5.03.2017

Moje uwagi dotyczące lektur (papieska adhortacja)




O Adhortacji Amoris laetitia



Wydaje się, że kluczowym tekstem dla zrozumienia papieskiego stanowiska jest fragment z n.36: „Niejednokrotnie przedstawialiśmy ideał teologiczny małżeństwa zbyt abstrakcyjny, skonstruowany niemal sztucznie, daleki od konkretnej sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin takich, jakie są. Ta nadmierna idealizacja, zwłaszcza gdy nie obudziliśmy ufności w działanie łaski, nie pozwoliła na to, aby małżeństwo było bardziej pożądane i atrakcyjne, lecz wręcz przeciwnie”. Mamy tutaj do czynienia z wyraźnym zestawieniem, a nawet przeciwstawieniem ideału teologicznego z „rzeczywistymi możliwościami”. W tym przeciwstawieniu tkwi sedno problemu.

Papież Franciszek nie wykazał się rozeznaniem w zakresie realności człowieka. W zakresie jego osobowej realności. Dlatego zupełnie nieopatrznie nadał nauczaniu o małżeństwie i rodzinie sens idealistyczny. W swojej adhortacji mówi o ewangelicznym ideale lub o pełnym ideale Ewangelii (n. 308), a także o proponowaniu pełnego ideału małżeństwa (n. 307). Jakby zapominając, że rzeczywistość osobowa i wspólnotowa człowieka, a więc małżeństwo i rodzina stanowią właśnie pełnię realności a nie jakiś ideał. Ideał ma zawsze wymiar idealistyczny, żeby nie powiedzieć wprost – nierzeczywisty. Ja określam ten wymiar mianem sfery możliwości.

Otóż wspólnota osobowa zapoczątkowana przez sakrament małżeństwa nie jest żadnym ideałem, lecz najprawdziwszą realnością. Jest to realne złączenie dwóch osób – mężczyzny i kobiety. Jest to połączenie osób dzięki nawiązaniu poprzez łaskę Bożą relacji osobowych wykraczających poza nasze poznanie i decyzje (wybory). To dlatego funkcjonuje formuła głosząca: co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza. Wspólnota osobowa nawiązana pod auspicjami Boga stanowi najgłębszą realność przynależną człowiekowi. Natomiast wszystkie odstępstwa od tej sakramentalnej łączności są jedynie ludzkimi możliwościami działania i postępowania. Nie można takich sytuacji określać mianem realnych. Nawet jeśli są to faktyczne dokonania człowieka, to nie znaczy, że są to w pełni rzeczywiste akty. Są to zawsze jakieś braki i pozbawienia się tego, co w człowieku jest realne. Trzeba pamiętać, że grzech i zło są brakiem dobra, czyli właśnie pozbawieniem się czegoś realnego. Dlatego złe postępowanie trudno byłoby uznać za coś realnego, co miałoby służyć człowiekowi do rozwoju własnej osobowej realności.

Człowiek kierując się swoją świadomością traci stopniowo rozeznanie rzeczywistości. Nasza świadomość bardzo rzadko lub wcale nie przybiera dzisiaj postaci świadomości moralnej potocznie zwanej sumieniem. A to właśnie świadomość spycha nas w sferę możliwości. Człowiek, który nie zna swojej osoby, a kieruje się tylko świadomością zaczyna działać i co gorsza żyć w świecie możliwości. Okazuje się, że życie świadome może sprowadzać się do życia intencjonalnego, czyli tworzenia jedynie możliwości. Ale to nie jest realne życie człowieka. Trzeba to wyraźnie ludziom „uświadomić”. Trzeba nauczać, że są osobami, że są osobą mężczyzny lub osobą kobiety. Trzeba głosić, że życie prawdziwie ludzkie jest życiem osobowym, i dalej, że życie osobowe przebiega w rodzinie, która jest realną wspólnotą osobową. Rodzina stanowi bowiem pierwsze i zasadnicze środowisko człowieka. Aby postawić rodzinę na trwałych fundamentach, potrzebna jest łaska sakramentalna. Inaczej będziemy budowali na ruchomych piaskach naszej natury oderwanej od osoby (wszystko jedno czy będą to wzajemne upodobania duchowe, czy wzajemne doznania przyjemności).

Nasze realne życie wymaga silnych i trwałych podstaw egzystencjalnych. To nie mogą być choćby najwspanialsze chwile przyjemności, przeżycia euforii, szalone emocje albo własne pomysły na życie. To powinny być trwałe i głębokie, bo zakorzenione w egzystencji (w istnieniu), relacje osobowe. To muszą być relacje wiary, miłości i nadziei, o których mówił Gogacz. To właśnie dzięki nim nasza osoba uaktywnia się i oddziałuje na naszą duchowość, która z kolei uzyskuje dzięki temu własne siły i działania o charakterze moralnym (virtutes et actus morales) – czyli słowo prawdy, czyn dobra i przeżycie piękna. W ten sposób powstaje u człowieka moralność i religijność, co stanowi doskonały wyraz życia osobowego.

Wszystko to dzieje się we wspólnocie osobowej, jaką jest prawdziwa rodzina. Dlatego musimy stwierdzić, że czymś wspaniałym dla człowieka jest moralność i religijność, a nie wolność. Natomiast Papież mówi, że czymś wspaniałym jest wolność (n. 267). Otóż czymś naprawdę wspaniałym jest godność osoby, która jest podstawą moralności i religijności. Ponadto stanowi ona źródło mocy dla naszej duchowości, inaczej duchowość stanie się świadomością, która będzie nam proponowała wolność działania. Ale wolność nie ma żadnej mocy sprawczej. Ona otwiera przed nami jedynie pole możliwości zachęcając do wyboru tego, co możliwe do pomyślenia, a nie tego, co naprawdę realne. Wolność tworzy więc i „buduje” swój świat możliwości (zwłaszcza możliwości technicznych) pomijając zupełnie rozwój realności człowieka. Z powodu fascynacji wolnością człowiek poszukuje spełnienia i doskonałości na zewnątrz siebie a nie w sobie samym. Sądzi bowiem, że różne urządzenia techniczne udoskonalą jego życiem, ale one tylko ułatwiają i uprzyjemniają czynności życiowe, lecz nie doskonalą naszego życia. Pełnia doskonałości leży zawsze po stronie realności, czyli realizuje się w rozwoju wewnętrznej realności człowieka poprzez moralne odniesienie do innych ludzi oraz religijne odniesienie do Boga Osobowego.

Jak pomóc rodzinie? Rodzina tak jak każda osoba ludzka potrzebuje wiary i miłości. Kto nam może ofiarować tę wiarę i miłość? Na pewno ludzie wierzący i miłujący albo wierny i miłujący Bóg. Bóg jest naszą ostateczną ostają. Bóg Wierny to Chrystus Syn Boży, zaś Bóg miłujący to Duch Święty. Właśnie w Bogu rodzina powinna szukać realnego wsparcia. Człowiek wierzący i miłujący to Święci, którzy są wśród nas, albo Święci, którzy są już w niebie. Żeby móc przyjąć pomoc z nieba od Świętych i od Boga, trzeba się wiele modlić. Trzeba się modlić do Boga i do Świętych. Tylko wtedy spłynie na nas realna pomoc w postaci łaski uświęcającej. Bóg rozdaje swoją łaskę wszystkim, którzy potrafią ją przyjąć. Musimy nauczyć się przyjmować ten dar Boga. Żeby móc go przyjąć, trzeba prosić. Modlitwa jest realną prośbą o dar łaski.

Kościół jest wspólnotą modlitewną. I tak z pewnością dzieje się w polskim Kościele. A jednak w codziennym życiu brakuje nam łaski. To by znaczyło, że ludzie nie potrafią się w pełni otworzyć i przyjąć  łaski. Może nie chcą lub nie potrafią lub się boją żyć po bożemu, gdyż wystarcza im, że żyją po ludzku. Chyba nie zdają sobie sprawy, że żyjąc po ludzku, po ludzku też umrą i nic po nich nie zostanie. Memento mori. Pamiętaj, że umrzesz. Pamiętajmy o tym, że to łaska może uratować nasze osobowe życie – życie wieczne.

Kościół powinien wciągać ludzi do modlitwy. Kościół powinien pokazywać i głosić skuteczność modlitwy. Powinien rozwijać różne formy modlitwy wstawienniczej, np. zapraszać małżonków do małych grup modlitewnych, które modliłyby się w intencji konkretnych osób lub danej rodziny. Najlepiej aż do skutku, bo to pokazywałoby siłę modlitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz