Człowiek ugania się
dzisiaj za możliwościami myślenia. I w tym właśnie upatruje swoją doskonałość.
To prawda, że zrealizował w ten sposób różne swoje marzenia, choćby o
podróżach. Lecz dzięki temu nie posunął się ani o krok dalej w zakresie wiedzy
o swoim człowieczeństwie. Bo to, że mam możliwość podróżowania po całym świecie
i poznawania innych ludzi, nie daje automatycznie głębszego poznania samego
siebie. Wielcy filozofowie spacerowali po dobrze znanych ścieżkach lub
uliczkach, co pozwalało im zagłębić się w sobie, a nie rozpraszać się na
poznawaniu wciąż nowych krajobrazów. Sokrates wprost twierdził, że przyroda nie
jest w stanie nauczyć go niczego o człowieku. A pustelnicy – ci mistrzowie
duchowości – w ogóle nie wędrowali po świecie, ale zamykali się w swoich
chatkach lub jaskiniach.
Pewien pisarz nazwał
swoje albańskie podróże metafizyką. Nic bardziej błędnego, czyli zwykły chwyt
reklamowy. Podróżowanie jest zaprzeczeniem metafizyki. Ale tylko filozofowie
wiedzą, że w podróżowaniu nie można odkryć samego siebie. Lepiej spacerować
(peripatein) po znanych sobie miejscach, bo wtedy zdołamy dostrzec znacznie
więcej samej realności.
Dobrze jest podróżować
za młodu, bo to chroni nas przed jednostronnością spojrzenia na świat. Lecz
kiedy zaczynamy uganiać się wciąż za nowymi wrażeniami, wtedy dostrzegamy już
tylko swoje wrażenia i emocje, i wszystko inne podporządkowujemy tym doznaniom.
Stajemy się fanami lub fanatykami zmienności. Cieszy nas tylko płynąca rzeka
wrażeń (nasze małe panta rei). Co więcej, uważamy się za ludzi wrażliwych,
ponieważ złapaliśmy już nieskończenie wiele wrażeń. Może trzeba wreszcie stanąć
i zapytać, co nam daje ten natłok wrażeń. Czy można z tego stworzyć realne
człowieczeństwo, czy tylko lepszą lub gorszą literaturę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz