Filozofia nowożytna
zawsze działała na mnie depresyjnie. Tak do końca nie rozumiałem, dlaczego tak
właśnie trzeba myśleć i po co oni to w ogóle robią. Dlaczego zajmują się
rozważaniem możliwości, skoro mają przed sobą prawdziwą realność. Czyżby
człowiek wolał żyć możliwościami a nie realnością? Chyba że realności trzeba
się poddać, zaś nad możliwościami możemy w pełni panować.
Co spowodowało, że nowi
filozofowie porzucili realny świat? Czyżby uwiodło ich myślenie? Ale Grecy również myśleli o swoim filozofowaniu, a przecież nie odwrócili się od
realności i nie zapominali o niej.
Kartezjusza zwiodła
chyba naukowa pycha, czyli potrzeba albo nawet konieczność pewności i
oczywistości. Zachwycił się myśleniem, gdyż wydawało mu się oczywiste i pewne
(niepodważalne). Czy jednak oczywistość myślenia daje nam pewność poznania?
Będzie to tylko pewność myślenia. Właśnie tego, że myślę. Myślenie jest
oczywiste tylko dla myślenia. Inaczej powiemy, że myślenie uzasadnia siebie
samo. Dla Kartezjusza pewne było to, co można pomyśleć jasno i wyraźnie, lecz
nie zauważył, że to się ma nijak do rzeczywistości. Myślenie jest w stanie
stwierdzić – cogito ergo sum res cogitans. Myślę więc jestem myśleniem.
Rozpoczynając od myślenia nie sposób wyjść poza myślenie. Filozoficzne myślenie
uzasadnia siebie samo, ale nie jest w stanie uzasadnić niczego więcej. Jeśli
więc odnajduje w sobie myślenie o Bogu (jako wrodzone pojęcie), to będzie
jedynie myślenie o Bogu, a już na pewno nie będzie to poznanie Osobowego Boga. Dlatego
właśnie filozofia nowożytna wymyśliła pojęcie Absolutu zamiast Boga. Bóg nie
jest pomyślanym Absolutem. Bóg jest Osobową Realnością, czyli Osobowym
Istnieniem. Co więcej On jest Wspólnotą Osób. Tego nie zdoła pomyśleć żadna
filozofia. Tutaj potrzebna jest wiara (credo), a nie myślenie (cogito).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz