10.05.2019

Lezioni di umanita /1




Czym jest realne człowieczeństwo i gdzie w człowieku mieszka?

Filozofia od początku (właściwie od Sokratesa) badała ludzką naturę. Filozofom wydawało się bowiem, że człowieka należy sprowadzić do samej natury. Oczywiście Platon marzył, że ludzka natura istnieje i funkcjonuje w świecie idealnym jako wzorzec człowieczeństwa. Ale Arystoteles szybko sprowadził ją na ziemię dowodząc, że wszystko, czym jest człowiek, musi być zawarte w jego substancjalnym bycie. To oznaczało, że ludzka natura nie buja w obłokach, lecz stąpa razem z nami po ziemi. Tak powstała pierwsza naturalistyczna koncepcja człowieka. Człowiek rodzi się z człowieka i rodzice przekazują nam wyposażenie istotowe, czyli właśnie ludzką naturę.
Problem pojawił się wtedy, gdy chodziło o wyjaśnienie ludzkiej rozumności. Arystoteles przyjmował, że Pierwszy Poruszyciel jest doskonałym umysłem, a zatem mógł być przyczyną ludzkiej rozumności, chociaż nie było wiadomo, jak to się dzieje. I nie było jasne, dlaczego tylko człowiek jest rozumny? Już znacznie później Augustyn stwierdził, że rozumną duszę człowieka stwarza sam Bóg. Ale takie stwierdzenie narzucało wniosek, że człowieczeństwo należy utożsamić z rozumną duszą. A gdzie się podziała cała reszta? Znów nie wiadomo.
Scholastyka na nowo podjęła interpretację ludzkiej natury. Stało się jasne, że człowiek jest bytem duchowo-cielesnym. Posiada duszę i ciało, które razem tworzą ludzką naturę. W ten sposób powrócono w zasadzie do ustaleń arystotelesowskich. Jednak doktryna katolicka było już tematycznie znacznie bogatsza. Odbywano poważne dyskusje teologiczne dotyczące ludzkiej natury Chrystusa i jego człowieczeństwa (homo factus est). To prowadziło do sformułowania nowych zagadnień i rozwiązań. Już od czasów Augustyna i Boecjusz podejmowano dyskusje na temat relacji między naturą i osobą. Zastanawiano się, jak są one ze sobą powiązane jednocześnie różniąc się od siebie. Okazało się, że z tych rozważań teologicznych wynikało szersze rozumienie samego człowieczeństwa. W ten sposób człowiek stał się osobą powiązaną z naturą. Chociaż nie uświadamiano sobie do końca ważności tego stanowiska, to jednak wystąpił on w ujęciach antropologicznych i chrystologicznych. Jeżeli nawet scholastyka nie rozstrzygnęła tego problemu, to dzięki ujawnieniu go przekazała dalszym pokoleniom. W każdym razie należy stwierdzić, że odtąd można mówić o człowieku jako osobie powiązanej z naturą. Może trochę na wyrost można powiedzieć, że człowieczeństwo będzie odtąd obejmowało osobę i naturę człowieka.
Filozofia nowożytna cofnęła problematykę człowieczeństwa niemalże do punktu wyjścia. Kartezjusz stworzył nieprzezwyciężalny dualizm. Człowiek rozpadł się znowu na duszę i ciało radykalnie sobie przeciwstawione. Przy czym dusza staje się już nie formą ciała, lecz odrębną substancją myślącą (res cogitans), czyli tym, co później zostanie zdefiniowane jako świadomość (jaźń). Pojawia się więc jakieś abstrakcyjne myślenie (cogito) oraz rozciągła cielesność (też abstrakcyjna). Gdzie w tym wszystkim szukać człowieczeństwa? Nie wiadomo, chyba zupełnie znikło. Okazuje się, że cała nowożytność idzie w kierunku utożsamienia człowieczeństwa z myślącą rzeczą – czyli świadomością. Cały ten nurt kończy się na Husserlu, który zamierza już badać wyłącznie ludzką świadomość. Najlepszym podsumowaniem tego antropologicznego stanowiska jest określenie człowieka w systematyce biologicznej jako homo sapiens – człowiek myślący.
Trzeba więc wprost zapytać: – gdzie zamieszkuje człowieczeństwo? Czy człowieczeństwem jest sama natura człowieka? Czy może jest nim tylko osoba? Czy wreszcie człowieczeństwem będzie ludzka świadomość (lub cogito)? Każda z tych propozycji wskazuje na pewien element współtworzący ludzki byt. Ale tak naprawdę nasze człowieczeństwo obejmuje wszystkie te trzy elementy. Nie wystarczy jednak stwierdzić, że człowiek jest naturą i osobą i świadomością, gdyż to nic nam nie mówi. Wydaje się, że trzeba dzisiaj pokazać wzajemne powiązania i zależności przyczynowe, że trzeba poszukiwać to, co realne, a odrzucać pozory realności. Trzeba więc wyjaśnić, jak te elementy mają się do siebie wzajemnie, co stanowi podstawę i fundament ludzkiego bytu, a co jest jedynie pozornym przejawem realności.
Taką poważną interpretację antropologiczną jest w stanie dać nam jedynie metafizyka. To właśnie metafizyka bada zależności przyczynowe, wskazuje na przyczyny i skutki, dzięki czemu osiągamy zrozumienie realności, co w przypadku człowieka ma zasadnicze znaczenie. Co w człowieku jest realne i skąd się bierze ta realność? Czy podstawą i przyczyną realności jest natura, czy osoba, czy może jednak świadomość? Przecież Kartezjusz twierdził – cogito ergo sum (myślę więc jestem). I właśnie tutaj metafizyka ostro protestuje. Myślenie nie może być w żadnym wypadku przyczyną realności. Myślenie jedynie wymyśla różne rzeczy (treści pojęciowe, czyli znaczenia), ale nie posiada mocy sprawczej i nie jest w stanie wymyślić realności. Realność pochodzi wyłącznie od istnienia jako jedynej przyczyny realności. Dlatego przyczyną i zasadą realności ludzkiego bytu jest jego istnienie (akt istnienia), jak stwierdził Tomasz z Akwinu.
Natomiast przyczyną sprawczą wszelkiej realności jest Bóg jako Czysty Akt Istnienia. Bóg (Boskie Istnienie) przyczynuje stworzony akt istnienia w każdym realnym bycie. Zatem Bóg stwarza ludzkie istnienie, które stanowi wewnętrzną zasadę realności człowieka. Dopiero następnie ów stworzony akt istnienia wyłania z siebie (emanuje) realność istotową. Tak powstaje ludzka natura, czyli treściowy porządek istotowy człowieka. Ludzka natura ma więc przyczynę w akcie istnienia. Istnienie stworzone przez Boga jest wyposażone we własności transcendentalne (m. in. w prawdę, dobro i piękno). I właśnie aktywność tych własności istnieniowych sprawia istotę bytu i wpływa na jej kształt. Własności osobowe kształtują duchowość istotową, zaś własności nieosobowe (ożywcze) tworzą życie ożywiające materię. Na kształt wyposażenia istotowego wpływają również przyczyny zewnętrzne (dlatego jesteśmy podobni do rodziców).

Gdzie w tym wszystkim należy szukać osoby? Zostało już wyjaśnione, że ludzka natura jest związana z porządkiem istotowym. To właśnie istota bytu, pojmowana jako złożona z formy i materii, była w swoim działaniu określana jako natura. Dlatego najprościej jest stwierdzić, że natura człowieka obejmuje duszę i ciało. Dusza była zawsze pojmowana jako zasada ożywiająca ciało. Arystoteles przyznawał duszy postać aktu formy, który miał określać i determinować materialną cielesność. Gdy więc utożsamiamy człowieka z naturą, wówczas pojmujemy go jako złożonego z duszy i ciała. Jednak takie złożenie nie może istnieć i funkcjonować samodzielnie. Stąd Augustyn twierdził, że duszę jako samodzielną substancję stwarza Bóg. To obarczałoby jednak Boga odpowiedzialnością za niedoskonałość duszy. Z kolei ludzka dusza nie może powstawać na drodze naturalnej, czyli dzięki ewolucji, gdyż radykalnie przekracza porządek naturalny (jako siła ożywcza i jako rozumność).
Dlatego konieczne stało się dalsze odkrycie metafizyczne. Dokonał go Tomasz z Akwinu. To on uznał, że realny byt musi zawierać przyczynę swej realności (żeby odróżniać się od poznawczego pojęcia). Taką zasadą i przyczyną może być jedynie akt istnienia. Jak już wspomnieliśmy, akt istnienia jako podstawa realności jest stwarzany bezpośrednio przez Boga (przez Czysty Akt Istnienia – Ipsum esse). Bóg stwarza ludzkie istnienia. W przypadku człowieka akt istnienia jest istnieniem osobowym. Tak określił je K. Wojtyła (Osoba i czyn). Polscy tomiści zawsze mieli świadomość, że człowiek jest przede wszystkim osobą. Dzięki ich dorobkowi możemy dziś stwierdzić, że stworzone przez Boga istnienie stanowi osobową podmiotowość. Dlatego należy przyjąć, że Bóg stwarza bezpośrednio ludzką osobę. Stworzone istnienie jest u człowieka wyposażone we własności osobowe, czyli w osobową prawdę, osobowe dobro i osobowe piękno. I dopiero dalej te osobowe własności tworzą i przyczynują duchowe wyposażenie istoty człowieka, czyli jego duszę. Natomiast własności nieosobowe cechujące stworzone istnienie stanowią jakąś egzystencjalną podmiotowość życia (vivere jako moc ożywcza). Ta egzystencjalna moc ożywcza istnienia sprawia biologiczne życie, które organizuje cielesną materię w żywy organizm. W ten sposób porządek egzystencjalny przyczynuje i kształtuje sferę istotową. Własności istnieniowe kształtują treściowy porządek istoty. Na tym właśnie polega sprawcza rola istnienia w przyczynowaniu całego bytu.
Jeżeli teraz zapytamy o stosunek i zależność osoby i natury, to trzeba odpowiedzieć, że to osoba (jako podmiotowość istnienia) tworzy i kształtuje porządek natury (jej treściowe wyposażenie) zarówno na poziomie duchowym, jak i na poziomie cielesnym dzięki powiązaniu z życiem ożywiającym ciało. Dlatego ludzka natura nie może istnieć bez osobowego istnienia. Natura przede wszystkim w zakresie swej duchowości jest podporządkowana bezpośrednio osobie, a pośrednio także w zakresie swej ożywionej cielesności. Bez tych związków natura nie może prawidłowo funkcjonować.
Co więc się stanie, gdy natura będzie chciała się oderwać od osoby? Otóż wówczas następuje znany dramat człowieka. Katolicka teologia nazywa to upadkiem grzechu pierworodnego. Jest to efekt tego, że natura pragnie działać sama z siebie. Jak już mówiliśmy, natura czerpie swoją realność i realne działanie od aktu istnienia (czyli od osobowej aktywności). Jeżeli jednak będziemy chcieli zadziałać inaczej, niejako wbrew realności, to wówczas wkraczamy w całkiem nowy porządek – czyli w podmiotowość intencjonalną. Tak właśnie „powstaje” nasza świadomość. Gdy natura w zakresie swej duchowości oderwie się od osobowej podmiotowości i aktywności, wtedy popada w stan możnościowy. Próbuje wówczas wydobyć swoje działanie z poziomu możnościowego. Władze duchowe same w sobie stanowią możność (potentia). Aby działać w sposób realny i osobowy, muszą czerpać aktywność z mocy sprawczej osobowych własności istnieniowych. Ale jeśli tego zabraknie, to duchowe władze możnościowe zostają sprowadzone do poziomu potencjalnego (intencjonalnego), a to znaczy, że utraciły realną moc działania i pozostaje im jedynie działanie nierealne (niezbyt realne), czyli pozorne. Wtedy pojawia się myślenie (cogito) w naszym rozumie, w woli zaś pojawia się wolny wybór (arbitrium liberum), natomiast w naszej uczuciowości pojawiają się doznania przyjemności (passioines delectationis). W ten sposób w naszej duszy rodzi się sfera możnościowa, czyli świadomość, która zaczyna działać wyłącznie pod wpływem efektów doznań cielesnych (doznań zmysłowych). Rozum zaczyna kierować się wrażeniami zmysłowymi, wola zaczyna wybierać spośród pożądliwości zmysłowych, a uczucia doświadczają jedynie przyjemności zmysłowych.
Tak powstaje sfera możnościowa naszej upadłej natury, którą filozofia nowożytna nazwała świadomością (a wcześniej jaźnią). Potocznie świadomość ujmuje się jako podmiotowość myślenia, idąc za myślą Kartezjusza. Ale już u samego Mistrza cogito obejmowało działania wszystkich trzech władz duszy. Niestety w przeciwieństwie do podmiotowości osobowej świadomość nie stanowi realnego podmiotu. Ona jest jedynie podmiotowością intencjonalną (używając terminologii fenomenologicznej) albo podmiotowością możnościową (używając terminologii arystotelesowskiej).
Przeto świadomość nie może stanowić realnego człowieczeństwa, ale jest tylko wypaczeniem ludzkiej natury. Oczywiście ludzka natura może się kierować propozycjami świadomości, ale to zupełnie nie znaczy, iż osiąga w ten sposób poziom realności. Mówiąc bez ogródek natura staje się dzięki temu mniej realna lub niezbyt realna (czyli nierealna). Nasze myślenie nigdy nie będzie miało statusu realnego aktu. Ono pozostaje zawsze czymś możnościowym. Jest intencjonalne, czyli posiada status intencji myślnej, a nie realności.
Dlatego nie wolno uważać świadomości za przejaw ludzkiego człowieczeństwa, gdyż wówczas sprowadzamy człowieczeństwo do czegoś tylko pomyślanego, a człowieczeństwo powinno być czymś zasadniczo realnym. Nie można sprowadzać człowieczeństwa do samej świadomości. Stąd definiowanie człowieka jako świadomość jest poważnym błędem. Realny człowiek jest osobą. Człowiek jest przede wszystkim osobą. Jest osobową podmiotowością, która przyczynuje i sprawia cały porządek natury ludzkiej. Dopiero kiedy natura próbuje się oderwać od osoby, wtedy staje się świadomością, czyli podmiotowością intencjonalną. Ale to nie jest realny podmiot działania. Człowiek w swoim człowieczeństwie musi być czymś realnym, a nie tylko pomyślanym. Dzisiaj człowiek woli wymyślać siebie od nowa niż zgodzić się na swoją własną realność. Dlaczego tak się dzieje? Otóż człowiek upatruje swoją wolność właśnie w myśleniu i wybieraniu, a także przeżywaniu przyjemności. Ale to jest jakieś potworne złudzenie. Wszystko bierze się stąd, że porzucono metafizykę i dlatego zapomniano o realności. Trzeba przywrócić poznanie realności, bo inaczej zginiemy skacząc w ponurą otchłań myślenia. Czyżby już nie było ratunku dla człowieka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz