Sztuka i wizerunek
człowieka
Aby rozpocząć życie duchowe,
człowiek potrzebuje jakiegoś mocnego i trwałego impulsu. Takim pierwszym
impulsem jest słowo. Słowo musimy odnaleźć w sobie. To może być Słowo Boże,
które przemawia do nas mocą samej Boskiej Prawdy. Ale to może być również słowo
ludzkie, które wyrasta u człowieka z mocy jego osobowej prawdy.
Jeżeli przyjmiemy osobową
prawdę, wówczas zdobędziemy słowo prawdy, które nadaje naszemu poznaniu moc
oglądania realności (intelligere). Właśnie dzięki temu widzeniu realności
osiągamy rozumienie rzeczywistości (intellectus). Tylko takie rozumienie jest
prawdziwym doświadczeniem realności bytów. To jest prawdziwy i rzeczywisty
kontakt poznawczy. Doświadczenie zmysłowe jest jedynie oglądaniem zewnętrznym,
jest doświadczeniem sfery zjawiskowej.
Jeżeli oglądamy człowieka z
zewnątrz, to możemy go opisać i powiedzieć, jak wygląda, ale to nie znaczy, że
wiemy, kim jest człowiek. Dlatego do pełnego poznania bytów potrzeba tego
wglądu jakby do środka, do wnętrza. Takim wewnętrznym oglądem jest rozumienie
(intelligere). Dopiero wtedy poznajemy, kim jest człowiek sam w sobie. I
dopiero wtedy możemy powiedzieć o człowieku coś prawdziwego, gdy dotrzemy do
jego osobowej prawdy. Stąd prawda jest stwierdzenie, że człowiek jest osobą.
Człowiek jest przede wszystkim osobą. Wszystko inne pozostaje jedynie
zjawiskiem, czyli zewnętrznym wizerunkiem człowieka. Wizerunek człowieka tworzy
nasze myślenie na podstawie danych zmysłowych. Dlatego taki wizerunek jest
tylko naszym wyobrażeniem o człowieku. To jest tylko maska, pod którą ukrywa
się prawdziwe człowieczeństwo. To jest owa mina Witkiewicza oraz owa gęba
Gombrowicza, które widzimy i oceniamy zamiast człowieka.
Dzisiejsza kultura zmusza
człowieka do życia wizerunkowego, gdyż wszyscy wkoło głoszą, że liczy się
jedynie wizerunek medialny. Mamy więc wyścigi w dziwności i potworności
wizerunku albo wyścigi w jego uładnieniu i przesładzaniu. Osoby publiczne
prześcigają się w tworzeniu własnych wizerunków albo po prostu wynajmują
odpowiednich stylistów. Sesje fotograficzne dla kolorowych czasopism mają
wydobywać niezwykłość stworzonych wizerunków.
Ale czy w tym wszystkim
możemy dostrzec jakieś osobowe piękno człowieka? Musimy pamiętać, że nie da się
wymyślić prawdziwego piękna. Możemy wymyślać szokujące wizerunki i zdjęcia,
lecz pozostają one tak bezuczuciowe i beznamiętne, że aż straszą jakimś martwym
i bezdusznym zimnem. Prawdziwe piękno jest namiętne i gorące, gdyż przejawia
się jako życie. Piękno jest przede wszystkim żywe, gdyż to właśnie piękno
ożywia człowieka dając mu życie. Ale nie da się wymyślić takiego piękna, bo ono
jest dziełem stwórczym. Wymyślone piękno jest zimne i martwe. Jest pozbawione
życia. Dlatego tak naprawdę jest nieludzkie, gdyż jest demoniczne. Współczesny
wizerunek człowieka staje się demoniczny, a to znaczy, że widać tam śmierć a
nie życie.
Dziś artyści hodują jedynie
własne demony. Wystarczy spojrzeć na ich obrazy lub instalacje. W tym wszystkim
mamy coraz mniej życia i żywotności. Można radykalnie stwierdzić, że w sztuce
zapanowała martwota. Świetnym przykładem jest Beksiński, który odkrył sens
malarstwa – czyli światło i przestrzeń – światło, które tworzy przestrzeń. Ale
to odkrycie utopił w jakiejś fantastycznej martwocie. I cóż się stało? Sam
znalazł się martwy w tym swoim świecie.
Czy można przywrócić sztuce
radość życia? Dlaczego sztuka ma być pozbawiona nadziei? Przecież staje się
przez to beznadziejna. To widać gołym okiem. Ale dziś nikt już nie patrzy,
wszyscy chcą tylko myśleć o sztuce. Czy sztuka ma być nieskończonym ciągiem
cyferek, który nie prowadzi donikąd, a przez to jest beznadziejny?
Sztuka potrzebuje blasku
życia. Ona musi znów odnaleźć ów splendor vitae, bo inaczej nie będzie już
(nigdy?) piękną sztuką, lecz tylko ciemnym grobem piękna. Piękno musi nas
zachwycać, o co wołał Norwid – ten męczennik sztuki. Jednak już wtedy nie było
dla niego nadziei na zrozumienie. Piękno jest na to, żeby zachwycało. Żeby
zachwycało do życia. Bo sztuka ma nas pociągać i popychać do życia, a nie od
niego odciągać. Jeśli sztuka ucieknie od życia, to będzie jej śmierć. Śmierć
duchowa okupiona sukcesem finansowym.
Jak zbliżyć sztukę do życia?
Jak tchnąć życie w dzieło sztuki? To artysta musi sam dla siebie poczuć życie.
On musi przeżywać życie na co dzień i od święta. Artysta nie może stać się
komentatorem wydarzeń. Ponieważ do tego wystarczy dziennikarz. Artysta musi
sięgnąć do źródeł życia. Musi odnaleźć swoją fontannę życia (fons vitae). Musi
się w niej zanurzyć, musi zaczerpnąć wody życia, a wtedy ożyje jego sztuka.
Inaczej sztuka umrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz