3.03.2017

Moje uwagi dotyczące lektur (św. Augustyn)



Augustyn był teologiem. Doskonale rozumiał teologiczną sytuację człowieka spowodowaną jego upadkiem, ponieważ potrafił przeanalizować swoją własną grzeszność, czyli niedoskonałość ludzkiego działania po grzechu pierworodnym.

Dlatego w duszy odkrył wolność woli (wolną decyzję człowieka – liberum arbitrium) oraz myślenie naszego umysłu (cogitare). Właśnie odkrycie tych ludzkich słabości i niedoskonałości kazało mu podkreślić konieczność przyjęcia Bożej łaski. Lekarstwem dla wolności wyboru i decyzji, czyli swobody ludzkiego działania, miała być przyjęta Miłość Boża (nadprzyrodzona miłość caritas). Natomiast lekarstwem dla ludzkiego myślenia miało być światło Bożej Prawdy i rodząca się stąd wiara (credere) Augustyn przedstawia nam sytuację teologiczną człowieka – jego upadek i zbawienie jako dar łaski, nawet wtedy, gdy przemawia językiem filozoficznym. Dlatego zupełnie niepotrzebne jest wydobywanie z jego tekstów zagadnień filozoficznych. Należałoby pozostać przy poglądach teologicznych. Historia potoczyła się jednak inaczej i oddziaływał on także jako filozof.

Augustyn był przede wszystkim teologiem. Jasno pojmował potrzebę przyjęcia Bożej łaski i dlatego został mianowany Doktorem Łaski (doctor gratiae). Natomiast jego rozważania filozoficzne są niestety błędne i szkodliwe. Z nich to Kartezjusz wyprowadził swoją teorię cogito oraz duszy jako res cogitans. Sam Augustyn określał duszę jako substantia rationalis. Taka definicja z jednej strony zaburzała samo rozumienie duszy, która od razu stawała się w człowieku czymś samodzielnym i niezależnym, zaś z drugiej strony wywyższało to duszę stawiając ją ponad ciałem, które było tylko substantia materialis. To wywoływało radykalny dualizm w człowieku, a od Boga wprost „wymagało” podwójnego stwarzania. Bóg nie stwarzał już człowieka, lecz stwarzał ludzką duszę, która miałaby poszukiwać swojego ciała (to po to wprowadzono później teorię comensuratio animae ad hoc corpus).

Stworzenie duszy bezpośrednio przez Boga przynosiło dalsze trudności. Otóż stworzona dusza powinna być doskonała, a będąc doskonała powinna działać w sposób doskonały, czyli realizować prawdę i dobro. Jak zatem dusza mogła zgrzeszyć? Augustyn powie, że zgrzeszyła z racji wolności, jaką dysponowała. Wola jako władza duszy miała wolność działania, czyli zdolność wolnego wyboru (liberum arbitrium). Z tej wolności dusza wybrała grzech zamiast trwania w dobru. Ale mamy tutaj poważny problem, czy wolność wyboru jest doskonałością, czy niedoskonałością? Raczej trudno traktować taką wolność jako doskonałość. Można dodać, że również rozum zamiast trwać w prawdzie pogubił się idąc za kłamstwem. Czym się kierował? Przecież nie swoją doskonałością. Trzeba bowiem stwierdzić, że gdyby dusza została stworzona przez Boga, wówczas nie mogłaby się od Niego oderwać, gdyż dysponowałaby doskonałą mocą poznawczą oraz doskonałą mocą chcenia (jak w przypadku posiadania łaski).

Stworzona dusza powinna być bytowym aktem. Pamiętamy, że Arystoteles twierdził, że dusza ludzka jest aktem formy, który kształtuje materialne tworzywo. Musimy zdawać sobie jednak sprawę, że była to raczej teoria powstawania dzieła sztuki, czyli tworzenia na miarę człowieka a nie stwarzania na miarę Boga. Po prostu nie można było uzgodnić tego ze stwarzaniem z niczego (ex nihilo). Grecy twierdzili bowiem, że ex nihilo nihil fit. Dlatego sam akt stwarzania należało pojmować zupełnie inaczej, co pokazał dopiero św. Tomasz. U niego Bóg (sam będący Czystym Aktem Istnienia) stwarza w bycie akt istnienia, a nie duszę jako akt formy.

Mówiliśmy już, że Augustyn definiował duszę jako substancję rozumną. Niestety u niego to określenie odnosiło się właściwie do ludzkiego myślenia. To on jako pierwszy posłużył się w filozofii pojęciem myślenia (cogitare) obok dotychczasowego pojęcia poznania umysłowego (intelligere). Jednak zamiast zauważyć w myśleniu ułomność umysłu lub rozumu, przyznał mu pełną doskonałość poznania umysłowego. Przecież nawet wiarę (credere) zdefiniował poprzez myślenie – credere est cogitare cum assensione. Otóż nasza wiara przynależy do umysłu, ale na pewno nie jest myśleniem. Jest oczywiście uznaniem (assensio lub assensus), ale to oznacza, że jest przyjęciem i uznaniem tego, co realne. Możemy sformułować taką definicję wiary – credere est acceptio et assensio id quod reale est.

Jeżeli wiara miałaby być myśleniem, to w prosty sposób moglibyśmy wymyślać o Bogu dowolne rzeczy (na ogół wymyśla się wtedy, że Bóg jest Myślącym Umysłem, który posiada idee wszystkich rzeczy). Takie myślenie o Bogu pasuje oczywiście do twórczego działania, czyli tworzenia cielesnych bytów według wzorczych idei zawartych w umyśle. Wówczas Bóg musi posiadać idealne pojęcia o wszystkich gatunkach rzeczy. Niestety jest to zepchnięcie Boga do roli twórczego Demiurga Platona w połączeniu z Arystotelesowskim Pierwszym Samomyślącym się Umysłem. Ale to jest coś absurdalnego.

Analizując wzajemne odniesienie teologii i filozofii trzeba stwierdzić, że teologiczne stanowisko ma jedno poważne wypaczenie. Otóż wszystko albo raczej zbyt wiele przypisuje bezpośrednio sprawczości Boga, żeby w ten sposób podkreślić Bożą Wszechmoc. Jednak takie stanowisko czyni Boga niepotrzebnie odpowiedzialnym za rzeczy lub sprawy całkiem drugorzędne, co sprowadza się do tego, że Boga obarcza się działaniami lub interwencjami, które wprost pomniejszają Jego Wszechmoc stwórczą. Dotyczy to zarówno powstawania świata przyrodniczego, jak i stworzenia człowieka, a nawet działania Bożej łaski.

Zasadniczym i głównym nieporozumieniem jest teza postawiona przez Augustyna, że Bóg stwarza bezpośrednio ludzką duszę, którą już na gruncie filozoficznym ujmuje się jako samodzielną substancję. Otóż nie ma potrzeby sprowadzania objawionego nauczania, że Bóg stworzył człowieka (jako mężczyznę i kobietę), do filozoficznej tezy, że dotyczy to duszy człowieka. Idąc tutaj tropem biblijnym (niestety okazuje się, ze teologia nie wypracowała właściwego rozumienia człowieka) należałoby powiedzieć, że Bóg stworzył bezpośrednio osobę człowieka. Bóg stworzył człowieka jako osobę mężczyzny oraz osobę kobiety. Tak można rozumieć przekaz biblijny.

Człowiek jest bowiem przede wszystkim osobą, natomiast wyposażenie ludzkiej natury – czyli dusza i ciało – powstaje dzięki aktywnemu działaniu podmiotowości istnienia stwarzanej bezpośrednio przez Boga. Dzieje się to za sprawą działania własności transcendentalnych, jakie posiada stworzony akt istnienia. Toteż w przypadku człowieka tylko jego istnienie, stanowiące podmiot osobowy i podmiot ożywczy (vivere lub vitalitas), posiada realną doskonałość. Natomiast zarówno dusza jak też ciało nie dysponują pełną doskonałością, ponieważ przy ich kształtowaniu biorą udział przyczyny drugorzędne, które są już bytami stworzonymi.

Bóg stworzył więc ludzkie istnienie, czyli indywidualną egzystencję człowieka. Stworzył w tym istnieniu ludzką osobę oraz ludzkie życie, które razem współtworzą podmiotowość egzystencjalną. A dopiero dalej egzystencjalna podmiotowość istnienia mogła ukształtować dla siebie duszę i ciało. Podmiotowość osoby odpowiada za powstanie konkretnej duszy, zaś podmiotowość życia odpowiada za powstanie konkretnego ciała, czyli ludzkiego organizmu żywego. Człowiek został zatem stworzony jako osoba uduchowiona i wcielona, czyli posiadająca duszę i ciało. Trzeba jednak pamiętać, że na kształt duszy i ciała wpływają również przyczyny drugorzędne – w przypadku dziecka są to rodzice, a jak podpowiada teologia – również osobisty anioł stróż.

Dlatego Bóg ma kontakt przede wszystkim z osobą człowieka. Jak poucza nas filozofia (zob. u Gogacza), dzieje się to za pośrednictwem relacji osobowych, które są nawiązywane na poziomie własności osobowych istnienia (na poziomie własności prawdy, dobra i piękna). Bóg oddziałując bezpośrednio na podmiotowość istnienia może oczywiście już pośrednio wywoływać odpowiednie zmiany w duszy lub w ciele człowieka, dlatego mówimy, że uzdrawia duszę lub ciało.

Otóż po grzechu pierworodnym ludzka natura jakby zerwała kontakt z osobą albo oderwała się od niej. Na pewno można powiedzieć, że natura przestała działać pod wpływem osobowej aktywności (dotyczy to aktów osobowych kontemplacji, sumienia i upodobania). Człowieka ogarnęła wówczas pustka. W swej naturze człowieka stał się pusty i nagi. Pusty w zakresie duchowym, a nagi i goły cieleśnie. Człowiek przestraszył się i schował przed Bogiem, gdyż bał się, że Moc Najwyższego może go teraz zniszczyć i spalić. Człowiek zerwał osobową łączność z Bogiem, gdyż jego natura (zwłaszcza duchowość) zanegowała prawdziwą realność. Dotyczyło to również Boga jako Stwórcy tego, co realnie istnieje, ponieważ poznanie zła wywołało odrzucenie dobra wszystkiego, co realne. Poznanie zła okazało się osiągnięciem pustki i nagości.

Nagle człowiek stanął przed problemem, jak z tej pustki i golizny stworzyć sobie własny świat – świat cywilizacji i kultury. Nie zdawał sobie sprawy, że ten nowy wspaniały świat będzie zasadzał się na akceptacji zła, na kłamstwie i oszustwie, na przemocy i zbrodni. Ludzkie panowanie nad światem nie mogło przynieść nic dobrego. Dlatego Bóg musiał podjąć trudną misję zbawienia ludzi.

Człowiek nie działa na mocy wolności, gdyż wolność nie posiada żadnej mocy. Człowiek działa dzięki mocy życia oraz mocy godności osobowej, które otrzymał od Boga. Do działania konieczna jest bowiem moc a nie możliwość. Wolność otwiera przed nami jedynie pole możliwości, ale nie daje nam żadnego impulsu do działania. Do działania potrzebna jest człowiekowi realna moc sprawcza. Taką moc człowiek posiada tylko w swoim istnieniu (w egzystencji). Takiej mocy nie znajdziemy na poziomie istoty (czyli w ludzkiej naturze lub esencji). Istota jest tylko możnością, a to oznacza, że rozwija przed nami pole możliwości działania, jednak sama aktywność musi pochodzić od aktu, czyli podmiotowości istnienia. Ludzka natura musi więc zaczerpnąć sprawczej mocy od aktu istnienia. Nasza duchowość wymaga mocy osobowej godności, a nasza cielesność potrzebuje mocy życia (mocy ożywczej). Bez tego człowiek nie może dobrze, pięknie i prawdziwie działać. Bez tego egzystencjalnego wsparcia zaczynamy wybierać mniejsze zło, zaczynamy tworzyć półprawdy, zaś piękno zamieniamy na przyjemność. Takie karmienie się możliwościami prowadzi jednak do utraty realności, a to skutkuje zatraceniem samego siebie. Bez wykorzystania egzystencjalnej mocy człowiek staje się pusty i goły. Najchętniej zakłada wtedy jakąś maskę. Może to być maska zawodowego sukcesu, twórczości artystycznej albo wyrobienia kulturalnego, albo wyćwiczonej cielesności i sukcesu sportowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz