Jeśli chcemy zbudować swoje życie, musimy zacząć od fundamentów. Filozofia zawsze była fundamentem dla ludzkiego życia. Niech tak pozostanie.
15.12.2017
13.12.2017
Moje dokonania (nic się nie udaje albo wszystko tylko coś udaje)
Dlaczego wbrew wszystkim
tendencjom ponowożytnym pozostałem realistą? Otóż zawsze fascynowała mnie
rzeczywistość, chociaż czasami (kiedyś raczej często) ulegałem złudzeniom
myślenia, najczęściej myślenia o sobie. Ale jednocześnie chciałem poznać, jak
to jest naprawdę, a nie według czyichś poglądów. Mogę powiedzieć, że mnie nie
interesują ogólnie czyjeś poglądy. Ja zawsze doszukuję się w nich jakiejś
prawdy, a całą resztę spokojnie odrzucam. Po co rozważać i męczyć się nad
czyimiś błędami. Przecież można omijać różne błędy i pułapki intelektualne.
Niestety prawdę trzeba wyłuskiwać
ze skorupy dowolnych poglądów jak orzechy. Czasami może to być nawet jedno
zdanie albo tylko kilka zdań. To raczej żmudna praca zbierać takie perełki i
nawlekać je na własny sznurek. Niestety ten sznurek często się rwie, a perełki
prawdy o realności rozsypują się po śmietnisku wiedzy naukowej. Wtedy trzeba na
nowo wszystko połączyć i ponawlekać. Dzisiaj już wiem, że najlepiej co jakiś
czas robić sobie takie węzełki, aby wszystko się nie rozpadło do zera.
Przeglądamy więc różne
twierdzenia i przypuszczenia, aby ostatecznie wybrać te prawdziwe. Lecz skąd
wiadomo, że właśnie trafiliśmy na coś prawdziwego? Tutaj trzeba się odwołać do
słowa prawdy. Nasz umysł powinien być wyposażony w słowo prawdy, inaczej będzie zdany jedynie na dowolne myślenie.
Skąd możemy zdobyć owo słowo prawdy? W tym celu należy się poddać aktywności
naszej osoby.
Otóż gdy osobowa prawda (własność
transcendentalna prawdy) osiągnie w człowieku sprawczą moc działania, wytwarza
wtedy akty kontemplacji, które trzeba przyjąć w umyśle. Pod wpływem tych
osobowych aktów kontemplacji rodzi się w umyśle słowo prawdy jako prawdziwa
zasada lub reguła poznania umysłowego. W umyśle nie może przebywać realna
prawda, dlatego powstaje tam słowo prawdy. To słowo jako regulacja poznania
pozwala nam na kontakt z prawdą realnych bytów. Stąd bierze się prawdziwe
poznanie. Takie prawdziwe poznanie możemy już wyrazić i wypowiedzieć na
zewnątrz, czyli zakomunikować innym ludziom przy pomocy słowa wypowiedzianego
(słownej wypowiedzi na zewnątrz).
Żeby móc poznawać rzeczywistość
(realne byty), musimy posiadać słowo prawdy. Mówiliśmy już, że słowo prawdy
rodzi się pod wpływem aktywności osobowej. Ta osobowa aktywność jest pobudzana
przez relacje osobowe nawiązywane pomiędzy dwoma podmiotami osobowymi na
poziomie istnienia. Pobudzeniem tej aktywności może być wysłuchanie i przyjęcie
Słowa Bożego, które jest prawzorem wszelkiego słowa. Z kolei teologia poucza
nas, że wiara rodzi się ze słuchania, czyli z przyjęcia słowa (Bożego lub
ludzkiego słowa prawdy, gdy ktoś przekazuje nam prawdę o człowieku).
Wydaje się, że miałem
Nauczyciela, który głosił tak prawdę o człowieku i o Bogu. Być może taką prawdę
odnajdywałem w czytanych tekstach filozoficznych. Pamiętam, że zawsze coś do
mnie przemawiało, a z kolei coś innego mnie odrzucało. Ale ten wymarzony sznur
pereł prawdy pojawia się dopiero na koniec, czyli już na starość. Całe życie
biegamy i szukamy. Wsłuchujemy się, czy gdzieś nie usłyszymy słowa prawdy. Próbujemy
wydobyć to słowo gdzieś z głębin naszej osobowości. Wielokrotnie ponosimy
porażki, a tylko czasami coś się udaje i wygrywamy. A gdy już mamy gotowy sznur
pereł, wtedy zakładamy go na szyję i idziemy do lustra, żeby dokładnie mu się
przyjrzeć. I co widzimy? Jakieś kolorowe świecidełka, a między nimi dwie lub
trzy szlachetne perły. I znika nasza radość. Krzyczymy, że znów się nie udało.
Że nic się nie udaje albo wszystko tylko coś udaje. Tak filozof żyje swoimi
złudzeniami. Może w niebie zobaczymy prawdę. Twarzą w twarz, słowo w słowo.
Wydaje się, że ludzie powinni być
z natury realistami. Tak się jednak nie dzieje. Trzeba zapytać dlaczego? Można
by sądzić, że kiedyś dawniej (może w starożytności?) ludzie byli realistami.
Jeśli jednak przyjrzymy się historii filozofii, to się nie potwierdza. Przecież
od początku mamy do czynienia z różnego rodzaju idealizmami. Skąd to się
bierze? Odpowiedź może być tylko jedna – z ludzkiego myślenia. Człowiek (homo
sapiens) od początku miał do dyspozycji poznanie i myślenie. Raz korzystał z
jednego, a innym razem z drugiego. Żeby odnaleźć się w świecie przyrody
człowiek potrzebował poznania, ale żeby opanować ten świat i podporządkować go
sobie potrzebował myślenia.
Otóż myślenie w żadnym przypadku
nie jest tworem rozwoju ewolucyjnego. Nie jest również wynikiem rozwoju
technicznego, czyli tworzenia i posługiwania się narzędziami, jak chciał
marksizm. Myślenie bierze swój początek z odrzucenia poznania realności, a tym
samym z zanegowania realności. Poznanie umysłowe prowadzi bowiem do uznania
realności (tego, co realne), a myślenie to wszystko neguje, żeby stworzyć coś
możliwego. W ten sposób myślenie tworzy nowe możliwości działania człowieka
(czyli technikę). Zatem to myślenie tworzy narzędzia i umiejętności
posługiwania się nimi, a nie odwrotnie. Homo sapiens pokonał Neandertalczyka
właśnie dzięki myśleniu. To dzięki myśleniu rozwinęła się technika i
technologia, także sztuka i architektura, wreszcie wiedza pojęciowa i nauka (astronomia,
geometria i matematyka).
Myślenie stworzyło ludzką
cywilizację. Ale pojawi się pytanie, czy te wszystkie osiągnięcia myślenia dały
człowiekowi szczęście? Przecież filozofia starożytna pytała o szczęcie
człowieka. Czym jest szczęście? I tutaj pojawiały się różne pomysły. Szczęście
jest wiedzą albo możliwością właściwego działania. Szczęście jest bogactwem
albo władzą i panowaniem nad innymi. A może szczęściem jest służba innym
ludziom. Albo dostatnie życie w wybranym miejscu lub podróżowanie po świecie
(także podboje wojenne). To tylko niektóre pomysły, a przecież myślenie
tworzyło i tworzy niezliczone propozycje. Możemy przyjąć, że każdy człowiek
jest w stanie wymyślić jakieś szczęście dla siebie. Cóż jednak począć, gdy te
pomysły zaczynają się ze sobą zderzać?
Czy szczęście jednych ludzi może
być nieszczęściem dla innych? Mamy chyba zbyt wiele takich przykładów. Czy
można przekonać ludzi, że szczęście nie powinno być tylko jakimś pomysłem
myślenia, tylko celem realnego życia człowieka. Wydaje się, że ludzie chcą żyć
przede wszystkim marzeniami, a nie swoimi osiągnięciami. Ludzie chcą wierzyć i
wierzą w dowolne możliwości własnego życia, a nie w realność własnej osoby.
Przecież każdy może się pochwalić swoimi marzeniami albo możliwościami działania,
ale mało kto może się pochwalić swoją realną doskonałością. Chyba nie zdajemy
sobie sprawy, że każdy z nas jest doskonałą osobą, tylko trzeba ją uaktywnić
(reaktywować).
Jak reaktywować swoją osobę, jak
reaktywować osobową doskonałość? Trzeba znaleźć drugą odpowiednią osobę i
nawiązać z nią relacje osobowe. Powiecie, że to nie jest wcale takie łatwe. OK.
Ale trzeba wiedzieć, że istnieją osoby wyjątkowe, do których zawsze możemy się
zwrócić z naszą wiarą, nadzieją i miłością. To są Osoby Boskie oraz osoby wszystkich
Świętych Pańskich. Jeżeli nie potrafimy odnaleźć odpowiedniej osoby nam
bliskiej, a przecież mamy rodziców i całą dalszą rodzinę, to powinniśmy się
zwrócić do osób Świętych, do osoby Anioła Stróża, a przede wszystkim do Osób
Boskich.
Nawiązanie relacji osobowych jest
dla człowieka sprawą zasadniczą, gdyż stanowi to podstawę wspólnoty osobowej,
która jest pierwszym i podstawowym środowiskiem człowieka. Człowiek musi żyć,
wzrastać i rozwijać się w środowisku osobowym, czyli w środowisku domu
rodzinnego. Bez rodziny, bez środowiska osobowego człowiek pozostaje skazany na
samotność i wyobcowanie własnej świadomości, czyli zostaje skazany na krąg
świata możliwości a nie realności. W świecie możliwości można tworzyć całkiem
nowe sposoby wykorzystywania albo posługiwania się realnością (realnymi
rzeczami). Jeśli jednak zaczynamy się posługiwać realnością osoby ludzkiej, to
wcześniej lub później dopuszczamy się zbrodni albo innych przestępstw. Już sam brak
poszanowania dla godności osoby (pamiętajmy, że tylko osoba posiada swoja
godność) jest poważnym przestępstwem moralnym, którego dzisiaj dopuszczają się
różne instytucje państwowe i międzynarodowe (EU).
Otóż należy stwierdzić, że musimy
szukać szczęścia we wspólnocie osobowej. Nic innego tak naprawdę się nie liczy.
Człowiek musi stawiać przede wszystkim na wspólnotę rodzinną. Dziecko
doświadcza szczęścia i szczęśliwego życia właśnie w rodzinie, nigdzie indziej. Żadne
instytucje nie zastąpią nam wspólnoty osobowej. Wspólnota osobowa jest dla
człowieka czymś naprawdę realnym. To we wspólnocie człowiek może doskonalić
swoje działania i osiągnąć realną doskonałość.
Dlatego powiemy, że realistą
staje się człowiek w rodzinie dzięki prawdziwym relacjom osobowym (relacjom
wiary, nadziei i miłości). To dopiero jest realizm osobowy, który będzie służył
człowiekowi do rozwoju i doskonałości.
Moja wizja personalizmu metafizycznego
To, co tradycyjnie zaliczano do
ludzkiej natury, nie obejmuje całego człowieka. Naturą człowieka nazywamy
bowiem tylko to, co obejmuje duszę i ciało. Natomiast pełne człowieczeństwo
musi zawierać jeszcze osobę. Przecież to właśnie osoba, czyli podmiotowość
istnienia, została stworzona jako uduchowiona i ucieleśniona.
Filozofia od czasów starożytnych
skupiała się na poznawaniu i opisywaniu ludzkiej natury, czyli duszy i ciała.
Ale takie podejście doprowadziło do wypreparowania zdolności duchowych i
cielesnych, a w dalszej konsekwencji oderwania ich od osobowej egzystencji
(podmiotowości istnienia). Taka sytuacja zaowocowała naturalistycznym
pojmowaniem człowieka. Na koniec zaczęto poszukiwać łączności człowieka ze
światem przyrody, aby wreszcie stwierdzić, że jest on (w całości) wytworem
ewolucji przyrodniczej. W ten sposób nawet duchowość człowieka sprowadzono do
przejawów wyższej organizacji cielesności.
Dziś nauka twierdzi, że mózg
powstał i rozwinął się w wyniku procesu ewolucyjnego, zaś myślenie jest tylko
doskonałą funkcją mózgu (czyli zdolnością tworzenia narzędzi i posługiwania się
nimi). Jednak w ten sposób nie da się wytłumaczyć powstania wiedzy pojęciowej,
której człowiek uczy się w czasie swojego rozwoju i dojrzewania. Wiedza
pojęciowa wyrasta z naszej zdolności myślenia, która jest jakimś abstrahowaniem
i uogólnianiem treści. Jak bowiem wyjaśnić fakt, że nasze myślenie pomija różne
rzeczy nieistotne, natomiast wyróżnia i eksponuje pewne inne rzeczy biorąc je
za coś istotnego (istotnie ważnego).
Dlatego nie da się zredukować
duchowości człowieka do jakichś doskonałych funkcji narządów cielesnych.
Ponieważ nasza duchowość ma swoją przyczynę w osobowej podmiotowości istnienia,
skąd duchowość czerpie odpowiednią moc sprawczą do działania. Bez tego realnego
wsparcia nie byłoby możliwe działanie władz duchowych – umysłu, woli oraz
uczuciowości.
Aby nasza duchowość mogła działać
w sposób osobowy, czyli stricte po ludzku, musi być przyczynowo wsparta przez
sprawczą moc osoby oraz umocniona aktywnością osobową, czyli aktami
kontemplacji, sumienia i upodobania. Niestety bez tego wsparcia ze strony aktów
osobowych władze duchowe pozostają zdane jedynie na działania pozorne. Takie
pozorne działania przestają odnosić się bezpośrednio do osobowej podmiotowości
człowieka, natomiast sprawdzają się jedynie w odniesieniu do substancjalnej
przedmiotowości rzeczy (czyli substancji cielesnych).
Toteż myślenie naszego umysłu
jako działanie pozorne nie dotyczy poznania osoby człowieka, lecz poprzestaje
na ujęciu jego przedmiotowości posługując się treściami zmysłowymi. Podobnie
wybór jako pozorne działanie woli nie obejmuje chcenia i pragnienia realnej
osoby, a jedynie odnosi się do różnych elementów lub właściwości cielesnych
określających substancjalną przedmiotowość człowieka. Również doznawanie
przyjemności jako pozorne działanie naszej uczuciowości nie dotyka osoby
ludzkiej w jej realnym pięknie życia, lecz obejmuje jedynie przyjemności
cielesne wywoływane przez kontakt cielesny z drugim człowiekiem.
Jeżeli nasza duchowość oderwie
się od aktywności osobowej, wówczas ogranicza się do działania pozornego, czyli
do działania w sferze możliwości. Zanika wtedy kontakt z realnością człowieka,
a pozostaje nam jedynie tworzenie własnych wyobrażeń, pojęć i idei, własnych
marzeń i pragnień, własnych doznań i uzależnień (nałogów). Okazuje się jednak,
że człowiek potrafi przyzwyczaić się do tych pozorów i żyć w sposób pozorowany,
potrafi zachwycać się różnymi możliwościami działania, które nie tworzą niczego
realnego, ani nie przysparzają nam realnych relacji osobowych.
Musimy pamiętać, że w życiu
człowieka najważniejsze jest spotkanie i obecność drugiego człowieka.
Najważniejsze jest spotkanie osobowe. Spotkanie twarzą w twarz, czyli spotkanie
osoby z osobą. Otóż takie spotkanie nie dokonuje się z udziałem działań
pozornych. Ono wymaga rzeczywistych działań osobowych. Skąd się biorą działania
osobowe?
Działania osobowe mają swój
początek w aktywności osobowej podmiotowości istnienia. Własności osobowe, w
które wyposażony jest podmiot osobowy, a które otrzymaliśmy od Boga w akcie
stwórczym, dysponują realną mocą sprawczą. To one wpływają na powstanie lub
wyłonienie się naszej duchowości (władz duchowych). Te osobowe własności
pozwalają również na nawiązanie relacji osobowych na poziomie istnienia (na
poziomie naszej egzystencji). Nawiązanie takich relacji powoduje wzmożoną
aktywność podmiotowości istnienia (naszej osoby). Wydaje się, że chodzi tutaj o
nawiązanie relacji z Osobami Boskimi albo z osobami Świętych Pańskich.
Aktywność osoby przejawia się w
postaci aktów kontemplacji (własność prawdy), sumienia (własność dobra) oraz
upodobania (własność piękna). Inaczej mówiąc, aktywność, czyli moc sprawcza,
prawdy przejawia się jako akty kontemplacji docierające do naszego umysłu.
Aktywność dobra przejawia się jako akty sumienia oddziałujące na naszą wolę.
Natomiast aktywność piękna przejawia się jako akty upodobania wpływające na
naszą uczuciowość.
Jeśli pozostajemy w stanie
czystości duchowej, wtedy nasze władze duchowe mogą z łatwością przyjąć
oddziaływanie odpowiednich aktów osobowych. Jeżeli zaś nasze władze duchowe są
obarczone zbyt wieloma działaniami pozornymi, wówczas nie są wcale skłonne
poddać się działaniu aktów podmiotu osobowego. Okazuje się, że na co dzień nie
jesteśmy zupełnie wyczuleni na osobową aktywność. Dlatego też należy przyjąć,
że konieczne jest jakieś oczyszczenie naszej duszy (władz duchowych). W
tradycji chrześcijańskiej czymś takim jest rachunek sumienia (raczej
rozpoznanie świadomości moralnej) oraz spowiedź i pokuta. Jest to niezbędny
wstęp do podjęcia życia osobowego, czyli życia poświęconego wspólnocie osobowej
(rodzinnej lub religijnej).
Co się dzieje, gdy przyjmiemy
osobową aktywność naszej egzystencji (podmiotowości istnienia)? Te osobowe akty
przyjmują nasze władze duchowe. Przyjęcie aktów osobowych skutkuje pojawieniem
się we władzy duchowej odpowiedniej zasady do spotkanie i kontaktu osobowego.
Wtedy powstaje w tej władzy albo wprost wytryska źródło umożliwiające
bezpośredni kontakt z inną osobą. Przybiera to postać osobowego działania
nakierowanego na własności osobowe.
Tak więc w naszym umyśle rodzi
się słowo prawdy, które umożliwia nam bezpośredni kontakt z osobowa prawdą
drugiego człowieka. Natomiast w woli pojawia się czyn dobra, który jest
nastawiony i skierowany bezpośrednio na osobowe dobro drugiego człowieka. Z
kolei w naszej uczuciowości występuje przeżycie piękna, które umożliwia
przeżywanie osobowego piękna drugiego człowieka, czyli przeżywanie piękna
życia.
W tej sytuacji powinniśmy
zachować i podtrzymywać te zasady osobowego życia obecne w naszych władzach
duchowych. Tylko one są bowiem w stanie zapewnić nam działania osobowe, które
są konieczne do stworzenia osobowej wspólnoty, jaką jest przede wszystkim
rodzina.
Jako osoba człowiek powinien
wzrastać i rozwijać się w rodzinie. Rodzina jest bowiem wspólnotą osobową, a
nie żadną instytucją czy komórką społeczną. Tylko w rodzinie człowiek może
doświadczyć i poznać relacje osobowe. Tego nie znajdziemy w żadnej instytucji
państwowej czy publicznej. Szkoła jest w stanie przekazać dziecku wiedzę, może
wdrożyć je w ogólne formy zachowań społecznych (proszę, dziękuję, przepraszam), lecz nie potrafi wychować dziecka
do relacji osobowych. Dlatego instytucja szkolna nie zdoła obdarzyć młodego
człowieka relacjami osobowymi wiary, miłości i nadziei. Takie rzeczywiste
relacje możemy odnaleźć jedynie w kręgu wspólnoty osobowej, czyli w rodzinie.
Właśnie w rodzinie możemy nauczyć
się wierności słowu prawdy, afirmacji i zamiłowania do czynów dobra oraz
wrażliwości na piękno życia. Dla wzajemnego dialogu i porozumienia w rozmowie
potrzebna jest wierność słowu prawdy, czyli wierność prawdziwemu przekazowi na
temat realności człowieka i świata. Dla podejmowania i realizacji trudnych
działań, dla wzajemnej współpracy niezbędne jest zamiłowanie i pragnienie
czynów dobra, a nie wybieranie jakichś pozornych działań w sferze możliwości. Z
kolei dla pełnego rozwoju życia konieczna jest szczególna wrażliwość na piękno
ludzkiego życia. Życie każdego człowieka posiada szczególny znak osobowego
piękna, dlatego wymaga poszanowania, troski i ochrony od samego początku.
Co najbardziej przeszkadza
człowiekowi w realizacji życia osobowego? Wydaje się, że główną przeszkodą jest
gwałtowny i niekontrolowany rozwój różnych technologii. Ludzie zadawalając się
wszelkimi zdobyczami technicznymi uważają, że najważniejsza jest doskonałość
rzeczy zewnętrznych, ale zapominają zupełnie o swoim wnętrzu. Wydaje im się, że
osiągną doskonałość posługując się coraz lepszymi maszynami i urządzeniami technicznymi
(np. elektroniką). Ale to nie są przecież żywe urządzenia, które mogłyby
zrozumieć nasze żywe człowieczeństwo. Z maszyną nie spotkamy się twarzą w
twarz, nie doświadczymy osobowej obecności.
Maszynami możemy się tylko
posługiwać, a posługując się nimi traktujemy je wyłącznie użytecznie, czyli
oceniając, czy są przydatne, czy nie do naszych działań. Jeżeli pracujemy
zawodowo przez cały dzień z różnymi urządzeniami biurowymi lub produkcyjnymi,
to podejście użytecznościowe narzuca się nam coraz bardziej. Stąd współczesny
człowiek ma coraz mniej czasu na osobowe obcowanie we wspólnocie, na czym
cierpi jego rodzina. W związku z tym również relacje w rodzinie ulegają
uprzedmiotowieniu. Dzisiaj niekiedy traktuje się rodzinę jak dobrze (lub źle)
zarządzane przedsiębiorstwo. Każdy ma do spełnienia określoną funkcję, z czego
jest rozliczany w jakimś momencie. To powoduje, że relacje osobowe zanikają
nawet w rodzinie – w ostatniej dostępnej na co dzień wspólnocie osobowej.
Czego możemy się więc spodziewać?
Chyba tylko ogólnej dehumanizacji życia. Już dziś dehumanizacja w polityce
przybrała zastraszające rozmiary. To rzutuje niestety na resztę społeczeństwa.
Fala wzajemnej nienawiści przybiera na sile. Jeśli nie odmienimy siebie samych,
to czeka nas chyba jakieś wojenne tsunami.
Oczywiście człowiek ma jeszcze
schronienie we wspólnocie religijnej. Ale to musi być wspólnota skupiona wokół
Osobowego Boga. Inaczej religia bardzo łatwo przybiera formę sekciarską lub
ideologiczną, a niekiedy nawet formę ideologii walczącej (patrz islam). Czy
religia może obronić dzisiaj człowieka przed postawą utylitarystyczną (przed
nieograniczonym użytkowaniem technologii)? Nie jest to wcale takie oczywiste,
gdyż trzeba by zanegować samą ideę rozwoju technologicznego, co na dzisiaj
wydaje się niemożliwe. Czy zatem można ten rozwój poddać jakiejś ocenie
religijnej lub humanistycznej (czy personalistycznej)? Okazuje się, że ludzie
kochają żyć w sposób łatwy i przyjemny (a technologia
tak ma), i nie sposób namówić ich do wyrzeczeń. Widzimy, jak ogromne
pieniądze idą na badania naukowe i rozwój technologiczny. Tego szaleństwa nie
można już powstrzymać!
Czego więc powinniśmy poszukiwać
we wspólnocie religijnej, właściwie w Kościele? Na pewno nie chodzi o
potwierdzenie własnych poglądów, własnego myślenia czy własnych decyzji. Musimy
sobie zdawać sprawę, że wiara religijna pociągnie nas w głąb samych siebie, że
zaproponuje otwarcie naszej osobowej podmiotowości i skieruje nas w stronę
Osobowego Źródła wszelkiej aktywności, czyli w stronę Osobowego Boga. Jeżeli
wiara religijna nie wskazuje nam Osobowego Boga, to możemy uznać, że mamy do
czynienia z jakimś sekciarskim pomysłem ludzkim albo z ideologią religijną.
Podstawą prawdziwej religijności jest spotkanie z Osobowym Bogiem. Człowiek potrzebuje
właśnie takiej religijności. Chcemy więc zanurzyć się w religijnej wspólnocie
wyznającej Osobowego Boga i skupionej wokół Niego.
Na co musimy zwrócić szczególną
uwagę? Otóż tym, co ma dla nas ludzi pierwszorzędne znaczenie, jest moc łaski
Bożej. Człowiekowi potrzebna jest łaska. Kościół Katolicki głosi, że łaska Boża
jest do zbawienia niezbędnie konieczna. Lecz należy przyjąć, że łaska Boża jest
człowiekowi potrzebna także w życiu codziennym. Może właśnie najbardziej w
życiu codziennym. Dlaczego potrzebna jest nam łaska Boża?
Otóż religia chrześcijańska od
czasów Augustyna mówi o oświeceniu, jakie płynie do nas od Boga. Bóg oświeca
człowieka właśnie przy pomocy łaski. Bóg obdarza naszą osobę szczególną mocą,
czyli darem łaski, co sprawia wzmożoną aktywność naszej osoby. Zostają
pobudzone własności osobowe (dobro, prawda i piękno), które wysyłają swoje akty
osobowe w kierunku władz duchowych. Mamy wtedy do czynienia z aktami sumienia
(własność osobowego dobra), dalej z aktami kontemplacji (własność osobowej
prawdy) oraz z aktami upodobania (własność osobowego piękna). Taka aktywność
naszej osoby (podmiotu egzystencjalnego) pobudzonej przez łaskę posiada właśnie
charakter oświecenia. To oznacza, że osobowe akty oświecają właśnie władze
duchowe sprawiając w nich odpowiednie zasady osobowego działania człowieka.
I tak akty sumienia wywołują w
naszej woli czyny dobra, a w konsekwencji również cnotę miłości osobowej
(caritas). Z kolei akty kontemplacji rodzą w umyśle słowo prawdy, co następnie
skutkuje powstaniem cnoty wiary (fides). Wreszcie akty upodobania sprawiają w
naszej uczuciowości przeżycia piękna, które stanowią przede wszystkim
akceptację pięknego życia, co prowadzi do powstania cnoty nadziei (spes –
nadziei na życie wieczne). Cały ten proces oświecania naszych władz duchowych
pokazuje ewidentnie, jaką moc posiada łaska Boża i dlaczego jest ona potrzebna
również na co dzień, a nie tylko od święta.
Człowiek żyje, działa i rozwija
się we wspólnocie rodzinnej (wspólnocie osobowej). Dlatego powinien umieć
współtworzyć taka wspólnotę. Konieczne są do tego właśnie działania osobowe,
które są skierowane bezpośrednio do osoby drugiego człowieka. Wymagane jest
tutaj słowo prawdy, czyn dobra oraz przeżycie piękna. W naszych codziennych
kontaktach przekłada się to na wierność słowu prawdy, na zamiłowanie do czynów
dobra, a także na wrażliwość na piękno życia, czyli na przeżywanie piękna
osobowego. Dopiero taką postawę możemy nazwać w pełni personalistyczną.
Personalizm proponuje nam wiarę w
osobę (wiarę w osobową podmiotowość istnienia), proponuje miłość dla tej osoby,
a na koniec nadzieję na piękne życie osobowe we wspólnocie rodzinnej. Ale nie
chodzi tutaj o dawny personalizm Mouniera albo Schelera. My mamy wizję
personalizmu metafizycznego.
Personalizm metafizyczny odkrywa
realną podmiotowość istnienia jako podmiot osobowy. Tym samym przeciwstawia się
wszelkim postaciom naturalizmu, który sprowadza człowieka do poziomu ludzkiej
natury, aby ostatecznie poszukiwać początków człowieczeństwa w ewolucji
przyrody. Nasz personalizm przeciwstawia się również różnym formom
wypreparowanego racjonalizmu (w tym także fenomenologii), czyli tym wszystkim
nurtom, które stawiają na ludzkie myślenie. Powoduje to oderwanie duchowości
człowieka od źródła realności, a wtedy trzeba poszukiwać doskonałości człowieka
w myślącym rozumie albo świadomości. Przy czym nikt się nie zastanawiał, że ani
myślący rozum, ani świadomość nie dysponują odpowiednią mocą sprawczą do tego,
żeby poruszać człowiekiem i być przyczyną jego aktywności. Otóż myślący rozum
(świadomość) dysponuje jedynie pomyślanymi treściami pojęciowymi, które mogą
stanowić co najwyżej jakąś motywację do różnych sposobów działania, lecz samo
działanie (możliwość działania) musi posiadać rzeczywistą przyczynę, która
będzie miała postać aktu a nie tylko możności.
Jeżeli nie poznamy pełnego
człowieczeństwa w całej jego realności, to nie mamy co dyskutować o celach
ludzkiego życia i działania. Ponieważ bez całościowej wiedzy o człowieku bardzo
łatwo zejść na manowce cząstkowych rozwiązań. W ten sposób zrodził się empiryzm
i racjonalizm, psychologizm lub socjologizm. Każda z tych propozycji opowiada
nam coś o człowieku, lecz jednocześnie absolutyzuje lub uogólnia swoje
stanowisko. Najlepiej pokazał to Levinas twierdząc, że cechą świadomości jest
to, że się wyabsolutnia. Ja powiem,
że to ludzkie myślenie najchętniej się wyabsolutnia, czyli traktuje swoje
poglądy jako coś absolutnie niepodważalnego. Dlatego powinniśmy szukać
rozwiązań realistycznych. Czymś takim jest właśnie metafizyczny personalizm.
2.12.2017
Słowo prawdy jako reguła poznania umysłowego (1)
Słowo
prawdy – najnowsza wersja
Filozofia poszukuje wiedzy. Mnie nie
interesuje wiedza pojęciowa. Trzeba bowiem stwierdzić, że nie da się poznać
rzeczywistości przy pomocy samych pojęć. Pojęcia zawierają wiedzę ogólną,
natomiast realność jest konkretna i jednostkowa. Nie ma ogólnych bytów, jak
wierzono w XII wieku. Filozofia od początku zmagała się z jednostkową
realnością bytów przeciwko ogólnej i powszechnej wiedzy.
Pojęcia zawarte w języku służą nam bardziej
do wymiany myśli, czyli przedstawiania twierdzeń, wnioskowań oraz rozumowań.
Ale pojęcia nie opisują jednostkowej realności bytu. Otóż taką realność trzeba
wysłowić, czyli ująć w słowo prawdy. W naszym umyśle nie występuje prawda, jak
chciał Arystoteles. Mamy tam jedynie do dyspozycji słowo prawdy jako zasadę
poznawczą. Jeśli chodzi o poznanie człowieka i jego realności, to może się ono dokonywać
właśnie przy udziale słowa prawdy.
To słowo prawdy służy nam również do
komunikacji, czyli rozmowy o rzeczywistości. Słowo prawdy jest jakby pewną
regułą, a jednocześnie regulacją naszego poznania realnego świata. Jeśli
brakuje nam słowa prawdy, to wtedy zaczynamy wymyślać dowolne rzeczy. Myślenie
nie jest wcale poznaniem, ono jest co najwyżej wykorzystaniem poznanych treści,
czyli uogólnieniem istotnych lub nieistotnych właściwości.
Reguła poznania realności jest słowo prawdy
zrodzone w naszym umyśle pod wpływem aktów pochodzących z osobowego podmiotu.
To tam w podmiotowości istnienia własność prawdy (transcendentalna własność)
pobudzona do aktywności przez nawiązanie osobowej relacji wiary (patrz u
Gogacza) wytwarza akty kontemplacji, które docierają do umysłu (jako swoiste
doświadczenie wewnętrzne), który pod wpływem tych aktów rodzi słowo prawdy. W
umyśle może bowiem występować słowo prawdy a nie sama własność transcendentalna
prawdy.
To zrodzone w umyśle słowo prawdy staje się
regułą poznania realności. Słowo prawdy pobudza umysł (a może nawet go
przymusza) do poznania realności, gdyż biorąc początek od realnej własności
prawdy jest nastawione i wyczulone naprawdę. Można powiedzieć, że słowo prawdy
doskonale pasuje do realnej prawdy bytów. Wszelkie poznanie umysłowe dokonujące
się przy pomocy słowa prawdy jako reguły prowadzi zatem do uznania realności
(tego, co realne). Nie mamy wtedy żadnej wątpliwości co do poznania czegoś
realnego. Słowo prawdy wyklucza wątpienie. Jeżeli nie ma wątpienia, czyli
negacji realności, to nie będzie również dowolności myślenia. Słowo prawdy
czuwa nad tym, żebyśmy osiągnęli prawdziwe poznanie, a nie dysponowali jedynie
jakimś dowolnym myśleniem o czymkolwiek. Pomyśleć możemy dowolne rzeczy, jednak
poznajemy i uznajemy tylko realność (to, co realne).
Wiedza filozoficzna, a zwłaszcza metafizyka,
jest poznaniem i uznaniem realności. To nie może być dowolna wiedza oparta na
myśleniu. Myślenie tworzy wiedzę pojęciową, czyli wiedzę opartą na ogólnych
treściach możliwych do pomyślenia. Łatwiej jest bowiem pomyśleć, że człowiek
jest rozumnym zwierzęciem, niż wyjaśnić realne połączenie zwierzęcia z rozumem,
czego nie udało się zrobić do tej pory. Stąd wszyscy powtarzają to wymyślone
twierdzenie, bez zastanowienia i poznania realności człowieka.
Słowo prawdy jako reguła poznania umysłowego (2)
Słowo prawdy, czyli poznanie filozoficzne
W trakcie uprawiania filozofii niezmiernie ważną rolę odgrywa filozoficzne poznanie. Jeżeli zastanawiano się, czym ma zajmować się filozofia, to było to zawsze związane z odpowiednią teorią poznania. Wypracowane przez Greków założenie głosiło, że to przedmiot wiedzy naukowej, czyli właśnie filozoficznej, powinien wyznaczać właściwy zakres poznania. Jednak zbyt często zdarzało się w historii, że różne ujęcia poznawcze określały przedmiotowy zakres wiedzy filozoficznej.
Oczywiście wiodącą rolę przypisywano
ludzkiemu rozumowi, co niestety sprawiało, że wiedza rozumowa wprost wyznaczała
przedmioty, którymi miałaby się zajmować filozofia. Od początku zdawano sobie
sprawę, że nasz rozum tworzy wiedzę pojęciową. Ale to powodowało, że z jednej
strony chciano dostosowywać rzeczywistość do takiej wiedzy (Platon), albo z
drugiej strony starano się dostosowywać posiadaną wiedzę do rzeczywistości
(Arystoteles). Niestety te początkowe rozwiązania nie były zbyt adekwatne i
zadawalające. Ponieważ nie było do końca wiadomo, jak dokonuje się tutaj
ostateczne uzgodnienie pomiędzy rozumem a rzeczywistością. Dlatego przyjmowano,
że ludzki rozum pasuje albo przystaje do rzeczywistości, a jednocześnie
zakładano, że rzeczywistość w swej wewnętrznej strukturze jest racjonalna.
Scholastyka ukuła w tym względzie znaną formułkę – adequatio rei et intellectus. Formuła była bardzo prosta i przez to
stała się popularna, ale tak naprawdę ona również niczego nie wyjaśnia.
Trzeba więc się zastanowić, czy ludzki rozum
(albo szerzej umysł) pasuje do rzeczywistości i jak to się dzieje? Dlaczego w
ogóle możemy poznawać realne byty? Naszą wiedzę pojęciową wyeksponował już
Sokrates, uznając ją za cnotę i najwyższe dobro człowieka. To oczywiście
popchnęło filozofię w kierunki etyki i antropologii, lecz zarazem wypaczyło
metafizykę. Ponieważ na tej podstawie Platon sformułował tezę, że pojęcia
ogólne ujmują specyficzną rzeczywistość idei (świat idei). Taki był ostateczny
efekt nadmiernej wiary w wiedzę pojęciową człowieka. Podobna sytuacja powróciła
w sporze o uniwersalia, jaki wybuchł w XII wieku. Ale takie samo myślenie
przyświecało nowożytnemu idealizmowi (np. Hegla).
W związku z tym należy postawić pytanie, czy
wiedza pojęciowa jest najdoskonalszym efektem naszego poznania rozumowego lub
intelektualnego? Otóż taka wiedza byłaby czymś doskonałym, gdyby zawierała całe
poznanie i rozumienie rzeczywistości, jakie jest dostępne człowiekowi. Jednak
tak się nie dzieje, gdyż wiedza pojęciowa nie jest prostym lub bezpośrednim
skutkiem poznania intelektualnego (rozumowego). To, co starożytni nazywali intelligere nie wyraża się bowiem w pojęciu,
lecz przede wszystkim w słowie. Natomiast wiedza pojęciowa jest już skutkiem
ludzkiego myślenia (cogito), które
posługuje się poznaniem zmysłowym tworząc na tej bazie swoje pojęcia. Stąd
wiedza pojęciowa jest skutkiem myślenia, a nie poznania intelektualnego (intelligere). Dlatego pojęcia służą
człowiekowi do myślenia o rzeczywistości i nie przynoszą nam żadnego rozumienia
rzeczywistości (jej realności). Rozumienie realności jest zawarte w słowie,
jakim posługuje się poznający intelekt (jeszcze przed myśleniem), a nie myślący
rozum. Dlatego musimy stwierdzić, że to, co nazywamy potocznie poznaniem
rozumowym w postaci wiedzy pojęciowej, jest tylko naszym myśleniem. To właśnie
myślenie stworzyło ludzki język, który posługuje się pojęciami, czyli treściami
o określonym zakresie znaczeniowym, odnoszonymi do rzeczy ujmowanych w poznaniu
zmysłowym.
Opracowanie tej koncepcji wiedzy rozumowej
zawdzięczamy w dużej mierze filozofii i myśli nowożytnej poczynając od
Kartezjusza poprzez Locke’a i Hume’a aż po Kanta. Niestety późniejszy idealizm
znów zabsolutyzował nasze myślenie utrzymując, że tworzy ono samą rzeczywistość
(Hegel). Można powiedzieć, że nowożytność była w ogóle zafascynowana myśleniem
i od czasów swego Mistrza Kartezjusza uznawała myślenie za poznanie
intelektualne (rozumowe lub umysłowe). Zupełnie zapomniano o poznaniu
rozumiejącym, które było zawsze podstawą wiedzy metafizycznej. Dlatego w
czasach nowożytnych metafizyka zaczęła szybko upadać, natomiast rozwijały się
bujnie wszelkiego rodzaju idealizmy. Już od czasów Platona idealizm odwoływał
się jedynie do ludzkiego myślenia. Szczytową formę to podejście osiągnęło u
Hegla. Uważał on po prostu, że myślenie stanowi fundament rzeczywistości, a
rzeczywistość istnieje i rozwija się w rytmie myślenia (teza-antyteza-synteza).
Nowożytny racjonalizm jest oparty na
całkowitej dominacji myślenia. Przecież już Kartezjusz uznał myślenie za jedyne
wyposażenie ludzkiego umysłu. Stąd dla całej filozofii nowożytnej ludzki umysł
potrafi tylko myśleć. Otóż empiryzm wcale nie zanegował tej tezy, a jedynie
dodał, że cała treść naszego myślenia pochodzi z doświadczenia zmysłowego. To
znaczyło tyle, że umysł dysponuje tym, co przekazują mu zmysły. Hume
dopowiedział, że umysł przeprowadza kojarzenie danych wrażeniowych. Z kolei
Kant stwierdził, że myślenie dokonuje scalenia danych wyobraźni. Wszystkie te
pomysły uzupełniały jedynie główną tezę Kartezjusza, że podstawą i zasadą
poznania umysłowego jest myślenie.
Już u samego Mistrza stało się jasne i
oczywiste, że myślenie zupełnie nie pasuje do rzeczywistości. Myślenie powstało
bowiem na zasadzie negacji realności. Myślenie nie jest więc i nie może być
żadnym poznaniem. Ono pozostaje zawsze tylko myśleniem. Pomimo wszelkich
kłopotów filozofia nowożytna nie porzuciła nigdy myślenia. Wprost przeciwnie,
filozofia akceptując bez wątpliwości myślenie odrzuciła po prostu
rzeczywistość. Najpierw odrzucono poznanie substancji (bytu substancjalnego),
aby zamienić je na poznanie faktów (czyli czegoś, co tworzy nasze myślenie).
Hume uznał, że człowiek poznaje jedynie jakąś mgiełkę wrażeń, a nie realne
rzeczy. A potem Kant uznał i dodał, że rzeczywistość (rzecz sama w sobie) jest
niepoznawalna, dlatego znamy jedynie jakąś sferę zjawiskową. Takie podejście do
poznania stanowiło śmierć metafizyki, a tym samym prawdziwej filozofii
człowieka.
Człowiek stał się najpierw rzeczą lub
substancją myślącą, aby później okazać się myśląca jaźnią, która rozpływa się w
jakimś Myślącym Duchu. Na koniec został uznany u Husserla za myślący podmiot,
czyli świadomość, która przecież realnie nie istnieje. Ani Kartezjańska res
cogitans, ani Husserlowska świadomość nie mają żadnych podstaw realności. Można
więc podsumować, że w czasach nowożytnych sam człowiek przestał istnieć. To
znaczy, że przestał być realnym bytem, zadawalając się jedynie pozorami i
złudzeniami. A więc człowiek okazał się fenomenem człowieka, a nie samym
człowiekiem. Po prostu przestaliśmy zauważać realność człowieka. To jest
tragiczne.
Nieliczne protesty, jakie pojawiły się w XIX
wieku, zmierzały w stronę irracjonalizmu uznając człowieka za byt irracjonalny,
a na koniec za coś absurdalnego. Człowiek stał się nierealny, gdyż okazał się
czymś absurdalnym. Nierealność człowieka nikogo nie przeraża. Filozofowie
zupełnie się tym nie przejmują. Z kolei zwykli ludzie są pochłonięci swoją
codziennością nie zastanawiając się nad statusem własnej osoby. Ale taki stan
świadomości stworzył całkiem absurdalne poglądy, które zaprowadziły nas do
ludobójstwa. To jest niestety groźne.
Najłatwiej jest stwierdzić, że człowiek jest
myśleniem lub wolnością (świadomością), bo to brzmi jakoś swojsko i znajomo,
niż poszukiwać wyboistej drogi dotarcia do rzeczywistości i realności. Okazuje
się, że nasze myślenie zabija realność. Dlatego dzisiaj człowiekowi wydaje się,
że nie potrzebuje realności. Uważa, że wystarczy mu zwykłe myślenie. Ale to nie
wystarczy.
Skoro myślenie nie ma nic wspólnego z
rozumieniem, to gdzie należy szukać rozumiejącego poznania i rozumienia
rzeczywistości. Przecież bez tego nie będziemy w stanie zrozumieć człowieka, a
więc poznać siebie samych, ponieważ pomyśleć o człowieku możemy zupełnie
dowolne rzeczy. Możemy swobodnie pomyśleć i przyjąć, że człowiek jest czysto
materialnym ciałem, które przystosowało się do środowiska przyrodniczego. Ale
równie dobrze możemy to zanegować i przyjąć, że człowiek jest substancją czysto
duchową, czyli duszą, stworzoną przez Boga. Jednak obie te propozycje są tylko
naszym myśleniem o człowieku, a nie poznaniem ludzkiej realności. Człowiek nie
jest ani materialnym ciałem, ani niematerialną duszą. Człowiek jest przede
wszystkim osobą, która przejawia się dla nas jako dusza i ciało. Powiemy
raczej, że człowiek jest uduchowioną i wcieloną osobą.
Co zatem pozwala nam dotrzeć do realności
osobowej człowieka? Albo możemy zapytać inaczej, czym jest rozumiejące poznanie
człowieka? Aby ludzki umysł mógł poznawać rzeczywistość, musi być wyposażony w
odpowiednią moc poznawczą. Otóż tę moc poznawczą określano dawniej mianem intelligentia
(noesis). Poznanie umysłowe czyli intelektualne (intelligere) uważano za jakiś wewnętrzny ogląd rzeczy, jakby
przenikanie wewnętrznej struktury bytu, czyli poznanie zasad współtworzących
realny byt. Wydaje się, że taka moc poznawcza płynie ze strony słowa, które
stanowi obecność w umyśle osobowej prawdy. Ta bytowa prawda stanowiąca realną
własność istnienia przejawia się w umyśle właśnie pod postacią słowa, ponieważ
w umyśle nie ma realnej prawdy, lecz jest obecna jej moc poznawcza w postaci
słowa prawdy. Obecne w umyśle słowo prawdy uzdalnia i przystosowuje umysł do
kontaktu z prawdą realności, czyli z własnością prawdy obecną w każdym realnym
bycie. Tylko dzięki słowu prawdy umysł może przeniknąć aż do własności prawdy
realnego bytu.
Bez tej mocy i zdolności nasz umysł byłby
bezradny w poznawaniu prawdy, a to znaczy, że musiałby podporządkować się
poznaniu zmysłowemu, jak chciał empiryzm. Tak właśnie się dzieje, gdy umysł
utraci słowo prawdy. Wtedy staje się zdolny jedynie do myślenia, czyli
posługiwania się treściami zmysłowymi. Myślący umysł, zwany potocznie rozumem,
tworzy sobie jakieś pozorne przedmioty (Kantowskie zjawiska albo empiryczne
fakty) pomijając zupełnie realne rzeczy. Dlatego można się zgodzić z Kantem, że
myślący rozum nie poznaje i nie zna rzeczy samych w sobie, lecz tylko wytworzone
zjawiska. Ale przez to nasz rozum nie rozumie rzeczywistości, ale obraca się w
pomyślanym świecie zjawisk i faktów.
Toteż do umysłowego poznania realności
potrzebne jest słowo prawdy. Umysł, który utraci słowo prawdy, nie jest w
stanie odzyskać go samodzielnie. Na pewno nie zdobędziemy słowa prawdy poprzez
myślenie. Słowo prawdy możemy tylko otrzymać od kogoś w darze. Jedynie druga
osoba, sama obdarzona wiarą i słowem, może nam przekazać posiadane słowo.
Najłatwiej słowo prawdy otrzymamy od Boga, ale do tego konieczne jest
nawrócenie się. Jeżeli więc zwrócimy się do samego Źródła Realności, to wówczas
otrzymamy słowo, które posiada moc poznawczą albo samo jest taką mocą.
Dlatego trzeba stwierdzić, że nauczanie
filozofii jest takim przekazywaniem sobie słowa prawdy. Prawdziwym filozofem
jest tylko ten, kto sam posiada słowo i umie je przekazać innym. Na tym także
polega prawdziwa katecheza. Zatem filozofia nie jest żadnym nauczaniem myślenia
o człowieku, lecz jest przekazem samej prawdy o człowieku. Filozofia jest
przekazem słowa o człowieku. (Mamy w historii takie teksty jak Słowo o
wyprawie Igora)
Subskrybuj:
Posty (Atom)