16.01.2014

Rozważania na temat świadomości i osoby




Dla naszych rozważań na temat świadomości pomocna będzie książka K. Gloy, która omawia problematykę świadomości oraz historyczny rozwój tego zagadnienia[1].


Autorka pisze: Świadomość, w takiej formie, że ktoś nazywa siebie Ja, czyli mówi o sobie samym „ja”, jest znanym i wiarygodnym dla nas wszystkich fenomenem. Jako istoty duchowe jesteśmy wyróżnieni przez to, że posiadamy nie tylko świadomość przedmiotową, lecz również świadomość podmiotową. Możemy odnieść się nie tylko do przedmiotów poza nami, lecz również do siebie samych. Uprzedmiotowienie samego siebie zachodzi dzięki temu, ze człowiek, który zazwyczaj zajmuje się światem zewnętrznym, odwraca się od niego i koncentruje się na sobie samym. Odwrócenie się podmiotu-Ja od zewnętrznych przedmiotów oznacza skierowanie się do siebie samego jako podmiotu. (s.175)


Mamy wtedy do czynienia z modelem refleksyjnym świadomości. Według Autorki ten model został zaczerpnięty z fizyki. Tak więc model należący do świata przestrzennego przenosimy do wewnętrznego świata ducha i za jego pomocą próbujemy opisać samoświadomość. Ja zostaje zatem potraktowane w podwójnej funkcji podmiotu i przedmiotu (wiedzącego i tego, co wiadome). (por. s.175)


Niestety trzeba tutaj przyjąć założenie, że jest to jedno i to samo Ja, które występuje w funkcji podmiotu oraz przedmiotu i pomimo dualności oraz różnicy zachowuje swoją jedność oraz tożsamość. Teza, że Ja mimo swego rozszczepienia pozostaje jedno i to samo, a pojawiające się w nim podwojenie nic nie szkodzi jego jedności i tożsamości, jest na razie twierdzeniem, które ma być dopiero udowodnione. Próba jego wyjaśnienia prowadzi jednakże do dylematu, to znaczy do sytuacji bez wyjścia ze względu na możliwość wyjaśnienia. (s.176)


Przedstawiając różne wywody na temat refleksyjnej funkcji świadomości, Autorka dochodzi do następujących wniosków: Refleksja jest sensowna dla wyjaśnienia tego, co dane i jako taka stanowi ważne osiągnięcie istot świadomych. Refleksja oznacza tutaj tematyzację [zamiast uprzedmiotowienia – moje], uświadomienie już zachodzącego stanu rzeczy [zamiast możliwości – moje]. Zastosowana do świadomości służy wyjaśnieniu zachodzącego fenomenu. To uprawnione znaczenie nie kwalifikuje jej jednak do wyjaśnienia zachodzenia stanu rzeczy, jakim jest „samoświadomość”, albowiem albo nie może ona sprostać oczekiwaniu wyjaśnienia jedności podmiotu i przedmiotu, albo wychodzi poza nią i staje się redundantna. Do pełnej eksplikacji tych trudności dochodzi dopiero u Fichtego. Toteż inspirują go one nie tylko do krytyki, lecz także do przyjęcia nowego projektu teorii samoświadomości – do zastąpienia modelu refleksyjnego modelem wytwórczym. (s.179)


Wydaje się, że ta refleksyjna teoria świadomości poszła na skróty. Otóż mamy najpierw doświadczenie własnego Ja. Ale jest to doświadczenie własnej podmiotowości. Człowiek po prostu wie i mówi o sobie – „Ja coś robię lub zrobiłem”, „Ja działam”. Jest to zarazem doświadczenie własnej tożsamości. We wszystkich działaniach jestem zawsze obecny jako działający podmiot. To doświadczenie Ja objawia się jako jedność i tożsamość podmiotu (i tylko podmiotu). Jednakże na podstawie tego wewnętrznego doświadczenia nie ma podstaw do przesądzania, czym jest nasze Ja. Wiem, że to ja działam i to wystarcza dla poczucia własnej tożsamości. Zwykle człowiek ma wyraźne poczucie tożsamości, ale nie potrafi określić, czym jest jego Ja.


Pytanie, czym jest ludzkie Ja, czyli czym jest podmiotowość człowieka, podjęła dopiero filozofia nowożytna. Ale ponieważ Kartezjusz rozpoczął filozofowanie od cogito, zaś Locke dodał do tego zdolność refleksji, to nowożytność była skłonna uznać, że ludzkie Ja poznajemy dzięki refleksyjnemu myśleniu albo dzięki myślącej refleksji. W ten sposób, jak pokazuje Gloy, powstała refleksyjna teoria świadomości jako odniesienia się do samego siebie. Dlatego ludzkie Ja zostało utożsamione ze świadomością. Ja stało się świadomością, która dzięki myśleniu odnosi się do siebie samej. Ale jak się okazało, powstawał problem, gdyż tak pojmowane Ja powinno być zarazem świadomością przedmiotową, ponieważ człowiek zawsze myśli o czymś i jest czegoś świadomy. Stąd świadomość rozpadła się na dwie części – na podmiotowe Ja oraz na poznanie, a raczej myślenie, przedmiotowe.


Jak więc można zinterpretować koncepcję Ja jako samoświadomości? Autorka cytowanej książki pokazuje, że pojawiają się tutaj poważne zarzuty. Kant uznał na przykład Ja za podmiot logiczny, gdyż dostrzegał, że nie można przyjmować realnego istnienia Ja jako świadomości. Wiedział on, że nie ma możliwości udowodnienia istnienia Ja lub świadomości. Dlatego jego następca Fichte stwierdził, że świadomość jest aktywną podmiotowością, która nie tylko myśli i wymyśla, ale wprost czyni rzeczywistość. Można przyjąć, że uznał on świadomość, a zarazem ludzkie Ja, za podmiotowość sprawczą. Tym samym poszedł w dobrym kierunku, przypisując świadomości realny czyn, chociaż nie zdawał sobie sprawy, że może tutaj chodzić o aktywność osoby. Dopiero znacznie później Wojtyła zinterpretował nasze potoczne doświadczenie „Ja działam” jako czyn osoby. To otworzyło zupełnie nowe perspektywy interpretacji ludzkiego Ja jako osoby. W ten sposób ludzkie Ja otrzymało postać osobową, czyli zostało uznane za osobową podmiotowość.


Powinniśmy się odwoływać do wewnętrznego doświadczenia, a nie do refleksji, gdyż refleksja spycha nasze poznanie w stronę myślącej świadomości. Wewnętrzne doświadczenie musi być poznaniem realności. Kiedyś mówiono, że należy się wsłuchać w głos serca. W filozofii scholastycznej nazywano to mową serca (verbum cordis). Ale dzisiaj powiemy, że chodzi o to, jak przemawia do nas nasza własna osoba jako podmiotowość istnienia. Osoba przemawia w aktach kontemplacji i sumienia (także upodobania).


Jeżeli doświadczenie wewnętrzne sprowadzimy do refleksyjnej funkcji naszej świadomości, to będziemy zmuszeni za osobę (podmiotowe Ja) uznać świadomość. Ale takie podejście rozmywa naszą osobową podmiotowość w możliwościowych otchłaniach myślenia. Świadomość w swej funkcji refleksyjnej posługuje się bowiem myśleniem, gdyż tylko myślenie jest w stanie zwrócić się samo na siebie. Natomiast umysłowe poznanie, czyli rozumienie (intelligere), jest zawsze zwrócone na zewnątrz.


Zrobienie z Ja podmiotu świadomościowego jest próbą uprzedmiotowienia go. Otóż nie wolno własnego Ja pojmować w sposób przedmiotowy. Osobowe Ja stanowi zawsze podmiotowość, której nie da się sprowadzić do ujęcia przedmiotowego. Potocznie wyrażamy to w stwierdzeniu, że człowiek jest podmiotem a nie przedmiotem. Nasze osobowe Ja stanowi doskonałą aktywność sprawczą. Właśnie taką aktywność, jaką świadomości chciał nadać Fichte przedstawiając swoją wytwórczą koncepcję świadomości. Jednak w odniesieniu do świadomości prowadziło to do stwierdzenia, że Ja ustanawia siebie samo, czyli po prostu świadomość wytwarza siebie. W ten sposób świadomościowe Ja stawało się skutkiem i przyczyną zarazem. Dlatego uznano, że nie można utrzymać takiej twórczej teorii świadomości.


W teorii refleksyjnej nasze myślenie chce uprzedmiotowić świadomość, żeby udowodnić jej realność. Jednak takie myślowe uprzedmiotowienie dokonywane przez refleksyjne myślenie nigdy nie doprowadzi do urzeczywistnienia świadomości. Świadomość zawsze pozostanie w sferze możliwości (nazywanej uczenie intencjonalnością) a nie w sferze realności. Dlatego zwykłym kłamstwem była teza Kartezjańska – cogito ergo sum res cogitans. Myślenie nie może stać się realne. Nie ma myślącej rzeczy lub substancji. Myślenie jest tylko intencjonalne, czyli pomyślane. Stąd Kant uznał świadomość za formę transcendentalną, czyli mówiąc wprost za czystą możliwość.


Żeby sięgnąć do realności własnego Ja, trzeba odkryć osobę. Tylko realna podmiotowość osoby wskazuje na tożsamość naszego Ja. Dlatego musimy uznać, że to osoba stanowi realne i tożsame ludzkie Ja. Wydaje się, że tą drogą podążył dopiero Karol Wojtyła w dziele Osoba i czyn[2]. Autor podejmuje analizę podmiotowej aktywności osoby w czynie moralnym. Można powiedzieć, że pokazuje nam drogę dotarcia do osobowej realności człowieka. Chce odkryć podmiotowość osoby poprzez analizę czynów moralnych człowieka. Tym samym traktuje on osobę jako aktywny podmiot moralny. Wojtyła wiedział, że osoba ludzka stanowi aktywną podmiotowość, w której rodzą się czyny moralne człowieka. W moralnej aktywności człowieka dostrzega takie elementy jak samoposiadanie, samostanowienie oraz samoświadomość. Te kategorie pojęciowe odnosi do osobowej struktury podmiotu, nie zauważając, że wymienione elementy dotyczą już niższego poziomu działania, czyli władz ludzkiej duszy. Natomiast osobowa podmiotowość człowieka znajduje się na poziomie istnienia. Wojtyła słusznie nazywa ludzkie istnienie osobowym, zaś osobę definiuje jako właściwy tylko człowieczeństwu sposób jednostkowego bytowania[3].


Dzisiaj możemy już wyraźnie stwierdzić, że ludzkie Ja należy rozumieć jako osobową podmiotowość, gdyż właśnie osoba jest aktywnym podmiotem sprawczym. Jest to bowiem podmiotowość istnienia, które posiada realną moc sprawczą, jaką otrzymuje od Boga w akcie stwarzania. Powstaje jednak problem, jak możemy dotrzeć do tej podmiotowości istnienia i jak możemy ją poznać. Mówiliśmy już, że Wojtyła posłużył się w tym wypadku analizą czynu moralnego przeczuwając, że osoba stanowi podmiot moralny w człowieku. Jednak moralne czyny człowieka obejmują jego duchowość i rodzą się we władzach duszy. Osoba ludzka nie jest tylko duchowością człowieka, dlatego przypisanie jej bezpośrednio czynów moralnych wydaje się być nadużyciem. Ale polski personalizm rozwinął później rozumienie związku osoby z moralnością. Styczeń sformułował to w tezie, że osoba ze swoją godnością stanowi ostateczne źródło moralności. Natomiast czyny moralne człowiek spełnia na poziomie władz duchowych. Dlatego konieczne stało się pokazanie powiązań osoby i władz duchowych. Pomocna w tym względzie będzie dla nas etyka chronienia osób przedstawiona przez Gogacza. Za źródło moralności człowieka przyjmuje on akty kontemplacji i sumienia (ja dodaję tutaj także upodobanie). Są to akty pochodzące bezpośrednio od osoby. Są one wytwarzane przez własności transcendentalne prawdy, dobra i piękna zawarte w podmiotowości istnienia. Docierają one do poszczególnych władz duszy. Akty kontemplacji doskonalą i uaktywniają nasz rozum (intelekt). Akty sumienia doskonalą i uruchamiają naszą wolę, natomiast akty upodobania doskonalą i kształtują naszą uczuciowość. Dzięki takiemu oddziaływaniu osobowej aktywności nasze władze duchowe stają się zdolne do podejmowania czynów moralnych, gdyż przyjmując akty osobowe władze zdobywają w sobie sprawności moralne wiary, miłości i nadziei. Dlatego należy stwierdzić, że aktywność osoby uruchamia moralność człowieka.


Gdy jednak zabraknie osobowej aktywności albo władze duchowe nie są w stanie przyjąć tej aktywności (z powodu braku oczyszczenia – w terminologii ascetycznej), wtedy władze duchowe zaczynają działać na zasadzie świadomości. Rozum staje się zdolny tylko do myślenia, wola będzie zdolna tylko do wybierania (wolny wybór możliwości, jakie proponuje myślenie), zaś uczuciowość zaczyna kierować się przyjemnością zamiast upodobaniem piękna. Takie świadomościowe działania pozbawiają człowieka realnych czynów moralnych. Mamy wówczas do czynienia z jakąś pozorną postacią moralności. We wszystkich teoriach świadomości nie ma więc miejsca na moralność. Aksjologia Schelera jest jedynie myśleniem o wartościach, lecz to nie jest jeszcze moralność. Aksjologia jest tylko myśleniem i tworzeniem wartości (uznaniem czegoś za wartościowe), gdyż wartościowanie jest tylko naszym myśleniem o czymś pozytywnym lub dobrym. Wartości nie są realnymi dobrami, skoro dla kogoś wartościowe może być nawet coś złego (np. palenie papierosów). Człowiek potrzebuje prawdy, dobra i piękna. Otóż realna prawda, realne dobro i realne piękno stanowią wyposażenie naszej osoby. Wzięte razem tworzą osobową godność człowieka. Dlatego zgadzamy się z ks. Styczniem, że to osobowa godność stanowi źródło moralności. Patrząc na to z drugiej strony powiemy, że działania moralne dotyczą osoby drugiego człowieka i są skierowane bezpośrednio do niej. Celem moralności jest zawsze osoba ludzka. Stąd moralność jest naszym odniesieniem do człowieka jako realnej osoby, a nie naszym myśleniem o postępowaniu człowieka. Nasze myślenie jest kłamliwe i nie informuje nas o realności człowieka, lecz tworzy nowe możliwości postępowania, które są na ogół zaprzeczeniem realnej moralności. Człowiek nie może żyć w świecie możliwości. Człowiek potrzebuje po prostu realności.



[1] Karen Gloy, Wprowadzenie do filozofii świadomości, Kraków 2009.

[2] K. Wojtyła, Osoba i czyn, Kraków 1969.


[3] Osoba i czyn, Lublin 1994, s.131.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz