Jeżeli rozważamy cokolwiek na
temat człowieka, to musimy mieć zawsze przed sobą najważniejszą prawdę, że
człowiek jest przede wszystkim osobą. Nie ma sensu prowadzić rozważań o
człowieku z innej perspektywy, gdyż to zawiedzie nas zawsze na manowce zgubnych
możliwości. Nie da się sprowadzić człowieka do poziomu tworzywa
materialistycznego, czy nawet bytu czysto przyrodniczego. Wiadomo przecież, ze
u człowieka pojawia się nagle myślenie (myślenie abstrakcyjne), które w żaden
sposób nie zależy od przemian cielesności.
Myślenie nie jest i nie może być
funkcją mózgu, jak chcieliby nam wmówić naukowi ignoranci. Otóż wzrost mózgu
dowodzi właśnie czegoś przeciwnego. Trzeba przyjąć, że to ludzki mózg rozwinął
się i umocnił pod wpływem myślenia. Również rozwój i tworzenie narzędzi jest
efektem myślenia i racjonalizacji działań z tym związanych, a nie odwrotnie.
Zatem ludzkiego działania nie wolno uzależniać jedynie od czynników i warunków
zewnętrznych. Człowiek dysponuje bowiem wewnętrzną siłą rozwojową, która płynie
z jego osobowego istnienia (subiectum
essendi).
Człowiek jest aktywnym podmiotem
działającym. Jest rzeczywistym sprawcą swoich działań i nie wolno negować jego
egzystencjalnej mocy sprawczej. Bo inaczej sprowadzimy wszystko do
behawiorystycznego schematu bodziec-reakcja, który pozbawia człowieka wolności
działania.
Problemem pozostaje pytanie,
gdzie narodził się człowiek myślący (homo
sapiens)? Czy stało się to na początku w Afryce, skąd ludzie wywędrowali po
świecie, czy może nastąpiło to już w czasie wędrówki gdzieś po drodze? Kiedy człowiek pomyślał coś
po raz pierwszy (50 tys. lat temu, czy może 10 tys.)? Jeżeli człowiek wyruszył z Afryki na podbój
świata, to można by przypuszczać, że dokonał tego właśnie pod wpływem myślenia.
Może pomyślał sobie, że tu się nie da żyć, więc może trzeba spróbować gdzie
indziej, bo tam może być lepiej. A to stwierdzenie, że „gdzieś może być
lepiej”, jest już efektem myślenia.
Nawet najlepsze przystosowanie
się do jakichś warunków zewnętrznych nie wymaga bowiem myślenia – takiego
myślenia o przyszłości (albo na przyszłość), jakie symbolizuje Prometeusz (prometein). Dla zwykłego przystosowania
się wystarczy poznanie panujących
warunków oraz pamięć o tym, jak żyło się dawniej (epimetein). Prometeusz byłby nauczycielem przyszłego rozwoju
techniki (rozwoju naukowego i technologicznego). Epimeteusz natomiast byłby
przedstawicielem życia zgodnego z przyrodą, a nie panowania nad nią dzięki
technice. Na początku przyroda panowała jeszcze nad człowiekiem. W Europie kimś
takim byli Neandertalczycy. Jednak starożytni Grecy wielbili już Prometeusza.
Można przyjąć, że te dwa sposoby
podejścia do życia występują w całej historii człowieka. Są okresy, gdy ludzie
poszukują różnych zmian, aby polepszyć swoje życie, i zachwycają się tymi
zmianami, ale są też okresy, gdy ludzie trwają przy dawnych zwyczajach i
sposobach działania, a do tego są zadowoleni z tego stanu rzeczy i nie
potrzebują żadnych szybkich zmian. Dziś mamy czas, gdy pędzimy przed siebie gdzieś
w nieznane, tak naprawdę nie wiadomo dokąd. Najchętniej polecielibyśmy w
otchłań kosmosu, ale trzeba wiedzieć, że to tylko nasze myślenie skazuje nas na
zagładę. Człowieka może uratować tylko poznanie
realności własnej oraz zaakceptowanie realności, w której żyje, co powinno
owocować sensowną ochroną środowiska osobowego (społecznego) oraz ochroną
środowiska przyrodniczego (potrzebnego do życia).
Postęp technologiczny nie służy
doskonałości samego człowieka. Zdobywanie wciąż nowych urządzeń technicznych nie
wpływa na moralną doskonałość człowieka. Doskonałość moralna może płynąć
jedynie z wnętrza człowieka, czyli z podmiotowości osoby ludzkiej. To tam
zawarte są nasze duchowe skarby. To tak kryje się moc sprawcza osoby i jej
osobowej aktywności (kontemplacja, sumienie i upodobanie), która doskonali
naszą naturę. Same zdolności naturalne nie zdołają osiągnąć poziomu osobowego.
Władze duchowe pozostawione same sobie tworzą tylko dowolne możliwości
działania, czyli właśnie to, co popycha nas do poszukiwania nowych rozwiązań
technicznych. Dlatego dzisiaj ludzie wyżywają się w pracy zawodowej zapominając
o swoim osobowym powołaniu do życia moralnego i religijnego. Taka perspektywa
rozwoju społecznego nie wróży nam niczego dobrego.