14.04.2016

Wolność obywatelska kontra dyktatura prawa



Państwo ma gwarantować obywatelom wolność działania. Ale to nie oznacza, że obywatele mogą działać na zasadzie wolności (czyli w sposób całkowicie dowolny). Według władzy państwowej (według państwa) obywatele mają działać na zasadzie prawa (czyli według określonych przepisów prawnych z Konstytucją na czele).
Jednak prawo nie może regulować wszystkich działań, jakie podejmują obywatele, bo to jest niewykonalne. Mielibyśmy wówczas do czynienia z totalną dyktaturą (to może być dyktatura prawa, które zamierza regulować wszystkie poczynania obywateli – patrz ustroje totalitarne).
Jak więc pogodzić wolność działania obywateli z dyktaturą prawa (lub państwem prawa)? Wydaje się, że rozstrzygnięcie tego dylematu musi znaleźć każdy pojedynczy człowiek. Każdy z nas najlepiej wie, kiedy jego wolność zostaje radykalnie ograniczona przez przepisy prawa. Można przyjąć, że rozstrzygnięcie w tym zakresie dokonuje się na podstawie sprawiedliwości. Każdy człowiek ma jakieś wewnętrzne poczucie sprawiedliwości. Właśnie sprawiedliwość wyznacza granice pomiędzy wolnością a dyktaturą prawa (zakazami i nakazami prawa). Trzeba to rozumieć w ten sposób, że w życiu i działaniu społecznym sprawiedliwość ogranicza z jednej strony wolność działania, zaś z drugiej strony wyznacza granice dla prawa stanowionego w państwie.
Dlatego człowiek kierujący się sprawiedliwością będzie postępował drogą pośrednią pomiędzy wolnością jednostki a prawem państwowym. Takie postępowanie każdy z nas musi podejmować na własną rękę. Natomiast w sytuacjach konfliktowych sprawę rozstrzygają sądy. Sądy kierują się najczęściej interesem społecznym (sprawiedliwością społeczną?). W takiej sytuacji obywatel na ogół przegrywa w starciu z instytucjami państwowymi. Przecież to władza państwowa ustanawia prawa oraz wyznacza sędziów stojących na straży prawa.
Cóż zatem ma począć zwykły obywatel, jeśli czuje się zagrożony w swoim państwie? Otóż może protestować i walczyć aż po męczeńską śmierć, albo może całkowicie zrezygnować i zrzec się obywatelstwa (stając się tzw. bezpaństwowcem – jest taka możliwość), albo może próbować zmienić obywatelstwo, czyli przynależność państwową. Wszystko to nie jest jednak postępowaniem zbyt łatwym i wymaga dużo zachodu i samozaparcia.
Czy zwykły obywatel musi nieustannie walczyć z instytucjami rządowymi? Przecież w takich wypadkach państwo zarzuca obywatelom, że chcą wprowadzić anarchię przeciwstawiając się porządkowi społecznemu (czytaj: państwowemu). Z kolei obywatele zarzucają państwu działania dyktatorskie i totalitarne. Jak znaleźć i wprowadzić rozwiązanie pośrednie? Nowożytne koncepcje polityczne powróciły do starej zasady demokratycznej. W demokracji obywatele mają możliwość decydowania i wybierania władz państwowych. O wyborze władzy decyduje więc większość obywateli. W jednych państwach wybiera się prezydenta, który formuje swój rząd (władza wykonawcza), zaś w innych państwach wybiera się przedstawicieli do parlamentu lub sejmu, gdzie większość posłów z jednej partii lub koalicja partii formuje rząd.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby w ten demokratyczny układ nie wmieszały się organizacje partyjne. Otóż działalność partii politycznych (czyli zawodowych polityków) raczej demoluje demokrację niż jej sprzyja. Partie jako instytucje polityczne dążą po prostu do zdobycia oraz utrzymania władzy, co kłóci się z realizacją zadań i celów społecznych. Mówiąc wprost instytucje partyjne nie służą zwykłemu obywatelowi, a niekiedy (na ogół przy wyborach) po prostu oszukują obywateli i kpią sobie z nich.
Czy można odrzucić albo jakoś przekroczyć system partyjny w demokracji? Do tego potrzebna by była szeroka mobilizacja obywateli oparta na pełnej świadomości praw politycznych (praw człowieka i obywatela) oraz nieprzeparta chęć tworzenia sprawiedliwego i prawego prawa. Jednak zwykły obywatel nie żyje na co dzień przepisami prawa, dlatego jest to dla niego obojętne. Oburzamy się dopiero wtedy, gdy w jakimś momencie prawo zaczyna nam doskwierać. Wówczas pomstujemy na bezwzględność lub głupotę władzy państwowej.
Otóż najpierw należałoby zmobilizować i uaktywnić obywateli na poziomie wspólnot lokalnych, gdzie chodzi o załatwienie spraw bieżących, które dotyczą na ogół wszystkich mieszkańców i są im bezpośrednio znane. Dlatego realizację zasad prawdziwie demokratycznych trzeba zacząć na poziomie samorządów lokalnych (w gminach i powiatach). To pozwoli obywatelom wdrożyć się do działalności społecznej. Najlepiej gdyby taka lokalna demokracja była poparta zakazem kandydatów partyjnych (na zasadzie cichej umowy?).
Innym rozwiązaniem jest podjęta przez Kukiza propozycja stworzenia partii anty-partyjnej, ale wydaje się, że taki pomysł nie jest w stanie rozbić trwałych układów partyjnych, chyba że wkurzeni do maksimum obywatele wykoszą w najbliższych wyborach zawodowych polityków ze wszystkich partii. Ale do tego byłyby potrzebne okręgi jednomandatowe, co postuluje Kukiz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz