24.03.2021

Moje uwagi dotyczące lektur (Proklos Elementy teologii) /2

Otóż wydaje się, że neoplatońska interpretacja stawania się rzeczywistości jest oparta na jakimś przepływie mocy sprawczej albo energii. Taka moc (energia) jest pojmowana na początku jako Dobro. Dobro absolutne, doskonałe i pełne, samowystarczalne i górujące nad wszystkim, co się staje. Ale właśnie dlatego, że ta moc jest Dobrem, ona może albo nawet musi się rozlewać i rozprzestrzeniać. Stąd całe stawanie się naszej rzeczywistości jest pojmowane jako przepływ jakiejś dobrem mocy, która określa doskonałość poszczególnych stopni. Ten przepływ polega na emanacji ze źródła i powrocie do niego. Ta moc i energia jest płynna, i dlatego wszystko płynie. Mamy więc zaznaczone tylko pewne stopnie doskonałości i przepływu tej mocy.

Ponieważ jednak dla Proklosa Dobro jest zarazem Jednym, to mamy jednocześnie jednostkowość poszczególnych bytów. O ile bowiem Dobro daje możliwość przepływu energii, o tyle Jedno daje substancjalną bytowość (daje po prostu substancję), określaną mianem istnienia. Chyba właśnie stąd bierze się jednostkowość konkretnych bytów. Można domniemywać, że energetyczna emanacja Dobra przejawia się w postaci życia i poznania (które stanowią przejawy czegoś dobrego), natomiast emanacja substancji sprawiana przez Jedno przejawia się ogólnie w istnieniu bytów (w ich egzystencjalności).

Ale w tym wykładzie Proklosa pojawiają się nagłe zawirowania i niespodzianki. Autor powiada więc, że wszystko emanuje z umysłu (intelektu). Cały świat ma substancję z umysłu. Skąd ten pomysł? Jest to związane z przyjęciem całej sfery bytów samoistnych. Twierdzi, że po Jednym idą rzeczy samoistne. Samoistne jest to, co nie ma przyczyny i stwarza siebie samo. To, co samoistne bytuje samo w sobie. Jest dla siebie przyczyną i skutkiem. (n.46) Jest więc niezrodzone oraz wieczne. Takimi samoistnymi bytami okazuje się być umysł oraz dusza (chyba pierwsza dusza, czyli dusza świata). A więc nie wiadomo skąd się one biorą, bo przecież nie mają przyczyny, a nie mogą stwarzać siebie same, gdyż to jest bez sensu, czyli wbrew zasadom realności. Należałoby sądzić, że emanacja (uzasadniona?) rozpoczyna się od tych samoistnych bytowości. Ale po co wcześniejsze opowieści o tym, że mamy emanację z Dobra i Jednego? Widzimy więc, że cała to koncepcja Proklosa nie trzyma się kupy (sic!) z punktu widzenia zasad metafizyki. Jest to jedynie jakiś zlepek pobożnych życzeń, na co wskazuje Wstęp pani Dzielskiej, który wyjaśnia, że była to działalność mająca na celu przywrócenie starej greckiej religii w kontrze do Chrześcijaństwa.

Na początku przytoczyliśmy zasady przyjęte przez Arystotelesa. Chodziło o zasady realności – możność (potencja) i akt. Okazuje się, że są to sprawy doskonale znane nawet neoplatończykom. Proklos pisze: „To, co potencjalne, będąc niedoskonałe, z natury nie doprowadza siebie do aktu; jeżeli bowiem, będąc niedoskonałe, byłoby dla siebie samego przyczyną doskonałości i aktu, to ta przyczyna byłaby bardziej niedoskonała od tego, co od niej pochodzi. A zatem to, co potencjalne, na ile jest potencjalne, nie jest dla siebie przyczyną aktu; byłoby bowiem, jako niedoskonałe, przyczyną doskonałości, skoro każda potencja, na ile jest potencją, jest niedoskonała, wszelki zaś akt, na ile jest aktem – jest doskonały.” (n.77)

Dalsze rozważania idą w kierunku wyjaśnienia kwestii mocy (czy też energii). „Wszelka potencja jest albo doskonała, albo niedoskonała. Ta potencja, która przywodzi do aktu, jest doskonała, ponieważ czyni inne byty doskonałymi przez swoje energie, to zaś, co ma zdolność doskonalenia innych, w większym stopniu samo jest doskonalsze. Ta zaś potencja, która potrzebuje do istnienia jakiegoś innego, istniejącego przed nią aktu, według której coś istnieje potencjalnie, jest niedoskonała, ponieważ potrzebuje doskonałości zawartej w czymś innym, aby stać się doskonałą poprzez uczestniczenie w tamtym. W sobie samej taka potencja jest niedoskonała. Tak więc doskonała jest moc istniejąca w akcie, zdolna do rodzenia energii, niedoskonała zaś jest moc tego, co potencjalne, od tamtej uzyskująca doskonałość.” (n.78) A teraz o mocy sprawczej: „Wszystko, co powstaje, powstaje z dwojakiej mocy. Z jednej strony skutek powstawania powinien być gotowy do zaistnienia i [w związku z tym] mieć moc niedoskonałą, z drugiej zaś to, co działa [jako przyczyna] powinno być w akcie względem tego, co potencjalne i tym samym posiadać wcześniej doskonałą moc.” (n.79)

Mamy więc do czynienia ze stricte Arystotelesowskim rozumieniem możności i aktu. Można zapytać, jak to się ma do rozważań na temat czegoś samoistnego, co według Autora może być zarazem przyczyną i skutkiem samego siebie? Nie potrafię sobie wytłumaczyć, skąd się biorą te wszystkie absurdalne opowieści neoplatonizmu, jeśli mają oni znajomość koncepcji metafizycznych Arystotelesa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz