22.01.2016

Rozważania wokół sumienia (8)



(8)[Sumienie IV] Cała historia problemu, jaka rozwija się w teologii i filozofii chrześcijańskiej od samego początku (już u św. Pawła), ale również nauczanie Jana Pawła II pokazują nam, że moralne pojęcie sumienia jest złożone, gdyż obejmuje jednocześnie dwie rzeczy – jedną jest samo sumienie jako pierwsza zasada działania moralnego, która ma swoje źródło w „głosie Bożym”, zaś drugą rzeczą jest osąd moralny, który dotyczy moralnej oceny naszych działań, tych zamierzonych i tych popełnionych, oceny dokonywanej na podstawie wskazań owego głosu lub nakazu sumienia – „czyń dobro, a unikaj zła”.

Wynika z tego, że pierwsze jest sumienie. Dalej że sumienie jest powiązane z Boskim oddziaływaniem na człowieka, z Boskim darem łaski, czyli z Boską interwencją w sercu lub egzystencji człowieka, z nawiązaniem przez Boga relacji osobowych z człowiekiem. Dlatego wezwanie sumienia nazywane jest „głosem Bożym”, ponieważ to właśnie w sumieniu i poprzez nie przemawia albo znajduje wyraz Boskie Dobro oddziałujące na człowieka dzięki osobowej relacji miłości. Bóg jest Miłością i dzięki nawiązaniu osobowej relacji obdarza sobą człowieka. Dzięki relacji miłości Boskie Dobro łączy się z naszym osobowym dobrem zawartym w istnieniu i wzmaga jego działanie (aktywność). Dopiero wtedy nasze osobowe dobro, które stanowi transcendentalną własność naszego istnienia, może ujawnić się na zewnątrz. Dopiero wtedy nasze dobro może ujawnić swą pełnię, gdyż zostało napełnione Boskim Dobrem. To właśnie ta pełnia osobowego dobra może przemówić do nas i dlatego woła do nas głosem sumienia (słowem lub mową serca). Głos albo słowo sumienia jest wezwaniem samego osobowego dobra. Dobro wzywa nas do siebie, przywołuje nas do siebie, pociąga nas. Dobro domaga się afirmacji. Dlatego możemy powiedzieć, że to dobro powołuje nas do siebie. To powołanie i wezwanie dobra stanowi i wyznacza powinność człowieka. Staje się ono powinnością sumienia, która znajduje wyraz w tym wezwaniu: „czyń dobro”. Takie sumienie stanowi pobudkę dla woli. To właśnie sumienie wywołuje w woli akt afirmacji (czyli miłości).

Wszystko zaczyna się zatem w istnieniu dzięki osobowej relacji miłości. To pozwala objawić się osobowemu dobru i przemówić głosem sumienia (słowem serca). Z kolei wezwanie sumienia pobudza wolę do aktu chcenia (czyli afirmacji). Dzięki temu wola może chcieć dobra (osobowego dobra), a więc rodzi się w niej akt miłości jako afirmacja osobowego dobra. Ale jeżeli wola odrzuci głos sumienia, wówczas skazuje się wyłącznie na akty wyboru. Wtedy wola zaczyna działać jako wolna decyzja (liberum arbitrium – wolny osąd moralny).

Ale przecież człowiek działa w sposób rozumny. Działa na podstawie rozumu. I właśnie tutaj pojawia się najważniejszy problem. Nasz rozum musi teraz to wszystko poznać i zrozumieć. Czy jednak wiedza moralna jest taka oczywista? Jeżeli rozum nie zostanie jednocześnie oświecony światłem prawdy, to zaczyna przedkładać swoją wiedzę nad wezwanie sumienia. Sumienie się nie myli, jeśli przemawia przez nie głos lub wezwanie dobra. Ale rozum w swoim myśleniu może to podważyć, może to zanegować, a nawet odrzucić. To znaczy, że rozum pozbawiony prawdy nie będzie w stanie przyjąć nakazu sumienia. Wtedy rozum zaczyna sam tworzyć swoje własne oceny moralne.

Osąd moralny jest dokonywany z udziałem rozumu. Jest dokonywany pod wpływem myślenia i wiedzy rozumu. To rozum może się mylić, kiedy przykłada swoją błędną wiedzę do działania i ocenia je według tej wiedzy. Osąd moralny, aby był słuszny i prawy, musi uwzględniać głos i wezwanie sumienia.

Tradycja filozoficzna głosi, że wola pragnie dobra z konieczności. Wola pragnie dobra ogólnego. Możemy więc powiedzieć, że wola w swoim chceniu dobra nie błądzi, gdyż kieruje się głosem sumienia. Jeśli wola afirmuje dobro, wówczas jest i pozostaje prawa (sprawiedliwa). Ale rozum ze swej strony musi dokonać rozpoznania dobra, albo przynajmniej musi stwierdzić, co jest dobrem, a co złem. Rozum dokonuje takiego rozpoznania na podstawie wiedzy, jaką dysponuje. Jeżeli ta wiedza nie jest mądrością przepojoną światłem prawdy i afirmacją dobra, to wtedy staje się niepewna lub całkiem wątpliwa. Rozum nie wie i nie poznaje wtedy niczego do końca, nie wie lub nie zna niczego w pełni, jak zatem może wydać poprawny sąd na temat działania? Widać to doskonale na przykładzie różnych poglądów etycznych. Na przestrzeni wieków sformułowano najróżniejsze koncepcje dobra (hedonizm, intelektualizm, eudajmonizm, idealizm, naturalizm, utylitaryzm, deontonomizm). Wszystkie te koncepcje nie ujmują dobra w pełni. Pokazują tylko różne postaci dobra (różne dobre rzeczy).

Okazuje się zatem, że filozofia moralna (etyka) nie dysponowała do tej pory i pewnie nadal nie dysponuje odpowiednimi narzędziami do wykrycia pełnego osobowego dobra. Dopiero fakt wcielenia Syna Bożego i dar Ducha Świętego ujawniły ludziom nowe źródła moralności. Dopiero Chrystus objawił ludziom pełnię osobowej egzystencji człowieka. Dopiero możliwość bezpośredniego kontaktu z Bogiem dzięki łasce odkryła przed człowiekiem pełnię osoby. Dlatego przez wieki lekarstwem na bolączki człowieka była teologia moralna, która od razu jako Najwyższe Dobro ukazywała samego Boga. Dlatego ludzkie działania odnoszono wprost do Boga. Nasze działania porównywano z nakazami Prawa Bożego, czyli z Dekalogiem. Odnoszono też ludzkie działania do Ewangelicznego przykazania miłości. Wszystko to powodowało oczywistość oceny moralnej ludzkiego działania. Można powiedzieć, że tylko to strzegło człowieka przed wszystkimi wykroczeniami myślenia o dobru. Kościół dodał do tego własne oceny moralne, np. kategorie grzechów głównych, które uzupełniały przykazania Boskie. Ale dziś, kiedy zanegowano wpływ Boga na ludzkie życie, powstał poważny problem. W związku z tym sformułowano właśnie postulat absolutnej wolności człowieka.

Trzeba więc zapytać, co może zrobić ludzki rozum, który oderwał się od Boga, albo traktuje Go jako swoje myślenie o Bogu i nic ponadto? Czy w ogóle można sprowadzić Boga do wiedzy lub myślenia o Nim?

Jeżeli rozum odrzuci realność samego źródła rzeczywistości, jeśli odrzuci realność Boga, to tym samym zaneguje samą realność człowieka. Wtedy właśnie zaczyna wszystko wymyślać „od nowa”, aby dzięki temu zagarnąć całą władzę (czyli zdobyć władzę absolutną). Ale taka władza dotyczy tylko samego upadku, grzechu i nicości. Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? Oczywiście znika razem z Boską Przyczyną realności. Pozostaje jednak myślenie – myślenie, które samo jest zabójcze.

Tragedią człowieka jest moment, kiedy jego myślenie staje się absolutem, kiedy wyabsolutnia się, jakby powiedział Levinas. Wówczas myślenie szaleje i zaczyna wymyślać najróżniejsze rzeczy, zaczyna przede wszystkim wymyślać własne oceny moralne albo raczej porzuca wszelkie oceny (to jest chęć wyjścia poza dobro i zło). Wtedy właśnie ma miejsce fakt, że wszystkie oceny moralne stają się tworem naszego rozumu i myślenia. A jeszcze gorzej dzieje się, jeżeli te wymyślone oceny moralne (przecież są to sądy moralne) zaczynamy traktować jako głos sumienia. Nie ma to bowiem żadnego realnego związku z faktycznym głosem sumienia. Po prostu dzięki zanegowaniu Boga i dzięki odrzuceniu kontaktu z realnym Bogiem uniemożliwiamy Bogu bezpośrednie oddziaływanie na naszą osobę i osobową godność, co w konsekwencji powoduje zupełną niemożność dotarcia do głębi człowieczeństwa. Po prostu nie jesteśmy w stanie doświadczyć żadnego oddziaływania osoby i nie możemy dotrzeć do godności człowieka. Pozostajemy wówczas głusi i ślepi na wezwanie osoby, na głos osoby lub mowę serca. Pozostajemy tym samym  całkowicie głusi na „Boży głos” sumienia. Sumienie wtedy milczy. Kiedy zaczynamy kierować się samym myśleniem, wówczas sumienie milknie. Myślenie nie ma żadnego kontaktu ze sferą osobową. Nie ma kontaktu z osobą ludzką, ani z osobą Boską. Przecież zdarzają się szaleńcy, którzy twierdzą, że Bóg każe im zabijać. Tak naprawdę to ktoś inny (np. szatan) musi ukrywać się za takim myśleniem o Bogu. Dlatego strzeżmy się własnego myślenia o Bogu. Jeśli się zdarzy, że cała nasza relacja z Bogiem oparta jest wyłącznie na naszym myśleniu, to jest znak, że jest już źle, gdyż zerwaliśmy realny kontakt z Bogiem. Musimy się wtedy jak najszybciej nawrócić. Musimy wyrwać się z kręgu myślenia, a to znaczy, że na nowo musimy uwierzyć, aby spotkać się z Bożą Prawdą, a dzięki wierze móc „pójść za Chrystusem”. Dzięki wierze musimy się dać pociągnąć Bogu. Musimy po prostu przyjąć realnego Boga (Chrystusa) i zaafirmować Go. Dopiero wówczas odkryjemy prawdziwe i realne źródło moralności. Dopiero wówczas przemówi do nas głos sumienia.

Czy jednak człowiek może przyjąć i zrozumieć ów głos sumienia? Co jest do tego potrzebne? Otóż potrzebny jest realny kontakt z prawdą. Tak jak przemawia do nas dobro w wezwaniu sumienia, tak samo musi przemówić do nas prawda. Ale znów nie chodzi tu o prawdę naszego myślenia, jak chciał Kartezjusz, który uważał, że prawdziwe jest to, co mogę pomyśleć jasno i wyraźnie. Wtedy prawda staje się zgodnością myślenia z nim samym i może mieć co najwyżej charakter prawdy logicznej, ale nie realnej. Tak naprawdę potrzebna jest nam prawda realności. Potrzebna jest prawda bytu, a w przypadku człowieka – prawda osobowa, czyli prawda samego istnienia.

Taka prawdę odkrywamy w kontemplacji, gdy pod wpływem nawiązanej z Bogiem relacji wiary, Boska Prawda staje się już obecna w naszej osobie i otwiera nasz umysł (rozum) na siebie samą. Wywołuje dzięki temu w naszym rozumie akt uznania – uznania i akceptacji realnej prawdy, przede wszystkim realnej prawdy osoby (Boga i człowieka). Dopiero otwarcie rozumu na zewnętrzną (czyli realną) prawdę prowadzi do właściwego zrozumienia rzeczywistości, do zrozumienia człowieka i Boga, do poznania osoby.

Dlatego w budowaniu podstaw moralności papież Jan Paweł II stale domagał się uwzględniania prawdy. Tej realnej prawdy oraz tej Prawdy Boskiej. Abyśmy mogli połączyć się z obu tymi prawdami potrzebna jest kontemplacja. To kontemplacja i przyniesiona przez nią prawda otwierają nasz rozum na rzeczywistość. Kontemplacja jest uznaniem prawdy i sensu rzeczywistości. Pod wpływem kontemplacji dokonuje się uznanie (akceptacja) realności, dalej prawdy i sensu bytu, wreszcie osobowej prawdy człowieka i sensu ludzkiej godności. Kontemplacja nie jest aktem lub działaniem naszego rozumu. Kontemplacja jest bezpośrednim oddziaływaniem prawdy bytu (prawdy istnienia). Kontemplacja jest bezpośrednim doświadczeniem prawdy. Jest jej przyjęciem. Pod wpływem kontemplacja umysł zostaje pochłonięty przez prawdę.

Można powiedzieć, że dzięki kontemplacji umysł żywi się samą prawdą. Przyjmuje prawdę, uznaje ją i akceptuje. Jeżeli rozum raz przyjmie prawdę i jeśli ją uzna, wtedy osiąga zdolność i trwałą dyspozycję przyjmowania i rozumienia każdej prawdy. Rozum pobudzony przez kontemplację staje się otwarty na prawdę. Kontemplacja staje się dla rozumu pobudką, tak jak sumienie staje się pobudką dla woli. Kontemplacja staje się dla rozumu pobudką do prawdziwego i słusznego poznania. To dzięki kontemplacji rozum osiąga doskonałość w poznaniu i uznaniu prawdy. Dzięki temu rozum osiąga po prostu wiarę w prawdę. Gdy później spotyka jakąś prawdę, to od razu ją przyjmuje i uznaje (bez dyskursu, bez dyskusji, bez sylogistycznego rozumowania). Tego nie osiągniemy nigdy na podstawie doświadczenia zmysłowego. Dlatego wiedza empiryczna jest użyteczna (pożyteczna) dla człowieka, ale nie dociera do osobowej prawdy o człowieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz