15.Trzeba przyznać, że ludzka duchowość jest
sprawiana przez osobowe istnienie, które człowiek otrzymuje od Boga. Ludzka
duchowość nie mogła pojawić się z niczego. Działania przypisywane człowiekowi
mogą oczywiście doskonalić swoje władze, ale same muszą być zawsze zapodmiotowane
w odpowiedniej władzy i przez nią spełniane. Dlatego same działania nie będą w
stanie wytworzyć nigdy swojej własnej podmiotowości. Stąd rozumna dusza nie
mogła powstać jako rozwój działania i przystosowania się do środowiska.
Człowiek powstaje więc od razu jako rozumny. Nawet Arystoteles twierdził, że
człowiek powstaje jako rozumne zwierzę, ale tak naprawdę nie potrafił
wytłumaczyć, skąd wzięła się nasza rozumność.
Dopiero chrześcijaństwo przyniosło koncepcję
stwarzania, która była znana wyłącznie Żydom z przekazu Biblijnego. Augustyn
uważał, że Bóg stwarza bezpośrednio duszę człowieka, ale to wypływało z
pojmowania duszy jako samodzielnej substancji. Niestety Augustyn nie znał
pełnego dorobku metafizyki, dlatego powtarzał funkcjonujące wtedy ujęcia. Ale
czy przyjmiemy, że Bóg stwarza rozumną duszę, czy też, że stwarza osobowe
istnienie, to i tak należy uznać, że to Bóg stwarza człowieka i bez Boga
człowiek nie mógłby powstać.
Bóg stworzył człowieka. Biblia powiada, że
Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje. My powiemy, że Bóg
stworzył osobę ludzką, która jest obrazem Bożym w człowieku. Natomiast osoba
przyczynuje już wewnętrzne wyposażenie bytu ludzkiego w postaci duszy i
ożywionego ciała. Własności osobowe istnienia przyczynują duszę wraz z jej
władzami rozumu, woli i uczuciowości. Natomiast własności nieosobowe istnienia
przyczynują ludzką cielesność, czyli żywy organizm. W ten sposób osoba „jakby
się wciela” w duszę i ciało. Chociaż lepiej byłoby powiedzieć, że osoba ma moc
przyczynowania duszy i ciała, czyli jakby wytwarza duszę i ciało.
Rozumność człowieka pozwala mu poznawać
otaczający go świat. Ale ludzki rozum w swej naturalnej postaci (czyli po
grzechu poznania zła) nie jest zdolny poznać osoby i zrozumieć tego, co
osobowe. Ani znakomite dokonania filozofii starożytnej, ani tym bardziej
dokonania filozofii nowożytnej (czy to w wersji racjonalizmu lub idealizmu, czy
to w wersji empiryzmu lub pozytywizmu) nie doprowadziły nigdy do postawienia
problemu osoby. Sam problem i pytanie o to, czym jest osoba, zjawiły się w
teologii chrześcijańskiej. Ale okazało się, że aparatura pojęciowa filozofii
nie jest przygotowana do podjęcia tego tematu. Rozwiązanie Boecjusza jedynie
zamaskowało ten ważny problem nie dając dobrego wyjaśnienia. Uznano bowiem, że
charakter osobowy człowieka wyznacza jego rozumna natura. Mówiąc wprost za
osobę uznano samą rozumność. Stąd wzięło się późniejsze utożsamienie osoby ze
świadomością w fenomenologii (zwłaszcza u Schelera).
Dziś już wiemy, że osoba ludzka nie jest ani
rozumnością, ani tym bardziej świadomością. Osoba jest podmiotowością istnienia
a nie podmiotowością istoty. Osoba jest więc ludzką egzystencją a nie esencją.
Ale już w dobie średniowiecza (XII wiek) Ryszard ze św. Wiktora określał osobę
jako nieprzekazywalną egzystencję (incommunicabilis existentia).
Żeby poznać osobę, ludzki rozum musi przyjąć
coś, co pochodzi bezpośrednio od samej osoby. Czymś takim jest słowo, które
niesie ze sobą akceptację osobowej prawdy. Słowo przekazuje nam prawdę zawartą
w osobowym istnieniu. Słowo przekazuje nam prawdę, która stanowi osobową
własność istnienia. Dlatego słowo dotyczy bezpośrednio samej osoby jako
osobowej podmiotowości istnienia wyznaczonej przez własności prawdy, dobra i
piękna. Możemy powiedzieć, że osoba przemawia do nas właśnie w słowie prawdy.
Jeśli więc chcemy posłuchać osoby, to musimy się wsłuchać w głos prawdy
przemawiający do nas w słowie. Nie ma żadnej wiedzy o osobie, ale możemy
przyjąć słowo, które powie nam coś o osobie. Słowo objawia osobę. Nasze ludzkie
słowo prawdy ujawnia nam osobę człowieka. Natomiast Słowo Boże objawia nam
Osobę Boską (Syn mówi nam o Ojcu i o sobie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz