18.04.2016

Czego potrzebuje człowiek - wolności czy aktywności? (1)



Wolność (także wolność obywatelska) stanowi jedynie możliwość działania. Jednak w oparciu o samą możliwość działania nie da się stworzyć, ani zbudować niczego pozytywnego. Tutaj potrzebna jest realna siła twórcza. Nawet wolność artystyczna wymaga dodatkowego wsparcia ze strony tych zasad lub czynników, które pobudzają konkretne działania. Otóż realne działanie nie bierze się z samej czystej wolności jako możliwości działania, ale musi posiadać realną przyczynę. Dla lepszej ilustracji takiej sytuacji można przywołać bajkę Buridana o osiołku, który z powodu wolności wyboru nie wiedział, co wybrać i umarł z głodu. Okazuje się, że tu potrzebna była silna chęć czy pragnienie jedzenia a nie wolność wyboru, bo to napędza konkretne działanie.

Dlatego powinniśmy mieć świadomość, że walcząc o wolność, walczymy jedynie o możliwość swobodnego działania, ale to nie znaczy, że sama wolność zapewni nam prawidłowe lub słuszne działanie. Do takiego rzeczywistego działania potrzeba pewnej realnej siły lub mocy sprawczej, którą w filozofii moralnej (czyli w etyce) określano mianem virtus – jako cnotę (czyli sprawczą siłę) prowadzącą do prawego i słusznego działania.

W związku z tym trzeba zapytać, skąd człowiek może czerpać taką siłę? Czy z samego poznania, czy z samego działania? Czy z tradycji na zasadzie zwyczaju lub przyzwyczajenia? Czy na mocy jakiegoś autorytetu lub obowiązującego prawa? Nie jest łatwo odpowiedzieć na te pytania. Problem wydaje się być znacznie szerszy. Zawiera się w pytaniu, jak w ogóle uczymy się właściwie działać? Jeśli chcemy mówić o wychowaniu człowieka, to powinniśmy spróbować odpowiedzieć na to pytanie. Czy dzieje się to na zasadzie przykładu lub współdziałania, gdy podglądamy czyjeś działanie i staramy się je powtórzyć. A może dzieje się to na zasadzie akcja-reakcja, jak postulował behawioryzm?

Otóż wydaje się, że w samym człowieku musi tkwić jakaś siła sprawcza, która popycha go do działania. Przecież człowiek nie działa jedynie jako pobudzany z zewnątrz. Żaden człowiek nie działa też na rozkaz. Człowiek jest skłonny do działania sam z siebie. Coś więc popycha go od wewnątrz. Filozofia już w starożytności łączyła tę sprawę z ludzką duszą, której przypisywano zdolność do samoporuszania się. Dusza człowiekiem porusza. Takie rozwiązanie problemu wydawało się najprostsze i oczywiste. Ale to wymagało jednocześnie uznania duszy za siłę sprawczą. Jasne było to, iż przyznawano jej przede wszystkim moc ożywczą, gdyż dusza miała ożywiać – no właśnie co ożywiać – ożywiać ciało, a nie całego człowieka. Dusza poruszała więc ciałem, lecz takie pojmowanie sprowadzało człowieka do poziomu żywego organizmu, czyli jak twierdził Arystoteles – rozumnego zwierzęcia. To oznacza jednak naturalistyczną wizję człowieka, która sprowadza się do uznania go za twór przyrody (albo Natury).

W takim przypadku należałoby przyjąć, że człowiek uczy się działania albo na zasadzie tresury i nawyków (utrwalonych sposobów działania), albo na zasadzie behawiorystycznego schematu bodziec-reakcja. Oczywiście w historii funkcjonowały takie teorie wychowania. W filozofii sformułowano tezę, że natura działa w jeden określony sposób, natomiast człowiek może działać na wiele różnych sposobów. Tę odmienność ludzkiego działania tłumaczono jako efekt rozumności. Człowiek działa więc w sposób rozumny, czyli na zasadzie poznania rozumowego albo myślenia, co radykalnie wykracza poza możliwości rozwoju naturalnego (natury). Jeśli pójdziemy tym tropem, to można stwierdzić, że człowiek działa w sposób ponadnaturalny, czyli w sposób nadprzyrodzony. Dlatego wiara chrześcijańska wprost uważała, że dusza pochodzi od Boga i dlatego ma w sobie coś nadprzyrodzonego. No to dlaczego jest niedoskonała? Otóż jest to skutkiem pierwotnego błędu w działaniu, czyli grzechu pierworodnego. Ale dlaczego człowiek stworzony przez Boga miałby popełnić grzech lub błąd? Dlaczego miałby zbłądzić i upaść? Teologia odwołuje się tutaj do Szatana jako sprawcy tego zła. Ale to by znaczyło, że człowiek nie miał w sobie dość siły lub mocy, żeby przeciwstawić się zakusom Szatana, albo też posiadał coś (czyżby właśnie rozum?), co podlegało łatwej interwencji zła. W każdym bądź razie człowiekowi nie udało się wytrwać w dobru i słusznym postępowaniu. To jest już jakaś podpowiedź co do ludzkiego działania.

Wszystko to razem budzi poważne wątpliwości wobec tłumaczenia bytowości człowieka przy pomocy pojęć duszy i ciała. Wydaje się, że czegoś tu brakuje. Otóż w wyniku upadku człowiek miał zyskać poznanie dobra i zła, dzięki czemu osiągnął możliwość wyboru – czyli wolność. Jednak zdobyta wolność zdaje się prowadzić człowieka do złego niż do dobrego. Od tej pory człowiek zamiast dobra zaczął wybierać mniejsze zło. Można powiedzieć, że wolność działania człowiek okupił swoim upadkiem.

Czy zatem człowiek może samodzielnie powrócić do dobra albo do Boga? Tak naprawdę większość postaci biblijnych ma na sumieniu różne grzechy i grzeszki. Prawdziwi święci tamtych czasów to wyjątki, podobnie jak dziś. A jednak Bóg podjął trud wychowania Narodu Wybranego. Bóg nagradzał ich i karał, ale nieustannie przemawiał do tych grzesznych ludzi. Cele boskiej pedagogiki było stałe nawracanie się do Niego, do Boga Żywego. W ten sposób powstała narodowa tradycja religijna, która przetrwała całe wieki. Aż Bóg posłał swojego Syna jako ostatecznego Nauczyciela ludzkości. To pokazuje jakąś niemoc samego człowieka. Dopiero łaska ofiarowana nam przez Boga staje się rzeczywistą mocą dobra. Ale to jest zasługą Chrystusa Syna Bożego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz