Marksizm chciał zmienić starą
burżuazyjną świadomość na nową komunistyczną. Marks uważał, że taka zmiana może
się dokonać dzięki przewartościowaniu ludzkiej pracy. Trzeba więc zmienić
warunki pracy (czyli warunki ekonomiczne), żeby ludzie zaczęli inaczej myśleć.
Ujmując to zagadnienie od strony ekonomicznej trzeba stwierdzić, że chodziło o
radykalną zmianę własności środków produkcji. Marksizm chciał całkowitego
uspołecznienia tych środków. Wydawało się, że takie uspołecznienie zmusi ludzi
do myślenia w kategoriach społecznych, a nie tylko prywatnych. Wszystko to
razem miało doprowadzić do pełnego uspołecznienia obywateli. Odtąd ludzie mieli
pracować dla celów społecznych, a nie dla siebie, co miało skutkować wzrostem
myślenia społecznego. Porzucono więc socjalizm utopijny, który sądził, że
wystarczy ukazać ludziom nową ideę społeczną, a oni sami poprą takie
rozwiązanie. Marksizm wychodził z założenia, że zmiana świadomości powinna być
wywołana radykalną zmianą warunków pracy. Innej drogi nie ma.
Można zatem przyjąć, że to praca
jako podstawowa działalność społeczna człowieka miała określać świadomość
obywateli nowego ustroju politycznego. Praca na swoim jako własność prywatna
wpływa destrukcyjnie na świadomość człowieka tworząc wartości burżuazyjne.
Trzeba więc zmienić warunki pracy i stworzyć nową własność społeczną. Jednak
gwarantem takiej własności mogło się stać tylko państwo, dlatego trzeba było
zdobyć władzę polityczną. W ten sposób powstała własność państwowa
(nacjonalizacja przemysłu), a nie społeczna. Jednocześnie okazało się, że
ludzie pozbawieni własności nie chcą wydajnie pracować, skoro nie wiedzą, po co
pracują. W komunizmie praca straciła zarówno swój sens ekonomiczny, jak i
humanistyczny.
Dzisiaj widać dokładnie, że
współczesne państwa demokratyczne nauczyły się od marksistów jednego. Że
najlepszym sposobem zmiany świadomości człowieka jest stworzenie odpowiednich
warunków ekonomicznych. Dlatego mamy pracę ludzką podporządkowaną całkowicie
wymogom ekonomicznym, czyli osiąganiu zysku. Praca zawodowa musi przynosić
zysk. Liczy się jedynie wartość ekonomiczna pracy, gdyż to się przekłada na
korzyści dla państwa w postaci podatków. Obecnie dokonuje się przemiana
świadomości w kierunku myślenia ekonomicznego. Ludzie przeliczają już wszystko
na pieniądze. Człowiek pracuje więc po to, żeby zarabiać duże pieniądze, które
można potem wydać na przyjemności i rozrywki. Ludzka praca przestaje już
tworzyć realny dobrobyt wspólnoty rodzinnej. Praca stała się tworzeniem
możliwości postępu technicznego. Nie ma już znaczenia, że praca powinna
doskonalić i rozwijać osobę lub osobowość człowieka. Ważne jest tylko to, żeby
rozwijać możliwości osiągania sukcesu w karierze zawodowej. Obecnie ludzka
praca stała się w dużej mierze pracą zawodową i tylko zawodową. Jednak widzimy,
że praca zawodowa dehumanizuje człowieka, a właściwie lepiej byłoby powiedzieć,
że go depersonalizuje. Ponieważ praca zawodowa jest podporządkowana wyłącznie
celom ekonomicznym. Ponadto taka praca odbywa się w organizacyjnym systemie zarządzania,
a nie we wspólnocie osobowej. To znaczy, że praca jest podporządkowana
strukturze zarządzania i odbywa się w relacjach przełożony- podwładny (jak w
wojsku). W takim układzie nie ma miejsca na relacje osobowe. To, co psychologia
społeczna nazywa relacjami interpersonalnymi, jest kompletnym nieporozumieniem.
To nie ma nic wspólnego z relacjami osobowymi, które same z siebie tworzą
wspólnotę osobową. Żadna firma ani przedsiębiorstwo nie może sobie pozwolić na
uznanie i poszanowanie osobowej podmiotowości człowieka. Tutaj liczy się tylko
pracownik wykonujący jak najlepiej swoje zadanie zawodowe. Czyli tak jak trybik
pracujący w dużej maszynie, albo działa dobrze, albo wymienia się go na nowy,
on ma swoją rolę w całości i nie może być żadnego odstępstwa od normy
produkcyjnej. Nawet jeśli w niektórych zawodach wydaje się, że pracujemy w
sposób twórczy, to i tak nasza twórczość ma określone cele handlowe, a nie
artystyczne.
Jeżeli człowiek nie wyrwie się z
tego kręgu mechanicznego zarządzania, to już nigdy nie będzie w stanie powrócić
do prawdziwej wspólnoty osób. Musimy sobie zdawać sprawę, że jedyną ostoją
życia osobowego jest dziś rodzina i Kościół. Ale nawet wspólnotę osobową
rodziny zamierza się dzisiaj przekształcić w wymyślonego dziwoląga związków homoseksualnych.
Takie rozwiązania prowadzą wprost do zanegowania godności osobowej człowieka.
Godność dotyczy bowiem osoby i tylko osoby ludzkiej. Okazuje się jednak, że
człowiek chętnie zrezygnuje ze swej godności w imię wymyślonej wolności
(wolności myślenia). Propozycja budowania własnej osobowości gender na ruinach
ponowożytnego myślenia jest zupełnie chybiona. Równie dobrze możemy zostać
krasnoludkami.
Mamy dzisiaj ostatni moment, żeby
uniknąć depersonalizacji własnego człowieczeństwa. Depersonalizacja oznacza
wyrzeczenie się własnej osoby i przynależnej jej godności. Jest więc słynnym
skokiem w otchłań absurdu i nicości. Człowiek pozbawiony życia osobowego (czyli
moralności i religijności) staje się jakimś przerażającym demonem. Taki
człowiek marzy o tym, żeby wymyślić siebie na nowo. Sądzi, że stworzy coś
nowego i niepowtarzalnego, a tworzy jedynie złudne możliwości, które coraz
bardziej pochłaniają jego prawdziwą realność. Człowieku bez realności jesteś po
prostu nikim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz