O Adhortacji Amoris
laetitia
Wydaje się, że kluczowym tekstem
dla zrozumienia papieskiego stanowiska jest fragment z n.36: „Niejednokrotnie przedstawialiśmy ideał
teologiczny małżeństwa zbyt abstrakcyjny, skonstruowany niemal sztucznie,
daleki od konkretnej sytuacji i rzeczywistych możliwości rodzin takich, jakie
są. Ta nadmierna idealizacja, zwłaszcza gdy nie obudziliśmy ufności w działanie
łaski, nie pozwoliła na to, aby małżeństwo było bardziej pożądane i atrakcyjne,
lecz wręcz przeciwnie”. Mamy tutaj do czynienia z wyraźnym zestawieniem, a
nawet przeciwstawieniem ideału teologicznego z „rzeczywistymi możliwościami”. W
tym przeciwstawieniu tkwi sedno problemu.
Papież Franciszek nie wykazał się
rozeznaniem w zakresie realności człowieka. W zakresie jego osobowej realności.
Dlatego zupełnie nieopatrznie nadał nauczaniu o małżeństwie i rodzinie sens
idealistyczny. W swojej adhortacji mówi o ewangelicznym
ideale lub o pełnym ideale Ewangelii
(n. 308), a także o proponowaniu pełnego
ideału małżeństwa (n. 307). Jakby zapominając, że rzeczywistość osobowa i
wspólnotowa człowieka, a więc małżeństwo i rodzina stanowią właśnie pełnię
realności a nie jakiś ideał. Ideał ma zawsze wymiar idealistyczny, żeby nie
powiedzieć wprost – nierzeczywisty. Ja określam ten wymiar mianem sfery
możliwości.
Otóż wspólnota osobowa
zapoczątkowana przez sakrament małżeństwa nie jest żadnym ideałem, lecz
najprawdziwszą realnością. Jest to realne złączenie dwóch osób – mężczyzny i
kobiety. Jest to połączenie osób dzięki nawiązaniu poprzez łaskę Bożą relacji
osobowych wykraczających poza nasze poznanie i decyzje (wybory). To dlatego
funkcjonuje formuła głosząca: co Bóg
złączył, człowiek niech nie rozłącza. Wspólnota osobowa nawiązana pod
auspicjami Boga stanowi najgłębszą realność przynależną człowiekowi. Natomiast
wszystkie odstępstwa od tej sakramentalnej łączności są jedynie ludzkimi
możliwościami działania i postępowania. Nie można takich sytuacji określać
mianem realnych. Nawet jeśli są to faktyczne dokonania człowieka, to nie znaczy,
że są to w pełni rzeczywiste akty. Są to zawsze jakieś braki i pozbawienia się
tego, co w człowieku jest realne. Trzeba pamiętać, że grzech i zło są brakiem
dobra, czyli właśnie pozbawieniem się czegoś realnego. Dlatego złe postępowanie
trudno byłoby uznać za coś realnego, co miałoby służyć człowiekowi do rozwoju
własnej osobowej realności.
Człowiek kierując się swoją
świadomością traci stopniowo rozeznanie rzeczywistości. Nasza świadomość bardzo
rzadko lub wcale nie przybiera dzisiaj postaci świadomości moralnej potocznie
zwanej sumieniem. A to właśnie świadomość spycha nas w sferę możliwości.
Człowiek, który nie zna swojej osoby, a kieruje się tylko świadomością zaczyna
działać i co gorsza żyć w świecie możliwości. Okazuje się, że życie świadome
może sprowadzać się do życia intencjonalnego, czyli tworzenia jedynie
możliwości. Ale to nie jest realne życie człowieka. Trzeba to wyraźnie ludziom
„uświadomić”. Trzeba nauczać, że są osobami, że są osobą mężczyzny lub osobą
kobiety. Trzeba głosić, że życie prawdziwie ludzkie jest życiem osobowym, i
dalej, że życie osobowe przebiega w rodzinie, która jest realną wspólnotą
osobową. Rodzina stanowi bowiem pierwsze i zasadnicze środowisko człowieka. Aby
postawić rodzinę na trwałych fundamentach, potrzebna jest łaska sakramentalna.
Inaczej będziemy budowali na ruchomych piaskach naszej natury oderwanej od
osoby (wszystko jedno czy będą to wzajemne upodobania duchowe, czy wzajemne
doznania przyjemności).
Nasze realne życie wymaga silnych
i trwałych podstaw egzystencjalnych. To nie mogą być choćby najwspanialsze
chwile przyjemności, przeżycia euforii, szalone emocje albo własne pomysły na
życie. To powinny być trwałe i głębokie, bo zakorzenione w egzystencji (w
istnieniu), relacje osobowe. To muszą być relacje wiary, miłości i nadziei, o
których mówił Gogacz. To właśnie dzięki nim nasza osoba uaktywnia się i
oddziałuje na naszą duchowość, która z kolei uzyskuje dzięki temu własne siły i
działania o charakterze moralnym (virtutes
et actus morales) – czyli słowo prawdy, czyn dobra i przeżycie piękna. W
ten sposób powstaje u człowieka moralność i religijność, co stanowi doskonały
wyraz życia osobowego.
Wszystko to dzieje się we
wspólnocie osobowej, jaką jest prawdziwa rodzina. Dlatego musimy stwierdzić, że
czymś wspaniałym dla człowieka jest moralność i religijność, a nie wolność.
Natomiast Papież mówi, że czymś
wspaniałym jest wolność (n. 267). Otóż czymś naprawdę wspaniałym jest
godność osoby, która jest podstawą moralności i religijności. Ponadto stanowi
ona źródło mocy dla naszej duchowości, inaczej duchowość stanie się
świadomością, która będzie nam proponowała wolność działania. Ale wolność nie
ma żadnej mocy sprawczej. Ona otwiera przed nami jedynie pole możliwości
zachęcając do wyboru tego, co możliwe do pomyślenia, a nie tego, co naprawdę
realne. Wolność tworzy więc i „buduje” swój świat możliwości (zwłaszcza
możliwości technicznych) pomijając zupełnie rozwój realności człowieka. Z
powodu fascynacji wolnością człowiek poszukuje spełnienia i doskonałości na
zewnątrz siebie a nie w sobie samym. Sądzi bowiem, że różne urządzenia
techniczne udoskonalą jego życiem, ale one tylko ułatwiają i uprzyjemniają
czynności życiowe, lecz nie doskonalą naszego życia. Pełnia doskonałości leży
zawsze po stronie realności, czyli realizuje się w rozwoju wewnętrznej
realności człowieka poprzez moralne odniesienie do innych ludzi oraz religijne
odniesienie do Boga Osobowego.
Jak pomóc rodzinie? Rodzina tak
jak każda osoba ludzka potrzebuje wiary i miłości. Kto nam może ofiarować tę
wiarę i miłość? Na pewno ludzie wierzący i miłujący albo wierny i miłujący Bóg.
Bóg jest naszą ostateczną ostają. Bóg Wierny to Chrystus Syn Boży, zaś Bóg
miłujący to Duch Święty. Właśnie w Bogu rodzina powinna szukać realnego
wsparcia. Człowiek wierzący i miłujący to Święci, którzy są wśród nas, albo
Święci, którzy są już w niebie. Żeby móc przyjąć pomoc z nieba od Świętych i od
Boga, trzeba się wiele modlić. Trzeba się modlić do Boga i do Świętych. Tylko
wtedy spłynie na nas realna pomoc w postaci łaski uświęcającej. Bóg rozdaje
swoją łaskę wszystkim, którzy potrafią ją przyjąć. Musimy nauczyć się
przyjmować ten dar Boga. Żeby móc go przyjąć, trzeba prosić. Modlitwa jest
realną prośbą o dar łaski.
Kościół jest wspólnotą
modlitewną. I tak z pewnością dzieje się w polskim Kościele. A jednak w
codziennym życiu brakuje nam łaski. To by znaczyło, że ludzie nie potrafią się
w pełni otworzyć i przyjąć łaski. Może
nie chcą lub nie potrafią lub się boją żyć po bożemu, gdyż wystarcza im, że
żyją po ludzku. Chyba nie zdają sobie sprawy, że żyjąc po ludzku, po ludzku też
umrą i nic po nich nie zostanie. Memento
mori. Pamiętaj, że umrzesz. Pamiętajmy o tym, że to łaska może uratować
nasze osobowe życie – życie wieczne.
Kościół powinien wciągać ludzi do
modlitwy. Kościół powinien pokazywać i głosić skuteczność modlitwy. Powinien
rozwijać różne formy modlitwy wstawienniczej, np. zapraszać małżonków do małych
grup modlitewnych, które modliłyby się w intencji konkretnych osób lub danej
rodziny. Najlepiej aż do skutku, bo to pokazywałoby siłę modlitwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz