Przede wszystkim błędne jest
pierwotne założenie, ze człowiek rodzi się zwierzęciem. Otóż człowiek rodzi się
jako wcielona osoba, lecz to nie oznacza, że człowiek jest zwierzęciem. Moje
badania filozoficzne (zob. na blogu Filozofia dla Młodych) wskazują, że zarówno
duchowość jak i cielesność człowieka są przyczynowane i kształtowane przez
podmiotowości istnienia (realności egzystencjalne). Tak więc naszą widoczną
podmiotowość esencjalną (czyli możność istotową) przyczynują i kształtują podmioty
egzystencjalne (osoba i życie). Podmiot osobowy przyczynuje sferę duchową,
czyli władze duchowe, natomiast podmiot ożywczy życia egzystencjalnego
przyczynuje nasze życie biologiczne wraz z funkcjonalną organizacją żywego
organizmu. Oczywiści podmiotowość osobowa musi współgrać z podmiotowością
życia. Wydaje się, że odbywa się to na poziomie własności istnieniowej piękna,
która kształtuje duchową władzę uczuciowości. Uczuciowość jest związana z
upodobaniem piękna, na co reaguje przeżyciem piękna ludzkiego życia. Ludzkie
życie – od poziomu egzystencjalnego po poziom esencjalny – jest powiązane z
własnością transcendentalną piękna. Potocznie mówimy przecież, że życie jest
piękne.
To, że organizmy żywe rozwijały
się w sposób ewolucyjny, wcale nie wyjaśnia samego pochodzenia życia, a już z
pewnością nie wyjaśnia pochodzenia człowieka. Nie da się wytłumaczyć pełnej
realności człowieka rozwojem ewolucyjnym. Nawet jeżeli skupimy się tylko na
poziomie istoty człowieka (ludzkiej natury), to mamy tutaj do czynienia ze
sferą duchowości oraz sferą cielesności. Ze światem zwierząt możemy porównywać
co najwyżej naszą cielesność. Jednak nasza duchowość radykalnie przekracza
pochodzenie naturalistyczne (ewolucyjne). Żaden rozwój cielesności nie jest w
stanie wytłumaczyć działań duchowych. Widzimy, że kompletną bzdurą jest
twierdzenie, że myślenie jest funkcją mózgu. Ani poznanie umysłowe czy
myślenie, ani chcenie czy decyzje woli nie są działaniami materialnymi lub
cielesnymi. Niestety dla naturalistów te działania duchowe muszą mieć swoją
przyczynę niematerialną, a nawet poza duchową. Dlatego należy przyjąć, że ta
cała duchowa działalność człowieka wraz z działającymi podmiotami w postaci
władz duszy (potentiae animae) jest
przyczynowana z wyższego albo głębszego poziomu egzystencjalnego, z poziomu
realności istnienia (w sensie tomistycznym).
Toteż musimy stwierdzić, że
człowiek rodzi się jako osoba uduchowiona i wcielona. I cała nasza duchowość
jest zależna od realności osoby jako podmiotowości istnienia. Podkreślamy to
dlatego, że dalej pokażemy, iż ma to wpływ na działania moralne człowieka.
Jeżeli zaś potraktujemy człowieka od razu jako zwierzę, to będziemy skazani na
wyjaśnianie wszystkich jego działań w perspektywie zwierzęcej, jak to czyni
Karoń. Dlatego od odwołuje się jedynie do działań instynktownych. Ale nawet u
zwierząt instynkty są nastawione na ochronę i rozwój życia (czyli na
rozmnażanie się). Natomiast ich reagowanie na przyjemność lub przykrość wcale
nie musi być działaniem instynktownym. Stąd odwoływanie się przez Autora
wykładu do instynktu przyjemności względem człowieka jest zwykłym nadużyciem.
Nawet jeśli powołujemy się na „ustalenia” Freuda i jego zasadę przyjemności, to
musimy wiedzieć, że nie dotyczy ona zwierzęcości człowieka, lecz jego przeżywania
(albo tylko jego myślenia o przeżywaniu) własnej cielesności oraz seksualności.
Otóż kierowanie się przez
człowieka przyjemnością wcale nie jest zasadniczym działaniem jego natury
(ludzkiej natury). Kierowanie się odczuwaniem przyjemności (co odbywa się na
poziomie cielesnym) i dalej działanie według tego odczuwania jest wypaczonym
działaniem uczuciowości, a nie działanie zasadniczym. Zobaczmy zatem, jak
naprawdę działa nasza uczuciowość. Uczuciowość jest władzą duchową, która jest
sprawiana i pobudzana przez osobowe akty upodobania pochodzące z własności
piękna. Uczuciowość odbiera więc akty upodobania, które zaszczepiają w niej
przeżywanie piękna. Oznacza to, że uczuciowość jest zasadniczo powołana do
przeżywania piękna ludzkiego życia oraz dbałości i troski o życie. Dopiero gdy
uczuciowość straci związek z aktami osobowymi, wtedy pojawia się niejako
konieczność przeżywania tego, co jest dostępne, czyli przeżywania przyjemności,
gdyż nie ma odczuwania życia, a doznania cielesnej przyjemności docierają do uczuciowości
i wywołują przeżywanie emocjonalne. Jednak emocjonalne przeżywanie doznań
przyjemności nie jest w stanie doskonalić naszych uczuć w kierunku radości i
nadziei. Dlatego konieczne staje się ciągłe wzmaganie doznań cielesnych, aby
zadowolić nasze przezywanie. Na tym właśnie polega problem uzależnienia się
człowieka od doznań przyjemności. Trzeba nieustannie podsycać siłę czy raczej
presję tych doznań. Do tego dołącza się jeszcze nasze świadome myślenie o
potrzebie przyjemności. I mamy na koniec samonakręcające się uzależnienie od
doznań, aż po nałóg.
Wydaje się, że freudowska zasada
przyjemności opisuje właśnie taką sytuację uczuciowości pozbawionej kontaktu z
osobowym pięknem i aktem upodobania piękna, a przez to skazanej niejako na
uleganie doznaniom przyjemności cielesnych. Przeżywanie piękna dotyczącego
życia służy doświadczeniu radości i nadziei, co stanowi realne zadowolenie
duchowe człowieka. Natomiast samo przeżywanie przyjemności cielesnych nie służy
prawdziwemu zadowoleniu, lecz popycha nas w stronę eskalacji doznań i
poszukiwania rosnącego wciąż natężenia. A to się źle na ogół kończy.
Stąd odwoływanie się Karonia do
jakiejś psychicznej satysfakcji (czyli spełnionego zadowolenia) nie wydaje się
być czymś odpowiednim. On łączy taką satysfakcję z twórczością artystyczną albo
techniczną. To może być trochę bardziej uzasadnione. Z pewnością dokonania
twórcze wywołują zadowolenie człowieka, ale muszą być pozytywnie ocenione przez
innych. Jeszcze lepiej, jeśli takie zadowolenie jest związane z przeżyciem piękna,
ale to powinno być piękno osobowe. I takiego piękna powinna dotyczyć twórczość
artystyczna, ale gdzie szukać piękna w twórczości technicznej, tam się liczy
tylko użyteczność.
Można przyjąć, że dawniej
twórczość była zasadniczo podporządkowana wartościom moralnym – poza pięknem
odwoływała się do prawdy i dobra. Niestety dzisiaj twórczość oderwała się
zupełnie od przeżywania wartości moralnych. A to już oznacza, że wartości
moralnych trzeba szukać gdzie indziej. I tutaj dotykamy kwestii życia społecznego,
albo raczej życia wspólnotowego. Życie ogólnospołeczne musi być oparte na
wspólnocie rodzinnej. Rodzina stanowi wspólnotę osobową, jest więc kręgiem
społecznym powiązanym relacjami osobowymi, a nie zależnościami
instytucjonalnymi (przełożony – podwładny). Skoro człowiek jest przede
wszystkim osobą, to znaczy, że jest powołany do życia osobowego i
wspólnotowego. Co więcej jest oczywiste, że człowiek jako osoba przychodzi na
świat w rodzinie. Tam wzrasta i rozwija się, tam się wychowuje i tam osiąga
dojrzałość (dojrzałą osobowość). A wszystko to po to, żeby założyć własną
rodzinę.
Otóż musimy zdać sobie sprawę, że
wychowanie jako rozwój moralny i religijny odbywa się właśnie w rodzinie.
Opowieści o wychowaniu w placówkach publicznych (czyli tworzonych do tego
instytucjach) jest jakimś nieporozumieniem. Dotyczy to również szkoły, chociaż
tutaj zdarzają się wyjątki, jeśli nauczyciel zdoła nawiązać z uczniami (to
dotyczy jednostkowych przypadków) relacje osobowe. Można przyjąć, że jest to
możliwe. Jednak żadna instytucja publiczna nie zdoła wychować młodego
człowieka. Doświadczyliśmy tego najlepiej na przykładzie Domów Dziecka. Dlatego
można by się zgodzić z Autorem wykładu, że społeczeństwo w formie
instytucjonalnej nie jest w stanie udoskonalić człowieka, czyli uczynić go
moralnym i religijnym. Ale zapomniał on o wspólnocie rodzinnej, w której
wychowuje się i doskonali moralnie młody człowiek (dziecko). Przecież to
dlatego postmodernistyczne nurty ideologiczne wzięły sobie za cel walkę z
rodziną i Kościołem (Kościół jest drugą po rodzinie wspólnotą osobową i to
wspólnotą połączoną z Osobowym Bogiem).
Poza tym Karoń ma jakieś
wypaczone rozumienie kultury, czy ogólnie twórczości. Z jego wykładu wynika, że
wszelka twórcza praca (według niego produkcja dzieła) musi być wymuszona na
młodym człowieku. Byłaby to jakaś presja społeczno-wychowawcza polegająca na
sublimacji instynktu przyjemności, czyli tak jak to wygląda u Freuda. Tyle, że
nasz Autor stawia tutaj na przymus wychowawczy. A to by oznaczało, że człowieka
należy przymuszać do działania i pracy. Stąd mamy już wniosek, że człowiek nie
jest samodzielnym podmiotem działania, lecz trzeba go przymuszać do działania,
czyli po prostu interweniować z zewnątrz. Trochę wygląda mi to tak, jak w
przypadku wołów, które zaprzęgano do pługa i przymuszano do pracy na rzecz
człowieka. Ale wół jest zwierzęciem i tylko zwierzęciem. Później wymyślono
maszyny, żeby pracowały za człowieka.
Człowiek jest bytem aktywnym i
działającym samodzielnie. Jest to związane z jego naturą duchowo-cielesną.
Mówiliśmy już poprzednio, że człowiek jest przede wszystkim osobą. Otóż nasza
egzystencja, czyli poziom istnienia, składa się z dwóch sprawczych podmiotów –
z podmiotu osobowego oraz z podmiotu ożywczego. Oba te aktywne podmioty
przyczynuja i kształtują dwie sfery naszej natury – duszę i ciało. Te
egzystencjalne podmiotowości pobudzają do działania zarówno duszę jak i ciało,
czyli całą naszą naturę. Podmiot osobowy wyposażony we własności prawdy, dobra
i piękna, aktywizuje i napędza do działania władze duchowe (umysł, wolę i
uczuciowość). Natomiast podmiot ożywczy aktywizuje i pobudza funkcje naszej
cielesności i jej działania (np. poruszanie się). I właśnie dlatego człowiek jako
całość staje się działającym podmiotem. Podejmuje więc samodzielnie różne swoje
działania i zmienia je. Oczywiście taka pełna samodzielność działania jest
przede wszystkim efektem jego duchowości. U zwierząt obserwujemy pewną
samodzielność tylko w zakresie cielesności (poruszanie się, odżywianie się oraz
rozmnażanie się). Wydaje się, że cała cielesna samodzielność jest wspierana u
zwierząt przez koordynację instynktu życiowego (jako jakaś forma pożądania
zmysłowego. Człowiek zaś z racji swej duchowości jest w stanie sam decydować o
swoim działaniu albo tworzyć i podejmować nowe możliwości działania, czyli
realizować twórczość artystyczną i techniczną.
Ale żeby twórczość kulturowa
miała w ogóle sens, nie może być podejmowana pod przymusem. Wiemy przecież, jak
kończy się przymusowa praca w komunizmie. Otóż człowiek posiada sam w sobie
źródło aktywności, czyli posiada poznanie umysłowe oraz chęć działania. To daje
nam duchowość, czyli władze duszy napędzane przez aktywność osoby jako podmiotu
egzystencjalnego. Kwestią wiodącą w tej sprawie pozostaje to, czy człowiek
będzie korzystał z aktywnej mocy sprawczej swojej podmiotowości osobowej. Jeśli
korzystamy z aktów kontemplacji, sumienia i upodobania, to wtedy stać nas na
samodzielną aktywność moralną i religijną. Ale gdy zawalimy tą sprawę, wtedy
nasza duchowość przekształca się w świadomość opartą na myśleniu i wolności
wyboru.
Niestety świadomość ze swoimi
intencjami (czyli tylko zamierzeniami poznania i działania) staje się jakąś
możliwością oderwaną od realności egzystencjalnej. Świadomość ze swoimi
intencjami odcina się od rzeczywistości i zamyka nas w samej sobie, skazując na
życie w samotności. Człowiek kierujący się świadomością wytwarza sobie sferę
intencjonalnych możliwości, które uważa za coś realnego. Musimy wiedzieć i
pamiętać, że świadomościowe myślenie wyrasta z negacji realności (tego, co
realnie istniejące). Dowodzą tego filozoficzne koncepcje świadomości
(poczynając od Kartezjusza, poprze Kanta i Hegla, aż ostatecznie do Husserla).
Otóż myślenie sprawdza się
jedynie w ramach twórczości kulturowej – twórczości artystycznej i technicznej.
Właśnie na tym polu człowiek sam wymyśla i tworzy dowolne wartości. Taka
twórczość wartości cechuje człowieka myślącego. Jednak człowieka myślącego,
który kieruje się świadomością, bardzo łatwo przekonać do różnych pomysłów
propagandowych, reklamowych, naukowych, czyli ogólnie pomysłów ideologicznych.
Propaganda i ideologia są oparte bowiem na myśleniu, a nie na poznaniu i
rozumieniu rzeczywistości.
Człowieka nie da się zmusić do
twórczego myślenia. Człowiek jest w stanie sam z siebie wymyślić dowolne rzeczy
(u nas mówi się – niestworzone rzeczy). Jednak człowiek, który kieruje się
wolnością twórcza (wolnością myślenia i wyboru pomyślanych możliwości), potrafi
niestety wymyślić także super-głupotę, i co gorsze wierząc, że myślenie jest
najdoskonalszym poznaniem, będzie chciał zrealizować to swoje głupstwo i będzie
pragnął narzucić je innym ludziom. Tak właśnie działa wszelka ideologia.
Dlatego należ się wystrzegać wiary w doskonałość myślenia. Ja wprost twierdzę,
ż nic tak nie ogłupia człowieka jak swobodne myślenie. Stąd mamy dziś twórców
anty-kultury, którzy tworzą całkowicie swobodne wartości kulturowe, czyli
antywartości.
Trzeba w związku z tym wiedzieć,
że wartości kulturowe są tylko naszym myśleniem o czymkolwiek jako czymś
wartościowym, oczywiście dla tego, kto tak myśli. Toteż za wartość możemy uznać
dowolną rzecz czy przyjemność, która nas dotyczy. Musimy więc odróżnić od
pomyślanych wartości realne dobra osiągane w rzeczywistości. Przede wszystkim
chodzi tutaj o dobro moralne, czyli osobowe dobro człowieka, jakim jest
godność. Godność dotyczy osobowego dobra człowieka, tak więc jest przypisana do
osoby i przynależna osobie. Jeżeli jednak przestajemy działać osobowo, czyli
moralnie i religijnie, to jest to wyraźny znak, że zatraciliśmy swoją godność.
Właśnie ze względu na osobową godność każdemu człowiekowi należy się szacunek.
Jednak pozbywając się godności człowiek skazuje się na potępienie a nie szacunek.
Na szacunek zasługują bowiem działania moralne lub religijne, a nie dowolne
dokonania człowieka. Trzeba też wiedzieć, że tylko sam pojedynczy człowiek może
pozbawić się godności, gdy zatraci realną podmiotowość osoby stając się czystą
świadomością. Nikt inny nie może odebrać człowiekowi godności. Możemy człowieka
nie szanować, możemy go poniżać czy zniewolić, ale to nie odbiera mu osobowej
godności, jeśli on sam wytrwał jako niezależna osoba (jako niezależna realność
egzystencjalna).
Nasze istnienie (jako sfera
egzystencjalna) pochodzi bezpośrednio od Boga. Bóg stwarza istnienie człowieka
wraz z podmiotowością osoby (mocy uduchowiającej) i z podmiotowością życia
(mocy ożywiającej). Tak więc Bóg stwarza naszą osobę wraz z jej pełnym
wyposażeniem i powołaniem. Bóg stwarza człowieka jako osobę mężczyzny albo kobiety.
Już na poziomie egzystencjalnym mamy określoną naszą realność – jako mężczyzny
albo kobiety. Ta osobowa realność (podmiotowość istnienia) istnieje i realizuje
się jako męskość lub kobiecość. Ten poziom egzystencjalny stanowi dużo głębszą
realność niż nasza ludzka natura, która realizuje się dopiero na poziomie
możności istotowej.
Dlatego natura człowieka (zarówno
dusza jak i ciało) podlega metafizycznemu stawaniu się. Ale to musi być
urzeczywistnione stawanie się, a nie tworzenie jakichś dowolnych możliwości. A
zatem człowiek jest powołany do urzeczywistniania swojej natury poprzez
oddziaływanie sfery egzystencjalnej. Duchowe urzeczywistnianie się w stawaniu
polega na działaniach prowadzących do powstania zwartej i trwałej, pełnej i
całościowej osobowości. Akty osobowe oddziałując na władze duszy sprawiają i
wywołują w nich odpowiednie działania, które prowadzą do stawania się, czyli
powstawania, naszej osobowości. Powstająca osobowość jest realnością stawania się
i dlatego nie należy jej mylić ze świadomością. Taka osobowość posiada wyraźny
charakter moralny. Dawniej mówiono, że człowiek powinien zdobyć silny charakter
moralny. To tradycyjne określenie najlepiej oddaje stan naszej osobowości,
którą ma cechować silna wola i miłość (chcenie dobra), silna wiara i poznanie
(uznanie realności) oraz silna afirmacja życia (nadzieja na nowe życie).
Zdobycie i osiągnięcie charakteru moralnego jest potrzebne do realizacji
osobowego powołania człowieka. Powołaniem osoby mężczyzny jest ojcostwo. Stąd
od mężczyzny wymaga się silnego charakteru moralnego, który wyznacza działania
skierowane na stworzenie trwałej rodziny jako wspólnoty osobowej. Natomiast
powołaniem osoby kobiety jest macierzyństwo. Dlatego od kobiety wymaga się
osobowości nastawionej na radość i nadzieję odnoszącą się do daru życia oraz na
ochronę poczętego życia.
Musimy sobie zdawać sprawę, że
zasadnicze powołanie człowieka dotyczy jego życia osobowego (moralność i
religijność) i wspólnotowego (rodzina). Natomiast praca i działalność zawodowa
jest tylko uzupełnieniem. Oczywiście praca i działalność zawodowa jest
koniecznym uzupełnieniem życia wspólnotowego, gdyż tego wymaga zapewnienie
sobie odpowiednich środków i dóbr materialnych dla naszego ziemskiego życia. A
skoro człowiek ma w sobie sprawczą aktywność osobową, to jest również powołany
do pracowitości zapewniającej mu środki do życia i przeżycia. Nie trzeba zatem
przymuszać specjalnie człowieka do pracy, jak tego chce Karoń. Bezczynność i
nuda rodzą się raczej na płaszczyźnie świadomościowej, gdy zaczynamy tworzyć
bzdurne pomysły odrzucając i pomijając własną realność i aktywność. Oczywiście
można wychować człowieka do bezradności i lęku przed działaniem, ale to będzie wbrew
prawdziwej osobowości człowieka.