1.Sama natura człowieka nadaje mu
pęd ku coraz pełniejszemu Byciu, coraz doskonalszej aktualizacji swego
człowieczeństwa /…/ Człowiek nie jest do końca ukształtowany czy uformowany w
człowieczeństwie ani nauczony być człowiekiem. Rola otoczenia polega
ostatecznie na tym, żeby pozwolić mu lub pomóc w aktualizacji jego własnych
możliwości, nie zaś możliwości otoczenia. Otoczenie nie obdarza go
możliwościami i uzdolnieniami; on je ma w formie zaczątkowej czy zarodkowej,
tak samo jak ma embrionalne ręce i nogi. Twórczość, spontaniczność, osobowość,
autentyczność, troska o innych, zdolność do miłości, pragnienie prawdy – to
zarodkowe możliwości właściwe jego gatunkowi, tak samo jak jego ręce, nogi,
mózg i oczy.
Nie stanowi to sprzeczności z już
zebranymi danymi, które jasno pokazują, że życie w rodzinie i w kulturze jest
niezbędne dla zaktualizowania tych psychologicznych potencjalności, które
określają człowieczeństwo. Unikajmy tutaj pomieszania pojęć. Ani nauczyciel,
ani kultura nie tworzą istoty ludzkiej [vel natury człowieka]. Nie zasiewają w nim
zdolności do kochania, do ciekawości, do filozofowania, do używania symboli lub
tworzenia; raczej tylko pozwalają czy pielęgnują, czy zachęcają i pomagają,
żeby to, co istnieje jako zarodek, stało się realne i rzeczywiste. (s. 159)
2. Grupa myślicieli, którzy
pracują nad samoaktualizacją, nad jaźnią, nad autentycznym człowieczeństwem
itp., ustaliła raczej niezbicie, iż człowiek ma tendencję do
samourzeczywistnienia. W wyniku tego jest upominany, żeby był wierny własnej
naturze, żeby ufał sobie, żeby był autentyczny, spontaniczny, szczery w
wyrazie, żeby szukał źródeł swych działań w głębi własnej wewnętrznej natury.
Jednak jest to rada
idealistyczna. Ci myśliciele nie przestrzegają wyraźnie, że większość dorosłych
nie wie, jak być autentycznym i że chcąc „wyrazić samych siebie” mogą
sprowadzić katastrofę nie tylko na siebie, ale i na innych. /…/ Ci myśliciele
są pod wieloma względami niedbali. Założyli nie precyzując jasno, że jeśli
możesz zachować się autentycznie, to zachowasz się dobrze, że jeśli emitujesz
działanie ze swojego wnętrza, to będzie to zachowanie dobre i słuszne. Bardzo
wyraźnie zakłada się, że ów wewnętrzny rdzeń, to prawdziwe ja, jest dobre,
godne zaufania, etyczne. To stwierdzenie wyraźnie odbiega od twierdzenia, że
człowiek sam się aktualizuje, i powinno być osobno udowodnione.
/…/ Nie możemy jednocześnie
rozgrywać dwóch gier – biologicznej i socjologicznej. Nie możemy twierdzić, że
kultura sprawia wszystko bez wyjątku i że w człowieku istnieje wrodzona natura.
Jedno twierdzenie wyklucza drugie. (s. 159-160)
3. Jeśli pragniemy pomóc ludziom
w rozwoju ich człowieczeństwa, to musimy zdać sobie sprawę nie tylko z tego, że
oni sami próbują się zrealizować, lecz również że są niechętni, boja się czy są
niezdolni do tej realizacji. Dopiero zdając sobie w pełni sprawę z tej
dialektyki między zdrowiem a chorobą możemy pomóc w przechyleniu szali na rzecz
zdrowia. (s.164-165)
4. „Dobrą istotę ludzką” możemy
zdefiniować jedynie na podstawie jakiegoś kryterium człowieczeństwa. /…/
Tutaj okażą się bardzo pożyteczne
sformułowania Roberta Hartmana (59). Dobra istota ludzka jest dobra o tyle, o
ile spełnia lub czyni zadość pojęciu „istoty ludzkiej”. (s.168)
Hartman zaprzecza tezie, jakoby
imperatywy moralne można wyprowadzić z danych psychoanalitycznych. /…/
Twierdzę, że psychoanaliza i inne terapie odkrywające po prostu odsłaniają,
czyli ukazują wewnętrzny bardziej biologiczny i instynktoidalny rdzeń natury
ludzkiej. /…/ Wszystkie podstawowe potrzeby należą do tej kategorii, jak
również wrodzone uzdolnienia i talenty jednostki. Nie mówię, że są to
„powinności” lub „nakazy moralne”, przynajmniej w dawnym zewnętrznym sensie.
Mówię jedynie, że są one wrodzone naturze ludzkiej, a ponadto, że ich negowanie
i zniweczenie powoduje psychopatologię, a więc zło, bo chociaż nie są to
synonimy, patologia i zło na pewno zachodzą na siebie (174-175)
5. Każdy z nas ma swą zasadniczą,
wewnętrzną naturę, która jest instynktowna, tkwiąca w nas, dana, „naturalna”,
to znaczy wyposażona w dający się określić dziedziczny czynnik determinujący, i
która wykazuje silną tendencję, aby się utrzymać. /…/
Włączam do tej zasadniczej
wewnętrznej natury instynktoidalne potrzeby podstawowe, zdolności, talenty,
strukturę anatomiczną, równowagę fizjologiczną lub temperamentu, uszkodzenia
przedporodowe i porodowe oraz urazy w niemowlęctwie. Ten wewnętrzny rdzeń objawia
się jako naturalne inklinacje, skłonności lub wewnętrzne zamiłowania. /…/
(s.185)
Ten wewnętrzny rdzeń, chociaż
opierający się na ludzkiej biologii, w pewnym sensie jest raczej słaby niż
silny. Łatwo daje się przezwyciężyć, wyprzeć lub stłumić. Można się go nawet
pozbyć bezpowrotnie. /…/
Wewnętrzna natura każdej osoby ma
pewne cechy posiadane przez wszystkie inne jednostki (obejmujące cały gatunek)
i ma inne należące wyłącznie do danej osoby (idiosynkratyczne). (s.186)
Wiele aspektów tej wewnętrznej,
głębszej natury jest albo (a)
aktywnie wypieranych, jak to opisał Freud, ponieważ jednostka boi się ich lub
je potępia, względnie są one obce jej ego, albo (b) „zapomnianych” (zaniedbanych, nie używanych, pominiętych, nie
wyrażonych słownie lub stłumionych), jak to opisał Schachel. Przeto wiele z tej
wewnętrznej, głębszej natury należy do sfery nieświadomości. (s. 187)
6. Z tego punktu widzenia
społeczeństwo lub kultura mogą albo podsycać wzrost, albo go powstrzymywać.
Źródła wzrostu i człowieczeństwa znajdują się zasadniczo wewnątrz osoby,
społeczeństwo ich nie tworzy ani nie wymyśla, ono może tylko dopomóc lub
przeszkodzić rozwojowi człowieczeństwa. Jest to prawda, chociaż wiemy, że
kultura jest niezbędnym warunkiem dla samoaktualizacji samego człowieczeństwa,
na przykład język, myślenie abstrakcyjne, zdolność do miłości; ale to wszystko
istnieje w formie potencjalnej w zalążku ludzkiej plazmy wcześniej niż kultura.
(s. 207)
A.H. Maslow, W stronę psychologii istnienia, Warszawa 1986.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz