Powstaje oczywiście pytanie, co
dla człowieka jest bliższe i naturalniejsze – tragedia czy komedia? Tragedia
określa sam los człowieka, natomiast komedia przeciwstawia się temu chcąc
ośmieszyć człowieka. Komedia powiada, że ludzkie życie nie jest takie straszne,
skoro można się z niego pośmiać. A jeśli można się pośmiać, to nie ma nic
strasznego. Nie ma żadnej tragedii. Po prostu jest zwyczajny ludzki los, który
można przedstawić w postaci opowieści lub historii (czyli opowiadania lub
powieści).
Taka postawa zmierza do
zapomnienia o ludzkiej tragedii i proponuje wciągnięcie człowieka do gry i
zabawy. Dzisiaj postuluje się, że należy skłonić człowieka do życia
przyjemnościami, a nie poważnym doświadczeniem tragedii (czyli pathosem). Człowiek powinien się bawić,
bo wówczas zapomina zupełnie o swojej tragedii.
Czym jest ludzka tragedia lub co
stanowi taką tragedię? Tragiczna jest ludzka egzystencja, a właściwie zerwanie
związku pomiędzy egzystencją a esencją – pomiędzy osobowym istnieniem a naturą.
Człowiek miał być realną, chociaż stworzoną, osobą, a stał się naturalnym
zwierzęciem. Jak więc można wyrwać człowieka z tego tragicznego dylematu?
Człowiek nie jest zdolny sam z
siebie wznieść się do osobowej egzystencji. Człowiek nie jest w stanie
przekroczyć swojej zwierzęcej natury, aby podnieść się do działań osobowej
egzystencji. W tej sytuacji potrzebna była jakaś nadprzyrodzona interwencja,
czyli wcielenie i zstąpienie na ziemię Syna Bożego. Dopiero tragedia Męki
Pańskiej Chrystusa uświadomiła ludziom ich poniżającą sytuację człowieka
upadłego. Poznawszy tragedię Syna Człowieczego człowiek zrozumiał swój los i
stwierdził, że Bóg postanowił odwrócić tragiczne skutki grzechu pierworodnego
(zob. Listy Pawłowe). Chrystus stał
się Nowym Adamem, który mógł odkupić człowieka. W ten sposób Bóg ofiarował nam
łaskę, która przywracała sprawczą moc osoby niwelując jednocześnie działanie
zwierzęcej natury. Ludzka natura okazała się bezsilna wobec potęgi Bożej łaski.
Odtąd Kościół będzie głosił orędzie Dobrej Nowiny (Ewangelia), pokazując nam
lecznicze działanie łaski, będącej efektem zbawczej misji Chrystusa.
Natomiast filozofia grecka
starała się ukazywać, w jaki sposób człowieka sam może próbować osiągnąć stan
szczęśliwości (eudaimonia). Człowiek
musi pracować nad osiągnięciem doskonałości duchowej, która ma się wyrażać w
ćwiczeniu i zdobywaniu odpowiednich usprawnień duchowych, czyli cnót moralnych
(właściwie cnót etycznych). Człowiek musi ćwiczyć, ale to i tak nie zapewniało
mu ostatecznie pełnej doskonałości moralnej. Raczej chodziło o nieustanne
ćwiczenie, stąd mówi się o perfekcjonizmie Arystotelesowskiej etyki. Jednak
nawet ten zbyt trudny perfekcjonizm nie prowadzi do realizacji osobowego
rozwoju. Jest to jedynie jakiś środek zapobiegawczy, jakieś lekarstwo i
remedium na chaotyczne działania naszej natury duchowo-cielesnej. Cnoty etyczne
pozwalają bowiem tylko trochę lepiej działać ludzkiej naturze, ale nie są w
stanie zlikwidować owego chaosu (czyli braku porządku) wywołanego uwolnieniem
się natury spod kurateli osobowej aktywności. Natura powinna być poddana i
podległa ludzkiej osobie, a nie podejmować działania na własną rękę. Cnoty
etyczne proponowane przez greckich filozofów pozwalały trochę lepiej
uporządkować wolność natury. Jest to oczywiście ten poziom uporządkowania życia
duchowego człowieka, który pozwala mu właściwie funkcjonować w życiu
politycznym i społecznym. Dlatego możemy stwierdzić, że cnoty etyczne służą
raczej porządkowi społecznemu niż osobistemu rozwojowi człowieka. Zobaczmy, że
Platon stworzył według czterech cnót cały porządek Państwa Doskonałego – dziś
powiedzielibyśmy – uporządkowanego ustroju politycznego.
Powstaje zatem pytanie, czy
człowiek realizuje własną osobową doskonałość w ramach jakiegoś ustroju
politycznego, czyli w zakresie instytucjonalnym? Chyba starożytnym wydawało
się, że tak, i tak samo wydaje się dzisiaj różnym politycznym myślicielom.
Musimy niestety stwierdzić, że to jest kompletna bzdura. Człowiek działając w
ramach różnych instytucji nie osiągnie nigdy własnego rozwoju osobowego. Musimy
sobie zdawać sprawę, że żadne instytucje nie działają osobowo. Nie ma takiej
instytucji, która byłaby z gruntu nastawiona na osobowy rozwój człowieka. Tego
nie jest w stanie dokonać nawet szkoła, gdyż nie działa w sposób osobowy.
Rozwój osobowy człowieka może się dokonywać tylko poprzez relacje osobowe.
Takie relacje przebiegają na poziomie ludzkiej egzystencji. Dlatego rozwój
osobowy dokonuje się w rodzinie i tylko w rodzinie, gdyż rodzina stanowi wspólnotę
osobową połączoną relacjami osobowymi. Być może taki rozwój może się odbywać w
szczególnym przypadku, gdy mamy do czynienia z relacjami Uczeń-Mistrz. Trzeba
więc uznać, że rozwoju osobowego nie załatwią nam żadne instytucje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz