Przestańmy wreszcie myśleć o Bogu w kategoriach antropologicznych. Wszystkie problemy religijne biorą się z pojmowania Boga jako jakiegoś ludzkiego supermana. Musimy sobie zdawać sprawę, że Bóg nie działa po ludzku. Nie jest też jakimś supermanem.
Przecież Bóg nie musi wszystkiego wiedzieć, jak nam
się wydaje. On nas nie podgląda, bo tego nie potrzebuje. Bóg zna nasze wnętrze,
zna naszą egzystencję. On zna naszą osobę, czyli najgłębszą podmiotowość
egzystencjalną. I naprawdę nie potrzebuje śledzić naszych codziennych poczynań,
gdyż zna jakby samo źródło aktywności.
Dlatego Bóg wie, czy mamy z Nim bezpośredni kontakt.
Wie, czy otwieramy się na Jego łaskę, i dzięki temu zna nasze czyny. Doskonale
wie, czy są to czyny dobra, czy jakieś inne bezsensowne działania. Po prostu
wie, czy posiadamy słowo prawdy, a poprzez to, czy stać nas na mówienie prawdy.
Bóg zna, a właściwie ogarnia osobową prawdę, osobowe
dobro i osobowe piękno. Dlatego wie, czy człowiek posiada te fundamentalne
zasady i czy one rzeczywiście kierują ludzkimi działaniami. A więc wie, co
sprawia nasze działania. To zupełnie wystarcza, toteż Bóg nie potrzebuje
śledzić wszystkich naszych zewnętrznych dokonań. Jak powiada Biblia, Bóg zna
nasze serca i nerki. To znaczy, że zna naszą osobową podmiotowość. Bóg zna
naszą osobę i to w zupełności wystarcza do oceny człowieka.
Nie wolno wyobrażać sobie Boga jako super-człowieka,
który miałby ludzką wiedzą o wszystkich ludziach i ich poczynaniach. Takie
podejście do sprawy może się skończyć przypisaniem Bogu cech całkowicie
demonicznych. Błędne rozumienie Bożej wszechmocy bardzo łatwo doprowadziło do
przypisywania Mu sprawstwa wszystkich ludzkich działań (patrz okazjonalizm
Malebranche’a).
Bóg nie potrzebuje znać wszystkich naszych myśli i
działań, bo to uwikłałoby Go w sferę cielesności. Bóg nie musi działać na
poziomie ludzkiej natury z jej duszą i ciałem. On działa we wnętrzu człowieka
na poziomie egzystencjalnym. Cuda, które czynił Jezus były skutkiem wewnętrznej
przemiany, a nie zmian zewnętrznych. On mówił: Twoja wiara Cię uzdrowiła. To
pokazuje, że Bóg ma moc oglądu ludzkiego wnętrza. Bóg zna naszą osobę, gdyż
może nawiązać kontakt z naszą osobą. My ludzie tego nie potrafimy, chyba że z
Bożą pomocą.
Bóg przenika ludzkie istnienie i dzięki temu wie, co
sprawia nasza osobowa aktywność na poziomie natury, gdyż cała nasza natura
(istota) jest przyczynowana przez akt istnienia. Dlatego Bóg nie potrzebuje
zaglądać do naszego rozumu lub do naszej woli. On od razu wie, czy kierują się
one realnymi zasadami osobowymi, czy tylko pozornymi działaniami (jak myślenie
i wybieranie).
To człowiek ma problem ze swoim działaniem. Dlatego
raz działa dobrze, a innym razem źle. Bóg zna wszystkie nasze dobre uczynki
(czyli czyny dobra). To całkowicie wystarczy do oceny naszego życia. Wyznanie
grzechów jest potrzebne przede wszystkim człowiekowi, gdyż jest potrzebne dla
naszego nawrócenia. Nawrócenie jest konieczne dla oczyszczenia naszych władz z
niepotrzebnych działań. Jest ono odrzuceniem zbędnych rzeczy i pozbyciem się całego
balastu, który ciągnie nas w dół. To jest pozbycie się wszystkiego, co nie
pozwala nam otworzyć się dla Boga.
Bóg chce być z nami. Ale może być z nami tylko
wtedy, gdy się otworzymy i wpuścimy Go do swego wnętrza. Musimy więc odsunąć
wszystkie rzeczy, które blokują otwarcie się. Jeśli zagracimy mieszkanie
niepotrzebnymi rzeczami, to okaże się w pewnym momencie, że nie można otworzyć
drzwi, żeby dostać się do środka. Trzeba więc wyrzucić (nawet przez okno) to,
co przeszkadza. Nawrócenie jest takim posprzątaniem w swoim domu, aby mógł tam
wejść i zamieszkać z nami Bóg.
Ale pamiętajmy, że Bóg za nas nie posprząta, bo
moglibyśmy wówczas stracić życie. Człowiek sam musi zrobić swoje porządki.
Niestety często boimy się zabrać od razu do roboty lub nie dostrzegamy takiej
potrzeby.
Bóg zaprasza nas do siebie, do Królestwa Bożego, ale
najpierw musimy Go przyjąć u siebie. Żeby godnie przyjąć Boga, musimy sięgnąć
do samej swojej godności. Musimy sięgnąć do osobowej realności. Musimy dotrzeć
do swojego istnienia, które jest źródłem całej naszej istotowej realności.
Nasze człowieczeństwo istnieje i działa dzięki osobie, nie odwrotnie.
Nie znajdziemy Boga w swojej świadomości lub w swoim
myśleniu. Myślenie nigdy nie zdoła zaprowadzić nas do Boga. Przecież ono nas od
Niego oddala. Myślenie w ogóle przesłania nam realność. Ono tylko się puszy i
nadyma, próbując udowodnić nam, że jest czymś najważniejszym i najbardziej
realnym. Jednak myślenie jest tylko pozorem i złudzeniem. Jest ono takim
nieprawdziwym bytem. Jakby nierealną rzeczywistością. Neoplatonicy mówili o
nieprawdziwym niebycie (me ontos me onta). Takie jest właśnie nasze myślenie.
Myślenie nie jest realne, ale zarazem nie jest bezwzględnym niebytem. Jest
tylko nieprawdziwym niebytem, czyli właśnie złudzeniem i pozorem. Czymś, co się nam wydaje. Niestety
najczęściej to, co się nam wydaje, bierzemy za rzeczywistość. A później mamy
problemy z dotarciem do prawdziwej rzeczywistości.
Kartezjusz zachwycił się myśleniem (cogito). Przez
to dał się jemu zwieść. Niestety Zły Demon oszukał samego mistrza. Tak jak
oszukał Fausta, chociaż sam autor dobrze znał te oszustwa. Musimy wiedzieć, że
myślenie odgradza nas od rzeczywistości. Nie pozwala nam zajrzeć w głąb siebie.
Zjawia się nieproszone w naszych wątpliwościach i woła: Oto jestem! Ja tu
rządzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz