Państwo ma gwarantować obywatelom
wolność działania. Ale to nie oznacza, że obywatele mogą działać na zasadzie
wolności (czyli w sposób całkowicie dowolny). Według władzy państwowej (według
państwa) obywatele mają działać na zasadzie prawa (czyli według określonych
przepisów prawnych z Konstytucją na czele).
Jednak prawo nie może regulować
wszystkich działań, jakie podejmują obywatele, bo to jest niewykonalne.
Mielibyśmy wówczas do czynienia z totalną dyktaturą (to może być dyktatura
prawa, które zamierza regulować wszystkie poczynania obywateli – patrz ustroje
totalitarne).
Jak więc pogodzić wolność
działania obywateli z dyktaturą prawa (lub państwem prawa)? Wydaje się, że
rozstrzygnięcie tego dylematu musi znaleźć każdy pojedynczy człowiek. Każdy z
nas najlepiej wie, kiedy jego wolność zostaje radykalnie ograniczona przez
przepisy prawa. Można przyjąć, że rozstrzygnięcie w tym zakresie dokonuje się
na podstawie sprawiedliwości. Każdy człowiek ma jakieś wewnętrzne poczucie
sprawiedliwości. Właśnie sprawiedliwość wyznacza granice pomiędzy wolnością a
dyktaturą prawa (zakazami i nakazami prawa). Trzeba to rozumieć w ten sposób,
że w życiu i działaniu społecznym sprawiedliwość ogranicza z jednej strony
wolność działania, zaś z drugiej strony wyznacza granice dla prawa stanowionego
w państwie.
Dlatego człowiek kierujący się
sprawiedliwością będzie postępował drogą pośrednią pomiędzy wolnością jednostki
a prawem państwowym. Takie postępowanie każdy z nas musi podejmować na własną
rękę. Natomiast w sytuacjach konfliktowych sprawę rozstrzygają sądy. Sądy
kierują się najczęściej interesem społecznym (sprawiedliwością społeczną?). W
takiej sytuacji obywatel na ogół przegrywa w starciu z instytucjami
państwowymi. Przecież to władza państwowa ustanawia prawa oraz wyznacza sędziów
stojących na straży prawa.
Cóż zatem ma począć zwykły
obywatel, jeśli czuje się zagrożony w swoim państwie? Otóż może protestować i
walczyć aż po męczeńską śmierć, albo może całkowicie zrezygnować i zrzec się
obywatelstwa (stając się tzw. bezpaństwowcem – jest taka możliwość), albo może
próbować zmienić obywatelstwo, czyli przynależność państwową. Wszystko to nie
jest jednak postępowaniem zbyt łatwym i wymaga dużo zachodu i samozaparcia.
Czy zwykły obywatel musi
nieustannie walczyć z instytucjami rządowymi? Przecież w takich wypadkach
państwo zarzuca obywatelom, że chcą wprowadzić anarchię przeciwstawiając się
porządkowi społecznemu (czytaj: państwowemu). Z kolei obywatele zarzucają
państwu działania dyktatorskie i totalitarne. Jak znaleźć i wprowadzić
rozwiązanie pośrednie? Nowożytne koncepcje polityczne powróciły do starej
zasady demokratycznej. W demokracji obywatele mają możliwość decydowania i
wybierania władz państwowych. O wyborze władzy decyduje więc większość
obywateli. W jednych państwach wybiera się prezydenta, który formuje swój rząd
(władza wykonawcza), zaś w innych państwach wybiera się przedstawicieli do
parlamentu lub sejmu, gdzie większość posłów z jednej partii lub koalicja partii
formuje rząd.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby w
ten demokratyczny układ nie wmieszały się organizacje partyjne. Otóż
działalność partii politycznych (czyli zawodowych polityków) raczej demoluje
demokrację niż jej sprzyja. Partie jako instytucje polityczne dążą po prostu do
zdobycia oraz utrzymania władzy, co kłóci się z realizacją zadań i celów
społecznych. Mówiąc wprost instytucje partyjne nie służą zwykłemu obywatelowi,
a niekiedy (na ogół przy wyborach) po prostu oszukują obywateli i kpią sobie z
nich.
Czy można odrzucić albo jakoś
przekroczyć system partyjny w demokracji? Do tego potrzebna by była szeroka
mobilizacja obywateli oparta na pełnej świadomości praw politycznych (praw
człowieka i obywatela) oraz nieprzeparta chęć tworzenia sprawiedliwego i
prawego prawa. Jednak zwykły obywatel nie żyje na co dzień przepisami prawa,
dlatego jest to dla niego obojętne. Oburzamy się dopiero wtedy, gdy w jakimś
momencie prawo zaczyna nam doskwierać. Wówczas pomstujemy na bezwzględność lub
głupotę władzy państwowej.
Otóż najpierw należałoby
zmobilizować i uaktywnić obywateli na poziomie wspólnot lokalnych, gdzie chodzi
o załatwienie spraw bieżących, które dotyczą na ogół wszystkich mieszkańców i
są im bezpośrednio znane. Dlatego realizację zasad prawdziwie demokratycznych
trzeba zacząć na poziomie samorządów lokalnych (w gminach i powiatach). To
pozwoli obywatelom wdrożyć się do działalności społecznej. Najlepiej gdyby taka
lokalna demokracja była poparta zakazem kandydatów partyjnych (na zasadzie
cichej umowy?).
Innym rozwiązaniem jest podjęta
przez Kukiza propozycja stworzenia partii anty-partyjnej, ale wydaje się, że
taki pomysł nie jest w stanie rozbić trwałych układów partyjnych, chyba że
wkurzeni do maksimum obywatele wykoszą w najbliższych wyborach zawodowych
polityków ze wszystkich partii. Ale do tego byłyby potrzebne okręgi
jednomandatowe, co postuluje Kukiz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz