Augustyn był teologiem. Doskonale
rozumiał teologiczną sytuację człowieka spowodowaną jego upadkiem, ponieważ
potrafił przeanalizować swoją własną grzeszność, czyli niedoskonałość ludzkiego
działania po grzechu pierworodnym.
Dlatego w duszy odkrył wolność
woli (wolną decyzję człowieka – liberum
arbitrium) oraz myślenie naszego umysłu (cogitare). Właśnie odkrycie tych ludzkich słabości i
niedoskonałości kazało mu podkreślić konieczność przyjęcia Bożej łaski.
Lekarstwem dla wolności wyboru i decyzji, czyli swobody ludzkiego działania,
miała być przyjęta Miłość Boża (nadprzyrodzona miłość caritas). Natomiast lekarstwem dla ludzkiego myślenia miało być
światło Bożej Prawdy i rodząca się stąd wiara (credere) Augustyn przedstawia nam sytuację teologiczną człowieka –
jego upadek i zbawienie jako dar łaski, nawet wtedy, gdy przemawia językiem
filozoficznym. Dlatego zupełnie niepotrzebne jest wydobywanie z jego tekstów
zagadnień filozoficznych. Należałoby pozostać przy poglądach teologicznych.
Historia potoczyła się jednak inaczej i oddziaływał on także jako filozof.
Augustyn był przede wszystkim
teologiem. Jasno pojmował potrzebę przyjęcia Bożej łaski i dlatego został
mianowany Doktorem Łaski (doctor gratiae).
Natomiast jego rozważania filozoficzne są niestety błędne i szkodliwe. Z nich
to Kartezjusz wyprowadził swoją teorię cogito
oraz duszy jako res cogitans. Sam
Augustyn określał duszę jako substantia
rationalis. Taka definicja z jednej strony zaburzała samo rozumienie duszy,
która od razu stawała się w człowieku czymś samodzielnym i niezależnym, zaś z
drugiej strony wywyższało to duszę stawiając ją ponad ciałem, które było tylko substantia materialis. To wywoływało
radykalny dualizm w człowieku, a od Boga wprost „wymagało” podwójnego
stwarzania. Bóg nie stwarzał już człowieka, lecz stwarzał ludzką duszę, która
miałaby poszukiwać swojego ciała (to po to wprowadzono później teorię comensuratio animae ad hoc corpus).
Stworzenie duszy bezpośrednio
przez Boga przynosiło dalsze trudności. Otóż stworzona dusza powinna być
doskonała, a będąc doskonała powinna działać w sposób doskonały, czyli
realizować prawdę i dobro. Jak zatem dusza mogła zgrzeszyć? Augustyn powie, że
zgrzeszyła z racji wolności, jaką dysponowała. Wola jako władza duszy miała
wolność działania, czyli zdolność wolnego wyboru (liberum arbitrium). Z tej wolności dusza wybrała grzech zamiast
trwania w dobru. Ale mamy tutaj poważny problem, czy wolność wyboru jest
doskonałością, czy niedoskonałością? Raczej trudno traktować taką wolność jako
doskonałość. Można dodać, że również rozum zamiast trwać w prawdzie pogubił się
idąc za kłamstwem. Czym się kierował? Przecież nie swoją doskonałością. Trzeba
bowiem stwierdzić, że gdyby dusza została stworzona przez Boga, wówczas nie
mogłaby się od Niego oderwać, gdyż dysponowałaby doskonałą mocą poznawczą oraz
doskonałą mocą chcenia (jak w przypadku posiadania łaski).
Stworzona dusza powinna być
bytowym aktem. Pamiętamy, że Arystoteles twierdził, że dusza ludzka jest aktem
formy, który kształtuje materialne tworzywo. Musimy zdawać sobie jednak sprawę,
że była to raczej teoria powstawania dzieła sztuki, czyli tworzenia na miarę
człowieka a nie stwarzania na miarę Boga. Po prostu nie można było uzgodnić
tego ze stwarzaniem z niczego (ex nihilo). Grecy twierdzili bowiem, że ex nihilo nihil fit. Dlatego sam akt
stwarzania należało pojmować zupełnie inaczej, co pokazał dopiero św. Tomasz. U
niego Bóg (sam będący Czystym Aktem Istnienia) stwarza w bycie akt istnienia, a
nie duszę jako akt formy.
Mówiliśmy już, że Augustyn
definiował duszę jako substancję rozumną. Niestety u niego to określenie
odnosiło się właściwie do ludzkiego myślenia. To on jako pierwszy posłużył się
w filozofii pojęciem myślenia (cogitare)
obok dotychczasowego pojęcia poznania umysłowego (intelligere). Jednak zamiast zauważyć w myśleniu ułomność umysłu
lub rozumu, przyznał mu pełną doskonałość poznania umysłowego. Przecież nawet
wiarę (credere) zdefiniował poprzez
myślenie – credere est cogitare cum
assensione. Otóż nasza wiara przynależy do umysłu, ale na pewno nie jest
myśleniem. Jest oczywiście uznaniem (assensio
lub assensus), ale to oznacza, że
jest przyjęciem i uznaniem tego, co realne. Możemy sformułować taką definicję
wiary – credere est acceptio et assensio
id quod reale est.
Jeżeli wiara miałaby być myśleniem,
to w prosty sposób moglibyśmy wymyślać o Bogu dowolne rzeczy (na ogół wymyśla
się wtedy, że Bóg jest Myślącym Umysłem, który posiada idee wszystkich rzeczy).
Takie myślenie o Bogu pasuje oczywiście do twórczego działania, czyli tworzenia
cielesnych bytów według wzorczych idei zawartych w umyśle. Wówczas Bóg musi
posiadać idealne pojęcia o wszystkich gatunkach rzeczy. Niestety jest to
zepchnięcie Boga do roli twórczego Demiurga Platona w połączeniu z
Arystotelesowskim Pierwszym Samomyślącym się Umysłem. Ale to jest coś
absurdalnego.
Analizując wzajemne odniesienie
teologii i filozofii trzeba stwierdzić, że teologiczne stanowisko ma jedno
poważne wypaczenie. Otóż wszystko albo raczej zbyt wiele przypisuje
bezpośrednio sprawczości Boga, żeby w ten sposób podkreślić Bożą Wszechmoc. Jednak
takie stanowisko czyni Boga niepotrzebnie odpowiedzialnym za rzeczy lub sprawy
całkiem drugorzędne, co sprowadza się do tego, że Boga obarcza się działaniami
lub interwencjami, które wprost pomniejszają Jego Wszechmoc stwórczą. Dotyczy
to zarówno powstawania świata przyrodniczego, jak i stworzenia człowieka, a
nawet działania Bożej łaski.
Zasadniczym i głównym
nieporozumieniem jest teza postawiona przez Augustyna, że Bóg stwarza
bezpośrednio ludzką duszę, którą już na gruncie filozoficznym ujmuje się jako
samodzielną substancję. Otóż nie ma potrzeby sprowadzania objawionego
nauczania, że Bóg stworzył człowieka (jako mężczyznę i kobietę), do
filozoficznej tezy, że dotyczy to duszy człowieka. Idąc tutaj tropem biblijnym
(niestety okazuje się, ze teologia nie wypracowała właściwego rozumienia
człowieka) należałoby powiedzieć, że Bóg stworzył bezpośrednio osobę człowieka.
Bóg stworzył człowieka jako osobę mężczyzny oraz osobę kobiety. Tak można
rozumieć przekaz biblijny.
Człowiek jest bowiem przede
wszystkim osobą, natomiast wyposażenie ludzkiej natury – czyli dusza i ciało –
powstaje dzięki aktywnemu działaniu podmiotowości istnienia stwarzanej
bezpośrednio przez Boga. Dzieje się to za sprawą działania własności
transcendentalnych, jakie posiada stworzony akt istnienia. Toteż w przypadku
człowieka tylko jego istnienie, stanowiące podmiot osobowy i podmiot ożywczy (vivere lub vitalitas), posiada realną doskonałość. Natomiast zarówno dusza jak
też ciało nie dysponują pełną doskonałością, ponieważ przy ich kształtowaniu
biorą udział przyczyny drugorzędne, które są już bytami stworzonymi.
Bóg stworzył więc ludzkie
istnienie, czyli indywidualną egzystencję człowieka. Stworzył w tym istnieniu
ludzką osobę oraz ludzkie życie, które razem współtworzą podmiotowość
egzystencjalną. A dopiero dalej egzystencjalna podmiotowość istnienia mogła
ukształtować dla siebie duszę i ciało. Podmiotowość osoby odpowiada za
powstanie konkretnej duszy, zaś podmiotowość życia odpowiada za powstanie
konkretnego ciała, czyli ludzkiego organizmu żywego. Człowiek został zatem
stworzony jako osoba uduchowiona i wcielona, czyli posiadająca duszę i ciało.
Trzeba jednak pamiętać, że na kształt duszy i ciała wpływają również przyczyny
drugorzędne – w przypadku dziecka są to rodzice, a jak podpowiada teologia – również
osobisty anioł stróż.
Dlatego Bóg ma kontakt przede
wszystkim z osobą człowieka. Jak poucza nas filozofia (zob. u Gogacza), dzieje
się to za pośrednictwem relacji osobowych, które są nawiązywane na poziomie
własności osobowych istnienia (na poziomie własności prawdy, dobra i piękna).
Bóg oddziałując bezpośrednio na podmiotowość istnienia może oczywiście już
pośrednio wywoływać odpowiednie zmiany w duszy lub w ciele człowieka, dlatego
mówimy, że uzdrawia duszę lub ciało.
Otóż po grzechu pierworodnym ludzka
natura jakby zerwała kontakt z osobą albo oderwała się od niej. Na pewno można
powiedzieć, że natura przestała działać pod wpływem osobowej aktywności
(dotyczy to aktów osobowych kontemplacji, sumienia i upodobania). Człowieka
ogarnęła wówczas pustka. W swej naturze człowieka stał się pusty i nagi. Pusty
w zakresie duchowym, a nagi i goły cieleśnie. Człowiek przestraszył się i
schował przed Bogiem, gdyż bał się, że Moc Najwyższego może go teraz zniszczyć
i spalić. Człowiek zerwał osobową łączność z Bogiem, gdyż jego natura
(zwłaszcza duchowość) zanegowała prawdziwą realność. Dotyczyło to również Boga
jako Stwórcy tego, co realnie istnieje, ponieważ poznanie zła wywołało
odrzucenie dobra wszystkiego, co realne. Poznanie zła okazało się osiągnięciem
pustki i nagości.
Nagle człowiek stanął przed
problemem, jak z tej pustki i golizny stworzyć sobie własny świat – świat
cywilizacji i kultury. Nie zdawał sobie sprawy, że ten nowy wspaniały świat będzie zasadzał się na akceptacji zła, na
kłamstwie i oszustwie, na przemocy i zbrodni. Ludzkie panowanie nad światem nie
mogło przynieść nic dobrego. Dlatego Bóg musiał podjąć trudną misję zbawienia
ludzi.
Człowiek nie działa na mocy
wolności, gdyż wolność nie posiada żadnej mocy. Człowiek działa dzięki mocy
życia oraz mocy godności osobowej, które otrzymał od Boga. Do działania
konieczna jest bowiem moc a nie możliwość. Wolność otwiera przed nami jedynie
pole możliwości, ale nie daje nam żadnego impulsu do działania. Do działania
potrzebna jest człowiekowi realna moc sprawcza. Taką moc człowiek posiada tylko
w swoim istnieniu (w egzystencji). Takiej mocy nie znajdziemy na poziomie
istoty (czyli w ludzkiej naturze lub esencji). Istota jest tylko możnością, a
to oznacza, że rozwija przed nami pole możliwości działania, jednak sama
aktywność musi pochodzić od aktu, czyli podmiotowości istnienia. Ludzka natura
musi więc zaczerpnąć sprawczej mocy od aktu istnienia. Nasza duchowość wymaga
mocy osobowej godności, a nasza cielesność potrzebuje mocy życia (mocy
ożywczej). Bez tego człowiek nie może dobrze, pięknie i prawdziwie działać. Bez
tego egzystencjalnego wsparcia zaczynamy wybierać mniejsze zło, zaczynamy
tworzyć półprawdy, zaś piękno zamieniamy na przyjemność. Takie karmienie się
możliwościami prowadzi jednak do utraty realności, a to skutkuje zatraceniem
samego siebie. Bez wykorzystania egzystencjalnej mocy człowiek staje się pusty
i goły. Najchętniej zakłada wtedy jakąś maskę. Może to być maska zawodowego
sukcesu, twórczości artystycznej albo wyrobienia kulturalnego, albo wyćwiczonej
cielesności i sukcesu sportowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz