Dochodzimy wreszcie do miejsca,
gdzie Autor wypowiada się wprost o ontycznym sensie podmiotowości. Jest więc
jasne, że posiada on tradycyjne rozumienie ontycznej podmiotowości człowieka,
gdy stwierdza, że człowiek jest podmiotem istnienia i działania (zob. s.93).
Ale zobaczmy, jak przebiegają te rozważania: Rozróżniamy wyraźnie: czymś innym
jest być podmiotem, czymś innym – być poznanym (zobiektywizowanym) jako podmiot, czymś innym wreszcie –
przeżywać siebie jako podmiot swych aktów i swych przeżyć. (s.93) Człowiek jest
niewątpliwie nade wszystko podmiotem swego istnienia i działania, jest tym
podmiotem jako byt określonej natury, co ma swe konsekwencje właśnie w
działaniu. Ów podmiot istnienia i działania, jakim jest człowiek, tradycyjna
ontologia określa terminem suppositum.
Możemy powiedzieć, iż wyraz suppositum
służy do na wskroś przedmiotowego oznaczenia podmiotu, abstrahując od aspektu
przeżycia, a zwłaszcza od przeżycia tej podmiotowości, w którym ów podmiot dany
jest sobie samemu jako własne „ja”. Wyraz suppositum
abstrahuje zatem od aspektu świadomości, dzięki której konkretny człowiek –
przedmiot będący podmiotem – przeżywa siebie jako podmiot, przeżywa więc swoją
podmiotowość, i to przeżycie daje mu podstawę do określenia siebie za pomocą
zaimka „ja”. (s.93) Gdybyśmy bowiem przeżycie własnej podmiotowości, które daje
podstawę do określenia siebie jako „ja”, oderwali od realnego podmiotu, którym
jest to właśnie „ja”, wówczas owo przeżyciowe „ja” nie przedstawiałoby nic
innego, jak tylko treść świadomości. (s.94)
Okazuje się, że Wojtyła doskonale
zdaje sobie sprawę z ontycznego charakteru podmiotowości człowieka. Przytoczona
definicja wskazująca, że człowiek jest podmiotem istnienia i działania, nie
pozostawia wątpliwości, co do charakteru tej podmiotowości. Posługuje się
również dawnym określeniem suppositum,
które wprost identyfikuje jako podmiot ontyczny. Powstaje więc pytanie,
dlaczego Autor nie przedstawia relacji osoba-czyn w perspektywie ontologicznej
(metafizycznej) umieszczając tę relację w strukturze bytowej człowieka.
Przecież takie postawienie problemu dałoby realistyczne rozumienie dynamizmu człowieka
(czyli jego aktywności). Należałoby oczekiwać, że metafizyczne ujęcie problemu
byłoby dużo sensowniejsze niż uwikłanie się w podejrzane ujęcia filozofii
świadomości. Odpowiedź nasuwa się sama, ponieważ to nie jest takie proste jak
swobodne dywagacje na temat świadomości. Oczywiście świadomość jest bliższa
własnego „ja”, gdyż to pomyślane „ja” jest tworem świadomości. Trzeba jasno
stwierdzić, że filozofia świadomości (w tej wersji Schelera) uległa złudzeniu,
że własne „ja” świadomości odpowiada podmiotowi osobowemu. Nic bardziej
błędnego. Świadomość nigdy nie sięga do podmiotu osoby, bo po prostu nie ma
takich możliwości. Autor przyznaje, że dynamizm poznawczy nie należy do
świadomości (zob. s.81). Próba ominięcia tego faktu przy pomocy koncepcji
samowiedzy jest również chybiona. Refleksyjność samowiedzy (czy szerzej świadomości)
sięga co najwyżej naszego wyposażenia duchowego, czyli charakteru moralnego
człowieka. I właśnie tam należałoby szukać charakterystyki działania moralnego,
jak czyniła to tradycyjna etyka wskazując na władze duchowe i ich sprawności.
Pływając po mętnych wodach
świadomości wyłapujemy jedynie jakieś swobodne możliwości interpretacyjne, co
nie przybliża nas do zrozumienia realności człowieka. Jednak sprawa się trochę
wyjaśnia, gdy Autor przechodzi do zagadnienia sprawczości naszego działania.
Nagle pojawia się znaczne zainteresowanie dla rozważań stricte metafizycznych.
No bo okazuje się, że nie da się wyprowadzić sprawczości działania z kręgu
świadomości. Wojtyła pisze: Sama sprawczość jako stosunek pomiędzy przyczyną a
skutkiem wprowadza nas w obiektywny porządek bytu oraz istnienia, jest więc
natury egzystencjalnej (s.117). A jednak pozostając nadal w świadomościowym
myśleniu Autor dokonuje prawdziwej ekwilibrystyki odróżniając we własnym „ja”
podmiotowość dziania się od sprawczości działania. Człowiek przeżywa siebie
jako podmiot wówczas, gdy w nim coś się dzieje. Gdy natomiast człowiek działa,
wówczas przeżywa siebie jako sprawcę /…/ Podmiotowość ukazuje się jako strukturalnie
związana z dzianiem się, podczas gdy z działaniem człowieka wiąże się
sprawczość. /…/ Sprawczość i podmiotowość zdają się przecinać pole ludzkich
przeżyć na dwie do siebie niesprowadzalne dziedziny. (s.121) Działanie /…/ jak
też wszelkie dzianie się /…/ spotykają się jakby we wspólnym korzeniu. Tym
korzeniem jest właśnie człowiek jako dynamiczny podmiot (tamże).
Otóż w przytoczonych
wypowiedziach pojawia się rozróżnienie na sprawczość działania oraz
podmiotowość dziania się. Ja mam wrażenie, że ta podmiotowość dziania się jest
analogiczna z podmiotowością własnego „ja”. Kiedy Autor mówi o świadomościowym
przeżywaniu, to takie przeżywanie znakomicie pasuje do przeżywania tego, co
dzieje się w tym świadomościowym „ja”. Przeżywamy więc – można się zgodzić –
jakieś wewnętrzne dzianie się. Ja wprost twierdzę, że skoro myślenie nie
stanowi realnego działania duchowego (przecież nie jest poznaniem), to myślenie
jest właśnie tym, co dzieje się w świadomości. Ponadto przeżywanie dotyczy
różnych przyjemności, których doświadczamy tylko biernie, a więc takie
przeżywanie również dzieje się w świadomości. Dlatego sądzę, że w świadomości
nie mamy do czynienia z żadnymi działaniami moralnymi, czyli czynami osobowymi,
które mają charakter realny i są przyczynowane i zapoczątkowane przez naszą
osobę, a ostatecznie są dokonywane przez władze duchowe. Osobę należy zatem
identyfikować jako realny podmiot istnienia i działania, bo tylko tam jest
ukryta moc sprawcza. Myślenie nie jest w stanie niczego sprawić (niczego
realnego), ono tworzy tylko same możliwości. Słusznie zatem Autor powraca do
ujęcia metafizycznego (do tradycji tomistycznej). Ja uważam, że od tego
należałoby rozpoczynać rozważania na temat powiązania osoby i czynu (osoby i
moralnego działania).
Żeby jednak zająć się
sprawczością trzeba wrócić do podmiotu bytowego, a nawet do podmiotu istnienia
(esse). Autor pisze: Ta wspólna obu
strukturom – działaniu i dzianiu się – podmiotowość człowieka znalazła w
filozofii /…/ swój wyraz w koncepcji sup-positum.
/…/ Suppositum wskazuje na samo bycie
podmiotem albo też wskazuje na podmiot jako byt. Ów podmiot jako byt tkwi u
podstaw każdej struktury dynamicznej, każdego działania oraz dziania się,
każdej sprawczości oraz podmiotowości. Jest to byt realny, byt-„człowiek”
realnie istniejący, a w konsekwencji też realnie działający. (s.122) I dalej
powiada: Człowieka-osobę wypada w pierwszym i podstawowym rzucie zidentyfikować
jako suppositum. Osobą jest konkretny
człowiek – individua substantia.
(s.122) Osoba zawsze jest jednostką natury rozumnej, jak głosi pełna definicja
Boecjusza: „persona est rationalis
naturae individua substantia”. Tym niemniej ani pojęcie natury (rozumnej),
ani też jej indywidualizacja zdają się nie oddawać owej specyficznej pełni,
jaka odpowiada pojęciu osoby. Owa pełnia to nie tylko konkretność, to już
raczej jedyność i niepowtarzalność. /…/ Zidentyfikowanie osoby jako suppositum domaga się uwzględnienia owej
różnicy, jaka zachodzi pomiędzy „ktoś” a „coś”. (s.123) Osoba, człowiek jako
osoba, to jest suppositum, to jest
podmiot istnienia oraz działania – z tym jednak, że istnienie (esse) jemu właściwe jest osobowe, a nie
tylko indywidualne w znaczeniu indywidualizacji natury. W ślad za tym i operari, przez które rozumiemy cały
dynamizm człowieka – zarówno działanie jak i dzianie się, jakie w nim zachodzi
– też jest osobowe. (tamże) Suppositum
nie tylko statycznie tkwi („leży”) pod całym dynamizmem człowieka-osoby, ale
samo stanowi tegoż dynamizmu dynamiczne źródło. Dynamizm pochodzący z
istnienia, z esse, pociąga za sobą
dynamizm właściwy operari. (s.124)
Synteza działania i dziania się, jaka dokonuje się na gruncie ludzkiego suppositum, jest równocześnie pośrednio
syntezą sprawczości właściwej działaniu oraz podmiotowości właściwej temu
wszystkiemu, co dzieje się w człowieku. Synteza ta dokonuje się ostatecznie w suppositum, czyli w podmiocie ontycznym.
(tamże)
Wreszcie pojawiają się jasne
ustalenia. Mamy więc metafizyczne rozumienie naszego człowieczeństwa. Człowiek
jest określony jako byt realnie istniejący i realnie działający. Trzeba od razu
zaznaczyć, że te ustalenia na temat człowieka pochodzą z realistycznej
metafizyki (filozofii realności) a nie z filozofii świadomości (filozofii
możliwości). Nagle okazuje się, że trzeba powrócić do tradycyjnego rozumienia
zasad i struktur realności. W związku z tym pojawia się realna definicja osoby
– osoba jest podmiotem istnienia i działania (a nie tylko przeżywaniem własnego
„ja”). Otóż świadomościowe przeżywanie nie dotyczy i nie informuje nas o czymś
realnym, natomiast tworzy wyobrażenia możliwości. To, co możliwe realnie nie
istnieje, nawet jeśli jest do pomyślenia. Nieustannie twierdzę, że nie warto
zajmować się bytami możliwymi czy ogólnie możliwościami, co proponował już
Leibniz. Taka ontologia może w każdej chwili wywieść nas na manowce relatywizmu
albo nawet paranihilizmu.
Dalej Wotyła pragnie zbadać
odniesienie pomiędzy osobą i naturą. Jednak relacja między osobą i naturą w
interpretacji Autora wydaje się być mocno zawikłana. Jego rozważania podążają
dwoma torami – raz ma to być redukcja fenomenologiczna, a następnie redukcja
metafizyczna (sic?).
Zobaczmy, co pisze na ten temat:
Natura unaocznia się wyłącznie w uczynnieniach podmiotu „człowiek”, czyny natomiast
ujawniają tegoż człowieka jako osobę. W czynach zawiera się sprawczość,
sprawczość uwydatnia konkretne „ja” jako świadomą siebie przyczynę działania. I
to jest właśnie osoba. Tak pojęta osoba różniłaby się w człowieku od natury,
byłaby jej nawet poniekąd przeciwstawna. /…/ Zauważmy, iż osoba i natura
wskazywałyby wówczas prawie wyłącznie na pewien sposób działania (modus), wraz z tym na pewną postać
właściwego człowiekowi dynamizmu i działania, prawie zupełnie nie wskazywałyby
na ten podmiot. (s.127) Na podstawie tej wypowiedzi widzimy, że Autor ma
świadomość różnicy pomiędzy podmiotowością osoby i podmiotowością natury. Ale w
dalszych stwierdzeniach zmierza do zintegrowania obu podmiotowości dynamizmu
człowieka.
Pisze: Doświadczenie człowieka
kulminuje poniekąd w doświadczeniu własnego „ja”. Owo „ja” jest sprawcą czynów.
Gdy człowiek działa, owo „ja” przeżywa swą sprawczość w działaniu. Gdy
natomiast coś w człowieku się dzieje, „ja” nie przeżywa sprawczości i nie jest
sprawcą, ale przeżywa wewnętrzną tożsamość tego, co się dzieje, z sobą, /…/ To,
co się dzieje pod postacią różnorodnych „uczynnień”, jest własnością mojego
„ja”, co więcej – wynika zeń jako z jedynego właściwego podłoża oraz przyczyny,
chociaż „ja” nie przeżywa tutaj swego przyczynowania, swego sprawczego
zaangażowania, tak jak w czynach. /…/ Doświadczenie człowieka w tym
kulminacyjnym punkcie, jakim jest doświadczenie własnego „ja”, każe nam stać
stanowczo na stanowisku przynależności tego wszystkiego, co w człowieku się
dzieje, do samego „ja” jako dynamicznego podmiotu. (s.129) Trzeba zauważyć, że w tych fragmentach znów
mamy sprowadzenie całego dynamizmu (aktywności i bierności) do kwestii
przeżywania podmiotowości własnego „ja”. Nie jest to właściwe ujęcie
problematyki.
Dalej jest mowa o doświadczeniu
jedności i tożsamości własnego „ja”. Doświadczenie jedności i tożsamości
własnego „ja” jest przedmiotowo wcześniejsze, a zarazem bardziej podstawowe niż
doświadczalne zróżnicowanie na działanie i dzianie się, na sprawczość i nie
sprawczość tegoż ‘ja”. Doświadczenie jedności i tożsamości przenika w tamto
doświadczenie, stwarzając tym samym doświadczalną podstawę integracji natury w
osobie – suppositum. (s.129) Gdy
chodzi o człowieka jako podmiot dynamizmu, spójność obejmuje zarówno jego działanie,
jak też i to, co w nim się dzieje, zarówno każdy z czynów, jak i każde z
uczynnień. W spójności tej mieści się zarówno sprawczość przeżywana ze strony
konkretnego „ja” w czynie, jak też i sama podmiotowość tegoż „ja” w wypadku
uczynnień, gdy brak przeżycia sprawczości. Podstawą tej spójności jest natura
ludzka, czyli człowieczeństwo przenikające w cały dynamizm człowieka i
dynamicznie kształtujące tenże dynamizm jako człowieczy, czyli ludzki. (s.131)
Natura ludzka jest podstawą
bliższą spójności pomiędzy podmiotem „człowiek” w jakikolwiek sposób od
wewnątrz zdynamizowanym a jakimkolwiek zdynamizowaniem tegoż podmiotu. Jako
podstawa takiej dynamicznej spójności natura oczywiście realnie tkwi w
podmiocie. Sam zaś ów podmiot jest osobą, posiada bowiem istnienie (esse)
osobowe. (s.132) Człowieczeństwo, natura ludzka, wyposażone jest takimi
właściwościami, które pozwalają konkretnemu człowiekowi być osobą: bytować i
działać jako osoba (sic!). (tamże) A dalej mamy takie stwierdzenie: Osoba jako
suppositum – a zarazem żywa, stale się rozrastająca synteza właściwego
człowiekowi dynamizmu, synteza czynów i uczynnień, wraz z nimi synteza
sprawczości i podmiotowości – została w ostatniej analizie poznawczo wzbogacona
przez wprowadzenie pierwiastka natury, człowieczeństwa. (s.133)
Odwoływanie się do natury
ludzkiej w celu uzasadnienia spójności i właściwie jedności doświadczenia
(przeżywania) własnego „ja”, jest po prostu nadużyciem. Ponieważ nazwa „natury”
obejmuje dwa nieprzystające do siebie porządki istotowe (duchowość i
cielesność). Otóż w porządku duchowym mamy do czynienia z działaniami i czynami
moralnymi, zaś w porządku cielesnym mamy do czynienia tylko z dzianiem się i
uczynnieniami, jak to określa Autor. Nawet jeśli przeżywamy to, co się dzieje w
obu tych porządkach (strukturach istotowych) jako swoje własne (czyli moje), to
nie oznacza, że odnosimy to do jednego podmiotu, a już na pewno nie do podmiotu
własnego „ja”. Wydaje się, że jedność albo spójność przypisywana w tym wypadku
naturze ma swoje źródło jedynie w pojęciu, czyli w pojęciu natury, którym obejmujemy
zarówno duchowość jak i cielesność. Nie ma natomiast jednego realnego podmiotu
określanego mianem natury.
Ostatnie wypowiedzi pokazują, że
analizy Autora idą w kierunku wykazania powiązania czy nawet tożsamości między
naturą a osobą. Jest mowa o spójności oraz integracji. Chodzi o integrację
natury w osobie, chociaż literalny sens tekstu wskazuje raczej na integrację
osoby w naturze poprzez przeżywanie własnego „ja”. (Integracja natury ludzkiej, człowieczeństwa, w osobie i przez osobę
pociąga za sobą integrację całego dynamizmu właściwego człowiekowi w osobie
ludzkiej (s.132).) Bardzo mylące jest posługiwanie się terminem „dynamizm”.
Autor rozciąga ten termin zarówno na działania jak i na dzianie się. Otóż
analizując odniesienie czynu do osoby należałoby raczej mówić o aktywności,
która odnosiłaby się do faktu „człowiek działa”, a tym samym zawężała kwestię odniesienia
czynów do osoby.
Rozważania Autora idą znacznie
dalej. Interpretuje on naturę ludzką w postaci człowieczeństwa (znów mamy do
czynienia z pojęciem ogólnym) jako konstytutywny element działania osobowego
człowieka. Odwołując się ponownie do łacińskiego określenia operari sequitur esse twierdzi, że
działanie płynące z istnienia (esse)
przyjmuje charakter czysto ludzki na gruncie natury upostaciowanej czy wręcz
uprzedmiotowionej jako własne „ja”. Toteż na koniec okazuje się, że albo mamy,
albo tylko przeżywamy jako osobowe zarówno działanie (czyny moralne) jak i
dzianie się (bierne uczynnienia). Należy zaznaczyć, że do tego doprowadziło
pomieszanie metody fenomenologicznej z ujęciami metafizycznymi (na ogół z
teorią tomistyczną).
Niestety można powiedzieć, że w
filozofii średniowiecznej od czasów Anzelma po Tomasza z Akwinu i Bonawenturę
mamy radykalne odróżnienie natury i osoby. Otóż osobę należy pojmować – jak
słusznie przedstawił to Autor (s.123) – jako podmiot istnienia (suppositum essendi), a zarazem jako
sprawczy podmiot działania (suppositum
agendi), czyli przyczynę naszej aktywności duchowej. Natomiast natura pełni
w tym układzie jedynie rolę podmiotu wykonawczego (niejako działającego
narzędzia).
Na podstawie bieżących ustaleń
metafizycznych twierdzę, że natura człowieka będąca możnością istotową jest
przyczynowana przez aktywność podmiotowości istnienia, W naszym bytowym akcie
istnienia mamy dwa takie sprawcze i aktywne podmioty – osobę i życie.
Podmiotowość osobowa sprawia i kształtuje wyposażenie duchowe (czyli władze
duszy), zaś podmiotowość życia (będąca mocą ożywczą) sprawia i kształtuje naszą
cielesność (tzw. żywy organizm). Otóż w sferze duchowej (w duszy) mamy do
czynienia z działaniami, natomiast to, co się dzieje w człowieku dotyczy przede
wszystkim ożywionego ciała. I tak na przykład dzięki uczuciowości przeżywamy
rozwój i przebieg naszego życia. Natomiast podejmowanie działań duchowych
(czynów moralnych) dokonuje się przy udziale aktów osobowych, które czuwają nad
realizacją działań umysłu i woli. Osobowe akty kontemplacji zaszczepiają w
umyśle zasadę poznawczą, jaką jest słowo prawdy (zwane potocznie poznaniem
prawdy), zaś osobowe akty sumienia obdarzają naszą wolę zasadą działania w
postaci czynu dobra (co potocznie nazywamy chceniem dobra). I dopiero te władze
duchowe spełniając rolę wykonawczą realizują działania człowieka na zewnątrz
wobec innych ludzi (względem osób ludzkich). Stąd cały proces przebiegu czynów
moralnych zaproponowany przez nas jest dużo bardziej złożony niż to, co
zaproponował Autor.