(8)[Sumienie
IV] Cała historia
problemu, jaka rozwija się w teologii i filozofii chrześcijańskiej od samego
początku (już u św. Pawła), ale również nauczanie Jana Pawła II pokazują nam,
że moralne pojęcie sumienia jest złożone, gdyż obejmuje jednocześnie dwie
rzeczy – jedną jest samo sumienie jako pierwsza zasada działania moralnego,
która ma swoje źródło w „głosie Bożym”, zaś drugą rzeczą jest osąd moralny,
który dotyczy moralnej oceny naszych działań, tych zamierzonych i tych
popełnionych, oceny dokonywanej na podstawie wskazań owego głosu lub nakazu
sumienia – „czyń dobro, a unikaj zła”.
Wynika z tego, że pierwsze
jest sumienie. Dalej że sumienie jest powiązane z Boskim oddziaływaniem na
człowieka, z Boskim darem łaski, czyli z Boską interwencją w sercu lub
egzystencji człowieka, z nawiązaniem przez Boga relacji osobowych z
człowiekiem. Dlatego wezwanie sumienia nazywane jest „głosem Bożym”, ponieważ
to właśnie w sumieniu i poprzez nie przemawia albo znajduje wyraz Boskie Dobro
oddziałujące na człowieka dzięki osobowej relacji miłości. Bóg jest Miłością i
dzięki nawiązaniu osobowej relacji obdarza sobą człowieka. Dzięki relacji
miłości Boskie Dobro łączy się z naszym osobowym dobrem zawartym w istnieniu i
wzmaga jego działanie (aktywność). Dopiero wtedy nasze osobowe dobro, które
stanowi transcendentalną własność naszego istnienia, może ujawnić się na
zewnątrz. Dopiero wtedy nasze dobro może ujawnić swą pełnię, gdyż zostało
napełnione Boskim Dobrem. To właśnie ta pełnia osobowego dobra może przemówić
do nas i dlatego woła do nas głosem sumienia (słowem lub mową serca). Głos albo
słowo sumienia jest wezwaniem samego osobowego dobra. Dobro wzywa nas do
siebie, przywołuje nas do siebie, pociąga nas. Dobro domaga się afirmacji.
Dlatego możemy powiedzieć, że to dobro powołuje nas do siebie. To powołanie i
wezwanie dobra stanowi i wyznacza powinność człowieka. Staje się ono
powinnością sumienia, która znajduje wyraz w tym wezwaniu: „czyń dobro”. Takie
sumienie stanowi pobudkę dla woli. To właśnie sumienie wywołuje w woli akt
afirmacji (czyli miłości).
Wszystko zaczyna się zatem w
istnieniu dzięki osobowej relacji miłości. To pozwala objawić się osobowemu
dobru i przemówić głosem sumienia (słowem serca). Z kolei wezwanie sumienia
pobudza wolę do aktu chcenia (czyli afirmacji). Dzięki temu wola może chcieć
dobra (osobowego dobra), a więc rodzi się w niej akt miłości jako afirmacja
osobowego dobra. Ale jeżeli wola odrzuci głos sumienia, wówczas skazuje się
wyłącznie na akty wyboru. Wtedy wola zaczyna działać jako wolna decyzja (liberum
arbitrium – wolny osąd moralny).
Ale przecież człowiek działa
w sposób rozumny. Działa na podstawie rozumu. I właśnie tutaj pojawia się
najważniejszy problem. Nasz rozum musi teraz to wszystko poznać i zrozumieć.
Czy jednak wiedza moralna jest taka oczywista? Jeżeli rozum nie zostanie
jednocześnie oświecony światłem prawdy, to zaczyna przedkładać swoją wiedzę nad
wezwanie sumienia. Sumienie się nie myli, jeśli przemawia przez nie głos lub
wezwanie dobra. Ale rozum w swoim myśleniu może to podważyć, może to zanegować,
a nawet odrzucić. To znaczy, że rozum pozbawiony prawdy nie będzie w stanie
przyjąć nakazu sumienia. Wtedy rozum zaczyna sam tworzyć swoje własne oceny
moralne.
Osąd moralny jest dokonywany
z udziałem rozumu. Jest dokonywany pod wpływem myślenia i wiedzy rozumu. To
rozum może się mylić, kiedy przykłada swoją błędną wiedzę do działania i ocenia
je według tej wiedzy. Osąd moralny, aby był słuszny i prawy, musi uwzględniać
głos i wezwanie sumienia.
Tradycja filozoficzna głosi,
że wola pragnie dobra z konieczności. Wola pragnie dobra ogólnego. Możemy więc
powiedzieć, że wola w swoim chceniu dobra nie błądzi, gdyż kieruje się głosem
sumienia. Jeśli wola afirmuje dobro, wówczas jest i pozostaje prawa
(sprawiedliwa). Ale rozum ze swej strony musi dokonać rozpoznania dobra, albo
przynajmniej musi stwierdzić, co jest dobrem, a co złem. Rozum dokonuje takiego
rozpoznania na podstawie wiedzy, jaką dysponuje. Jeżeli ta wiedza nie jest
mądrością przepojoną światłem prawdy i afirmacją dobra, to wtedy staje się
niepewna lub całkiem wątpliwa. Rozum nie wie i nie poznaje wtedy niczego do
końca, nie wie lub nie zna niczego w pełni, jak zatem może wydać poprawny sąd
na temat działania? Widać to doskonale na przykładzie różnych poglądów
etycznych. Na przestrzeni wieków sformułowano najróżniejsze koncepcje dobra
(hedonizm, intelektualizm, eudajmonizm, idealizm, naturalizm, utylitaryzm,
deontonomizm). Wszystkie te koncepcje nie ujmują dobra w pełni. Pokazują tylko
różne postaci dobra (różne dobre rzeczy).
Okazuje się zatem, że
filozofia moralna (etyka) nie dysponowała do tej pory i pewnie nadal nie
dysponuje odpowiednimi narzędziami do wykrycia pełnego osobowego dobra. Dopiero
fakt wcielenia Syna Bożego i dar Ducha Świętego ujawniły ludziom nowe źródła
moralności. Dopiero Chrystus objawił ludziom pełnię osobowej egzystencji człowieka.
Dopiero możliwość bezpośredniego kontaktu z Bogiem dzięki łasce odkryła przed
człowiekiem pełnię osoby. Dlatego przez wieki lekarstwem na bolączki człowieka
była teologia moralna, która od razu jako Najwyższe Dobro ukazywała samego
Boga. Dlatego ludzkie działania odnoszono wprost do Boga. Nasze działania
porównywano z nakazami Prawa Bożego, czyli z Dekalogiem. Odnoszono też ludzkie
działania do Ewangelicznego przykazania miłości. Wszystko to powodowało
oczywistość oceny moralnej ludzkiego działania. Można powiedzieć, że tylko to
strzegło człowieka przed wszystkimi wykroczeniami myślenia o dobru. Kościół
dodał do tego własne oceny moralne, np. kategorie grzechów głównych, które
uzupełniały przykazania Boskie. Ale dziś, kiedy zanegowano wpływ Boga na
ludzkie życie, powstał poważny problem. W związku z tym sformułowano właśnie
postulat absolutnej wolności człowieka.
Trzeba więc zapytać, co może
zrobić ludzki rozum, który oderwał się od Boga, albo traktuje Go jako swoje
myślenie o Bogu i nic ponadto? Czy w ogóle można sprowadzić Boga do wiedzy lub
myślenia o Nim?
Jeżeli rozum odrzuci
realność samego źródła rzeczywistości, jeśli odrzuci realność Boga, to tym
samym zaneguje samą realność człowieka. Wtedy właśnie zaczyna wszystko wymyślać
„od nowa”, aby dzięki temu zagarnąć całą władzę (czyli zdobyć władzę
absolutną). Ale taka władza dotyczy tylko samego upadku, grzechu i nicości.
Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Oczywiście znika razem z Boską Przyczyną
realności. Pozostaje jednak myślenie – myślenie, które samo jest zabójcze.
Tragedią człowieka jest
moment, kiedy jego myślenie staje się absolutem, kiedy wyabsolutnia się, jakby
powiedział Levinas. Wówczas myślenie szaleje i zaczyna wymyślać najróżniejsze
rzeczy, zaczyna przede wszystkim wymyślać własne oceny moralne albo raczej
porzuca wszelkie oceny (to jest chęć wyjścia poza dobro i zło). Wtedy właśnie
ma miejsce fakt, że wszystkie oceny moralne stają się tworem naszego rozumu i
myślenia. A jeszcze gorzej dzieje się, jeżeli te wymyślone oceny moralne (przecież
są to sądy moralne) zaczynamy traktować jako głos sumienia. Nie ma to bowiem
żadnego realnego związku z faktycznym głosem sumienia. Po prostu dzięki
zanegowaniu Boga i dzięki odrzuceniu kontaktu z realnym Bogiem uniemożliwiamy
Bogu bezpośrednie oddziaływanie na naszą osobę i osobową godność, co w
konsekwencji powoduje zupełną niemożność dotarcia do głębi człowieczeństwa. Po
prostu nie jesteśmy w stanie doświadczyć żadnego oddziaływania osoby i nie
możemy dotrzeć do godności człowieka. Pozostajemy wówczas głusi i ślepi na
wezwanie osoby, na głos osoby lub mowę serca. Pozostajemy tym samym całkowicie głusi na „Boży głos” sumienia.
Sumienie wtedy milczy. Kiedy zaczynamy kierować się samym myśleniem, wówczas
sumienie milknie. Myślenie nie ma żadnego kontaktu ze sferą osobową. Nie ma
kontaktu z osobą ludzką, ani z osobą Boską. Przecież zdarzają się szaleńcy,
którzy twierdzą, że Bóg każe im zabijać. Tak naprawdę to ktoś inny (np. szatan)
musi ukrywać się za takim myśleniem o Bogu. Dlatego strzeżmy się własnego
myślenia o Bogu. Jeśli się zdarzy, że cała nasza relacja z Bogiem oparta jest
wyłącznie na naszym myśleniu, to jest znak, że jest już źle, gdyż zerwaliśmy
realny kontakt z Bogiem. Musimy się wtedy jak najszybciej nawrócić. Musimy
wyrwać się z kręgu myślenia, a to znaczy, że na nowo musimy uwierzyć, aby
spotkać się z Bożą Prawdą, a dzięki wierze móc „pójść za Chrystusem”. Dzięki
wierze musimy się dać pociągnąć Bogu. Musimy po prostu przyjąć realnego Boga
(Chrystusa) i zaafirmować Go. Dopiero wówczas odkryjemy prawdziwe i realne
źródło moralności. Dopiero wówczas przemówi do nas głos sumienia.
Czy jednak człowiek może
przyjąć i zrozumieć ów głos sumienia? Co jest do tego potrzebne? Otóż potrzebny
jest realny kontakt z prawdą. Tak jak przemawia do nas dobro w wezwaniu
sumienia, tak samo musi przemówić do nas prawda. Ale znów nie chodzi tu o
prawdę naszego myślenia, jak chciał Kartezjusz, który uważał, że prawdziwe jest
to, co mogę pomyśleć jasno i wyraźnie. Wtedy prawda staje się zgodnością
myślenia z nim samym i może mieć co najwyżej charakter prawdy logicznej, ale
nie realnej. Tak naprawdę potrzebna jest nam prawda realności. Potrzebna jest
prawda bytu, a w przypadku człowieka – prawda osobowa, czyli prawda samego
istnienia.
Taka prawdę odkrywamy w
kontemplacji, gdy pod wpływem nawiązanej z Bogiem relacji wiary, Boska Prawda
staje się już obecna w naszej osobie i otwiera nasz umysł (rozum) na siebie
samą. Wywołuje dzięki temu w naszym rozumie akt uznania – uznania i akceptacji
realnej prawdy, przede wszystkim realnej prawdy osoby (Boga i człowieka).
Dopiero otwarcie rozumu na zewnętrzną (czyli realną) prawdę prowadzi do
właściwego zrozumienia rzeczywistości, do zrozumienia człowieka i Boga, do
poznania osoby.
Dlatego w budowaniu podstaw
moralności papież Jan Paweł II stale domagał się uwzględniania prawdy. Tej
realnej prawdy oraz tej Prawdy Boskiej. Abyśmy mogli połączyć się z obu tymi
prawdami potrzebna jest kontemplacja. To kontemplacja i przyniesiona przez nią
prawda otwierają nasz rozum na rzeczywistość. Kontemplacja jest uznaniem prawdy
i sensu rzeczywistości. Pod wpływem kontemplacji dokonuje się uznanie
(akceptacja) realności, dalej prawdy i sensu bytu, wreszcie osobowej prawdy
człowieka i sensu ludzkiej godności. Kontemplacja nie jest aktem lub działaniem
naszego rozumu. Kontemplacja jest bezpośrednim oddziaływaniem prawdy bytu
(prawdy istnienia). Kontemplacja jest bezpośrednim doświadczeniem prawdy. Jest
jej przyjęciem. Pod wpływem kontemplacja umysł zostaje pochłonięty przez
prawdę.
Można powiedzieć, że dzięki
kontemplacji umysł żywi się samą prawdą. Przyjmuje prawdę, uznaje ją i
akceptuje. Jeżeli rozum raz przyjmie prawdę i jeśli ją uzna, wtedy osiąga
zdolność i trwałą dyspozycję przyjmowania i rozumienia każdej prawdy. Rozum
pobudzony przez kontemplację staje się otwarty na prawdę. Kontemplacja staje
się dla rozumu pobudką, tak jak sumienie staje się pobudką dla woli.
Kontemplacja staje się dla rozumu pobudką do prawdziwego i słusznego poznania.
To dzięki kontemplacji rozum osiąga doskonałość w poznaniu i uznaniu prawdy.
Dzięki temu rozum osiąga po prostu wiarę w prawdę. Gdy później spotyka jakąś
prawdę, to od razu ją przyjmuje i uznaje (bez dyskursu, bez dyskusji, bez
sylogistycznego rozumowania). Tego nie osiągniemy nigdy na podstawie
doświadczenia zmysłowego. Dlatego wiedza empiryczna jest użyteczna (pożyteczna)
dla człowieka, ale nie dociera do osobowej prawdy o człowieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz