zewnątrz. Wtedy mogę dać swoje dobro. Dawniej mówiono, że dobro się rozlewa, że ma moc rozprzestrzeniania się (bonum est diffusivum sui).
Dobro jest czymś, czym możemy obdarzać innych. Jest jakimś nadmiarem (czymś niezmierzonym). Bernard z Clairvaux mówił, że miarą miłości jest to, że nie ma miary. W darze dobra wyraża się cała wolność woli. Ale zarazem czyn dobra niesie ze sobą powinność. Wyraża się to w powinności (nakazie) sumienia. Wraz z czynem dobra pojawia się powinność sumienia, czyli wezwanie „czyń dobro”. Wydaje się, że to wezwanie wykracza już poza porządek poznawczy. To nie jest już nakaz poznawczy, ale powinność działania. Do czynu dobra wzywa nas bowiem samo osobowe dobro. Jest to urzeczywistnienie dobra. Sama aktywność w postaci powinności. Działanie staje się powinnością, a powinność działaniem. Tak więc powinność woli wyraża się w samym działaniu – w czynie dobra. Działanie jako czynienie dobra jest zarazem czymś dobrym. Dobrze jest zrobić coś dobrego. W działaniu zawarta jest powinność (ago = debitum bonum).
Powiemy, że w tym przypadku mamy do czynienia z samym czynem moralnym. Czyn dobra jest czynem moralnym. Osobowe dobro wyznacza charakter czynu moralnego. To dlatego czyn dobra staje się czynem moralnym. Czyn moralny zawsze dotyczy osoby. Dotyczy również godności osobowej. Utrwala godność osoby i przenosi ją (uobecnia) na teren natury (władz naturalnych). Dlatego miłość, która stanowi główny czyn dobra, podkreśla i utrwala naszą godność.
Powinność jest związana z działaniem, z aktem, z czynem. Powinność objawia się w działaniu (w ago). Jeśli działam, to w samym akcie (ago - agere) zawarta jest powinność „czyń dobro”. Jeśli człowieka stać na czyn dobra, to łączy się z tym powinność czynienia dobra. Nie ma powinności poza działaniem. Nie ma powinności w rozumie, ona jest w woli. Ta powinność nie jest sądem rozumu. Jest to powinność woli – czyli sumienie. Jak słowo prawdy znajduje swój wyraz w nakazie prawa: „trzeba mówić prawdę” albo „masz mówić prawdę”, tak czyn dobra nadaje woli powinność sumienia: „czyń dobro” albo „należy robić coś dobrego”. Zatem powinność jest sprawą woli, a nie rozumu. To wola podejmuje czynienie dobra. Rozum dysponuje ze swej strony nakazem prawa dotyczącym prawdy.
„Czyń dobro” to jest powinność woli. Bo to wola podejmuje czyn dobra i to wola doświadcza powinności. To jest właśnie sumienie. Sumienie jest powinnością woli. Powinność sumienia jest rozkazem wykonawczym, a nie jakimś nakazem poznawczym (sądem rozumu), czyli zobowiązaniem prawnym. Sumienie ma moc wykonawczą. Ono nie rozważa niczego i nie planuje, ono rozpoczyna wykonanie.
Powiemy zatem tak. Osobowe dobro pod wpływem Bożej łaski działa na wolę wywołując w niej akt w postaci czynu. Ten pierwszy akt i zasada przybiera postać powinności sumienia: „czyń dobro”. Jest to dla woli zachęta i pobudka do działania. Jakby sam zapalnik do działania. Jakiś rozrusznik albo zapłon działania. Jest to zasada wolitywna. To musi być coś zawartego w woli, co ma wyłącznie wolitywny charakter. Czyżby to była właśnie miłość?
Miłość zapala nas do działania, do aktywności. Mówimy, że miłość płonie. Jest właśnie jakimś płomieniem i zapalnikiem. Dzięki niej może wybuchnąć lub wydarzyć się działanie. Powinność sumienia jest więc iskierką, która wszystko zapala. To ona zapala nas do działania.
Podsumowując powiemy, że pierwszy czyn dobra stanowi początek działania. Staje się od razu aktem powinności „czyń dobro”. Jest to powinność sumienia, która wzywa nas i zachęca do działania. Po prostu powiemy, że powinność sumienia rozpoczyna nasze działanie jako pobudka do działania. Impulsem do działania nie może być jedynie samo poznanie. Sąd rozumu w postaci prawa moralnego jest tylko impulsem poznawczym, jest impulsem do wiary i dalej do wiedzy, ale nie może być impulsem do działania. To musi być coś stricte wolitywnego (pożądawczego). Sama chęć działania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)