Filozofia od początku (właściwie od Sokratesa)
badała ludzką naturę. Filozofom wydawało się bowiem, że człowieka należy
sprowadzić do samej natury. Oczywiście Platon marzył, że ludzka natura istnieje
i funkcjonuje w świecie idealnym jako wzorzec człowieczeństwa. Ale Arystoteles
szybko sprowadził ją na ziemię dowodząc, że wszystko, czym jest człowiek, musi
być zawarte w jego substancjalnym bycie. To oznaczało, że ludzka natura nie
buja w obłokach, lecz stąpa razem z nami po ziemi. Tak powstała pierwsza
naturalistyczna koncepcja człowieka. Człowiek rodzi się z człowieka i rodzice
przekazują nam wyposażenie istotowe, czyli właśnie ludzką naturę.
Problem pojawił się wtedy, gdy chodziło o wyjaśnienie
ludzkiej rozumności. Arystoteles przyjmował, że Pierwszy Poruszyciel jest
doskonałym umysłem, a zatem mógł być przyczyną ludzkiej rozumności, chociaż nie
było wiadomo, jak to się dzieje. I nie było jasne, dlaczego tylko człowiek jest
rozumny? Już znacznie później Augustyn stwierdził, że rozumną duszę człowieka
stwarza sam Bóg. Ale takie stwierdzenie narzucało wniosek, że człowieczeństwo
należy utożsamić z rozumną duszą. A gdzie się podziała cała reszta? Znów nie
wiadomo.
Scholastyka na nowo podjęła interpretację ludzkiej
natury. Stało się jasne, że człowiek jest bytem duchowo-cielesnym. Posiada
duszę i ciało, które razem tworzą ludzką naturę. W ten sposób powrócono w
zasadzie do ustaleń arystotelesowskich. Jednak doktryna katolicka było już
tematycznie znacznie bogatsza. Odbywano poważne dyskusje teologiczne dotyczące
ludzkiej natury Chrystusa i jego człowieczeństwa (homo factus est). To
prowadziło do sformułowania nowych zagadnień i rozwiązań. Już od czasów
Augustyna i Boecjusz podejmowano dyskusje na temat relacji między naturą i
osobą. Zastanawiano się, jak są one ze sobą powiązane jednocześnie różniąc się
od siebie. Okazało się, że z tych rozważań teologicznych wynikało szersze
rozumienie samego człowieczeństwa. W ten sposób człowiek stał się osobą powiązaną
z naturą. Chociaż nie uświadamiano sobie do końca ważności tego stanowiska, to
jednak wystąpił on w ujęciach antropologicznych i chrystologicznych. Jeżeli
nawet scholastyka nie rozstrzygnęła tego problemu, to dzięki ujawnieniu go
przekazała dalszym pokoleniom. W każdym razie należy stwierdzić, że odtąd można
mówić o człowieku jako osobie powiązanej z naturą. Może trochę na wyrost można
powiedzieć, że człowieczeństwo będzie odtąd obejmowało osobę i naturę
człowieka.
Filozofia nowożytna cofnęła problematykę
człowieczeństwa niemalże do punktu wyjścia. Kartezjusz stworzył
nieprzezwyciężalny dualizm. Człowiek rozpadł się znowu na duszę i ciało
radykalnie sobie przeciwstawione. Przy czym dusza staje się już nie formą
ciała, lecz odrębną substancją myślącą (res cogitans), czyli tym, co później
zostanie zdefiniowane jako świadomość (jaźń). Pojawia się więc jakieś
abstrakcyjne myślenie (cogito) oraz rozciągła cielesność (też abstrakcyjna).
Gdzie w tym wszystkim szukać człowieczeństwa? Nie wiadomo, chyba zupełnie
znikło. Okazuje się, że cała nowożytność idzie w kierunku utożsamienia
człowieczeństwa z myślącą rzeczą – czyli świadomością. Cały ten nurt kończy się
na Husserlu, który zamierza już badać wyłącznie ludzką świadomość. Najlepszym
podsumowaniem tego antropologicznego stanowiska jest określenie człowieka w
systematyce biologicznej jako homo sapiens – człowiek myślący.
Trzeba więc wprost zapytać: – gdzie zamieszkuje
człowieczeństwo? Czy człowieczeństwem jest sama natura człowieka? Czy może jest
nim tylko osoba? Czy wreszcie człowieczeństwem będzie ludzka świadomość (lub
cogito)? Każda z tych propozycji wskazuje na pewien element współtworzący
ludzki byt. Ale tak naprawdę nasze człowieczeństwo obejmuje wszystkie te trzy
elementy. Nie wystarczy jednak stwierdzić, że człowiek jest naturą i osobą i
świadomością, gdyż to nic nam nie mówi. Wydaje się, że trzeba dzisiaj pokazać
wzajemne powiązania i zależności przyczynowe, że trzeba poszukiwać to, co
realne, a odrzucać pozory realności. Trzeba więc wyjaśnić, jak te elementy mają
się do siebie wzajemnie, co stanowi podstawę i fundament ludzkiego bytu, a co
jest jedynie pozornym przejawem realności.
Taką poważną interpretację antropologiczną jest w
stanie dać nam jedynie metafizyka. To właśnie metafizyka bada zależności
przyczynowe, wskazuje na przyczyny i skutki, dzięki czemu osiągamy zrozumienie
realności, co w przypadku człowieka ma zasadnicze znaczenie. Co w człowieku
jest realne i skąd się bierze ta realność? Czy podstawą i przyczyną realności
jest natura, czy osoba, czy może jednak świadomość? Przecież Kartezjusz
twierdził – cogito ergo sum (myślę więc jestem). I właśnie tutaj metafizyka
ostro protestuje. Myślenie nie może być w żadnym wypadku przyczyną realności.
Myślenie jedynie wymyśla różne rzeczy (treści pojęciowe, czyli znaczenia), ale
nie posiada mocy sprawczej i nie jest w stanie wymyślić realności. Realność
pochodzi wyłącznie od istnienia jako jedynej przyczyny realności. Dlatego
przyczyną i zasadą realności ludzkiego bytu jest jego istnienie (akt istnienia),
jak stwierdził Tomasz z Akwinu.
Natomiast przyczyną sprawczą wszelkiej realności
jest Bóg jako Czysty Akt Istnienia. Bóg (Boskie Istnienie) przyczynuje
stworzony akt istnienia w każdym realnym bycie. Zatem Bóg stwarza ludzkie
istnienie, które stanowi wewnętrzną zasadę realności człowieka. Dopiero
następnie ów stworzony akt istnienia wyłania z siebie (emanuje) realność
istotową. Tak powstaje ludzka natura, czyli treściowy porządek istotowy
człowieka. Ludzka natura ma więc przyczynę w akcie istnienia. Istnienie
stworzone przez Boga jest wyposażone we własności transcendentalne (m. in. w
prawdę, dobro i piękno). I właśnie aktywność tych własności istnieniowych
sprawia istotę bytu i wpływa na jej kształt. Własności osobowe kształtują
duchowość istotową, zaś własności nieosobowe (ożywcze) tworzą życie ożywiające
materię. Na kształt wyposażenia istotowego wpływają również przyczyny
zewnętrzne (dlatego jesteśmy podobni do rodziców).
Gdzie w tym wszystkim należy szukać osoby? Zostało
już wyjaśnione, że ludzka natura jest związana z porządkiem istotowym. To
właśnie istota bytu, pojmowana jako złożona z formy i materii, była w swoim
działaniu określana jako natura. Dlatego najprościej jest stwierdzić, że natura
człowieka obejmuje duszę i ciało. Dusza była zawsze pojmowana jako zasada
ożywiająca ciało. Arystoteles przyznawał duszy postać aktu formy, który miał
określać i determinować materialną cielesność. Gdy więc utożsamiamy człowieka z
naturą, wówczas pojmujemy go jako złożonego z duszy i ciała. Jednak takie złożenie
nie może istnieć i funkcjonować samodzielnie. Stąd Augustyn twierdził, że duszę
jako samodzielną substancję stwarza Bóg. To obarczałoby jednak Boga
odpowiedzialnością za niedoskonałość duszy. Z kolei ludzka dusza nie może
powstawać na drodze naturalnej, czyli dzięki ewolucji, gdyż radykalnie
przekracza porządek naturalny (jako siła ożywcza i jako rozumność).
Dlatego konieczne stało się dalsze odkrycie
metafizyczne. Dokonał go Tomasz z Akwinu. To on uznał, że realny byt musi
zawierać przyczynę swej realności (żeby odróżniać się od poznawczego pojęcia).
Taką zasadą i przyczyną może być jedynie akt istnienia. Jak już wspomnieliśmy,
akt istnienia jako podstawa realności jest stwarzany bezpośrednio przez Boga
(przez Czysty Akt Istnienia – Ipsum esse). Bóg stwarza ludzkie istnienia. W
przypadku człowieka akt istnienia jest istnieniem osobowym. Tak określił je K.
Wojtyła (Osoba i czyn). Polscy tomiści zawsze mieli świadomość, że człowiek
jest przede wszystkim osobą. Dzięki ich dorobkowi możemy dziś stwierdzić, że
stworzone przez Boga istnienie stanowi osobową podmiotowość. Dlatego należy
przyjąć, że Bóg stwarza bezpośrednio ludzką osobę. Stworzone istnienie jest u
człowieka wyposażone we własności osobowe, czyli w osobową prawdę, osobowe
dobro i osobowe piękno. I dopiero dalej te osobowe własności tworzą i
przyczynują duchowe wyposażenie istoty człowieka, czyli jego duszę. Natomiast
własności nieosobowe cechujące stworzone istnienie stanowią jakąś
egzystencjalną podmiotowość życia (vivere jako moc ożywcza). Ta egzystencjalna
moc ożywcza istnienia sprawia biologiczne życie, które organizuje cielesną
materię w żywy organizm. W ten sposób porządek egzystencjalny przyczynuje i
kształtuje sferę istotową. Własności istnieniowe kształtują treściowy porządek
istoty. Na tym właśnie polega sprawcza rola istnienia w przyczynowaniu całego
bytu.
Jeżeli teraz zapytamy o stosunek i zależność osoby i
natury, to trzeba odpowiedzieć, że to osoba (jako podmiotowość istnienia)
tworzy i kształtuje porządek natury (jej treściowe wyposażenie) zarówno na
poziomie duchowym, jak i na poziomie cielesnym dzięki powiązaniu z życiem
ożywiającym ciało. Dlatego ludzka natura nie może istnieć bez osobowego
istnienia. Natura przede wszystkim w zakresie swej duchowości jest
podporządkowana bezpośrednio osobie, a pośrednio także w zakresie swej
ożywionej cielesności. Bez tych związków natura nie może prawidłowo
funkcjonować.
Co więc się stanie, gdy natura będzie chciała się
oderwać od osoby? Otóż wówczas następuje znany dramat człowieka. Katolicka teologia
nazywa to upadkiem grzechu pierworodnego. Jest to efekt tego, że natura pragnie
działać sama z siebie. Jak już mówiliśmy, natura czerpie swoją realność i
realne działanie od aktu istnienia (czyli od osobowej aktywności). Jeżeli
jednak będziemy chcieli zadziałać inaczej, niejako wbrew realności, to wówczas
wkraczamy w całkiem nowy porządek – czyli w podmiotowość intencjonalną. Tak
właśnie „powstaje” nasza świadomość. Gdy natura w zakresie swej duchowości
oderwie się od osobowej podmiotowości i aktywności, wtedy popada w stan
możnościowy. Próbuje wówczas wydobyć swoje działanie z poziomu możnościowego.
Władze duchowe same w sobie stanowią możność (potentia). Aby działać w sposób
realny i osobowy, muszą czerpać aktywność z mocy sprawczej osobowych własności
istnieniowych. Ale jeśli tego zabraknie, to duchowe władze możnościowe zostają
sprowadzone do poziomu potencjalnego (intencjonalnego), a to znaczy, że
utraciły realną moc działania i pozostaje im jedynie działanie nierealne
(niezbyt realne), czyli pozorne. Wtedy pojawia się myślenie (cogito) w naszym
rozumie, w woli zaś pojawia się wolny wybór (liberum arbitrium), natomiast w
naszej uczuciowości pojawiają się doznania przyjemności (passiones
delectationis). W ten sposób w naszej duszy rodzi się sfera możnościowa, czyli
świadomość, która zaczyna działać wyłącznie pod wpływem efektów doznań
cielesnych (doznań zmysłowych). Rozum zaczyna kierować się wrażeniami
zmysłowymi, wola zaczyna wybierać spośród pożądliwości zmysłowych, a uczucia
doświadczają jedynie przyjemności zmysłowych.
Tak powstaje sfera możnościowa naszej upadłej
natury, którą filozofia nowożytna nazwała świadomością (a wcześniej jaźnią).
Potocznie świadomość ujmuje się jako podmiotowość myślenia, idąc za myślą
Kartezjusza. Ale już u samego Mistrza cogito obejmowało działania wszystkich
trzech władz duszy. Niestety w przeciwieństwie do podmiotowości osobowej
świadomość nie stanowi realnego podmiotu. Ona jest jedynie podmiotowością
intencjonalną (używając terminologii fenomenologicznej) albo podmiotowością
możnościową (używając terminologii arystotelesowskiej).
Przeto świadomość nie może stanowić realnego
człowieczeństwa, ale jest tylko wypaczeniem ludzkiej natury. Oczywiście ludzka
natura może się kierować propozycjami świadomości, ale to zupełnie nie znaczy,
iż osiąga w ten sposób poziom realności. Mówiąc bez ogródek natura staje się
dzięki temu mniej realna lub niezbyt realna (czyli nierealna). Nasze myślenie
nigdy nie będzie miało statusu realnego aktu. Ono pozostaje zawsze czymś
możnościowym. Jest intencjonalne, czyli posiada status intencji myślnej, a nie
realności.
Dlatego nie wolno uważać świadomości za przejaw
ludzkiego człowieczeństwa, gdyż wówczas sprowadzamy człowieczeństwo do czegoś
tylko pomyślanego, a człowieczeństwo powinno być czymś zasadniczo realnym. Nie
można sprowadzać człowieczeństwa do samej świadomości. Stąd definiowanie
człowieka jako świadomość jest poważnym błędem. Realny człowiek jest osobą.
Człowiek jest przede wszystkim osobą. Jest osobową podmiotowością, która przyczynuje
i sprawia cały porządek natury ludzkiej. Dopiero kiedy natura próbuje się
oderwać od osoby, wtedy staje się świadomością, czyli podmiotowością
intencjonalną. Ale to nie jest realny podmiot działania. Człowiek w swoim
człowieczeństwie musi być czymś realnym, a nie tylko pomyślanym. Dzisiaj
człowiek woli wymyślać siebie od nowa niż zgodzić się na swoją własną realność.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż człowiek upatruje swoją wolność właśnie w
myśleniu i wybieraniu, a także przeżywaniu przyjemności. Ale to jest jakieś
potworne złudzenie. Wszystko bierze się stąd, że porzucono metafizykę i dlatego
zapomniano o realności. Trzeba przywrócić poznanie realności, bo inaczej
zginiemy skacząc w ponurą otchłań myślenia. Czyżby już nie było ratunku dla
człowieka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz